Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-07-2016, 17:02   #31
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Teatrum mundi

Daniel + bless


Zamieszanie trwało dość długo jednak w końcu zmierzyło ku końcowi. Gdy Daniel zajmował się dwoma z kreatur ochrzczonych nazwą “sukienki” z uwagi na ich nietypowe ciało, dwie pozostałe zostały zaatakowane przez trio sprawiedliwych. Gdy wszystkie były martwe zagrożenie zniknęło. Roboty strażnicze nie celowały do grupy diabłów, choć Bless była zmuszona trzymać się w pobliżu Mercera i jego maskującej fajki.
-Nawet coś z tego wyszło. - westchnął Mercer. - I cokolwiek było za bramą ucichło. Równie dobrze można ją otworzyć i spojrzeć do środka. - chłopak sięgnął do swojej szaty i podał zawiniątko Danielowi. - Nasza trójka planuje się rozbiec w środku aby szybko pokryć teren. Oddam wam jedną mapę, jeśli czujecie się na siłach wejść do środka.
- Dobra robota - powiedział raz jeszcze, spoglądając na ślady po batalii. Nadal nie wiedział, czemu pojedyncze słowa zdołały tak bardzo wpłynąć na tą trójkę, jednak nie zamierzał narzekać.
- Jasne, zgodziliśmy się wam pomóc. - dodał, wyciągając rękę po mapę.
-Ja i Mien będziemy szukali drogi do piwnic, zaś Jim notatek o budowie w biurach na poddaszu. Budynek jest dość spory, więc możecie się rozejrzeć po reszcie. - zaproponował. - Skoro zależy wam na rdzeniach możecie odciągnąć od nas uwagę jakąś zadymą.
- Bless, chcemy sprawdzić budkę z biletami i posterunek strażniczy? - zapytał, spogląając na jednooką łowczynię. Diablica była przydatna, nie można było inaczej tego nazwać, czy jej tego odebrać. Dwójka nadal była nowicjuszami, jednak byli wyraźnie silniejsi niż na początku.
- A juści azaliż oczywiście. No dobra tym razem nie będę pierdolić, choćmy. - zgodziła się diablica. Byle dalej od tych paskudztw z bronią automatyczną. A gdy oddzielili się od trio dodała. - Myślisz, że po ciebie wrócą?
- Jakby chcieli walczyć, pewnie już by to zrobili - stwierdził Daniel, rozkładając ręce na boki. Nie można było mu zaprzeczyć, trio miało wystarczająco wiele opcji do wykreowania okazji, że nie potrzebowali dodatkowego elementu zaskoczenia. Umiejętności, które pokazali - w pełni do tego wystarczą.
- Może liczyli ze choć zaczniesz tracić ex.Na posterunku znowu możemy natknąć się na automaty. ale wśród ścian większa szansa na róg za którym można schować się przed kulami. Zasuwajmy bo nas tu dzień zastanie. To co najpierw po bilet do teatru?
- Jeśli faktycznie gdzieś niedaleko znajduje się loża matki, to powinno być więcej plagi, a mniej robotów. - dodał, ruszając w stronę budki biletera. Nie mieli zbyt wielu opcji, niestety - nie mogli sobie pozwolić na całkowitą eksplorację. Jeszcze nie teraz. Istnienie Daniela miało większe znaczenie niż osiągnięcie upragnionej sławy. Na to przyjdzie jeszcze czas.
Poruszając się po korytarzach budowli dwójka ciągle słyszała ruchy ogromnych kreatur ale zarazem i kroki czegoś co brzmiało jak zwykły anioły albo diabły. Nic jednak do nich nie wołało ani się nie odzywało. Budka z biletami była dość blisko. Był to szereg okien z wolną przestrzenią u dołu i odrobiną miejsca na wymianę pieniędzy i biletów. Drzwi do wnętrza budek biletowych były zamknięte. Wewnątrz dwójka dostrzegała pozamykane półki składujące najprawdopodobniej pieniądze zebrane z sprzedaży.
- Mówiłaś, że potrafisz otwierać zamki? - kawaler wspomniał ich ostatni wspólny wypad. Tym razem raczej nie mogą liczyć na aż takie zarobki. 10 tysięcy Wartości było zbyt dużym bonusem. Minie dużo czasu nim uzyskają taki wynik. Daniel włączył nagrywanie raz jeszcze
- To jest chyba czas na napad? - uśmiechając się diablica zabrała się za rozpracowanie najpierw zamku do wnętrza budek biletowych. Później choć mała była szansa że znajdą klucze od dalszych zabezpieczeń. Ta jeszcze się zmniejszyła gdy okazało się, ze otwieranie zajmie wieki. Nie marnując czasu Bless schowała w swym podręcznym wymiarze swój karabin i dobywszy swą przerośniętą żyletkę zabrała się do metodycznego wybijania szyb na frontach budek by udostępnić je Danielowi.
- Mają tutaj dobre zamki? - spytał, widząc że kobieta zmienia metodę otwierania drzwi. Był nieco zawiedziony - liczył, że ujrzy wspaniałą sztuczkę Bless. Samemu skupił się na obserwacji otoczenia w trakcie otwierania drzwi.
[i]- Zbyt czasochłonne. Zobacz czy otworzymy kasetki czy też wywalamy z korzeniami.[i]
Zmysły blondyna nadal nie były wystarczająco wyczulone. Czuł, że coś znajduje się w okolicy - jednak tego był przekonany z samych słów swych wcześniejszych rozmówców. Zarówno Mugen, jak i Trio oddziału Justice zdawali się emanować ostrzerzeniami.
Chłopak spróbował otworzyć pierwszą kasetkę z brzegu, potem zajął się kolejnymi, co poniektóre podając Bless do dalszego badania.
Po należytym oszabrowaniu całego, zapewne jednodniowego, utargu dwójka podzieliła łupy pod bacznym okiem żydowskiego króla. Nie było możliwości, by ten pomylił się na swoją niekorzyść. O dziwo, nie dokonał błędu nawet w drugą stronę!
- Wiesz ile to będzie warte? - spytał, unosząc wisiorek w stronę Bless.
- 500 W. - również diablica nie oszukała na wycenie. [i]- Jeśli możesz weź całą elfią, znaczy anielską walutę i wymień. Ja nie dostanę za nią dobrej ceny chyba, że targowanie będzie miało się opierać na zastraszaniu interesanta. Liczę, że podzielisz się zyskami.[i]
- Jeśli chodzi o ten i przyszłe wypady, możemy dzielić się 50-50, myślę że każde z nas rozwija się w całkowicie inną stronę, więc ciężko ocenić procentową przydatność - zauważył, godząc się na propozycję diablicy.
- Idziemy dalej? - zapytał.
- Suńmy, suńmy. Szkoda czasu. Myślisz, że w wartowni znajdziemy coś wartościowego? - zapytała gdy ruszyli dalej.
- Jeśli coś miałoby kontrolować ewentualne zabezpieczenia tego miejsca, powinno znajdować się właśnie tam - stwierdził, nie zwalniając tempa.
Wartownia okazała się znajdować za dość sporymi metalowymi drzwiami kontrolowanymi przez panel dotykowy wymagający hasła. Gdyby tego było mało, cała konstrukcja była zarośnięta plagą w niesympatyczny i przedziwny sposób.
- Skoro plaga aż tak próbowała się tam dostać musi być tam Ex. Pytanie czy już zjedzone. Oczyszczamy i próbujemy się dostać czy odpuszczamy?
- Niczego nie obiecuję, ale spróbuję przejrzeć ten system. Może kilka przeczytanych książek sprawi, że zdołam to otworzyć - stwierdził, nachylając się nad konsolą. - Albo przynajmniej nas nie zabiję. - dodał, nie wspominając nic o Justysiach. Wyświetlił kilka linijek kodu w boku swego pola widzenia i przystąpił do próby otworzenia drzwi.
Pozwalając działać Danielowi Bless zabrała się za pobieżne czyszczenie drzwi na wypadek sukcesu kompana.
- Trochę zejdzie, ale mogę spróbować je otworzyć. Nie wiem do końca ile, więc możesz spróbować sprawdzić któreś z pobliskich pomieszczeń, albo poczekać tutaj. - poinformował towarzyszkę o wstępnych efektach swej pracy.
Nie chcąc się nudzić bądź też marnować czasu Bless oddzieliła się od swojego kompana na krótki moment czasu. Skierowała się do pobliskich toalet aby upewnić się czy przypadkiem ktoś tam nie upuścił portfela albo coś w ten deseń. Wewnątrz, poza lasem porośniętym plagą zmieszaną z nieczyszczonymi odpadami toalet zamieszkałych przez kreatury gatunków niepojętych na niektórych wymiarach oraz rzędach przedziwnych toalet poukrywanych za drewnianymi drzwiczkami z skleiki, stała pewna osoba. Od tak sobie na środku pomiędzy obydwoma przylegającymi do ścian rzędami miejsc spoczynku. Była to osoba dość niewielka, ładnie ubrana. Wyjściowo wręcz. Z jej pleców wyrastały odrosty plagi przebijane intrygującymi klejnotami. Nie miała twarzy. Zamiast tego znajdowała się na niej kartka papieru z wyrysowanym uśmiechem i oczyma. Kreatura niemal natychmiast zareagowała na wejście Bless do wnętrza toalet, odwracając twarz bądź głowę w jej stronę. W ręce kreatury momentalnie zmaterializowało się dość szczupłe ale ostre narzędzie z splugawionej egzystencji.
- Jesteś jeszcze świadoma złotko? - zapytała diablica zastawiając się mieczem do kontry. Zamierzała dać istocie tylko chwilę na odpowiedź. A jej brak oznaczał jedno. Blasphemy pociągnęła potężnym, miała nadzieję, ciosem w stronę celu i wszystkiego przed i za nim. Przygotowując się jednocześnie do kontry odpowiedzi kreatury. Niestety trafione zostały tylko płytki i jedna z umywalek na końcu pomieszczenia.

Bless -6shield

Do tego kreatura wcale nie miała problemu z trafieniem w tarczę diablicy! Ale podpuszczenie plagi było zaplanowaną pułapką! Bless zwinęła się w piruecie i odpowiedziała kontrą…. trafiając w kilka par drzwiczek po obu stronach pomieszczenia. Tak czy tak zupełnie nie w cel. Coś się gotowało. I była to duma, wstyd i gniew. Diablica z bulgotem wyprowadziła kolejne uderzenie kierowane czystym gniewem swej urażonej kobiecej dumy. I trafiła. I cel się rozpaćkał.

Bless - 25 sp / +25 sp
??? -111EX (overkill)

Dopiero po chwili do Bless dotarło, że to niby koniec. Potwierdziła to kolejna z umywalek smutno odpadając od ściany.
- Khm. Nic mi nie jest! - zawołała prewencyjnie do Daniela - Kolejka do damskiego kibelka!- podniosła rdzeń i wróciła do głównego zadania “rozejrzenia się”. W końcu Daniel kazał jej się nie spieszyć.


W międzyczasie Daniel kończył swoje rozprawunki z elektronicznym panelem i systemem obsługi wzmocnionych, specjalnych wręcz drzwi. Te w końcu otworzyły się. Samoistnie i dość nagle. Młody diabeł który dopiero początkował swoje rozrachunki z nieskończonymi rodzajami technologii uniwersum nie do końca kontrolował ten proces.
Zaraz za drzwiami stała potężna maszyna. Niezmiernie wysoka i uzbrojona dużo bardziej niż to było potrzebne. Robot kierował swoje spojrzenie prosto na Daniela. Ten, będąc świadom posiadania uśpionego rdzenia w swojej kieszeni miał zaledwie krótki moment na reakcję.
Chłopak rzucił uśpionym, ściągającym uwagę robota rdzeniem, tuż pod jego nogi, licząc że ściągnie to strzały przeciwnika. Sam zaś schował się za ścianą i krzyknął imię swej towarzyszki.
Robot wykorzystał swój wyposarzony w ostrze ogon aby rozciąć i w efekcie zniszczyć rdzeń, którego resztki zdeptał. Następnie wyszedł powolnym krokiem na korytarz gdzie się zatrzymał.
Diablica nie znalazła nic innego w zrujnowanym kibelku co raczej jej nie dziwiło. Chodziło o zajęcie czasu. Słysząc swe imię ostrożnie kuknęła na zewnątrz pomieszczenia bo głos Daniela raczej ostrzegał niż zachęcał do wyskoczenia z nagła przez drzwiczki. Widząc przelotnie robota zawołała - Kontrolujesz go czy musimy go rozbroić?
- Rozbroić - westchnął, wskazując głową na robota.
Niestety korytarzyk wejściowy był za wąski by wyprowadzić z niego zamaszysty atak. Nie pozostawało więc diablicy nic innego jak wypaść na korytarz i spróbować uniknąć pocisków nim będzie w stanie wyprowadzić skuteczne cięcie.

AT -9hp

Daniel rozpoczął kombinację, która wyglądała niczym taniec prowadzony z nieożywioną partnerką - kijem. Raz wyskoczył, by wykorzystując dodatkowo ruch obrotowy nadać większej siły swemu ataku, ten jednak chybił, a wykonujący kolejny obrót blondyn zaatakował nogę swego przeciwnika, zrzucając go na ziemię.
Diablica mając wreszcie miejsce by się zamachnąć wyprowadziła w maszynę cięcie celując jej wrażliwe części gotowa przejść następnie do unikania ewentualnych pocisków.

AT -18,75hp
AT -31hp

Po celnym acz nie tak by pogromić maszynę ciosie Bless kontynuowała swe zamaszyste ataki z semi zasięgu przy jednoczesnym zwracaniu uwagi na rzeczy które mogły zechcieć ją skrzywdzić.

AT -49hp(overkill)

- Pomożesz mi przeszukać to w sprawie jakichś wartościowych technicznych pierdół? - zapytał, dla odmiany zniżając język do odpowiedniego dla swej rozmówczyni. Kto wie, może czasem nawet Daniel wynosi jakieś wnioski?
- Siur. Tylko zajrzyj czy nic kolejnego nas nie napadnie z tego pomieszczenia. Na coś się ten robot lampił w środku zamiast atakować. - cóż racją był koncept, że optyka czy elektroniczne flaczki mogły mieć jakąś wartość jednostkową nawet bez reszty robota.
- Jeśli jakieś procesory będą w całości, najlepiej oddać je Cas z naszego oddziału. - dodał, rozglądając się po pomieszczeniu. Najwidocznej nawet Król dbał czasem o swoich poddanych. Przynajmniej tych użytecznych.
Zaglądając do środka niewielkiego pokoju Daniel zobaczył całe mnóstwo wyświetlaczy i komputerów. Stacja monitoringu budowli. Po pomieszczeniu latało całkiem sporo niewinnie wyglądających okrągłych kreatur. Przyglądając się im bliżej Daniel zdał sobie sprawę, że metaliczna powłoka to tak na prawdę mimikujący materiał zarost plagi. Całe stworzenie wyglądało nieco jak latający rdzeń i było ich pełno. Podłączały się odrostami do maszyn najpewniej nimi sterując. Na końcu pomieszczenia znajdowała się szuflada pełna ostrzeżeń. Powoli otwierała się na boki a to co czyhało w środku wyglądało na większe i groźniejsze niż maszyny z którymi dwójka użerała się do tej pory.
- Bless, możesz rozwalić tą szafę wraz z zawartością? - Daniel przymknął drzwi i odsunął się, robiąc miejsce szalonej partnerce dzierżącej miecz prawdopodobnie cięższsy niż ona sama. Kawaler zajął się małymi żyjątkami, gdy Bless go minęła, aktywował [Diabelska opłata - zbliżenie] i zaatakował pierwszego dziwactwo z brzegu, następnie przeszedł do defensywy.
Uderzona kijem kreatura odleciała od Daniela jak piłka, kawałek jej struktóry oderwany. Lądując na ziemi zgasła i przestała się ruszać. Wszystkie inne w pomieszczeniu lekko przestawiły swoją pozycję aby być jak najdalej od Daniela. Nie przerwały jednak pracy.
- Osz, znowu jakiś blaszak w pudełku. - Diablica nie ociągała się i minąwszy Daniela zajęła się okładaniem szafy. Plan był prosty. Początkowo po prostu bić w szafę by zmniejszyć motorykę otwierających się drzwi. Gdy szpara będzie dość szeroka na cios bić w szparę. A gdy to zawiedzie bić w to co ze środka wylazło.
Bless nie była w stanie przeciąć szafy ale kilka naprawdę mocnych i pewnych siebie rąbnięć coś w niej uszkodziły. Drzwi zatrzymały się w miejscu a ich motor zaczął wydawać nieco irytujący dźwięk.
- Oj Bless, sprawdź może jak wygląda droga do biblioteki? - zapytał w przerwie między atakami. Kto by pomyślał, że znajdzie tu takie miejsce. Teraz wiedział, jak usprawnić trening w bazie korporacji. Sam sprawdził jak wygląda stan winiarni.
- Zaraz. - powstrzymanie otwierania się drzwi widać nie wystarczyło diablicy gdyż przytargała z sobą kawałki złomu by dodatkowo zklinować możliwość dalszego otwierania się drzwi. Dopiero dopełniwszy tej formalności zabrała się za analizowanie obrazu z ekranów. - Biblioteka. Biblioteka. Na drugim przy schodach są dwa attack type roboty, z kolei trzecie pełne jest plagi którą spotkałam w kiblu. Verrine Class. Koło setkie exa. Dość szybkie. Przemienione aktorki ale rdzenie zwykłe. Niewiele więcej wiem bo udało mi się to trafić. Trochę innej plagi. Jim się tam przekrada. Unika konforntacji. Matki nigdzie nie widzę ale cała scena poza monitoringiem. Może ma manię wielkości i tam siedzi. A ty co masz?
- Idziemy do biblioteki, postaramy się unikać plagi, którą widzimy póki co na ekranach. Ktoś tam niedawno był, a może nawet traktuje to jako mieszkanie. - stwierdził, ruszając. Starł z głowy drobinki potu.
- To chyba plaga, ale wygląda na devianta. Będą z tego dobre pieniadze - dodał, zapominając o obiecanym wcześniej bezpieczeństwie.

Dwójka znając swoją sytuację dzięki systemowi kamer ruszyła biegiem na trzecie piętro. Nie patrzyli za siebie, nie chcąc mieć styczności z pogonią która biegła w stronę ich poprzedniego miejsca pobytu. Nie zatrzymali się też na drugim piętrze, wiedząc, że przy ścianach stoją roboty strażnicze. Maszyny rozpoczęłyby ofensywę gdyby tylko się zbliżyli. Byli zmuszeni zatrzymać się dopiero na szczycie schodów. Obecnie na trzecim piętrze było pusto acz dwójka wiedziała, że patrole plagi są tutaj dość częste.

- Chodźmy - stwierdził Daniel gdy tylko wstąpili na trzecie piętro. Znał drogę, mógł przywołać mapę na interfejs graficzny w dowolnym momencie. Starał się być możliwie czujnym otoczenia, co jakiś czas szukając plagi.
- Hyc. Hyc. Hyc. - zawtórowała mu diablica dodając dźwiękonaśladownictwem szybkości ich wycieczki. Sama była ciekawa potencjalnie samoświadomego amatora wina i tytoniu.
- Aktywuję aurę, więc krzyknij jeśli chciałabyś się cofać. - stwierdził Daniel, widząc zbliżającą się plagę. Przypomniały mu się słowa Bless. Około 100 EX na jedną z nich. Nie powinny być problemem.
- Jeśli teraz w nie wskoczę, oberwę również twoim mieczem? - zapytał, a raczej zachęcił koleżankę by ta zaatakowała nim on przejdzie do akcji.
- Biję w prawą. - odpowiedziała mu jedynie diablica przesuwając się do przodu i atakując jedną z byłych aktorek. Pozostawiając Danielowi wolne przejście do środka formacji wroga.

PlagiatressG -65EX
Bless -49Shield
Daniel -41EX
Daniel +Corrupting(2)

Szczęście diablicy. Nic ująć. Wybrała na towarzysza diabła kontrującego zbliżających się przeciwników to zły los zesłał cały budynek bijących z daleka. Nie wspominając już o robotach które też tylko strzelały. Do tego zawiodło wykorzystanie Daniela jako bardziej atrakcyjny cel i jej tarcza ponownie została poszkodowana. Musiałą zmniejszyć liczbę przeciwniczek. Ponownie zaatakowała ale tym razem będąc w zasięgu mogła resztę swej uwagi przekuć w unik. Niestety tym razem nie udało jej się trafić celu.

Daniel -91EX
Daniel +Corrupting(3)
Daniel -30EX(Opłata: Zbliżenie)
Daniel: +49,5EX
Enemy team: -16,5EX
- Za jakieś pięć 5 W możesz do mnie podejść, na plagę działa dużo lepiej niż na nosicieli wartości - poinformował, gdy z jego twarzy zniknął wyraz bólu. Niestety, oberwał całkiem poważnie. Czy aby na pewno miał czego szukać w kontakcie z biblioteczną plagą?

Poruszanie się w aurze Daniela było złem wcielonym kosztującym ją cenne W ale nie mogąc powtarzalnie trafiać w pojedynczy cel musiała zwiększyć ilość atakowanych przeciwników. Skróciła dystans żegnając się z swymi pieniążkami i szerokim wymachem zaatakowała jak najwięcej plagi.

Bless -6W
PlagiatressG -125EX
Bless - +Corrupting(4)

Bless działała dużo sprawniej niż Daniel. Tym razem to chłopak musiał robić coś, by w jakikolwiek sposób stać sie użytecznym, a przynajmniej - by nie przeszkadzać. Jego ataki okazały się bezużyteczne, a on musiał zrobić coś by przestać nastawiać uszu na potencjalny atak Bless.

PlagiatressG - ded
Bless +4Corrupting
Daniel +2Corrupting
Daniel +Snared
Daniel -14EX
PlagiatressB +14EX
Daniel +1Corrupting

Daniel został przebity. Przynajmniej tak wyglądała teraz jego sylwetka. Z jego ciała wyrastały liczne ciernie, a on coraz bardziej przypominał ostatniego żydowskiego króla. Ta scena była jednak inna, na twarzy ofiary trudno było znaleźć wyrazy bólu. Dużo łatwiej zaś o… pewność siebie. Paradoksalnie - blondynowi pasowało właśnie takie rozegranie sytuacji. Mógł sprawdzić swoją nową zdolność.
Zamknął oczy, a jego ciało zniknęło, by momentalnie pojawić się w tym samym miejscu, tym razem pozbawione wszelakich kolców. [Momentalna medytacja] pozwalała mu wyjść z każdej opresji. On zaś wyskoczył do tyłu i, obracając się, zaatakował jedną z przeciwniczek.

Daniel -cleansed-
Daniel +stressed

Bless tylko mogła podziwiać ekwilibrystyczne popisy Daniela jednak nie zamarła w zachwycie i gdy ten oczyścił pole działania zaatakowała ponownie w obie niekoszerne i korumpujące przeciwniczki by następnie przygotować się do unikania niechybnej kontry.

Plagiatress P -29EX

Znów niepełny sukces. Bless wprawdzie zarysowała jedną z przeciwniczek ale nie na tyle skutecznie by wyłączyć ją z walki. A wstrętne baby postanowiły nawiać. Po tym wszystkim! Złowroga wzywająca je aura nie poprawiała sytuacji ale nie należało pozwolić plagom uciec i się przegrupować. Diablica uderzyła ponownie z najbliższą z przeciwniczek po czym ruszyła w pogoń.

PlagiatressP -9EX

- Witaj, nieznajomy - Daniel ukłonił się nieznacznie, samemu zwiększając aurę o jeszcze jeden rozmiar. Wziął głęboki oddech, podnosząc się do pionu. Przed jego oczami stała pełna majestatu plaga, jej ruchy były wyważone i pełne gracji. W połączeniu z winem, które wcześniej piła, oraz jej lokum - bibliotece, można było wnioskować że jest świadoma.
- Jestem Daniel, a to Bless - wskazał ręką na swoją, niewątpliwie bardziej utalentowaną w sianiu zniszczenia, towarzyszkę. - Czy biblioteka to twoje mieszkanie? - zapytał.
Bless również zaprzestała swych ofensywnych prób i z lekka odkłoniła się plagusowi. Było to jej zdaniem idiotyczne ale jeśli miało pomóc w teatrzyku Daniela zamierzała dać mu szansę.
Plaga uniosła jedną z dłoni. Otwierając ją ukazała małą szmatkę cleansing deluxe angelic quality do zbierania kurzu. Następnie z gracją obróciła się w okół własnej osi przestawiając nogi pod ścianę i wskazując całym ramieniem drogę do biblioteki zaprosiła parę do środka.
- Nietatkem byłoby odmówić takiemu gospodarzowi - Daniel uśmiechnął się, ruszając za plagą. Dezaktywował podatki, pozostawił jednak sferę swych wpływów. Po kilku krokach spojrzał na Bless. - Zwłascza gdy sami naszliśmy jego domostwo - wytłumaczył, rozkładając ręce na boki. Nie wiedział jak zareaguje jednooka diablica, ale nie chciał skreślać tej interacji.
Diablica wzruszyła nieznacznie ramionami. - Postaram się mówić niewiele puki będziemy rozmawiać. - obiecała zapewne na wyrost Danielowi. Nie uchodziła nigdy za zbyt grzeczną. W każdym tego słowa znaczeniu. Ukryła broń i z pewną acz skrywaną podejrzliwością wkroczyła do biblioteki jako pierwsza. Tyle potrafiła wykoncypować, że pewnie reszta oczekuje tego ze względu na aktualne formy.
Nieznajomy na sam początek zajął się jedną z niepokonanych służek plagi. Niewinna kreatura podleciała do niego, aby dłoń, a następnie całe ramie weszło w nią przez gardło. W niezbyt pięknie wyglądającej scenie został odebrany wcześniej zjedzony rdzeń, który następnie schował do kieszeni. Owy gospodarz następnie sam wszedł do biblioteki nie zważywszy na to czy Daniel zrobił to przed nim czy nie. Ignorował on też ich obecność wewnątrz. Uważnym i spokojnym krokiem poruszał się pomiędzy wieloma regałami przytulnej biblioteki, wycierając zakurzone książki i segregując je w kolejności alfabetycznej. Sama biblioteka była rozmiarów zbliżonych do pokoju ochrony w którym para diabłów była wcześniej. Mimo tego wyglądała na dość niepopularną zważywszy jej nie najlepszy stan.
Diablica ustawiła się w jakimś miejscu nie wadzącym książkom i uniosła brew w kierunku Daniela. Co też ten dziwny przedstawiciel plagi zamierzał zmalować?
- Czy w twoich zbiorach znajdują się pozycje inne niż dramaty? - Królewicz zapytał po chwili namysłu. Nawet jeśli plaga zdawała się stracić głos, najwidoczniej ciągle pozostały w niej odruchy związane z poprzednim, pozbawionym korupcji stanem egzystencji. W umyśle blondyna pojawił się obraz następnego wykłócania się z Justice o rdzeń i “sprawiedliwość” jegomościa. Jeśli dobrze to rozegrać, może chłopak załagodzi wcześniejszy konflikt i sprzeda ten rdzeń.
Kreatura wzruszyła ramionami patrząc prosto na Daniela. Gest był jednoznaczną informacją o braku wiedzy na ten temat.
Miło było odsapnąć ale czas leciał. Pozostawiając “rozmowę” Danielowi Bless skupiła się na ukierunkowaniu swego wyostrzonego słuchu na korytarzu. W końcu cała akcja plagi mogła być tylko kolejnym podstępem mającym pozwolić nagromadzić się minioną za drzwiami. Nie osiągnęła tym nic, ale przynajmniej miała zajęcie.
- Nie jesteś więcej bibliotekarzem? - zapytał, wyczekując reakcji plagi. - Czy nie wolałbyś pisać swych odpowiedzi? - kolejne pytanie wypłynęło z ust blondyna.
Kreatura kompletnie znieważyła propozycję jak i zgadywanki Daniela. Była w dużej mierze pochłonięta dbaniem o bibliotekę. Do stopnia w którym widząc kurz na jednej z półek uniżyła się do niej i bardzo powolnym i dokładnym ruchem zlizała go, aby następnie wysuszyć półkę szmatką.
Chłopak przeglądał zbiory, a jego oczom ukazały się tytuły potwierdzające jego tezę. Ta biblioteka nie miała w sobie nic niezwykłego. Była zwyczajną, teatralną przechowalnią książek. Jedynym ciekawym elementem był sam gospodarz. Mimo wszystko Daniel wziął jedną z pozycji traktujących o aktorstwie do ręki i, czekając na ewentualne pozwolenie, schował ją do międzywymiarowej kieszeni.
O szaber? Diablica z z większym zainteresowaniem popatrzyła na książki szukając wzrokiem potencjalnie wartościowych tytułów.
‘Gospodarz’ sprzątając swoją bibliotekę nie interesował się tym, że Daniel i Bless z niej korzystali. Przejął się jednak gdy ‘król’ umieścił jedną z nich w swoim prywatnym wymiarze. Skierował swoje spojrzenie prosto na Daniela i zastygł bez ruchu.
- Czy mam teraz twą uwagę? - zapytał retorycznie. Patrzył uważnie na plagę. Czy powinni po prostu ją zabić? A może jest jakiś element, który pomoże im najpierw wyciągnąć z niej jakieś informacje.
Blondyn zapytał raz jeszcze - Jesteś bibliotekarzem, czy strażnikiem?. Nawet jeśli słowa blondyna były skierowane bezpośrednio w stronę rozmówcy, uwagą szukał otwartej książki, którą widział na ekranie monitoringu, oraz notatek które tam zauważył.
Kontem oka Daniel dostrzegł pod jednym z niewielu okien w pomieszczeniu stół i fotel. Na stole widniała książka którą wcześniej zaobserwował przez kamerę. Był to Macbeth.
Plaga z kolei w swojej odpowiedzi nie wyciągnęła do Daniela dłoni po zapłatę czy legitymację członka biblioteki. Zamiast tego przynajmniej na krótki moment przestał ukrywać swoją aurę. Potężne ilości zakażonej siły zetknęły się z zmysłami Daniela i Bless. Do tej pory dwójka diabłów w spokojnej podróży napotykała się na coraz silniejszą, choć niewiele, plagę. Za każdym razem gdy spotkali coś złożonego z większej ilości czy stężenia cEX, uczucie temu towarzyszące nie było zaskakujące. Tym jednak razem poczuli jak gdyby pominęli kilka schodów albo może nawet i piętro. Nie mieli pewności czy to co czują kwalifikuję się w ogóle jako Astaroth.
Bless być może zaskoczona emanacją zdała się przez krótką chwilę nieobecna. Choć mogła jedynie rozważań czy zachodzić plaga od pleców, czy też od razu skakać przez okno.
Daniel przywołał do rąk plik anielskich pieniędzy i spojrzał pytająco na McBetha.
Kreatura przyłożyła palec do skroni. Po krótkiej chwili zaprzeczyła ruchami głowy.
W jego rękach znalazł się kolejny, a skromna kwota zamieniła się w 200$.
Osobnik skrzyżował dłonie wyraźnie informując o niemożliwości takiej wymiany. To nie kwota była problemem.
- Wartość? - zapytał w końcu diabeł. - EX? - zaproponował kolejną walutę.
Przez moment milczał. Najpewniej się zastanawiał. W końcu ponownie położył palec na skroni aby po dłuższym momencie zaprzeczyć kiwając głową.
Daniel rozłożył ręce na bok w geście bezradności. Zamierzał przez kilka chwil udawać głupka. To nie powinno byś trudne. Justice świetnie to wychodzi.
Sam powoli kroczył po pokoju, chcąc zajrzeć na jakiej stronie otwarta jest książka.
Kreaturze nie przeszkadzało spacerowanie Daniela, przynajmniej póki ten nie opuszczał biblioteki z nieswoją książką. Książka otwarta była na teoretycznie zwykłym fragmencie. Daniel niestety nie znał utworu i nie mógł w żaden sposób przypomnieć sobie czego ten fragment dotyczył, znajdował się jednak na nim interesujący cytat
Cytat:
All hail, Macbeth, thou shalt be king hereafter!
[…]
Thou shalt get kings, though thou be none.
So all hail, Macbeth and Banquo!
 
Zajcu jest offline  
Stary 13-07-2016, 17:03   #32
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Teaturm Mundi II


- To historia o królu… Byłeś aktorem? Czy może jest to historia bliższa twej rzeczywistości? - pytania wychodziły z ust blondyna, nawet pomimo pewności że odpowiedź nie nadejdzie. W pomieszczeniu musiało być coś jeszcze.
W odpowiedzi kreatura wykonała bardzo dostojny, wyćwiczony i mechaniczny ale zarazem bardzo, bardzo niski ukłon. Daniel i Bless byli pewni, że mieli przed sobą do zgryzienia nie prostą zagadkę. Rozejrzeli się w swoim najbliższym otoczeniu, sprawdzili czy coś ich nie pominęło. Ostatecznie mieli przed sobą osobliwą książkę którą ktoś czytał, wino które ktoś pił, mutanta plagi który sprzątał regały i wykonywał niskie ukłony, starą nieużywaną bibliotekę i...właściwie tyle? Nic nowego nie wpadło pod ich uwagę. Na pewno nic znaczącego.
- Ty byłeś aktorem, ja jestem królem. Królewskim diabłem - jedynym, który ma prawo własności nad wszystkim, co w jego otoczeniu. Nie jesteś niczym wielkim jak tylko poddanym - tym razem Daniel przemówił w zupełnie inny, pełny majestatu sposób. Jego głos był silny, a całe jego otoczenie zaczęło emanować, niewątpliwie mniejszymi niż w przypadku aktora, a jednak - cząsteczkami jego energii. Przynajmniej na chwilę.
A może to była tylko imaginacja chłopca, który pragnął stać się królem? Nie mógł tego wiedzieć.
Rozejrzał się po pomieszczeniu raz jeszcze i przeszedł w kierunku zapełnionej książkami ściany. Wybrał jeszcze jedną, tym razem opowiadającą o historii sztuk teatralnych. Podniósł ją.
- To również jest moje. - stwierdził, otwierając książkę na losowej stronie.
Stworzenie uśmiechnęło się, zaczęło chichotać, podśmiechiwać, aż wreszcie wybuchło gromkim rozbawieniem. Chwilę później otworzyły się drzwi do biblioteki. Dość prędko choć nie natychmiast “gospodarz” zamilkł. W drzwiach pojawił się osobnik bardzo podobnej postury w identycznym ubraniu, wykonał ukłon do dwójki diabłów i zaprosił ich do wyjścia z pomieszczenia. Pierwszy zatrzymał go jednak i dotknął skroni. Obydwoje na krótki moment zapałzowali, po czym jednak ‘gospodarz’ odwrócił się od Daniela i kompletnie go ignorując począł ponownie sprzątać i reperować pułki z lekturami. Nowy gość zaś w eleganckiej postawie zapraszał do opuszczenia pokoju.
Daniel dopiero teraz spojrzał na nic nie mówiący mu tytuł książki. Schował ją do przestrzeni międzywymiarowej i wzruszył ramionami patrząc na Bless. Najwyraźniej sam nie był pewien co ma zrobić. Ruszył za kolejnym “strażnikiem”, czy może bardziej kamerdynerem. Tak długo jak będą wokół nich - inna plaga chyba ich nie zaatakuje.
- Chyba nic nie zaszkodzi za nim podążać - stwierdził do swej partnerki.
- Szkoda. - podsumowała decyzję “króla” diablica. Najbardziej bolała ta jego nikczemnego wzrostu emanacja. Potencjalny Asmodeus class rzeczywiście mógł mieć więcej egzystencji od jej towarzysza. Ale nie traciła nadziei iż dane jej będzie zmierzyć się z którymś z kamerdynerów. Oczywiście najlepiej z nie więcej jak jednym na raz.
- Wchodzimy głębiej gdzie pewnie będzie więcej tych proto-Asta i pewnie królowa, a za to mniej okien? Fantazję widać “król” ma.- pozwoliła sobie na drobną uszczypliwość.
- Gdyby chcieli nas zabić, po prostu by tutaj przyszli całą armią kamerdynerów - Daniel odgryzł się, zachowując się dużo bardziej żartobliwie niż poważnie. Majestat na kilka chwil zniknął.
- Poza tym… Tamta trójka i tak idzie w kierunku matki, jeśli znajdziemy się tam razem z nimi i weźmiemy rdzeń dla siebie, nie będzie to zbyt złym rozwiązaniem? - uśmiechnął się.
- Cóż za atrakcja dla władczyni gdy kamerdynerzy zaciukają coś tam w bibliotece? A sama się przecież nie pokwapi. A trio miało inny cel zupełnie niż matka. - o dziwo nie chcąc popsuć justysiom planu Bless nie wspomniała na głos, ze ich jedynym celem było przebicie się do metra. Ew konfrontację z matką traktowali jako zło konieczne.
- Skoro nimi steruje, to chyba dużo większa niż zniszczenie nas całą swoją siłą? - zapytał, nie potrzebując nawet chwili na namysł. Kamerdynerzy ewidentnie posiadali zmysł słuchu i możliwość komunikacji z pozostałymi. Jeśli chcieli wykończyć któregoś z nich - prawdopodobnie sciągną na siebie wszystkich. Z drugiej strony… prędzej czy później i tak to zrobią.
Wyciągnął telefon i wysłał Bless wiadomość. “ Jesteśmy w stanie go ściągnąć?
” Pojedynczego Asta powinnam ogarnąć jeśli go trafię” odesłała mu odpowiedź diablica. Zawsze była to konkretniejsza odpowiedź niż “chętnie spróbuję”.
- Czy możemy wskazać ci konkretne miejsce do którego nas zaprowadzisz? - zapytał kamerdynera. Jego wzrok wrócił na sylwetkę przedstawiciela plagi. Ciekawe, czy odpowie na to w ten, czy inny sposób.
Osobnik pokręcił przecząco głową. Dwójka zbliżała się powoli do schodów. Najwidoczniej miejsce o które mu chodziło znajdowało się niżej.
- Tyle tupania do góry a teraz sprowadzą nas w dół? Pewnie do drzwi wejściowych z tablicą informującą, że wstęp tylko dla posiadaczy biletów. - diablica miała wrażenie, że nie musi wygłaszać towarzyszowi obaw, że prowadzeni są na scenę.
Daniel wszedł na schody, powoli podążając za kamerdynerem. Jego palce wklepały kolejną wiadomość, a niezrozumiały system przesłał ją do jednookiej mutantki. “Gdy dotknie palcami swoje skronie, możemy atakować. To powinien być najlepszy moment”.
Sam zaś starannie przyglądał się kreaturze, starając się znaleźć w niej jakieś preferencje, czy słabsze punkty.
Kreatura była niezwykle opanowana i wyliczona w swoim postępowaniu. Każdy jej krok pokonywał identyczną odległość co poprzedni, a ruch tułowia powtarzał skręty o tyle samo stopni na każdym zakręcie. Kreatura wydawała się być podobna w postawie do Daniela. Nie wyglądała na przesadnie ofensywną w stylu.
Królewicz zatrzymał się, dając ręką znak Bless by ta zrobiła to samo. Rozejrzał się po pomieszczeniu i obserwował reakcję przyszłego przeciwnika. Czy zatrzyma się i będzie czekał? Czy spróbuje przekazać informacje matce?
Diablica przystanęła więc. Tamten plag lubił książki więc “król” go zostawił. Ten nie ma książek więc nadaje się na wklepy? Zawsze to jakaś selekcja.
Osobnik zatrzymał się czując, że dwójka mu nie towarzyszy. Odwrócił się w ich kierunku i z dostojnym ukłonem wskazał ramieniem w stronę drogi do zejścia do sceny. Następnie zaczął wyczekiwać reakcji dwójki.
Daniel przekręcił głową, uśmiechając się szeroko i prowokująco. Najwyraźniej król miał kolejny problemem z obsługą tego teatru. Westchnął głośno,
- Scena? - Daniel zapytał retorycznie cichym, delikatnym głosem. - Sztuka? - tym razem jego słowa były nieco głośniejsze, w pewien sposób przebijając przeciętny ton głosu. Chłopak powoli budował swoją pewność siebie, zwiększąjąc rozmiar królestwa jeszcze raz. - Nie zrozum mnie źle, ale to trupa powinna zachęcić arystokrację. Rzekłbym, przekupić króla, by ten ofiarował im swą uwagę. - powiedział, mówiąc nieco głośniej niż przed chwilą.
- Czy ty nie zapominasz o czymś? - tym razem cała złość zniknęła, a chłopak przemówił poważnym, wręcz pozbawionym emocji głosem.
Bardzo powoli kreatura wyprostowała się, chowając ręce za plecami. - Wasi przyjaciele potrzebują pomocy. - jej głos był męski, czysty i dostojny. Dwójka diabłów nie urodziła się wczoraj. Stworzenie oryginalnie musiało być jakiegoś rodzaju aniołem. - W najgorszym wypadku to dobre show. - zachęcił odwracając się na pięcie i ruszając dalej swoją trasą.
- “Teraz” - napisał szybko, wysyłając wiadomość Bless. Jeśli mieli zejść na dół, nie mogli tego zrobić przyprowadzając kolejnego przeciwnika. Zwłaszcza, że matka była wystarczająco pewna siebie, by ściągać pomoc dla wroga. Przynajmniej o ile faktycznie to było problemem. W innym wypadku, cóż, stracą jedną plagę po drodze do niepotrzebnie walczących przedstawicieli wątpliwej jakości “sprawiedliwości”.
Diablica wyszczerzyła się jedynie w uśmiechu. - Chętnie spróbuję. - zacytowała znajomego. Lewą dłonią przesunęła opaskę z jednego oka na drugie. Odsłaniając zdrowe oko niczym nie różniące się od na ogół odsłoniętego. Być może. Prawdopodobnie. Albo i nie. Wyraz jej twarzy zobojętniał. Wyciszył się. Ramiona opadły niemal bezwładne. Mimo to w prawej dłoni natychmiast zmaterializował się jej przerośnięty miecz by niemal niedbałym acz natychmiastowym ruchem pomknąć w stronę celu.

??? -150EX

Miecz przeciął powietrze szybując prosto na bok przeciwnika w który uderzył z impetem, co doprowadziło do zachwiania postawy kreatury, która aby zachować balans musiała zrobić krok w bok. Wyglądało to jednak jakby miecz Bless był tępy.

Przez twarz Daniela przemknął wyraz… skrępowania. Może nawet wątpliwości. Mimo wszystko, gdy tylko otrząsnął się z dawnonieodczuwanego strachu rozpoczął działanie. Aktywował podwójnie Słowo diabła - respekt i wyciągnął z międzywymiarowej kieszeni przygotowany wcześniej miecz.
Jego dłoń dzierżyła teraz wspaniała ostrze, pierwsze wojenne trofeum Daniela. Koszta tamtej wyprawy nie były tak wielkie - znienawidziło go tylko 90% diabłów. Roześmiał się w duchu, mógł się do tego przyzwyczaić. Przecież i tak mu na nich nie zależało.
Zaatakował, licząc że Cas wykonał dobrą robotę.

??? -22EX
??? -80EX

Daniel bez problemu wbił swój miecz w bok kreatury po czym szybko go wyciągnął. Atak był skuteczny nawet jeżeli znacznie mniej niż ten wykonany przez Bless. Przeciwnik bardzo metodycznie odwrócił się w stronę dwójki, po czym wykonał dwa kroki w tył, w dalszym ciągu próbując zaprowadzić ich do sceny.

- Król-iczku słabo go rysujesz. Energia. Moc. Agresja. Bierz go. - Mimo tych słów Blasphemy nie czekając na drugiego diabła skróciła dystans i ponownie zaatakowała.
Tym razem przeciwnik złapał nadlatujące ostrze, pociągnął je nieco w swoją stronę, po czym z powrotem do Bless, uderzając ją w tors jego rękojeścią.

Bless -1PA (jolted)

- Nie zrobiłaś wiele więcej - uśmiechnął się, niemalże ignorując zmianę charakteru swej partnerki.
Daniel zdołał doskoczyć i ciąć przeciwnika, rysując ostrzem jego policzek z raną głębszą niż poprzednia. Przed drugim cięciem ten się jednak uchronił półkrokiem w tył.

??? -56EX
??? -80EX

Kreatura odchrząknęła, po czym odezwała się. - Na ten moment jedynym powodem mojego jestestwa jest pokazać państwu co się dzieje na scenie. Czy jeżeli obiecam oddać swój rdzeń w wasze posiadanie zaraz po tym, zgodzą się państwo spojrzeć na scenę? - zapytał.
- Król nie cofa swego słowa, deaktywuj sie teraz, a ja, prawowity władca Hel zobaczę tę sztukę. - odparł królewicz.
Mężczyzna przyłożył dwa palce do skroni i stał tak w zamyśleniu krótką chwilę. Zaraz po niej, jego ciało zaczęło się rozkładać i zwijać samo w sobie, aż nie zostało nic innego poza sporych rozmiarów rdzeniem z czarnym płynem wewnątrz.

+1 Astaroth Core

Bless podniosła rdzeń i obejrzała pod światło. - Dziwny. Choć powinien być słodki. - odrzuciła kulkę Danielowi i ruszyła w stronę schodów. Cóż przynajmniej chciała zobaczyć co takiego miało się tam odgrywać.
- Wątpię, byśmy mieli okazję faktycznie odmienić ich los. Przynajmniej, o ile chodzi o walkę - Daniel rozłożył ręce na boki, zupełnie ignorując dziwne zachowanie rozmówczyni. Nie miał teraz na to czasu. Nawet jeśli miałby po prostu przekazać wydziałowi Justice ostatnie chwile ich byłych kompanów - zrobiłby to z pewną dozą przyjemności. Może nawet za jakąś opłatą.
Bless uchyliła drzwi do pomieszczenia scenicznego. Podłoga była pusta, pozbawiona krzeseł. Zamiast tego znajdowało się na niej dość sporo aktorek i innych rodzajów plagi, barier porozrzucanych kompletnie losowo i samych członków oddziału sprawiedliwości. Mien, z otwartą raną na piersi leżał pod sceną absorbując samoczynnie EX z okolicy. To z kolei z uwagi na naturę jego rany zmieniało się w zakażoną formę materii. Jego przyjaciel łapał się za głowę i miotał na środku pomieszczenia. Z zdartym z twarzy bandażem dwójka mogła dostrzec dość spory rdzeń w jego drugim oczodole. Rdzeń z którego coś ciekło i z którego wyrastały macki obrastające powoli jego ciało. Wyglądał panicznie i zwierzęco. Dwójka diabłów nie mogła ocenić czy był jeszcze w trakcie przemiany czy może jego pozbawione rozsądku ciało zwyczajnie powtarzało ostatnie ruchy i czynności jakie ten wykonywał gdy jeszcze żył. Przynajmniej jako ten, którym go znali.
Koroną przedstawienia była oczywiście sama matka znajdująca się na scenie. Była to wyoską kobieta w białej sukni pozbawiona głowy. Zamiast tego wyrastało z niej coś w postaci egzotycznego i delikatnego kwiatu.

Daniel zacisnął pięści do poziomu, w którym zaczął odczuwać ból. To chyba był jedyny sposób by ciągle dał radę myśleć chociaż trochę logicznie. Owszem, nie przepadał za tamtą dwójką, ale to nie była sytuacja, z której mógł ich uratować. Rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając… trzeciego z nich.
- Nie ma szans byśmy w tej walce osiągnęli cokolwiek, musimy wracać. - chłopak stwierdził, nie licząc nawet na to, że koleżanka spróbuje zaproponować mu coś innego. Nawet jeśli, musiałby zmusić ją do posłuszeństwa, dla jej własnego dobra. Nie był jednak pewien, czy obecnie jest w stanie.
W jego umyśle pojawiła się krótka, milcząca akceptacja słów Astarotha. Spełnili jego żądanie. Nie było przeciez mowy o wchodzeniu na scenę, a raczej - o ujrzeniu co się na niej dzieje.
Gdyby nie obecność matki można by tak potańczyć wśród licznych sukienek. Szkoda. Szkoda. Bless zrobiła telefonem zdjęcie matki i mutujących justysiów do kolekcji.
- Nie kłopocz się, nagrałem całą scenę - chłopak spróbował odsunąć urządzenie dziewczyny na bok. Klepnął się w skroń niczym wcześniejsze Astarothy, chcąc uświadomić ją o kamerze w jego oczodole.
Diablica w końcu klepnęła towarzysza - Nic tu po nas. - i rozpoczęła odwrót.
- Wracajmy - potwierdził blondyn.
U szczytu schodów na drugie piętro czekała już dwójka kreatur z którymi para użerała się wcześniej. - Dlaczego państwo się cofają? - spytał jeden z nich - Wyzwanie jest zbyt trudne? Boicie się wyzwania? Nie czujecie nic wobec osób na sali? - dopytał.
- Poprosiliście nas, byśmy zajrzeli na scenę. Dokładnie to uczyniliśmy - odpowiedział krótko i pewnie Daniel. Przez głowę przemknęła mu rozmazana wizja osobników na jednym z balkoników. Czyżby to byli prawdziwi dyrektorzy tego teatru? Jak to możliwe, by każdy z przedstawicieli poziomu Astaroth poruszał się w ten sam, niemalże synchroniczny poziom? Ktoś musiał nimi sterować. Jeśli była to matka - i tak nie mieli z nią szans.
-A więc powodem odwrotu jest brak innego polecenia? - dopytał ponownie osobnik.
- Nasze zawitanie na scenę było formą transakcji. Rdzeń jednej z istot, w zamian za ujrzenie spektaklu - wytłumaczył blondyn.
-Przepiękny objaw nieczułości. Czy to samo jest prawdziwe dla pana? - zapytał, spoglądając na Bless.
- Rzec by można, że cierpią przepięknie. Nie zmienia to faktu, że na tym etapie nie można im już pomóc. Nie wrócą do naszego świata jako jego świadoma część. Są niepowetowaną stratą dla firmy. Jednak nie są dla nas nikim bliskim, znanym. - odpowiedziała im diablica.
Kamerdynerzy ukłonili się lekko. - Dziękujemy państwu za wizytę i dostarczenie jako takiej rozrywki, pan na pewno uzna to zjawisko za interesujące samo w sobie. - uznał po czym obydwoje odstąpili drogi parze diabłów.
- I ja doceniam to doświadczenie jako intrygujące. - Blasphemy nie zamierzała czekać, czy kamerdynerzy rozmyślą się. Nie miała w obecnej chwili z nimi szans, a ostatnie trafienie było czystym zbiegiem okoliczności bo nawet szczęścia nie należało do tego zaprzątać. Ruszyła do wyjścia, licząc, że Daniel nie postanowi prowokować dalej nadmiernie elokwentnych istot.
- To było niezmiernie wzbogacające, przynajmniej pod względem intelektualnym - Daniel również ukłonił się dwójce, ruszając w stronę wyjścia. - Mam nadzieję, że następnym dostarczymy waszemu panu więcej rozrywki. - dodał, mijając dwójkę. -Nasz pan włada całością dzielnicy Anielskiej. Być może uda wam się spotkać ponownie. - wyjaśnił kamerdyner, kłaniając się jeszcze raz.
Gdy znalazł się już kilka kroków za nimi, dodał jeszcze. - Niestety nasz rozwój jest w pewnym stopniu ograniczony, przynajmniej bez dodatkowych… Stymulacji, jak ta ofiarowana przez waszego kolegę - dodał, machając ręką na pożegnanie.
- Czy możecie zdradzić nam imię swego pana? - po kilku krokach zatrzymał się jeszcze, chcąc zadać kolejne pytanie.
Kamerdyner przyłożył dwa palce do skroni stojąc niemo w miejscu. - Niestety mój pan nie interesuje się żebrakami. Jeśli zdobędziecie jego głębsze zainteresowanie, na pewno zgodzi się wypić z wami lampkę wina.
- Szkoda, pomyślałby ktoś że pan woli kreować swoje zabawki, szybciej obserwować ich wzrost i czerpać z tego jeszcze więcej zabawy - Daniel wzruszsył rękoma, kontynuując przerwany spacer.
- Tak więc do zobaczenia, zarówno wam, jak i waszemu panu - pożegnał się.

Oboje nie szukali więcej kłopotów na tę noc i jak się okazało poranek. Bless próbowała wyklikać cuda z zrobionych przez siebie zdjęć ale są granice tego co można uzyskać z kamerki telefonu. Tak czy tak będzie miała mordki justysiów na poprawy humoru w deszczowe korporacyjne wieczory.
 
Zajcu jest offline  
Stary 14-07-2016, 21:25   #33
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Zmiany, zmiany...


Doppler zastał Laplace’a w jego mieszkaniu. Mężczyzna znajmował się planami działania na odbicie metra, przyjął jednak swojego ucznia bez zbędnych ceregieli, gotowy na wysłuchanie cokolwiek ten ma mu do powiedzenia.
-Dobry wieczór szefie. - Przywitał się Kolekcjoner. - Mam dwie wiadomości, jedną dobrą, a drugą złą. Od której mam zacząć?
Laplace dość szybko spoważniał. - W tej kolejności, w której będzie ci lżej. - poprosił.
-No to zacznę od dobrej, żeby zachować chronologię. Razem z Chase znaleźliśmy w porcie matkę i zniszczyliśmy ją. - Zaczął spokojnie, po czym zrobił chwilę pauzy. - Zła wiadomość jest taka, że statek który był matką płynął w trakcie walki, a gdy matka zginęła zatonął. Kiedy ewakuowaliśmy się, Chase mi gdzieś zaginęła. - Podał drugą wiadomość, spuszczając ze wstydem głowę.
Laplace przytaknął. - To faktycznie nie jest dobra wiadomość. Tym bardziej, że siły korporacji są teraz skupione na walce o metro. - Laplace zaczął przeglądać listy na swoim komputerze, sprawdzać losowe papiery z biurka. - To nie dobrze, nie wiem z kogo złożyć drużynę ratunkową. Najpewniej trzeba będzie wdrożyć inne wydziały, ale to z kolei mogłoby być kosztowne. Warunki tej firmy są niesamowicie nieznośne. - jego przejęcia się sprawą nie dało się ukryć. - Wstępnie zrobimy tak: Odpoczniesz, zbierzesz ekwipunek i przygotujesz się. Ja w tym czasie załatwię ci zezwolenie na wstęp poza obecnie atakowane strefy miasta. Pójdziesz tam gdzie ją ostatnio widziałeś i zaczniesz poszukiwania. Przy szczęściu może uda nam się zdobyć jakąś pomoc z strony administracji. Chase zasługuje na nasz ratunek.
-Nie wątpię w to. Choć patrząc ile marudziła na koszt noclegu, może po prostu urządziła sobie solowy wypad, żeby nie spędzać nocy w korpo. - Odparł Doppler, przytaczając problem o którym diablica wspominała parokrotnie. - Z kobietami to różnie bywa… - Westchnął. Wyciągnął telefon i pokazał Laplace’owi materiał na którym uwiecznił jedno z serc. - Na statku były takie trzy, na szczęście tylko jedno w pełni rozwinięte.
Mężczyzna przytaknął. - Mieliśmy już sytuacje gdzie pojazdy były pod kontrolą plagi. Dlatego właśnie tak istotne jest zatrzymanie metra. - zgodził się, choć nie wykazał głębszego zainteresowania materiałem samym w sobie.
-Rozumiem, będę musiał się przygotować. Jak już się ogarnę, to wezmę się za poszukiwania. Jeszcze jedno, gdy się gramoliłem z tego statku, próbowałem nawiązać łączność, ale z jakiegoś powodu nie mogłem złapać zasięgu. - Przypomniał sobie.
-Na jakiej dzielnicy wyszliście z statku? - spytał nagle.
-Gdzieś na obrzeżu portu, ale po przeciwnej stronie rzeki niż zaczynaliśmy. - Doppler nie planował zdradzać Johnny’ego i spółki. - Znaczy ja tam wyszedłem, nie wiem gdzie wypłynęła Chase. - Dodał po chwili.
-W takim razie może faktycznie uda się przekonać Justice na udostępnienie małej grupy ratunkowej. W tej strefie mogą znajdować się terroryści albo nowy, niebezpieczny rodzaj plagi. Patrząc po tym, że cała korporacja zajmuje się metrem, to również może mieć wysoki priorytet. Chwilowo nie opuszczaj korporacji. Będę musiał się naradzić czy wysyłanie cię samego jest faktycznie jakkolwiek bezpieczne.
-Na pewno zajęć mi nie zabraknie. Trzeba ćwiczyć, uzupełnić wyposażenie, pewnie jeszcze parę rzeczy się znajdzie. - Kolekcjoner nie zamierzał się w tym momencie spierać. - Coś jeszcze? - Zapytał.
-Nie, to na razie wszystko.
-Dobrze… Nie chcę wyjść na zachłannego, ale czy za tę matkę coś nam się dostanie? - Zapytał niepewnie. Walka z obstawą serca była ciężka i ryzykowna, miał nadzieję że w jakiś sposób zostaną docenieni. Chase na pewno dostanie swój udział gdy wróci.
-Oczywiście, acz to nie ja za takie rzeczy odpowiadam, tylko Justice. - przytaknął.
-Wybacz, myślałem że skoro jesteś moim zwierzchnikiem, to powinienem pytać Ciebie. Nie będę przeszkadzał, zajmę się swoimi sprawami. - Odrzekł przepraszającym tonem. - Powodzenia z obowiązkami i dobranoc. - Pożegnał się i wyszedł. Miał już plan tego, czym zajmie się w nadchodzącym dniu.
Pierwsze kroki skierował do sal ćwiczebnych. Musiał popracować nad swoimi zdolnościami percepcyjnymi i interpersonalnymi. Jedno mogło go ocalić w terenie, a drugie w nie mniej zabójczej korporacji. Poświęcił na to dwie jednostki czasu, bo wyniki ćwiczeń nie były tak dobre jak by chciał... Gdy popołudnie chyliło się ku końcowi, poszedł spieniężyć rdzenie i zjeść solidny, choć dość późny obiad. Kumulowanie EX zajmowało sporo czasu, a potrzebował go dużo na medytację. Ta musiała więc zaczekać, aż zbierze wystarczającą ilość energii. Na noc też miał już plan, zamierzał po raz kolejny odwiedzić kasyno i pomnożyć swój kapitał. Nie mógł przecież liczyć, że każdego dnia uda mu się znaleźć matkę i jeszcze odnieść sukces w procesie likwidacji zagrożenia.


Następnego ranka Doppler rozpoczął dzień od wizyty w biurze Laplace. Mężczyzna czytał jakąś książkę albo zeszyt. Na widok gościa zamknął ją delikatnym ruchem i skinął głową na powitanie. - Siadaj. - poprosił.
Młody diabeł usadowił się na wskazanym krześle.
-O czym dokładnie chciałeś porozmawiać? - Zapytał, przechodząc od razu do meritum.
-Rozmawiałem z Justice i administracją. Wolno nam wysłać tylko jedną osobę na misję ratunkową. Pozwolili w zamian za to wysłać kogokolwiek. - wyjaśnił. - Więc albo ciebie, jej partnera albo najlepszą osobę jaką Justice pozwoli mi oderwać od pracy. Postanowiłem zapytać ciebie osobiście.
-Mogę spróbować oczywiście, jeśli taka jest sytuacja. - Odpowiedział Kolekcjoner przytakując. Musiał wprawdzie zrobić zakupy i oddać się medytacji, ale już dzisiaj byłby w stanie wyruszyć do Hel. Z wyrażeniem opóźnienia zaczekał jednak na to co jeszcze Laplace powie.
-Jest już dość późno, więc chciałbym abyś ruszył przed zmrokiem. - poinformował Laplace. - Chase spędziła sporo czasu zdana na samą siebie, więc twoim zadaniem jest przyprowadzić ją z powrotem żywą, bądź martwą. Zależnie od tego jaki los ją spotkał. - wyraz twarzy mężczyzny był niezwykle poważny. - Poza tym Justice odkrył waszą obecność w okolicach dzielnicy wypoczynkowej. Musieliście zgubić się na swoim poprzednim polowaniu. Bardzo możliwe, że Chase dalej jest gdzieś w tamtej okolicy, więc polecam umiejscowić tam poszukiwania. - doradził.
-To bardzo możliwe. Skoro pośpiech jest wymagany, ruszę jak tylko się przygotuję. Powinienem bez problemu uwinąć się na tyle szybko żeby pójść tam już dzisiaj. - Doppler zgodził się ze swoim przełożonym. - Mam nadzieję, że jest cała. - Przyznał po chwili.
Mężczyzna przytaknął, wstając z miejsca. - Spróbuję jeszcze zdobyć dla ciebie jakieś pomoce, o ile to możliwe. Spotkamy się w następnej jednostce pod drzwiami. - zadecydował.
-Potrzebowałbym dwóch jednostek czasu. Ruszyłbym do Hel nocą, ale byłbym przynajmniej dobrze przygotowany. Czy to problem szefie? - Kolekcjoner próbował negocjować. Laplace był wyrozumiałym diabłem, więc czemu nie?
-Oh? Spędzasz czas w kasynie a nie jesteś gotowy do służby? - spytał Laplace odwracając się powoli do Dopplera z poważnym wyrazem twarzy. Chwilę później sie uśmiechnął. - Zgaduję, że ugrałeś dość aby ulepszyć wyposażenie? To dobrze. Nie po to idziesz na misję ratunkową aby umrzeć. Mając jednostkę więcej, może sam więcej zdziałam. - zgodził się. - Co planujesz oprócz zakupów? - spytał.
-Chcę oddać się medytacji, żeby usprawnić swoją formę. Co komu po lepszym wyposażeniu, jeśli nie może go efektywnie wykorzystać? - Odpowiedział otwarcie, podkreślając swój punkt widzenia pytaniem retorycznym. - Jeśli to wszystko, oddalę się żeby w pełni spożytkować czas, który mi dałeś. - Zwrócił się do przełożonego formalnym, uprzejmym tonem.
-Dysnomia mi coś powiedział. - zatrzymał na moment Dopplera Laplace. - Podobno nie masz swojego osobistego celu? Sprawiedliwość dla samej sprawiedliwości jest dość pusta. Możesz mieć problemy z rozwinięciem samego siebie, jeśli nie będziesz wiedział do czego dążysz. - ostrzegł Laplace. - Może zastanów się nad tym przy medytacji? - polecił. - To wszystko, możesz iść.
-Dziękuję za poradę, na pewno wezmę to pod uwagę. - Przytaknął mentorowi, ukłonił się lekko i ruszył do wyjścia, by oddać się przygotowaniom.

Po dokonaniu zakupów i głębokiej medytacji, Doppler skierował swoje kroki do portalu, przy którym miał czekać na niego Laplace. Widać było, że młody diabeł znacząco się zmienił w tym krótkim czasie. Jego ruchy nabrały niesłychanej płynności i pewności, ale chyba najbardziej widoczną przemianą były sporej rozpiętości, czarne skrzydła, wyrastające z jego pleców.
Laplace skinął Dopplerowi głową na powitane. Uśmiechnął się zadowolony widokiem jaki zobaczył. Wiedział, że Doppler nie próżnował. - Świetnie. Wyglądasz na gotowego. Ja niestety nie byłem w stanie zbyt dużo ci zapewnić. - poinformował przepraszającym głosem. - Mamy dla ciebie drzwi do dzielnicy wypoczynkowej, co jest dość logiczne. Ale poza tym, tylko to. - pokazał niewielką petardę. - Jeżeli ją wypalisz, administracja dostanie twoje koordynaty aby wysłać drużynę ratunkową, dla twojej ekstrakcji. Pamiętaj, najgorsze co może się zdążyć na misji ratunkowej, to kolejne straty w ludziach. Przede wszystkim, nie przegraj. - poprosił. - To właściwie dobra reguła na całe życie.
-Mam nadzieję, że mi się nie przyda. - Kolekcjoner skwitował krótko wypowiedź swojego mentora i schował petardę. Zdecydowanie wolałby, żeby nie było konieczności do wykorzystania tego sygnału. - Cóż szefie, trzymaj kciuki. Postaram się ściągnąć tu Chase jak najszybciej i w jak najlepszym stanie. - Dopowiedział po chwili milczenia.
-Powodzenia. Szczęścia nie życzę. - odesłał Dopplera Laplace.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 16-07-2016, 15:41   #34
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Afterparty sceniczne

Local time: 5-2

Po powrocie do Firmy para od razu udała się do biura Mugena licząc na sprzedanie szczegółowych informacji na temat samozwańczego władcy dzielnicy i jego elokwętnych podwładnych.

Wydział naukowy był zmuszony do zarządzenia zebrania. Posiedzenie odbyło się jeszcze tego samego dnia a Daniel i Bless byli zobowiązani wziąć w nim udział.
Półokrągły stół z Markiem G. Owl na środku był ustanowiony naprzeciw ogromnego wyświetlacza, z którego puszczone zostały nagrania zarejestrowane przez kamerę Daniela. Wliczając dwójkę diabłów i Marka, było obecnych dziewięć osób. Większości z nich ani Daniel ani Bless wcześniej nawet nie widziała.
Gdy nagranie dobiegło końca wszyscy w grupie westchnęli. Mark zwrócił się do Mugena. - Jak to ma się z twoim projektem re-klasyfikacji? Możesz przedstawić nam sytuację w klarowny sposób?
- Oczywiście. – zagwarantował naukowiec powstając od stołu i podchodząc do wyświetlacza z pilotem, aby przestawić go na grafikę pełną strzałek i niejednoznacznych określeń. Przynajmniej z punktu widzenia dwójki diabłów.
-Nasz poprzedni podział bazował na podstawie różnic wizualnych między rdzeniami które uznaliśmy za stada rozwoju. Jeżeli jakiś rdzeń odstawał od tego podziału uznawany był za specjalny, jednak ich ilość w ostatnim czasie zaczęła wzrastać. Z tego powodu nadszedł czas rozwinąć nasz punkt widzenia o podkategorie do podstawowych klasyfikacji. – To powiedziawszy zaczął przybliżać zdjęcia kolejnych rdzeni omawiając ich szczegóły.
-Sonnelion w dalszym ciągu zostanie jednolitą i prostą kategorią. Opisuje ona kreatury o niewielkich rdzeniach które nigdy nie są ani silne ani inteligentne. Przed skażeniem były to kreatury słabe i nie posiadające własnego ex. – zmienił slajd. - Gressilion to kreatury które nie musiały posiadać ex przed transformacją ale w takim wypadku były już ponadprzeciętnie uzdolnione. Gressilionom brakuje balansu. Są tutaj postaci albo silne albo inteligentne, czasami nawet bardziej niż ich kuzyni z następnej kategorii. Zazwyczaj jednak ich rola jest jednoznaczna. Dlatego Gressilion dzielimy na wsparcie i ofensywę. Często też objawia się to w samym rdzeniu którego skóra bądź skorupa jest gładsza u mniej agresywnych stworzeń. Jeżeli bóg umarł na terenie który później zostaje pokryty skażeniem, okazjonalnie odrodzi się on jako gressilion. – ponowne wciśnięcie przycisku pilotem zmieniło slajd na Verrine. - W tej kategorii znajdują się istoty posiadające EX bądź będące stworzone z niewielkich ilość EX przed przemianą. Często posiadają balans ofensywy i defensywy. Okazjonalnie osłabione diabły potrafią skończyć jako Verrine. Większość stworzeń w tym gatunku to istoty stadne bądź okazjonalnie liderzy ugrupowań słabszych odmian kreatur. – kolejny ruch zmienił slajd na Astaroth, ten jednak był nieco inny od tego który zdobyła dwójka diabłów. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ciecz wewnątrz. - Następna kategoria to pokaźne diabły albo słabi bogowie oraz kreatury specjalnie rozwinięte. Każda matka tworzy swoje dzieci w inny sposób i nadaje im osobiste cechy podzczas mutacji. Niektóre będą rosnąć i ewoluować wraz z absorpcją EX, inne będą dostarczać EX matce, aby ta okazjonalnie mogła stworzyć kreaturę na poziomie Astaroth. Zarazem kreatury dotknięte przez ojców znajdują się na tym stopniu. Główną różnicą między Astaroth a pozostałymi trzema jest fakt, że nie ma tutaj żadnej niepewności. Astaroth zawsze będzie znacznie silniejszy od Verrine w momencie narodzin. – po wciśnięciu pilota pojawił się Berith. Rdzeń tym razem nie był okrągły. Przypominał wielościenną kostkę. - Berith to ostateczne stadium matek przed przemianą w roje. Okazjonalnie udaje się napotkać kreatury na poziomie Berith ale nie są one częstym zjawiskiem. Zawsze mają kontrolę nad pozostałymi przedstawicielami plagi i każdy z nich był do tej pory specyficzny. Wspólną cechą jest z kolei natura ich rdzeni. Ich wnętrze sugeruje, że powstają przy fuzji różnych stworzeń. Im potężniejsze rdzenie tym mniej ich potrzeba do ewolucji. Nowo powstała kreatura wydaje się być nowym stworzeniem, zupełnie innym od od jej elementów. Jest to efekt bardzo zbliżony jeżeli nie identyczny do fuzji zakochanych bogów.
Kolejny slajd przedstawił ogromną kreaturę która i tak była widziana z oddali. Stworzenie przypominało poniekąd żywą budowlę. U jej stóp znajdowały się legiony plagi najróżniejszych rodzajów. -Asmodeus to poziom którym określamy zarówno roje jak i ojców. W pierwszym wypadku taka kreatura ma kilka różnych rdzeni rozsianych po jej ciele. W drugim może rdzenia nie posiadać, jednak płyn z jego wnętrza funkcjonuje w jej ciele jak krew i jest dostępny w litrach. To jest też kategoria do której przydzielimy nowe zagrożenie, jeżeli faktycznie je potwierdzimy. – ostatnia zmiana slajdu ukazała tabelę podsumowującą kategorie. - Z uwagi, że do tej pory widzieliśmy tylko jednego Leviathana a Belzebub to placeholder na wszelki wypadek, zignorowałem dwie ostatnie kategorie. W dodatku proszę pamiętać, że ojcowie tak naprawdę są klasą pomiędzy Berith a Asmodeus, jednak znajdują się w wyższej kategorii dla podkreślenia ich znaczenia podczas łowów. – dodał.

Sonnelion: Weak, Daily, Nightly
Gressilion: Offensive, Supporitve, Daily, Nightly
Verrine: Tribal, Leader, Daily, Nightly
Astaroth: Corrupted, Son, Daughter, Royal(?)
Berith: Mother, Fusion, Cluster, Prince(?)
Asmodeus: Hive, Father, King(?)

Mark podrapał się po brodzie. - Czy wobec tego istnieją...poziomy plagi? Możliwość że Gressilion lv.2 byłby silniejszy niż Verrine lv.1? – zapytał.
- Zgadza się. – przytaknął Mugen. - Oczywiście administracja prosi nas o zachowanie tej informacji w sekrecie. Obecny system jest niesamowicie banalny i przede wszystkim tańszy, skoro istnieje szansa że zapłacimy łowcy mniej za większe ryzyko.
Mark przytaknął skinieniem głowy. Mugen z kolei wrócił na swoje miejsce.
- Czy ktoś by chciał zacząć obserwacje nowego zjawiska?
Ośmiornica siedzące na stole podniosła mackę i dostała zezwolenie z strony Mugena.

-Stworzenia powstałe z ręki ojców od zawsze miały czarną ciecz wewnątrz rdzenia, różniła się tylko jego zewnętrzna struktura. – zauważył. - Zadaniem ojców było chronienie matek i wspieranie ich w dążeniu do stadium roju. Zazwyczaj każda matka miała wsparcie od ojca, jako że to oni je tworzyli. Jednakże w Hel nie było do tej pory żadnej wzmianki o ich obecności. – podsumował. - Nasz nowy osobnik jest na pewno odmianą ojca. Hel było specyficznym miastem pełnym wyłącznie diabłów, tak więc osobników z mniejszym EX niż przeciętna. Miasto było bardziej podatne na plagę ale miało mniejszy potencjał na powstanie potężnych kreatur. Dodając do tego bardzo czysty podział struktury miasta, przypuszczam, że zabrakło w nim ojców, tak więc zamiast dzielić się matkami i pojedynczymi norami, podzielili się oni na rejony. Klasyfikacja księcia może być w tym momencie zbędna. Nie sądzę aby było stadium przejściowe między ojcem a królem ani przed nim, biorąc pod uwagę spontaniczne narodziny ojców.
Mark przytaknął skinieniem głowy. - To rozsądne spostrzeżenia.
Ktoś z zgromadzenia uniósł dłoń po czym skierował zapytanie do Daniela i Bless. - Zastanawia mnie jednak kwestia znaczenia bycia „królem” zamiast czegoś pokroju „alfy”. Nasz subiekt był niezwykle wyrafinowany, nawet jeśli jest to nieistotny sample size of one. Powiedzcie mi, czy było coś co sugerowało aby „król” mógł być w rywalizacji z innymi swojego rodzaju?
- Same miniony zdawały się dbać tylko o rozrywkę dla ojca. Czy jak go tam nazwiemy. Za to terytorializm wydaje się dziwny. Oznacza podziały w pladze. Uważam też, że ojcowie są pasterzami matek a nie istotami od nich zależnymi. Hodują Hive w jakimś określonym celu. - tyle diablica mogła wykoncypować sama. Czekała teraz na opinię Daniela.
- Można nawet wysnuć tezę jakoby wyższa rangą plaga próbowała tworzyć swoje własne, oparte nie na EX lecz na jego skażonej wersji społeczeństwo - chłopak uzupełnił, wypowiadając słowa, których prawdopodobnie nikt nie chciał usłyszeć. - Oczywiście jest to tylko i wyłącznie możliwość, którą ciężko nawet nazwać teorią. - zakończył.
-Bardzo luźną, poprzednie okazy ojców nie były rozumne a przynajmniej, komunikatywne. - wyjawił Owl. - Jesteśmy zmuszeni wydać listy gończe za tymi osobnikami i ich gwardią. - zadecydował. - Potrzebujemy wszelkich informacji. Zwłaszcza na temat ich celów.
Ośmiornica zastanowiła się przez chwilę. - Jeżeli uda nam się znaleźć oznaki rywalizacji, być może będziemy w stanie obrócić ich przeciw sobie.
-tego typu zachowanie może doprowadzić do powstania Leviathana. - ostrzegł Mugen.
- Divide et Impera - Daniel zaśmiał się, cytując znaną frazę w jednym z licznych języków godverse.
- Jeśli zaś chodzi o terytorialność i jej potencjalne skutki, warto zauważyć Astarothów tytułujących ojca “swoim panem”. Nawet jeśli to tylko nowinka na poziomie konstrukcji semantycznych, praktycznie gwarantuje istnienie innych. - dodał po chwili. - Co więcej jeden z nich zdradził nam, iż terytorium tego Ojca jest dzielnica Anielska - zakończył, spoglądając na zgromadzonych.
Ktoś przytaknął. - To utwierdza teorię naszej ośmiornicy. - wspominany naukowiec zaczął grozić macką mówcy. - Hel jest podzielone na bardzo dokładne dzielnice. Jeżeli każda jedna ma innego króla, będziemy mieli przed sobą niesamowicie dużo pracy aby odbić miasto. Bądź znacznie mniej, jeżeli okażą się oni wcale nie potężniejsi od zwykłych ojców.
-Tylko co decyduje o przyznanej dzielnicy? Po zebraniu danych będziemy musieli położyć duży nacisk na różnice pomiędzy ojcami.
- Czy wydział opracował już technologię wybudzania uśpionych rdzeni? Ich nosiciele mogli by dostarczyć cennych informacji. - diablica zapytała niby nie w temacie puki co nie chwaląc sie posiadanym przez nich “gwardzistą” ale być może choć trochę budując zainteresowanie czy napięcie.
-Inkubacja rdzeni nie jest niczym nowym. Pytanie czy tego typu plagę opanował by jakiś treser? - zapytał jeden z zgromadzonych.
-Wątpię. - odparł inny - Nasz wydział już nie raz zaobserwował, że plaga równie inteligentna co my nie da się zdegradować do niższej roli i często będzie działać w desperacji. Zazwyczaj samobójstwie bądź próbie zadania jak największych szkód przybytkowi. - wyjaśnił.
Mark uśmiechnął się na tą wypowiedź. - Może dałoby się znaleźć odpowiedniego tresera, jeśli faktycznie mówimy o poddanych i królach.
W dłoni blondyna pojawił sie jeden wygaszony, zdobyty fortelem rdzeń. Ukazał go zgromadzonym, po czym przemówił.
- Jeśli dobrze rozumiem cały wywód, jest to wygaszony rdzeń jednego z synów. Jeśli chcecie zyskać jakiekolwiek informacje o jego twórcy, chyba nie będzie lepszej możliwości? - zapytał, uśmiechając się niczym handlarz otwierający swój kram.
Diablica liczyła, że czarny płyn świadczący o twórcy i fakt że rdzeń nie jest “zabity” a “wygaszony” podbije ich zyski z tego tytułu. Oczywiście wolała by takie ładne świecidełko zachować dla siebie ale nie było sposobu by podzielić je na pół a i Daniel nie wyglądał na kogoś skorego do odstąpienia go łatwo.
-Świetnie. - ucieszył się Owl. - Niech Mugen zrobi podstawową analizę i porównanie z bazą danych, później zastanowimy się komu przekazać go dalej. - postanowił. - Udało wam się zdobyć coś jeszcze? - spytał. - Oraz jak ciężkim wyzwaniem było zdobycie tego rdzenia?
- Nie liczy się ciężar tego zadania, które niewątpliwie jest zależne od poziomu łowcy, a jego waga. - odparł Daniel. Wyprostował się jeszcze bardziej, uzyskując niemalże idealną sylwetkę.
- Pozwólcie więc, że to ja zapytam w imieniu naszej dwójki. Na jaką kwotę wyceniacie te informacje, oraz związany z nimi rdzeń? - zapytał.
- Ogólnie zaatakowaliśmy z zasadzki istotę prawie niewrażliwą na nasze ataki i prawdziwym cudem nie skończyliśmy nogami do przodu. - na twarzy diablicy odmalował się wyraźny niesmak na myśl o swej niezdolności do położenia oponęta.
Część zebranych wyglądała na nieco rozbawioną, nikt jednak się nie śmiał. Najpoważniejszy był Owl, który uśmiechnął się szeroko i nie wstając z miejsca przemówił swoim dość gromkim acz przyjemnym głosem. - My ten rdzeń zarekwirujemy, to nie bazar, to sala badawcza i zebranie naukowe. - wyjaśnił. - Jeżeli macie jakieś konkretne plany kontynuowania swoich badań lub planujecie zacząć nowe, możecie przynieść do mnie podanie o dofinansowanie. Upewnijcie się tylko, że was plan jest konkretny a koszta uzasadnione. - dodał.
- Nie zrozumcie mnie źle. Z każdej sekundy, którą spędzam w tej firmie płynie jedna nauka: To nie jest wolontariat. To nie jest również bazar. - ostatnimi słowami przytaknął swemu przedmówcy. - Bazar znajduje się kilka pięter wyżej i jest w innym wydziale - dodał, a jego neutralny wcześniej wyraz twarzy zamienił się w szeroki uśmiech.
- Nie będę blokował postępów w badaniach, wręcz przeciwnie. Uważam że nasza dwójka - tu chłopak wskazał ręką swoją partnerkę w polowaniach i zrobił dłuższą przerwę. - Dostarczyła w ciągu ostatnich dni wystarczająco nowych materiałów badawczych, by zasłużyć na odpowiednią inwestycję. - wytłumaczył, robiąc kolejna pauzę.
- Jeśli wydział naukowy potrzebuje stimulus do rozwoju, to chyba w jego najlepszym interesie jest zapewnienie by nowe okazy i informacje pojawiały się możliwie często? - zapytał.
-Jesteś pracownikiem, narzędziem. Jeśli chcesz premie zgłaszasz to do przełożonego, a on zgłasza to do mnie jeśli się z tobą zgadza. - przypomniał Mark wstając z miejsca, po czym powolnym krokiem zaczął obchodzić stół zbliżając się do Daniela. - Zamiast tego nie tylko robisz zamieszanie podczas posiedzenia niezwykle wysokiej wagi ale również próbujesz wykorzystać istotny do badań przedmiot jak zakładnika. Rozumiem, że masz intrygującą oryginalność ale chyba czujesz się przez nią zbyt pewnie. Rozczarowujesz mnie, Danielu. - nie dało się ukryć, że mężczyzna nie był zadowolony. - Będziesz działał tak samo jak każdy inny w tym wydziale. Znajdziesz coś interesującego w skażonym mieście, zaplanujesz badania, złożysz podanie z projektem a ja dam ci dofinansowanie jeśli ten mi się spodoba. Twoja reputacja pomogłaby w moim podejmowaniu decyzji, acz teraz nie jestem tego taki pewny. - przyznał wyjmując rękę w stronę Daniela. - Rdzeń. - poprosił przyjemnym i niespecjalnie głośnym głosem.
- Może masz już zakrzywioną percepcję na czas. Może jesteś zbyt uwikłany w swoich przywilejach. - mężczyzna westchnął głośno, zgromadzeni mogli wręcz poczuć, jak ucieka z niego zadowolenie. Najwidoczniej Mark nie był jedynym, który w tym momencie odczuł zawód. Skostniała firma, banda starców - ciężko było nazwać ich innymi słowami. Musiał to wszystko zmienić, może nawet zniszczyć.
- To ty zboczyłeś na temat trudu, z jakim przyszło nam się zmierzyć. Ja uznałem sam wysiłek za zbędną informację, pozwoliłem wam przejść do dalszych obrad za krótki zatwierdzeniem przydatności przyniesionych przez nas wieści. - uśmiechnął się szeroko, w swych słowach całkowicie odmieniając sytuację. To intrygujące jak wiele potrafiła zmienić narracja.
- Nie wprowadziłem chaosu do zebrania, to bowiem, a przynajmniej część dotycząca rdzenia i tak była na finiszu. Podjęliście już dotyczące go decyzje. - dodał, zaciskając dłoń na rdzeniu, niczym na czymś wartościowym.
- Nie mam problemu z oddaniem wam rdzenia, to tylko i wyłącznie uśpiona plaga. - stwierdził, zatrzymując zaciśniętą dłoń tuż nad tą należącą do Owla.
- Moje słowa możesz uznać za zgłoszenie się po premię w trybie natychmiastowym, Mugen i tak znajduje się na tej sali. Jeśli uzna te odkrycia za coś niewartego dodatkowej nagrody - chłopak nawet nie kończył swojej myśli. Był przekonany, że nie musiał.
Wypuścił rdzeń z dłoni. - A ja zastanawiałem się, jakim prawem jeszcze nie rozwikłałeś zagadki plagi - wyszeptał.
Owl nie wyglądał na zadowolonego. - Nie mam na to czasu, wynocha, obydwoje. Nie obchodzi mnie co sądzi Mugen, premii nie będzie bo masz niewyparzony język. - postanowił. - być może nie nadajecie się do pracy w korporacji. Jeśli uważacie, że jest niesprawiedliwa to wiecie do kogo się zgłosić. Mark God Owl was wysłał. - skrzywił się spoglądając zarówno na Bless jak i Daniela.
- Oh tak, zapomniałem. W tym wydziale wszystko robimy dla nauki - Daniel ukłonił się nisko, jakby w geście przeprosin, lub ironicznej próby wyszydzenia rozmówcy. Cóż… Interpretacja, jak w wypadku każdego badacza - była dowolna.
- W tym jednym się zgadzamy, prawda? - zapytał jeszcze.
-Tak - odparł...Mugen. Wszyscy z kolei mu przytaknęli. Owla to wydarzenie tylko jeszcze bardziej podirytowało. - Won. - powtórzył mężczyzna. - Przestańcie marnować nasz czas.

Explosive love. It's called science now!

Timeslot: 5-2
Młodzieniec odświeżył się, tym razem emanowała od niego świeżość. Brak zmartwień i, niewątpliwie, ulga. Udało mu się przetrwać kolejny dzień. Musiał tylko znaleźć sposoby, by przekuć to wszystko w sukces. Trudne starcia, spotkania w których przełknął dumę i przyznał, że to Bless była w stanie dokonać dużo więcej niż on sam. Nie był z tego zadowolony, jednak parł do przodu. Co innego mu pozostało?
Otworzył drzwi to laboratorium BB, interkom przecież nigdy nie działał.
- Cześć Aknar, jakieś postępy? - zapytał.
-Duże - ucieszył się na widok Daniela BB. - Nawet bardzo. - uniósł niewielkie urządzenie, co prawda jeszcze pozbawione obudowy. - Zgadnij co to?
- Jestem po dniowym wypadzie i spotkaniu z matką, także nie oczekuj ode mnie zbytniej bystrości - chłopak zaśmiał się w odpowiedzi. Jego lewa ręka znalazła się na jego szyi, jakby w geście bezradności czy zawstydzenia.
- Część która pozwoli zahamować proces? - zapytał.
-Pudło. To identyfikator EX. - wyjawił. - Każdy ma nieco inną aurę EX ale trzeba być specjalistą żeby umieć je odróżnić. Więc zrobiłem urządzenie które potrafi znaleźć frekwencje ex zbliżone do niej. - wskazał na kobietę w baniaku. - Zważywszy że tylko jej siostra jest w Hel, nie powinno być problemu. Jeśli ich narobię i narozdaję ludziom którym ufam, ktoś w końcu ją znajdzie. - miał nadzieję. - W zamian mogę to też nastawić na podnoszenie innych frekwencji, jeśli znajdziesz coś co należy do kogoś kogo szukasz.
- To jest… - Daniel aż zaniemówił, gubiąc, zgodnie z przysłowiem, język w ustach. B.B. albo zyskał niewiarygodnie zdolnych pomocników, albo faktycznie nadawał się na przedstawiciela tego właśnie wydziału. Tego, nie żadnego innego.
- To naprawdę godne podziwu. Powinno ułatwić polowanie na konkretne cele. - zauważył, uśmiechając się szeroko. Jeszcze nie teraz, ale może kiedyś to będzie jeden z kluczowych elementów w walce z plagą.
-Jeśli wpadniesz jutro, to powinno być gotowe. Będziesz mógł sobie wziąć. Gdybym spał, popatrz po stołach czy gdzieś nie leży coś dzwinego.
- Często bywasz w anielskich miastach, nie masz może kantoru który w opłacalny sposób przemieni $ na W? - zapytał, zaś w jego dłoniach, jakby dla podkreślenia tych słów, pojawiły się liczne banknoty.
-W każdym mieście masz inny. Musisz znaleźć mieszkańca jakiegoś miasta który płaci takimi pieniędzmi, tylko oni to wymieniają. - poinformował. - Nikomu innemu nie potrzebne.
- Nie masz jakichś znajomych, przez których mógłbyś to puścić? - zadał kolejne pytanie, licząc na pomoc ze strony BB. Jednego z dwóch znanych mu stałych bywalców najróżniejszych miast innych niż ta korporacyjna puszka.
-Niezbyt, zwłaszcza, że nie mogę stąd wyjść. - przypomniał. -A tutaj dolary raczej nikomu nie potrzebne.
- Tyle wiem, najwidoczniej pozostał mi Thanatos - westchnął, rozkładając ręce na boki. Rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając śladów innych inwencji.
- A jak ona? - zapytał spokojnym, nie muszącym udawać zainteresowania głosem.
-Stabilna. - wzruszył ramionami. - Ciężko powiedzieć cokolwiek innego.
- Nie potrzebujesz może cEX do jakiejś formy jej leczenia? - zapytał.
-Nie, choć dzięki za troskę. - uśmiechnął się BB pod nosem, kręcąc coś śrubokrętem w obudowie.
- A kogoś, kto mógłby je nabyć? Powoli jestem na granicy mutacji, a nie chciałbym oczyszczać go siłowo, najzwyczajniejszą formą - dodał, siadając na jednym z foteli.
-Ah, to nie troska tylko biznes. - zaśmiał się BB. - Niezbyt, chociaż ktoś na wydziale na pewno by się znalazł. Bądź jednak ostrożny, sporo osób będzie chciało je nieodpłatnie. W końcu “pomagają ci” i “leczą cię” chroniąc przed mutacją, co nie? Nie mów nikomu, że masz go za dużo. - poradził.
- To nie do końca tak. - królewicz sprostował go, kręcąc przecząco głową. - W wypadku jej, sprawa nie wymagałaby pieniędzy. Obiecałem ci z tym pomóc, a ja dotrzymuję słowa - dodał, uśmiechając się.
- W wypadku innych - nieszczególnie lubię rozdawać swoją własność - sprecyzował, zaś wcześniejszy grymas ustąpił całkowitej wręcz neutralności.
-Oh, doceniam. Tylko się droczę. - uspokoił. - Ogółem gdy mówimy o cEX albo dolarach, najłatwiej by ci wyszło gdybyś zebrał tego w tysiącach przed wymianą. Jeśli masz tylko kilkaset to raczej cie przejrzą, a przynajmniej będą podchwytliwi. - zapewnił. - Słyszałem że CAS ma coś przeciw mutacji, ale ode mnie chciał trzydzieści tysięcy W. Na miesiąc. Więc trochę przecenia wartość swojej oryginalności, chyba, że jesteś desperatem. - wzruszył ramionami. - Są też depozyty EX. Nie wiem po ile chodzą te świnki skarbonki, ale mógłbyś w taką ładować swoje skażone EX. Gorzej z bezpieczeństwem, jeśli będziesz to trzymał potem w kieszeni to tylko zwabisz do siebie plagę.
- Dzięki. - chłopak uśmiechnął się szczerze. Kto by pomyślał, że pierwszy chociaż trochę posłuszny mu osobnik okaże się czarnoskórym wojownikiem.
- Wychodziłeś ostatnio w ogóle z firmy? - zapytał.
-Nie. Mam zaoszczędzane, więc mogę tu po prostu siedzieć i tworzyć. Przynajmniej obecnie. - wyglądał na zadowolonego tym faktem. - Zgaduję, że ty wojujesz?
- Muszę, niestety jestem tutaj nowy więc cokolwiek zyskam, muszę wydać albo na utrzymanie, albo na rozwój - przytaknął smutnym głosem.
- Nie ma dróg na skróty. Zwłaszcza, gdy nie chcę pakować w siebie rdzeni, przynajmniej póki sam ich nie zrozumiem. - dodał.
BB tylko z smutkiem przytaknął skinieniem głowy. Sam przez to przeszedł.
- Poza tym, słyszałeś ogłoszenie - ograniczyli możliwe grunta polowań do tych… bardziej ryzykownych - dodał, wzruszając ramionami w geście bezradności.
-Czy ja wiem. Są gorsze placówki. - przypomniał Danielowi. - Korporacja miała już gorsze sytuacje w przeszłości. Gdy pojawiają się hive rzucają na nie wszystkimi. Wliczając w to nowicjuszy. - przytoczył. - Raz w nagrodę dostali Leviathana, bo hive połknęło zbyt dużo EX. Całe szczęście wtedy nie byłem jeszcze członkiem tego domu szaleńców.
- Czasem chce się to wszystko rozwalić, zdecentralizować - młodzieniec zacisnął pięść w złości. Kolejne chwile upewniały go w przekonaniu o nieefektywności firmy.
-Nie jesteś pierwszym. Kilka osób pouciekało z firmy. - poinformował, łapiąc jakąś inną część czegoś. - Z tego co pamiętam nawet za nimi nie ganiali, bo nie warto. Acz jak sie pokażą gdzieś publicznie to dużo EX w nich nie zostanie.
- Nie chcę uciec. To nie jest rozwiązanie. Nie dla mnie, tym bardziej nie dla innych - zaprzeczył, rozglądając się po pomieszczeniu raz jeszcze. Jak wiele trudów przeżył tutaj BB w ciągu ostatnich chwil?
- Jeśli już, to zmienić coś w samej strukturze firmy. Pozwolić łowcą działać, a nie zmuszać ich do tego - dodał. Po chwili milczenia uderzył w policzki dłońmi. - Ale to nie jest coś, czym powinienem zaprzątać ci teraz głowę. - stwierdził, spoglądając na czarnoskórego. - Czy w eksterminacji mieliście jakieś dodatkowe metody rozwoju? Techniki treningu? - zapytał.
-Hmm… - zastanowił się Aknar. - W eksterminacji jest bardzo duży nacisk na imprinting. W sensie, jeśli użyjesz swojej broni przeciw komuś, część jego ex zmiesza się z ex przedmiotu. Z czasem sprawia to, że przedmiot jest nieco silniejszy. Wszyscy ciągle szukali jak najpotężniejszych bogów na sparringi aby stworzyć “legendarne” bronie, to jest, takie na których nie było już miejsca na imprinting. - wytłumaczył zagadnienie. - Poza tym, nie specjalnie. Tym za co się chwali eksterminacje to koleżeństwo. Nie ma nawet podziałów na sekcje wydziałowe czy kapitanów. Są baraki nazwane od kolorów ścian i ludzie się w nich bądź między nimi organizują sami.
- Czy to samo zjawisko zachodzi w walce z plagą? - zapytał.
-Nie z tego co mi wiadomo. Nie słyszałem aby czyjaś broń została skażona. Z drugiej strony może to być z winy purity. cEX zamiast wcierać się w broń zostaje spalone. - wysnuł teorię.
- Huh. Czy do samego imprinting wykorzystuje się jakieś dodatkowe, wzmacniające je metody? - Daniel zadał kolejne pytanie.
-Oczekujesz metod od eksterminatów? Może coś ktoś wymyślił, ale z tych co ja znałem to wbiegali w ścianę aż zaczęli widzieć efekty. Ostatecznie imprinting ma miejsce w trakcie walki, więc dla nich to tylko praktyka. - wyjaśnił. - Acz chodzi o praktykę z najsilniejszą osobą jaką znajdziesz, więc zazwyczaj musisz za to zapłacić. Wyjątkiem był lider wydziału, on za darmo szkolił nowych. Przynajmniej gdy ja tam byłem.
- Byłeś jednym z nich, a jak widać sprawdzasz się całkiem dobrze w roli badacza. - blondyn uśmiechnął się ciepło.
Wzruszył ramionami - Ale jakoś już nie jestem, co nie?
- Powodem chyba miała być nie pogoń za nauką, a za ukochaną - dodał, uśmiechając się.
-Co nie zmienia faktu, że fiksacja na punkcie zabijania rzeczy nie do końca pomaga w czym czymkolwiek innym...poza zabijaniem rzeczy. - zauważył. - Acz porada z mojej strony, jak chcesz kogoś wnerwiać, nie wnerwiaj łowców. Szybko cie dorwą. - ostrzegł.
- Nie mam powodu by wnerwiać normalnych osobników. Problemy przeważnie płyną od tych na górze - odpowiedział, usprawiedliwiając się.
- Dostajesz jakąś wypłatę, dofinansowanie? Kiedy zamierzasz wracać na Hel? Czy wolisz podążać śladami ojca i zrobić karierę jako wynalazca? - zapytał.
-Naprodukuję tych maleństw, chwilę odpocznę i sam pójdę jej szukać. - wyjaśnił. - A potem zobaczymy.
 
Zajcu jest offline  
Stary 19-07-2016, 00:55   #35
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Na ratunek Chase, część I


Tym razem Dopplera spotkał zaszczyt wyjścia do wnętrza publicznej toalety. Co prawda pokrytej różnej maści mistycznymi znakami i ogólnymi magicznymi barrierami, jak to każde wyjście do Hel...ale ostatecznie i tak nikt tutaj nie posprzątał.
-Grunt to dobra przykrywka. - Zażartował pod nosem i wyszedł rozejrzeć się, by wybrać pierwszy punkt do sprawdzenia. Najbliżej wychodków był kościół, Kolekcjoner ustawił więc zbliżenie w swoim wizjerze i obejrzał tę jego okolicę, którą miał w polu widzenia.
Kościół wydawał się nie być w zbyt dobrym stanie, choć jego wnętrze nie było specjalnie pokryte mackami ani niczym w tym rodzaju. Przyglądając się przez okna budowli, Doppler dostrzegł kobietę ubraną w suknie ślubną pod ołtarzem, mimo, że wydawała się być jedyną osobą na sali. Wyglądała na dość zakłopotaną.
Ktoś tam był, być może jeden z tej dziwnej zbieraniny, którą młody diabeł miał okazję poznać wcześniej. A może plaga? Nie było pewności, pozostawało więc to sprawdzić. Doppler skierował swoje kroki w stronę budynku, by móc zbadać jego wnętrze. Na drodze rzecz jasna stanęły mu drzwi. Kolekcjoner pchnął je więc, by droga do środka stanęła otworem.
Stare, a przede wszystkim poniszczone drzwi głośno zaskrzypiały rozsuwając się na boki. Dźwięk dwóch kroków poinformował Dopplera, że ktoś wewnątrz obrócił się w stronę wejścia. - Kto tam?! - zapytał lekko przestraszony i dość przyjemny kobiecy głos.
-Nikt groźny, szukam kogoś. - Odpowiedział uspokajającym głosem młody diabeł i pchnął drzwi na tyle mocno, by otworzyły się do końca.
-Mężczyzna? - zgadła po głosie. - A...kogo szukasz? - spytała.
-Przyjaciółki, powinna być gdzieś w tej dzielnicy. - Odparł zgodnie z prawdą i wszedł do środka, by zobaczyć z kim ma do czynienia.
Kobieta pod ołtarzem była równa Dopplerowi wzrostem, choć wyłącznie dzięki dość wysokiemu obcasowi mimo wszystko płaskich butów. Miała na sobie suknię ślubną, choć dużo bardziej skąpą niż większość tradycyjnych designów, pozwalającą jej na nieco więcej ruchu i najpewniej poprawne utylizowanie niewielkiego pistoletu który posiadała. Jej suknia oraz przerośnięta obroża miały na sobie również sporo kolców, definiujących ją jako dość osobliwą. Poza tym miała dość krótkie białe włosy, niebieskie oczy oraz dość spore piersi. Uśmiechnęła się do Dopplera mierząc go wzrokiem.
-Hoho, pan młody musi być szczęściarzem. - Kolekcjonerowi wypsknęło się, zanim zdołał zapanować nad językiem. Ze wstydu jego mlecznobiałe policzki pokryły się lekkim rumieńcem. - Przepraszam, to było niestosowne. - Dopowiedział przepraszającym tonem.
Kobieta zaczęła w dość niewinny sposób radośnie podbiegać w stronę Dopplera. Dzięki temu zbliżeniu mężczyzna zdał sobie sprawę, ze kobieta niemal perfekcyjnie ukrywa swoje EX, co musiało być powodem przez który przetrwała aż tak długo w Hel zdana na samą siebie. O ile w sprawie nie było więcej szczegółów niż na załączonym obrazku.
-Nie, nie. - uspokoiła Dopplera zatrzymując się przed nim, po czym uśmiechając najszerzej z wszystkich radosnych osób jakie Doppler kiedykolwiek widział. - Ty nim bądź! - zaproponowała, łapiąc go za dłoń. - Właśnie się modliłam. Aby bogowie dali mi się ożenić przed śmiercią.
-Ja i Ty? - Młody diabeł wydał się wyraźnie speszony. Kobieta była atrakcyjna i całkiem sympatyczna, ale przecież on miał obowiązki. - Nie zrozum mnie źle, robisz bardzo miłe wrażenie i z pewnością byłabyś dobrą żoną, ale po co się spieszyć? Jeśli chcesz, mogę Cię teraz bezpiecznie odeskortować do punktu ewakuacji, a gdy skończę swoje poszukiwania znajdę Cię i będziemy mieli okazję poznać się lepiej. - Zaproponował, nie chcąc ranić uczuć dziewczyny. - Nie będąc pod presją chwili, przekonasz się czy na pewno jestem diabłem, który by Ci odpowiadał, jako towarzysz. - Sytuacja była naprawdę niecodzienna, Doppler w sumie nigdy nie myślał o ożenku.
-Jedyne co chcę to męża, a ty się pojawiasz w środku moich modlitw. To raczej nie przypadek? - oceniła. - Jesteś łowcą z korporacji? - zgadła na podstawie jego odpowiedzi. - W takim razie pójdę z tobą, pomogę ci! - zaproponowała radośnie. - Poznamy się, poza tym, co to za żona łowcy jak nie potrafi pomóc w terenie? - zapytała, klepiąc pistolet zaczepiony o udo.
-Widzę że umiesz o siebie zadbać, ale będąc gentlemanem nie mogę Cię narażać na takie ryzyko. Moim obowiązkiem jako mężczyzny, jest zapewnienie Ci bezpiecznego wyjścia z tego terenu. - Doppler nie ustępował. - Nie obawiaj się, nie będę patrzył na Ciebie krzywo czy z góry, tylko dlatego że nie ruszysz ze mną w teren. Mało tego, zyskasz w moich oczach ze względu na okazanie rozsądku. - Starał się przekonać ją do swojego pomysłu, przemawiając łagodnym, ale zdecydowanym głosem.
-Dalej mi się to nie podoba. - naburmuszyła się, napełniając policzki powietrzem. - Pewnie większość swojego czasu spędzasz walcząc w Hel lub poza nim. Stać cie w ogóle na własne mieszkanie, korzystałbyś z niego gdybyś je kupił? - spytała. - Jeśli nie będę w stanie cie wspierać, nie będę w stanie spędzić z tobą czasu!
-Stać mnie, choć jako nowicjusz faktycznie spędzam większość czasu aktywnie. - Przyznał. - Nie twierdzę, że nie byłabyś w stanie mnie wesprzeć. Zwyczajnie nie chcę, byś w tym momencie narażała się na szwank. Jeśli po wszystkim nadal będziesz chciała ze mną pracować w terenie, nie będę oponował. Ale teraz proszę Cię, pozwól się odprowadzić do wyjścia i zaczekaj na mnie na terenie korporacji. Obiecuję że do Ciebie wrócę. - Przemówił z pełnym przekonaniem. Nie miałby serca ot tak zmiażdżyć nadzieje kogoś tak niewinnego, przynajmniej w spojrzeniu na świat. Chciał by miała czas na zastanowienie się. Jeśli dalej będzie taka uparta, może zostaną współpracownikami, bo w sumie czemu nie?
-A co to zmieni? - zapytała, nie pewna dlaczego poczekanie w korporacji miało być istotne, po czym zasłoniła dłonią usta. - Szukasz tamtej przyjaciółki, bo coś do niej czujesz? - spytała, lekko przestraszona.
-Szukam, bo trzeba ją sprowadzić z powrotem. Nie mam pojęcia w jakim będzie stanie i nie wiem czy byłbym w stanie zapewnić ochronę wam obu w drodze do punktu ewakuacyjnego. - Starał się uspokoić swoją potencjalną przyszłą partnerkę. - Poza tym, z punktu widzenia korporacji jesteś cywilem. Narażając Cię na niebezpieczeństwo, przyniósłbym wstyd zarówno sobie, jak i swojemu Wydziałowi. - Przyznał.
-Nie jesteś pewny czy byłbyś w stanie wykonać swoją pracę, więc zdecydowanie zasługujesz na pomoc. - oceniła z swojej strony. - Nie chcesz się ze mną ożenić, to chociaż pozwól mi sobie pomóc. Czy może obiecasz mi ożenek po powrocie? - zapytała.
-Nie mówiłem, że się z Tobą nie ożenię. Powiedziałem tylko że nie zrobię tego w tym momencie. - Odpowiedział spokojnie. - Gdy wrócę, będziemy mieli okazję poznać się lepiej i zaplanować wszystko jak należy, jeśli nadal będziesz chciała za mnie wyjść, gdy przekonasz się jaki jestem. - Wyklarował swój punkt widzenia raz jeszcze, skoro za pierwszym razem nie do końca go zrozumiała.
-Ja teraz chcę się przekonać jaki jesteś… - z dość smutnym wyrazem twarzy zaczęła bawić się palcami i unikać wzroku Dopplera. - No ale...jeśli to tak bardzo niemożliwe...jak będę posłuszna, to dasz mi szansę? - zapytała.
-Tak, dam Ci szansę jeśli w tym momencie zrobisz o co Cię proszę. - Na twarz Dopplera wszedł przyjazny uśmiech. Po chwili diabeł pacnął się w czoło. - Ale ze mnie… Snujemy tak dalekie plany, a ja nawet nie wiem jak masz na imię. - Po raz kolejny wstydliwie się zarumienił.
-Bless. - przedstawiła się z lekkim kobiecym ukłonem, kucając i delikatnie unosząc kieckę. - Jestem córką bogini uzdrowienia, choć dalej nie mam swojej osobistej oryginalności. - wyjawiła.
-Doppler, czasami zwany Kolekcjonerem. - Przedstawił się również, odkłaniając się lekko po męsku. Zdziwiło go, że dziewczyna ma takie samo imię, jak jego niedawna współpracownica, ale w przypadku tamtej był to pewnie pseudonim. Zdecydowanie nie pasowało bowiem do jej charakteru, a diabeł sam wybierał sobie imię. - Pozwól zatem, że Cię odprowadzę. - Podał jej ramię, by mogła się na nim oprzeć. Nie żeby nie miała siły iść, ale na pewno mogło ją to podnieść na duchu.
Dziewczyna bardzo chętnie przyjęła zaproponowane ramie. - Mam nadzieję, że nie kobiet. - wyszeptała Dopplerowi do ucha, słysząc jego pseudonim, po czym wróciła do wesołego spaceru.
-Kolekcjonuję doświadczenia. - Odparł z uśmiechem, jej wesołe usposobienie zarażało pozytywną energią.
Droga na szczęście nie była daleka i w krótkim czasie znaleźli się przy wyjściu.
-Niestety nie jest to najczystsza z dróg ewakuacji. - Rzekł przepraszająco, po czym wysłał SMS do Laplace’a, informując go o sytuacji i prosząc by ktoś zaopiekował się Bless. - Poinformowałem przełożonego o twoim przybyciu, zaopiekują się Tobą do mojego powrotu. - Pożegnał się całując Bless w dłoń, skłonił lekko głowę i zaczekał aż zniknie za portalem, po czym ruszył w stronę fontanny.

Fontanna była w nie najlepszym stanie, mając na sobie sporo śladów uderzeń i nawet ugryzień. Plaga przynajmniej okazjonalnie musiała pojawiać się w okolicy.
Teren póki co był czysty, Doppler planował zbadać jeszcze ostatni budynek w tym sektorze, ale z tego punktu miał też dobry widok na każdą ścieżkę, ustawił więc zbliżenie w wizjerze i sprawdził, która z nich może prowadzić do części dzielnicy, w której ostatni raz widział Chase. Miał nadzieję, że te areały nie są od siebie zbytnio oddalone.
Na lewo od Dopplera znajdował się dość długi las w którym nie było widać śladów niczego konkretnego. Na przeciw niego, droga prowadziła do czegoś co zapowiadało się na jakiegoś rodzaju skate park. Na prawo od diabła z kolei leżała ścieżka wiodąca do terenu z większą ilością zabudowań. Na pewno strefy bardziej użytkowej niż relaksacyjnej.
Wybór kolejnej drogi mógł zaczekać, jako że młody diabeł nie widział bezpośredniego połączenia z terenami dookoła kasyna. W związku z tym, skierował kroki do jedynego nieodwiedzonego jeszcze budynku, by przekonać się czy ma jakichś lokatorów.
Budynek mieszkalny dla pracowników kościoła był od niego nie wiele mniejszy, część rozmiaru nadrabiając posiadaniem trzech pięter. Był to okrągły budynek którego pierwsze piętro było dość spokojne ale pełne porostów plagi. Zakurzone i często zablokowane okna mocno ograniczały dostęp światła do wnętrza robiąc z budowli idealną lokację na norę dla skażonych stworzeń.
Patrząc na stopień zaniedbania, Doppler nie spodziewał się spotkać tu żadnej przyjaznej lub przynajmniej nie-wrogiej istoty, jednakże budynek należało mimo wszystko zbadać, skoro w kościele zdołała ukryć się Bless, tu również ktoś mógł się zabunkrować.
Robiąc kilka wstępnych kroków do pomieszczenia Doppler zanotował, że podłoga w nim wydaje dość donośne zgrzyty i piski. Pierwsze piętro wydawało się mieć funkcję użytkową, znajdowały się tutaj połamane drzwi prowadzące do czegoś co wyglądało jak skromna kuchnia i drugie do jadalni. Resztę zajmował obecnie okupowany przez Dopplera przedsionek z sporą ilością szaf na ubrania wyjściowe jak buty czy kurtki oraz ciężkimi do zaufania schodami.
Kolekcjoner niespiesznie opukał szafy, chcąc sprawdzić czy ktoś się w nich nie chowa. Motyw może sztampowy, ale nie należało omijać żadnej możliwości.
Szafy były szczęśliwie puste więc Doppler ruszył powolnym krokiem do następnego punktu zainteresowania, mianowicie kuchni. W niej znalazł dużo porozrzucanych naczyń oraz plagioszczura siedzącego wewnątrz dużej torby czegoś co wyglądało na zboże. Kreatura była w trakcie posilania się gdy “sukienka” przyglądała się jej uważnie z jakiegoś powodu.
Młody diabeł potraktował tę sytuację jako dobrą okazję, do wypróbowania swojej nowej broni. Ozdobne nakładki na palcach jego prawej dłoni rozwinęły się w czarną mgłę, która uformowała obcisły rękaw i długie, igłowate pazury. Doppler skoczył w przód, wbijając dłoń w szczura. Chwilę potem wziął zamach i ciął szponami w stronę lewitującego stwora, potocznie zwanego sukienką.
Dwa szybkie ruchy Dopplera uderzyły w obu przeciwników, pozbawiając plagioszczura życia na miejscu razem z sukienką.
-To zdecydowanie była dobra inwestycja. - Kolekcjoner uśmiechnął się, podziwiając robotę wykonaną przez czarną dłoń. - No to teraz jadalnia. - Mruknął i ruszył do kolejnego pomieszczenia.
Jadalnia była nieco większa od kuchni. Było w niej kilka szafek zapełnionych talerzami i inną zastawą stołowa. Ponad to znajdował się tutaj stół pełen krzeseł. Pomieszczenie było równie zrujnowane co poprzednie, jednak dla odmiany niezamieszkałe.
Nie mając czego szukać w sali jadalnej, Doppler postanowił udać się na drugą kondygnację. Schody mogły nie budzić zaufania, jednakże właśnie na okazje takie jak ich ewentualne zarwanie sprawił sobie skrzydła.
Wspinając się powoli po schodach w pewnym momencie Doppler dostrzegł kogoś siedzącego przy biurku w otwartym pokoju. Osobnik ten patrzył prosto na Dopplera, najpewniej słysząc jego nadejście.
Młody diabeł nie krył się ze swoim nadejściem. Pokonał ostatnie stopnie i podszedł bliżej, by przyjrzeć się osobnikowi za biurkiem.
Kreatura za biurkiem była humanoidalna w kształcie. Podniosła się z miejsca widząc pewność siebie Dopplera. Twarz osobnika była biała, ręce wydłużone i zakończone przerośniętymi i naostrzonymi paznokciami. Ubiór z kolei przeistoczoną szatą porośniętą nie jedną nieczystą rzeczą. Część elementów ubioru trzymała się razem dzięki elementom przypominającym macki tworzące buki, sugerując bycie wariacją kreatury.
Kolekcjoner nie wiedział czy stwór jest plagą, czy może tylko skażoną istotą. Póki nie wykazywał agresji, Doppler nie planował atakować. Chciał wiedzieć z kim lub czym ma do czynienia.
-Ktoś ty? Swój, czy może wróg? - Zapytał, może niezbyt kulturalnie, w końcu to on był w tym budynku intruzem, ale gdy nie można wyciągnąć jednoznacznych wniosków, ostrożność ważniejsza od dobrych manier.
Kreatura bez słowa uniosła dłoń w której zaczęła zbierać się egzystencja przepełniona korupcją. Dalsza rozmowa wydawała się bez celu.
-Próbowałem… - Westchnął diabeł. - Zatańczmy zatem! - Zawołał ożywionym głosem i szybko skrócił dystans, dwoma długimi susami. Wychylił się do przodu i machnął swoją upazurzoną dłonią, pochylając się nad biurkiem, by dosięgnąć wroga.
Doppler spudłował w kreaturę, która odpłynęła nieco w tył. Doppler zdał sobie sprawę, że przeciwnik w jakiś sposób lewituje i wcale nie posiada nóg. W okół niego pojawiły się trzy okrągłe obiekty o nieprzyjemnej aurze. Jak się okazało w pomieszczeniu znajdowały się również sukienki które nie omieszkały skorzystać z sytuacji, póki co jednak wyłącznie zbliżyły się do mężczyzny.
Lewitujące paskudy towarzyszące kreaturze miały nieprzyjemny zwyczaj teleportowania siebie, oraz innych. Doppler postanowił więc pozbyć się ich w pierwszej kolejności.

SukienkaR - 56EX

Doppler w swojej szarży zdołał zranić jedną z sukienek dwukrotnie, choć ostatecznie zbyt płytko aby ją zabić. Postać pomiędzy stworzeniami przywołała kolejne trzy kule, po czym wysłała pięć z nich na Dopplera, jedną rozbijając o ziemię pod swoimi stopami. Doppler nie był w stanie uniknąć kul bo jak się okazało, ich celem było eksplodować w jego okolicy. Pole rażenia może nie było zbyt duże ale tyle pocisków eksplodujących jednocześnie było solidną stratą dla diabła. Ostatnia kula wydawała się swoim wybuchem pomóc w regeneracji plagi w sferze rażenia.

SukienkaR +49EX
Doppler -153EX
??? -60EX

Bolało i to konkretnie, potężna odporność Dopplera nie zdała się na wiele. Trójka bestii zbiła się w ciasną gromadę, dając diabłu szansę do bardziej druzgoczącego uderzenia. Zamiast ciąć, pchnął pazurami, tworząc lancę energetyczną zdolną porazić grupę wrogów.

All Opponents -121EX

Trafione falą energii sukienki rozpadły się, został ich szef. Doppler zamachnął się szybko, wyprowadzając dwa krzyżujące się cięcia pazurami. Niestety oba okazały się niecelne.
Przeciwnik przywołał trzy kolejne kule zupełnie ignorując bliskość Dopplera.
Kolekcjoner nie zamierzał pozwolić, by brzydal po raz kolejny potraktował go deszczem wybuchowych pocisków, natarł z całą stanowczością zasypując kreaturę ciosami z różnych kątów i wysokości.

??? -270EX

Przeciwnik ignorując obrażenia zbliżył się do Dopplera. Przywołał kolejne dwie kule i roztrzaskał wszystkie pięć pod nogami zgromadzonych.

Doppler -227EX
??? +132EX
??? -50EX

-Aby cię pokręciło kurwi synu! - Krzyknął młody diabeł, po raz kolejny zasypując brzydala skomplikowaną kombinacją uderzeń.

??? -209

Przeciwnik zaczynał w końcu szanować siłę Dopplera i przeszedł do bardziej agresywnego, czy też mniej męczącego działania i sam również zaczął walczyć korzystając z swoich pazurów. Doppler był jednak dużo sprawniejszy, skutecznie unikając każdego z ataków.
Pokrzepiony skutecznymi unikami Kolekcjoner natarł z nową energią. Giął się w zwodach i uderzał zamaszyście, chcąc ostatecznie ukrócić istnienie tej kreatury.
Tym razem Doppler nie zdołał trafić kreatury która zmyślnie i być może siłą szczęścia unikała jego natarcia. Widząc swoją niepewną pozycję, przeciwnik skorzystał z okazji i rzucił się do ucieczki, wypadając przez okno w pokoju który wcześniej okupował.
-Jeszcze cię dopadnę… - Mruknął, choć wiedział że brzydal go nie słyszał. Doppler przysiadł by chwilę odetchnąć, choć mógł czuć się zwycięski, jego zasób energetyczny został delikatnie nadwątlony. Następnie ruszył by sprawdzić resztę piętra.
Piętro było pokojem użytkowym. Miało duży gabinet przeznaczony do pracy biurowej, mniejszy, w którym znajdował się sprzęt tkacki oraz toaletę z łazienką.
Niestety, poza skromną ilością gotówki Doppler nie znalazł nic wartego uwagi. Żadnych zapisków, ani dzienników jakich można było się spodziewać w biurze. Kolekcjoner zostawił gotówkę na miejscu, nie potrzebował jej i ruszył na najwyższą kondygnację, by dokończyć badanie budynku.
Na trzecim piętrze znajdowała się sypialnia. Piętro było podzielone na dwie połowy, zapewne z uwagi na płci lokatorów. Każda z połów była tylko serią dwupiętrowych łóżek z kuferkami i szafkami nocnymi.
Nikogo, ani żadnej plagi. Doppler nie zamierzał trawić tu więcej czasu, wyskoczył więc przez okno, a spadając rozłożył skrzydła by wylądować miękko. Otrzepał się i ruszył w kierunku bardziej zabudowanego sektora tej dzielnicy. Miał nadzieję, że to dobra droga.

***
Doppler miał szczęście w wersji słodko-kwaśnej. Obiekty zabudowane okazały się jednym wielkim centrum handlowym, najprawdopodobniej jedynym na dzielnicy. Na przeciw wejścia znajdowała się naprawdę duża ilość przedstawicieli plagi oraz...Johnny. Chłopak miał jednak poważny problem, będąc dość mocno przytłoczonym przez przeciwników.
-That’s not cool… - Westchnął młody diabeł i ruszył na ratunek Johnny’emu. To była idealna okazja, by sprawdzić w praktyce manewr, którego się niedawno nauczył. Przechylił się w przód jakby się przewracał, a gdy był już przy samej ziemi potężne wybicie z nóg, posłało go spory kawałek do przodu. Mknąc przed siebie zaczął skręcać ramię i osiągając punkt docelowy wyzwolił ponownie tego wieczora potężną lancę energetyczną, by zmieść stwory znajdujące się w pobliżu The Coolest Devil.

Multikill - 280EX

Lanca energii Dopplera położyła słabsze kreatury na ziemię bez najmniejszego problemu, Johnny bez zwlekania skoczył na równe nogi. - Dzięki! - krzyknął do Dopplera, odksakując w jego stronę. - Trochę mnie zaskoczyli - przyznał.
-Ciesz się że kawaleria przybyła! - Zaśmiał się Kolekcjoner. - Posprzątajmy ten bałagan. - Zaproponował, nie gubiąc uśmiechu.
Zaraza bez namysłu rzuciła się za dwójką diabłów, nieudolnie atakując Johnnego który płynnymi ruchami tańczył z masą powykrzywianych dziobów ludzkich karykatur.
W pewnym momencie z dachu budowli spadła przed dwójkę kolejna tajemnicza postać. Wyglądała na przedstawicielkę plagi z uwagi na pokrywającą ją dość okropną skórę o właściwościach lekko przywodzących na myśl żelatynę. Ta groteskowa kobieta przyjmując dość wyzywającą pozę zaczęła przypatrywać się dwójce diabłów.
-Graliśmy razem w Blackjacka, to teraz zagrajmy w kto położy więcej paskud. - Dopplera nie opuszczał dobry humor, przeciwnicy wydawali się niezbyt wymagający. Nie wiedział tylko co myśleć o tej dziwnej kobiecie, ale pytania mogły zaczekać. Młody diabeł w dwóch susach znalazł się przy jednym ze skupisk kreatur, jednakże najpierw skierował swoje pazury w stronę osamotnionego dzioba i zakatrupił go. Johnny zaś, nie ruszając się z miejsca wykonał błyskawiczne cięcie w stronę jednej ze zbliżających się do niego bestii, chwilę potem pozbawił życia kolejną.

Multikill +160Ex
+80cEX

Tajemnicza kreatura zaczęła zmyślnie skakać pomiędzy otaczającymi ją przedstawicielami plagi, zbierając ich rdzenie i spożywając je. W międzyczasie chmara ptaszysk atakowała Dopplera.

??? +270cEX

Doppler lewą dłonią dotknął na chwilę hełmu, by uwiecznić chmarę dziobów, oraz dziwną kobietę, na wypadek konieczności złożenia raportu na ten temat. Potem w jednym susie przeskoczył za plecy najbliższego ptaszyska i wykonał swój sztandarowy ruch.
-Kosen! - Nie mógł powstrzymać się przed okrzykiem.
Johnny zaatakował pramewę, zachowując swoje cool attitude. Następnie zaczekał aż lanca energetyczna Kolekcjonera się rozproszy i doskoczył, by pozbawić głowy jednego z dziobatych.

Multikill +480Ex
+95cEX

Nieznana przeciwnik nic nie robiła sobie z masakry jaką urządzała dwójka diabłów. Kobieta skoczyła pomiędzy dwie ostatnie pramewy i skonsumowała ich rdzenie, postawą prowokując Dopplera i Johnnego.
-Tego jeszcze nie widziałem. - ostrzegł Johnny.

??? +30cEX

-Dla mnie to też nowość. Wyraźnie jest inteligentna i próbuje nas sprowokować. - Przyznał Kolekcjoner.
-Jeśli nie masz wrogich zamiarów, daj nam jakiś znak! - Zawołał do niej. Nie planował atakować istoty, która nie wykazywała agresji względem nich. Miał ważniejsze rzeczy na głowie niż walka.
Postać dość kocim ruchem wyprostowała się i klepnęła dość silnie w tyłek. Następnie odwróciła na stopie prezentując gest “kiss my lips”, po czym wystawiła środkowy palec w stronę Dopplera. Następnie drugą ręką poprawiła w stronę Johnnego.
-Albo jest wyjątkowo wredna, albo w dziwny sposób daje znać, że ma chrapkę na zabawę. - Skomentował ironicznie młody diabeł, podchodząc do swojego tymczasowego towarzysza broni. Póki co kobieta nie była agresywna, na szczęście. - Jakieś pomysły, kim ona może być? Bo rozmowna nie jest… - Zapytał go.
-Niektóre odmiany plagi są inteligentne. - zwrócił uwagę Johnny. - Nie wiem czy nie myślimy za dużo, swoją drogą.
Nieznajoma wygięła palce w pistolet i wycelowała w Dopplera. Zwłoki stworzeń na których stał znienacka...eksplodowały.

Doppler -195EX
??? -90cEX

-KURWA! - Zaklął Kolekcjoner, odskakując jednocześnie od miejsca eksplozji, choć nie uniknął odniesienia obrażeń. Pozostało odpłacić tej paskudzie pięknym za nadobne. Wyprowadził dwa szybkie cięcia pazurami, jedno z góry potem drugie z dołu.

??? -245EX

Johnny w tym czasie podszedł bliżej i zaatakował najpierw mieczem schowanym w saya, a potem gwałtownie wyszarpując ostrze, wykonując niesamowicie szybkie cięcie.

Johnny [drawn]

Kobieta otrzymała zauważalne obrażenia od Dopplera, choć Johnny z kolei jej nie trafił ani razu. W odpowiedzi zdetonowała ciało pomiędzy którym stała dwójka aby następnie każdemu z nich dać skosztować swoich paznokci. Atak którego Doppler szczęśliwie uniknął.

Johnny -80EX
Doppler -35EX
Johnny -248EX
Johnny +Corrupting(1)
??? -30cEX

Ta paskuda był bardzo zwinna i niesamowicie groźna. Doppler nie był pewien czy dadzą jej radę, ale trzeba było próbować. Zasypał więc zbereźnicę nawałnicą gwałtownych cięć, a Johnny poszedł za jego przykładem. W swoim gradzie ciosów, dwójce udało się zranić przeciwnika tylko raz.

??? -92EX

Kobieta musiała w jakiś sposób zacząć doceniać siłę Dopplera, ponieważ skierowała się w jego stronę z dość uwodzącą pozą. Chłopak był w stanie usłyszeć jej śmiech, jednak nie ugiął się. Zabranie takiej piękności tylko dla siebie byłoby...niesprawiedliwe dla reszty świata?
Gdy Doppler ocknął się z chwilowego zamroczenia, widział jak Kobieta atakuje pazurami broniącego się Johnnego.

Johnny -224EX

Próba gierki ze strony kobiety tylko bardziej rozzłościła Kolekcjonera. Natarł więc na nią ze zdwojoną siłą. Johnny, chcąc jej odpłacić za odniesione rany, również nie odpuszczał.
Ile by się jednak nie starali, dwójka ciągle pudłowała. Kreatura zdawała się być zwyczajnie spoza ich ligi. Co chwilę rzucała sie na przemiennie na Dopplera i Johnnego.

Johnny -15EX
Doppler -256EX

Młody diabeł nie ustawał w wysiłkach, Johnny jednak zwolnił. Przyjrzał się przeciwnikowi by ocenić szanse i zaatakował, a następnie ponownie zaczął ocenę.

??? -149EX
??? -72EX

Zmiana w takcie diabłów natychmiastowo zdała się im na korzyść, gdy obydwoje skutecznie trafili przeciwnika. Pytaniem było...ile razy będą musieli to zrobić? Kobieta popisała się siłą, kopnięciem odpychając Johnnego na gromadę zwłok z początku walki, które następnie wysadziła na odległość, raniąc zaskoczonego diabła. Ku jego szczęściu, nie trafił w przesadnie wybuchowe truchła.

Johnny -75EX
??? -60cEX

Kolekcjoner zaczynał się naprawdę obawiać wyniku tej walki. Sytuacja była bardzo nieciekawa, ale czy mógł się wycofać? Na pewno nie w tej chwili, atakował więc dalej. Johnny zaś podszedł z powrotem, wymierzył i zaatakował.

??? -193EX
??? -125cEX

Kobieta nie była zadowolona kolejnymi otrzymywanymi atakami, choć w dalszym ciągu nie potrafiła się nawet zdecydować kogo woli się pozbyć.

Johnny -269EX
Doppler -30EX

Powoli pięli się ku sukcesowi. Nowy rytm walki Johnny’ego zdecydowanie im w tym pomagał. Doppler niestety nie mógł pochwalić się podobnymi umiejętnościami i mógł zdawać się jedynie na swoją szybkość oraz siłę, co czynił. Przywódca wolnych diabłów ponownie przymierzył się należycie i zaatakował, po czym przymierzył raz jeszcze.
Igrając z przeciwników, kreatura zręcznie ominęła tym razem każdego ataku po czym zatrzymała się w miejscu aby powtórzyć kilka obscenicznych gestów w stronę pary.
The Coolest wykorzystał przymierzenie sprzed chwili i ciął, oszacował szanse i ciął ponownie. Doppler ciął, szarpał i pchał, był naprawdę wściekły, zarówno na “kobietę”, jak i na własną bezsilność.
Doppler pudłował. Johnny trafił raz. Jak się okazało nie robiąc nic gdy byli otawrci poprzednim razem, ich przeciwnik przygotowywał się do kontr i zwodów. Próbując zranić kobietę nie tylko dostali zwrot ale zostali również poprowadzeni w stertę zwłok.

??? -54EX
Doppler -255EX
Johnny -121EX

Które przeciwnik następnie zdetonował.

Doppler -90EX
Johnny -135EX

-Ile jeszcze?! - W głosie młodego diabła przebrzmiewała mieszanka furii i bezsilności. - Zdechłabyś wreszcie! - Krzyknął w jej stronę, uderzając wściekle pazurami. Johnny w tym czasie wykonał przymiarkę i ciął, następnie znów się skupił.

??? -259EX(overkill)

-Tyle - stwierdził Johnny poprawiając kapelusz i zwinnie odwracając się plecami do kreatury, która po ostatnim wspólnym cięciu pary diabłów opadła z łopotem na ziemię i zaczęła się rozpływać. Doppler zaczął widzieć wewnątrz niej nietypowy rdzeń z czarnym płynem w środku. - Najpewniej przeżyła tak długo dzięki posiłkowi na początku walki. - przypomniał Johnny. - Mam dziwne wrażenie, że nie spodziewała się nas zabić. Nie próbowała wybrać celu.

Johnny +55EX

Doppler nie odwracając się od trupa, złapał się ręką za krocze i wykonał dość charakterystyczny gest z repertuaru nieżyjącej już ludzkiej gwiazdy POP.
-Deal with it! - Skomentował tonem jak z filmu.

Doppler +53,1EX

Johnny zaśmiał się, po czym schował swoją katanę i oparł ją o bark. - To czemu zawdzięczam zesłany z niebios ratunek? - spytał Johnny.
-Szefostwo przysłało mnie po Chase. - Odparł Doppler bez ogródek. - Mam sprowadzić ją lub to co z niej zostało do korporacji, jeśli stało się z nią coś złego. To misja ratunkowa, bo nie zdradziłem swojemu przełożonemu, co się tu poprzednio wydarzyło. - Dodał po chwili.
-Ona też ci nie wyjaśniła. Aż szkoda, że nie mam jak wydzwaniać do korporacji. - zaśmiał się Johnny. - Gdy my graliśmy w blackjacka twoja mała grała w ruletkę i tak się zadłużyła, że głupio jej było wracać. Więc została, żeby odpracować wartość. - wyjaśnił Johnny. - Razem z Jezusem mieli dzisiaj wpaść na jadalnie i przynieść trochę zapasów. Tylko mamy mały problem. Jadalnia jest przed nami i nigdy nie było tutaj aż tyle plagi. - jego ton nieco spochmurniał.
-To faktycznie spadłem wam z nieba. Skoro już tu jestem, równie dobrze możemy posprzątać tę plagę wspólnymi siłami. - Doppler uśmiechnął się krzywo. Czuł że gra w ruletkę to nie był dobry pomysł ze strony jego partnerki, niestety miała talent do przepuszczania kasy. - Nie chcę wyjść na pazerę czy nadmiernego oportunistę, ale myślę że w zamian za moją pomoc, będzie adekwatnym jeśli umorzycie dług Chase, by mogła wrócić ze mną. - Zaproponował rozwiązanie, które wydało mu się możliwie sprawiedliwe. Nie mógł jej tu zostawić, ale też pozostawienie Johnny’ego bez pomocy gdy on potraktował go życzliwie byłoby zwyczajnie złym postępowaniem. Takie wyjście zdawało mu się złotym środkiem.
-Patrząc po tym co się tu gnieździ, nie zdziwię się jeśli będę ci dłużny wiele więcej. - przyznał nieco zmęczonym głosem Johnny. - To dziadostwo dowodziło plagą. Wszystkie kreatury które widziałeś na mnie gdy tu przyszedłeś chowały się na dachu. Zeskoczyły na mnie znienacka w niezwykle skoordynowanym stylu. Ani trochę mi się to nie podoba. - pokiwał przecząco głową. - Na ten moment nawet nie ma sensu tam wchodzić. Zwołam chłopaków, skonstruujemy bazę wypadową tutaj. Jeśli się rozejrzeć to powinno być tutaj sporo jedzenia, więc będziemy mieli ludzi i miejsce gdzie ich przywrócić do porządku.
-Czyli co, lecimy teraz po resztę twojej wesołej gromadki? - Zapytał Kolekcjoner.
-Nie, dzwonimy. - stwierdził, wyciągając z kieszeni coś co wyglądało nawet nie jak telefon. Nie miało ekranu i przypominało cegłę. Napis u dołu maszyny podpisywał ją jako “walkie-talkie”. - My utrzymamy teren. Żeby już tu plagi nie było. Zwołam połowę tego co mam, żeby nie odsłaniać bazy. Oculusa do obsługi punktu gdy będziemy w terenie...Alfreda zostawię do obrony bazy… - zamyślił się Johnny i pomruczał pod nosem. - Damy radę. - stwierdził w końcu.
-Zastanawiałem się, jak wy się porozumiewacie na odległość, skoro w tej dzielnicy nie ma zasięgu. - Mruknął Doppler, na poły do siebie, na poły do Johnny’ego. - No to nawijaj, a ja się rozejrzę, może znajdę dobry punkt obserwacyjny.

Dwójka diabłów oczyszczała teren w okół wejścia do galerii handlowej czy może raczej miasta handlowego. Johnny dość uważnie sprawdzał wszystkie budki od hotdogów, kebabów i nie wiadomo czego jeszcze które były rozstawione na placu. Z tego co mówił, sporo więcej miało być również za samymi drzwiami. Doppler głównie wypatrywał plagi z szczytu zepsutej latarni ulicznej. W pewnym momencie niedaleko chłopaka pojawił się… Thanatos.
Uśmiechnięty, niski i nieco pulchny szkielet gapił się prosto w stojącego na szczycie Dopplera jak gdyby nigdy nic. A za nim stała Bless, która nieudolnie za kimś się rozglądała. Johnny lekko zaalarmowany tym widokiem położył dłoń na rękojeści ostrza, acz szybko się poprawił i przybrał dość cool pozę, pokazując swoje muskularne ciało młodej Bless, która wydawała się go w ogóle nie widzieć.
-What the…?! - Doppler mało nie zleciał z latarni widząc małego kościotrupa i to w towarzystwie kogoś, kto miał teraz siedzieć bezpiecznie u Laplace’a.
-Co Cię tu sprowadza? - Zapytał Thanatosa po chwili, gdy już odzyskał rezon. - I czemu sprowadziłeś ze cywila, którego oddałem pod opiekę Laplace’owi, na czas mojej nieobecności? - Drugie pytanie zdradzało w tonie pewną dozę dezorientacji.
-Miłość. Znaczy nie mnie, ją. - wskazał kciukiem na Bless. - Laplace’a nie ma nawet w bazie, to odesłali ją do administracji. Że się chciała zapisać do korporacji to ją przyjąłem. - szczerzył się rozbawiony szkielet. - Ktoś jej zdradził moją oryginalność, to była gotowa mi łeb ukręcić bylebym cie znalazł. Dobrze, że dalej masz petardę. - na moment Thanatos spojrzał na Johnnego i mu pomachał, nieświadom, że diabeł wcale nie jest jednym z łowców.
-Doppler! - uradowała się znajdując diabła dzięki jego głosowi. - Już nie jestem cywilem! - poinformowała radośnie.
-I jak widzę od razu skoczyłaś na głęboką wodę. Jesteś naprawdę uparta. - Chciał wyrazić dezaprobatę, ale odkrył że cieszy się na widok młodej dziewczyny. Widać w jego naturze zdążył się zaszczepić drobny pierwiastek pozytywnej energii, którą tak silnie roztaczała Bless całym swoim jestestwem.
-Leave you to it. - zacytował coś Thanatos, pomachał Dopplerowi i zwyczajnie zniknął. W zamian za to, to Bless była teraz niesamowicie uśmiechnięta: - To co będziemy robić? - spytała.
-Ten obszar jest straszliwie zapaskudzony, musimy go posprzątać z plagi. Właśnie czekamy na wsparcie. - Doppler odpowiedział spokojnie i zeskoczył z latarni, wyhamowując impet skrzydłami. - Będziemy mieli dużo pracy, twoje talenty mogą okazać się bardzo pomocne. - Przyznał z uśmiechem, przypominając sobie czyim dzieckiem była jego dziewczyna, jak już ją określił. Skoro tu pognała, by go odnaleźć, zdecydowanie była warta szansy. Podszedł do niej powoli, chowając pazury do formy nakładek na palce, by nie robić tak strasznego wrażenia, Bless może i dołączyła do korporacji, ale nadal była bardzo niewinna.
-Okej! - Kobieta rzuciła się do uścisku na Dopplera. - Już praktycznie wszystko tutaj jest martwe. Wypruje ich flaki i rozdepczę rdzenie. Obiecuję! - postanowiła, pełna wigoru.
-Zaiste, jesteś pełna entuzjazmu. - Zaśmiał się, przytulając ją. To było tak miłe, w świecie gdzie prawie wszyscy nastawiali się tylko na zysk i przetrwanie, spotkać kogoś kto cieszył się z tego, że po prostu jest się obok.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 25-08-2016, 22:49   #36
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Daniel x Justice (6-1)


Daniel został zaproszony i zaprowadzony do dość sporego, półokrągłego gabinetu. Było to pomieszczenie specjalnie przystosowane do przyjmowania gości. Miało jedno biurko za którym siedział sam metalowy bóg, oraz kilka krzeseł na przeciw niego. Całą resztę wypełniały przeróżne gabloty pełne kieliszków i szklanek oraz maszyny do kawy, herbaty czy bardziej abstrakcyjnych boskich trunków.
-Pan Daniel, zapraszam. Proszę uściąść. - polecił Justice. - Napije się pan czegoś? - spytał uprzejmie.



Poza Justice w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze jedna osoba. Niewielki biały stwór przypominał psa, miał na sobie górę od garnituru i dość spory kapelusz. Dzięki swojej edukacji Daniel znał tego osobnika przynajmniej z słyszenia. Był to Dysnomia. Zależnie od mówiącego na przemiennie określało się go bogiem bądź diabłem. Działanie jego oryginalności było równie zagadkowe co jej natura. Co ciekawe, Dysnomia był również uważany za odwiecznego wroga Justice, jeśli nawet nie jego przeciwieństwo. Osobnik ten uchylił kapelusza aby przywitać się z Danielem.
- Witajcie panowie - królewicz ukłonił się, przyjmując nieznaną mu wcześniej pozę, na kilka chwil wyglądając jakby zapomniał o wszelakich roszczeniach. Nawet strój, który przywdział był dużo bardziej uroczysty niż zwykle.



Szare kimono przeplecione czarnym pasem nadawało się na wizytacje, czy chwile w których powinien wyglądać niemalże królewsko. Jego tors został dodatkowo przykryty ciemnogranatowym haori z kilkoma graficznymi dodatkami. Wzory na powierzchni materiału wyglądały niczym zabarwione płatki kwitnącej niegdyś śliwy.
- Z paniczem nie miałem jeszcze okazji się poznać? - uśmiechnął się, zwracając się w stronę nowej bogopodobnej istoty w kręgu jego wirtualnych znajomych.
-Nie, my nie widzieli. - przytaknął Dysnomia. - I specjalnie nie obchodzą. Ale wita. - nowopoznany wystawił język.
- Czym zawdzięczam sobie tą przyjemność? - Daniel spytał, spoglądając w stronę gospodarza tego niecodziennego spotkania na wątpliwym szczycie.
-Nie chcąc tracić więcej czasu w niepewności, stwierdziłem, że najwyższa pora abyśmy uzgodnili warunki zakupu zdobytego przez ciebie wcześniej rdzenia. - wyjaśnił Justice. - Jak rozumiem, warunki wymiany nie uległy zmianie?
- To zależy, czy coś sprawiło że uważasz tą kobietę za mniej wartościową niż wtedy - Daniel zapytał, uśmiechając się nieznacznie. Coś w jego posturze, w otwartych gestach wskazywało, że chłopak zmienił nieco nastawienie. Kto wie, może był w stanie uczyć się na własnych błędach? Najwidoczniej niezależnie od tego, co powie Justice, całość nie była ostatecznym rokowaniem.
-Oczywiście, że nie. Niestety...nie posiadam ani nie sądzę abym był w stanie zdobyć niezbędne do transakcji środki. - przyznał. - Dlatego znalazłem pośrednika. Obecny tutaj Dysnomia zaproponował, że zakupi twój rdzeń a następnie rozliczy się ze mną. - poinformował, na co Dysnomia przytaknął lekkim skinieniem głowy.
- Zakupi rdzeń zgodnie z uzgodnionymi wczesniej warunkami? - Daniel zapytał, starając się ukryć powoli wzrastające zdziwienie całą sytuacją.
- Czy przybył tutaj z własną propozycją? - kolejne pytanie wypłynęło z ust blondyna. Kto wie, może będzie mógł ugrać z tej sytuacji dużo więcej, niż mu się wydawało.
-Stara oferta odpowiada. - stwierdził Dysnomia, otwierając swój wymiar kieszonkowy, z którego wyciągnął dość osobliwy klucz, w stylu który większość diabłów znało. Był to klucz używany przez Midas Banks. - Odstawiłem całą sumę na prywatne konto, do skarbca. - wyjaśnił Dysnomia.
- A koszta samego procesu? - zapytał, wspominając o dodatkowych kosztach zawartych w walucie innej niż zwyczajna wartość. Mimo wszystko, był gotów odpuścić tą część, jakby w zamian za szybkie działanie.
-Nie ma procesu. - uspokoił Dysnomia. - Midas bank umożliwił umieszczenie na raz EX i W w jednym skarbcu. Acz transfer nie dostępnym
- Domyślam się, że przejdziesz się tą z nami? - zapytał, spoglądając na przełożonego oddziału sprawiedliwych. - Czy cała transakcja zostanie przeprowadzona tutaj? - kolejne pytanie wypłynęło z jego ust.
-Preferowałbym tu i teraz. - ocenił Justice. - Biorąc pod uwagę obecne zawirowania w Hel nie mam czasu na błahe sprawy. - wyjaśnił.
- Ah tak, jeśli mogę przemówić również w tej sprawie. - Daniel obrócił swe ciało, by kierowało się nie w przestrzeń między dwójką, a bezpośrednio na Justice. - Jeśli organizujecie ratunek dla tamtej dwójki, chciałbym pomóc. - zaoferował się, zaś jego twarz nieco spochmurniała. Najwyraźniej królewicz w ten czy inny sposób obwiniał się o swą słabość.
-Przekazałem instrukcje na temat tej sprawy generałowi White. Planujemy oczyścić teatr. - wyjawił Justice. - Niestety ofiary tamtego wypadu były w dużym stopniu sobie winne. Zasługują jednak przynajmniej na zemstę.
- Nie zostały jeszcze w pełni zmutowane - dla odmiany chłopak bardziej zasugerował, niż postawił się w opozycji do swego rozmówcy. Może wolał mieć wrogów tylko w jednym wydziale na raz, a nie dalej jak wczoraj zraził do siebie swój własny.
- Nie są jednak podległymi mi osobami, nie mam nad ich istnieniem jakiejkolwiek władzy. Nie do mnie należy decyzja - uzupełnił swą wypowiedź.
-Z tego co nam wiadomo, możemy liczyć wyłącznie na ocalenie Jima. Biorąc ogół sytuacji pod uwagę, skupiam się bardziej na zdobyciu kontroli nad teatrem niż szukaniem igły w stogu siana. - stwierdził Justice. - Oczywiście, masz jak największe prawo zaoferować się generałowi White. To on ma zadecydować o detalach jego operacji.
- Przejdźmy więc do transakcji - stwierdził, robiąc krok w tył i zajmując poprzednią pozycję względem swych rozmówców.
Dysnomia zeskoczył z biurka i wyciągnął dłoń z kluczem w stronę Daniela, drugą, pustą podstawiając obok.
Daniel wyciągnął z kieszeni rdzeń, i ułożył go w zwiniętej ręce tuż nad dłonią Dysnomii. Coś jednak go zatrzymało.
- Wybacz, ale dla małego diabła jest to niesamowita suma, czy możemy wpierw potwierdzić zawartość skrytki? - zapytał, a w wolnej dłoni pojawił się telefon z wybranym już numerem umożliwiającym połączenie z bankiem.
Dysnomia wzruszył ramionami, po czym zaczął bez pytania buszować w kolecjach wina Justice. Ten z stoickim spokojem starał się to ignorować.
Po zaledwie jednym sygnale Daniel został połączony z bankiem Midasa.
-Midas Banks witamy, w czym mogę pomóc? - spytał ktoś po drugiej stronie telefonu.
- Chciałem potwierdzić zawartość skrytki numer 74534623afg43.
-Takie informacje są prywatne. Muszę potwierdzić pana godność. - poprosił rozmówca.
- Daniel. Diabeł władzy. Skrytka należy do Dysnomii, a ja właśnie pragnę ją nabyć. - przedstawił się, nie kłamiąc przedstawicieli najsilniejszej finansowo instytucji całego świata.
-Tak, zostaliśmy poinformowani o potencjalnej tranzakcji. Porszę poczekać moment. - krótką chwilę później telefon odezwał się ponownie. - Skrytka jest warta milion, posiada również specjalny depozyt blisko miliona egzystencji.
- Dziękuję za informacje. To wszystko. - stwierdził, rozłączając się. Telefon zniknął, a on spojrzał na buszującego w kolekcji win Dysnomię. - Wszystko gotowe, możemy dokonać transakcji.
Dysnomia wyszedł z jakiejś szafy, tocząc przed sobą butelkę wina. Wyjął z kieszeni klucz i rzucił nim w Daniela, po czym zaczął próbować dobrać się do wnętrza zdobnej butelki, która była od niego odrobinę większa. Choć nie była to butla standardowych wymiarów, wciąż podkreślała niewielki rozmiar tajemniczego boga o jak się okazuje, krótkim czasem skupienia uwagi.
- Pomóc? - spytał dziwne stworzenie, kucając. Jedną ręką podniósł klucz, drugą - położył rdzeń na ziemi.
Dysonmia na chwilę się opanował, zabrał rdzeń, wskoczył na stół i położył go przed Justice, po czym zeskoczył do otwartej już butelki aby zająć się jej wnętrzem.
-To była niefortunna współpraca ale cieszę się, że doszliśmy do jakiegoś rezultatu. - podsumował Justice chowając rdzeń w swojej kieszeni wymiarowej.
- Cieszę się, że mogłem pomóc. - Daniel uśmiechnął się, chowając klucz w międzywymiarowej kieszeni.
- Jeśli to wszystko, udam się do banku. - stwierdził, kłaniając się nisko.
Justice i Dysnomia pożegnali się z Danielem. Ten z kolei opuszczając pokój zobaczył kogoś czekającego na niego na korytarzu. Był to dość szeroko uśmiechnięty Thanatos.
-To może być dobre. - mruknął, prawdopodobnie do siebie.
- Oh, dobry dzień Thanatosie - uśmiechnął się blado. Gdy jego wzrok zatrzymał się na rozmówcy, pstryknął. Jego ubiór zmorfował i powrócił do zwykłego stanu.
-No siema. To jak cie w konia zrobili? - spytał.
- Nie znam oryginalności Dysnomii, ale jeśli zrobili, to ma to coś z tym wspólnego. - stwierdził, rozkładając ręce na boki w geście rezygnacji. - Chyba możemy się przekonać? spytał, mrugając prawym okiem.
-A niby jak? - spytał. - Znaczy, o co poszło? - ostatecznie Daniel nic nie wytłumaczył administratorowi.
W dłoni blondyna pojawił się klucz do skrytki banku Midasa. - Tam znajduje się zapłata, niezależnie od tego, czy zawartość faktycznie jest zgodna z umową, czy też nie - myślę, że zobaczenie mojej miny będzie przyjemnym widokiem - dodał, uśmiechając się.
-No...zabiorę cię i zobaczysz, a potem wrócimy. I co dalej? Ja już miałbym krzywą minę, czy masz coś w planach? - spytał zainteresowany. - Midas ma swoje skarbce w banku centralnym, a wam nie wolno wychodzić z korporacji. Te pieniądze będą tam czekać aż zwalczysz całą plagę. - zauważył.
- Nie można nam opuszczać korporacji bez zgody i ewentualnego nadzoru. Ty jesteś w stanie zapewnić mi oba. - odparł, nie ukrywając swych nadziei.
-Ano…może się zlituję. Najpierw zobaczmy. - położył dłoń na ramieniu Daniela po czym obydwoje natychmiastowo pojawili się w środku Midas bank central.
Najpierw Daniel musiał się oczywiście zgłosić z kluczem. Potem poczekać aż przepiszą dane na niego, a następnie łaskawie został zaprowadzony przez jakiegoś młodego chłopaka w głąb nie małego kompleksu skarbców. W końcu młodziak odstawił ich pod metalowymi drzwiami które otworzyły się, ukazując krótki korytarz prowadzący do wielkich, okrągłych drzwi dodatkowo wzmacnianych zapewne nie jedną oryginalnością i kreacją.
-Drzwi zamknął się za państwem po wejściu na korytarz. - wyjaśnił młodzik. - Jednocześnie otwarte mogą być tylko jedne, do skarbca, albo wyjściowe.
- Chodźmy więc - stwierdził, ruszając w stronę olbrzymich drzwi wewnętrznych. Przez myśl przemknęło mu, że równie dobrze Thanatos mógłby spróbować go zabić i wziąć pieniądze dla siebie. Odrzucił jednak tą myśl równie szybko, jak ta zdążyła się pojawić.
Dwójka przeszła przez próg a potężne metalowe drzwi za nimi zasunęły się. - Ja nie będę tego otwierał, dasz radę? - spytał Daniela Thanatos. Nie dało się ukryć, że drzwi do skarbca były dość potężne a kołowrót nie wyglądał na automatyczny.
- Nie sądzę, by stworzyli zabezpieczenia broniące nawet przed właścicielem samej skrytki - stwierdził, mając nadzieje że jego nadzieje okażą się prawdą.
Po włożeniu klucza kołowrót odskoczył od drzwi pozwalając na otwarcie zamka. Daniel nie należał do najsilniejszych. Po przymierzeniu się określił, że jest w stanie operować drzwiami ale będzie to zarówno męczące jak i czasochłonne. Mimo wszystko zdecydował się na własnie takie działanie - nie miał innego wyboru, jeśli chciał skorzystać ze znajdujących się tam skarbów, musiał oddać drzwiom odpowiednią ilość swej atencji.
Daniel ułożył ręce na wrotach. To była najbardziej skomplikowana konstrukcja jaką w życiu dotknął. Na tych jednych drzwiach było więcej różnych oryginalności niż on do tej pory widział. Męcząc się z roztwieraniem drzwi mógł przynajmniej upewnić się o bezpieczeństwie swojego dobytku. Po zakończonym zadaniu Daniel był niemal pozbawiony kondycji.
Spoglądając na Thanatosa Daniel zobaczył niesamowicie przerażający i wrogi wyraz twarzy. Oczy mężczyzny były nieobecne a jego uśmiech poniekąd maniakalny.
- Czyżbyś okazał się zwyczajnym, przeciętnym diabłem? - Daniel zapytał, wyraźnie zawiedziony Thanatosem. Ba, chłopak zdawał się być obrzydzony - nie tyle samym administratorem, czy jego, jakże oczywistą w retrospekcji, chciwość. Coś jednak sprawiało, że blondyn nadal nie został całkowicie zniszczony przez rzeczywistość. Najwyraźniej coś sprawiało, że niedoszły władca miał wykorzystać to właśnie zdarzenie jako motor zmiany.
-Tak. Mimo oczywiste, to byłoby zabawne. - oznajmił - No i mówimy o dużej kwocie...ale zamknij te jebane drzwi. - poprosił Thanatos chowając ręce do kieszeni. - Tam jest dużo EX. - dodał, coraz to cichszym głosem.
- Chyba widziałeś jak wiele wysiłku kosztowało mnie otworzenie tych drzwi? - odparł, wyraźnie zasmucony tym faktem blondyn. Wewnątrz Daniela nie pozostawało praktycznie nic, nawet jego, przeważnie wyprostowane plecy, zdawały się nabierać pewnej krzywizny.
Schował ręce do kieszeni, zaś w jednej z nich odnalazł telefon. Powoli, starając się nie zwrócić uwagi swego rozmówcy rozpoczął wpisywać pewną wiadomość.
Thanatos skoczył na drzwi i zaczął zamykać sejf samodzielnie. - To mi pomóż, nie mam więcej kondycji od ciebie. - przyznał ledwo czyniąc jakikolwiek sukces. Był zdecydowanie spanikowany, nie zauważył zajęcia Daniela.
- Skąd ten pośpiech? - zapytał, dalej pisząc wiadomość.
-W głębi tego sejfu jest 300 tysięcy żywego EX, tak cie chcieli załatwić. - odezwał się Thanatos. - I nie mam pojęcia ile z niego śpi a ile do nas lezie. - Słuchając tego zdania Daniel sam zaczął odczuwać, że coś się zbliża, choć wciąż było nieco daleko.
- Jak dobrze, że mam kogoś kto pomoże mi zamknąć te drzwi - stwierdził, nieustannie pisząc wiadomość. Błękitne oczy blondyna zdawały się być teraz niemalże szare, całkowicie przygaszone.
Nie chodziło tutaj nawet o oszustwo Dysnomii i Justice - tego był przekonany. Chodziło o coś zupełnie innego. Thanatos był jednym z osobników, na których próbował szukać oparcia, kilka ostatnich sekund zniszczyło jedno z przekonań Daniela. Nie było tutaj istot, dla których warto było budować królestwo, dokładnie tak, jak brakowało faktycznie wyznających ideę diabelskiej predestynacji. Czy książe miał prawo rościć o władzę? Czy miał do tego chęci?
Kod:
 “Przekazuję wszystkie środki znajdujące się wewnątrz skrytki numer 74534623afg43 na rzecz działalności sekcji mutacji wydziału badawczego. 15% kwoty to dotacja dla każdego prowadzącego osobisty projekt badawczy, pozostałe - poprawa jakości kwater. Daniel, diabeł władzy.”
Kliknął wyślij, i przyłączył się do wysiłku Thanatosa.
Mimo ciężkiego wysiłku, być może z uwagi na na powolną reakcję Daniela z skarbca zdążyła wyskoczyć dość spora kreatura, tuż przed zamknięciem wrót. Thanatos nie miał jednak na to siły, w sekundzie w której zamknęli skarbiec złapał za ramię blondyna i aktywował swoją teleportację. Dwójka skończyła wewnątrz basenu plastikowy piłeczek.
-No, niezły huj. - uśmiechnął się Thanatos.
- Wygląda na to, że wykorzystanie Cię do tej wizyty jednak okazało się czymś dobrym. - Daniel westchnął, wyraźnie zdegustowany całym światem. Nadal nie wiedział jak powinien na wszystko zareagować. Czy nadal powinien pragnąć swego królestwa? Może dużo lepszym wyjściem byłoby trzymanie wszystkich za mordę siłą?
Jak mógł uzyskać tą siłę? Nie wiedział. A jednak jej potrzebował...
-Tego tam, sorry, że chciałem zarobić milion wartości twoim kosztem i tak dalej. - wzruszył ramionami. - To nie tak, że zasługujesz a bogowie i tak są nieśmiertelni. - Thanatos podniósł się tylko po to aby wywrócić się i wpaść głęboko w basen piłeczek. - To tego...mogę zorganizować jakąś grupę pajaców aby wyczyścili ex, w zamian będę chciał część skarbca. - zaoferował się. - To nie tak, że beze mnie możesz tam w ogóle pójść. - przypomniał warunki umowy o pracę.
- Nie trzeba. Te pieniądze i tak nie miały być dla mnie - skłamał, powoli podnosząc się z pozycji leżącej. Nie próbował jednak wstawać, wolał, wykorzystując podobne do pływania ruchy, dostać się do brzegu basenu.
- Czy mogę korzystać z tego miejsca do treningów? - zapytał, zmieniając temat.
-Raczej nie, jak będziesz wchodził na to piętro, ludzie zaczną się zastanawiać czemu dostajesz specjalne traktowanie. - Stwierdził Thanatos.
Wychodząc z basenu Daniel dostrzegł właściwie niewielki i brudny pokój, pełen porozrzucanych ubrań z dużą przewagą skarpet. Było tutaj łóżko, biurko z komputerem i stertą papierów oraz jakaś planeta lewitująca na piedestale pod oknem.
-Na pewno nie chcesz tych pieniędzy? Podobno masz jakiś królów do pokonania w bitwie o Hel. - przytoczył. - Uzbrojenie ci się przyda. Póki nic nie ugrasz, nikt ci nie przyzna że zasługujesz na tytuł. - obiecał nieudolnie próbując się wydostać z swojej własnej zabawki. -Mało kogo obchodzi z czym się urodziłeś.
- Na pewno. - stwierdził, udając się w stronę wyjścia z pomieszczenia. - Mogę ewentualnie zaproponować Ci wymianę anielskiej waluty, dość cżęsto stołujesz się w ich miastach, pewnie mógłbyś na tym ładnie oszczędzić. - stwierdził, zatrzymując się na kilka chwil.
-Pewnie, jaki kurs u ciebie? - spytał.
- Nie znam stawek. 1,5$:1W? - zaproponował.
-Niech będzie. - skrzywił się Thanatos. - Tak w przeprosiny za planowanie morderstwa. - postanowił.
 
Zajcu jest offline  
Stary 26-08-2016, 20:52   #37
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Na ratunek Chase, część II
Najazd na centrum handlowe, rozdz. I


Skonstruowanie obozu zajęło dość sporo czasu nawet z pomocą Dopplera i jego nowej partnerki. Mimo wszystko jednak udało im się zrobić dość solidną bazę wypadową. Mieli dużo zasobów, bar i medytującego specjalistę pilnującego ruchów okolicznej plagi dzięki En.
-Gotowy? - spytał Johnny, wrzucając co rusz do kieszeni jakieś drobne przedmioty. - Mamy w sumie cztery zespoły. Wszystkie trzy jednak dość słabe, wykorzystamy ich jako zwiad. - zadecydował.
Doppler poprawił nakładki na palcach i sprawdził skalibrowanie celownika w swoim niedawno nabytym karabinie snajperskim. Zostawił je do poprawek gdy rozstawiali obóz i zdecydowanie był zadowolony z efektów.
-Tak, gotowy. - Odparł, chowając Barretta do kieszeni. - Gdy widzieliśmy się ostatnio, mówiłeś że to towarzystwo, to poziom Astaroth i w górę, dziwnie to wygląda gdy mówisz o nich “dość słabi”. - Przyznał ze wzruszeniem ramion.
-Oh nie wszyscy. Mamy też sporo osób niezdolnych do walki ale zostały w kasynie. - przyznał się. - Poza tym jesteśmy ograniczeni. Używanie rdzenie to karmienie go, a na diete to on nie pójdzie. - zażartował. - Jak proponujesz rozplanować działanie? - spytał podając Dopplerowi broszurę z mapą centrum handlowego.
Kolekcjoner przyjrzał się rozkładowi kompleksu. Był całkiem spory i zdecydowanie przydałyby się czujki.
-Hm… My ruszymy w Alfresca Plaza i jedna drużyna zwiadowcza pójdzie z nami, posłuży za czujkę, zwłaszcza gdy będziemy sprawdzać wyższe kondygnacje. Jeśli coś będzie się zbliżać, przybiegną nas poinformować. Pozostałe dwie, niech pójdą w przeciwną stronę i sprawdzą Wonderland Plaza, na obu poziomach. Jak coś wypatrzą, niech się wycofają. - Zaproponował.
-Nie jestem pewny czy to dobry pomysł pakować sześć osób w jedno miejsce. Jedyne co zrobimy to ściągniemy na siebie całą plagę w centrum i spowolnimy marsz. - zauważył.
-Prawda, nie pomyślałem o tym. - Przyznał Doppler, liczebność nie zawsze była pożądana. - Niech trzecia drużyna sprawdzi park. Dzięki temu nigdzie nie skupi się nadmiar EX i powinniśmy uniknąć ściągania plagi. Będziemy też mieli więcej informacji do zaplanowania dalszych działań. - Zreflektował się.
-To co...po drinku i lecimy? - spytał, wskazując kciukiem na barek i różowowłosego starca.
-Mówisz, strzemiennego? Nie odmówię. - Zgodził się młody diabeł. - Zabieramy Bless ze sobą?
-Nie wiem czy mamy wybór. Niedawno wymęczała mnie stertą bardzo dokładnych pytań “co będzie Dopplerowi potrzebne do przyjemnej eksploracji?” z dodatkiem “pytam ciebie żeby go nie męczyć”. - skrzywił się Johnny. - Gdzieś ty ją znalazł?
-W opuszczonym kościele, ukrywała się tam i modliła o męża. Widać uznała mnie za spełnienie swoich próśb. - Przyznał, wzruszając ramionami. - Odeskortowałem ją do korporacji, ale widocznie woli nie spuszczać mnie z oka, a kim ja jestem żeby kobietę przegadać? - Zachichotał. - Poza tym, jest bardzo sympatyczna, ciężko jej nie polubić. - Dodał, po czym spróbował wyłowić swoją partnerkę w tłumie obozowiczów.
W końcu i diabeł doszukał się partnerki. Co jeszcze biegnącą w jego stronę z całkiem wypchanym plecakiem przedmiotów na plecach. Kobieta albo chciała być bezpieczna albo nie pojęła bliskości i dostępności obozu w trakcie wyprawy. - Jestem gotowa! - krzyczała w stronę Dopplera zbliżając się.
-No to po drinku i lecimy. - Powiedział, gdy już dobiegła i spojrzał w stronę baru. - Warto się czymś rozgrzać. - Ruszył w stronę barmana, razem z dwójką swoich towarzyszy.
-Będą mi potrzebne rdzenie, jeśli chcecie coś użytecznego. - przypomniał Okulus widząc nadchodzący zespół i z uśmiechem pogładził się po brodzie.
-Złowiłem dwa Verrine. - zauważył Johnny.
-My możemy pić z jednej szklanki. - uspokoiła Bless, choć Doppler mógł tylko zgadywać w jakim stopniu osłabiłoby to efekty trunku.
-Dorzucę jeden od siebie, to nam zrobisz podwójnego. - Zaproponował Kolekcjoner, wyciągając jeden verrine z własnego zapasu. Picie ze wspólnej szklanki było drobnym gestem, nie chciał go odbierać swojej towarzyszce, żeby nie łamać jej morale przed wyruszeniem.
Okulus rozbił rdzenie do szklanek jak jaka, dodał jakieś coś, coś zrobił w szakerze, wszystko razem złączył...Doppler na dobrą sprawę nie miał zielonego pojęcia jak działał proces robienia takich drinków. Jedynie charakterystyczny wstęp był dość specyficzny aby odróżnić go od całej reszty.
Johnny złapał swoją szkalnę, uniósł ją do ust i zatrzymał się, po czym odwrócił aby spojrzeć na obóz zgromadzonych. - Ty, Doppler. - skinął na diabła. - Nie chcesz zrobić jakiegoś przemówienia i toastu przed wyruszeniem w drogę? To by tym chłopakom trochę pomogło gdyby wiedzieli, że nie cały świat jest przeciw nim i nawet ludzie z korporacji potrafią stanąć w ich obronie i im pomóc. - zauważył.
-Mogę spróbować, bardziej niż oblewając akademię się raczej nie zbłaźnię. - Zgodził się Kolekcjoner, z niepewnym uśmiechem. - Ściągnij mi tylko ich atencję, a ja spróbuję być przekonujący.
-EJ PEDAŁY! - wrzasnął Johnny na całe zgromadzenie. W różnym tępie wszyscy się do niego odwrócili. Ten położył rękę Dopplerowi na ramieniu. - Nasz nowy znajomy ma coś do powiedzenia. Zanim rzucimy się do tej przeklętej walki.
-Dzięki Johnny. - Młody diabeł uśmiechnął się krzywo, wstając i zwracając się do reszty. - Bądźmy szczerzy, jesteśmy w przejebanej sytuacji. Plaga wali drzwiami i oknami, a my siedzimy w środku tej zawieruchy. Teoretycznie ja i wy stanowimy różne obozy, ale prawda jest taka, że nie jesteśmy wrogami. Siedzimy tu i przygotowujemy się, by razem posprzątać ten burdel. Odstępcy i członkowie korporacji razem, bo wspólnie możemy więcej! Więc pokażmy tym plagusowym kreaturom do czego jesteśmy zdolni i skopmy ich spaczone tyłki! - Mówił coraz bardziej podniesionym głosem i miał cichą nadzieję, że brzmi przekonująco. - Na pohybel skurwysynom! - Wzniósł szklankę i pociągnął łyk, po czym podał drinka Bless.
-Dobrze mówi. - poparł natychmiast Dopplera Johnny. - Jesteśmy lepsi od tych kreatur, nie poddaliśmy się pladze i możemy ją usunąć dla dobra naszych znajomych i naszej jedności. Na pohybel! - uniósł wysoko drinka Johnny, a reszta zgromadzenia powtórzyła “Na pohybel!” rozlazło się echem.
Bless zaklaskała pełna wigoru. - Świetne przebudzenie.
Okulus jednak odchrząknął. - Może jednak powinniśmy ci dać jakieś wskazówki. To pewnie jakaś granica kulturowa. - zaśmiał się barman. - Spora grupa, jeśli nawet nie większość z nas widzi siebie również jako część “plagusowych kreatur”. - wyjawił wkładając dwie słomki do szklanki Dopplera. - Choć popieram bardziej twoją stronę. Nie powinni sobie umniejszać i utożsamiać się z zwierzętami.
-Właśnie o to mi chodziło, żeby pokazać iż ja nie utożsamiam ich z plagą panoszącą się dookoła. Że te kreatury i oni to zupełnie różne kategorie, może niektórzy potrzebują zewnętrznego impulsu, by to przemyśleć. - Doppler pokiwał głową i uniósł szklankę, tak by móc razem z Bless pociągnąć ze słomek.
-Chodzi nie o to co jest tylko co może być. - Wyjaśnił Johnny. - Jeśli jesteś po ich stronie bo nie są częścią plagi, to będziesz przeciw nim jeśli nią zostaną. A gdzie jest granica? Tego typu rozważania budują niepewność.
-Tu niestety nie ma jednoznacznych odpowiedzi, ale nie rozmieniajmy się na drobne. - Przyznał młody diabeł, wracając do sączenia drinka. Byli tu żeby działać, a nie filozofować.
Gdy drużyna skończyła swoje drinki nadszedł czas wyruszyć w teren. Okulus życzył im powodzenia w walce z nieznanym, po czym wszyscy zniknęli w czeluściach centrum handlowego.

***

Zaraz na prawo od obozu po opuszczeniu rozstawionych Barrier trójka weszła na teren Alfresca Plaza. Była to dość obszerna część marketu pełna bardzo niewielkich sklepów i okazjonalnych budek na środku galerii. Bless rozglądała się na boki szukając interesujących sklepów ale na nic nie zwracała uwagi.
Doppler ruszył przodem, obserwując pawilony sklepowe. Miał nadzieję, że żadna plaga nie ukryje się przed jego wzrokiem.
Na sam wpierw grupa weszła do jednego z większych sklepów z odzieżą i ekwipunkiem sportowym. A przynajmniej tym co z niego zostało. Wchodząc dostrzegli plagioszczura grzebiącego w koszu na śmierci. Na ich widok kreatura zaczęła uciekać.
Doppler nie wiedział na ile plaga porozumiewa się między sobą i na tę chwilę nie zamierzał ryzykować, że ta bestia poinformuje inne kreatury. Skoczył więc w kierunku szczura by skrócić jego żywot. Bestia umarła niemal natychmiastowo.
-Nie męcz się tak. - uspokoił Dopplera Johnny. - Nie ma opcji aby o nas nie wiedzieli. Zajmijmy się szukaniem Chase i Jezusa, plaga to nie nasz problem. - poprosił, wgapiony w ścianę. Blisko kasy znajdowały się spore metalowe drzwi. - Widać w galerii są roboty obronne.
-Z robotami też sobie poradzimy, w razie potrzeby. Chcesz otworzyć te drzwi? - Odpowiedział Johnny’emu.
-A potrafisz je przeprogramować? - spytał Johnny. - Na mnie nie patrzą zbyt przychylnie. - poinformował.
-Umiem je tylko złomować, niestety. - Przyznał bez ogródek Doppler. - W sumie, skoro na nas nie wylazły, to idźmy dalej. Na złom można je posłać w każdej chwili, a my mamy duży teren do sprawdzenia.
Drugi sklep który odwiedziła ekipa był mniejszy gdzieś o połowę. Był też znacznie bardziej ograbiony od poprzedniego. Miejsca blisko wejścia do kompleksu były zrujnowane zarówno przez plagę jak i łowców którzy pojawili się tutaj przed Dopplerem. W tym sklepie również znajdował się przedstawiciel plagi. Kudłacz na widok wchodzącej do małego sklepiku trójki natychmiast rzucił się w głąb wentylacji.
-Dają nam bardzo dużo miejsca na oddech. - zauważył Johnny. - Jesteśmy już kawałek od obozu a dalej niespecjalnie się na nas zbierają.
-Jakoś nie ubolewam z tego powodu. - Przyznał Doppler, mając gdzieś tam czające się wrażenie że śmierć wywłoki mocno zdemoralizowała tutejsze bestie, jeśli można było użyć tu w ogóle określenia morale. - Chodźmy dalej.
Przechodząc pomiędzy sklepami grupa pominęła robota, któremu Bless radośnie pomachała. Trzeci sklep był naprawdę niewielki. Przez szybę i kratę nie było w środku widać nic odstającego od normy, chociaż wejście do środka było zamknięte przez dość silne metalowe drzwi.
-Idealna kryjówka… - Mruknął Doppler pod nosem. - Ktoś umie to otworzyć? - Zwrócił się do pozostałej dwójki.
-Na przyszłość się nauczę! - obiecała Bless. Johnny tylko wzruszył ramionami: - Nie znam się na elektronice. - przyznał mężczyzna. - Dużo lepiej radzę sobie z tropieniem ale w tym bałaganie nic specjalnego póki co nie widzę.
Młody diabeł wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę korytarza.
-Trudno, tarana nie mam pod ręką. - Skwitował i ruszył wgłąb centrum.
Trójka w swojej eksploracji pominęła drogę do toalet i trafiła pod sklep z częściami. Na jego tyłach znajdowały się dwa motocykle w całkiem dobrym stanie, choć poza tym nie było tam nic interesującego.
-Muszę kiedyś nauczyć się je prowadzić. - zaśmiał się Johnny.
-Dobry pomysł. - Przytaknął Doppler z uśmiechem. - Można by niezłe wejście zaliczyć, wpadając do budynku na motocyklu. - Dorzucił, pół żartem pół serio.
Johnny odwrócił się w stronę następnego sklepu. Bless jednak zatrzymała się na moment dłużej patrząc na motocykl. - A jaki chcesz? Jak chcesz taki to można zabrać. - stwierdziła.
Johnny zastanowił się. - W sumie to…
-No jak Doppler? - dopytała, ignorując Johnnego.
-Najpierw muszę nauczyć się prowadzić. - Kolekcjoner podniósł ręce w uspokajającym geście. By nie kusić Bless do próby zgarnięcia jednego z motocykli, ruszył do kolejnego sklepu.
Następny sklep przy którym zatrzymała się trójka był dość sporym bałaganem. Ale nie głupim. Porozrzucane regały ustawione były w proste barykady a wewnątrz znajdowała się grupa postaci w hełmach z karabinami w dłoniach. Gdy Doppler, Bless i Johnny zetknęli się z nimi wzrokiem, z dwóch najbliższych sklepów wypadła kolejna grupa. Wcześniej zamknięte drzwi otworzyły wypuszczając następnych żołnierzy. Robot który zignorował wcześniej Bless ożył a z sklepu z pojazdami zaczął rozbrzmiewać dźwięk motocykla.
-Kurwa. - westchnął Johnny.
Mimo uniformów zgromadzenia Doppler nie wiedział kim mogła być tajemnicza uzbrojona grupa. Na szczęście jego towarzysz nie omieszkał podać wyjaśnienia. - A tak się zastanawiałem, gdzie cała jebana policja Hel się podziała.
-Czekali na zbawienie, a przyszło skażenie. - Odparł z przekąsem Doppler. - Myślisz że będziemy musieli ich odesłać na przymusową emeryturę? - Zapytał Johnny’ego, choć tak naprawdę znał odpowiedź.
-Będę bardzo zdziwiony jeśli nie. - przytakąnł, zaciskając mocniej dłoń na mieczu. - Czas się sprawdzić.
-Graj muzyko! - Zawołał młody łowca, dobywając z kieszeni swoją snajperkę. Wziął na cel jednego z gliniarzy i wypalił. Johnny w tym czasie poleciał pokroić kolejnego, a Bless szykowała się, by osłaniać Dopplera.

A.Police Green -16,25cEX
M.Police Red -117,5EX

-Twardyś… - Mruknął i poprawił kolejnym strzałem.

M.Police Red -19,5EX -64hp
Doppler 1AP left, Bless 3AP left.

Nowa broń zdecydowanie spisywała się nieźle, ale przy tych celach Doppler wiedział że wypstryka się z pocisków, zanim posprząta ich sensowną liczbę.
Bless widząc że Doppler nie jest bezpośrednio zagrożony odwróciła się w stronę ostrzelanego przez niego “policjanta”, wyciągnęła spod sukni swój pistolet i otworzyła ogień.
-Wypróbuję zatem coś innego. - Zdecydował Kolekcjoner obserwując działanie diablicy i opuszczając karabin. Koło jego głowy zaświeciła kula z zielonej energii, która po chwili pomknęła w stronę robota strażniczego.

M.Police Red -195hp
Tank Type +0cEX
Tank Type -31hp

Bless -24EX
Johnny -15EX
Doppler -11EX

Przeciwnicy podchodzili coraz bliżej, prowadząc ostrzał. Nie mieli jednak zbyt dobrego cela i młody łowca nie odniósł poważniejszych szkód. Mając jednego ze spaczonych policjantów w przysłowiowym zasięgu ręki i robota ledwie kawałek dalej, Kolekcjoner wysunął szpony ze zwolnionej wcześniej dłoni, po czym szybkim susem odsunął się lekko od Bless i ciął pazurami w maszynę strażniczą.
Johnny w tym czasie, ciął równo w swój cel i policjanta, który ruszył mu na pomoc. Diablica zaś doskoczyła do ostrzelanego wcześniej wroga i zgrabnym ślizgiem wyprowadziła podcinające kopnięcie.

Tank Type -9,8EX
Tank Type -98hp
Bless -10ST
A.Police Green -103,75cEX
A.Police Green -182,75hp

Johnny -37EX
Johnny -52EX
Doppler -0EX
Bless -150EX

Przeciwnicy okazali się nie posiadać żadnej znacznej siły ognia. Karabiny w dłoniach policyjnych strzelców nie były pod wpływem plagi, sprzęt był przeznaczony do walki z aniołami i demonami. Byli jednak dość żywotni, skutecznie spowalniając poszukiwania trójki.
W środku strzeleckiej zawieruchy z sklepu motocyklowego wyjechał jeden z pojazdów. Okazał się dość żywy i samobieżny. Miał nawet własne ręce które trzymały kierownicę. O ile maszyna nie wyglądała na specjalnie skażoną o tyle jej zachowanie wskazywało inaczej, gdy motocykl wjechał z rozpędem prosto w Bless, z bolesnym impetem odrzucając ją w tył.
Samojezdny motor, to było coś nowego… Dopplera mocno rozzłościło to jak potraktował Bless, dziewczyna oberwała naprawdę boleśnie. Trzeba było tu naprawdę gruntownie posprzątać. Młody diabeł wziął postanowił wykorzystać przewagę, którą uzyskała im jego partnerka i zaczął okładać leżącego policjanta pazurami. Diablica odskoczyła w tył i uniosła ponownie pistolet, strzelając dwukrotnie do ukrywającego się za barykadą krawężnika.
Johnny szybkim zamaszystym ruchem wykonał cios, jednocześnie chowając katanę do pochwy, chwilę potem grzmotnął w przeciwnika schowanym orężem, by go ogłuszyć. Na koniec wykonał wymyślny obrót, ustawiając jednocześnie miecz za plecami i podnosząc lekko kapelusz palcem wskazującym.

M.Police Red -169hp

Silny cios Kolekcjonera pozbawił krawężnika resztek tlącego się życia. Doppler przestąpił nad rozpadającym się trupem i uderzył czarnymi szponami w agresywny jednoślad.

Bike - 100EX -100hp(overkill)
Krawężnik Purple -120EX -14hp
A police green -75hp Jolted(1) (overkill)
Jonny +14EX

Johnny -41EX
Johnny -12EX
Bless -46EX

Doppler zwinnie manewrował po polu walki, zbliżając się sprężystymi krokami do rozbitej szyby. W połowie drogi opadł ku podłodze i wystrzelił, wykonując popisową szarżę przez dziurawą witrynę, zakończoną zamaszystym ciosem w ukrywającego się tam gliniarza. Johnny wykonał pchnięcie rękojeścią, by odepchnąć krawężnika, a następnie błyskawicznym ruchem wyszarpnął ostrze z pochwy, wykonując potężne cięcie. Kolejnym ciosem znów ukrył ostrze, w drewnianym saya. Bless zaś kontynuowała morderczą salwę, co rusz oglądając się przez ramię, bardziej bacząc na bezpieczeństwo Dopplera niż własne, jednakże widziała że jej chłopak radzi sobie znakomicie.

A.Krawężnik yellow -92EX
U.Krawężnik red -22cEX
A.Krawężnik Purple -14,5EX

Johnny -14EX
Johnny -15EX
Bless -1EX
Bless -40EX
Doppler -0EX

Wraz z postępem walki z głębin galerii handlowej nadjechały kolejne motocykle. Pojazdy zatrzymały się przy policjantach, a ci zaczęli je powoli dosiadać.
Robiło się tłoczno, Doppler nie był pewien czy krawężniki chcą walczyć ze swoich metalowych rumaków, czy zwyczajnie zacząć spierdalać. Nie miał jednak czasu na zastanawianie się. Uderzał w swojego przeciwnika, by móc jak najprędzej ruszyć Bless z pomocą. Diablica na szczęście radziła sobie niezgorzej, posyłając kolejne kule w stronę swojego policjanta. Johnny ponownie wykonał cięcie z błyskawicznego dobycia, następnie poprawiając dwoma szybkimi uderzeniami.

A.Krawężnik Y -250hp
A.Krawężnik P -77,5hp
U.Krawężnik Red -10,75hp
U.Krawężnik Red -59hp

Johnny -8EX
Johnny -19EX
Bless -5EX

Zostawiając za sobą ściany dymu, duża część sił policyjnych zwyczajnie uciekła odjerzdżając na motocyklach.
Walka miała się ku końcowi, Kolekcjoner doskoczył do ostrzelanego przez Bless krawężnika, by dobić skurwiela. Johnny parł nieustępliwie, chcąc pozbyć się irytującego gliniarza, który wciąż dychał.

A.Krawężnik Purple -overkilled
U.Krawężnik Red -54hp

Bless widząc jak krawężnik pada, przemieściła się w stronę walczącego Johnny’ego i oddała pojedynczy strzał do obleganego przez niego spaczonego gliny.

A.Krawężnik red -8hp
Johnny -29EX

Młody diabeł nie mając wielkiego wyboru przesadził prowizoryczną barierę i pomknął w kierunku swojej partnerki, która uskuteczniała ostrzał przeciwko krawężnikowi, jednocześnie muszącego się uchylać przed seriami cięć Johnny’ego.

A.Krawężnik red -overkilled

Gdy bitwa dobiegła końca, Johnny otrzepał swój płaszcz niepewien tego co tutaj zaszło. - Cóż...Myśleli, że dadzą nam radę, byli pazerni na wyczute EX albo może...ktoś ich tu nasłał aby nas spowolnili? - Spytał Johnny.
-Gdy zobaczyli że przegrywają, zwiali co sił. Prawdopodobnie szykuje się tu coś grubszego i musieli przekazać raport. - Odparł Doppler, skłaniając się ku opcji że to nie było przypadkowe spotkanie. - Dość twarde skurwiele, jak na tak niską klasę rdzeni. - Dodał po chwili.
-Bo jeszcze są żywi. Najpewniej pod kontrolą rdzenia ale nie pochłonięci przez niego. Zauważ, że krwawią. - wyjaśnił Johnny. - Jakkolwiek rdzeń ma im wyrosnąć, to jeszcze nie on. Może nie licząc motocykli, cholera go wie jak one działają. - skrzywił się Johnny. - Nie widziałem jeszcze skażonych maszyn.
-Może to plaga hodowana z rdzeni w mechanicznej skorupie? - Zasugerował Kolekcjoner. - Ewentualnie były zatankowane i paliwo jako materia organiczna uległo skażeniu. - Zaśmiał się, podkreślając żartobliwość drugiej możliwości.
-Yyh. Mi nie jest do śmiechu, obie opcje brzmią prawdopodobnie. - stwierdził. - Nie widziałem jeszcze ciekłej plagi ale w tym mieście są żywe cienie. W takim wypadku, wszystko jest możliwe. - ocenił.
-No tego to się nie spodziewałem. - Przyznał młody diabeł, nieco speszony palniętą nieświadomie gafą. - Pozostaje iść dalej, stojąc w miejscu damy temu bagnu szansę na lepsze zorganizowanie się. - Spojrzał wgłąb korytarza, czekała tam na nich sekcja dwukondygnacyjna.
Johnny przytaknął i trójka ruszyła dalej.

Spacer był tym razem dość spokojny, choć na ziemi dało się dostrzec ślady motocykli. Pojazdy odjechały daleko w głąb centrum handlowego. Grupa zatrzymała się pod schodami na drugie piętro, gdy usłyszeli z góry krzyk.
-Chodź tu kurwo! Chcesz poezji?! Posłuchaj tego! - zaraz po którym nastąpiły dwa bądź trzy wystrzały rewolweru.
Johnny poprawił okulary przeciwsłoneczne. - Jezus lubi prowokować swoich przeciwników. - przyznam. - Oby twoja dziewoja była razem z nim.
-Coś czułem, że to on. - Doppler wzruszył ramionami. - Ale z tą dziewoją nie żartuj nawet… - Oczy młodego diabła zboczyły nieznacznie w stronę Bless, która mogła być gotowa wyciągnąć zbyt dalece posunięte wnioski. - Chodźmy zobaczyć jak mu idzie. - Mruknął i wszedł na schody.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 02-09-2016, 20:55   #38
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Na ratunek Chase, część III
Najazd na centrum handlowe, rozdz. II


Trójka biegiem wdrapała się na wyższe piętro. Dostrzegli Jezusa pomiędzy wieloma sklepami w dość ciasnych alejkach otoczonego przez zastraszająco sporą ilość plagi.
-No to graj muzyko! - Zawołał Kolekcjoner, rzucając się w wir walki.
Młody diabeł rozłożył skrzydła i zgrabnie przeleciał nad barierką schodów, lądując przed jedną z wywłok. Zamachnął się pazurami w jej stronę, chcąc jak najszybciej zyskać przewagę. Jezus w tym czasie sprzedał swojej przeciwniczce zamaszyste podcięcie, by następnie wyładować w nią cały magazynek.
Ani Dopplerowi, ani Jezusowi szczęście nie dopisało. Obie wywłoki zgrabnie uchyliły się przed ich atakami. Johnny chciał dołączyć do natarcia, nie mógł jednak na podobę Kolekcjonera przelecieć nad schodami. Obszedł je więc, skracając dystans. Bless zaś przesunęła się zwinnie na miejsce tuż obok jego niedawnej pozycji i otworzyła ogień do wywłoki.

T1
J Revolver Luck - miss
Jesus - Charmed(1)
Bless - 16EX
Jesus -146EX
Doppler -0EX
Doppler -400EX

Wywłoki ponownie okazały się więcej niż wymagającymi przeciwnikami. Doppler nie miał wielkiego wyboru, kontynuował natarcie. Jezus zaś nie wiedział co ma robić, nie mógł odwrócić się od tej suki i coś nie pozwalało mu do niej strzelać. Odskoczył w tył, przelatując nad odgrodzoną dziurą prowadzącą na parter i zaczął ostrzeliwać krawężników. Johnny przymierzył uważnie i ciął w wywłokę, by następnie wymierzyć ponownie i raz jeszcze. Bless dalej strzelała.

T2
Krawężnik Purple -45cEX
Wywłoka G -142EX
Jesus -152cEX
Johnny -111EX
Bless -25EX

Kolekcjoner robił się rozeźlony, nawet Johnny miał problem, choć jego uzdolnienia powinny pomagać mu zdobywać przewagę, a jednak wywłoki śmiały się z nich. Pozostawało mu chlastać dalej i liczyć, że on lub jego towarzysz w końcu zaliczy szczęśliwe trafienie. Jezus w tym czasie próbował otrząsnąć się z dziwnego uczucia, które nie pozwalało mu strzelać do tamtej suczy.
Bless opuściła pistolet i skupiła się na Dopplerze, by pomóc mu odzyskać stracone EX.

T3
Wywłoka G -236EX
Wywłoka G -561cEX
Johnny -5EX
Doppler +300EX
Jesus -231EX
Doppler -8EX
Doppler -206EX

Te dwie były widocznie twardsze niż, pierwsza spotkana przed centrum handlowym. Jakby nie było wystarczająco ciężko wtedy. Przynajmniej jedna była już poważnie ranna, teraz nie mogli się cofnąć, bo straciliby tylko włożony w to czas i zasoby. Doppler ciął zawzięcie pazurami, notując w myślach żeby Johnny nauczył go “tej sztuczki”. Udało mu się nawet rozchlastać sukę, którą obrał za cel. Jezus w tym czasie zbliżył się do drugiej wywłoki na odległość strzału i ponownie wystrzelał błyskawicznie cały magazynek. Johnny’emu oberwało się od niej, a widząc jednego trupa, zasypał ją szybkimi uderzeniami. Bless zaś ponownie uniosła pistolet i zaczęła strzelać.

T4
Wywłoka G -665EX
Johnny -156EX
Wywłoka R -600cEX
Wywłoka R -300EX
Bless -25EX
Jesus -172EX

Sytuacja zaczęła odwracać się na ich korzyść. Doppler sięgnął więc po nieco nieszablonowe rozwiązanie, licząc że wyeliminuje największe zagrożenie. Cisnął zwłoki wywłoki, w stronę jej siostry i zdetonował je. Jezus jednak nie czekał na efekty i załadowawszy ponownie rewolwer, oddawał strzał za strzałem. Choć nie było do czego strzelać.

T5
Wywłoka R -300cEX
Doppler -30cEX

Gdy druga wywłoka padła, krawężniki zaczęły się wycofywać w popłochu. Doppler jednakże nie rzucił się do pościgu. Mieli inny priorytet.
-Widać ktoś na górze nad Tobą czuwa. - Zażartował w stronę Jezusa, który bez ich pomocy zdecydowanie by się z tego nie wykaraskał.
-Na to wychodzi - zogdził się kręcąc przecząco głową. - Aż tak dawno temu się tu zgubiliśmy? - spytał Jesus, zdziwiony obecnością dwójki.
-Możliwe, a może po prostu Johnny martwił się o twoją blond główkę. - Kolekcjoner uśmiechnął się lekko. - Tylko nigdzie nie widzę Chase, a mieliście być tu razem. - Wzruszył ramionami.
-Rozdzieliło nas w tym bałaganie. - wyjaśnił Jezus
-A wiesz gdzie może być? - spytał go Johnny.
Jezus musiał to przez chwilę przemyśleć. - Prawdopodobnie w parku. Na samym środku supermarketu jest dość spory park. Pełen drzew i krzaków, jeszcze porośnięty plagą, konkretny labirynt. Jeśli potrzebowała się ukryć, to raczej tam by się udała. Straciłem ją gdy odciągałem od siebie te dwie suki. - skinął głową na wywłoki.
-Zatem w tamtą stronę najlepiej będzie się udać. - Młody diabeł wyciągnął telefon by spojrzeć na plan centrum. - Najbliższe wyjście na teren parku mamy w Paradise Plaza, ale tam może tłoczyć się sporo plagi, po tym jak te krawężniki zwiały. Ryzykujemy, czy idziemy dłuższą drogą? - Zapytał, licząc że pozostała trójka wyrazi swoje zdanie.
Johnny nie był pewny. - Zawsze możemy przegrupować się w obozie. - zauważył. - Wysyłaliśmy kogoś na plac, może już wrócili. Jeżeli Chase nie jest dobrze ukryta, to raczej i tak będzie już za późno.
Jezus nie podzielał ostrożności. - Z moją naturą odrobina ryzyka jest ciekawsza, zresztą, ja dobrze ukryty nie byłem.
-Niech Doppler decyduje. - nakazała Bless. - On tu wie najlepiej. - uśmiechnęła się. Pozostała dwójka niezbyt przejęła się pośrednią obrazą.
-Johnny, może połącz się z obozem przez krótkofalówkę. Dowiedz się czy zwiad wrócił i jeśli tak, to co znalazł. Jeśli nie wrócili, idziemy przez Paradise Plaza, jeśli wrócili to zdecydujemy po wysłuchaniu wieści. A póki co, przyjrzyjmy się temu pobojowisku. - Zaproponował Doppler.
Przeglądając pobojowisko i pobliskie sklepy drużyna nie znajduje nic istotnego. Przyglądając się swoim towarzyszom Doppler odczuwa aurę niepewności i podstępności, chociaż nie może zrozumieć swoich przeczuć. Johnny wydaje się dość często przyglądać Bless która nigdy nie ściąga swojego spojrzenia z Dopplera w dość uciążliwy sposób, zaś Jesus często przygląda się swoim ranom, zwłaszcza śladom szarpnięć na jego nagim torsie.
Gdy zgromadzenie się przegrupowało, Johnny był gotowy podzielić się raportem, jednak szybko przerwała mu Bless, pokazując Dopplerowi rdzeń Verrine. - Znalazłam jakieś coś w jednym sklepie. - pochwaliła się zdobyczą. - Może wyhodujemy sobie zamiast dziecka? - spytała.
-Ee...można? - spytał Johnny chowając krótkofalówkę za pas.
-Jasne, nawijaj Johnny. - Kolekcjoner skinął mu głową. Spojrzał na Bless - Może kiedyś sobie pupila sprawimy. - Puścił jej oczko.
-Grupa z parku zaginęła. Po prostu głucho. Spodziewałem się, że to będzie dość groźny teren i kazałem im nie wchodzić zbyt głęboko ale widać zaszaleli przesadnie. - pokiwał głową. - Grupa z wonderland nie była zbyt wesoła. W tamtym kierunku jest znacznie więcej plagi niż u nas. Widzieli dużo maszyn i policji, w tym coś co wyglądało na bardzo zaawansowaną jednostkę. Być może deviant. - ostrzegł.
-Innymi słowy każda chwila jest cenna, jeśli chcemy mieć choćby najmniejszą szansę na znalezienie zwiadowców z parku żywych. Przemyślałem co mówiłem wcześniej, szybciej będzie się cofnąć pod obóz, bo mamy tam czystą drogę i nie będziemy musieli przebijać się przez wrogów. Zatem sprężamy się! - Zakomenderował i ruszył do schodów w dół.
Wszyscy kiwnęli głową i drużyna sprężnie ruszyła w kierunku obozu. - Jak już dojdziemy, zamieżamy się przegrupować czy wchodzimy do parku? - spytał Johnny. - Na pewno nie wyjdziemy z parku przed środkiem dnia jest jednak kwestia ile porannych godzin zostanie nam do dyspozycji w środku? Światłolubne kreatury nie siedzą w budynkach, więc jak już, to co jest tutaj lepiej funkcjonuje po zmroku. - zauważył.
-Lecimy prosto do parku. Jezus idziesz z nami czy wolisz zostać w obozie? - Doppler spojrzał na blond diabła.
-Moja oryginalność to masochizm. - odparł Jezus. Do tego zdania nie trzeba było niczego dodawać.
Gdy ekipa pojawiła się w obozie na spotkanie wyszły im grupy zwiadowcze z Wonderland Plaza. - Gdzieś się teraz udać? - spytały.
-Możemy też im kazać zostać na straży. - stwierdził Johnny. - Jeżeli otworzymy drzwi do parku damy kolejny sygnał że w tą stronę jest jedzenie. Poza tym, mówili o deviancie w wonderland. Nie wiadomo czy na nas nie ruszy.
-Fakt, teraz lepiej żeby pilnowali perymetru. Nie ma sensu ich narażać. - Przyznał młody diabeł. - A my zagęszczajmy ruchy. - Skinął zwiadowcom na pożegnanie i ruszył dalej.
Być może interesowanie się godziną dnia nie miało tym razem większego znaczenia. W labiryncie krzewów ozdobnych, żywopłotów i drzew obecny był również sufit sporządzony przez korupcje. Przedziwne macki, odrosty, tworzyły dość ciasną sieć nad drzewami podobnie jak to było w parku który Doppler widział z daleka na swoim pierwszym wypadzie. Tego typu zabieg mocno ograniczał pole widzenia grupy, a ci co mieli do dyspozycji urządzenia pomocnicze i tak musieli walczyć z przedmiotami ograniczającymi ich pole widzenia.
Ciemno jak w dupie, nawet interfejs optyczny niewiele pomagał, choć może był to efekt tego że wszędzie były gałęzie i macki… Doppler ruszył w stronę rozwidlenia by przyjrzeć się temu co kryje się w głębi. Miał nadzieję że ścieżki nie będą tak zarośnięte by nic nie zobaczył. Funkcja zbliżania powinna spełnić swoją rolę.
Zaraz za rozwidleniem, po obydwu stronach widać było zgromadzenia przypominających ptaki humanoidów. Owe kreatury wyglądały dość pokracznie i żerowały nad resztkami dwóch różnych zwiadowców. Grupy te jednak liczyły po cztery osoby, więc nie wyjaśniało to całej zagadki. Nie licząc faktu, że owe pozostałości nie do końca były w pełni okazałe. Wyglądały raczej jak resztki resztek, czego widok niesamowicie rozwścieczał Johnnego.

Johnny +[Rage]

-Kurwa… - Sklął w myślach Doppler i rzucił się do przodu. - Nadchodzi wpierdol! - Warknął widząc, że dzioby już ich zauważyły. Z rozbiegu przeszedł w wybicie i pomknął niczym pocisk, kończąc szarżę potężnym pchnięciem, tworzącym lancę energetyczną. Johnny ogarnięty furią rzucił się w ślad za nim. Bless i Jesus podeszli bliżej z wyciągniętymi pistoletami, gotowi udzielać dwóm diabłom wsparcia z dystansu. Diablica widząc dzioby w głębi placu zaczęła strzelać, a blondas zorientowawszy się że poza jego polem widzenia kryje się wróg, przesunął się tak by go widzieć.

T1
Dziobak G -91EX
Dziobak B -91EX
Dziobak G -34cEX
Dziobak Y -26EX
Jesus -12EX
Jesus +Scared
Bless -97EX

Przedziwne podłużne kreatury były niezwykle słabe. Ich nienaturalne ciała ledwo potrafiły zachować równowagę a czas reakcji nie pomagał w samoobronie. Doppler i Johnny wspólnie prędko położyli pierwszego na nogi a i Bless zaczynała dziurawić kolejnego. Było jednak w nich coś przerażającego. Prawdopodobnie w pustych oczodołach ptasich twarzy. Zaatakowany Jezus szybko zaczął czuć się nieswojo. Ni stąd ni z owąd, rozległy się dwa potężne ryki które wyrwały z ziemi żywopłoty i cisnęły nimi w kierunku z którego przybyła ekipa, rozwijając bandę nadchodzących dziobaków ale również niefortunną Bless która stała w pobliżu jednego zn ich. Z środka wyszły największe okazy plagi jakie Doppler do tej pory widział. Były to po prostu olbrzymie żaby z dość ludzkimi zębami. Wyglądały dość groźnie a w ich paszczach wciąż znajdowały się pozostałości zwiadowców. Zagadka została rozwikłana.
-Jak nie urok, to sraczka, albo przerośnięte ropuchy… - Warknął Doppler. Sieknął ostatniego będącego w pobliżu dziobaka i nawet nie patrząc czy padł odwrócił się i wyprowadził dwa szybkie ciosy szponami w stronę przerośniętej żaby. Johnny przemknął, mijając się z Kolekcjonerem o milimetry i natarł na dziobaki atakujące Jesusa, który ładował w paskudy amunicję z przyłożenia. Bless w tym czasie, próbowała się wygramolić zza zwalonego żywopłotu, a gdy tego dokonała otworzyła ogień do żabola.

T2
Ropucha G -96EX
Dziobak Y -104cEX
Ropucha G -48EX
Ropucha G -210EX
Johnny -44EX Scared(2)
Johnny -54EX
Johnny Jolted(1)
Jezus -54EX
Jezus Jolted(1)

Walka przebiegał dość zwinnie. Żaba, duża i nieporęczna nie była w stanie unikać ataków zespołu. Choć jej rozmiary były też dość groźne. Kreatura skoczyła wysoko w powietrze i opadła na ekipę. Doppler zareagował dość szybko aby odskoczyć, pozostała dwójka zrobiła to odrobinę za późno otrzymując srogie obrażenia od fali uderzenia oraz tracąc równowage.
-A by cię pokręciło kutasiarzu! - Warknął Kolekcjoner, patrząc co za maniany odpierdala żabol. Natarł na płaza z całą siłą, zasypując go cięciami pazurów, Bless poprawiała ze swojego pistoletu, Johnny zaś siekał kataną. Jezus w tym czasie zaczął ostrzeliwać ostatniego dziobaka, by oszczędzić im wjazdów w plecy.

T3
Ropucha G -529EX
Ropucha G -159cEX
Dziobak B -30cEX
Bless -25EX
Jezus -7EX
Jezus +scared
Johnny -22EX
Doppler -0EX
Bless -22EX
Jezus -22EX
Dziobak B -22EX

Tak jak dziobaki były dowcipem tak ropuchy okazywały się niesamowitym problemem. - Na szczęście to jest głównie egzystencja. - cedził przez zęby Johnny. - Cholera go wie jak to ciąć, gdyby miało faktycznie istotne organy.
Kreatura ryknęła przeraźliwie, dźwięk okazał się niezwykle bolesny dla wszystkich w pobliżu.
-Trzeba go przemielić do skutku. - Odparł Doppler i wziął się za faktyczne mielenie, wypuszczając trzy koseny jeden po drugim. Johnny przemknął obok ropuchy, zostawiając ją Kolekcjonerowi i uderzył na żabola z tyłu. Jesus odwrócił się i przesunął, by ostrzelać cel swojego kamrata, wypakowując cały bębenek. Bless zaś… zaczęła wołać. - Dalej Doppler! Pokaż im! - Wkładając w to całe serce.

T4
Ropuchy -320EX
Ropucha F -740cEX
Ropucha F -370cEX
Ropucha F -185cEX
Doppler -60ST
Doppler +24ST
Doppler -0EX
Johnny -33EX
Bless -60EX
Ropucha G -84cEX

-A karuzela się kręci! - Zawołał Doppler powtarzając swój manewr i szatkując lancami wirującej energii opasłe zielone cielska. Johnny ciął wściekle, nie patrząc na to czy przeciwnik jest żywy czy martwy, a Jesus idąc za jego przykładem posyłał w bestię deszcz ołowiu. Bless zaś nadal dopingowała swego wybranka.

Ropuchy -297EX
Doppler -60ST
Doppler +23ST
Ropucha G -177cEX
Ropucha G -64cEX

Pod ciągłym naporem ataków w rytmie ryków drużyna ostatecznie pozbawiła żaby ostatnich śladów życia. Johnny mógł ochłonąć zdenerwowany całą tą sprawą a reszta przemyśleć, czy park faktycznie jest dobrą lokacją na kryjówkę. Oraz jak długo można by w nim przeżyć.
-Kryjówka z tego parku, jak z koziej rzyci waltornia… - Westchnął Doppler. - Ale nie widzę sensu by znowu się cofać przez centrum handlowe. Pójdziemy ścieżką do Paradise Plaza i wznowimy rekonesans w budynku. Wszyscy zgodni? - Spojrzał po reszcie swoich towarzyszy.
-To może nam zająć nawet dłużej. - zauważył Jezus. - Park ma stąd właściwie trzy ścieżki, jeżeli jednak spojrzymy jak nadchodziła Chase z Paradise i że nie trafiła do obozu… - rewolwerowiec zamyślił sie. - Jeżeli pójdziemy do góry dojdziemy do głównego placu na którym powinna być budka techniczna. Potężne stalowe drzwi mogłyby uchronić kogoś przed plagą jeśli potrafią się tam dostać i ukryć swoje EX. - wydedukował - Jeżeli tam nie doszła to jej resztki będą gdzieś na rozwidleniu dalej na północ.
-Zakładając że weszła do parku. - Dodał Johnny. - Znaliście layout tego miejsca zanim was rozdzielono?
-Nie. - przyznał Jezus.
-Innymi słowy, musimy szukać całkowicie na oślep. - Zrozumiał Kolekcjoner. - Skoro już przedzieramy się przez te krzaki, możemy równie dobrze sprawdzić kanciapę, a nuż się tam schowała. - Pokiwał głową, nie mogąc wpaść na żaden schemat, wedle którego mogłaby postąpić Chase. - Jeśli tam jest, obyśmy dotarli do niej zanim plaga rozwali drzwi. - To rzekłszy spojrzał na plan w komórce i ruszył właściwą ścieżką.
Ekipa miała przed sobą nieco dłuższy i uporczywy spacer. Ograniczona wizja i wszechobecna plaga irytowały zgromadzenie. Dziobaki obecne były za co drugim żywopłotem i drzewem, choć uciekały na sam widok Dopplera i spółki, pozbawione odpowiedniego lidera do wydania im poleceń czy jedzenia na Zachętę. I’m bliżej parku tym bardziej niepewnie czuła się ekipa. Doppler miał na sobie nowe nieznane mu uczucie, w pewien sposób nawołujące. Przeczucie mu mówiło, że coś jest nie tak z jego ex.
W końcu czwórka dotarła do kanciapy. Pomieszczenie było dość duże i faktycznie miało przed sobą solidną, nienaruszoną bramę zza której dało się odczuć ex.
Młody diabeł podszedł do drzwi i zastukał w nie. Próba wyważenia raczej nie miała wielkich szans powodzenia. Miał nadzieję, że ktokolwiek jest w środku, nie okaże się wrogiem. A najlepiej gdyby okazał się jego małą koleżanką z wydziału.
Jezus podszedł do panelu dotykowego przy drzwiach i zaczął wklepywać kod. Johnny poczuł się nieswojo.
-Zaraz...to nie jest zwykłe ex… - wymamrotał, gdy drzwi zaczęły się otwierać a Jezus odskoczył sparwnie w tył.
Chuderlawy mężczyzna był niezwykle zadowolony z widoku żabci za metalowymi drzwiami. Zza krzewów i drzew zaczęli wyskakiwać policjanci, zaś z oddali nadbiegać wywłoki w kompanii czegoś co wyglądało na roboty.
-Dam wam jedną próbę odgadnąć co się dzieje. - zdecydował Jezus gestem ręki zatrzymując żabcię przed rykiem.
-Zrobiłeś nas w chuja, czyli jesteś zdrajcą. - Warknął Doppler. Całkiem prawdopodobnie, skażenie wpłynęło na Jezusa w zbyt wielkim stopniu.
Ta odpowiedź wprowadziła Jezusa w skonfundowanie. - No...to jest najkrótsza możliwa wersja. - przyznał zdziwiony prostotą myślenia Dopplera. - Cóż...skoro to wam wystarczy...Jak mówiłem, jestem diabłem masochizmu. Więc lubię mieć wrogów. - dodał równie nieszczegółowo.
Johnny brał to ciężko, co było widać w jego oczach acz sam zachowywał dość spokojną postawę uważnie się rozglądając. - Chyba wiem czemu nie atakował nas wcześniej. Poczułeś coś jak tutaj przychodziłeś? - spytał. - Jest jeden rodzaj plagi bardzo wprawny w manipulowaniu użytkownikami cEX. Więc musimy przejść na abstynencję...problem w tym, że moja oryginalność też z niego korzysta. - wyjawił. - Musimy uciec albo znaleźć manipulatora.
-Czułem jakby coś mnie wołało, o to Ci chodzi? - Odparł Doppler. - Tylko czemu miałbyś zdradzać przyjaciół? Wokół jest mnóstwo istot, które mogłyby być twoimi wrogami. - Spojrzał na Jezusa.
-Nienawiść z zwierzęcych instynktów była całkiem całkiem ale po trzech latach traci swój urok. Nasz Johnny po pięciu już nic nie czuje. Pomyśl co by miało być za sto? - zaśmiał się Jezus. - Poza tym wiem na co was stać, mniej lub więcej.
-To nie mogłeś sobie jakiejś mniej popierdolonej oryginalności wymyślić? W ten sposób nie musiałbyś sprawiać, że inni mają ochotę Cię zajebać… - Rzucił z przekąsem Kolekcjoner. - Chyba będzie trzeba wiać, jeśli nie umiesz namierzać istot na odległość. - Mruknął do Johnny’ego.
-Tylko dokąd? - nie był pewny planu Johnny
Jezus wzruszył ramonami. - Oryginalności się nie wybiera chłopcze. Tak ci tylko mówią w szkole żeby móc cie zaszufladkować jako gorszego od siebie, czy jak to mówią, diabła. - zdradził swój pogląd. - Chociaż mogę wam coś obiecać. Jeżeli potraficie mnie pokonać, powiem wam gdzie jest Chase. Powinna jeszcze żyć.
-Jeden na jeden, czy zamierzasz solo wziąć na siebie całą naszą trójkę? - Zapytał Doppler. Czuł, że Jezus może wybrać jeszcze bramkę numer trzy, ale co mu szkodziło ją pominąć.
-Ty naprawdę myślisz że zgromadziłem tutaj ten orszak aby dać wam szansę? Najlepsze show wychodzi z desperacji. - uśmiechnął się.
-Tak przeczuwałem, ale próbować nie zaszkodzi. - Młody diabeł wzruszył ramionami. Bramka numer trzy została wybrana, zgodnie z przewidywaniem. Byli naprawdę w przesranej sytuacji. Miał jedną opcję, która mogła zwiększyć ich szanse, ale i tak musiał to ocenić na trzeźwo. - Zanim zaczniemy… Johnny, jak się nazywa ta sztuczka której użyłeś na żabie?
-Jaka sztuczka? Po prostu tnę rzeczy po ryju - Johnny nie zrozumiał do końca pytania. Bless z kolei szturchnęła Dopplera:
-Tutaj gdzieś są garaże, jak mnie złapiesz i tam polecimy, to możemy zwiać przez wentylację. - Choć oczywiście, Doppler niebyłby w stanie udźwignąć zarazem Bless jak i Johnnego.
-A co z Johnny’ym? Nie zdołam udźwignąć was obojga, a przyjaciół się nie zostawia. - Kolekcjoner nie wydawał się przekonany. - Powiedz mi Jesus, jaką mamy gwarancję że jeśli przepierdolisz, to nie dasz w długą tylko dotrzymasz słowa? Właśnie pokazałeś, że twoja lojalność nie jest zbyt wiele warta, co dopiero słowo dane wrogowi… - Młody diabeł wykrzywił twarz w złości.
Mężczyzna zaśmiał się. - Jeżeli jestem w stanie uciec, to jak można nazwać mnie pokonanym? - jego punkt widzenia był zupełnie inny od Dopplera.
-Idąc za tym tokiem rozumowania, w momencie gdy będzie można cię nazwać pokonanym, nie będziesz w stanie zrobić nic, tym bardziej zdradzić gdzie jest Chase. Poza tym, jeśli ktoś ucieka z pola walki, to znak że przegrał. Zwycięzcy nie muszą dawać nóg za pas. - Kolekcjoner nie ustępował. Jesus musiał zachować spójność strukturalną, jeśli mieli z niego wyciągnąć cokolwiek.
-Y...to na huj ty się ze mną targujesz? - Spytał Jezus przeładowując rewolwer. -Ja cie tu przyszedłem zabić, jakby informacja jeszcze nie doszła.
-Wskazuję ci, że jesteś idiotą. - Odparł Doppler, przywołując pazury na dłoń.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 03-09-2016, 22:55   #39
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
A date with many.
Meeting Legion.


Praca z Mugenem okazała się dość wyczerpującym zadaniem. Mężczyzna nie pozwalał Danielowi próżnować podczas ich eksperymentów. Wszystko co robili chłopak musiał podłączać do czytników i skanerów, wszystko musiało być zanotowane i przeliczone, a gdy w danej chwili nie było nic do roboty to należało na wszelki wypadek monitorować ekrany. Łączenie broni z rdzeniami nie było wcale nowym pomysłem jednak sam Mugen, diabeł mutacji jeszcze się tego nie podejmował, toteż ekwipunek Daniela mógł być pierwszym w swoim rodzaju.
-To co nam wyjdzie będzie najprawdopodobniej bardziej zjednane z bronią niż burdele tych wszystkich patałachów z eksterminacji. - wyjaśniał Mugen, naprowadzając Daniela na odpowiednie notatki. Chociaż z zewnątrz różnica była dość drobna: rdzeń nie został na wierzchu.
Oryginalność Mugena pozwoliła na całkowite połączenie kija z rdzeniem, nie był on umiejscowiony gdzieś w broni tylko jej częścią. W efekcie ubocznym nowy kij daniela...zmienił kolor na konfundującą czerń, która pobierała wszelkie światło z swojego otoczenia.
Niezbyt długo później, po upewnieniu się że kij nie zacznie sam spacerować i atakować ludzi, Daniel podjął się medytacji aby poznać jego wnętrze.
Tym co zastał wewnątrz, pośród pozbawionego światła bezkresu była posadzka z zabrudzonego i startego marmuru oraz tron z ryczących i ruchomych twarzy, część z nich niema, reszta wyjąca.
- Widzę że wiesz, kogo masz okazję spotkać - zaśmiał się, wolnym krokiem idąc w stronę siedziska. Projekcja jego świadomości rozglądała się, podkreślając tym samym podejmowane przez Daniela próby zrozumienia tego miejsca.
Dużo większa od pozostałych twarz pojawiła się na siedzisku. - Więc to jeszcze nie koniec poniżenia? - spytała. - Kimże ty jesteś i czym jest to miejsce?
- O jakim poniżeniu mówisz? - zapytał, skupiając swój wzrok na jedynej zdolnej do przemówienia twarzy.
-Najpierw był głód. Więc zjedliśmy siebie i innych. Cokolwiek było w okolicy. Gdy chcieliśmy zjeść najmajestatyczniejszy posiłek w dzielnicy, zostaliśmy sprowadzeni do tej formy za karę i karmieni tym, co podobnie nam przynosiło mu obrazę. Liczyliśmy na wybawienie gdy ktoś nas zniszczył. - wyjawił tron.
- Najsmaczniejszy posiłek? O jakiej istocie mówisz? - Daniel zadał kolejne pytanie. Jego umysł został zdominowany przez natarczywe pytania o naturę tej istoty.
-Nigdy nie poznaliśmy jego imienia. Nie był to ktoś, komu odpowiadał tron. - przyznało siedzisko. - Kim ty jesteś? Czy to ty nas zniszczyłeś?
- Jestem Daniel i nie, nie zniszczyłem was. - chłopak odpowiedział krótko. Ceremonialnie rozejrzał się po okolicy, powoli obracając głowę. - Ja dałem wam możliwość istnienia. - wytłumaczył.
-Czemuż to. Zwykły osobnik i tylko się znęca. - zareagował tron z dezaprobatą.
- Czy istnienie jest dla was udręką? - kolejne słowa wypłynęły z ust blondyna.
-Dzielimy się jedną formą która nie jest niczym więcej jak tronem, odczuwając nic innego jak głód. W tym istnieniu nie ma nic, co nie byłoby udręką. - oznajmił tron.
-Możliwe, że będę w stanie załagodzić wasz głód. - Daniel uśmiechnął się szeroko. - Jeśli zaś chodzi o wasze współdzielenie się - tym musicie zająć się sami. - dodał po chwili, pozbawiając ich nawet szansy na nadzieję normalnego istnienia.
-Czym jest to miejsce? - spytał jeszcze raz tron.
-Wasz dom. - odparł krótko, nie potrzebując nawet chwili do zastanowienia się. - Niektórzy mówią, że każda istota posiada swój własny wymiar, swoistą materializację świadomości. To miejsce jest próbą utworzenia przez was tego samego. - wytłumaczył.
- Staraniem, które nigdy nie osiągnie końca. Niczym głaz wtaczany przez samego Syzyfa, diabła oszustwa. Od niego różnią was jednak dwie rzeczy - przede wszystkim, wasze postępy nie są systematycznie zerowane. - Daniel spoważniał. Wykonał kolejny krok do przodu, a Tron znajdował się na wyciągnięcie ręki.
- Macie mnie. Czy raczej ja mam was, a wy możecie liczyć na mą pomoc..
-Więc to nie nasze ciało. - zrozumiał w końcu tron, roztapiając się i zmieniając w bezkształtną masę. - Tutaj możemy mieć honor. - radowały się stworzenia. - Nie ma króla, nie ma poniżeń.

Nową formą przybraną przez kreaturę była kula złożona z oczu. - Widzimy, możemy spostrzegać. - stwierdziła masa. - Czym jest jednak nasze ciało? Czemu tak trudno je zmienić? - ile demon by nie chciał, tak dalej nie mógł zmienić formy jaką obecnie był kij. Przynajmniej na razie.
- Jestem królem. Jestem też tym, który daje wam wolność. - poinformował blondyn.
- Wasza zewnętrzna forma to broń której używam. Ten świat to nagroda którą wam oferuję. On, oraz cEX który pomożecie mi zdobyć. Jeśli zdołam, pomogę wam również osiągnąć spokój. - dodał.
-Król? Widział tron i zaczął rozmowę. Żaden król. - wyśmiała grzeczność Daniela istota. - Tutaj: gość. A spokój, w śmierci. W śmierci i w posiłku. - określił swoje poglądy. - Nazwij nas legion. Legion będzie widział, jak będzie mógł patrzeć. Ty masz kreatywność. Widzimy. Ty możesz nam pomóc wyjść na zewnątrz.
- Legionie, nie zagwarantuję ci pełnej wolności. Przy mnie jednak będziesz bezpieczny, zdolny do swobodnego rozwoju. - poinformował zgodnie z prawdą. Nie zamierzał tracić tej broni, nie po to w nią inwestował. Uczynić ją silniejszą? Cóż, to zupełnie inna sprawa.
W jego dłoni pojawił się rdzeń klasy Verrine.
- Łap - rzucił w stronę istnienia, zachęcając je do konsumpcji.
Nawet nie zastanawiał się jak kreatura zareaguje, odczekał chwilę i odpowiedział na jej wątpliwości. - Król nie musi niszczyć wszystkich na swojej drodze, wymuszać posłuszeństwa. Jeśli ktoś nie stoi na jego drodze, czemu miałby traktować go jak wroga?
Energia przypominająca błyskawicę wystrzeliła z największego oka, dezintegrując rdzeń. - Gdy król porównuje tron do poddanego….nie. Król tego nie robi. Nieznajomy udaje króla. - oszacowało oko. - My widzimy. Jak zobaczymy poddanych, będziemy wiedzieli. - zdecydowało.
- Tron nie rozmawia. Nie obserwuje otoczenia. - Daniel zaprzeczył, kręcąc dodatkowo głową. Zaplótł obie ręce przed swoją klatką piersiową i próbował znaleźć największe z oczu, czy twarzy.
- Ja zaś wiedziałem że przychodzę tutaj w gości, logicznym było więc oczekiwać gospodarza. On zaś jest poddanym. - wytłumaczył.
-Czemuż, my postanowiliśmy nie być tronem. W końcu to nasz świat. My tu królem. - ostrzegły oczy.
- Nie. - Daniel odparł krótko, silnym głosem. Pojedyncze słowo było najsilniejszą możliwą odpowiedzią. Zwłaszcza, gdy tuż po nim następowała krótka pauza. Chwila wypełniona ciszą i napięciem. Każdy świadek tych sekund rozgrywa je wtedy wewnątrz swego umysłu, wybiegając w przyszłość, często nawet o kilkanaście minut. Słuchacze tworzą swoje własne wersje rozwoju wydarzeń, swe uniwersa, eksplorują swe największe strachy. Zdają sobie sprawę czego tak naprawdę potrzebują. Wtedy i dopiero wtedy mówca przerywa ciszę, wraz z nią niszcząc setki uniwersów.

- Twoje dominium jest ograniczone tylko i wyłącznie do tego miejsca. Wpływ na świat zewnętrzny jest zależny ode mnie. - wytłumaczył, robiąc krok do tyłu. Rozłożył ręce na boki, jakby chciał ukazać całe otoczenie.
- Czy naprawdę chce nazywać się królem? To miejsce… Tak, to miejsce jest twoje. Ale chyba stać cię na więcej? Chyba możesz zdobyć więcej? Sprawić, by świat klękał przed… - chłopak zrobił kolejną przerwą.
- Przed nami. Przede mną i mym legionem ministrów, królów swych własnych domen, gotowych pomóc nie przez zaciśniętą na szyi smycz, a ze względu na wspólne interesy i wiarę. - kontynuował. Jego lewa ręka wróciła do pozycji równoległej względem ciała, prawa zaś powoli kierowała się w stronę Legiona. Zatrzymał ją i wyciągnął w stronę rozmówcy otwartą dłoń.
- Czy jesteś gotów mi zawierzyć? Poznawać zewnętrzny świat u mego boku, rozwijać swą domenę i rosnąć, rosnąć, rosnąć w siłę, stają się jednym z filarów mego przyszłego imperium? - zapytał, przyjaźnie uśmiechając się w jego stronę.
-My...nie jesteśmy pewni co się dzieje. - przyznała kula delikatnie oddalając się od Daniela. - Nie lubimy monologów. Nie wiemy czego Daniel chce. - przyznała. - Zewnątrz? Jakie zewnątrz. Nas nie obchodzi zewnątrz.
- Wy chcecie pokarmu. Ja siły by zmieniać owo zewnątrz. - odpowiedział krótko, opuszczając wyciągniętą rękę. - Pomogę wam z pokarmem, czasem potowarzyszę w rozmowach, może pokażę coś ciekawego, nauczę czegoś nowego. Tylko i aż tyle mogę wam zaoferować. - wytłumaczył.
-Za dużo. Uciążliwa istota. Jedzenie. Daj. Tylko. - zażądało oko. - My nie chcemy więcej innych. My mamy siebie.
Daniel ukazał w swych rękach 100 cEX. - Musisz być przydatny. Tak jak twoja forma tronu i jej możliwości. Spróbuj wytworzyć jakieś efekty zarówno w formie tonf i kija. - stwierdził.
-Kija? Tonf? - istota nie rozumiała odniesienia Daniela.
- Jesteś bronią. Nie byłem w stanie zagwarantować ci innego istnienia niż to. - wytłumaczył, bawiąc się cEX znajdującym się w jego dłoniach. - To miejsce tutaj, to twój świat, jednak możesz również oddziaływać na zewnętrzny świat, pomagając mi i gwarantując sobie kolejne posiłki. - wytłumaczył.
-Ty zabijasz. My jemy? - zapytały oczy. - Brzmi...dobrze. - przyznały. - Dobrze. Używaj nas. Zabijaj.
- Pomagajcie w zabijaniu - uśmiechnął się, wypuszczając cEX z dłoni w stronę Legionu.

Kod:
Legion +[Gluttony], broń pobiera 2%EX zregenerowanego przez posiadacza, jeśli była używana w walce.
-Legion zrobi co może...choć jeszcze nie wie, co potrafi. - obiecała kreatura, zadowolona z obietnic Daniela.
- Czy mógłbyś otworzyć swą paszczę na zewnętrzny świat i próbować pożreć cel? - zapytał.
-Legion nie wie. - poinformowała kreatura. Ostatecznie Daniel stworzył ją dzisiaj i nigdy nie użył jej do niczego. Ciężko było oczekiwać, aby rezydent wiedział na czym polega jego nowe istnienie i jakie są jego granice.
- Myśl, obserwuj, staraj się zrozumieć i twórz. - polecił blondyn, oddalając się od kreatury. - Niedługo odwiedzę Cię raz jeszcze - dodał, znikając z wymiaru.
Gdy jego świadomość wróciła do rzeczywistości, udał się do Mugena, zdać mu raport o postępach.


Laboratorium BB
Daniel po raz kolejny znalazł się pod wynajętym przez Aknara pomieszczeniem. Tym razem jednak, wyraźnie zmęczony wcześniejszymi odkryciami, otworzył drzwi nawet wcześniej nie pukając.
Wparował do środka, zgodnie ze wcześniejszą zgodą czarnoskórego. W najgorszym wypadku weźmie tylko urządzenie, w najlepszym - zyska partnera do odwiedzin w teatrze.
Aknar odpoczywał. Nie spał tym razem na fotelu czy pod ścianą,. Leżał na hamaku dość improwizacyjne przytwierdzonym do dwóch ścian pomieszczenia, oddzielając resztę laboratorium od skrawka z pojemnikiem. Gdy Daniel wszedł do pokoju czarnoskóry otworzył jedno oko i mu pomachał. - Trzymasz się? - spytał dość powoli podnosząc się z miejsca.
- Wszystko po staremu, czyli prawie nic dobrego i tona problemów na głowie - uśmiechnął się, traktując swe słowa jako żartobliwy element rzeczywistości. Nie było w tym nic złego, każdy miał swe wewnętrzne demony.
- Acz zacząłem projekt badawczy. - stwierdził, a w jego dłoniach pojawił się smoliście czarny kij. Sposób, w jaki blondyn dzierżył broń wskazywał całkowicie inne rozłożenie ciężaru.
- A Ty? - zapytał.
-Cholera go wie. Właściwie badanie skończyłem. Urządzenie jest w fazie testowej. Czas się ogarnąć i wrócić w pole. - stwierdził BB. - Znając życie jak ja jej nie znajdę to nikomu się nie uda. Albo ktoś inny znajdzie i mi tylko problemów narobi.
- Ah tak, potrzebuję jednego egzemplarza dla siebie - stwierdził, podnosząc urządzenie z pobliskiego biurka. Popatrzył na nie kilka chwil i schował do międzywymiarowej kieszeni. - Planuję wybrać się wraz z grupą uderzeniową do teatru, kolesie od Justice zostali złapani w korupcję. On chce ich zabić, ja jestem za daniem im drugiej szansy. Przynajmniej, póki to możliwe. - chłopak dość szybko wyjawił cel swojej wizyty. - Chcesz się ze mną tam wybrać? - zapytał.
-No, raczej coś ci wiszę. - przyznał BB. - I dawno się nie ruszałem, więc pewnie. - nie wyraził sprzeciwu.
- Nie chcę byś odbierał to jako spłatę długu. - Daniel zaprzeczył, kręcąc przy tym głową.
Schował swój kij, i rozejrzał się po pomieszczeniu raz jeszcze. Jak wiele zmieniło się w Aknarze, odkąd ostatnio byli w boju? Czy odległość między nimi zmalała chociaż trochę?
- Pomogłem ci, bo uważałem że na to zasługujesz. Jeśli zajdzie taka potrzeba, zrobię to raz jeszcze. - stwierdził, a na jego twarzy zagościł szczery, ciepły uśmiech.
- Jesteś jedną z osób, które chcę widzieć u swego boku. - podkreślił dodatkowo swe słowa, wyciągając zwiniętą w pięść dłoń w stronę BB.
-Myślałem, że taki dramatyzm to tylko w filmach. - stwierdził BB przybijając żółwika. - Z drugiej strony to chyba twój styl bycia. Będę brał wszystko jako spłatę długu. - wyjaśnił opierając dłonie na bokach. - Długu którego pewnie nie da się spłacić. Ostatecznie uratowałeś mnie przed...śmiercią? Na ile diabły mogą umrzeć, na tyle mi to groziło. Jestem dłużny i tobie i Bless. Więc jak mnie potrzebujecie, to walcie śmiało.
- A jeśli tylko znajdziesz jakiś sygnał, dzwoń po mnie - dodał. - Ruszamy z rana, przyszykuj się.

***

Dwuosobowa drużyna skutecznie dotarła pod teatr. Las był obecnie dużo mniej zalesiony i w ogólnym sensie groźny. Ofensywa skutecznie przechodziła do metra a wszystko przed nim było stopniwo coraz lepiej zabezpieczone.
Pod teatrem, czekał na nich bądź zwyczajnie przebywał White.
Był on dość wysokim diabłem o bardzo delikatnej posturze. Miał niesamowicie bladą twarz o widocznych kościach policzkowych i czarnych z przemęczenia oczach, które pasowały jego ciemnemu wystrojowi w wojskowym stylu. Stał on na baczność przyglądając się nadchodzącej dwójce nieznanych mu jeszcze Diabłów.
-Jestem Diabłem generałem White. A wasza dwójka? - spytał nadchodzących. - Dostałem wiadomość jakoby ktoś śmiał mieszać się w moją operację. Dostałem też wskazania aby wam tego nie bronić, choć oczekuję, że przynajmniej zamierzacie współpracować. W przeciwnym wypadku grożą wam obrażenia z ognia krzyżowego. - ostrzegł natychmiast, prezentując swój charakter i podejście do istnienia.
- Daniel, diabeł władzy. - chłopak przedstawił się, kłaniając się nieznacznie. Po chwili jego dłoń wskazała BB. - BB Aknar, diabeł eksplozji.
Gdy tylko dopełnił wszelakich formalności, rozluźnił się nieznacznie.
- Chyba nie sądzisz, że przyszedłem na prowadzoną przez ciebie operację, by ją sabotować? - zapytał, wyraźnie rozbawiony tą wizją.
Początkowo White skrzywił się słysząc o tytule jakim mianował się Daniel jednak jego komentarz go uspokoił. - Świetnie. - odetchnął z ulgą. Jego kieszeń otworzyła się za jego plecami, powoli wypuszczając z siebie roboty. Wszystkie o identycznej konstrukcji. Niespecjalnie wysokie, o karabinach i tarczach zamiast rąk. - Teatr jest dość spory i doszczętnie pokryty przez plagę. W dodatku znajduje się w nim mgła która nie tylko utrudnia wizję ale również uniemożliwia wykrywanie EX. Chyba, że ktoś z was jest w tym niesamowicie uzdolniony. Operacja będzie stopniowa. Zabezpieczamy parter aby nic nie mogło opuścić budynku, następnie piwnicę, aby zabezpieczyć nasze plecy i uzyskać dostęp do sceny teatralnej gdzie prawdopodobnie znajduje się matka, nasz główny cel misji. - wyjaśnił White. - Każdy okaz plagi ma ulec eksterminacji. Zarazem teatr jest teraz własnością wydziału sprawiedliwości, więc wszystko w nim również. Jakieś pytania?
- Rdzenie pokonanych trafiają do zabójcy? - zapytał.
-Rdzenie są własnością wydziału sprawiedliwości. - wyjaśnił.
- W takim razie jakie jest uposażenie? - kolejne pytanie wypłynęło z ust blondyna.
-Nie ma nic. Jesteście tutaj jako wolontariusze. - poinformował White.
- Cóż, nie przyszedłem tutaj dla zysku. Chciałem zobaczyć jak “sprawiedliwość” radzi sobie z blamażem na swym wizerunku. - uśmiechnął się, rozkładając ręce na boki w geście bezradności. To, że White zamierzał przywłaszczyć sobie rdzenie, nie odbierało Danielowi możliwości zarobku. Wręcz przeciwnie - wystarczyło wszystko przekazać Legionowi, wykorzystując jego istnienie jako przekaźnik. Nawet jeśli chłopak bezpośrednio nie stanie się silniejszy, jego faktyczne zdolności bojowe wzrosną.
- Dostałeś informację zapewne od samego Justice, przekażesz mi kilka osób z którymi będziemy mogli zacząć wam pomagać? - zapytał.
-Oczywiście, cała operacja będzie pod moją superwizją. O ile moja oryginalność jest transmitowana przez te maszyny, o tyle nie będę w stanie ocenić waszej osobistej lokacji wewnątrz budowli, miejcie to na uwadze. Myślę o podzieleniu oddziału na dwie grupy, które zajęłaby się dwoma stronami budynku.
- Bardzo możliwe, że będę w stanie częściowo zanegować efekty tej mgły. Przynajmniej, gdy chodzi o wykrywanie EX. - nie tyle przechwalał się, co raczej poinformował swego domniemanego dowódcę o swych możliwościach. Prędzej czy później i tak będzie próbował uwolnić się z jego wpływów.
-To może być dość przydatny Asset. - zgodził się Generał. - Cóż, przygotujcie się do wejścia.
 
Zajcu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172