Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2016, 22:40   #69
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Ten najbardziej wyszczekany z bandziorów, który otaczał się resztą zbirów, ten którego aura zła pulsowała najmocniej cały czas próbował zabić sir Ludwika. Był już niemal na straconej pozycji, lecz na moment nie poprzestał z niecnymi zamiarami odesłania rycerza do niebiańskiej domeny Helma. Rycerz tego dnia kolejny raz udowodnił jak doskonałym jest fechmistrzem w szermierce i gdy przywódca bandy natarł, Ludwik wyczekał do ostatniej chwili i uniósł tarczę wydając z siebie okrzyk desperacji i bólu. Ostrze miecza zaiskrzyło przy zderzeniu z defensywą paladyna.
Z pomocą przyszedł gnom. Jego małe i zwinne rączki uwolniły otaczającą go moc splotu a wraz z słowami wyzwalacz zaklęcia zamieniły się w kolejne, migocące nad czubkami palców kulki. Pociski pomknęły w stronę przeciwnika Ludwika i minąwszy walczących po drodze giermków wojownika uderzyły w pierś głównego przeciwnika paladynów.

Mężczyzna zawahał się na sekundę, a to była szansa dla sir Ludwika. Venora nie miała zbyt wiele czasu na obserwacje gdyż musiała podjąć decyzję komu bardziej należy się pomoc po tym jak pozbyła się swego przeciwnika. Najbliżej Venory toczył się pojedynek rosłego giermka z równie dobrze zbudowanym oprychem. Oboje byli ranni, lecz gdy Venora doskoczyła i wyprowadziła zaskakująco szybki cios miecza z boku, bandyta nie miał najmniejszych szans na unik. Krew trysnęła na jej wgnieciony od ciosu młotem pancerz. Oponent osunął się martwy na ziemię i kobieta mogła podjąć szybką decyzję co dalej.
Chwilę wcześniej półorczy giermek Ludwika widząc doskakującą do niego Venorę zmienił niespodziewanie cel na drugiego z oprychów, który atakował sir Ludwika.

Giermek wbił swój miecz prosto między żebra nieszczęśnika dając tym samym swobodę w działaniu najważniejszego rangą Helmity. Ten od razu korzystając z okazji złapał za swój miecz, który chwilę wcześniej upuścił i rzucił się w stronę przywódcy grupki bandytów. Rycerz podniósł się na nogi i wyprowadził jeden niesłychanie silny cios, który w ułamek sekundy oddzielił głowę oponenta od jego ciała.
Na polu bitwy ostał się ostatni z oprychów, lecz do samego końca nie tracił wiary i konsekwentnie nacierał na mniejszego posturą giermka sir Ludwika. Jego toporek przebił kolczugę młodzika i ten mocno krwawiąc upadł nieprzytomny na trawę.

Widząc to Ben od razu doskoczył do upadającego chłopaka, zaś Venora wiedziała, że musi go zastąpić, gdyż była najbliżej. Kobieta jednym susem doskoczyła do nowego oponenta i potężnie dźgnęła ostrzem miecza prosto w pierś oprycha, który w momencie zalał się krwią i charcząc przeraźliwie skonał pod jej nogami.
-Świetna robota! Prawie straciłem człowieka!- usłyszała zza pleców znerwicowany krzyk Ludwika, który zbliżył się do nieprzytomnego młodzika i silnym pociągnięciem ręki wyrwał wystający z jego pancerza toporek. Paladyn cisnął bronią gdzieś w tył i pochylił się nad ciałem a gdy zaczął wymawiać modlitwę do Wiecznie czujnego oka, jego dłonie zalśniły bladą poświatą. Ludwik przyłożył je do krwawiącej obficie rany i po chwili zatamował krwotok, a jego towarzysz otworzył oczy.

-Żyje, ale nie da rady pójść dalej.- oznajmił rycerz.
-Ale sir...- młody chyba chciał zaprotestować, lecz gromkie spojrzenie Ludwika wartko zbiło go z tropu.
-Zostaniesz tu i będziesz osłaniać nam tyły. Venoro zabierz swojego ziomka i sprawdźcie świątynię. Ja i Bur'shak sprawdzimy stodołę.- rzekł, a gdy ujrzał protestujący wzrok Venory dodał wartko -To rozkaz!- Venora skrzywiła się mimowolnie, lecz skinęła głową i spojrzawszy na Bena ruszyła energicznie w stronę wejścia do otwartych na oścież, wielkich drzwi. Pierwsze co ujrzała to wysoką i szeroką salę a także pięknie wykonane schody, rozwidlające się pod ścianą w której znajdowało się majestatyczne okno skierowane na wschód.


Pierwsze promienie słońca ujrzała właśnie teraz, stojąc tuż obok zapadniętej, drewnianej podłogi. Wszędzie dookoła śmierdziało zbutwiałym drewnem, a niektóre z posągów porośnięte były bluszczem, bądź innymi pnącymi się roślinami.
-Brać ich!- krzyknął ktoś z zewnątrz. Venora odwróciła się prędko i ujrzała trójkę kolejnych bandytów, z ewidentnie niecnymi zamiarami. Kobieta odruchowo uniosła wyżej miecz i poprawiła w dłoni uchwyt tarczy, lecz wtedy z odsieczą przyszedł Ben, który wyjął zza pasa zwój. Gnom bezzwłocznie zabrał się za odczytywanie magicznych symboli na pergaminie, które z każdym odczytanym wyrazem świeciły coraz mocniej purpurowym blaskiem. Po chwili napis kompletnie zniknął z pożółkłego zwoju a przed twarzą czarodzieja pojawiła się płonąca kulka wielkości ludzkiej pięści.

-Co wy na to gnidy?!- spytał po czym teatralnie dmuchnął w stronę kulki a ta wystrzeliła jak z procy prosto w stronę bandziorów. Pocisk w trakcie lotu urósł do wielkości ludzkiej głowy a gdy znalazł się odpowiednio blisko celu eksplodował. Dwójka z mężczyzn padła martwa od razu a ich ciała miejscami przypominały kawał wsadzonego do żaru drewna. Trzeci i jedyny ocalały czołgał się po skrzypiącej podłodze jęcząc i błagając o litość, lecz nie to było teraz ich największym problemem. Venora dostrzegła jak magiczne pociski zajęły jakiś stary i zniszczony czasem gobelin, a po chwili całą ścianę.

Wysokie na dwa metry języki ognia powoli pożerały ściany zrujnowanej świątyni. Venora wodziła wzrokiem za Benem szukając go pomiędzy zawalonymi kawałkami stropu, płonącymi belkami i elementami dawnego wystroju wnętrza budowli, które w ciągu kilku sekund pospadały na podłogę holu. Rycerka rozglądała się uważnie, lecz po chwili gryzący dym zmusił ją do przerwania poszukiwań. Kobieta podniosła wzrok wyżej, lecz zanim zaczęła szybki rekonesans usłyszała za sobą potężne tąpnięcie. To nie była żadna belka stropowa, co do tego Venora miała pewność. Powoli odwróciła wzrok i spojrzała przez ramię a gdy ujrzała spowitą w płomieniach postać dwumetrowej istoty o humanoidalnym ciele i smoczej głowie, oraz majestatycznych skrzydłach Venora drugi raz w życiu poczuła się na prawdę zagrożona. Smoczydło, bo tak się przyjęło nazywanie tych mistycznych pomiotów ludzi i smoków było wysokie na ponad dwa metry i ważyło dobre sto dwadzieścia kilo.

Odziany w skórzane spodnie i skórzaną zbroję szytą prowizorycznie na wymiar wyprostował się i spojrzał swymi żółtymi, gadzimi oczami na Venorę. Rycerka przełknęła ślinę i poprawiła w ręku uchwyt miecza. Smoczydło ruszyło w jej stronę powoli i niespiesznie jakby doskonale znało swoją pozycję w tej walce. Każdy jego krok dudnił niczym bębny zbliżającej się pod zamkowe mury wrogiej armii. Kroczył dumnie, choć prawą rękę trzymał zgiętą w łokciu przy brzuchu, jakby miał połamaną jakąś kość, bądź borykał się z wciąż nie uleczoną raną.
Smoczydło buchnęło parą z nozdrzy i wzięło zamach ogromną buławą, którą dzierżyło w lewej łapie. Venora cudem uskoczyła w bok a buława wbiła się w drewnianą podłogę z taką łatwością, że jaszczur omal nie stracił równowagi, lecz błyskawicznie podniósł gniewny wzrok na Venorę i z niebywałą siłą wyszarpał buławę z podłogi wyrzucając w powietrze strzępy zbutwiałego drewna.

Venora wiedziała, że nie ma czasu na planowanie taktyki to też prędko natarła na przeciwnika raniąc go swym mieczem w bok. Krawa bruzda na skórzanej zbroi była tego najlepszym dowodem. Jaszczur krzyknął głośno po czym kolejny raz natarł kompletnie się nie przejmując bólem w boku. Venora miała dwa kroki za sobą ścianę płomieni, to też jedyne na co mogła sobie pozwolić to zasłonięcie się tarczą. Smoczydło uderzyło celnie i co najgorsze bardzo mocno. Stalowe kolce umieszczone na kulistej buławie przebiły z łatwością tarczę obijając paladynce lewy bark, a gdy jaszczur pociągnął swoją broń by uderzyć kolejny raz wyrwał ją z wciąż nabitą na buławę tarczą. Stwór spojrzał z arogancją na swój oręż i miast próbować rozszczepić ją z tarczą rycerki po prostu cisnął żelastwem gdzieś w dym.

Stwór błyskawicznie doskoczył do Venory i choć wyciągnęła miecz przed siebie, chybiła paskudnie, dając wolną drogę przeciwnikowi. Smoczydło uderzyło kolanem w żebra Venory pozbawiając ją tchu na kilka uderzeń serca. To był straszny cios, który wręcz zamroczył młodą niewiastę. Przeżyła w swoim życiu trochę cierpienia, nawet raz w dzieciństwie zwichnęła sobie nogę, lecz takiego cierpienia jak teraz nie czuła nigdy. To jednak nie był koniec. Stwór warknął kolejny raz i ułomną - prawą ręką złapał rycerkę za miejsce w zbroi które można by było nazwać kołnierzem, tuż pod smukłą szyją służki Helma. Poczuła jak potężne łapska zaciskają jej się na szyi odbierając jej kompletnie tlen. Wciąż dzielnie trzymała swój miecz w ręku, lecz nie miała krzty siły by nawet udźwignąć ostrze a co dopiero wyrządzić krzywdę smoczydle.

-Zmiażdżyłem twego kamrata kilka chwil temu.- odezwał się niespodziewanie wspólną mową, a głos jego był dziwacznie niski i gardłowy. Oszołomiona Venora miała lekkie problemy z zrozumieniem jego słów.
-Lecz nie odebrałem mu życia od razu... Złamałem go, lecz pozwoliłem patrzeć jak wyrywam serca jego młodym przyjaciołom. Taaaa...- warknął, po czym wyszczerzył zęby -To samo zrobię z Tobą, ale ciebie sobie zostawię. Codziennie będę przypalać cię żarem z ogniska. Twoja klatka będzie w bajorze pijawek, które codziennie będą z Ciebie wysysać życie. Codziennie będę pozwalał moim sługom gwałcić cię do utraty tchu. Szykuj się na najgorsze marna istoto.- dodał po czym warknął złowrogo.
Bestia docisnęła Venorę do ziemi tak, że sekundę później dziewczyna niemal klęczała. Mętnym wzrokiem powiodła za lewą, zdrową ręką przeciwnika który wymierzył potężny, wręcz druzgocący cios w jej policzek. Venora poczuła dziwną pustkę w głowie, która po chwili przerodziła się w ciche piszczenie. Kolejną sekundę później Venora czuła jak cała twarz jej puchnie a dziwne uczucie mrowienia na szyi i piersi to spływająca jej obficie krew z skroni i rozciętego policzka. Powoli uniosła z trudem głowę w górę a gdy spojrzała oponentowi w oczy dostrzegła również uniesioną rękę która teraz przymierzała się do ciosu z drugiej strony, wierzchnią częścią pięści. Może i cios był słabszy, lecz Venorze już to nie robiło różnicy. Czuła że odpływa, nie mając w swym ciele odrobiny siły. Dopiero teraz dotarło do niej, że wypuściła również swój miecz z ręki.

To koniec. Coś w sercu podpowiadało jej, że to koniec. Venora nie ujrzała fragmentów z swego życia. Jedyna co czuła to żal i zawód, że umrze nie dokonawszy niczego wielkiego i pięknego, że umrze tak młodo. Raz jeszcze spojrzała na paskudny pysk smoczydła, które zdawało się uśmiechać do Venory z dziką satysfakcją. Nagle poczuła jak jej ciało bezwładnie osuwa się na ziemię. Dopiero teraz dostrzegła że jej przeciwnik w końcu uwolnił ją z śmiertelnego uścisku przez ostrze sztyletu wbite w udo przez Liamm. Smoczydło zawyło głośno i przeraźliwie z bólu, lecz mimo krwawiącej rany odpłaciło towarzyszce Venory, która zjawiła się w ostatniej chwili, tak piekielnie mocnym kopniakiem, że Liamm przeleciała dobre półtorej metra nim upadła na deskach podłogi płonącej świątyni.

Dym, skwar, ból tak silny, że nie dało się go w żaden sposób opisać i smoczydło, które nie miało zamiaru odpuścić. Bestia lekko kuśtykając podeszła do Venory i złapała ją oburącz unosząc w powietrze, aż czubki jej stalowych butów wisiały dobre trzydzieści centymetrów nad ziemią. Smoczydło uniosło kobietę tak, że miała głowę na wysokości jego paszczy. Wtem gad ją otworzył i Venora ujrzała szereg ostrych jak brzytwa zębów wielkości połowy jej małego palca u dłoni. Mętnym wzrokiem tylko biernie przyglądała się swej egzekucji. Nagle szereg mięśni na grdyce potwora spiął się i sekundę później plunął Venorze dziwnie pachnącą mazią na twarz. Venora odruchowo zamknęła oczy i po chwili poczuła upadek. Gdy po raz kolejny otworzyła oczy widziała tylko jak smoczydło kuśtykając znika w pożodze płomieni. W duchu bardzo chciała wstać, lecz ciało kompletnie odmawiało posłuszeństwa.

Wtedy to poczuła. Zapach, który kiedyś przypadkiem poznała w laboratorium świątynnym. To był zapach, który alchemik nazwał korozją metalu, za sprawą kwasu. Z trudem ruszyła głową i spojrzała w dół na swój napierśnik, który skwierczał, syczał i uwalniał do powietrza biały, intensywny w zapachu dym. Smoczydło splunęło jej na twarz kwasem, lecz wciąż nie czuła różnicy w bólu. Nie czuła oparzeń, oraz ciągle nie traciła wzroku a przecież w oczy też jej naleciało mazi od groma. Nagle poczuła szarpnięcie za nogę i gdy już myślała, że jej przeciwnik wrócił by ją dobić ujrzała tępo gapiącego się na nią orka, a tuż za nim gnoma Dwalina, wymachującego panicznie i energicznie rękoma. Ork wziął delikatnie Venorę na ręce i ruszył w stronę wyjścia z płonącej świątyni. Venora zasnęła.

Jakiś czas później

Ból. Pierwsza rzecz, którą Venora poczuła gdy tylko odzyskała świadomość. Przeraźliwy ból, który tyczył się całego jej ciała. Gdy otworzyła oczy ujrzała Albrechta - młodego kapłana który specjalizował się w magii leczącej i opiekował rannymi Helmitami. Młody i obiecujący adept pochylał się nad Venorą i zmieniał jej akurat opatrunek na czole. Gdy dostrzegł, że rycerka się wybudziła, posłał jej ciepły uśmiech i cichym tonem rzekł do niej
-Miałaś wiele szczęścia. Odpoczywaj Venoro.- usłuchała go i usnęła jak zaklęta jakąś magią. Potem śniła i to bardzo dużo. Śniła, lecz nie raz zdawało jej się że przez sen słyszy rozmowy i świetnie rozpoznaje głosy. Raz nawet mogłaby przysiąc słyszała rozmowę jej pierwszego mentora sir Morimonda, wraz z sir Augustem. A może to wciąż był tylko sen?

24 dzień Czasu Kwiatów 1372 roku rachuby dolin. Suzail - świątynia Wiecznie Czujnego

-Przecież widzę, że się budzi. Uspokój się chłopcze.- gdy Venora otworzyła oczy, zrozumiała czym jest prawdziwa ulga. Ból, który pamiętała i wciąż ją przerażał na szczęście już minął. Szare cegły komnaty, w której się wybudziła teraz sprawiały jej nieopisaną radość. Żyła i mało tego, była w świątyni, swym drugim domu.
Gdy spojrzała w bok ujrzała Martina, chłopak stał przy łóżku niezwykle rad, że Venora akurat odzyskała przytomność w trakcie jego wizyty. Od rannej rycerki oddzielał go jedynie Albrecht próbując na marne uspokoić chłopaka.
-Jak się czujesz?- spytał i choć połamane żebra i pokiereszowana czaszka długo jeszcze nie dadzą o sobie zapomnieć Venora czuła prawdziwą radość z faktu, że udało jej się przeżyć.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 03-09-2016 o 22:45.
Nefarius jest offline