2 Miesiąc 212 roku AL
17 dzień miesiąca, przed północą
Ziemie zachodnie
Reaver’s Rest
Nie ukrywał, że z kilku istotnych powodów pokładziny jego szwagra i jego żony niespecjalnie go fascynowały. Samo obserwowanie tego, jak się kochają nie budziło w nim emocji takich, jak wzbudziło w sporej części mniej lub bardziej pijanych mężczyzn, tłumnie zebranych przed sypialnią nowożeńców. Tak się składało, że był najbliższym członkiem rodziny, który obserwował Seathana i Mildrith, choć to akurat zaszczytem dla niego wielkim nie było. Jutro miał być turniej, trzeba też przed snem powysyłać ludzi, którzy upewnili się, że wszystko w zamku i okolicach jest w porządku. Myślał o tym ze zniżeniem i niesmakiem, naprawdę chciałby choć raz położyć się wcześniej. Z drugiej strony, lubił mieć pełen ogląd na sytuację. Zazdrościł Seathanowi, ale nie małżeństwa, nie tytułu dziedzica, ale tego, że może wysłużyć się innymi i ma się z tym faktem dobrze. A przynajmniej tak sądził Haigh. Musiał porozmawiać z dziedzicem i dowiedziec się o nim czegoś więcej. Alerie miała swoje podejście do brata i było ono dobre, ale jakie on będzie je miał po poważnej rozmowie? Westchnął i dopił wino z pozostawionego na stole kielicha.
Zabrawszy ze sobą żonę, powoli ramię w ramię ruszyli do wyjścia z sali. Jeden ze zbrojnych posłusznie streścił mu zajście pomiędzy Snowem a Kenningiem. Przygryzł wargę, niezadowolony. Niepotrzebnie sadzał dziedzica Kayce w tamtym miejscu, ale teraz było za późno na debatowanie nad tym. Zresztą, zawsze ktoś był niezadowolony z miejsca. Lord Simon udał się już chyba na spoczynek, więc wyśle do niego kogoś, kto dziś lub jutro rano poinformuje go o sytuacji.
- Vaenor! - zawołał opuszczającego salę barda. - Chodź z nami, chyba i tak zmierzałeś do naszej wieży. - Zagarnął młodszego mężczyznę barczystym ramieniem.
Bard przez chwilę, nic nie mówił. Z dłoni, wypadła mu jedna z butelek. Już nie odróżniał smaku, poszczególnych trunków. Wyglądał, kiepsko - kiedy zazwyczaj, dba o wygląd. Teraz, był spocony, włosy miał na twarzy, coś mruczał czy nucił pod nosem. Na zawołanie zarządcy, nie zareagował, dopiero kiedy go chwycił, niemal podskoczył
- Horto...Eee..mój Pa..Panie! - Pochylił się, od niechcenia - Dzisiaj… żadnych! Występów… Popił z drugiej butelki. Niemal zaginając się, pod chwytem towarzysza
- Snow...Snow… Rycerz Pan, Snow..Snow, jaśnie, Pan - śpiewał do siebie.
- Jesteś pijany - Horton słownie potwierdził oczywistość. Pokręcił głową, choć prawdę mówiąc nie był tym faktem głęboko przejęty. - Chodź - wskazał na wyjście z sali i podał żonie ramię. - Może poczekaj do jutra z rozmową z ser Addenem - dodał. Lepiej, żeby bard przedstawił propozycję, będąc w nieco lepszej kondycji.
Vaenor zatrzymał się
- Powiem...bratu...Nie dobrze, jeśli...d.dz.dzisiaj ktoś pójdzie - zgarnął włosy z czoła, dopiero uświadomił sobie, że nie są sami
- O… Witaj, moja Pani. Powiedział bez przekonania
- Co Ty tutaj ro..robisz mój Panie? T-twoje miejsce, jjjest chyba gdzieś indziej, prawda? Dziedzic, może… nie dać...r..ra.. coś go wyraźnie rozbawiło - Mogę.. wyobrazić, go sobie…
Hortonowi chwilę zajęło przyswojenie słów barda i złożenie ich w spójną całość.
- [i]Seathan dał radę, albo jest lepszym aktorem od ciebie[/i - Horton uśmiechnął się pod nosem. - Kiedy dojdziemy do wieży, powiem twojemu bratu, że chcesz z nim porozmawiać. Lepiej, żebyś nie wpadł na Snowa. - Odwrócił się do Alerie. - Kochanie, mogłabyś nie wspominać Mildreth o planie zaproszenia twojej siostry i ser Addena na przejażdżkę? Wolałbym, żeby nie wynalazła Eleanor innego zajęcia.
Alerie popatrzyła na niego zwężając lekko oczy, wyraźny znak, że coś jej się nie spodobało - Hortonie, wiesz doskonale, że nie lubię żadnych gierek. Mam nadzieję, że nic takiego nie planujesz? -*
- To nie są gierki kochanie - objął żonę ramieniem. - Wiesz, że Mildreth najchętniej sama dysponowałaby twoją siostrą. To był pomysł Vaenora - wskazał palcem na pijanego barda. Vaenora trudno było posądzić o konstruowanie intryg politycznych. Zawsze uchodził za zupełnie inny rodzaj człowieka. - Bardzo dobry zresztą pomysł. Odpocznie od zamku, porozmawia z ser Addenem. Sam zresztą chętnie wykorzystam okazję, żeby trochę podyskutować ze Snowem, nie miałem na to za dużo czasu przed weselem. No i - zerknął na pustoszejącą szybko salę, a szczególnie na miejsce dziedzica Kayce. - Im mniejszy kontakt ze sobą mają Kenning i Snow, tym będzie bezpieczniej.
Ruszyli do swojej wieży. Trochę odpoczynku przed turniejem się przyda, ale najpierw musi poinstruować ludzi ze służby, którzy na pewno już czekali na niego na miejscu. Westchnął i ruszył niespiesznym krokiem z żoną u boku.