Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2016, 21:35   #112
Astrarius
 
Astrarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Astrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumny
Gerhard jako cyrulik radził sobie nieźle. W oczekiwaniu na Jonathana i takie utensylia medyczne, które nie były całkowitą prowizorką, zajął się najpilniejszymi ranami. Podczas tego zarzucił swą werbalną przynętę:
- Chyba jednak przydałby się wam zręczny cyrulik do łatania łbów.- Odpowiedział Dider, który wciąż poprawiał bandaże na plecach.
-Ano ta. Był Otwin. Ten pedałek, co wiecznie mył łapy… co z nim się stało w ogóle?- Nikt nie był w stanie udzielić odpowiedzi. Na dalszą sugestię Żmii, że niedługo ich nie będzie, zbiry dumnie zaprezentowały swoje pętelki. Kolejne zdania akolity nie doczekały się komentarza. Kilku najwyraźniej bawiło kapłańskie gadanie, reszta tylko krzywiła się i utyskiwała.
-Aha!- Zawołał ze stryszku Ebbe. Wkrótce zlazł po drabince i dumnie zaprezentował pękaty mieszek.- Wiedziałem. Natury nie oszukasz. Do pieniądza mnie ciągnie jak muchę do gówna. -Podszedł do stolika, wysypał zawartość i począł liczyć monety z wyrazem zadowolenia na twarzy. Tymczasem wrócił Jonathan. Podał Żmii znalezione bandaże i przy okazji spostrzegł, że było ich dużo i wydawały się… świeżutkie? Jakby dopiero co kupione. Tak samo igła i pęczek żyłki na szwy. W połączeniu z przydźwiganą trzylitrową glinianą butlą gorzały bardzo ułatwiły dalsze opatrywanie. Żmija po połataniu tych bardziej rannych zabrał się na końcu za Esmera. O dziwo złodziejaszek całkiem dzielnie znosił polewanie szarpanych ran spirytem i dalsze szycie. Gadał tylko jak najęty.
-Tak sobie myślę, Gardziel…-Powiedział głośno.
-Przestań, jeszcze ci zaszkodzi.- Odparł Ebbe, nie odrywając się od liczenia monet.
-Wtedy mniej boli. No bo… skurwiel się nas spodziewał.- Wskazał głową na bezwładne ciało karczmarza.
-Spodziewał. Jakiś idiota chlapnął pewnie za dużo podczas naszych wizytacji. - Kocher oderwał się od monet i popatrzył na wszystkich, jakby w poszukiwaniu winnego. Nikt się oczywiście nie zgłosił.
-Cóż. Dobrze, że wpadłem z chłopakami.- Gardziel wzruszył ramionami i wrócił do liczenia. Nastąpiła pauza, bo Gerhard właśnie zszywał paskudną ranę i Esmer syczał z bólu. Już po skończonej robocie, macał się po ranie, podejrzliwie gładząc bandaże. Podjął temat.
-No właśnie. Skąd wiedziałeś?
-Mantred mnie wezwał.
-A skąd Mantred wiedział?- Ebbe wyszczerzył się po swojemu.
-No i widzisz, myślenie ci kurwa nie wychodzi. Szef po prostu wie takie rzeczy. Dlatego jest jebaniutkim szefem. - Akolita wspólnie z Jonathanem klapnęli się na ławie, nieźle wymęczeni. Kochersi już się zbierali.
Część mamony Ebbe zgarnął do sakiewki, część oddzielił.
-To ile tam z łupu Ranald złociusieńki zawsze bierze?- Zagaił kpiarsko Gerharda.

Jeśli Żmija i Jon chcą negocjować, to dajcie znać



Baryła ledwo, bo ledwo, ale przecisnął się przez alejkę i wyważył spróchniałe drzwi na zaplecze. Zrobił rozróbę na schwał. A kiedy wyszedł z zdemolowanego zaplecza, zauważył, że i na sali sprawa była załatwiona błyskawicznie. Paru wykidajłów i co waleczniejszych gości przytulało podłogę, a reszta się rozbiegła. Mantred skinął Ulfowi, po czym rozejrzał się za właścicielem gospody. Pechowiec, oberwał jako pierwszy i jako pierwszy zszedł.
-Idziemy. Każdy w swoją stronę. - Najwyraźniej każdy wiedział, co to polecenie oznacza. Każdy oprócz Baryły. Mantred przypomniał sobie o tym w ostatniej chwili, jak wychodził.
-Wbijaj jutro na Glizdowisko. Po czwartym dzwonie. Zgarniemy cię.

Kiedy Hredrik wrócił do balwierni, zorientował się, że jest zamknięta, podobnie jak sklep żelazny, w którym znajdowało się przejście do piwnicy. Wyglądało na to, że nikt nie zamierza mu otworzyć. Norsmen nagle przypomniał sobie, że reszta drużyny mówiła coś o spotkaniu w kwaterze akolity-złodzieja. Ta akurat znajdowała się w miarę niedaleko.

Johan
obserwował, jak smarkacz się rozkleja, a po długich minutach kontaktuje, że należałoby stąd spieprzać. Z łzami w oczach pobiegł w swoją stronę.
 
Astrarius jest offline