Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2016, 18:03   #196
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
NOCNY POCIĄG Z MIĘSEM


Tymoteusz Krakowski ciężko oddychał, a zaćpany wzrokiem rozglądał się po swoim biurze. Nagle wstał wypuszczając z ręki drinka, którego trzymał - ten rozlał się na całkiem drogim dywanie. Rzucił się ku szafie, w której znajdował się jego sejf. Nerwowo wpisał numery, których nigdy nie zapomni - musiał sprawdzić. Zbrojone drzwiczki otworzyły się i tam zobaczył, że jego najcenniejsza rzecz wciąż tam jest. Z lekkim spokojem zamknął sejf i o mało nie posrał się, gdy zadzwonił telefon. Czy oni obserwują go? Czy widzieli, że akurat zajmował się sejfem?! Chwiejnym krokiem podszedł do swojego biurka, gdzie ukląkł nad niewielkim wzgórkiem białego proszku i mocno pociągnął nosem. Z twarzą niemal białą odebrał telefon.

Głos po drugiej stronie sprawił, że Krakowski natomiast wyprostował się na baczność o mało przy okazji nie przewracając się. Pot wystąpił na jego czole, a jego zmiękł i przestał wystawać poza szlafrok. To był on! Osobiście do niego dzwonił!
- Wiesz co to jest Berło Władzy? - padło pierwsze pytanie. Nie było żadnego przywitania. To była osoba, dla której czas był pieniądzem, a jedyne co cenił no to właśnie pieniądze. Nic innego. Pieniądze, którymi kupował poparcie w wielkim projekcie.
- Wie... wie... wiem. - powiedział Krakowski starając się opanować drżenie żuchwy - Jest w Dzielnicy u tego... Pana Grzegorza...
- U Pana Ryszarda. - powiedział głos po drugiej stronie, a Krakowski uniósł do góry jedną brew. Nie słyszał o żadnym Panu Ryszardzie, a wiedział natomiast o Panu Grzegorzu. Dalej pomyślał o tym, że płacono mu żeby był na bieżąco i właśnie udowodnił, że nie jest. W jego głowie rozległo się głośne i przeciągłe "Kurwa!"
- Mówi ci coś nazwisko Kocięba? - kolejne pytanie padło, ale tym razem umysł Krakowskiego pracował na nadludzkich obrotach. Była to zasługa narkotyków, które krążyły w jego żyłach, no ale i tego, że ogółem to nie był głupi... aż tak bardzo. Zdeprawowanie, wóda, kokaina, dziwki, lasery, bajery sprawiły, że nie poszedł w ślady swych przodków i nie został mendą, a głupią mendą to i owszem.
- Tak! To jeden ze znajomych Welczyńskiego! - jakby z karabinu wystrzelił swe słowa artystysta w szlafroku. Nie było już w nim żadnego wahania, ani jąkania. Gdzieś na dnie jego umysłu kojarzyło mu się, że jeszcze ktoś nosił takie nazwisko, ale zupełnie nie mógł sobie przypomnieć kto. Musiał zasłyszeć je w ciągu jednej z narkotycznych wizji.
- No i on ma Berło Władzy. - powiedział mężczyzna po drugiej stronie linii, daleko poza granicami Polski zresztą - Wyślij ludzi, żeby mu je odebrali, może nie jest aż tak doświadczony we władaniu im jak Pan Grzegorz.
- Tak jest! - przyjął rozkaz Krakowski i natychmiast miał się zamiar tym zająć. Natychmiast po skończeniu rozmowy z samą górą rzecz jasna. Był przeszczęśliwy, że sam szef do niego dzwonił!
- Dosyłam ci siedmiu ludzi z Włoch. Głównie dla ochrony tej najbliższej imprezy, która będzie u ciebie. To bardzo ważne, żeby się udała. Ci ludzie podlegają jednemu z nich, a ten jeden odpowiada bezpośrednio przede mną więc uważaj. W przypadku, gdybyś ustalił gdzie jest Berło Władzy, ale nie umiałbyś go odzyskać to możesz im przekazac o tym informację, a oni się tym zajmą. - po czym rozłączył się. Od tak po prostu. Żadnego "żegnaj", "uważaj" czy "pocałuj mnie w dupę". Kultura była dla frajerów, a pieniądze dla mistrzów. Tymoteusz Krakowski stał tak jeszcze chwilę ściskając komórkę w dłoni przy ucho po czym powiedział:
- Tak jest Najwyższy Mistrzu! - po czym zadzwonił do swych zaufanych ludzi, którzy mieli wtyki na ulicy...

W tym samym czasie na dworzec miasta podjechał pociąg, z którego wysiadło siedmiu srogich typów. Natychmiast poszli na parking, gdzie już czekały na nich dwa czarne samochody: BMW i Mercedes.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=deY4D1pzNFg[/media]

WEJŚCIE AKREDYTOWANE


W czasie kiedy reszta zażywała wzmocnienia Rencoleczowych tak jak William Praudmoore bez żadnego pierdolenia obszedł cały budynek dookoła sprawdzając jego słabe i mocne strony, a także przygotowując kilka dróg ucieczki. Przede wszystkim znalazł, że po drugiej stronie budynku znajduje się basen z dwoma nadmuchiwanymi materacami, żeby poopierdalać się leżąc niby to na wodzie. Nie myśląc wiele spuścił z jednego z nich powietrze i podrzucił pod płot z tyłu na wypadek jakby trzeba było przechodzić przez druty kolczaste. Dodatkowo cichaczem rozkręcił znalezioną pięcio złotówką drabinkę basenu i też podrzucił tak, żeby ucieczka tyłem była błyskawiczna. Przy okazji łażąc tak po tyłach, w ciemności zwrócił uwagę, że drzwi od tyłu są przeszklone, ale zamknięte - jakkolwiek teraz wejście nimi z pewnością zaalarmowałoby tych co siedzieli w środku to jednak rozbicie ich w razie ucieczki nie powinno stanowić żadnego problemu (a po użyciu pistoletu z pewnością nie stanowiłoby). Co do samego budynku to Praudmoore zauważył, że gdyby rozpędził się wewnątrz na pierwszym piętrze to dałoby się doskoczyć do basenu - skok by był jednak niebezpieczny, bo prawdopodobnie należałoby skoczyć na głowkę. Jedno potknięcie i łbem uderza się w całkiem twarde kafelki. Niestety przy basenie nie było żadnej trampoliny, może u sąsiadów? No, ale do sąsiadów nie da się zajrzeć, bo płot z żywopłotem i drutem kolczastym. Po słuchu i bliskości sąsiedniego budynku można było poznać, że przejście przez płot, z którejkolwiek innej strony niż od frontu zaprowadzi na posesję jakiegoś sąsiada.

Holiłud widział też, że na parterze jest całkiem ciemno, ale już na piętrze palą się światła w dwóch pokojach i na korytarzu.

Wracając już do reszty przeszedł obok dziwnego krzaka. Lekko zaszokowany dziwnością wrócił się i zauważył, że ktoś za tym krzakiem ukrył przekrętło odcinające gaz. Nigdy nie widział czegoś takiego bez żółtej skrzynki, czy tam... no po prostu, żeby osoby postronne nie bawiły się tym. Ale w sumie tutaj dookoła był w pytę wielki parkan z w pytę ostrym drutem kolczastym. I teraz przed Holiłudem pojawiła się decyzja, która mogła wpłynąć na resztę jego życia!

Przypomnijmy: przez ostatnie dwa dni Holiłud, nie licząc miejsc gdzie spał lub ruchał to był w trzech budynkach: popierdolonym, takim który wyleciał w powietrze i popierdolonym. Tu w tym miejscu mógł przerwać ten łańcuszek, nikt z jego ekipy nie miał ładunków wybuchowych, więc jedyny sposób, żeby rozpierdolić ten bezbożny przybytek to było użyć gazu... miła perspektywa, ale było jedno cholernie duże ALE. Mianowicie takie, ale że mieli jeszcze ratować córkę Bimbromanty z budynku. Ten budynek wybuchnie to Holiłud niemalże miał jak w banku, że budynek Krakowskiego okaże się jakiś popierdolony. To jak będzie? Praudmoore zaryzykuje, że ten budynek wybuchnie, a następny będzie popierdolony, czy ten nie wybuchnie i może ten łańcuszek przerwie się, a jak nie przerwie się to przynajmniej budynek Krakowskiego wyleci w powietrze?

NOCNY POCIĄG DO MIĘSA


Chciałoby się powiedzieć, że od pokonania baletowego pedała do czasu wtargnięcia do domostwa wydarzyły się jakieś dodatkowe ciekawe sprawy, jakieś nagłe odkrycia, przykrycia, czy bezkrytycznia, ale nie - co działo się to działo, bo wszystko już na ten temat zostało powiedziane, a jak nie zostało to i nie było zbytnio warte gadanie. Ot Piździeliusz podziękował serdecznie za pomoc, a Złomokleta bez żadnych problemów odłączył alarm drzwi i dało się wejść. No i Holiłud wrócił ze swojego zwiadu. Wszyscy mężczyźni weszli do środka taszcząc ze sobą pokonanego pedała. W środku było ciemno - jedyne światło to to z korytarza na piętrze. Słychać było na górze muzykę, ale najwyraźniej nikt nie zareagował, że weszliście. Na parterze nikogo nie było. Można było nawet włączyć światło i i tak nikt się nie jorgnie. Odnośnie samego opisu parteru to darujmy sobie - dość powiedzieć, że wszystkiego było tam w chuj. Tradycyjnie już były drogie kolorowe alkohole i żadnej polskiej wódki. Pedał w baletkach został przywiązany do fotela kablami dwóch przedłużaczy, ale trzeba było jeszcze pomyśleć jak go wybudzić.

Tym czasem Zadra zwrócił uwagę, że pederaści mają dwie lodówki. Jedną stojącą (gdzie było standardowe żarcie pederastów), a drugie takie w formie leżącej. Zadra otworzył drugą lodówkę spodziewając się trupów, a tu zonk... było tam w chuj kurczaków z rożna! I nawet nie zamrożonych tylko po prostu zimnych! Już było wiadomo gdzie były te wszystkie kurczaki z rożna, gdy się szło do hipermarketu, a oni mówili, że chuj nie ma. Tu lądowały! I do tego w swoim pierwszym życiu! Zadra przebadał mięso pierwszego z brzegu swoim przenośny testerem chemikaliów i trucizn i powiedział:
- Kurwa, mięso pierwsza klasa. - i zaczął żreć.
 
Anonim jest offline