Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2016, 22:55   #39
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
A date with many.
Meeting Legion.


Praca z Mugenem okazała się dość wyczerpującym zadaniem. Mężczyzna nie pozwalał Danielowi próżnować podczas ich eksperymentów. Wszystko co robili chłopak musiał podłączać do czytników i skanerów, wszystko musiało być zanotowane i przeliczone, a gdy w danej chwili nie było nic do roboty to należało na wszelki wypadek monitorować ekrany. Łączenie broni z rdzeniami nie było wcale nowym pomysłem jednak sam Mugen, diabeł mutacji jeszcze się tego nie podejmował, toteż ekwipunek Daniela mógł być pierwszym w swoim rodzaju.
-To co nam wyjdzie będzie najprawdopodobniej bardziej zjednane z bronią niż burdele tych wszystkich patałachów z eksterminacji. - wyjaśniał Mugen, naprowadzając Daniela na odpowiednie notatki. Chociaż z zewnątrz różnica była dość drobna: rdzeń nie został na wierzchu.
Oryginalność Mugena pozwoliła na całkowite połączenie kija z rdzeniem, nie był on umiejscowiony gdzieś w broni tylko jej częścią. W efekcie ubocznym nowy kij daniela...zmienił kolor na konfundującą czerń, która pobierała wszelkie światło z swojego otoczenia.
Niezbyt długo później, po upewnieniu się że kij nie zacznie sam spacerować i atakować ludzi, Daniel podjął się medytacji aby poznać jego wnętrze.
Tym co zastał wewnątrz, pośród pozbawionego światła bezkresu była posadzka z zabrudzonego i startego marmuru oraz tron z ryczących i ruchomych twarzy, część z nich niema, reszta wyjąca.
- Widzę że wiesz, kogo masz okazję spotkać - zaśmiał się, wolnym krokiem idąc w stronę siedziska. Projekcja jego świadomości rozglądała się, podkreślając tym samym podejmowane przez Daniela próby zrozumienia tego miejsca.
Dużo większa od pozostałych twarz pojawiła się na siedzisku. - Więc to jeszcze nie koniec poniżenia? - spytała. - Kimże ty jesteś i czym jest to miejsce?
- O jakim poniżeniu mówisz? - zapytał, skupiając swój wzrok na jedynej zdolnej do przemówienia twarzy.
-Najpierw był głód. Więc zjedliśmy siebie i innych. Cokolwiek było w okolicy. Gdy chcieliśmy zjeść najmajestatyczniejszy posiłek w dzielnicy, zostaliśmy sprowadzeni do tej formy za karę i karmieni tym, co podobnie nam przynosiło mu obrazę. Liczyliśmy na wybawienie gdy ktoś nas zniszczył. - wyjawił tron.
- Najsmaczniejszy posiłek? O jakiej istocie mówisz? - Daniel zadał kolejne pytanie. Jego umysł został zdominowany przez natarczywe pytania o naturę tej istoty.
-Nigdy nie poznaliśmy jego imienia. Nie był to ktoś, komu odpowiadał tron. - przyznało siedzisko. - Kim ty jesteś? Czy to ty nas zniszczyłeś?
- Jestem Daniel i nie, nie zniszczyłem was. - chłopak odpowiedział krótko. Ceremonialnie rozejrzał się po okolicy, powoli obracając głowę. - Ja dałem wam możliwość istnienia. - wytłumaczył.
-Czemuż to. Zwykły osobnik i tylko się znęca. - zareagował tron z dezaprobatą.
- Czy istnienie jest dla was udręką? - kolejne słowa wypłynęły z ust blondyna.
-Dzielimy się jedną formą która nie jest niczym więcej jak tronem, odczuwając nic innego jak głód. W tym istnieniu nie ma nic, co nie byłoby udręką. - oznajmił tron.
-Możliwe, że będę w stanie załagodzić wasz głód. - Daniel uśmiechnął się szeroko. - Jeśli zaś chodzi o wasze współdzielenie się - tym musicie zająć się sami. - dodał po chwili, pozbawiając ich nawet szansy na nadzieję normalnego istnienia.
-Czym jest to miejsce? - spytał jeszcze raz tron.
-Wasz dom. - odparł krótko, nie potrzebując nawet chwili do zastanowienia się. - Niektórzy mówią, że każda istota posiada swój własny wymiar, swoistą materializację świadomości. To miejsce jest próbą utworzenia przez was tego samego. - wytłumaczył.
- Staraniem, które nigdy nie osiągnie końca. Niczym głaz wtaczany przez samego Syzyfa, diabła oszustwa. Od niego różnią was jednak dwie rzeczy - przede wszystkim, wasze postępy nie są systematycznie zerowane. - Daniel spoważniał. Wykonał kolejny krok do przodu, a Tron znajdował się na wyciągnięcie ręki.
- Macie mnie. Czy raczej ja mam was, a wy możecie liczyć na mą pomoc..
-Więc to nie nasze ciało. - zrozumiał w końcu tron, roztapiając się i zmieniając w bezkształtną masę. - Tutaj możemy mieć honor. - radowały się stworzenia. - Nie ma króla, nie ma poniżeń.

Nową formą przybraną przez kreaturę była kula złożona z oczu. - Widzimy, możemy spostrzegać. - stwierdziła masa. - Czym jest jednak nasze ciało? Czemu tak trudno je zmienić? - ile demon by nie chciał, tak dalej nie mógł zmienić formy jaką obecnie był kij. Przynajmniej na razie.
- Jestem królem. Jestem też tym, który daje wam wolność. - poinformował blondyn.
- Wasza zewnętrzna forma to broń której używam. Ten świat to nagroda którą wam oferuję. On, oraz cEX który pomożecie mi zdobyć. Jeśli zdołam, pomogę wam również osiągnąć spokój. - dodał.
-Król? Widział tron i zaczął rozmowę. Żaden król. - wyśmiała grzeczność Daniela istota. - Tutaj: gość. A spokój, w śmierci. W śmierci i w posiłku. - określił swoje poglądy. - Nazwij nas legion. Legion będzie widział, jak będzie mógł patrzeć. Ty masz kreatywność. Widzimy. Ty możesz nam pomóc wyjść na zewnątrz.
- Legionie, nie zagwarantuję ci pełnej wolności. Przy mnie jednak będziesz bezpieczny, zdolny do swobodnego rozwoju. - poinformował zgodnie z prawdą. Nie zamierzał tracić tej broni, nie po to w nią inwestował. Uczynić ją silniejszą? Cóż, to zupełnie inna sprawa.
W jego dłoni pojawił się rdzeń klasy Verrine.
- Łap - rzucił w stronę istnienia, zachęcając je do konsumpcji.
Nawet nie zastanawiał się jak kreatura zareaguje, odczekał chwilę i odpowiedział na jej wątpliwości. - Król nie musi niszczyć wszystkich na swojej drodze, wymuszać posłuszeństwa. Jeśli ktoś nie stoi na jego drodze, czemu miałby traktować go jak wroga?
Energia przypominająca błyskawicę wystrzeliła z największego oka, dezintegrując rdzeń. - Gdy król porównuje tron do poddanego….nie. Król tego nie robi. Nieznajomy udaje króla. - oszacowało oko. - My widzimy. Jak zobaczymy poddanych, będziemy wiedzieli. - zdecydowało.
- Tron nie rozmawia. Nie obserwuje otoczenia. - Daniel zaprzeczył, kręcąc dodatkowo głową. Zaplótł obie ręce przed swoją klatką piersiową i próbował znaleźć największe z oczu, czy twarzy.
- Ja zaś wiedziałem że przychodzę tutaj w gości, logicznym było więc oczekiwać gospodarza. On zaś jest poddanym. - wytłumaczył.
-Czemuż, my postanowiliśmy nie być tronem. W końcu to nasz świat. My tu królem. - ostrzegły oczy.
- Nie. - Daniel odparł krótko, silnym głosem. Pojedyncze słowo było najsilniejszą możliwą odpowiedzią. Zwłaszcza, gdy tuż po nim następowała krótka pauza. Chwila wypełniona ciszą i napięciem. Każdy świadek tych sekund rozgrywa je wtedy wewnątrz swego umysłu, wybiegając w przyszłość, często nawet o kilkanaście minut. Słuchacze tworzą swoje własne wersje rozwoju wydarzeń, swe uniwersa, eksplorują swe największe strachy. Zdają sobie sprawę czego tak naprawdę potrzebują. Wtedy i dopiero wtedy mówca przerywa ciszę, wraz z nią niszcząc setki uniwersów.

- Twoje dominium jest ograniczone tylko i wyłącznie do tego miejsca. Wpływ na świat zewnętrzny jest zależny ode mnie. - wytłumaczył, robiąc krok do tyłu. Rozłożył ręce na boki, jakby chciał ukazać całe otoczenie.
- Czy naprawdę chce nazywać się królem? To miejsce… Tak, to miejsce jest twoje. Ale chyba stać cię na więcej? Chyba możesz zdobyć więcej? Sprawić, by świat klękał przed… - chłopak zrobił kolejną przerwą.
- Przed nami. Przede mną i mym legionem ministrów, królów swych własnych domen, gotowych pomóc nie przez zaciśniętą na szyi smycz, a ze względu na wspólne interesy i wiarę. - kontynuował. Jego lewa ręka wróciła do pozycji równoległej względem ciała, prawa zaś powoli kierowała się w stronę Legiona. Zatrzymał ją i wyciągnął w stronę rozmówcy otwartą dłoń.
- Czy jesteś gotów mi zawierzyć? Poznawać zewnętrzny świat u mego boku, rozwijać swą domenę i rosnąć, rosnąć, rosnąć w siłę, stają się jednym z filarów mego przyszłego imperium? - zapytał, przyjaźnie uśmiechając się w jego stronę.
-My...nie jesteśmy pewni co się dzieje. - przyznała kula delikatnie oddalając się od Daniela. - Nie lubimy monologów. Nie wiemy czego Daniel chce. - przyznała. - Zewnątrz? Jakie zewnątrz. Nas nie obchodzi zewnątrz.
- Wy chcecie pokarmu. Ja siły by zmieniać owo zewnątrz. - odpowiedział krótko, opuszczając wyciągniętą rękę. - Pomogę wam z pokarmem, czasem potowarzyszę w rozmowach, może pokażę coś ciekawego, nauczę czegoś nowego. Tylko i aż tyle mogę wam zaoferować. - wytłumaczył.
-Za dużo. Uciążliwa istota. Jedzenie. Daj. Tylko. - zażądało oko. - My nie chcemy więcej innych. My mamy siebie.
Daniel ukazał w swych rękach 100 cEX. - Musisz być przydatny. Tak jak twoja forma tronu i jej możliwości. Spróbuj wytworzyć jakieś efekty zarówno w formie tonf i kija. - stwierdził.
-Kija? Tonf? - istota nie rozumiała odniesienia Daniela.
- Jesteś bronią. Nie byłem w stanie zagwarantować ci innego istnienia niż to. - wytłumaczył, bawiąc się cEX znajdującym się w jego dłoniach. - To miejsce tutaj, to twój świat, jednak możesz również oddziaływać na zewnętrzny świat, pomagając mi i gwarantując sobie kolejne posiłki. - wytłumaczył.
-Ty zabijasz. My jemy? - zapytały oczy. - Brzmi...dobrze. - przyznały. - Dobrze. Używaj nas. Zabijaj.
- Pomagajcie w zabijaniu - uśmiechnął się, wypuszczając cEX z dłoni w stronę Legionu.

Kod:
Legion +[Gluttony], broń pobiera 2%EX zregenerowanego przez posiadacza, jeśli była używana w walce.
-Legion zrobi co może...choć jeszcze nie wie, co potrafi. - obiecała kreatura, zadowolona z obietnic Daniela.
- Czy mógłbyś otworzyć swą paszczę na zewnętrzny świat i próbować pożreć cel? - zapytał.
-Legion nie wie. - poinformowała kreatura. Ostatecznie Daniel stworzył ją dzisiaj i nigdy nie użył jej do niczego. Ciężko było oczekiwać, aby rezydent wiedział na czym polega jego nowe istnienie i jakie są jego granice.
- Myśl, obserwuj, staraj się zrozumieć i twórz. - polecił blondyn, oddalając się od kreatury. - Niedługo odwiedzę Cię raz jeszcze - dodał, znikając z wymiaru.
Gdy jego świadomość wróciła do rzeczywistości, udał się do Mugena, zdać mu raport o postępach.


Laboratorium BB
Daniel po raz kolejny znalazł się pod wynajętym przez Aknara pomieszczeniem. Tym razem jednak, wyraźnie zmęczony wcześniejszymi odkryciami, otworzył drzwi nawet wcześniej nie pukając.
Wparował do środka, zgodnie ze wcześniejszą zgodą czarnoskórego. W najgorszym wypadku weźmie tylko urządzenie, w najlepszym - zyska partnera do odwiedzin w teatrze.
Aknar odpoczywał. Nie spał tym razem na fotelu czy pod ścianą,. Leżał na hamaku dość improwizacyjne przytwierdzonym do dwóch ścian pomieszczenia, oddzielając resztę laboratorium od skrawka z pojemnikiem. Gdy Daniel wszedł do pokoju czarnoskóry otworzył jedno oko i mu pomachał. - Trzymasz się? - spytał dość powoli podnosząc się z miejsca.
- Wszystko po staremu, czyli prawie nic dobrego i tona problemów na głowie - uśmiechnął się, traktując swe słowa jako żartobliwy element rzeczywistości. Nie było w tym nic złego, każdy miał swe wewnętrzne demony.
- Acz zacząłem projekt badawczy. - stwierdził, a w jego dłoniach pojawił się smoliście czarny kij. Sposób, w jaki blondyn dzierżył broń wskazywał całkowicie inne rozłożenie ciężaru.
- A Ty? - zapytał.
-Cholera go wie. Właściwie badanie skończyłem. Urządzenie jest w fazie testowej. Czas się ogarnąć i wrócić w pole. - stwierdził BB. - Znając życie jak ja jej nie znajdę to nikomu się nie uda. Albo ktoś inny znajdzie i mi tylko problemów narobi.
- Ah tak, potrzebuję jednego egzemplarza dla siebie - stwierdził, podnosząc urządzenie z pobliskiego biurka. Popatrzył na nie kilka chwil i schował do międzywymiarowej kieszeni. - Planuję wybrać się wraz z grupą uderzeniową do teatru, kolesie od Justice zostali złapani w korupcję. On chce ich zabić, ja jestem za daniem im drugiej szansy. Przynajmniej, póki to możliwe. - chłopak dość szybko wyjawił cel swojej wizyty. - Chcesz się ze mną tam wybrać? - zapytał.
-No, raczej coś ci wiszę. - przyznał BB. - I dawno się nie ruszałem, więc pewnie. - nie wyraził sprzeciwu.
- Nie chcę byś odbierał to jako spłatę długu. - Daniel zaprzeczył, kręcąc przy tym głową.
Schował swój kij, i rozejrzał się po pomieszczeniu raz jeszcze. Jak wiele zmieniło się w Aknarze, odkąd ostatnio byli w boju? Czy odległość między nimi zmalała chociaż trochę?
- Pomogłem ci, bo uważałem że na to zasługujesz. Jeśli zajdzie taka potrzeba, zrobię to raz jeszcze. - stwierdził, a na jego twarzy zagościł szczery, ciepły uśmiech.
- Jesteś jedną z osób, które chcę widzieć u swego boku. - podkreślił dodatkowo swe słowa, wyciągając zwiniętą w pięść dłoń w stronę BB.
-Myślałem, że taki dramatyzm to tylko w filmach. - stwierdził BB przybijając żółwika. - Z drugiej strony to chyba twój styl bycia. Będę brał wszystko jako spłatę długu. - wyjaśnił opierając dłonie na bokach. - Długu którego pewnie nie da się spłacić. Ostatecznie uratowałeś mnie przed...śmiercią? Na ile diabły mogą umrzeć, na tyle mi to groziło. Jestem dłużny i tobie i Bless. Więc jak mnie potrzebujecie, to walcie śmiało.
- A jeśli tylko znajdziesz jakiś sygnał, dzwoń po mnie - dodał. - Ruszamy z rana, przyszykuj się.

***

Dwuosobowa drużyna skutecznie dotarła pod teatr. Las był obecnie dużo mniej zalesiony i w ogólnym sensie groźny. Ofensywa skutecznie przechodziła do metra a wszystko przed nim było stopniwo coraz lepiej zabezpieczone.
Pod teatrem, czekał na nich bądź zwyczajnie przebywał White.
Był on dość wysokim diabłem o bardzo delikatnej posturze. Miał niesamowicie bladą twarz o widocznych kościach policzkowych i czarnych z przemęczenia oczach, które pasowały jego ciemnemu wystrojowi w wojskowym stylu. Stał on na baczność przyglądając się nadchodzącej dwójce nieznanych mu jeszcze Diabłów.
-Jestem Diabłem generałem White. A wasza dwójka? - spytał nadchodzących. - Dostałem wiadomość jakoby ktoś śmiał mieszać się w moją operację. Dostałem też wskazania aby wam tego nie bronić, choć oczekuję, że przynajmniej zamierzacie współpracować. W przeciwnym wypadku grożą wam obrażenia z ognia krzyżowego. - ostrzegł natychmiast, prezentując swój charakter i podejście do istnienia.
- Daniel, diabeł władzy. - chłopak przedstawił się, kłaniając się nieznacznie. Po chwili jego dłoń wskazała BB. - BB Aknar, diabeł eksplozji.
Gdy tylko dopełnił wszelakich formalności, rozluźnił się nieznacznie.
- Chyba nie sądzisz, że przyszedłem na prowadzoną przez ciebie operację, by ją sabotować? - zapytał, wyraźnie rozbawiony tą wizją.
Początkowo White skrzywił się słysząc o tytule jakim mianował się Daniel jednak jego komentarz go uspokoił. - Świetnie. - odetchnął z ulgą. Jego kieszeń otworzyła się za jego plecami, powoli wypuszczając z siebie roboty. Wszystkie o identycznej konstrukcji. Niespecjalnie wysokie, o karabinach i tarczach zamiast rąk. - Teatr jest dość spory i doszczętnie pokryty przez plagę. W dodatku znajduje się w nim mgła która nie tylko utrudnia wizję ale również uniemożliwia wykrywanie EX. Chyba, że ktoś z was jest w tym niesamowicie uzdolniony. Operacja będzie stopniowa. Zabezpieczamy parter aby nic nie mogło opuścić budynku, następnie piwnicę, aby zabezpieczyć nasze plecy i uzyskać dostęp do sceny teatralnej gdzie prawdopodobnie znajduje się matka, nasz główny cel misji. - wyjaśnił White. - Każdy okaz plagi ma ulec eksterminacji. Zarazem teatr jest teraz własnością wydziału sprawiedliwości, więc wszystko w nim również. Jakieś pytania?
- Rdzenie pokonanych trafiają do zabójcy? - zapytał.
-Rdzenie są własnością wydziału sprawiedliwości. - wyjaśnił.
- W takim razie jakie jest uposażenie? - kolejne pytanie wypłynęło z ust blondyna.
-Nie ma nic. Jesteście tutaj jako wolontariusze. - poinformował White.
- Cóż, nie przyszedłem tutaj dla zysku. Chciałem zobaczyć jak “sprawiedliwość” radzi sobie z blamażem na swym wizerunku. - uśmiechnął się, rozkładając ręce na boki w geście bezradności. To, że White zamierzał przywłaszczyć sobie rdzenie, nie odbierało Danielowi możliwości zarobku. Wręcz przeciwnie - wystarczyło wszystko przekazać Legionowi, wykorzystując jego istnienie jako przekaźnik. Nawet jeśli chłopak bezpośrednio nie stanie się silniejszy, jego faktyczne zdolności bojowe wzrosną.
- Dostałeś informację zapewne od samego Justice, przekażesz mi kilka osób z którymi będziemy mogli zacząć wam pomagać? - zapytał.
-Oczywiście, cała operacja będzie pod moją superwizją. O ile moja oryginalność jest transmitowana przez te maszyny, o tyle nie będę w stanie ocenić waszej osobistej lokacji wewnątrz budowli, miejcie to na uwadze. Myślę o podzieleniu oddziału na dwie grupy, które zajęłaby się dwoma stronami budynku.
- Bardzo możliwe, że będę w stanie częściowo zanegować efekty tej mgły. Przynajmniej, gdy chodzi o wykrywanie EX. - nie tyle przechwalał się, co raczej poinformował swego domniemanego dowódcę o swych możliwościach. Prędzej czy później i tak będzie próbował uwolnić się z jego wpływów.
-To może być dość przydatny Asset. - zgodził się Generał. - Cóż, przygotujcie się do wejścia.
 
Zajcu jest offline