Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2016, 12:19   #350
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Strażnik wysłuchał tego co miała do powiedzenia Liska. Początkowo zdawał się być nastawiony do tego sceptycznie, pewnie nie raz słyszał podobne bajki, jednak gdy usłyszał na kogo powołuje się dziewczyna i jakie informacje przynosi zmienił swoje podejście.
- Leć do Worreda i powiedz mu co słyszałeś. Niech on zadecyduje. - powiedział do jednego ze swoich podwładnych, a następnie zwrócił się do Liski
- Proszę, niech panienka usiądzie i poczeka. Zaraz dowiemy się co o tym myśli Czytacz.-

Dziewczyna posłusznie usiadła i czekała. W międzyczasie strażnicy poczęstowali ją wodą. Po pewnym czasie strażnik, który został posłany do Czytacza wrócił i powiedział - Chrissvor Wored chce panienkę widzieć, proszę za mną! -

Liska poderwała się z drewnianego stołka, na którym siedziała i posłusznie poszła za strażnikiem. Z miejsca pomiędzy murami, "przedsionka", gdzie czekała, poprzez drzwi w bramie przeszli do tak zwanych terenów zewnętrznych. Był to pas zabudowań mieszkalnych i usługowych, zbudowany w okół centralnej budowli - Wielkiej Biblioteki, która otoczona była kolejnym murem. Budynek jej robił z bliska jeszcze większe wrażenie niż z daleka, grube mury, strzeliste wieże bardziej sprawiały wrażenie zamku niż biblioteki. Tereny zewnętrzne stanowiły coś w stylu podgrodzia, tutaj mieszkali zwykli ludzie, którzy zajmowali się pracą w Candlekeep, był garnizon strażników, świątynia Oghmy, obora - słowem było to małe miasteczko, zbudowane wokół zamku. Strażnik powiódł Liskę w kierunku centralnej Twierdzy. Tereny wewnętrzne stanowiył wspaniały ogród, pełen parterów kwiatowych, boskietów oraz wspaniałych fontann. Liska była zaskoczona pięknem tych terenów. Do wielkiej biblioteki wiodły duże drzwi, po przekroczeniu, których dziewczyna poczuła trzy rzeczy. Zapach starych, zakurzonych tomisk, który przywiódł jej na myśl pokój swojej babki, przyjemny chłód panujący wewnątrz i zupełnie inną atmosferę. Zgiełk podgrodzia został za drzwiami, w środku panowała cisza, spokój. Dziewczynie aż włosy zjeżyły się na karku. Gdzieniegdzie słychać było szepty mnichów, stłumione rozmowy lub kroki odbijające się echem po całej twierdzy. Strażnik zaprowadził dziewczynę na marmurowe schody, którymi dostali się na czwarte piętro twierdzy. Następnie zaprowadził ją w głąb korytarza, aż zatrzymał się przed jakimiś drzwiami. Zapukał w nie, a następnie otworzył
-Czytaczu, to ta dziewczyna, o której ci mówiłem- powiedział, skłonił się i nakazał gestem ręki aby Liska weszła do środka.

Wnętrze pokoju wyglądało jak gabinet maga albo innego uczonego. Wszędzie było pełno ksiąg, zwojów i masę notatek. Za biurkiem, które ulokowane było w centralnej części pokoju siedział starszy mężczyzna, gładko ogolony i ubrany w ciemnozielone szaty. Gestem wskazał Lisce krzesło, które znajdowało się naprzeciw niego, a gdy dziewczyna usiadła powiedział

-Witaj dziecko, jestem Chissvor Wored, podobno masz informacje na temat naszego brata, Nyrvera Dytrochy?-

***

Po pewnym czasie do pokoju zapukał znów ten sam strażnik mówiąc:

-Czytaczu, przybyło jeszcze troje podróżnych, podają się za znajomych panienki, jednakże ona powiedziała, że jej towarzysze zginęli. Co mamy z nimi zrobić?-


Orianna posłusznie rozluźniła się i skinęła głową na znak, że zachowa ciszę. Wtedy też uścisk się rozluźnił, a osoba, która ją złapała odwróciła dziewczynę. Jej oczom ukazał się Gnorst, uśmiechając się delikatnie łowca przyłożył palec do ust, nakazując po raz kolejny ciszę. Następnie wskazał palcem jakiś kierunek, a gdy Orianna powiodła tam wzrokiem zauważyła, dwie postaci przeszukujace okolicę. Byli to ci sami, którzy napadli na nich na drodze do Candlekeep.
-Muszą gdzieś tu być. Nie mogli uciec daleko. Mam nadzieję, że ich znajdziemy inaczej Gery da nam w kość. Już i tak jest wściekły, że Cymbiir i Diest nie żyją. Dobrze, że chociaż usiekliśmy dwójkę z nich, bo jakby tak uciekli bez strat to jeszcze by pomyślał, że do niczego się nie nadajemy i sam nas załatwił, albo złożył w ofierze, jak tego półelfa...- mówił jeden z nich, najprawdopodobniej łucznik.
Gnorst ruchem dłoni nakazał Oriannie przykucnięcie i pokazał jej kierunek, w którym mieli podążać. Przez chwilę przedzierali się przez zarośla, a gdy łowca uznał, że są na tyle daleko od napastników, że nie będą w stanie ich zobaczyć odwrócił się do Orianny i powiedział
-Teraz, biegiem!- i dwójka poszukiwaczy przygód puściła się pędem w kierunku Candlekeep.


Gdy dotarli do bram Twierdzy Orianna i Gorst nie mogli uwierzyć w swoje szczęście. Udało im się uciec przed pościgiem, odnaleźć się w gęstym lesie i dotrzeć do celu. Po przekroczeniu bram zobaczyli nikogo innego jak Colina, który wyglądał na porządnie zdenerwowanego.

-... po raz setny mówię panu, że żyję i jestem jej towarzyszem! Proszę po nią posłać albo coś, przecież nie mogę jej tam zostawić!- tłumaczył się strażnikowi.

Na jego widok Gorst powiedział do Orianny -No nie wierzę! Colin, ha! Udało mu się uciec!-
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)

Ostatnio edytowane przez Lomir : 04-09-2016 o 18:04.
Lomir jest offline