kastor był rad z efektów swego ryku. Żołnierzyk już nie będzie w stanie nikomu powiedzieć, że zranił potwora chaosu.
Wzleciał w powietrze i widział jak walka kończy się z przodu a Korzar rusza na przeklętego łowcę czarownic. Już chciał dołączyć gdzieś do walki by chwałę zdobyć gdy stało się coś niewiarygodnego. Korzar został powalony przez...
Jednego z mutantów? Kastrator zaczął się śmiać. Jaki Tzeentch jest zmienny.
Kiedy walka się skończyła odleciał w las. Odczekał aż rany się zaleczą i wyszedł na trakt. Właśnie się wszyscy zbierali więc podszedł do karocy, która już była obłupiona z co cenniejszych rzeczy. W środku pozostał tylko Max. Kastor wszedł na wóz, który przechylił się znacznie pod jego ciężarem. Wszedł bokiem udając, że zerka za siebie. Zobaczył coś ciekawego i cennego. Przyrządy do tortur. Wziął je natychmiast uznając, że może się to przydać.
Kastor wyszedł ze zdobyczą z karocy i zobaczył jak się zanosi na rozlew krwi wśród mutantów. Poszedł i stanął koło wybrańca. - No to będą się bili.- Kastratorowi było bez różnicy jak się to skończy. Najważniejsze, że wybrańcowi nic nie groziło w tej chwili.
Dotarli do obozu. Rozłożyli się i grzali przy ogniu. Snacki między mutantami a zwierzoludźmi trwały. Na szczęście nikt nie chciał włączyć ich w konflikt. Nie trwało to zbyt długo.
Podszedł sforowy i przedstawił propozycję czarnoksiężnikowi. Kastor zamarł w oczekiwaniu co odpowie. Miał nadzieję, że na czas podróży taka ochrona się im przyda. Jak nie to zawsze można się pozbyć mutantów. |