|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
01-09-2016, 18:44 | #111 |
Reputacja: 1 | Edward złapał mocno za ramię Joachima i mocnym szarpnięciem odsunął z widoku. Że też ciągle trafia na Joachima. Gdzie jest reszta jego towarzyszy? Z pewnością zdążyli zauważyć pożar. Starzec mimo wszystko odrobinę przejęty losem nieszczęśnika zapytał go szybko: - Joachim. Kto cię tak urządził? Cholera... Co tu się dzieje... W jakąś burdę żeś ty się wplątał, co?! |
03-09-2016, 21:35 | #112 |
Reputacja: 1 | Gerhard jako cyrulik radził sobie nieźle. W oczekiwaniu na Jonathana i takie utensylia medyczne, które nie były całkowitą prowizorką, zajął się najpilniejszymi ranami. Podczas tego zarzucił swą werbalną przynętę: - Chyba jednak przydałby się wam zręczny cyrulik do łatania łbów.- Odpowiedział Dider, który wciąż poprawiał bandaże na plecach. -Ano ta. Był Otwin. Ten pedałek, co wiecznie mył łapy… co z nim się stało w ogóle?- Nikt nie był w stanie udzielić odpowiedzi. Na dalszą sugestię Żmii, że niedługo ich nie będzie, zbiry dumnie zaprezentowały swoje pętelki. Kolejne zdania akolity nie doczekały się komentarza. Kilku najwyraźniej bawiło kapłańskie gadanie, reszta tylko krzywiła się i utyskiwała. -Aha!- Zawołał ze stryszku Ebbe. Wkrótce zlazł po drabince i dumnie zaprezentował pękaty mieszek.- Wiedziałem. Natury nie oszukasz. Do pieniądza mnie ciągnie jak muchę do gówna. -Podszedł do stolika, wysypał zawartość i począł liczyć monety z wyrazem zadowolenia na twarzy. Tymczasem wrócił Jonathan. Podał Żmii znalezione bandaże i przy okazji spostrzegł, że było ich dużo i wydawały się… świeżutkie? Jakby dopiero co kupione. Tak samo igła i pęczek żyłki na szwy. W połączeniu z przydźwiganą trzylitrową glinianą butlą gorzały bardzo ułatwiły dalsze opatrywanie. Żmija po połataniu tych bardziej rannych zabrał się na końcu za Esmera. O dziwo złodziejaszek całkiem dzielnie znosił polewanie szarpanych ran spirytem i dalsze szycie. Gadał tylko jak najęty. -Tak sobie myślę, Gardziel…-Powiedział głośno. -Przestań, jeszcze ci zaszkodzi.- Odparł Ebbe, nie odrywając się od liczenia monet. -Wtedy mniej boli. No bo… skurwiel się nas spodziewał.- Wskazał głową na bezwładne ciało karczmarza. -Spodziewał. Jakiś idiota chlapnął pewnie za dużo podczas naszych wizytacji. - Kocher oderwał się od monet i popatrzył na wszystkich, jakby w poszukiwaniu winnego. Nikt się oczywiście nie zgłosił. -Cóż. Dobrze, że wpadłem z chłopakami.- Gardziel wzruszył ramionami i wrócił do liczenia. Nastąpiła pauza, bo Gerhard właśnie zszywał paskudną ranę i Esmer syczał z bólu. Już po skończonej robocie, macał się po ranie, podejrzliwie gładząc bandaże. Podjął temat. -No właśnie. Skąd wiedziałeś? -Mantred mnie wezwał. -A skąd Mantred wiedział?- Ebbe wyszczerzył się po swojemu. -No i widzisz, myślenie ci kurwa nie wychodzi. Szef po prostu wie takie rzeczy. Dlatego jest jebaniutkim szefem. - Akolita wspólnie z Jonathanem klapnęli się na ławie, nieźle wymęczeni. Kochersi już się zbierali. Część mamony Ebbe zgarnął do sakiewki, część oddzielił. -To ile tam z łupu Ranald złociusieńki zawsze bierze?- Zagaił kpiarsko Gerharda. Baryła ledwo, bo ledwo, ale przecisnął się przez alejkę i wyważył spróchniałe drzwi na zaplecze. Zrobił rozróbę na schwał. A kiedy wyszedł z zdemolowanego zaplecza, zauważył, że i na sali sprawa była załatwiona błyskawicznie. Paru wykidajłów i co waleczniejszych gości przytulało podłogę, a reszta się rozbiegła. Mantred skinął Ulfowi, po czym rozejrzał się za właścicielem gospody. Pechowiec, oberwał jako pierwszy i jako pierwszy zszedł. -Idziemy. Każdy w swoją stronę. - Najwyraźniej każdy wiedział, co to polecenie oznacza. Każdy oprócz Baryły. Mantred przypomniał sobie o tym w ostatniej chwili, jak wychodził. -Wbijaj jutro na Glizdowisko. Po czwartym dzwonie. Zgarniemy cię. Kiedy Hredrik wrócił do balwierni, zorientował się, że jest zamknięta, podobnie jak sklep żelazny, w którym znajdowało się przejście do piwnicy. Wyglądało na to, że nikt nie zamierza mu otworzyć. Norsmen nagle przypomniał sobie, że reszta drużyny mówiła coś o spotkaniu w kwaterze akolity-złodzieja. Ta akurat znajdowała się w miarę niedaleko. Johan obserwował, jak smarkacz się rozkleja, a po długich minutach kontaktuje, że należałoby stąd spieprzać. Z łzami w oczach pobiegł w swoją stronę. |
04-09-2016, 14:52 | #113 |
Reputacja: 1 | Gerhard von Welinger, zwany przez znajomych Żmiją, głównie za sprawą jego herbu rodowego siedział na ławie obok Jonathana. Był zmęczony, ale zadowolony z roboty. Nic nie spartolił. Przynajmniej nie wychodziło na to by komuś zaszkodził. Kiedy Ebbe zapytał o datek dla Ranalda, Żmija się uśmiechnął. - Pan liczy na darowizny, ale nie mniejsze niż dziesięć procent. Gdyż może uznać, że jego przychylność jest niemile widziana.- Trochę był zmęczony i jakoś od razu mu cwaniacki tekst nie przyszedł na język. Kiedy otrzymał zapłatę wyważył monety w ręce i dodał. - Kto teraz zajmie się tym przybytkiem?- Rozejrzał się po wnętrzu karczmy. - Gdybym miał pieniądze zainwestował by i nabył od miasta i zrobił porządne miejsce spotkań dla bliskich Ranalda.- Gerhard miał nadzieję, że taka zanęta może coś wskórać. Gdyby złapali haczyk łatwo by było namierzyć większą ilość złota. Taka karczma sporo by kosztowała i bretońskie złoto by się znalazło w jednym miejscu przy zakupie nieruchomości. - Jeśli by panowie potrzebowali pomocy cyrulika czy może patronatu Ranalda zapraszam do skorzystania z moich usług.- Żmija nie miał pojęcia co robić dalej. Nie chciał otwarcie proponować dołączenia do nich czy śledzenia gdyż pewnie byliby wyczuleni na ogon potencjalnych ścigających. - No Jonathana. Pora byśmy i my się stąd wynieśli zanim przyjdzie straż.- Wstał i kiwnął na towarzysza. - Chodźmy do mnie. W sumie tam byśmy się z resztą spotkali.- Dodał jak już nikt nie słyszał jego słów. Wyszli i udali się do leża Ranalda. Kręcili uliczkami by zgubić ewentualny ogon. Czy to w postaci Kohersów czy straży, a może i chętnych zarobienia ich kosztem miejscowych. |
05-09-2016, 12:08 | #114 |
Reputacja: 1 |
|
05-09-2016, 12:33 | #115 |
Reputacja: 1 | Jonathan pokrętło głową, wyszczerzył zęby w uśmiechu i odpowiedział Żmijowi. -Nie ma co czekać Mistrzu, robota skończona - a na straże miejskie nie ma co czekać. Po czym Jonathan wstał z ławy i ruszył za Żmijem do wyjścia. |
10-09-2016, 19:01 | #116 |
Reputacja: 1 | Ebbe na słowa "dziesięć procent" uniósł brew. -Khe. Kupczykowym językiem operujesz, akolito. Niektórzy są uczuleni na takie pierdolenie.- Zanim wszystko zabrzmiało groźnie, zachichotał.- Masz fart, że ja tylko na koty. Małe czarne gówna. - Zagarnął mniej więcej jedną dziesiątą rozsypanych monet i wsypał na łapsko. Wyciągnął z kieszeni kawałek płótna, zawiązał mieszek i wręczył Gerhardowi. W środku miło brzęczała w sumie korona w drobnych, co Żmija stwierdził po późniejszym już, spokojnym policzeniu. - Kto teraz zajmie się tym przybytkiem?- Spytał Żmija, rozglądając się po pobojowisku. Przyśrubowanie mebli zrobiło swoje. Mimo licznych śladów krwi, piwa i innych płynów większość tawerny nie zaznała szwanku. -Ano ktoś na pewno. Dobre miejsce. - Odpowiedział Ebbe, a na późniejsze dywagacje Żmii kiwnął głową. - Zawsze znajdzie się ktoś, kto ma pieniądze.- I Jon i Żmija wyczuli w tym pewną sugestię. Gardziel nie gadał dla samego gadania, chociaż tym razem oszczędził chichrania. -A cosik mi odpowiada, że następny ktoś będzie znacznie lepszy niż ten tu. - Skinął na ciało, na które bardzo nieprzyjemnie gapił się Esmer, ważąc w ręce nabijaną kolcami pałkę. Ekipa medyczna nie miała już czego szukać. Po poleceniu swoich usług obaj wyszli. Nikt ich nie śledził, ale ludzi na ulicach było znacznie więcej. O tej porze, parę godzin przed porannym dzwonem powinno być pusto jak na cmentarzu w Wiedźmią Noc. A tymczasem ludzie się kręcili po ciemnych uliczkach, gadali coś o pożarach. Jakaś kobiecina ryczała. W końcu cyrkowiec z akolitą doszli do gospody i na piętro, gdzie gnieździł się niewielki przybytek Ranalda. W środku było pusto, jak zawsze. A jedynym gościem już na miejscu był częstujący się piwem Hredrik. Opowiedział wspólnikom o tym, że wyszedł po albiońsku z kotłującej się izby, jak spotkał żebraka i co ów mu powiedział. Baryła zjadł za trzech i poszedł spać za czworo. W ciągu kilku sekund od położenia potężnego cielska na barłogu całą chatą wstrząsnęło potężne chrapanie. Mieszkająca obok rodowita wissenlandka, kląc w poduszkę wzywała męża nieboszczka, by zza grobu uciszył sąsiada. |
10-09-2016, 21:35 | #117 |
Reputacja: 1 |
|
11-09-2016, 00:06 | #118 |
Reputacja: 1 | Jonathan wysłuchał ''opowieści'' Hradrika - nie lubiła tej całej wiedźmiej magi, to za bardzo trąciło jakimiś konszachtami z plugawym siłami. Jonathan nie wiedział czemu ale nie ufał Hradrikowi, wystarczyło że był Norsmenem i to już wzbudzało podejrzenia Jonathana. Słysząc opowieść Mistrza Gerharda tego co działo się w karczmie Jonathan dopowiedział swoje po czym usiadł na ławie, oczekując na resztę towarzystwa. |
12-09-2016, 07:30 | #119 |
Reputacja: 1 | Hredrik rozkoszował się piwem, które było znacznie lepsze niż to błoto, które robili jego krajanie. Jednak miał sentyment do ciężkiej, drożdżowej zupy, która bulgotała w długich domach w beczkach ukrytych po kątach. Napitek na południu był jednak czysty i miał lepszy smak. Cudowne uczucie po ciężkim dniu. A potem zaczęli pojawiać się jego towarzysze, burząc spokój ducha, który osiągnął. Jednak praca była pracą, więc opowiedział co wiedział. A potem przypomniał sobie o kartce, którą zwinął z zaplecza karczmy i pokazał kapłanowi. Możliwe, że to bzdury od, jak tu to mówią, kochanki, ale mogły się też okazać przydatnymi informacjami, za które można było zgarnąć nieco pieniędzy.
__________________ |
14-09-2016, 17:49 | #120 |
Reputacja: 1 | Po trzecim puknięciu drzwi uchyliły się i wyjrzała z nich kudłata morda Henryka. Właściciela przybytku i bardzo religijnego człowieka. Wiecznie z uśmiechem i nabożną czcią skubał klientów za pomocą wypracowanej sieci matactw. Widząc Gerharda uśmiechnął się, błyskając złotym zębem i spytał, czy sługa boży nie życzy sobie przynieść więcej piwa. Fakt, że już nad rankiem Żmija znajdzie przy łożu skrupulatnie wypisany rachunek był oczywisty i Henryk nie zamierzał obrażać pamięci akolity jego przypomnieniem. Zamiast tego po odpowiedzi zamknął drzwi i zostawił śmiałków samych. Dochodził już samiuteńki środek nocy i zebrani odczuli podsycaną nie tak znowu bardzo rozwodnionym piwem chęć ucięcia komara. Hredrik dał Żmii kartkę. Ten niezwłocznie przeczytał wyraźne pismo od ręki, która przywykła do pisania: "Piter. Powiedziałem im nie. Jeśli to czytasz, znaczy, że przemierzam ogrody Morra, a ty szukasz kosztowności w mojej karczmie. Jesteś żałosnym ścierwem, a Lorna zasługuje na znacznie więcej. Dlatego teraz czytaj uważnie: na stryszku między ale a radlerem jest mieszek. Powinno starczyć naprawę Różyczki. Zajmij moje miejsce i przestań być szczurem. Dla Lorny. Kup jej suknię z Nuln. Taką w błękitne paski. Zawsze taką chciała. I jeśli znowu przyjdą, rób co każą. Nie zgrywaj pierdolonego bohatera. Temil." |