| Marta nie wróciła przed świtem, nie posłała też nikogo z wieśćmi. A raczej posłała, lecz dojechał już w blasku słońca, by dopiero po kolejnym zmierzchu z pełną rewerencją powitać wkraczającego w kolejną pełną wyzwań noc porucznika husarskiego. I to pod samymi drzwiami Zachowej alkowy, gdzie umilał sobie czas oczekiwania przekabacaniem Gezy do swojego zmyślnego planu, by – jeśli w polityce jaśniepaństwu nie pójdzie – przytulić się gdzie u Tzimisce i na rabunek na lacką stronę skakać, by się potem z łupami pod diablim chwostem schować przed pogonią.
- Wielce pan porucznik tego wieczora oczy rwie! - Popielski po wschodniemu się skłonił głęboko, pióro kołpaka, którym zamiótł zamaszyście. kurz wzburzyło przed stopami Węgra. W aksamitnych oczach błyszczało ostro coś, co Milos widywał na ogół u ogarów łowami podnieconych, lub u towarzyszy pancernych tuż przed bitwą. Nawet nozdrza ghula drgały, jakby woń krwi wyczuł. Na pewno zaś w doskonałym był nastroju i spieszyło mu się niezwykle, bo aż nogami przebierał. - Wielce, bardziej wręcz niż zazwyczaj nawet... - Popielski wyszczerzył wiatrołomy zębów. - Lecz chyba jednak zbyt mało wystawna owa przyodziewa na tak ważne circumstancyje jako dzisiejsze?
Węgier brwi zmarszczył, koszulę cienką wygładził na piersi.
- Powiedz ty mości Popielski, gdzieś ty połowę zębów stracił? Nie czasem za to swoje gadulstwo ktoś cię pięścią nagrodził?
- Poniekąd. - Ghul wyprostował się z godnością, czarnymi oczyskami błysnął. - Jak mi plecy wysmagali i paznokcie wyrwali, tom szaraczków małopolskich nazwał odpowiednio. Więc mnie jeszcze obili, nim łeb w sznur wsadzili. Akuratnie całą kompaniję moją zdążyli obwiesić, jak Martuś zjechała. I straszliwie się wzruszyła nad moją durnotą - zaśmiał się, ale chyba tylko po to, by chwacką maskę na gębie utrzymać. - Bom zbieżał już, a zawróciłem, by z druhami na szafot jeden iść. A ją akuratnie jakowyś wampierz do wiatru wystawił… ot, dawne dzieje. Martuś ci przekazać kazała, żeś o rocznicy zaślubin zapomniał, ale nic to. Ona ją uczci odpowiednio, tańcując, pijąc i obijając gęby smoleńskich szlachetków.
- Czy to zaowalowane zaprosenie na tą uroczystość co to o niej zapomniałem?
- Z tego co mnie wiadomo, to nie nosi Marta woali - Popielski uniósł palec wskazujący, pokiwał nim i po nosie się podrapał. - Przerżnęła zakład z Szarlatanem i teraz wycisnąć dla siebie coś próbuje. Tak myślę. Toć jak zjedziesz, to ci rada będzie. Jako zawsze. A jak nie, to sobie poradzi - jak zawsze - uśmiechnął się rozczulająco. - Ale jak poruczeń nie masz, to ja bym już pojechał, mości poruczniku. Bo ja chętnie szlachetków spiję i obiję. Znaczy, zapoznam się.
- Powiedz tylko gdzie Marta utknęła i ile koniem trza tam jechać - Zach się widać zastanawiał czy plany swoje rzucić ot tak i gnać za kobietą.
- Pod Miszą utknęła, jak Boga kocham - oznajmił Popielski z powagą i drogę wyłuszczył.
Zach wysłuchał i o nic więcej nie pytał. Gdy ghul zniknął mu z oczu poczuł błogą ulgę.
*
Zach skinął skrzypkowi na powitanie. Ludzi swoich przy stołach rozlokował, piwa beczułkę zamówił. Wypatrzył czterech ludzi Marcinych, gestem im się kazał przysiąść. Popielskiego nie było, jako Zachowej lubej. I to ponoć on o rocznicy zapomniał?
Gdy cygan skończył tyradę na smyczkach Węgier zaprosił go gestem na ławę obok siebie.
- Gangrelka tu była - zagadnął nalewając mu piwa na dno kubka, dla zachowania pozorów. - Nie wiedziałeś jej aby?
- Zabawne… ale nie… czyżby chciała się z długu wymigać?- spytał retorycznie Wiatr przysiadając się.
- Nie. Nie Marta - odparł z pełnym przekonaniem Węgier. - Poza tym specjalnie po mnie słała a teraz jej nie ma, nie podoba mi się to. Kiedyś ją ostatni raz widział? I jej ghula, Popielskiego?
- Wczorajszej nocy. - odparł Wiatr spokojnym tonem, nieco zamyślonym.
- Zauważyłeś w którą stronę szła przed świtem?
- Niby czemu miałbym? Jam zajęty mą sztuką… nie spozieraniem na innych Spokrewnionych. - wzruszył ramionami wampir wyraźnie zdziwiony pytaniem Milosa.
- Myślałem, że po to się uprawia sztukę. Dla publiczności.
- Prawda li to… ale jedna kobieta… to nie cała publiczność.- Wiatr wskazał szerokim gestem dłoni resztę zgromadzonych ludzi w karczmie.- Nie można poświęcać jedynie jednej osobie uwagi, gdy gra się dla tłumu. Nie można się skupiać zwłaszcza na tych co przybytek opuszczają.-
- Jak się widzi perłę w błocie, to trudno błotu uwagę poświęcać - skonstatował Zach. - A i ponoć dłużna ci coś? Pomóż mi jej szukać a wtedy dług ci odda, a i ja drugi u ciebie zaciągnę.
- Takie spojrzenie na świat… zgasło we mnie wraz z ostatnim tchnieniem. Choć… piękno kobiece i świata sztuki nadal dostrzegam, to perły jedynie melodii potrafię teraz szukać i cenić.- westchnął melancholijnie Wiatr i zamyślił się. - Hmm… nie aż tak mi zależy na długu twoim czy jej, żeby przerywać koncert, acz... zaproponuj zakład. Jeśli go przegram, pomogę.-
- Nie mam czasu na zastanawianie się jak ci umilić wieczór zakładem. I przede wszystkim, czy w ogóle byłbyś pomocny. Kim w ogóle jesteś? Torreadorem czy Ravnosem? Jeśli zmienisz zdanie i jednak sumienie cię tknie, będziemy się organizować na zewnątrz. Jeśli w rzyci masz Martusi mojej los i pomóc nie chcesz za prośbą, to i ja w rzyci mam los twój od dziś dzień.
Wiatr wzruszył ramionami w odpowiedzi i tylko uśmiechnął się pobłażliwie.- Jestem Wiatr. Wiatr nie dba o nikogo i nikt nie dba Wiatr. Jestem wolny i samotny… i całkowicie niezależny.
Wskazał na Gezę, gwizdnął na ludzi Marty i gestem nakazał, że się mają karnie ustawiać na zewnątrz. Czasu nie będzie tracił na grajka i jego fanaberie tym bardziej, że kluczowych profitów w samych poszukiwaniach w nim nie widział. |