Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2016, 20:32   #40
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
- Na oddech Wielkiego Budowniczego, ki czort mi się objawił? - powiedział wyraźnie zdezorientowany ojciec Theseus i zamrugał parę razy. Szczur jednak jak zniknął, tak już się nie pojawił ponownie, pozostawiając za sobą skonsternowanego batiseistę.
Ojciec Theseus ucałował sygnet kościoła, który nosił na prawym palcu serdecznym i złapał za amulet schowany pod koszulą. Wypowiedział pod nosem kilka niezrozumiałych słów i sięgnął do torby po manierkę, z której pociągnął długi łyk, przepłukując usta, a następnie splunął trzy razy przez lewe ramię. Był to głupi przesąd, a kapłan był tego świadom, jednak nie zaszkodziło spróbować.

- Czy to Ty, Panie, go zesłałeś? - zapytał, unosząc spojrzenie na sufit. Rzecz jasna nie otrzymał odpowiedzi, toteż Theseus westchnął i wzruszył ramionami. Szczur nie wyglądał jak stworzenie godne obdarzenia Błogosławieństwem Duszy, ale jak to mawiali starzy zakonnicy - „niezbadane są wyroki boskie”. Dlatego zamiast rozwodzić się nad genezą i celem istnienia gryzonia, kleryk sięgnął po wskazaną mu książkę i rzucił ją na biurko.

Zanim zabrał się do jej przeglądnięcia, przeszedł się kilka kroków i zrobił parę kółek, przeciągając ramiona i kręcąc łopatkami. Starzał się, a kości, które powoli zbliżały się do piątego krzyżyka, nie dawały o tym zapomnieć. Przetarł jeszcze twarz i dopił wodę z manierki, by w końcu ponownie zasiąść za wiekowym biurkiem. Otworzył skoroszyt w żółtej okładce.



Wolumin zawierał starannie zapisane spisy oraz tabele, wszystkie traktujące o ofiarach składanych przez mieszkańców Szuwarów na rzecz kościoła. Części stron brakowało, jakby ktoś je celowo wyrwał. Theseus nie wiedział, kto to zrobił, ani dlaczego, choć miał swoje podejrzenia. Przede wszystkim to musiał być ktoś, kto wiedział o istnieniu takiej książki. Kto wiedział, gdzie jej szukać i miał dostęp do archiwum. A to już znacznie zawężało grono podejrzanych.
Tak czy owak na kartach, które pozostały, Theseus mógł zobaczyć zestawienie najprzeróżniejszych przedmiotów, dóbr oraz innego inwentarza, które trafiało w ręce tutejszego Cicerone. Co ciekawe, rzadko były to pieniądze, choć to akurat go nie dziwiło. Łatwiej było dać na kościół kosz jabłek, niż monety, za które i tak kapłan musiałby sobie ten kosz kupić. Jednak wyznawcy Wielkiego Budowniczego coś tu się nie zgadzało. Kosztowności, o których wspominało pismo, nigdzie nie było widać w świątyni. Gdzieś zostały schowane? Rozkradzione? Co prawda Theseus jeszcze nie zwiedził wszystkich pomieszczeń. Może więc wciąż gdzieś tu były.

Glaive pogładził gęstą brodę, na której przy lepszym świetle było już widać pojedyncze siwe włosy. Zastanawiał się nad powiązaniem włamania do gabinetu i zdewastowania spisu ofiar. Czy właśnie on był celem? Próbowano pozbyć się tych paru stron, które mogły zdradzić jakieś machlojki? W takim przypadku chodziło tylko o pieniądze. Theseus pokręcił głową. Sprawa robiła się coraz bardziej pogmatwana. I coraz więcej przesłanek chyliło się ku jego tezy, iż śmierć ojca Philippe nie była taka przypadkowa. Theseus nie znał go osobiście, czy miał więc prawo podejrzewać nieboszczyka o jakieś szemrane interesy?
Kapłan westchnął głęboko. Nie znał ojca Courbeta, ale znał innych sługów Bożych. I wiedział, że nie zawsze mieli takie czyste ręce, o jakie można by ich posądzać.


Opuścił spore dłonie na blat biurka i podpierając się na nich, wstał z cichym stęknięciem. Jego ciało potrzebowało rozluźnienia, którego nie mógł już doszukiwać się w medytacji. Nie miał też na nią teraz czasu. Wrzucił więc zabrane ze sobą przyrządy do pisania oraz część papierów do torby, włącznie z żółtą książką. Wolał ją mieć w pobliżu.
Rozejrzał się jeszcze po archiwum i zgarnął kaganek, który wyniósł ze swojej komnaty. Zasunął za sobą fotel i zaglądnął pod biurkiem, jakby spodziewał się tam znaleźć opasłego gryzonia. Pomyślał, że dobrze go będzie złapać, nawet jeśli był tylko nieszkodliwym stworzonkiem. Potrafił za to mówić i najwidoczniej żył tu od jakiegoś czasu. Theseus będzie potrzebował pułapki, by go schwytać. A potem przesłuchać. Może panienka Laura, zdolna konstruktorka, będzie mogła mu w tym pomóc? Z tymi myślami opuścił archiwum, zamykając je za sobą na dwa spusty.
Na korytarzu przez okno wpadało dużo słońca. Theseus przespał część poranka. Pokręcił głową, zawiedziony. Już czuł się zmęczony, mimo iż dzień dopiero się zaczynał. A obowiązków i spraw, których chciał osobiście dopilnować, było bez liku.

- Starzejesz się, pryku - westchnął i podreptał w stronę schodów. Wtem usłyszał nawoływania jego osoby, dobiegające gdzieś z parteru. Przyjemny dla ucha, melodyjny głos wskazywał jego gosposię. Żal mu się zrobiło panienki Chloe, która pewnie szukała go po całej świątyni, by zaprosić na śniadanie.

Bez odpowiedzi zszedł na dół.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline