Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2016, 19:40   #60
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Evelyn - Bret definitywnie nie posłuchał jej sugestii by wyniósł się z kochankiem gdzieś indziej. Nie zdążyła nawet dojść do końca bramy zanim nie pojawił się na końcu uliczki wzdłuż murów. To co uderzyło wampirzycę, to w jak wzbudzonym stanie pracowały teraz jej zmysły. Jego głos - ciepły szept - usłyszała z kilkudziesięciu metrów. Jego zapach, pomimo upiornego wiatru który wiał chyba tylko w tym forcie, z dwudziestu. A kiedy była ledwie dziesięć metrów od niego, jego aura rozbłysła. Do tej pory pomarańczowa, pełna strachu, rozbryzgnęła promieniami karmazynu, sztywnymi liniami indygo i falami srebra. - Nie powinno cię tu być, moja droga - dodał, a jednak ruszył w jej stronę

- Też tęskniłam Bret. - Evelyn zatrzymała się i sięgnęła by przeczesać włosy, po czym zdała sobie sprawę, że jak zwykle przed badaniami związała je w ciasny kok, więc tylko oparła dłoń na szyi. Uważnie przyjrzała się swojemu sire. Pragnęła go, chciała podbiec, przytulić się, pocałować go, tyle że było ale. Po czyjej stronie jest Bret i czy jest jakakolwiek strona, do której ona należy. - Odczekałam te dwie noce, a niestety muszę tu załatwić jedną sprawę. Czy nie chciałbyś jednak posłuchać mojej sugestii?

- Chciałbym...ale nie mogę - ostatnie kilka kroków niemal podbiegł. Zamknął ją w mocnym uścisku, a wampirzyca przez chwilę miała złudzenie jakby...zabiło mu serce? - Nie wiem co masz tu do załatwienia, ale w Elizjum jest Roger. Łowca. Jako mój gość. Jeżeli wejdziesz dalej...

Dziewczyna mocno wtuliła się w wampira. Chwilkę nie odpowiadała ciesząc się znajomym dotykiem, ale po kilku sekundach rozluźniła uścisk. - Myślałam, że Elizjum zostało zamknięte.

- Tak ogłoszono, choć nie taka była intencja. Elizja są...dla wszystkich

- Więc mogę tam wejść, a on nie powinien mnie ruszyć. Po co go zaprosiłeś do cholery?

- Więc możesz tam wejść, a nikt cię nie skrzywdzi. Dopóki jesteś w Elizjum. A po co go zaprosiłem? Skąd w ogóle pomysł że to zrobiłem?

- Nazwałeś go swoim gościem staruszku. - Evelyn odchyliła się by spojrzeć na wampira. - Ciebie nie zabił?

- Wszyscy którzy tutaj przychodzą są moimi gośćmi. Czy nie tak zwracałem się do nich kiedy zaglądałaś do sali gościnnej? - pokręcił głową - Nie, jestem dla nich zbyt cenny. Zbyt wiele można się o nas dowiedzieć siadając z nami przy stole.

- Osoba, która wchodzi gdzieś nieproszona to złodziej, a nie gość. - Brytyjka uśmiechnęła się. Plecak ze szkatułką ciążył jej na ramionach. Czy gdzieś tu jest już ten cholerny wampir? - A więc cennych wampirrów też się nei zabija.

- Wolałabyś żeby wypalił to miejsce aż do skały?

- To zamek, trzymam kciuki. Koniec gadania, chcę skorzystać z pracowni jeśli to możliwe, jak nie znajdę sobie miejsce ze stołem. Nie mogę się zajmować wszystkim w hotelu bo ktoś ładuje się z butami nam do domu.

- Mam wrażenie że nie rozumiesz. Albo, co gorsza, że jesteś tak zdesperowana że ci to obojętne.

- Jak sądzisz mój ulubieńcu od czytania ludzi? Czy przy moim zachowaniu ostatnio nie rozumiem czy jestem zdesperowana? Co jeśli ten twój Roger to tylko jedno z moich zmartwień?

- I kiedy uporasz się już z innymi, zostaniesz z ostatnim: jak żyć w świecie, kiedy tysiąc nieznanych wrogów wie kim jesteś - o dziwo, przytulił ją mocniej - Potrzeba ci pracowni, mówisz - spoważniał i porzucił ten sztucznie przemądrzały ton.

- Idioto gdy tak mnie przytulasz, chcę więcej. - Delikatnie spróbowała się odepchnąć, ale bez przekonania. - Sama sobie poradzę. Nie chcę byś ładował się w to samo co ja.

- Więc chodźmy do tej śmierdzącej książkami krypty i zadbajmy o to “ więcej “ - przez chwilę wydawał się równie niedbały jak na samym początku ich znajomości, na balu - Chyba że aż tak ci się śpieszy

- Nie masz “gościa”, którym powinieneś się zająć? - Tak bardzo nie chciała by gdzieś z nią szedł. Równie dobrze ten cały cyrk mógł nie zadziałać, ale jeśli temu idiocie się coś stanie. Skrzywiła się i odwróciła wzrok w stronę fortu. Złe przeczucia nie odstępywały jej na krok. Szybko zauważyła, że w forcie jest więcej strażników niż bywało. Tak jak zwykle było widać 3-4, to teraz o jednego więcej. Prawie zawsze tym jednym więcej jest obcy. Jednak ducha ani nawet jego złudzenia nic nie zwiastowało.

- Mam, z całą pewnością - nie puszczając dziewczyny popchnął ją przed sobą - I zamierzam się do tego przyłożyć.

- Czy po tak długim czasie nie masz do mnie zaufania? Bo widzę, że nie chcesz mnie puścić gdziekolwiek samej. - Chciała by zabrzmiało to żartobliwie, ale narastająca obawa raczej to uniemożliwiała.

- W życiu każdego rodzica przychodzi moment, kiedy zastanawia się czy już postradał zmysły, czy dziecko sprawi to dopiero za chwilę. - też próbował zażartować - ale ton stetryczałego gawędziarza złamał się pod koniec zdania. Bret prowadził wgłąb budynku. W stronę kaplicy - ale zdecydowanie nie najkrótszą drogą.

- Jesteś idiotą. - Brytyjka przestała się opierać. - No, puść mnie dam się zaprowadzić gdzie chcesz. Ostatnio robię tylko to co chcą inni, mam wprawę.

- Dasz się wyprowadzić na zewnątrz? - po ułamku sekundy dotarło do niego jak mało to prawdopodobne - Evelyn, jestem tutaj zakładnikiem. Gwarancją zawieszenia broni. Dowodem że nie trzeba nas eksterminować. Nie wiem co chcesz zrobić, ale…

- Od kiedy niby? Jak dotarłeś do hotelu, co? Powiesz mi jeszcze, że cię tu dokarmiają, jak zwierzątko w klatce. - Zaczęła się irytować, kto niby na to pozwolił.

Przez chwilę w oczach Torreadora zapalił się gniew. Ale kiedy spojrzenie wróciło z zamkniętych drzwi z powrotem na Evelyn, nie było już po nim śladu - Kiedy Maskarada padła, byłem pierwszy do odstrzału. A potem zrobiłem jeszcze kilka głupot, kiedy znikłaś mi z GPSa - kontynuował zupełnie nieświadomy wagi tego co powiedział - To szansa. Ostatnia jaką mamy

Wampirzyca roześmiała się. - To był twój nadajnik? - Z oczu popłynęły jej krwawe łzy. - Boże nawet nie wiesz w co mnie władowałeś idioto. - Przetarła oczy i zlizała krew z palców.

- O czym ty mówisz?

- Ten GPS? To był nadajnik, czy też jakoś inaczej mnie namierzałeś? Błagam powiedz, że inaczej.

- Nadajnik, nieduży, miałaś go pod skórą. Miał ci dać swobodę, niewidoczną opiekę - nie do końca rozumiał, ale z całą pewnością czuł powagę sytuacji

Evelyn chciała mu opowiedzieć o wszystkim ale słowa ugrzęzły jej w gardle. Znów roześmiała się. - Może to jednak ja jestem idiotką.

- Evelyn, co się stało? Jak go znalazłaś? Jak się go pozbyłaś?

- Długa i nudna historia, której wolałabym nie opowiadać. - Uśmiechnęła się smutno. - Niestety muszę to pozostawić twojej wyobraźni. Idziemy?

- Nie, jeżeli mi tego nie powiesz. - przez moment wampirzyca poczuła tą burzę emocji która przepływała przez nią pod wpływem zachwytu, ale fala cofnęła się jak tuż przed tsunami - Sama.

Wampirzyca sięgnęła ręką by przeczesać jego włosy. - Wiesz, że suma sumarum opowiadam ci o wszystkim. Na to też przyjdzie pora, dobrze? Nie rób kolejnej rzeczy, której możesz potem żałować.

- Czyżbyś zgadła o czym teraz myślę?

- Chyba… kto wie.

- Nie wydaje mi się. Sięgnij za komodę - faktycznie, komoda była zaraz za nimi. Spora, drewniana...i odsunięta od ściany na tyle że można było włożyć tam rękę.

Wampirzyca delikatnie wydostała się z objęć, obróciła się i sięgnęła we wskazane miejsce.

Bret, z głośnym parsknięciem przycisnął Evelyn do mebla. Jego biodra przyciskały jej, a ręce mocno złapały nadgarstki wampirzycy. Ale za komodą faktycznie coś było. Drewniane, podłużne, szpiczaste…

- Zasłużyłam na jakieś wyjaśnienia? - Brytyjka oparła się wygodnie o komodę, ale nie wyciągnęła znajdującego się za nią kołka. Przed oczami stanęło jej jak drewno wchodzi w jej klatkę piersiową.

- O tym właśnie myślałem. O upewnieniu się, że nie będziesz miała czasu wpakować się w kolejne kłopoty. - ruch bioder zadawał kłam wersji z kołkiem w sercu.

Evelyn westchnęła ciężko, czuła jak jej ciało napina się od podniecenia. - Staruszku wolę być brana od przodu, a nie od tyłu. - Czuła, że go pragnie, ale wiedziała też, że musi się skupić na czymś innym.

- Nie narzekałaś zbyt głośno te kilka razy…- wplótł palce w jej włosy.

- Byłam zajęta jęczeniem z przyjemności. Bret co ci chodzi po tej twojej główce?

- To mi tylko przeszkadza. - mruknął kiedy zaczął zsuwać jej z ramion plecak.

- Mógłbyś to zostawić? Prosiłam cię o coś. Dobra, prosiłam wiele razy o wiele rzeczy i jak zwykle nie działa. Chcę zająć się tym po co przyszłam.


Spiął się i delikatnie odsunął. Powiało chłodem...albo po prostu aż tak mocno wyczuwała zmiany nastroju

- A więc po co tu przyszłaś?

Evelyn obróciła się przodem do wampira. - Powiedziałam, że wyjaśnię to gdy przyjdzie pora. Czemu musisz być taki uparty, robić wszystko bez uzgodnienia ze mną.

- Bo chcę żebyś to przeżyła. To takie złe?

- To się nie uda, nie ważne co byś robił. Nie wierzę w to już. Ta paranoja od czasów magazynu nie daje mi cholernego spokoju. Od kiedy miałam nadajnik?

- To sztuczny efekt, coś co przejdzie, jeżeli dać temu czas.

- Nasza znajoma z klanu wyraźnie nie chciała mi dawać czasu.

- Crista nie żyje. Nie będzie więcej nasyłać na ciebie ludzi, napadać cię, a twój dom…- zapędził się, ale w końcu zdał sobie z tego sprawę. Ale nutka satysfakcji która zdążyła wybrzmieć...Evelyn zauważyła, że zdecydowanie poprawiła się w wyłapywaniu nastrojów w ciągu tego miesiąca.

na kostkach 1 sukces - tam była nutka satysfakcji



- Kochany staruszek nawet wiesz o moim domu. Kto zabił Criste?

- Szeryf jeszcze nie wie. Prawdopodobnie Brujah, jej nowa podopieczna.

Wampirzycę kopnęła ta informacja. Lekko otępiała oparła się o komodę. Z jednej strony ktoś umarł, ktoś kogo znała, a z drugiej strony - czuła ulgę? Po chwili namysłu lekko podskoczyła i usiadła na komodzie. - Pewnie to zły moment, ale co się jeszcze działo? Czemu pozwoliłeś by uczynili cię zakładnikiem. Nie wierzę, że nie masz z nimi szans. Że nie możesz po prostu zniknąć.

- Och mogę, mogę...prawie tak jak ty znikłaś. Wiesz jak trudno było cię znaleźć, unikając tego całego zamętu?

- Potraktuję to jako komplement, ale z tego co mi wiadomo miałam pomoc. - Brytyjka trochę dziecinnie, skupiając wzrok na podłodze pomachała nogami. - Wiesz, że w każdej chwili mogłeś zadzwonić? W sumie to troszkę czekałam.

- ...znaleźć cię bez wiedzy tuzina opiekunów, jednocześnie zabawiając tutaj gościa...nie, nie mogłem zadzwonić - odsunął się pod przeciwległą ścianę. Przez moment Evelyn przyłapała go na przesunięciu wzroku w inne niż towarzysko niestosowne miejsca - na plecak - Miałaś pomoc?

- Nie wiem dużo. Z tego co widzę nie wiem prawie nic. Tak skupiłam się na uciekaniu, że … - pokręciła głową, gdy dotarły do niej wydarzenia ostatnich dni. - Trzeba było zniknąć.

- Nie mogłem zniknąć, dopóki nie byłaś ze mną.

- Idioto, toż masz, jeszcze jedno dziecko, nie masz co robić ze swoim cudownym nieżyciem tylko przejmować się takim szczylem jak ja? - Była szczęśliwa, cholernie szczęśliwa. W sumie przez moment wydawało jej się, że rzeczywiście zniknął. Spojrzała na swój plecak. - Dziękuje za przypomnienie.

- Daj to, zanim odstawisz coś głupiego z tej radości. - wyciągnął rękę po kołek.

- Mam dwie lewe ręce jeśli chodzi o te rzeczy więc nawet nie zamierzam tego ruszać. Dasz mi zrobić to po co przyszłam?

- Zależy co to jest, to po co przyszłaś.

- A czym się zajmuje historyk?

- Na pewno nie magią krwi. - odsunął kołek nieco dalej

- Jeśli Tremere werbują historyków to czemu by nie.

- Kiedy ty zdążyłaś spotkać Joachima...wtedy, w Elizjum?

- Po przemianie, gdy szukałam Nolesa i gdy potrzebowałam się dowiedzieć co się właściwie dzieje. - Uśmiechnęła się do wampira.

- A ty zobowiązałaś się coś dla niego zrobić...za co?

- Dla niego? Skąd ten pomysł?

- Dla któregoś z młodszych Tremere? Przecież nie ma tu żadnego od dekady.

- Uparty jesteś co? - Evelyn spoważniała. Powinna wrócić do tego po co przyszła. Sprawdzić czy Smith jeszcze gdzieś ją okłamał… czy kłamał czy po prostu podejrzewał.

- A ty wiesz, że to co chcesz zrobić mi się nie spodoba. - Bret przeszedł do ofensywy kiedy Evelyn się namyślała - A przedtem o tym nie pomyślałaś?

- Staram się myśleć o wszystkim niestety cierpię na niedoinformowanie.

- To skoro już wiesz: dlaczego miałabyś to zrobić? Kiedy znikniemy, to nie będzie miało znaczenia.

Pomysł był taki cudowny. Ale skoro nie mogła wydusić z siebie słowa, co ją spotka gdy spróbuje uciec. Sprytny, wredny Tremere. - Oj kusisz, ale niestety jak już coś zacznę to chcę to skończyć. Więc co Bret, maglujesz mnie dalej?

- “Chcesz to skończyć”. Dla dobrego samopoczucia. - rzucił cierpko.

- Dla zaspokojenia ciekawości. Wiesz, że przyszłam tutaj po raz pierwszy także by zaspokoić ciekawość.

- Więc jeżeli będzie to też naszą zgubą, będzie to dość poetyckie.

- Jaką naszą? Staruszku ty wracasz do swojego gościa.

Auspex, ST5, 2 sukcesy - spider sense tingling! shit is about to hit the fan. Here right now
masz 1 rundę na cokolwiek. Wampirzyca wyostrzyła zmysły i odpaliła akcelerację
[inicjatywa Breta - 12. Evelyn 15] ale twój rzut



Intensywny, wzburzający umysł zapach vitae napełniającego ciało Breta uderzył w nozdrza Evelyn. Przy tej szybkości wydawałoby się jakby zamarł bez ruchu - skupiony, czujny, pewny.

Na kostkach wypadło 6 sukcesów, + ten z siły woli..to ty zdążysz zamknąć jedne drzwi, zabrać klucz, uciec przez drugie i zamknąć drugie ;p
wystarczą mi jedne i klucza lepiej nei wyciągać na wypadek gdyby ktoś w srodku miał drugi



To był impuls, przebłysk, który momentalnie pobudził Evelyn. Wyostrzenie zmysłów było już odruchem, myśl o ucieczce też. Nim informacja dotarła do jej głowy puściła w obieg krew i chwytając plecak rzuciła się w stronę drzwi. O dziwo Bret był wolniejszy, ale zdała sobie z tego sprawę dopiero stojąc po drugiej stronie drzwi trzymając w palcach klucz, który właśnie przekręciła. Dopiero wtedy wampir z hukiem wpadł na drewniane skrzydło.

Nie zastanawiając się ruszyła biegiem w stronę kaplicy. Musi to sprawdzić, musi się dowiedzieć czy tamten wampir tu przybył. Czuła jak do oczu napływają jej łzy gdy przemierzała kolejne korytarze. Cholerny staruszek. Nawet nie zwracała uwagi czy mija strażników. Z łatwością znalazła miejsce, do którego udawała się setki razy i pewnie naparła na klamkę.


Kaplica, jej dawna świątynia zadumy, jej pracownia i warsztat...nie były już jej. Pod ołtarzem medytowała zgarbiona kobieta, pozawijana w wielobarwny materiał. Szata jak ciemne, burzowe niebo, chusta fioletowa na głowie...coś mówiły. Nie zareagowała na wtargnięcie Evelyn. Nie podniosła głowy, nawet nie drgnęła. Ani nie sięgnęła po żaden z tuzina rozłożonych dookoła noży.


W oświetlonym świecami pomieszczeniu Evelyn dojrzała też inne zmiany - ktoś odłupał i przytaszczył kawałki mozaiki z krypty pod fortem. Lustro które wyciągnęli z sarkofagu, stało na jednej z ekspozycji tuż koło drzwi. Evelyn ujrzała siebie, tak jak kiedyś Breta - jako bladego potwora, z zakrwawionymi kłami i czającą się Bestią w brązowych oczach.

Brytyjka jeszcze w pędzie zamknęła za sobą drzwi, a to co zobaczyła sprawiło, że powoli osunęła się pod nimi na podłogę. - Kim Pani jest? - Jej głos się trząsł. To wszystko było nie tak, te noże… czyżby to była broń która zginęła z muzeum.

Przez kilkanaście sekund nie było żadnej reakcji. Ani odpowiedzi, ani nawet ruchu. Ale kiedy zagrzechotał zamek w drzwiach obok, kobieta sprężyła się jak atakujący wąż. I tym co było przerażające, nie była jej prędkość. Poruszała się wolniej niż Evelyn. Może nawet śmiertelnicy by potrafili machnąć ręką z taką prędkością. Ale z całą pewnością rzucony nóż nie powinien zatrzasnąć drzwi przez które szarżuje wampir. Kobieta nie usiadła z powrotem. Nadal stała nieruchomo, z ręką wyciągniętą po rzucie.

- Miłosierdzie nocy? - Wampirzyca powoli podniosła się. Jej zmysły wciąż były wyostrzone, starała się zobaczyć aurę osoby stojącej przed nią. Czuła jednak, że nie da rady walczyć z tą istotą. - Te rzeczy… to piękna kolekcja.

- A jednak, nie moja. - głos był młody, niepasujący ani do postury, ani do zmarszczek. To był głos dziewczyny tańczącej na pastwiskach, a nie przerażającej, uzbrojonej staruszki.

- Lustro należało do mojego ojca. Nie wiem czy to nadal aktualne.

- A kim był twój ojciec?

Evelyn wskazała na drzwi. - Nadal jest. Tylko zamknęłaś drzwi pewnie uszkadzając mu nosek.

- A kim był twój ojciec? - powtórzyła pytanie. W jej głos zadrgał, rozbawiony i nawet nie chciała go ukryć.

Wampirzyca zamarła. - Ja… - Przygryzła wargę. Ma 200 lat, kim był. Poczuła jak po brodzie spływa jej krew. Szybko zlizała ją. - Nigdy nie pytałam.

- Zbyt zajęta sobą, by zgłębiać jego?

- Nie dano mi czasu, bym zgłębiła cokolwiek. - Głowa Evelyn pracowała na najwyższych obrotach. Nagle ta kobieta przed nią stała się taka nieistotna. Jak mogła, nigdy nawet nie spróbować się dowiedzieć. 200 lat XIX wiek.

- Czego nie chcą nam dać, bierzemy. - w końcu opuściła rękę, z powrotem klękając na gołej podłodze - Co chcesz wziąć?

- Nie przyszłam tu po to by brać cokolwiek. Czy ty wiesz kim był mój ojciec?

- Nie uciekałaś. Jesteś tu, bo chciałaś tu być.- wiedźma o dziewczęcym głosie wpatrywała się w Evelyn bez ruchu - Tak. - dodała - choć mogła to być zarówno odpowiedź, jak i pusta figura retoryczna. Powoli uniosła kolejne ostrze...i dopiero kiedy Bret uchylił kolejne drzwi, powtórzyła rzut. Tym razem ostrze przeszło na wylot przez drzwi.

Wampirzyca poczuła jak staje jej serce, które i tak od dłuższego czasu nie biło. Powolnym krokiem ruszyła w stronę tamtych drzwi i powstrzymała się dopiero kładąc rękę na klamce. - Kim był?

- Kimś, u kogo miałam dług. Dług został spłacony. - zachwiała się chwilę przed tym jak Evelyn poczuła zagrożenie. Potężne, ogromne jak sztorm nadciągający od morza. Nierychłe, ale nadciągające coraz bliżej.

Evelyn otworzyła drzwi gotowa w każdej chwili na unik. W korytarzu nie było Breta - stety lub niestety. Na podłodze leżał zakrwawiony nóż - długie, falujące kukri z charakterystyczną fakturą damasceńskiej stali.

- Czekam tu na kogoś.

Brytyjka zamknęła drzwi. czuła dziwna ulgę. - Tak mi się wydawało. Też na kogoś czekałam.

- Na kogoś, kto ma mieć coś z mojej kolekcji. - kobieta znikła. Płomienie świec tańczyły szaleńczo, a głos dobiegał zza Evelyn - zupełnie nie przejmując się solidnymi drzwiami.

- Jeśli weźmiesz plecak, możesz sprawdzić czy to to.

- Wysyp - z każdym kolejnym słowem głos się zmieniał. Już nie przywodził na myśl zabaw na otwartych równinach - a raczej matkę broniącą swoich dzieci.

- Mogę wyjąć? - Evelyn zsunęła plecak z ramienia, czując że właśnie wystawia się na atak.

- Zrób to. - kobieta zaczęła ponaglać Evelyn. Niewiele później dziewczyna wychwyciła powód. Do jej uszu dobiegł szczęk broni w korytarzach.

Powoli postawiła plecak na ziemi i zaczęła go otwierać. - Chyba mamy towarzystwo. - Nie słysząc odpowiedzi, wyostrzyła zmysły. Ociągając się wyjęła specjalne opakowanie, w którym zazwyczaj umieszcza się eksponaty, jak zwykle zabezpieczone upierdliwą ilością taśm i gąbek. Normalnie rozcięłaby je scyzorykiem, ale skoro go nie ma. Wyobrażała sobie jak bardzo ją samą irytowałby powtarzający się dźwięk taśmy odklejanej od gąbki. W końcu w migoczącym świetle świec zalśnił kawałek szkatułki. No to sprawdzimy na ile dobrze mi to wyszło. Powoli wyciągnęła eksponat i ustawiła go na podlodze.

Z odległości niecałego metra drobny detal przykuł uwagę Evelyn. Coś, co przeoczyła przez tyle czasu. Punca, znak mistrza na szkatułce, ta którą tak doskonale rozpracowała. Taka sama jak przed chwilą na nożu kobiety. Taki sam jak…w zapiskach o wyprawie do Tripolis.

Szkatułka pękła z trzaskiem, sypiąc drzazgami we wszystkie strony. W tym samym momencie drzwi za ołtarzem otworzyły się i wypadł z nich Bret, uzbrojony w olbrzymi topór. - Evelyn!

Evelyn gdy tylko szkatułka pękła znów puściła w obieg więcej krwi. Gdy tylko drzwi za ołtarzem otworzyły się skoczyła w ich stronę. Stara się przebiec obok Breta, najlepiej nie obrywając żadnym nożem.

Żaden nóż nie nadleciał. Nie nastąpił żaden cios. Torreador zasłonił Evelyn swoim ciałem - ale bezcelowo. Całe te bohaterstwo poszło na marne.

Wampirzyca zatrzymała się tuż za drzwiami, zaskoczona brakiem jakiejkolwiek reakcji i spojrzała na pokój.

Zniknęły wszystkie noże - coś co nie było zaskakujące. Ubyło kilka ksiąg z pulpitu. Ale Evelyn zauważyła coś jeszcze. Błysk zielonych oczy młodej, uśmiechniętej dziewczyny patrzących na nią z szczęśliwie obróconego lusterka.

Ten widok był tak nieoczekiwany, tak zaskakujący, że przez chwilę patrzyła na nie jak zahipnotyzowana. Dopiero po sekundzie wyostrzyła zmysły nasłuchując jakichkolwiek dźwięków. Gdzie ta walka, gdzie jest ta wiedźma.

percepcja + awareness
ST4 a wypadła porażka trzy jedynki.



Przez chwilę Evelyn słyszała walkę - szczęk stali zaledwie piętro wyżej. Ale potem wszystko ucichło. Nagły, wstrząsająco głośny huk poderwał Evelyn.
To Bret za jej plecami upuścił topór.

Wampirzyca spojrzała na swojego sire.

- Czy ty...jesteś cała? - Torreador najwyraźniej też potrzebował czasu na zebranie myśli.

- Tak… o dziwo. - Wampirzyca zbliżyła się do niego i po chwili namysłu oparła. Znajomy zapach sprawił, że mogła się odprężyć. - Co teraz?

- Teraz...chyba już czas żebyśmy znikli.

Evelyn uśmiechnęła się i przymknęła oczy - Spróbujmy.

THE END
 
Aiko jest offline