Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2016, 00:08   #18
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
W czasie swojego własnego treningu w akademii. Lorash był w wieży Mistrza Orgolotha tylko trzy razy: Na pierwszym wykładzie z nekromancji, na drugim wykładzie, oraz na pierwszych ćwiczeniach praktycznych. Krojenie ciał i animowanie kości, nie było z jednej strony czymś czego młody Lorash nie mógł by zobaczyć w domu, z drugiej zaś, nie było tym co wybrał na swoją specjalizację. Stromy chodnik schodków zakręcał się spiralnie ku górze. Schodów od wewnątrz nie ograniczała żadna poręcz toteż ktoś mógłby po prostu lewitować w pionie. Do zewnętrznej strony schodów przylegała zaś kamienna ściana w której co jakiś czas znajdowały się drzwi. Architekt był na tyle litościwy, iż owe drzwi otwierały się do wewnątrz. Lorash wiedział, że znajduje się tu kilka pomieszczeń, przeznaczonych dla uczniów Mistrza. Nie wiedział jednak w którym dokładnie zamieszkuje jego cel, oraz czy Kophyn się tam teraz w ogóle znajduje. Beanth mógł być przecież w laboratorium, mimo iż pora była późna, magowie nigdy nie marnowali okazji na zarwanie snu - powszechnie uważało się, iż wielu magów już w okresie nauki popada w ordynarny nawyk spania, zamiast korzystania z typowej elfom zadumy (dewianci tacy jak Orgoloth, czy choćby Duagloth, śpią jak krasnoludy. I tak samo chrapią!). Lorash miał więc kilka opcji: zakraść się kolejno do każdej z potencjalnych kwater, udać się do laboratorium lub do biblioteki.
Miast tego udał się wprost do kwater samego mistrza Orgalotha. Miał pewien plan jak sobie poradzić z zaistniałą sytuacją i wiedział dobrze o jednej z zasad jakie kierowały większością chronionych obiektów, zazwyczaj dbano tylko o to by nikt się nie dostał do środka a kiedy już byłeś wewnątrz… wówczas można było puścić wodze fantazji.
Lorash ruszył tedy w kierunku komnat mieszkalnych samego nekromanty, to było jeszcze trochę wyżej. Przed samymi drzwiami zawahał się czy chwycić za klamkę. Mistrz był stary jak na standardy Drugiego syna, ale nie musiał być totalnie głupi, tudzież ogarnięty demencją. gdzieś tu mogła być przecież jakaś pułapka.
Stojąc pod drzwiami wziął głębszy oddech i zapukał po czym zawołał:
- Kolego Kophynie, przyszedłem jak sobie życzyłeś!
Z za drzwi dochodziły odgłosy przewracania się jakiś obiektów, szuranie krzesła i zgrzyt szkła, a potem krzyk. Długie, męskie, żałosne wycie.
- Kolego Kophynie czy coś się stało? Potrzebujesz pomocy? Zawołać kogoś? - Pytał przez drzwi z prawdziwą troską w głosie.

Gdy Lorash stał tak przy futrynie, przez drzwi przesączyła się cienista dłoń, która momentalnie zacisnęła się na jego ramieniu i z impetem pociągnęła do przodu. Spowodowało to rozbicie Loraszowego nosa o same drzwi. Zanim drugi syn miał czas na przyswojenie tego co się stało, drzwi otworzyły się i coś wciągnęło mężczyznę do środka. Lorash odnalazł się na podłodze komnaty będącej sypialnią Orgalotha. Sam Mistrz stał teraz nad nim. Jego suche, podobne do zombie ciało było nagie… okryte jedynie magicznymi amuletami (dobrym tuzinem naszyjników, oraz prawie dwoma tuzinami sygnetów i to na obu dłoniach) w głębi komnaty, na dość komfortowym łożu leżał nagi młody mężczyzna… Kophyn Beanth we własnej osobie którego ciało obwijał właśnie jakiś widmowy, czarny wąż. Orgaloth mierzył w Lorasha kościaną różdżką, jego trupia twarz wyrażała żądzę mordu.
- Skąd wiesz!!!!!????
Chwilę zajęło młodemu Baraghowi zrozumienie co się dzieje.
- Mistrz Orgoloth?! - Niemal wrzasnął zaskoczony, powstrzymał się jednak w ostatniej chwili powoli domyślając się co się tu dzieje.
Orgoloth przypominał może i zombie, czy może raczej nawet, stare, pomarszczone jaja zombie, ale przynajmniej teraz trudno było zarzucić mu oddawanie jakiejkolwiek inicjatywy. Gdy tylko jego uszy wychwyciły, iż młody drow nie mówi tego co chce usłyszeć, staruch wysyczał inkantację. Z ciemnych kątów pomieszczenia wystrzeliły czarne węże, podobne do tego który terroryzował Beathskiego studenta. Węże oplotły Baraghta uniemożliwiając mu poruszanie się, dla mężczyzny stało się jasne, że w perspektywie czasu, uniemożliwią mu także możliwość oddychania.
- Nie łżyj szczeniaku! mów! - złość Mistrza tylko rosła.
- Vorka… mówiła, że będzie tylko Kophyn, że pomoże mi jeśli ja pomogę jej… - Baragh wytrzeszczył oczy ze strachu i jąkał się próbując jak najszybciej wyjaśnić co też robi akurat w tym miejscu i czasie.
- Co za Vorka!? kto jak!? - nekromanta, odkręcił głowę i rozproszył czar pętający młodego Beantha, Kophyn zaczął się krztusić łapiąc powietrze - Kophyn! znasz jakąś Vorkę!? - staruch wrzeszczał - odpowiadać jeden z drugim bo zamienie waszą skórę i kości miejscami!!
- Uczennica Vorka! - Natychmiast wyrzucił z siebie Baragh. - Ja chciałem tylko korepetycji, dałem jej wszystko co chciała mówiła, że Kophyn mnie nauczy… - Niemal piszczał ze strachu.
Staruch się uśmiechnął i w tym momencie, zarówno Kophyn jak i Baragh zrozumieli, że oto nastał moment egzekucji… Młody Beanth zaczął łkać wyjątkowo żałośnie,. Staruch zaś westchnął.
- Powiedzcie mi tylko chłopcy, gdzie znajdę tą Vorkę i co to za jedna, wtedy przynajmniej wasza śmierć w straszliwych mękach będzie miała jakąkolwiek wartość…
Boragh próbował się uwolnić, całym sobą wyrażał niewiarygodne przerażenie.
- Ja nie chciałem, chciałem tylko korepetycji…
Jakieś bóstwo musiało zlitować się nad Kophynem gdyż udało mu się przełamać lament…
- Mistrzu, Vorka o której mówi ten kretyn, to zdaje się jest Vorka, córka czwartego domu, studiuje w szkole kapłankek, jest gruba jak człowiek i ma lekkiego zeza, zmusza mężczyzn do… kontaktów z sobą. - Mistrz słuchał wywodu i jakby nieco się uspokoił. - ale niby czemu wskazała akurat na ciebie Kophyn?
- Mówiła, że Kophyn to najlepszy student, że wyjaśni mi jak opierać się magii… - łkał Baragh pewny, że zaraz spotka go koniec, tym czasem cześć umysłu w której dalej był Lorashem rozważała jak i czy warto się uwalniać w tym momencie.
Orgaloth przyglądał się Baraghowi w niepokojący sposób. W podwójnie niepokojący, kiedy wsadził wskazującego palucha lewej dłoni i zaczął go ssać. Podszedł do skrępowanego mężczyzny i przyłożył mu kościaną różdżkę do policzka. Wyciągnął obślinionego palucha i przejechał nim po czole Baragha.
- Czyli jesteś małą kurewką, tak? Niegrzecznym chłopcem? Lubię niegrzecznych…
- Zasłużyłem na karę?
- Zapytał niepewnym głosem w mig podchwytując nastrój Orgalotha. Przez chwilę nawet zastanowił się czy aby nie za szybko lecz co się stało tego już nie cofnie. Mógł tylko iść za ciosem.
Orgaloth przyłożył dłoń do ust mężczyzny zasłaniając je.
- Cicho chłopcze, od tego zależy twoje życie. - przestrzegł, przeczesując niemal łysą czaszkę wolną ręką. Nekromanta zerknął za siebie i przywołał Kophyna.
- Chodź tu, pomóż temu niegrzecznemu chłopcu wstać.
- Tak Mistrzu
- odparł Beanth bez przekonania, ale też bez najmniejszego śladu ociągania się wykonał polecenie starca. Baragh poczuł przy tym, że pętające go wężowe gusło zostało rozproszone. Kophyn pochylił się nad mężczyzną z zamiarem wzięcia go pod ramie.
~Rób co każe albo obaj stracimy życie - ostrzegły palce Beantha.
~ On… długo…? - Zapytał dwoma jedynie gestami Baragh. Wprawdzie Lorashowi nie przeszkadzało to co miało zaraz się stać, w życiu robił już gorsze rzeczy, ale jednak odrobinę się śpieszył.

Skorzystał z pomocy Kophyna, wsparł się na nim i dał prowadzić. Choć widział, i brał udział w wielu podobnych zabawach to jednak szczegóły zawsze było trochę inne. Trzeba było je najpierw poznać.
Nagi nekromanta odszedł w głąb pomieszczenia i usiadła w szerokim rozkroku na rozłożystym fotelu.
- Idźcie do łóżka chłopcy, pokażcie mi jakie z was małe niegrzeczne kurewki. - Orgaloth objął w swoją prawą, kościstą dłoń ten fragment swojego ciała, na który młody Baragh nie miał ochoty spoglądać. W tym czasie Kophyn zdejmował już ze swojego towarzysza ubranie.
Lorash zastanawiał się jaką rolę przyjąć w końcu jednak zdecydował, że najlepszy będzie nieśmiały lecz zepsuty chłopiec.
Na początku więc opierał się próbom rozebrania go, zerkał przy tym z lękiem na Oralotha. Stopniowo jednak poddawał się dłoniom Kophyna a jego twarz zdradzała niewielkie lecz rosnące podniecenie.
Mistrz miał się dobrze sam ze sobą. Jego wzrok był wbity w młodych mężczyzn na jego łożu. Z rozwartych ust starca wystawał, żółty długi język, wysuwający się nawet bardziej przy każdym sapnięciu. Sądząc po intensywnych ruchach kościstego obojczyka, można było spodziewać się iże dziad lada moment zacznie się pocić. Młody Beanth zaś, po uwolnieniu swojego kompana z ostatnich okrywających go tkanin zaczął pieścić jego ciało swoimi dłońmi oraz ustami.
Baragh z początku nieśmiały, ledwie dotykał dłoni Kophyna. Powoli ośmielał się coraz bardziej, z początku tylko dłońmi wodził po ramionach mężczyzny. Później jego zwinne palce przesunęły się z ramion na klatkę piersiową. W końcu w zrywie namiętności odszukał usta Kophyna i pocałował go długo i namiętnie. W tym samym czasie jego ręce objęły ciało drowa a paznokcie zadrapały skórę na plecach aż do krwi.
Kophyn spoliczkował Baragha z całej siły po czym pchnął go na plecy, usiadł okrakiem na wysokości jego torsu i pocałował namiętnie w usta. Z fotela na którym siedział nekromanta dochodził odgłos sapania przerywanego suchym kaszlem.
Baragh wyrywał się z uścisku ud starszego kolegi, wił jak piskorz złapany w sieć jaskiniowego pająka. Walczył zaciekle lecz dla Kophyna musiało być oczywistym, że nie ma zamiaru tej walki wygrać a jedynie zachęcić go do dalszych starań.
- Zbij go zbij! - jęczał staruch ze swego fotela - i wtedy Kophyn zaczął spuszczać na odsłoniętego Baragha ciosy, bolesne ciosy w twarz, ciosy które miały rozbić jego brwi, wargi i prawdopodobnie pozbawić zębów.
- Lej tą kurwę, lej! - ton głosu Mistrza stawał się wyjątkowo niepokojący.

“A więc tak się bawimy” pomyślał Lorash, po czym złapał najpierw jedną a potem druga dłoń okładającego go drowa. I płynnym ruchem wojownika nawykłego do zapasów, również łóżkowych, przerzucił go tak, ze teraz sam był na górze. Wymierzył Kophynowi solidny policzek, i uzył przy tym sporo siły. Nie szczędził mu bólu i za drugim uderzeniem. Zacisnął najpierw jedną później drugą dłoń na jego szyi i nieco przydusił po czym gorąco i namiętnie go pocałował.
Przyjemność całej sceny psuł mu tylko fakt, że musiał przy tym nasłuchiwać jak reaguje stary drow i czy ciągle mu się ta zabawa podobała. Jedna z jego dłoni ciągle podduszała Kophyna zaś paznokciami drugiej wyżłobił piękne rany na piersi swej ofiary. Szramy przypominające pierwsze nici misternej konstrukcji jakie tkali ulubieńcy Lolth. Przeciągnął je jeszcze niżej aż odnalazł przyrodzenie młodego drowa i ścisnął je mocno pozwalając by jęk bólu i przyjemności wydobył się z gardła Kophyna.
Orgaloth gwałtownie wstał z fotela, podszedł bliżej łoża podczas gdy jego prawa dłoń pozostawała między jego biodrami. Krokom bosego starca towarzyszył dźwięk mlaskania, nekromanta bynajmniej nie wydawał go ustami. Klatka piersiowa Mistrza unosiła się i opadała. Staruch zatrzymał się przed twarzą podduszanego Kophyna. Z czoła mistrza spływały krople potu, położył wolną dłoń na ramieniu Baragha

- Puść go chłopcze - polecił spokojnie. Kophyn słysząc głos swego Mistrza zdawał się odetchnąć z ulgą. Baragh zwolnił uścisk na szyi drowa lecz nie zamierzał bynajmniej pozwolić mu odetchnąć. Złapał jego białą czuprynę i odchylając jego głowę do tyłu przewrócił go na łóżku tak by leżał na brzuchu. Ciągle trzymając w dłoni włosy Kophyna, ustawił go twarzą tuż przed twarzą starego mistrza po czym bez żadnych pozorów delikatności wszedł w niego analnie.
Kophyn jęknął w sprzeciwie pełnym bólu głosem, z jego oczu wnet zaczęły płynąć łzy. Stojący ponad jego głową w rozkroku nekromanta wzdychał i błądził wolną ręką po swoich własnych brodawkach. Obserwujący wszystko sponad życi młodego Beantha Baragh zaczynał poważnie zastanawiać się, czy czarne serce Orgalotha zaraz nie stanie. Jednak bystry wzrok drowa wychwycił brak małego palca na dłoni starucha, co mogło świadczyć o nekromantycznej sztuczce która zwyczajnie nie pozwalała mu umrzeć z takiego błahego powodu jak atak serca.
I właśnie wtedy, kiedy oczy Mistrza odpływały w tył poddając się przeżywanej ekstazie, nagle jego świadomość wróciła. Staruch spojrzał bardzo uważnie na młodzieńców przed nim.
- Przestańcie chłopcy, przestańcie - polecił, po czym wskazał palcem na Baragha - ty, wyjmij mu oko.
Nie od razu, z pewnym ociąganiem lecz w końcu Baragh zaczął spełniać polecenie starca. Usiadł w tym celu na Kophynie udami blokując mu ręce. Lewą ręką złapał go za szyję pod brodą by zarówno zablokować mu głowę we w miarę nieruchomej pozycji jak i uniemożliwić artykułowanie słów. I wówczas wolną ręką szybkim ruchem wbił mały palec pod gałkę oczną drowa. Nie miał pewności czy będzie to najlepszy sposób lecz tylko tak mógł mieć nadzieję, że gałka będzie nieuszkodzona a staremu mogło przecież na tym zależeć równie mocno co na cierpieniu ucznia.
Żeby wiedzieć jaki głos wydaje z siebie ktoś, komu właśnie wydłubuje się oko, trzeba wydłubać komuś oko. Wrzask Kophyna był głośny i wysoki, mimo dłoni Baragha obejmującej jego szyję. Orgaloth przejął gałkę z dłoni młodszego mężczyzny i… włożył ją sobie pod język. Wtedy też, przyłożył twardą, sękatą zawartość, swojej prawej, zajętej do tej pory dłoni do pustego okrwawionego oczodołu swojego ucznia i… pchnął swoje starcze biodra z całej siły do przodu. Dźwięk jaki temu towarzyszył, przypominał ten towarzyszący wpadaniu drewnianej łyżki w gęstą polewkę. Na koniec, starzec westchnął w uniesieniu, przyciskając głowę wierzgających się zwłok do swoich bioder.
Chwilę później, starzec uwolnił się od Kophyna, spojrzał wyniośle na Baraghata, wypluł gałkę oczną w kąt, po czym powiedział:
- No i co się tak gapisz smarkaczu, umyj mnie!
Baragh szybko rzucił okiem po pomieszczeniu lecz nie znajdując niczego co mógłby wykorzystać w celu oczyszczenia starego drowa szybko zrozumiał, że “gra” jeszcze nie dobiegła końca. Użył więc jedynego narzędzia które nie zdradziło by jego magicznych zdolności, własnego języka i ust.
- Tak chłopcze tak… - chwalił szyderczo nekromanta - masz dar synku, jak ci się podobają korepetycje, liznąłeś nieco umysłu Kophyna hm?
Kiedy mroczna scena dobiegła końca, starzec delikatnie odepchnął młodzieńca i odszedł w stronę fotela na którym znów się rozsiadł. Chwycił jeden z wiszących na szyi amuletów w postaci podłużnej miedzianej rurki, która okazała się pojemnikiem na proszek, jak zauważył z dumą Lorash, pochodzącym najpewniej z jego własnej produkcji. Orgaloth usypał na blacie stolika kreskę którą wciągnął z wielką wprawą. Jego nieco przytępiony wzrok powędrował wtedy w stronę Baragha.
- Byłeś bardzo niegrzecznym chłopcem, zamordowałeś mojego ucznia, radził bym ci pozbyć się tego ciała zanim ktoś zawiadomi straże.
 
Googolplex jest offline