Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2016, 23:07   #55
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Scott nie zastanawiał się zbyt długo nad następnym krokiem. Krzyknął do chłopaka:
Spieprzajmy stąd! Zanim spalimy się tu żywcem! - zerknął na Butch’a dodając - Osłaniaj nam tyłki Butch…

Niewiele więcej kombinując wcielił w życie zarządzony odwrót. Dym zaczynał robić się nieprzyjemny, zbyt mocno gryzł płuca - ogień musiał się rozprzestrzeniać bardzo szybkim tempem. Nie mieli dużo czasu. Sheppard ruszył tą samą drogą którą przybyli. Krzyknął jeszcze do biegnących za nim:
Nisko na nogach… - nie było czasu na wyjaśnienia ale w płonącym budynku pełnym dymu trzeba było trzymać głowy nisko. Dym się unosił, przy podłodze było go mnie i lżej się oddychało.

Starali się przebić jak najszybciej wychodząc na zewnątrz.

Droga powrotna minęła bez problemów. Na parterze dołączyli do Triss’a i Młynarza. Scott rzucił do nich:
Spadajmy stąd zanim ten pieprzony ogień odetnie nas od wyjścia! - machnął ręką do chłopaków by zachęcić ich do jak najszybszego opuszczenia budynku i ruszył przodem do wyjścia.

Mutant trzymając siekierę tuż przy ostrzu odrąbał martwym straszydłom szpony. Wytargiwanie truchła potwora poza płonący budynek, kiedy ludzie wokół i pali się byłoby… zadziwiające. Rodziło by też pytania. No i rozbudzałoby ciekawość. A tak. Szponiki do woreczka, do pasa, a potem przy dalszym śledztwie przykładamy do ran ofiar i sprawdzamy, czy może to ma związek. Dobra. To pic na wodę. Przed chwilą sam stwierdził, że to raczej nie te stwory. Ale chciał mieć chociaż trofeum do pochwalenia się przy waleniu w palnik. Czasem też Indiańce kupowali takie rzeczy, za niezłe gamble. Możliwości było dużo. Jednak mając już zabezpieczone “pamiątki” Łowca nie patyczkował się i opuścił budynek. Nie ma co się narażać bez potrzeby.

- Na zewnątrz też parę padło, nie baw się tylko spieprzajmy. - powiedział Tristan.

Na zewnątrz panował już niezły rozgardiasz. Strzelanina, krzyki i ogień mający już znamiona pełnoprawnego pożaru ściągały co raz więcej ludzi. Dołączali do uciekinierów zaatakowanego budynku oraz tych którzy zdążyli już przybyć z najbliższych budynków. Do rozgardiaszu dołączali się poranieni podczas ataków ludzie a to wrzeszcząc, płacząc, lamentując czy złorzecząc na taki los i sytuację w zależności od temperamentu i swojego stanu. Jedni leżeli na asfalcie ledwo zdolni do jakiegokolwiek ruchu, inni siedzieli na maskach przydrożnych wraków trzymając się odruchowo za zranione miejsca.

Jacyś ludzie wciąż przekrzywkiwali się nawzajem najwyraźniej nie mogąc znaleźć swoich bliskich. Stan niepewności doprowadzał ich do szaleństwa. Nie było wiadomo czy ich bliscy oberwali i gdzieś tam leżą w płonącym budynku, ukryli się i nadal bali się wyjść lub stracili orientację w zadymionych pomieszczeniach czy może w panice odbiegli gdzieś w ciemność Ruin. Nie było nawet wiadomo czy dalej jeszcze żyją.

Obecnie widząc wspólnotę interesów z zaatakowanymi sąsiadami ktoś darł się, że trzeba sprowadzić żołnierzy. Wiadomo było, że wśród swoich wozów mają taki z sikawką i wodą co mogłoby mieć decydujące znaczenie przy walce z ogniem. Jednak nocny marsz czy bieg do ich bazy nie zapowiadał się na łatwy. Nie do końca było też pewne czy zgodziliby się pomóc jednak ludzi napędzała nadzieja. Na razie ludzie zaczęli organizować jakieś wiadra, miski i tego typu pojemniki by napełnić je ponoć wodą a przynajmniej czymś płynnym z pobliskiego bajora. Te oddalone o kilkadziesiąt czy może ze sto kroków pobliskich Ruin było chyba najbliższym źródłem wody. Odległość nie była może duża ale i wydajność takiego transportu nie była zbyt dobra. Zwłaszcza, że mieli obecnie etap improwizowanego improwizowania naczyń. Część ludzi jednak wróciła do płonącego budynku i mimo, żaru i dymu bijącego od płomieni próbowali walczyć z ogniem. Ten wciąż ograniczał się do części parteru ale był już na tyle duży, że trzeba było się liczyć, że piętro też może się zająć w każdej chwili.

Triss szybko ocenił sytuację, po czym przekrzykując hałas zawołał.
-Nie ma co ratować tego budynku, lejcie wodę tylko tak żeby uwięzieni mogli się wydostać. I pilnujcie żeby ogień się nie przedostał na inne budynki *
- Ok. Zorganizujcie gaszenie. Niech ludzie podają sobie naczynia bo od targania wszyscy się wykończą. A ja… pobawię się w bohatera. Nieźle mi idzie póki co
Niepodobne to było do mutanta, ale ten zdawał się… dobrze bawić? Taka drobina heroizmu poruszała w nim czułą nutę. Czyż nie czytał o takich ludziach? O ludziach którzy byli inspiracją dla innych?
Póki nie palił się cały budynek a pojedyncze mieszkanie, możliwe było zdławienie ognia. Jak? Ano ogień jak żywa istota potrzebował tlenu do życia. Jeżeli uda się odciąć dopływ powietrza do pomieszczeń ogień sam się zdławi.
Trzeba było wskoczyć do budynku i zastawić wejście do płonącego mieszkania. Na szczęście miał gogle - nie będzie żarło w oczy, a i wystarczyło zmoczyć chustę, aby dym też stracił na swojej mocy. Wiedział jednak, że akcja na którą się pisze jest… szalona i śmiertelnie niebezpieczna. Musiał kontrolować siebie i to co się działo wokoło.
Może chociaż zdoła też wyprowadzić parę osób więcej, jeżeli jego pomysł z tłumieniem ognia nie będzie miał szans wypalić. Po sekundzie zastanowienia szanse że nie wypali były ogromne. To nie jak w dawnych czasach... tutaj dziury w ścianie i sufitach były na porządku dziennym.

A po co to wszystko?

Cóż… Młynarz był samotnikiem… był mutantem… ale był też człowiekiem. Gdzieś tam w głębi mózgu po prostu doszła do głosu cicha potrzeba wykazania się i zostania zaakceptowanym przez towarzyszy i społeczeństwo.

Butch ruszył z resztą do pomocy w gaszeniu budynku, ludzie pośpiesznie sie organizowali. Jednak woda była daleko a ogień się rozprzestrzeniał szybko. Poparł propozycję Tristana, by najpierw ratować te sektory budynku, gdzie byli jeszcze ludzie.

Scott ruszył za Butch’em i Triss’em. Ratowanie ludzi było w tej chwili najważniejsze. Trzeba było wyciągnąć z budynku tylu ilu się tylko dało, a później pomyśleć o rozwiązaniu przyszłościowym.
 
Stalowy jest offline