Administrator | Warta Maxa przebiegała dość spokojnie, do czasu …. W pewnym momencie Łowca usłyszał krzyki, których źródłem okazał się Olaf, który stał teraz na nogach, krzyczał i wymachiwał rękoma. Gdy tylko pozbył się wyimaginowanych wrogów podbiegł przed siebie, mniej więcej w kierunku wozu. Na śniegu legli wszyscy, którzy udzielali pomocy Olafowi. Felix, Marwald a nawet Waightstill padli nieprzytomni. Wszystko działo się zaledwie chwilę.
Max miał do grupy spory kawałek, nie widział dokładnie szczegółów ale wyglądało to jakby Olaf nagle wstał i zwalił z nóg ochotników.
Z okrzykiem "Olaf! Co robisz!" Max ruszył w stronę wielkoluda, równocześnie szykując broń do strzału. Nie wiedział, czy Olaf oszalał, czy wstąpiło w niego jakieś zło... Ważne było, że trzeba było Olafa powstrzymać, zanim narobi niepowetowanych szkód.
Olaf przebiegł jeszcze kilka kroków po czym zwolnił, a gdy usłyszał głos Maxa zatrzymał się.
- Co? Co ja, co się stało? Gdzie są wszyscy?
Wielkolud nie widział dokładnie łowcy, szukał go wzrokiem i kręcił się wokół.
Po drugiej stronie pobojowiska powinien wartować Konrad, jednakże Max go nie widział, musiał być schowany za drzewem bądź pagórkiem. Jednakże towarzysz odezwał się szybko, po krzykach Olafa.
- Max!
Po chwili oczom łowcy ukazała się postać Konrada, trzymająca palącą się pochodnię i zmierzająca w jego stronę.
- Max co się dzieje?
- Konrad, poczekaj chwilę i pilnuj okolicy, dobrze? - poprosił Max. - Nie zbliżaj się przez chwilę.
Towarzysz zatrzymał się grzecznie tam gdzie stał i dalej obserwował teren, lecz sprawiał wrażenie zdezorientowanego.
- Olafie, dokąd biegłeś? - spytał Max. - I dlaczego uderzyłeś Feliksa i Marwalda? Wszyscy nieprzyjaciele już są pokonani... Nie bij swoich przyjaciół.
- Ja? Ja nie wiem… uderzyłem ich? Coś im się stało? Ja nie chciałem. Zrobiłem im krzywdę? Nie chciałem. Te małe potworki mnie powaliły a jak odzyskałem przytomność to oni nade mną wisieli to się przestraszyłem. - Olaf był bardzo zmieszany, mówił dość nieskładnie, potwarzał się, lecz w swej dezorientacji był dość wiarygodny. Gdy już ochłonął ruszył w kierunku powalonej trójki.
- Ja nie chciałem, nie chciałem - powtarzał idąc
- Olafie, z pewnością nic im nie zrobiłeś... Zdawało ci się, że to wrogowie. - Max próbował uspokoić Olafa. - Zatrzymaj się... Ja sprawdzę, jak się czują - zapewnił.
- Dobrze, dobrze, dobrze - powtarzał wyraźniej przejęty Olaf który zatrzymał się i z odległości przyglądał się poczynaniom Maxa.
Gdy łowca zbliżył się do pozostałych ochotników nie zauważył aby któryś z nich był ranny bądź krwawił. Ubrania również nie nosiły znamion ataku, nie były nacięte ani poszarpane. Towarzysze wyglądali jakby zmorzył ich sen - dość niebezpieczny biorąc pod uwagę iż leżą bezpośrednio na śniegu a wokół hula mroźny wiatr.
- Oni śpią! - zawołał Max.
Podszedł do Feliksa i szarpnął go za ramię.
- Felix! Pobudka! Wstawaj śpiochu!
Zabiegi Maxa nie dały zamierzonego efektu. Felix dalej spał jak zabity.
- Ale nic im nie jest? Na pewno? Tylko śpią? - z przejęciem wypytywał Olaf - mogę już podejść? Mogę jakoś pomóc?
Nieopodal miejsca, w którym Olaf został powalony, Max kątem oka zauważył ruch. Z czasem gdy przeniósł wzrok w tą stronę zauważył, jak jeden z powalonych potworków właśnie wstaje jakby nigdy nic. Na jego ciele nie widać żadnych świeżych ran, a i samo stworzenie nie poruszało się jakby było ranne.
- Tak, tak - powiedział Max. - Możesz sprawdzić, co się dzieje z tamtym stworem. - Wskazał na potworka, który od dawna powinien być martwy.
- A ty stój i się nie ruszaj - powiedział do wspomnianego stwora.
Równocześnie przygotował do strzału łuk. Na wypadek, gdyby tamten nie posłuchał. Wtedy trzeba by go zabić raz jeszcze, a potem, zapewne, pozbawić głowy i kończyn. A może i spalić.
Olaf trochę mniej ochoczo podszedł do powstałego, lecz gdy tylko zrobił pierwsze kroki jego przeciwnik poszedł po rozum do głowy i zaczął uciekać w przeciwnym kierunku. Tymczasem “do żywych” powrócił następny agresor. Jednakże ten był juz trochę bardziej pokiereszowany, kulał a z jego boku brodziła krew. Ten również nie miał ochoty walczyć i może trochę mniej chyżo, ale ruszył w ślady za swoim towarzyszem.
Max zaklął.
- Konrad! On jest twój! - wskazał na pierwszego uciekiniera, a sam starannie wycelował i strzelił do tego drugiego, nieco wolniejszego.
Celnie wystrzelona strzała bez problemu obaliła rannego, który ponownie padł na śnieg i póki co nie wykazywał chęci do jakiegokolwiek ruchu.Natomiast, pierwszy uciekinier dalej gnał przed siebie, niekoniecznie w kierunku Konrada, lecz ten nie miałby problemu z jego ustrzeleniem... gdyby tylko go zauważył. Póki co rozglądał się w poszukiwaniu celu, lecz wyglądało że najzwyczajniej go nie widzi.
- Co jest? Nie widzisz? - krzyknął pod adresem Konrada..
Coś tu się działo. Coś, czego Max nie rozumiał, ale wolał najpierw rozprawić się z zagrożeniem, a potem dociekać, o co chodzi.
Sięgnął po strzałę i posłał ją w plecy uciekiniera. Jeszcze jedna strzała, a trafiony przeciwnik zrobił dwa kroki i padł.
Zapanowała chwilowa cisza, a Max rozglądając się wokół nie zauważył żadnego nowego zagrożenia. Tylko Olaf stał zdezorientowany.
Max ruszył w stronę powalonego przeciwnika, z zamiarem sprawdzenia, czy faktycznie położył go trupem.
Zarówno pierwszy jak i drugi oponent leżał w śniegu i ani widział się podnosić. Śnieg wokół nich czerwieniał, widać było tez otwarte rany.
- Jak bym widział to bym strzelał Max! Ale za cholerę nie widzę z kim walczysz… mój wzrok w nocy nie jest taki dobry jak Twój! - odpowiedział Konrad, co skomentował Olaf:
- Dziwne, ja widzę wszystko normalnie, chodzi mi o to że może nie odczytam rysów twarzy ale doskonale widzę postaci poruszające się na tym bielutkim śniegu. Nawet Konrada stąd widzę. No i co z tymi tu dwoma? Ten tu - wskazał na potwor,a który biegł szybciej - pamiętam że wskoczył mi na plecy i zaczął dusić. Próbowałem go strącić ale mi się nie udało, może go uderzyłem raz czy dwa ale wyginając rękę za plecy uderzenie powinno być zbyt słabe aby go zrzucić. A przecież leżał tutaj w śniegu jak martwy. Bardzo dziwne...
- Konrad, możesz sprawdzić, co się dzieje z Feliksem i pozostałymi? - spytał Max, wyrywając strzałę i zastanawiając się, czy nie obciąć truposzowi głowy. Tak na wszelki wypadek. - Albo... może lepiej podejdziesz do mnie? |