Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2016, 23:52   #23
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Przełęcz Głupców, Wzgórza Duskmoon
23 Desnus, 4720 AR
Południe

Niespodziewany exodus orków z ich rodzimych jaskiń był widokiem niecodziennym, a zarazem bardzo intrygującym, lecz nie na tyle, aby zachęcić awanturników do zagłębienia się w podziemia i zbadania przyczyny ich ucieczki. Obserwując z ukrycia poczynania zielonoskórych, bohaterowie zauważyli jak ostatni członkowie plemienia Złamanych Włóczni wybiegają z podziemi ogarnięci trwogą. Obciążeni wypchanymi po brzegi workami, najprawdopodobniej spędzili swoje ostatnie chwile w jaskiniach, plądrując wszystko co tylko wpadło im w łapy. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem, bowiem ich paniczna ucieczka sugerowała, że musieli swoimi występkami rozzłościć kogoś, kto od samego początku nie był im zbyt przychylny.
Wybiegając z wnętrza jaskini, jeden z grabieżców zatrzymał się u jej progu i gwałtownym ruchem rąk próbował popędzić kogoś, kto wciąż pozostawał wewnątrz, by po chwili krzyknąć coś niezrozumiałego i rzucić się do ucieczki. Przyglądając się uważniej rozgrywającej się przed nimi scenie, awanturnicy najpierw usłyszeli mrożące krew w żyłach wycie, które z całą pewnością nie należało do żadnego znanego im stworzenia, a później zobaczyli kolejnego orka, który wyłonił się z cienia jaskini, by nagle paść plackiem na ziemię, pochwycony za nogi przez coś, co musiało być źródłem tych upiornych odgłosów.
Nieszczęśnik wierzgał się, próbował chwytać się wystających skał i stawiać czynny opór istocie, która pozostała niewidoczna dla czujnych oczu bohaterów, lecz jego wysiłki na niewiele się zdały. Jednym zdecydowanym szarpnięciem, złodziejaszek został brutalnie wciągnięty z powrotem do podziemi, a chwilę później jego przeraźliwe wrzaski umilkły równie nagle. Nastała wtedy niespokojna cisza, przerywana jedynie przez odgłosy oddalającego się przemarszu orków.

Chcąc uniknąć kolejnych nieprzyjemności, bohaterowie zadecydowali, że wycofają się wgłąb zagajnika, pozwalając nieświadomej ich obecności zbrojnej hordzie pokonać gościniec i ruszyć dalej na północ, w sobie tylko znanym kierunku. Obserwując z bezpiecznej odległości liczącą kilkadziesiąt zbrojnych watahę orków i goblinów, która eskortowała pozostałych, mniej zdolnych do walki, acz znacznie liczniejszych członków plemienia, awanturnicy mogli tylko cieszyć się z podjętej decyzji.
Tego dnia mieli wyjątkowo dużo szczęścia, gdyż przednie straże były zbyt zajęte ochroną słabszych osobników, aby zwrócić uwagę na dość pokaźny ubytek w szeregach zwiadowców i zapewne minęłoby kilka kolejnych długich godzin nim ktokolwiek zacząłby szukać zaginionych, lecz mimo to, dla zaspokojenia rodzących się w głowie obaw, wędrowcy ukryli ciała pokonanych w otaczających gościniec zaroślach.

Zaszyci w gęstwinie drzew i krzewów, poszukiwacze przygód byli świadkiem niepokojących wydarzeń, które dla odpowiednich osób w Endhome mogłyby mieć jakąś szczególną wartość. Nie wiedzieli jeszcze czy uda im się te informacje spieniężyć lub cokolwiek na nich zyskać, ale przynajmniej mogli mieć pewność, że będą mieli o czym opowiadać podczas karczemnych wieczorów, a w tamtym momencie tylko o tym marzyli.


Obóz na skraju puszczy, Las Penprie
23 Desnus, 4720 AR
Zmierzch

Resztę długiego dnia zajęła im męcząca podróż zaniedbanym gościńcem przez pagórkowaty region, który wydawał się nie mieć końca. Na początku stracili okrągłą godzinę na staniu w bezczynności, bo tyle musieli czekać, aby orkowie oddalili się na bezpieczną odległość, skąd nie mieli już szans ich wyśledzić, a gdy już wyruszyli, pogoda niespodziewanie się zepsuła, potwierdzając nieprzewidywalną naturę tego miejsca. Zerwał się silny wiatr, który zrywał z głowy kaptury i kapelusze, a z nieba spadł chłodny deszcz, sprawiając, że droga przed nimi w ciągu kilku chwil przemieniła się w błotniste trzęsawisko.
Spękane koła starego wozu ślizgały się po nierównym gościńcu, niczym łyży po lodzie, skrzypiąc przy tym niemiłosiernie, a ciągnący go z trudem koń, który wyglądał na przyzwyczajonego do ciężkiej pracy w polu od świtu do zmierzchu, męczył się przy tym niemiłosiernie, dysząc i prychając z niezadowolenia. Mimo znoju, zwierze wykazało się niespotykaną upartością i z uporem podążało za strudzonymi wędrowcami, którzy od czasu do czasu spoglądali na wierzchowca Colina, nie kryjąc przy tym podziwu.
- Chowałem go od źrebaka - wytłumaczył kupiec, kiedy tylko dostrzegł zdziwienie na twarzach pozostałych. Mimo licznego ekwipunku, nikt spośród awanturników nie musiał ciągnąć za sobą choćby porównywalnego brzemienia co Brom; koń należący do rodziny handlarza, a jednak sprawiali wrażenie znacznie bardziej zmęczonych - może z wyjątkiem Hydrangei, która w tamtym momencie wydawała się cieszyć z każdej kropli deszczu. Nawet towarzyszące im wierzchowce ledwo trzymały się na swoich długich nogach, brodząc kopytami w błocie, które miejscami sięgało kolan, a przecież nie były tak bardzo obarczone towarem.
- To wspaniały towarzysz, tak w podróżach, jak i w pracy na polu. Był ze mną wszędzie i jest wierny jak pies, może nawet bardziej... Zwierzęta to wspaniali przyjaciele, pamiętajcie o tym, zaś człowieka można poznać po tym jak się do nich odnośni - kontynuował Colin sennym głosem, aż w końcu zdecydował się zejść z konia Piranii, aby rozprostować nogi i ulżyć trochę zmęczonemu stworzeniu. Poklepał go po bujnej grzywie, po czym zręcznie ześlizgnął z siodła i ruszył z uporem błotnistym gościńcem, starając się zignorować wciąż doskwierający mu ból w barku. W jego ruchy wdarła się pewna chwiejność, lecz mimo to kupiec, podobnie jak jego koń, parł przed siebie bez niepotrzebnego narzekania i opóźniania reszty. W istocie, pod pewnymi względami byli do siebie bardzo podobni.


Pod koniec dnia, kiedy to deszcz ustał, a wiatr nieco złagodniał, bohaterowie dotarli na skraj brodu rzecznego, który oddzielał Wzgórza Duskmoon od bardziej nizinnych terenów, graniczących z Lasem Penprie. Podniesiony poziom wód, który zapewne był wynikiem obfitych opadów w wyżej położonych rejonach wzgórz, a także wartki nurt rzeczny, wydawały się być przeszkodą nie do sforsowania, lecz mimo to Colin nalegał, aby chociaż spróbowano przedostać się na wschodni brzeg, tłumacząc pozostałym, że woleliby nie zostawać po tej stronie rzeki na noc.
Postanowiono więc, że najpierw przeciągną linę na drugą stronę, przywiązując oba końce do stojących naprzeciw siebie pni drzew, a dopiero później zaczną martwić się obładowanym owocami wozem. Tego zadania podjęła się Pirania, która w wodzie czuła się jak ryba, co potwierdzało jej imię i bez większych trudności przedostała się na drugi brzeg rzeki. Kiedy już skończyła przywiązywać linę, dała sygnał reszcie, aby ruszyli jej śladem, samemu pozostając na miejscu, aby zabezpieczać ich przeprawę.
Przodem ruszył Mesmir, uważnie badając grunt pod stopami, tuż za nim podążał wierzchowiec Colina, który bez strachu ciągnął za sobą przeciążony towarem wóz, a na samym końcu szli pozostali awanturnicy, trzymając się kurczowo liny i ciągnąć za lejce swoje wierzchowce, które z niechęcią wkroczyły do wody. Na całe szczęście, holowany przez Broma wóz miał na tyle wysoko położoną oś kół, że wystawał nieco ponad wodę i dzięki przywiązanej sznurami płachcie zabezpieczającej towar, zaledwie niewielka ilość owoców została stracona, dzięki czemu handlarz mógł odetchnąć z ulgą.

Kiedy już przedostali się na drugą stronę rzeki, wędrowcy zdjęli przemoczone ubrania i założyli świeży komplet, po czym ruszyli dalej gościńcem, który tym razem prowadził wzdłuż niekończącego się morza drzew, jakim niewątpliwie był Las Penprie. Nie zdołali jednak zajść daleko, kiedy zaskoczył ich zmierzch. Aby nie ryzykować podróży po zmroku i pozwolić nogom oraz zwierzętom odrobinę odpocząć, bohaterowie postanowili rozbić obóz na skraju puszczy. Znaleźli ku temu odpowiednie miejsce; niewielką polanę, otoczoną przez wystające głazy, drzewa oraz gęste zarośla. Graniczyła ona z leśną ścieżką, która łączyła się z Przełęczą Głupców, lecz osłonięta była przed nią pasem roślinności, która blokowała widoczność intruzom.
- Lepiej nie podążajmy tą drogą. Stanowi ona co prawda dobry skrót, ale wolałbym już więcej nie ryzykować. Idąc dalej Przełączą, natrafimy na Kupiecki Trakt, a stamtąd już prosta droga do Endhome, w dodatku patrolowana - odezwał się Colin, kiedy już rozpalili ognisko i wygodnie rozsiedli się wokół niego, sięgając do plecaków po swoje racje żywieniowe. Z wierzchowców ściągnięto wypchane ekwipunkiem tobołki i pozwolono im odpocząć na otaczającej obóz polanie. Miniony dzień obfitował w wydarzenia, zaś podróż przez Wzgórza Duskmoon okazała się być potwornie męczącym wyzwaniem, przez co wszystkich powoli zaczęło dopadać znużenie...

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline