29-08-2016, 22:22 | #41 |
Reputacja: 1 | Trevyr spędził resztę wieczoru w sali, gdzie powoli przygasała zabawa. W końcu jednak, gdy stary Seaver postanowił udać się na spoczynek, Maester towarzyszył mu, aż pod drzwi komnaty. Po drodze Simon i Trevyr rozmawiali o przyszłości rodu, oraz o niektórych wydarzeniach jakie miały miejsce w Reaver's Rest podczas tego wesołego dnia. W czasie gdy trwały pokładziny Seathana i Mily, Trevyr był już w swojej wieży, Maester nie miał wątpliwości, że Seathan zrobi swoje. Część smakołyków ze stołów już do niej trafiła, cześć właśnie była przynoszona przez służbę. Smitheyowie jeszcze nie wrócili z zabawy w wiosce, może to i lepiej. Trevyr chciał porozmawiać z Vaenorem w spokoju, jednak pora była zbyt późna na ważne rozmowy. Trevyr udał się do biblioteczki, wziął z niej księgę, a następnie ruszył do sypialni na spoczynek. Lektura była jego sposobem na szybki sen.
__________________ Man-o'-War Część I Ostatnio edytowane przez Baird : 29-08-2016 o 22:25. |
01-09-2016, 12:25 | #42 |
Reputacja: 1 |
|
04-09-2016, 11:17 | #43 |
Reputacja: 1 | 2 Miesiąc 212 roku AL 17 dzień miesiąca, przed północą Ziemie zachodnie Reaver’s Rest Nie ukrywał, że z kilku istotnych powodów pokładziny jego szwagra i jego żony niespecjalnie go fascynowały. Samo obserwowanie tego, jak się kochają nie budziło w nim emocji takich, jak wzbudziło w sporej części mniej lub bardziej pijanych mężczyzn, tłumnie zebranych przed sypialnią nowożeńców. Tak się składało, że był najbliższym członkiem rodziny, który obserwował Seathana i Mildrith, choć to akurat zaszczytem dla niego wielkim nie było. Jutro miał być turniej, trzeba też przed snem powysyłać ludzi, którzy upewnili się, że wszystko w zamku i okolicach jest w porządku. Myślał o tym ze zniżeniem i niesmakiem, naprawdę chciałby choć raz położyć się wcześniej. Z drugiej strony, lubił mieć pełen ogląd na sytuację. Zazdrościł Seathanowi, ale nie małżeństwa, nie tytułu dziedzica, ale tego, że może wysłużyć się innymi i ma się z tym faktem dobrze. A przynajmniej tak sądził Haigh. Musiał porozmawiać z dziedzicem i dowiedziec się o nim czegoś więcej. Alerie miała swoje podejście do brata i było ono dobre, ale jakie on będzie je miał po poważnej rozmowie? Westchnął i dopił wino z pozostawionego na stole kielicha. Zabrawszy ze sobą żonę, powoli ramię w ramię ruszyli do wyjścia z sali. Jeden ze zbrojnych posłusznie streścił mu zajście pomiędzy Snowem a Kenningiem. Przygryzł wargę, niezadowolony. Niepotrzebnie sadzał dziedzica Kayce w tamtym miejscu, ale teraz było za późno na debatowanie nad tym. Zresztą, zawsze ktoś był niezadowolony z miejsca. Lord Simon udał się już chyba na spoczynek, więc wyśle do niego kogoś, kto dziś lub jutro rano poinformuje go o sytuacji. - Vaenor! - zawołał opuszczającego salę barda. - Chodź z nami, chyba i tak zmierzałeś do naszej wieży. - Zagarnął młodszego mężczyznę barczystym ramieniem. Bard przez chwilę, nic nie mówił. Z dłoni, wypadła mu jedna z butelek. Już nie odróżniał smaku, poszczególnych trunków. Wyglądał, kiepsko - kiedy zazwyczaj, dba o wygląd. Teraz, był spocony, włosy miał na twarzy, coś mruczał czy nucił pod nosem. Na zawołanie zarządcy, nie zareagował, dopiero kiedy go chwycił, niemal podskoczył - Horto...Eee..mój Pa..Panie! - Pochylił się, od niechcenia - Dzisiaj… żadnych! Występów… Popił z drugiej butelki. Niemal zaginając się, pod chwytem towarzysza - Snow...Snow… Rycerz Pan, Snow..Snow, jaśnie, Pan - śpiewał do siebie. - Jesteś pijany - Horton słownie potwierdził oczywistość. Pokręcił głową, choć prawdę mówiąc nie był tym faktem głęboko przejęty. - Chodź - wskazał na wyjście z sali i podał żonie ramię. - Może poczekaj do jutra z rozmową z ser Addenem - dodał. Lepiej, żeby bard przedstawił propozycję, będąc w nieco lepszej kondycji. Vaenor zatrzymał się - Powiem...bratu...Nie dobrze, jeśli...d.dz.dzisiaj ktoś pójdzie - zgarnął włosy z czoła, dopiero uświadomił sobie, że nie są sami - O… Witaj, moja Pani. Powiedział bez przekonania - Co Ty tutaj ro..robisz mój Panie? T-twoje miejsce, jjjest chyba gdzieś indziej, prawda? Dziedzic, może… nie dać...r..ra.. coś go wyraźnie rozbawiło - Mogę.. wyobrazić, go sobie… Hortonowi chwilę zajęło przyswojenie słów barda i złożenie ich w spójną całość. - [i]Seathan dał radę, albo jest lepszym aktorem od ciebie[/i - Horton uśmiechnął się pod nosem. - Kiedy dojdziemy do wieży, powiem twojemu bratu, że chcesz z nim porozmawiać. Lepiej, żebyś nie wpadł na Snowa. - Odwrócił się do Alerie. - Kochanie, mogłabyś nie wspominać Mildreth o planie zaproszenia twojej siostry i ser Addena na przejażdżkę? Wolałbym, żeby nie wynalazła Eleanor innego zajęcia. Alerie popatrzyła na niego zwężając lekko oczy, wyraźny znak, że coś jej się nie spodobało - Hortonie, wiesz doskonale, że nie lubię żadnych gierek. Mam nadzieję, że nic takiego nie planujesz? -* - To nie są gierki kochanie - objął żonę ramieniem. - Wiesz, że Mildreth najchętniej sama dysponowałaby twoją siostrą. To był pomysł Vaenora - wskazał palcem na pijanego barda. Vaenora trudno było posądzić o konstruowanie intryg politycznych. Zawsze uchodził za zupełnie inny rodzaj człowieka. - Bardzo dobry zresztą pomysł. Odpocznie od zamku, porozmawia z ser Addenem. Sam zresztą chętnie wykorzystam okazję, żeby trochę podyskutować ze Snowem, nie miałem na to za dużo czasu przed weselem. No i - zerknął na pustoszejącą szybko salę, a szczególnie na miejsce dziedzica Kayce. - Im mniejszy kontakt ze sobą mają Kenning i Snow, tym będzie bezpieczniej. Ruszyli do swojej wieży. Trochę odpoczynku przed turniejem się przyda, ale najpierw musi poinstruować ludzi ze służby, którzy na pewno już czekali na niego na miejscu. Westchnął i ruszył niespiesznym krokiem z żoną u boku. |
04-09-2016, 15:13 | #44 |
Reputacja: 1 | Biały kocur, którego Seathan prawie rok temu własną ręką wybrał z wiklinowego kosza pełnego uroczych białych kotków wskoczył na łoże. Nie miał już w sobie nic uroczego. Obdarzył lorda Reaver Rest spojrzeniem pozbawionym szacunku. Do trójkatnej. wrednej łepetynki dotarło, że obydwie ręce ukochanej pani są zajęte głaskaniem rywala. Zielone oczy zmrużyły się zazdrośnie. |
05-09-2016, 21:00 | #45 |
Reputacja: 1 | Reaver Rest i okolice poranek do popołudnia, 18 d/2 m-c/212 AL Babiniec, okolice śniadania Sale oddane do użytku Lady Seaver szybko wypełniły się szlachciankami, ich córkami oraz towarzyszkami. Specjalnie na tę okazję otworzono nieużywaną w ostatnich czasach Długą Galerię, wyremontowaną jeszcze przez matkę Lorda Simona. Służba spisała się jednak świetnie, czyszcząc salę na błysk i dokonując wymiany zniszczonych czy zużytych elementów. Kamerdyner odpowiedzialny za tą część pałacu, albo chciał się wykazać, albo naprawdę poważnie podchodził do swojego zawodu, gdyż właściwie nie było się do czego przyczepić. Wstawiono do sali krzesła, fotele i stoły, nadal pozostawało jednak sporo miejsca, aby kobiety mogły w miarę spokojnie odbyć to towarzyskie spotkanie. Wiszące obrazy przedstawiające pejzaże róznych okolic były świetną wymówką do krótkich rozmów, czy "damskich" knowań. Podane dania były zaś świetnie przygotowane. Pojawiły się oczywiście wszystkie zaproszone damy. Alerie przybyła wraz ze swoją służką, ubrana była elegancko, jednocześnie skromnie, w nie rzucającą się w oczy kreację. Eleanor przybyła ubrana w coś, co mogło być tylko jej wariacją na temat Nymerii - wojowniczej księżniczka. Spotkało się to z pewnymi uśmieszkami, a jedna ze starszych kobiet rzuciła do siedzących obok towarzyszek -A cóż to za hajduczek przybył?- co oczywiście wywołało ciche uśmieszki. Dziewczyna zresztą była mało chętna do specjalnej współpracy, czy rozmowy z kimkolwiek i wyglądała raczej na znudzoną tym spotkaniem. Przynajmniej Alerie okazała się pomocna, rozmawiając z wieloma damami, a także ... o dziwo niezwykle miła dla Milly. Po około godzinie, śniadanie zostało zaszczycone obecnością Veanora, który uświetnił je swoim występem. Pola Turniejowe, Po śniadaniu Od samego rana większość mężczyzn znajdowało się na błoniach, gdzie przygotowano pole turniejowe. Rycerze wielcy i mali rozstawiali wokół swoje namioty. Był to przedziwny widok, każdy inny od drugiego, były wielkie mogące pomieścić każdy zbytek, jaki jego właścicielowi przyjdzie do głowy, były nastawione na zwykłą funkcjonalność. W końcu i takie, które widziały lepsze czasy. Pocerowane, stare ... miejsca, w których spano i przebierano się przed walkami. A na całym polu panował duży harmider, gdy każdy chciał mieć to za sobą. Służący z Reaver Rest starali się jakoś nad tym zapanować, nadać temu procesowi jakieś pozory porządku. I chociaż nie docenione, ich wysiłki w większości przynosiły pożądany skutek. Horton musiał pozostawić rozstawianie swojego namiotu w rękach zaufanych ludzi. Niestety, ale ostatnie przygotowania, wymagały jego uwagi. Cieśle dokonywali poprawek na trybunach i podniesieniach dostosowując je do potrzeb przybyłych seniorów. Młodzi chłopcy udeptywali pole i przygotowywali piasek, który używany będzie do poprawy nawierzchni przy przejazdach. Zawsze znalazło się coś, co wymagało jego osobistej uwagi. Przynajmniej jednak chłopi zatrudnieni do prostych robót, okazywali mu duży szacunek, kłaniając się w pas na jego widok. Słyszał nawet powtarzane szepty: "Pan Burgrabia w porządku ...". To przynajmniej mogło być pocieszające. Przechadzając się po polu zwrócił nagle uwagę, na pewnego człowieka, ubranego w strój przypominający leśnika. Zarządca zwrócił uwagę, na jego niezwykle sprężysty krok, wydawał mu się jakiś nie na miejscu. Niby prostaczek, a jednak nie wydawał się przestraszony obecnością tylu rycerzy. Wszedł na pole namiotowe, jakby należało do niego ... Horton ruszył za nim przywołując ręką dwóch kręcących się w pobliżu strażników. Natrafili na niego po chwili. -Co tu robisz człowieku?- zapytał Horton bez ogródek -Panie - odpowiedział ten bez cienia nerwów, kłaniając się mu -Nazywam się Inan, jestem łowczym Lady Sarsfield - nie tłumaczyło to do końca jego obecności w tym miejscu. Poza tym człowiek ten przywodził Hortonowi na myśl bardziej żołnierza niż leśnika. -Dobrze. Przejdziemy się do Lady Sarsfield, zapytamy ją o to- jego rozmówca skinął głową i wzruszył ramionami. -Oczywiście panie. Nie widzę najmniejszych przeszkód aby tak uczynić. Moja pani zrozumie ... - słodkie słówka, które znacząca uspokajały Hortona .. gdyby nie oczy mężczyzny, na które zwrócił uwagę. Oczy, które były zimne jak stal i pozbawione wszelkich emocji. Aż dreszcz przebiegł po plecach rycerza na ich widok. -Chodźmy- dwóch strażników ustawiło się po bokach mężczyzny prowadząc go w stronę zamku. Szedł spokojnie, jakby wybierał się na spacer. Przez dłuższą chwilę nie odzywał się. Gdy weszli na drogę prowadzącą do zamku i znaleźli się przy rzece ... Horton usłyszał krzyk. Odruchowo wyszarpnął swój miecz, odwracając się na pięcie w stronę zagrożenia. Na ziemi leżał jeden ze strażników krwawiąc z rany brzucha. Drugi trzymał się za rękę, w której jeszcze do niedawna trzymał kuszę. Ręka wyglądała na złamaną. Tymczasem leśniczy podbiegł do skraju drogi i wskoczył do rzeki. Ze strony zamku nadbiegło kilku strażników. Wszyscy wpatrywali się w nurt ... po mężczyźnie nie było żadnego śladu. -Ogłoście alarm ... czekajcie, nie wzbudzajcie paniki. Zróbcie to po cichu ...- mężczyźni kiwnęli głowami -Zabierzcie rannych do maestra ... - dorzucił kolejny rozkaz udając się w stronę zamku. Wiedział, że ten dzień nie mógł zacząć się gorzej. Maester Trevyr jeszcze przed chwilą nadzorował rozstawianie namiotu, w którym mógłby udzielić pierwszej pomocy każdemu, gdyby zaszła taka potrzeba. Jego słudzy spisali się dobrze, przygotowując wszystko według jego wytycznych. Starszy człowiek miał nadzieję, na chwilę odpoczynku, gdy do środka wniesiono dwóch strażników. Maester szybko ocenił, że jeden z nich ma złamaną rękę. Nie były to obrażenie zagrażające życiu. Drugi jęczał, trzymając się za brzuch, z którego lała się krew ... Przekleństwo cisnęło się na usta, ale nie było czasu na żadne rozważania ... Strażnik został położony na stole, a Trevyr rzucił się w "wir walki" mający na celu uratowanie jego życia. Godzinę toczył tą nierówną walkę. Rana była poszarpana, ostrze weszło dość głęboko, naruszając parę ważnych organów. Maester szył i ciął. W końcu zamknął ranę, opadając zmęczony na fotel. -Przeżył operację. Zabierzcie go stąd ostrożnie. Dałem mu makowego mleka, będzie teraz spał. Przy odrobinie szczęścia powinien wylizać się z tego. Bezpośredniego zagrożenia już nie ma - dwójka wdzięcznych strażników kiwnęła głowami, zabierając stąd swojego towarzysza. Tymczasem słudzy maestra zajęli się porządkami. Zmęczony Trevyr wiedział jednak, że nie może odpoczywać. Ktoś zaatakował ich strażnika, trzeba było dowiedzieć się, co zaszło. I chociaż od swoich sług szybko dowiedział się ogólnego przebiegu zdarzeń, ciężko poznać było szczegóły, ani dowiedzieć się czegoś więcej o sprawy. Jego ptaszki twierdziły jedynie kategorycznie, że nikt podobny opisem nie przybył w świcie Lady Sarsfield, a z pewnością żaden leśniczy, za którego ów się podawał. Przedpołudnie, Okolice Reaver Rest Criag, Seathan i Horton spędzili sporo czasu na poszukiwaniu tajemniczego "zamachowca". Lady Sarsfield zaprzeczyła, aby ktoś taki jej służył Dyskretnie wzmocniono straże, nie chcąc aby wieści o tym wydostały się poza wąskie grono domowników. Co o dziwo w większości się udało. Przybyli goście szeptali o zatrzymaniu jakiegoś kłusownika, ale nikt nie wspominał o ucieczce, czy jego tożsamości. Przeczesano rzekę, w górę i w dół. Cała trójka miała nadzieję, że napastnik skręcił sobie kark skacząc i rzeka zniesie jego ciało do morza. Niestety po pół godzinie poszukiwań młody Seaver, wiedział już, że nie było to prawdą. Nad rzeką, jakiś kilometr od wejścia do zamku znaleziono zakrwawioną i przemoczoną koszulę. Dalsze poszukiwania nie dały żadnego rezultatu. Tajemniczy "Łowczy" wsiąkł jak kamień w wodę. Nie było również więcej czasu, aby się tym zajmować należało wrócić i przygotować się do turnieju. Przedpołudnie, Pole Namiotowe Mildrith i Elanor pewnym krokiem meszerowały w stronę namiotu ser Addena Snowa. Rycerz z północy nakazał go rozstawić swoim ludziom jeszcze w nocy, z rana zaś zniknął gdzieś na godzinę (Alerie powiedział, że musi się przewietrzyć). Później zaś udał się na pole, aby oczekiwać początku turnieju. Liczne damy przesuwały się między namiotami życząc szczęścia swoim mężom, bratom czy synom, lub chcąc spotkać najsłynniejszych rycerzy. Arving Fowler kokietował trójkę młodych dziewcząt siedząc przed swoim namiotem. Obok niego na stojaku lśniała jego zbroja. Jej przepych uderzał każdego, który ją mijał. Widać było, że rycerz z Dorne nie szczędził na nią środków. Mildrith wytłumaczyła Eleanor (która, nie zdążyła się jeszcze przebrać) powody ich wizyty: Calrin Seaver, niepokorny wuj, wygnany po Rebelii Blackfyre. Namiot Snowa, był duży, acz prostej, wojskowej konstrukcji. Przed nim na straży stał gruby, wąsaty gwardzista, która widząc dwójkę dam, uchylił poły namiotu i wpuścił je do środka. W środku młody Callor Velaryon kończył ustawiać oręż rycerza. Prostą, ciemną zbroję, oraz wysokiej jakości miecz bastardowy. Miecz jak i zbroja praktycznie pozbawione były ozdób, ich właściciel wyraźnie stawiał jednak na ich użyteczność. Oprócz stojaka na broń i zbroję, krzesła, biurka i leżanki, po przeciwległej stronie namiotu, stał stół, wokół którego ustawiono cztery krzesła. Gdy weszły do środka Adden podniósł się ze swojego miejsca, ukłonił im się i zaprosił do zajęcia miejsca przy stole. -Callorze, jeżeli skończyłeś, możesz przejść się po polu - rzekł do giermka, który nadwyraz chętnie wykonał to polecenie. Rycerz uśmiechnął się lekko oferując im wino. -Cóż sprowadza szlachetne damy, w moje skromne progi? Jeżeli chcą panie rad, dotyczących obstawienia zwycięzcy, to nieskromnie radzę postawić na mnie - po tych słowach uśmiechnął się szeroko. Widać było, że czuł się swobodnie i pewnie. Eleanor nadal patrzyła głównie na niego, Milly jednak rozejrzała się po namiocie. Jej uwagę przykuł kawałek, wyblakłej, niebieskiej chusty zawiązanej wokół ramienia zbroi rycerza. Był to wyraźnie kobiecy, zdobiony materiał. Lady Seaver była pewna, że taki krój wyszedł z mody lata temu. Jako młoda dziewczyna miała zresztą podobną chustę. Przedpołudnie, Błonia Wracając od ser Addena Milly i Eleanor natknęły się na idącego pod ramię z zaprzysiężonym jego rodowi rycerzem Garetha Kenninga. Młody szlachcic wyglądał źle. Był cały blady, jego oczy były zaczerwienione i podkrążone, ledwo powłóczył nogami, a każde mocniejsze szarpnięcie, ze strony prowadzącego go rycerza powodowało, że jego twarz nabierała niezdrowego zielonkawego koloru. Gdy zobaczył dwie Seaverówny chciał chyba powiedzieć do swojego towarzysza, aby odeszli stąd. Najwyraźniej nie był jednak w stanie powiedzieć cokolwiek, lekko zginając się. Rycerz ruszył dalej najprawdopodobniej w stronę namiotu, w którym mógłby złożyć swojego pana. Przedpołudnie, Reaver Rest W sali narad znaleźli się Horton Haig, Craig Caldwell i Seathan którzy prowadzili bezpośrednie poszukiwania zbiega. Maester Trevyr, który swoimi sposobami próbował dowiedzieć się o tajemniczym mężczyźnie, a także Lord Simon i Ser Duncan. Ten ostatni, kończył swoje sprawozdanie -Zwiększyłem liczbę strażników. Wysłałem ptaki do Ser Roylanda, aby miał się na baczności. Nie postawiłem wszystkich w stan gotowości, bo to by mogło być podejrzane względem naszych gości. Przeszukałem cały zamek. Tutaj z pewnością, go nie ma. Strażnicy znają też jego opis, jeżeli tylko się pojawi, będą o tym wiedzieć - -Doskonale - zawyrokował senior rodu -Pozostaje jednak wiele pytań. Kim jest ten cżłowiek, co tu robił ... i gdzie teraz przebywa. Gdy zakończy się turniej powinniśmy poszukać go bardziej otwarcie - Pole Turniejowe, Południe Po skończonej rozmowie z Uśmiechniętym Wilkiem damy Seaver udały się z powrotem do zamku, aby przygotować kreację na turniej. Po drodze wyminęły się z bardem Veanorem, który wyraźnie też szedł w stronę namiotu Snowa. Wydawało się, że gość z Północy, był dziś bardzo rozchwytywany. Po zakończonej debacie u Lorda Simona Horton i Craig szybko i sprawnie przygotowali się do turnieju. Seathan, Milly i reszta obserwujących zajęła swoje miejsca. Zagrały trąby i ogłoszono początek turnieju. Przynajmniej tymczasowo wszelkie zmartwienia i troski odeszły w zapomniane, zagłuszone przez szczęk stali i ryki wywiatującytch, radosnych tłumów. Prostaczkowie zebrali się wokół pola, chcąc choć z daleka obejrzeć zmagania rycerzy ... Zapowiadało się niezwykle ciekawe widowisko. Pierwszą walkę odbył Gylbert Prester bez najmniejszego problemu zrzucił z konia jednego z domowych rycerzy Reynów. Dokonał tego w pierwszym podjeździe, trafiając go idealnie w tors i łamiąc swoją lancę. Zebrał burzę oklasków od zebranych osób. Reynard Tarbeck walczył z Ascarem Tainerem domowym rycerzem zaprzysiężonym Geroldowi Lannisterowi. W pierwszym obaj trafili się wzajemnie, łamiąc swoje lance, ale nie zrzucając go z konia. W drugim Reynard znacznie się poprawił zrzucając Tainera na ziemię. Uśmiech na twarzy Tybolta, a także wściekłość Gerolda jasno wskazywały kogo najbardziej ucieszył ten wynik. Potem na placu boju pojawił się Adden. Wolno przejechał wzdłuż trybun. Mildrith zauważyła, że nadal miał założoną chustę na ramieniu swojej zbroi. Jego przeciwnikiem był jakiś błędny rycerz o groźnym wyglądzie. Snow zebrał brawa już podczas przejazdu, co chyba zdenerwowało jego przeciwnika. Stanęli naprzeciwko siebie, oddając honoru. Gdy ruszyli do przodu Eleanor, aż pisnęła wpatrując się w scenę walki. Chwilę później cały tłum, aż wciągnął oddech, aby następnie wydać okrzyk radości. Rycerz z północy najpierw mimo ciężkiej zbroi, zdołał wychylić się w siodle, przez co lanca jego przeciwnika przeleciała dobry metr od niego, aby następnie w czasie galopu przerzucić swoją lancę do drugiej ręki, trafić swojego przeciwnika wprost idealnie i zrzucić na ziemię. Większość ludzi podniosła się składając zwycięzcy owacje. Alerie, która uwielbiała turniej wyglądała na zaskoczoną. -Tego człowieka można trafić, ale nie uniknie się jego broni - powiedziała do siedzących najbliżej -Popisuje się bękart - Arving Fowler, który akurat nie miał pojawić się w pierwszej serii przejazdów powiedział do bladego jak ściana Garetha Kenninga. Po kolejnych mniej ciekawych pojedynkach na środek pola wyjechał Cletus Farman i Rickar Piler zaprzysiężony miecz Cliftonów. Po czterach przejazdach, gdy żaden z rycerzy nie został powalony na ziemię, walka została przerwana. Po krótkiej konsultacji to ser Piler został uznany zwycięzcą. Trzy razy trafił Cletusa, dwa razy łamiąc swoją lancę, sprytnie pozwalając aby ciosy jego przeciwnika ześlizgiwały się po jego zbroi. Widać było, że Farman był niezadowolony, nikt jednak nie kwestionował tej decyzji. Kolejnym ciekawym wydarzeniem był pojedynek Hortona z jakimś mniej znanym wędrownym rycerzem. Dwaj kombatanci trafili siebie, w ten sposób, że obaj znaleźli się na ziemi. Alerie, aż wciągnęła powietrze. Inni obserwujący zaczęli głośno zachęcać obu do walki. Przyniesiono im miecze i tarcze, natarli na siebie. Blok i cios, cios i blok ... zejście. Walka trwała chwilę, ale po jakimś czasie wędrowny rycerz padł na kolano poddając się Haigowi, który zdołał wypracować nad nim co prawda niewielką, ale jednak przewagę. Poobijany zarządca i jego przeciwnik zostali doprowadzeni do maestra. Na sam koniec pozostał przejazd Craiga Caldwella, ten w drugim przejeździe zdołał zrzucić z konia ich własnego domowego rycerza. Po chwili przerwy wrócono do walk, niedaleko podestu pojawił się natomiast Adden Snow, który tym razem miał nie walczyć w tych przejazdach. Tuż przy początku Craig Caldwell stanął naprzeciwko siedzącego w swojej bogato zdobionej zbroi Arvingowi Fowlerowi. W pierwszych trzech przejazdach oboje rozbili swoje lance, ale utrzymali się w siodle. Zaraz ruszono do ostatecznego ataku. W czwartym przejeździe .... oboje rozbili swoje lance! Podjechali na koniach pod podest. Odbyła się długa debata sędziów, w pewnym momencie dyskutowano coraz głośniej ... w końcu ... zwycięzcą został ogłoszony Craig! Sędziowie przyznali, że sami mieli duży problem z rozstrzygnięciem tego. Znawcy twierdzili, że rycerzowi udało się dokonać tej sztuki w ostatnim przejeździe, gdy zaprezentował się lepiej od Fowlera, który na sekundę stracił po prostu panowanie nad sobą. Niestety od tego zwycięzca Caldwell nie stał się bogatszy, gdyż wygrana przez decyzję sędziów nie oznaczała przyznania ni konia, ni zbroi pokonanego. Fowler patrzył na Craiga nienawistnym wzrokiem, podał mu jednak dłoń ... Po paru kolejnych przejazdach na koń, mimo próśb Alerie został wsadzony Horton, który wyglądał na mocno poobijanego, naprzeciwko niego stał Gylbert Prester, który wykorzystał słabość Hortona i uderzył go w osłabiony po poprzednim pojedynku bok. Ser Haigh jęknął z bólu, na chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami, a gdy otworzył je znajdował się na ziemi ... pokonany. Szczególny zawód jęku dało się usłyszeć od strony, gdzie znajdowali się obserwujący walkę prostaczkowie ... Rickar Piler ponownie odniósł zwycięstwo, w drugiej gonitwie. Reynard Tarbeck przejechał 4 gonitwy, ze swoim przeciwnikiem, ale został dość szybko uznanym zwycięzcą przez sędziów. W trzeciej serii, zaczęli wyłaniać się faworyci. Z nich Craig Caldwell, Gylbert Prester oraz Tarbeck pokonali z łatwością swoich mniej znanych i lubianych przeciwników. Zaś w ostatniej gonitwie dnia stanęli naprzeciwko siebie Ryckar Piler oraz Adden Snow, wieczór był przyjemny i chłodny. -Wilk! Wilk! Wilk! Wilk zwycięży! - -Rickar "Czarny Koń!"- prawdą było to, że ostatnie gonitwy były mniej ciekawe, dlatego pewnie ta pozostawiona na koniec dnia, budziła tyle emocji. Wszyscy ludzie, duzi i mali stawiali pieniądze, czy inne cenne pamiątki. Nawet Alerie dała się ponieść emocjom stawiając trochę pieniędzy na zwycięstwo Snowa. Podczas pierwszego przejazdu rycerz z Północy ponownie uniknął ciosu swojego przeciwnika, jego zaś lanca wylądowała idealnie, rozbiła się na napierśniku Rickara i tylko dzięki umiejętnościom jazdy tego, nie doszło do rozstrzygnięcia. Wywołało to kolejne owacje, krzyki i zakłady. Gdy wymieniono niepotrzebną już lancę ruszono kolejny raz. Tym razem Piler wyczuł intencję bękarta Starków i rozbił swoją lancę na jego zbroi, sam jednak został również trafiony, oboje pozostali w siodłach, chociaż uderzenie minimalnie lepiej wytrzymał ser Adden. -O nie ... - wyszeptała Eleanor, gdy wrzawa przybrała na sile, a rycerze szykowali się do kolejnego przejazdu. Wiele osób wstrzymało oddech. Rickar pochylił się, aby stanowić mniejszy cel ... Adden przyspieszył swojego konia ... aby w ostatnim momencie zwolnić bieg, myląc przeciwnika, który nie trafił go. Zaś uderzenie bękarta okazało się dobre, jego przeciwnik leżał na ziemi nieruchomo. Przy pomocy sług, udało się w końcu rycerzowi stanąć na równe nogi. Niestety niemożliwe okazało się zarówno zdjęcie hełmu z jego głowy, jak i rozpięcie napierśnika. Odprowadzono go z pola walki. Walki zakończyły się i ludzie, jedni biedniejsi a drudzy bogatsi zaczęli odchodzić do swoich zajęć ...
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty Ostatnio edytowane przez Hawkeye : 05-09-2016 o 21:11. |
10-09-2016, 15:13 | #46 |
Reputacja: 1 | Mildrith, wygodnie ulokowana na krześle wyłożonym miękkimi poduszkami, karmiła swojego kota maczanymi w słodkim sosie skrzydełkami przepiórek. Jedna z dam zwróciła jej uwagę, że drobne kości mogą zabić jej ulubieńca, przebijając mu gardło. Mildrith uśmiechała się uprzejmie i uroczo, a drobne kostki trzaskały miażdżone w pysku Zbytka, który delikatnym zwierzątkiem nie był, pomimo delikatnego i miękkiego futerka. |
12-09-2016, 22:40 | #47 |
Reputacja: 1 | Seathan i rodzina Cleverly. Seathan pierwszy dzień turnieju spędził bawiąc się z rodziną Pani żony. Zaproszeni do loży dziadek i ojciec Mili, znaleźli z młodym dziedzicem wspólny język. Seathan spędził wystarczająco dużo czasu na żelaznych wyspach. By mieć co opowiadać, rozmówcy zaś nie pozostawali mu dłużni. Przerzucali się opowieściami, dobrze czując się w swoim towarzystwie. Jedli i pili, a na koniec dnia zasiedli do wspólnej biesiady. Tam przeszli jak to wspólnie określili do konkretów. Zaraz po zapewnieniach typu wszystko dla rodziny i jej dobra. Wszak teraz nią byli. ************************************************** ******** Seathan i "Uśmiechnięty Wilk" poczęstunek. Młody dziedzic następnego dnia wykorzystał okazję by w końcu porozmawiać z ser Adenem. Mili opowiedziała mu o efektach ich pogaduszek a Seathan uznał, że nie ma na co czekać. Rycerz i jego Wilczęta mogli w każdej chwili zawrzeć umowę choćby słowną na najbliższy czas. Wtedy znając zasady rycerza o takiej sławie Seathan mógłby się dwoić i troić. Z umowy byłyby nici. Wartość ich słowa, dla ludzi z gliny ser Adena było bardzo ważna. Honor i reputacja to ważne składowe ich życia. Nie wiedzieli jakie sekrety skrywa ser Aden. Dowiedzą się z czasem, gdyby były przytłaczające. Cóż powołując się na to można anulować każdą umowę. Warto było zaryzykować. Każdy kto ma odrobinę oleju w głowie, w dobie walk z żelaznymi próbowałby zrobić to samo. Liczył, że będzie pierwszy. |
14-09-2016, 21:38 | #48 |
Reputacja: 1 | 2 Miesiąc 212 roku AL 18 dzień miesiąca, popołudnie Ziemie zachodnie Reaver’s Rest Seathan nie wiedział, czy pogratulować Hortonowi znalezienia podejrzanego osobnika, czy irytować się na to, że ten mu uciekł z łatwością. - To może być jakiś zabójca. Wątpię byśmy odgadli jego motywy. Mamy na zamku ludzi utentowanych w rysunku? Szkicowaniu węglem konkretnie, na podstawie opisu ser Hortona możnaby sporządzić portret. Strażnicy łatwiej przyswoją jego wygląd. Trzeba im zaznaczyć ze intruz może się poruszać w przebraniu. Ma jakieś znaki szczególne? - Lordzie, wybaczcie, że się wtrącam. Człowiek ten musiał być świetnie wyszkolony, skoro z taką łatwością potrafił unicestwić dwójkę zbrojnych i zbiec. Kogoś z takimi umiejętnościami nie wysyła się do zabicia byle kogo. Skoro kręcił się po placu turniejowym, to ktoś z możnych był ich celem. Proponowałbym wzmocnić straże, będą zmieniać się częściej, ale będą liczniejsze. To samo tyczy się patroli na podzamczu, jeśli oczywiście mogę podzielić się swoją opinią na ten temat - dodał. - Prosiłbym również, by moi podkomendni mogli pełnić wartę przy Waszych Lordowskich Mościach - nie mogli wykluczyć, że Seathan albo Mildreth byli celem ataku. - Miał mocno utrudniający przyjrzenie się mu dokładniej strój leśnika - Odczekawszy, aż Craig skończy mówić, odpowiedział na pytanie dziedzica. - Jeśli chodzi o cechy charakterystyczne, to w całym tym chaosie odnotowałem dwie, mianowicie sprężysty krok, choć to można akurat ukryć, jeśli zdaje się sobie z tego sprawę, a także wzrok, sposób patrzenia, beznamiętny i zimny. Zachowywał się jak ktoś wyszkolony w walce, być może żołnierz - kontynuował. Był zmęczony, niespodziewanym zamieszaniem i niebezpieczeństwem, a także długimi przygotowywaniami do turniej. Zaczął się zastanawiać, czy wzięcie udizału turnieju to dobry pomysł. Zauważywszy, że w zamyśleniu nagle zamilknął, z powrotem podjął temat. - Caldwell ma rację, to nie był podrzędny zbir, ani zabłąkany banita zlękniony tego, że mogą odkryć jego tożsamość. Ten człowiek może być zabójcą bądź szpiegiem, a na pewno jest niebezpieczny. Musimy zadbać o dokładniejszą ochronę, przede wszystkim twojej małżonki i ciebie - wskazał na Seathana. - A także naszego ojca, Lannisterów i innych gości. Sądzę, iż przydałoby się nam nieco dodatkowych ludzi. Nie chcę rozgłaszać tego incydentu, ale część lordów, którzy są u nas w gościnie, przywiodła ze sobą własnych ludzi. Noszę się ze zwróceniem się do najbardziej zaufanym o użyczenie nam kilku mieczy, a także poinformowanie ich o dodatkowym niebezpieczeństwie. Reynów, jak sądzę, myślałem również o Snowie, który ma na rozkaz całą kompanię. Co sądzisz na ten temat, Seathanie? - Nie możemy wywoływać paniki. Zbrojni innych rodów patrolujący teren wywołają niepotrzebne zamieszanie. Tak samo jak informacja “przepraszamy proszę uważać, na polach turniejowych grasuje zabójca” Dyskretnie powiadomię jedynie Lannisterów. Wzmacniamy straże i czekamy. Craig weźmiesz najbardziej nadających się do tego ludzi i w przebraniach zaczniecie go szukać. Ser Duncan ci doradzi kto się nadaje. Takich dyskretnych i potrafiących działać w takich warunkach. Zwrócę się też do Cleverlych, oni mogą nam podesłać ludzi którzy… też by się nadawali. Im więcej tym lepiej, taka cicha obława. Zaczęta już teraz, za zgodą Lorda Simona. Wzmocnione straże mogą go z jednej strony zniechęcić. Z drugiej może dorwie go obława, lub zmuszony poziomem bezpieczeństwa podejmie ryzyko i się odsłoni. - Craig występuje w turnieju - przypomniał Haigh. - O ile sam plan obławy jest trafny, to wybrałbym do wykonania go kogoś innego, ser Duncana, albo może Appletona bądź Garetha Brynna. Chciałbym też, żeby jeden z tych mężczyzn zajął się koordynacją ludzi chroniących szlachetnie urodzonych gości, podczas gdy ser Caldwell będzie stawał w szranki. Wolałbym, żeby ktoś doświadczony miał oko na zbrojnych, kiedy oni będą mieli oko na ciebie, Seathanie, a także na resztę rodziny i resztę weselników. - Ser Duncan to doświadczony rycerz, niech zajmie działaniami defensywnymi. Zapewni bezpieczeństwo na naszej ziemi. To priorytet. Obława na zabójce - tu na chwilę przerwał - to zupełnie inna sprawa. Uważam, że powinien odpowiadać za nią ser Craig. Jakie wyda rozkazy, komu to powierzy... to jego sprawa. Udział w turnieju to jedynie drobna niedogodność z którą z pewnością sobie poradzi. Hortonie liczę że mimo wielu obowiązków, włączysz się do poszukiwań. Widziałeś go jako jeden z nielicznych. Skinął głową z podziękowaniem za zaufanie, zawarte w słowach Seathana: - Tak zrobię, jeszcze przed turniejem zwołam ludzi i wyznaczę im zadania. Mam zamiar wysłać też ludzi do portu i wioski, to najbardziej oczywista droga przybycia i ucieczki, ale nie zaniedbam też innych kierunków. Rozumiem, że Lorda najbardziej interesowałaby, żywa osoba ewentualnego jeńca? Wydam takie rozkazy swoim ludziom, ale jeśli nie będzie innej możliwości… dostaną pozwolenie na unieszkodliwienie. - głos Ser Craiga był rzeczowy i spokojny. Polowanie… hmm.. to była ekscytująca rozrywka… - moimi ludźmi pokieruje Brynn, nie jest może szlachetnie urodzony, ale to człowiek godzien zaufania. Do tego dyskretny i doświadczony - dodał na koniec. - Niech nasi ludzie przeczeszą lasy i przygotują wąskie gardła na traktach i rzece - rzekł spokojnie Horton. - Kiedy dzisiejszy turniej się skończy, razem z Brynnem i wyznaczonymi przez Craiga ludźmi udam się na poszukiwania. - Nie ukrywał, że to nieco przekreślało plan konnej przejażdżki ze Snowem, choć o tej zapewne i tak w tej sytuacji nie mogło być mowy. Uznał, że zaprosi go na wino i poprosi Alerie, żeby zaprosiła swoją siostrę. Musi wysłać kogoś do Vaenora, żeby dać mu znać o planie spotkania i tym, że ma uświetnić spotkanie muzyką. Westchnął. Miał wszystkiego szczerze dość, spisków i głupich pomysłów. Niech Eleanor porozmawia ze Snowem, a on sam zachowa mniej w dobrej pamięci, pomyślał. A Vaenor niech porozmawia z bratem, póki jeszcze może. Lord przysłuchiwał się całej rozmowie z nieodgadnioną miną, widać jednak było, że intensywność ostatnich paru dni, lekko go zmęczyła. Oparł się w swoim fotelu, przymykając oczy i analizując wszystkie informacje - Wykonajcie wasze plany, są dobre - milczał jeszcze chwilę patrząc na wszystkich zebranych - Nie wiemy po co tu jest, ale na pewno jest zawodowcem. Wiedział kiedy uderzyć, aby bezpiecznie zniknąć. Zaryzykował też skok do rzeki. Ser Hortonie, nie miejscie sobie nic za złe. Zrobiliście to, co wtedy każdy uznałby za słuszne. Teraz jednak znamy możliwości teog człowieka. Zachowajcie uwagę. Chcemy dowiedzieć się dla kogo pracuje … ale … Jeżeli zrobi się zbyt niebezpiecznie … zabijcie go - - Nie mam sobie tego za złe - spokojnie i zgodnie z prawdą odpowiedział Haigh. - Choć nie ukrywam wrażenia, panie ojcze, że gdybym ogłosił alarm szybciej, nawet ryzykując brak dyskretność, szanse na złapanie tego mężczyzny by wzrosły. Ale co się stało, to się nie odstanie. - Być może. Jednak znamy teraz zagrożenie, gdybyś ogłosił alarm … Nie wiemy jaki byłby następny krok w tej rozgrywce - stary człowiek westchnął - Nie, nie … nie potrzeba nam żadnych sensacji, nie teraz. Nie przy Lannisterach. Zachowajmy dyskrecję - - Oczywiście - Horton przyznał nestorowi rodu rację i powstał z krzesła. Czas uciekał, a musiał jeszcze założyć na siebie zbroję, zaś przed tym załatwić garść naglących, ostatnich spraw. Oparłszy się o blat stołu, przesunął wzrokiem po rozmówcach. - Czy ktoś chce jeszcze coś dodać? Nie ukrywam, że ceremonia otwarcia turnieju zbliża się wielkimi krokami i nie możemy się spóźnić, żeby nie wypaść źle przed gośćmi. - Zlikwidujcie go tylko w ostateczności - powiedział Seathan wstając. - Mogłeś zrezygnować - uparcie, po raz kolejny Alerie powtórzyła zdanie, które wypowiadała raz za razem przez ostatni kwadrans. Poobijany na całym ciele Horton syknłą tylko, pozwalając żonie skończyć obwijać posmarowane sińce lekkimi bandażami. - Masz rację - powiedział ni z tego, ni z owego zarządca, zaskakując tym samym swoją małżonkę, która przez ostatnie kilka minut słyszała od niego zupełnie inną piosenkę. Kiedy myślał o tym, że zrzucił go z konia przeklęty Gylbert Prester robiło mu się słabo, a jeszcze gorzej czuł się ze świadomością, że musi odkupić swoją zbroję od dziedzica Feastfires. Wędrownemu rycerzowi oddał jego ekwipunek i konia bez konieczności zapłaty, ale jednocześnie zaoferował mu wstąpienie na służbę Seaverów. Jego przeciwnik w pierwszej walce mógł nie być najlepszym wojownikiem - Horton nie był, ale zdołał go pokonać - ale to zawsze kolejny miecz w tych czasach, o ile oczywiście mężczyzna zachowa się po honorowemu. Haigh nie musiał martwić się nadmiernie o pieniądze na okup, ale i tak był na siebie zły. Miał w zwyczaju zrzucać winę na kogoś innego i tak też było tym razem, kiedy powodu swojego niepowodzenia szukał w wydarzenaich z poranka. Paskudny dzień, jak dla Hortona, ale tylko dotychczas. Za to Caldwell musi być wniebowzięty. To było wspaniałe zwycięstwo. Ponadto, Snow musi być zachwycony faktem, że lord Skyreach odpadł już na samym początku. Istniała szansa, że czekało go jeszcze wino z ser Addenem i jego szwagierką. Musiał wziąć się w garść, poprosić żonę, żeby zaprosiła swoją siostrę, wysłać kogoś, żeby poprosił Vaenora o zagranie na miejscu. A poza tym zapewne spadnie mu na głowę masa innych obowiązków, poszukiwanie “leśnika” przed wszystkim. |
18-09-2016, 11:34 | #49 |
Reputacja: 1 | Reaver Rest i okolice wieczór-noc, 18 d/2 m-c/212 AL Czas po turnieju płynął zaskakująco wolno. Po pełnym wydarzeń dniu, zachód słońca oświetlający zakola rzeki i stare mury zamku, wydawał się być zwiastunem błogiego spokoju i nudy. Oczywiście pojawiło się więcej strażników, mieli portret, który okazał się jednak niezbyt pomocny. Niestety twarz Łowczego okazała się być podobna "zupełnie do nikogo". Miał ten rodzaj urody, który szybko wypadał z głowy, lub innymi słowy oprócz wyróżniających go oczu, jego rysy można było przypisać komukolwiek. Co niestety widocznie nużyło strażników i otępiało ich czujność. Zresztą po kilku godzinach nerwowej atmosfery, wydawało się, iż adrenalina zaczęła ich powoli opuszczać. Przychodziła rutyna i znużenie, rutyna i znużenie, które niestety mogło zabijać. Większa ilość strażników uszła uwadze praktycznie wszystkim gościom w zamku i na jego błoniach. Zresztą na polu namiotowym trwała najlepsza zabawa. Rycerze i ich poczty potrafiły rozładować atmosferę. Jedni pili zadowoleni, ze swoich zwycięstw. Inni opijali smutki, albo pili próbując uzyskać dobrą cenę za swój sprzęt. Wśród nich znalazł się również Horton Haigh, który musiał odkupić swoją zbroję od Prestera. Ten okazał się jednak w miarę wyrozumiały. Jego cena nie była wygórowana, niestety nie odpuścił paru kąśliwych uwag wygłoszonych przy pitych kielicha wina. Koniec końców, koń i zbroja wróciły do zarządcy, za ułamek ich wartości. Jednakże 6 złotych smoków, które musiał wydać mocno obciążały jego własny "skarbczyk". Plusem tych walk była chęć zgłoszenia się na służbę pokonanego wędrownego rycerza, który z wdzięczności chętnie był gotów choćby i dziś złożyć przysięgę Lordowi Seaverowi. Craig Caldwell był w dobrym humorze. Zwyciężył w swoich walkach i był o te kilka kroków bliżej zwycięstwa w całym turnieju. Niestety, nie wzbogacił się za bardzo. Nie mógł wydębić pieniędzy od rycerza zaprzysięgłego Seaverom. Nie chodziło o fakt wspólnej służby, chociaż i to wziął pod uwagę. Po prostu wydało się to ... niezbyt opłacalne w takim dniu. Ród mógłby nie być zadowolony wypłacając zobowiązania zaprzysiężonego rycerza, komuś również im służącemu. Drugi z pokonanych okazał się nad wyraz przekonujący. Przepijał do rycerza lejąc mu naprawdę dobre wino. Kruszył, kruszył i skruszył w końcu jego obronę. 5 Złotych Smoków zmieniło właściciela, a oręż i koń powrócił do pokonanego. Tymczasem na zamku dało się wyczuć nerwową atmosferę. Lord Simon poczuł się gorzej i udał się na spoczynek do swojej komnaty. Trevyr, który przyszedł mimo protestów go przebadać mógł z ulgą stwierdzić, że było to tylko przemęczenie. Starszy człowiek mocno musiał nadwyrężać się przez ostatnie kilka dni "lub kilka dekad", przeszło mu przez głowę i teraz wiek dawały o sobie znać. Jednakże nie było to nic, co sen, odpoczynek i brak stresów, nie mogłyby uleczyć. Gdy maester wyszedł z komnaty Lorda udał się do swojej wieży. Poszukiwania tajemniczego leśnika trwały nadal, nawet jeżeli tylko za pomocą kruków. Zmysły starego szeptacza krzyczały i wołały. Coś było nie tak. Czarne chmury zbierały się nad rodem. Starszy maester czuł w swoich kościach ... wielkimi krokami zbliżało się coś niedobrego. Wszedł do krukarni, wysyłając ptaki z kolejnymi wiadomościami. Ktoś musiał znać tożsamość człowieka, który ranił ich strażników ... Trzeba było tylko tego kogoś znaleźć. Seathan i Mildrith spożywali właśnie kolację, gdy do ich pokoju niemalże wtargnął jeden ze służących. -Panie najmocniej przepraszam, ale Ser Royland prosi o posłuchanie - Niechętnie, bo niechętnie jednak młody Lord skinął, aby wprowadzić rycerza. Ten wszedł pobrzękując zbroją i bronią wiszącą u pasa, nie wydawał się wcale zadowolony znajdować się w tym miejscu. -Poinformowano mnie, że Lord Simon udał się na spoczynek. - powiedział od progu stając w lekkim rozkroku. Spojrzał na parę nowożeńców, po czym skupił swój wzrok na Seathanie. -Dostałem wiadomość o tym napastniku co uciekł Haigowi. W Uśmiechu zatrzymała się trójka dziwnych ludzi. Dwóch mężczyzn i kobieta, wszyscy uzbrojeni. Z wyglądu najemnicy ze Wschodu. Postanowiłem więc ich wypytać skąd wzięli się w wiosce, w tak ... dogodnym czasie. Niestety trzymchnęli nim moi strażnicy zdołali ich przyprowadzić przed moje oblicze. Wysłałem za nimi pościg, napotkałem po drodze paru żołnierzy z naszego patrolu, to wysłałem ich do pomocy. Przyjechałem jednak osobiście przekazać te wieści. Najwyraźniej coś się szykuje, skoro menty wszelkiej maści zaczęły do nas zajeżdżać - Czyżby spokojny wieczór miał zamienić się w kolejną gonitwę? Chyba odgadując ich myśli ser Royland powiedział na głos -10 lat pilnuję porządku na tych ziemiach, dbam o prawo Lorda i prawo Królewskie. Znam się na swojej pracy, nie ma co posyłać za nimi dodatkowych żołnierzy. Jest ich mniej, jadą lżej obciążeni. Może ich znajdziemy, może i nie, ale z pewnością pogoniliśmy im dzisiaj kota. - w jego głosie łatwo dało się wyczuć pewną niechęć, czy była ona skierowana do jego przyszłego Lorda, czy może dotyczyła najemników? Przez chwilę wyglądał jakby rozważał powiedzenie jeszcze czegoś, jednakże zamilknął patrząc na Mildrith Seaver. Po chwili westchnął. -Nie będę dłużej przeszkadzał młodej parze w kolacji. Udam się na spoczynek, dzisiejszy dzień był męczący, pędziłem też na złamanie karku, a chciałem jeszcze nad ranem porozmawiać z Lordem Simonem. - Rycerz odczekał stosowną chwilę nim odwrócił się na pięcie i wyszedł z komnaty. Tymczasem na dziedzińcu zamkowym trwały przygotownia do nocnych patroli, mających przeszukać teren i jak miano nadzieję odnaleźć tajemniczego leśnika i trójkę zbiegłych najemników. Żołnierze jeździli po terenie należącycm do Seaverów przeczesując lasy, sioła i chutory. Narobiono rabanu, ale mimo poszukiwań nie udało się odnaleźć żadnego z nich. Reaver Rest i okolice ranek-popołudnie, 19 d/2 m-c/212 AL Drugiego dnia turniej zaczynał się od rana, najpierw odbyła się krótka parada tych, którzy przetrwali poprzedni dzień. Odnowiono przysięgi toczenia walk według zasad sztuki rycerskiej. Siedzący na podwyższeniu Lord Simon, nie wyglądał na zadowolonego. -Dzisiaj cieszmy się zakończeniem turnieju - powiedział do rodowców siedzących najbliżej niego -Jutro ... jutro zajmiemy się zbliżającą burzą -. Tym razem tłum był jeszcze większy. Chłopi obserwowali starcia z daleka, ale na trybunach i wokół nich ustawili się rycerze, wolni i żołnierze, każdy chcący być świadkiem, walk które wyłonią zwycięzcę. Najlepszego żołnierza tego turnieju. Mężczyźni komentowali zdolności walki, każdego z uczestników. Często dało się słyszeć wymieniane między sobą "dobre rady" i wskazywanie błędów, jakie popełniali uczestnicy. O dziwo najczęściej w ustach osób, które albo nie brały udziału w turnieju, albo odpadły na wczesnych etapach. Po pierwszych paru gonitwach jasne stało się, że uczestnicy prezentowali wyższy poziom niż wczoraj. Walki były bardziej zaciekłe. Więcej osób lądowało razem ze swoim przeciwnikiem na ziemi, aby kończyć walki przy użyciu miecza. Tłumy skandowały, a wśród tego pokazu męstwa dało się zapomnieć o wszystkich troskach. Przynajmniej na jakiś czas. Pojawienie się na arenie Craiga Caldwella wywołało entuzjastyczną reakcję wśród zebranych strażników i żołnierzy Seaverów. Miejscowi nadal mieli swojego faworyta w grze. W pierwszym tego dnia starciu stanął naprzeciwko starszemu sędziemu rodu Reinów. Rycerz mimo tego, iż był łysy, a jego brodę pokrywała siwizna, okazał się we wcześniejszych walkach groźnym przeciwnikiem. Caldwell zauważył jednak jego słabość, w kierowaniu koniem i miał nadzieję to wykorzystać. Po pierwszym przejeździe to Craig znalazł się w lepszej pozycji. Nie zdołał jednak zrzucić przeciwnika. Jednakże tłum skandował jego imię. Podczas drugiego przejazdu były raubritter zdołał wykorzystać słabość swojego przeciwnika, trafiając go idealnie w pierś i zrzucając na ziemię. Wywołało to wiwaty i kolejne zakłady stawiane na miejscowego mistrza. Gylbert Prester w swojej walce po trzecim przejeździe został zrzucony na ziemię. W ostatniej z 16 par został Adden Snow i Reynard Tarbeck. Obaj prezentowali jeden z najwyższych poziomów w turnieju, walka więc wywoływała duży entuzjazm tłumu. Walka stała na naprawdę wysokim poziomie. Obaj uczestnicy raz po raz trafiali siebie, w dobrym stylu. Po jednym z przejazdów minimalna przewaga Ser Addena stopniała i wydawało się, że przed ostatnim przejazdem zwycięży Tarbeck. Jednakże właśnie wtedy kolejne uderzenie lancy Snowa wytrąciła go z siodła i Reynard znalazł się na ziemi. Został podniesiony przy pomocy sług, ale mimo swojej przegranej zebrał spore brawa za zebranych. Po kolejnych rundach walk okazało się, że to samej finałowej walki dostali się Craig Caldwell i Adden Snow. Ten pierwszy w obu przypadkach został uznany zwycięzcą dopiero przez sędziów. Drugi dwa razy zrzucał swoich przeciwników z siodła. Napięcie sięgnęło zenitu, co sprytnie zostało wykorzystane przez mistrza ceremonii, który zarządził przerwę. Tłum gęstniał z każdą chwilą. Wszyscy pragnęli zobaczyć ostatnią walkę między miejscowym a przybyszem. -Zachód kontra Północ - dało się słyszeć szepty niektórych. Po stawianych zakładach dało się również wyczuć, że większość pragnęła, aby to pochodzący i mieszkających w tych stronach Ser Craig zwyciężył. Niektórzy po prostu dlatego, że go znali. Inni pragnęli udowodnić, że zachód potrafi wyprodukować najlepszych rycerzy w Siedmiu Królestwach. -Caldwell! Caldwell! - dało się słyszeć ze wszystkich gardeł gdy przeciwnicy stanęli naprzeciwko siebie. Ten pomachał tłumowi, ciesząc się z tego zainteresowania. Większość miejscowych dam również wiwatowała, być może mając nadzieję, że rycerz je ukoronuje "Królową Miłości i Piękna". Tymczasem baza kibiców Snowa znacznie się skurczyła, a oprócz rycerzy, których pokonał jedyną osobą, która chyba naprawdę pragnęła jego zwycięstwa była Eleanor. Nawet jej siostra, obserwowała teraz walkę raczej jako neutralny obserwator. Na dźwięk trąb obaj rycerze ruszyli na siebie. Kopia ser Craiga przeleciała obok Snowa, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Jego przeciwnik trafił go w tarczę, z trudem, bo z trudem czując ból w ręce Caldwell utrzymał się w siodle. Gdy dojechał na swój koniec pola odrzucił tarczę, która uderzając o ziemię rozpadła się na pół. W drugim przejeździe obaj przeciwnicy trafili siebie, nie czyniąc zbyt dużej krzywdy. Na półmetku o ile Craig zbyt lekko trafił swojego przeciwnika, to tego ponowne uderzenie sprawiło, że kolejna tarcza piastuna Mildrith stała się bezużytecznym kawałkiem żelastwa. Po tych trzech przejazdach zarządzono przerwę. Na razie żaden z przeciwników nie zdołał zrzucić drugiego, ale dwie tarcze leżące na ziemi po stronie Caldwella, nie najlepiej świadczyły o szansach rycerza. -Musi zrzucić bękarta z konia - usłyszeli przebijający się przez ciżbę głos Fowlera. -Tylko wtedy wygra-. Tymczasem Caldwell czuł odrętwienie ogarniające jego rękę. Ser Adden wykorzystywał swoje doświadczenie, aby raz za razem uderzyć w to samo miejsce. Mimo zbroi Craig wiedział, że walka skończy się dużymi sińcami. Po krótkim występie bardów i uprzątnięciu areny, przeciwnicy ponownie stanęli naprzeciwko siebie. W kolejnym przejeździe obaj rycerze mieli problem, aby po trafieniu utrzymać się w siodle. Craig trafił dobrze w zbroję swojego przeciwnika wgniatając ją i utrudniając lekko ruchy rycerza z północy. Był pewien, że zdoła go tak ponownie trafić. Teraz powinno być już łatwiej i wykorzystując to, zrzucić go z siodła. Ruszyli do przedostatniego przejazdu. Konie sapały, tłum ryczał z radości. Kopia Caldwella trafiła dokładnie tam gdzie chciał ... a przynajmniej powinna! Ryzykując Snow w ostatniej chwili pochylił się i zamiast uderzyć w osłabione miejsce Craig trafił w napierśnik. Po chwili poczuł uderzenie lądujące na jego lewym barku ... Poczuł, że wychyla się coraz bardziej. Nad oczami zobaczył niebo i przelatujące drzazgi z lancy jego przeciwnika. Poczuł uderzenie gdy wylądował na piasku pola turniejowego. Tłum zamilkł, słudzy przybiegli, aby pomóc wstać Caldwellowi, po krótkiej chwili jednak rozległy się oklaski dla zwycięzcy, a gdy leżący na ziemi rycerz został podniesiony, również dla pokonanego. To była dobra walka i Caldwell nie mógł mieć sobie nic do zarzucenia. Zaszedł wszakże bardzo wysoko ... Ser Adden zrzucił hełm, jego długie włosy rozwiał wiatr, gdy w pełnym galopie odebrał od swojego giermka przygotowaną wcześniej koronę z kwiatów. Nie zwracając uwagi, ani na tłum, ani na wiele panien, które chyba nagle zechciały zdobyć jego uznanie pojechał w stronę trybuny. Zwolnił lekko przy centralnej części trybuny, rzucając krótkie spojrzenie Mildrith i Seathanowi. Zatrzymał się tuż przy zdziwionej Eleanor -Pani ... - powiedział wyciągając laur, który widać teraz, że został złożony z różnokolorowych dzikich róż -Czy zechcesz przyjąć z moich rąk koronę Królowej Miłości i Piękności? - dziewczyna otworzyła usta, ale chyba nie zaufała swojemu głosowi. Wyglądała na całkowicie zaskoczoną, być może nawet przytłoczoną tą chwilą. Skinęła jednak głową, spuszczając swój wzrok w dół, pozwalając rycerzowi nałożyć wieniec na swoją głowę. Odbyło się to wśród części szczerych uśmiechów, sporadycznych żartów, oraz zawistnych spojrzeń rzucanych przez inne panny. Kilka minut później odbyło się wręczanie nagród, co ciekawe w imieniu ser Addena nagrodę odebrał młody Callor Velaryon, zaś Gareth Brynn zrobił to w imieniu ser Caldwella, którego jednak nieobecność łatwo było wytłumaczyć zabiegami, jakim poddał go Maester Trevyr. Choć poobijany były raubritter, mógł być z siebie dumny. Turniej oficjalnie dobiegł końca, ludzie zaczęli się rozchodzić. -W końcu - stwierdził Lord Simon do rodowców -Przynajmniej tą część uroczystości możemy zamknąć. Mam nadzieję, że nasi goście szybko rozjadą się ... w pokoju, a my będziemy mogli zająć się bardziej palącymi sprawami- podniósł się ze swojego miejsca chcąc wrócić na zamek. -Ser Hortonie, zajmiesz się oczywiście przygotowaniami, aby wyjazdy naszych gości odbyły się odpowiednim porządku ... Seathanie zajmij się twoją siostrą - powiedział rzucając krótkie spojrzenie najmłodszej Eleanor -Nie chcę aby coś głupiego strzeliło jej do głowy - po tych słowach w towarzystwie swoich strażników opuścił lożę ... Zbliżała się pora obiadowa, ale dzień był jeszcze dość młody ...
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |
22-09-2016, 23:10 | #50 |
Reputacja: 1 | Drugi dzień turnieju był trochę mniej stresujący dla Trevyra od dnia pierwszego, jednak zadrapania, złamania i stłuczenia nie stanowiły dla Maestera trudności. Gdy Trevyr opatrywał Caldwella wspomniał o naprawie rynsztunku i butelce wina wieczorem w wieży. Przed obiadem Maester starał się złapać Uśmiechniętego Wilka i zaprosić go na trochę wina, jednocześnie Maester liczył, że uda mu się porozmawiać o interesach. <reszta na doku>
__________________ Man-o'-War Część I |