Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-09-2016, 21:09   #301
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Max słysząc rozkaz nie miał wyboru. Postawił ostrze kosy na sztorc, tak, że przypominała teraz bardziej pikę lub włócznie niż narzędzie rolne i rzucił się w stronę walki. Muller miał plan. Wbić kosę w koński bok, tak by rozjuszone zwierze za niego załatwiło jeźdźca. Maximillian wybrał na swój cel jednego z konnych, który zajęty był walką z mutantami. Max zaatakował od tyłu, a raczej od boku, tak by do ostatniej chwili pozostać niezauważonym.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 02-09-2016, 21:11   #302
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Dieter był raczej zadowolony z przebiegu wydarzeń. Z mocami które były po ich stronie ich zwycięstwo było nieuniknione, a biorąc udział w walce zdobędą zaufanie Korzara, które będą mogli wykorzystać albo do ucieczki albo przejęcia kontroli nad Sforą. Kiwnął głową z aprobatą, kiedy jeden z wojowników Sfory uwolnił więźniów, to mogło im tylko pomóc. Zastygł jednak, kiedy ogarnęło go dziwne wrażenie znajomości z wyzwobodzonym więźniem. Podzedł do niego ostrożnie, wciąż skradając się i używając mocy płaszcza.
-Pomożesz nam w walce, Bracie? - wyszeptał.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 02-09-2016, 21:31   #303
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Kastor zaatakował. Walczył z żołnierzami zacięcie. Dwóch przeciwników już gryzło piach na chwałę Tzeentcha.
Wtem poczuł ból w udzie aż przysiadł na nogę. I tak był wielkości konnego zbrojnego mimo pochylenia. Odwrócił się ku żołdakowi i ryknął mu prosto w ryj. Całym jestestwem swoim chciał go przerazić. Teraz miał zamiar unieść się nad pole bitwy i odwrócić uwagę zbrojnych od reszty mutantów i przede wszystkim od czarowników. Odlatując zadał jeszcze jeden cios otępiałemu wrogowi.
 
Hakon jest offline  
Stary 03-09-2016, 18:36   #304
 
Slaaneshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Slaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumny
Życie potrafiło być niekończącym się splotem dziwacznych zwrotów akcji. Zwłaszcza życie wyznawcy Niszczycielskich Potęg. Chaotyczność natury Mrocznych Bogów zdawała się wpływać na same wydarzenia składające się na egzystencję Kurta. W końcu w jawny sposób dali mu do zrozumienia, że oczekuje go wielkie przeznaczenie... Tak przynajmniej myślał. Jakie więc plany mieli wobec niego przebiegli patroni demonicznej osnowy wymiaru Chaosu? Tym pytaniem zadręczał się podczas niespokojnej podróży w rozklekotanej klatce, ograniczającej go na niewielkiej przestrzeni wraz z dwójką nieznajomych obdartusów. Mutanci. Jakimże to zamysłem prowadziła się Wielka Bestia? Czy za schwytaniem przez sługi fałszywych bożków tak oddanych i hojnie nagrodzonych przez Niszczycielskie Potęgi istot, mogło stać coś więcej niż tylko dzieło czystego, chaotycznego przypadku? Przecież zgodnie ze znakami to właśnie tutaj Kurt miał odnaleźć swoje przeznaczenie...
Zagubiony w nerwowych myślach nawet nie zauważył, że korowód zatrzymał się na środku leśnej drogi. Wojowniczy okrzyk bojowego stada wyrwał go jednak z dociekania natury swych kolei losu i niespokojny wyznawca podskoczył na równe nogi, patrząc na niesamowite formy wylewających się z lasu napastników. Zwierzoludzie! Umysł Kurta pękał od nagromadzonych wydarzeń ostatnich dni. Ale nie to było teraz ważne! Nagły obrót zdarzeń wymykał się niepotrzebnym analizom. Teraz wola Mrocznych Patronów stawała się jasna, a mgła przyćmiewająca przytłoczony, przestraszony umysł zaczęła się rozwiewać.
Niewątpliwie najpilniejszym zadaniem było przeżyć. W końcu jaki pożytek mieliby bogowie, z martwej sługi? Nie wątpił, że w obliczu misji zagrożonej niepowodzeniem, któryś z lojalnych żołnierzy tworzących zbrojną świtę postanowi chociaż rozprawić się z transportowanymi więźniami. Co więcej, nie mógł ufać, że oślepieni żądzą krwi zwierzoludzie nie potraktują go jak obcego i obojętnym będzie im, czy służy tym samym siłom. Mimo to, sytuacja wskazywała na to, że znalazł się we właściwym miejscu i czasie. Nie mniej, żeby zrealizować nadzwyczajne przeznaczenie Kurt potrzebował przetrwać bojową zawieruchę. Żeby przekonać napadających na konwój mutantów do istnienia swojej świętej misji, musiał najpierw upewnić się, że żaden z nich nie postanowi zatopić w jego ciele ostrza toporu. Kiedy jednak jeden z napastników dobiegł do klatki przerywając Kurtowi nerwowe rozglądanie się po walczących i otworzył drzwiczki, wyznawca Niszczycielskich Potęg nie wahał się ani chwili. Jednym susem wydostał się z zamknięcia, po czym dosyć zgrabnym jak na siebie skokiem opuścił wiodący go ku niechybnej śmierci powóz. Adrenalina i ekstaza bycia aktywnym narzędziem Mrocznych Patronów na dobre szumiały w jego głowie, a część zmutowanego ciała poruszyła się niespokojnym skrętem pod jego odzieżą. Bojowy zgiełk, mnogość potencjalnych zagrożeń i rosnące podniecenie oddziaływały na całe ciało chudego i żylastego mężczyzny.


Na swoje szczęście, pomimo zamieszania zachowywał dostateczną dozę trzeźwego umysłu, by wymienić z wybawcą porozumiewawcze spojrzenia i schylić się w kucki, starając nie zdradzać swego położenia pobliskim zbrojnym. Ostrożnie przesuwał się wzdłuż pojazdu, by dojrzeć sytuację na polu bitwy. Mniej więcej wtedy, ku jego zaskoczeniu, wyrósł obok niego nieznajomy mu mężczyzna, również starający się zachować swoją pozycję w ukryciu, podchodząc na podkurczonych nogach.
- Pomożesz nam w walce, Bracie? - wyszeptał do Kurta.
Kultysta spojrzał w głęboką, zieloną toń oczu młodego, przystojnego mężczyzny. W normalnej sytuacji obcy w ogóle nie pasowałby do zgrai wymutowanych, agresywnych stworzeń i z miejsca wzbudziłby podejrzenia Kurta. Ale bojowy rozgardiasz stępił zdolności oceny dopiero co oswobodzonego z zamknięcia mężczyzny.
- Na chwałę demonicznych pustkowi, możecie na mnie liczyć! Muszę tylko zorientować się gdzie podziewają... - nim zdążył dokończyć zdanie, zamilkł tracąc oddech na widok wzbijającej się w przestworza pół-ptasiej, demonicznej istoty. Jego twarz stężała, a oczy wyszły z orbit.
- Iä, iä, Tchar-zeugh, tazaar!
Skandując demoniczny okrzyk, kultysta pozornie stracił całe zainteresowanie towarzyszem rozmowy. Szybko obrócił się wzdłuż wozu, tak by móc swobodnie wybiec w kierunku walczących i omiótł wzrokiem związanych w boju, próbujących zapanować nad zdenerwowanymi wierzchowcami żołnierzy. Jeden z nich, wysunięty na tyły, obrócony plecami do wozu z klatką i zajęty walką z nacierającymi od jego prawicy mutantami ze zbrojnego stada, wydawał się idealnym celem dla Kurta. Okutany w ciemne szaty mężczyzna zawziął się w swym zamiarze i mocniej naciągnął kaptur kultysty na swoją twarz. Już miał wyskoczyć ku upatrzonej ofierze ale rzeczywistość sytuacji, o której zaczynał opowiadać zielonookiemu nieznajomemu, powstrzymywała go przed pochopną akcją. Wśród bitewnego rozgardiaszu pragnął wypatrzyć jakiegokolwiek porzuconego orężu. Dostrzegał kilka martwych ciał, leżących relatywnie blisko od jego kryjówki... Przy poległych możliwym byłoby znaleźć jakieś ostrze, w które mógłby się uzbroić... Zlękniony oparł się z powrotem, w ukryciu za pojazdem. Kurt zacisnął mocno pięści, po czym wybiegł zza wozu.
Planował przemieszczać się wzdłuż walczących, długimi, szybkimi krokami, by zachować otwartą drogę dla swojego niechybnego odwrotu. Zaniepokojony brakiem broni rozglądał się za orężem upuszczonym przez któregoś z ubitych już walczących. Nim dobiegł dostatecznie daleko, by móc okrążyć grupę walczących mutantów i schować się na jej tyłach, odwrócił się w kierunku upatrzonego wcześniej żołdaka. Zaciskając zęby w grymasie gniewu ruszył biegiem ku plecom zajętego walką zbrojnego. Potrzebował zanurkować między poległych.. odnaleźć jakiś miecz, jakiś błysk metalu.. aby wrazić we wroga ostrze, w jednym, szaleńczym ataku, zanim zacznie swą ucieczkę na bezpieczniejszą pozycję. Chciał podnieść broń po drodze, zaatakować od tyłu i oddalić się niezwłocznie po oddaniu ciosu. Atmosfera była dla niego za gorąca...
 
Slaaneshi jest offline  
Stary 03-09-2016, 22:53   #305
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację

Markus bez skrupułów rzucał zaklęciami jeden po drugim - magiczne pociski leciały w przeciwników. Dzięki temu że przeciwnicy zajęci byli walką z mutantami mógł bez przeszkód używać swoich czarów.
Na chwilę gdy zobaczył latającego demona zatrzymał się i rozejrzał szybko:
- To ten mały co tu z nami był? - zapytał niby Dietera, którego już też nie było w okół niego więc sam sobie odpowiedział:
- Dostajemy wielkie wsparcie od Pana Przemian.

Holzer nie miał zamiaru zmieniać taktyki i dalej strzelać magicznymi pociskami. Jednak teraz postanowił wesprzec Dietera w walce. Odnalazł go i mierzył do tych wszystkich żołnierzy którzy znajdywali się obok niego. Nie mógł pozwolić sobie na stratę swojego jedynego prawdziwego sojusznika. Pomijając fakt, że po prostu polubił Wursta.

 
Dnc jest offline  
Stary 04-09-2016, 19:58   #306
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Oswobodzony Kurt ruszył w poszukiwaniu broni. Przyglądającym się temu z boku mogło wydawać się to śmieszne bowiem kultysta doskakiwał by pochwycić upragnioną sztukę oręża i równie szybko odskakiwał, gdy jakiś żołnierz zamierzał się na niego mieczem. Czas mijał, padały kolejne trupy po każdej ze stron a dziwny taniec Kurta trwał. Udało mu się pochwycić broń dopiero gdy mutantom udało się zepchnąć żołnierzy nieco z bok.

Markus z niezmiennym szczęściem ciskał magicznymi pociskami, ale Tzeentch nie byłby Tzeentchem gdyby nie zrobił czarnoksiężnikowi jakiegoś psikusa. Po piątym rzuconym zaklęciu Markus poczuł jak magiczna energia wypala mu oczy. Nie, nie oślepł całkowicie. Tzeentch nie był aż tak okrutny wobec swego wyznawcy. Po prostu wszystko co znajdowało się dalej niż na wyciągnięcie ręki okryła mgła. Można jedynie sobie wyobrażać panikę jaka ogarnęła maga. "Czy odzyskam wzrok, czy kiedykolwiek dane mi będzie cieszyć się pięknem krajobrazu?" Odpowiedzi nie znał a "niedogodność" uniemożliwiła mu całkowicie dalszą walkę.

Odpowiedź latającego demona na ranę była iście piorunująca. Z żołnierza o mało co dusza nie uszła. Spadł on ze spłoszonego konia i sfajdał się w gacie. Na leżącego i bezbronnego posypały się ciosy czyniąc go niezdolnym do dalszej walki.

Maxymylian również wystraszony, ale tym razem przez Sforowego włączył się wreszcie do walki. Jakimś cudem kmiotkowi udało się skutecznie zaatakować ostatniego żołnierza awangardy. Widać uznał, że tym spełnił swój obowiązek bo dalsza część walki w jego wykonaniu to było unikanie ciosów.

Zażarta walka trwała za to na tyłach rozgorzała również nieoczekiwanie przy wozie. Z karocy wyskoczył jegomość, którego sam wygląd stanowił koszmar senny każdego kultysty.



Na początku wypalił z drugiego z trzech pistoletów kładąc trupem kolejnego mutanta a mieczem trzymanym w drugiej ręce zranił próbującego go flankować zwierzoczłeka.

W żołnierzy wstąpił nowy duch.

"Steigerwald, Steigerwald!!!"

Poniosło się po szeregach a żołnierze zaczęli odzyskiwać utracony teren.

Korzar bezbłędnie odczytując sytuację porzucił walkę z niedobitkiem z przodu i rzucił się na łowcę. Ten wystrzelił z ostatniego pistoletu raniąc Korzara w pierś, ale potężny mutant nic sobie nie zrobił z rany. Wyprowadzony z potworną siłą cios zdarł naramiennik z łowcy głęboko raniąc go w ramię. I wtedy stało się coś czego Korzar się nie spodziewał. Na jego plecy sfrunął nie kto inny jak Achven przebijając wodza swym rapierem. Cios był niezwykle precyzyjny. Z rany po wyszarpniętym rapierze trysnęła czarna posoka a Korzar rycząc zwalił się na ziemię. Po tym czynie Achven zrobił ostatnią głupią rzecz w swoim życiu wyciągnął rękę do opartego o wóz łowcę chcąc go powstrzymać a ten nie zastanawiając się sekundy rozciął go od barku do splotu słonecznego kończąc jego nieszczęsne życie.

Z rozpaczy zawył Jemlay- brat Achvena, zawył Sforowy i kilku mutantów. Tymczasem łowca się pozbierał, odzyskał równowagę i ruszył ku bitewnemu ściskowi wesprzeć swych żołnierzy. Nieciekawą dla sił Tzeentcha sytuację uratował Dieter, który otulony magicznym płaszczem znalazł się nie wiadomo skąd za plecami łowcy i przebił go swym poświęconym Slaaneshowi, magicznym gadającym mieczem. Gdy tylko broń znalazła się w trzewiach łowcy przekazała do umysłu Dietera taką porcję perwersyjnej rozkoszy, że ten zwyczajnie się załamał. W ekstazie zaczął dźgać raz za razem będącego w agonii przeciwnika. Na twarz pryskała mu krew a podniecenie było oczywiste dla każdego, kto przyjrzał się Dieterowi poniżej pasa. Jednocześnie głosy w jego głowie zaczęły się nasilać szepcząc o wrogach i zagrożeniach. Pojawiały się też wizje. W jednej z nich nowo poznany kultysta oglądał manuskrypt, który otrzymali w Eastadt w spadku. Ten właśnie, który sprawił im tak wiele problemu.


W żołnierzach obserwujących makabryczny koniec swego dowódcy upadł duch. Krzcząc "Odwrót" rzucili się do ucieczki. Ponieważ mutanci nie czyli się wcale lepiej nikt żołnierzy nie ścigał. Zamiast tego wszyscy zgromadzili się wokół ciała Korzara.

-Na pewno nie żyje? - odezwał się żabiogłowy.

-Nie wydurniaj się Kyllay. Pierwszy raz trupa widzisz- zrugał go zdruzgotany Sforowy.

- Ja się wydurniam?! To ty jesteś dureń i kretyn. Sierżant się znalazł! Ulubieniec wodza. Skończyło się. Nie będzie nami rządził gor. Ja przejmę władzę- za Kyllayem zaczęli się gromadzić "ludzcy mutanci z wzniesioną bronią.

W odpowiedzi za Sforowych ściskając broń stanęło dwóch pozostałych przy życiu gorów i ranny bestigor. W powietrzy zapachniało nową walką. Nieoczekiwanie odezwała się jedyna pozostała przy życiu kobieta. Skorpionica odważnie wpadła między zwaśnione strony odpychając ich od siebie.

-Nie tu durnie. Chcecie walczyć to w obozie. Nie żyje połowa z nas. Nie potrzebujemy więcej trupów. Rozsądzimy to zgodnie ze zwyczajem.


Wywodowi mutantki nie sposób było odmówić logiki toteż strony niechętnie zajęły się łupieniem trupów i zbieraniem lżej rannych.

Ociemniałym Markusem zajął się jego uczeń i najbliższy współpracownik Dieter, tylko może trochę bardziej roztrzęsiony i gadający do siebie.


***

Gdy trzy godziny później siedzieli przy ognisku wokół nadal trwały kłótnie. Nieoczekiwanie do nieco zapomnianego Markusa podszedł sforowy z gorami.

-Czarnoksiężniku. Jesteśmy na granicy upadku. Lada moment może wybuchnąć rzeź. Kyllay to głupiec, który poprowadzi nas ku nieszczęściu zaś za mną nie pójdą dobrowolnie ludzie. Nie chcę nikogo zabijać dlatego jedyne co pozostaje to trzecie wyjście. Wodzem musi zostać kto inny. Ktoś kogo będzie się bał i szanował nawet taki cymbał jak Kyllay i jego sojusznicy. Jedyne czego on się boi to magia dlatego odpowiedzią jesteś Ty! Czy uratujesz Czerwoną Koronę?

W tym samym momencie z oczu ociemniałego Markusa spadły łuski i odzyskał wzrok!
 
__________________
Zawsze zgadzać się z Clutterbane!
Ulli jest offline  
Stary 05-09-2016, 11:12   #307
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
kastor był rad z efektów swego ryku. Żołnierzyk już nie będzie w stanie nikomu powiedzieć, że zranił potwora chaosu.

Wzleciał w powietrze i widział jak walka kończy się z przodu a Korzar rusza na przeklętego łowcę czarownic. Już chciał dołączyć gdzieś do walki by chwałę zdobyć gdy stało się coś niewiarygodnego. Korzar został powalony przez...
Jednego z mutantów? Kastrator zaczął się śmiać. Jaki Tzeentch jest zmienny.

Kiedy walka się skończyła odleciał w las. Odczekał aż rany się zaleczą i wyszedł na trakt. Właśnie się wszyscy zbierali więc podszedł do karocy, która już była obłupiona z co cenniejszych rzeczy. W środku pozostał tylko Max. Kastor wszedł na wóz, który przechylił się znacznie pod jego ciężarem. Wszedł bokiem udając, że zerka za siebie. Zobaczył coś ciekawego i cennego. Przyrządy do tortur. Wziął je natychmiast uznając, że może się to przydać.

Kastor wyszedł ze zdobyczą z karocy i zobaczył jak się zanosi na rozlew krwi wśród mutantów. Poszedł i stanął koło wybrańca.
- No to będą się bili.- Kastratorowi było bez różnicy jak się to skończy. Najważniejsze, że wybrańcowi nic nie groziło w tej chwili.

Dotarli do obozu. Rozłożyli się i grzali przy ogniu. Snacki między mutantami a zwierzoludźmi trwały. Na szczęście nikt nie chciał włączyć ich w konflikt. Nie trwało to zbyt długo.
Podszedł sforowy i przedstawił propozycję czarnoksiężnikowi. Kastor zamarł w oczekiwaniu co odpowie. Miał nadzieję, że na czas podróży taka ochrona się im przyda. Jak nie to zawsze można się pozbyć mutantów.
 
Hakon jest offline  
Stary 06-09-2016, 14:24   #308
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację


Markus się wściekł. Cholerny zwiad Korzara wypuścił ich do walki przeciwko pieprzonemu Inkwizytorowi. A z nim nie ma żartów. Tylko jakiemuś szczęściu i mocy magicznych przedmiotów udało się go pokonać. Młody mag cieszył się że ten zasczyt przypadł Dieterowi. Na pewno zyska na tym przychulnośc mutantów. Coś nie podobało mu się w zachowaniu towarzysza tuż po jego ataku na sługę Imperium ale przyknął na to oko gdyż działa się dużo i strasznie szybko. Jak dla nniego mogli się pozabijać, on chciał jak najszybciej spakować swoje graty i zniknąc z ich obozu...Ale teraz nie wiedziec dlaczego Pan pokarał go utratą wzroku, starał się nie panikować i wierzył że to tymczasowe. Wierzył, że Pan ma jakiś plan.

Gdy dostał propozycję przejęcia władzy nad całą bandą, to w pierwszej chwili go to całkowcie zaskoczyło gdyż nie myslał o takiej sposobności. Władza była ciekawą sprawą ale ponad to wolał i marzył o potędze. O magicznej potędze więc nie miał ochoty ścierać się z watażkami mutantów i coś im tłumaczyc. Z drugiej strony to wszystko miało swój cel........ Nie bez powodu zostali złapani a potem uratowani przez Korzara, też ten Inkwizytor. Jaka jest szansa na spotkanie Inkizytora na szlakach imperialnych? I do tego z więzniami? Musiał się bliżej zając tymi których uratowali z inkwizycyjnego więzienia. Markus wierzył bardzo mocno że to wszytstko to jest jeden wielki plan Pana Przemian. To było zbyt ładnie wyreżyserowane by było czymś nie istotnym. Jeszcze sam fakt, że odzyskał wzrok akurat teraz gdy usłyszał głos sforowego. To było na pewno to!

Chcąc nie chcąc czuł że powinien wziąć w opiekę te bandę pozostawioną bez jednego ośrodka władzy. Czuł, że powinien. Nie pytał nawet o zdanie swojego sojusznika gdyż wiedział, że taki pomysł jemu już dawno chodził po głowie. Zresztą poznali się juz na tyle że wystarczało jedno spojrzenie prosto w oczy i Markus widział gotowość do działania. Kiwnął mu lekko głową, po czym wstał.


- No więc dobrze! – krzyknął głośno a adrenalina i radośc z odzyskania wzroku potęgowały jego głos – Skoro tak oddani sludzy Pana Przemian zostali bez żadnego ośrodka władzy ja jako jeden z jego wybrańców nie mogę dopuścić do rozlewu krwi pośród braci. Bo tak wszyscy jestesmy bracmi i mamy tylko jednego ojca! A jest nim nasz pan, Tzenetch! Słuchajcie bracia, Korzar miał z nami umowę. Za naszą pomoc i wsparcie obiecał pomóc nam dostać się do Nuln. O to co nastąpi. Mamy do wypełnienia wielką misję jaką nam zleci Pan, jestesmy jego wybrańca i o to teraz macie możliwość pomocy nam! Wszyscy, którzy nie oddadzą się pod moją władzę niech odejdą teraz! Później nie będzie odwrotu! – krzyknął Markus, patrząc na każdego z osobna. Długo zatrzymując swój wzrok na Żabiogłowym i sforowym.



- Jeśli to wszyscy, którzy mieli coś do powidzenia to teraz słuchajcie. Wyruszamy w drogę gdyż po smierci Inkizytora zaraz w tych lasach zjawi się dziesięciu z całą armią, którzy gotów dorwać winnych spalą cały ten las. Ruszamy w drogę jak najszybciej. Dieter, moja prawa ręka dokładnie przygotuje plan drogi i podzieli was na grupy byśmy mogli bezpieczniej i sprawniej się przemieszczać. Macie się go słucha tak samo jak mnie. No i nie zapominajcie, że to on zabił Inkwizytora........ Przywódcami grup będą byly sforowy i Ty – czarodziej wskazał na Zabiogłowego – Nie chce słyszeć o żadnych awanturach bo pozabijam was wszystkich........


Czarodziej odszedł z miejsca swojej przemowy i idąc w kierunku jaskini zatrzymał się. Zawołał Sforowego:

- Przyprowadź mi wszystkich mutantów, ktorzy mają nie widoczne mutacje i tych, którzy zostali przez nas uwolnieni.



Gdy do jaskini tymczasowego miejsca spoczynku maga i jego ucznia przyszli zebrani mutanci. Mag łagodnie rzekł:

- Chętnie porozmawiałbym z każdym z was ale nie mamy czasu więc zapytam każdego z was teraz przy wszytkich i licze na szybki i szczere odpowiedzi. Ty – wskazał na Maxa – jesteś mutantem? Jaką masz mutacje?
-Yyy ja? - Max popatrzył na maga.- Nie. Nie jestem mutantem, bardzo bym chciał by Pan obdarzył mnie darem, tak jak innych, jednak jestem zwykłym człowiekiem. Oddanym wyznawcą, ale jednak bez spaczenia na ciele.

Markus popatrzył długo na człowieka i powiedział:
- Rozumiem ale powiedz skąd wziąłeś się w Czerwonej Koronie? Hmm dziwne że nie masz mutacji. Może jeśli będziesz posłuszny i oddany będę mógł ci w tej sprawie pomoc

Max spojrzał z nadzieją w oczy czarownika.
- Do kultu dołączyłem jakiś czas temu. Poszukiwałem możliwości zmiany swego życia, zostania kimś ważniejszym od chłopka ponad chłopkami. Na rodzinnej farmie i tak nie ma dla mnie miejsca. Kiedyś natrafiłem na mutantów w lesie, a oni dali mi możliwość przyłączenia się. Ja dostarczałem im informacje z okolic i prowiant do obozu, a w zamian miałem otrzymać dar przemiany. Jak na razie Tzeentch nie spojrzał na mnie przychylnie. Wiedz, że z chęcią podążę za tobą i twym uczniem na koniec świata jeśli będzie trzeba. Jesteście wybrańcami pana, a służba wam może dla mnie oznaczać nagrodę, której tak wyczekuję.
Po uzyskanej odpowiedzi rzekł:

- Dobrze, idź do Dietera i pomóż mu. Najlepiej znasz okolice więc Twoja wiedza może się przydać. Teraz Ty – wskzał na Kastratora:

Kiedy weszli do jaskini Kastor stał z boku.
W końcu przyszło na niego. Wystąpił na przód. Stanął przed wybrańcem i rozejrzał się. Wrócił wzrokiem na Markusa i patrząc mu w oczy zrzucił złudzenie.
Przed wszystkimi w miejscu gdzie stał Kastor ukazał się prawie czterometrowy pierzasty stwór. Opierzenie było koloru jasno niebieskie. Kiedy rozpostarł stwór skrzydła tam pióra zmieniały barwę ku końcowi lotek na kolor fioletowy. Na wydłużonej szyi znajdowała się opierzona głowa z dziobem przypominającym prastare smoki. Szereg ostrych zębów połyskiwał złowieszczo. Na końcu szczupłych rąk, czy też łap widać było kościane pazury, które podobne znajdowały się na nogach. Na całym ciele widać było łatane ubranie i elementy zbroi kolczej, które pobłyskiwały na korpusie.
Kiedy wreszcie Markus trzeźwiej zaczął patrzeć na demona zauważył również, że nie ma śladu po niedawnej ranie, którą otrzymał podczas bitwy. Jedyne co pozostało to zakrzepła krew w okolicach gdzie zapewne powinna być głęboka rana.

- Co to do cholery było? To magia? Jesteś mutantem? Czy ten dar zostały zesłany Ci w innym sposób? Jak wysoko możesz latać?- Zapytał Holzer uspokajając się już w zupełności.
- Jestem mutantem, który dla planu Tzeentcha został przygotowywany przez parę lat. Od jakiegoś czasu prowadzi mnie wizjami na spotkanie z Tobą o Wybrańcu. Zamierzam dbać o Twoje bezpieczeństwo w nadchodzącej misji.- Powiedział spokojnie.
- Nie posiadam magicznych mocy poza efektami darów, które widzisz Panie.- Spuścił głowę ze wstydem.
- Jednak potrafię latać dość wysoko i szybko. Jak z resztą co niektórzy widzieli.- wyprostował się na tyle ile mógł w tej jaskini i rozprostował skrzydła i strzepnął z nich coś niewidocznego.

Kastor zszedł ze środka i stanął z boku na tyle głęboko na ile jego postura pozwalała. Teraz czekał na rozkazy i przyglądał się nowym towarzyszom.

Markus widząc ponownie wielkiego stwora zaniemowił z wrażenia. Był wielki a mieć takiego sojusznika to skarb. Skarb od Pana.

Słysząc slowa o Wybrańcu Markus jeszcze raz poczuł, że idzie w dobrym kierunku.

- Nie nazywaj mnie Panem, bracie. Mamy tylko jednego Pana i to do niego tak powinienes się zwracać. Jak już powiedzialem wszyscy jesteśm braćmi. Nie wstydź się także tego kim jesteś. Jesteś przecież ważnym narzędziem w rękach Tzenetcha.
Dobrze Kastor a powiedz mi skąd ta moc iluzji która na siebie nakładasz? Także jest cześcią mutacji?

Po usłyszeniu odpowiedzi, kiwnął głową i rzekł;

- Z bardzo wysoko, myślę że możesz być niewidzialny dla innych. Idź także do Dietera, Twoja pomoc może mu się przydać przy organizacji drogi jaką wybierzemy. Powiedz mu, że uważam że ciekawym eksperymentem będzie wręczenie Tobie jego miecza. On będzie wiedział co to znaczy...
- Kiedy otrzymałem rozkaz w postaci snu okazało się, że mogę wyjść na trakt i nikt mnie nie pozna jako mutanta.- Odpowiedział zadowolony Kastor ze słów wybrańca.

Kastor patrzył na wybrańca. Jego przemowa była wystarczająca. Teraz czekał przekonanie do siebie czarownika. Chciał być jak najbliżej jego, ale najpierw musi zasłużyć.

Kastor zszedł ze środka i stanął z boku na tyle głęboko na ile jego postura pozwalała. Teraz czekał na rozkazy i przyglądał się nowym towarzyszom.

Na sam koniec Markus zwrócił się do byłych więźniów.

- Za co siedzieliście w tej skrzyni? Nie kłamać – rzekł trzymająć dłoń na kamieniu mocy- dzięki zaklęciu i temu kamyczkowi bedą wiedział kto nie jest szczery......... A Ty jedyny który walczyłeś – powiedział na koniec Holzer do Kurta- brawo. Pytanie dlaczego wyście nie walczyli....po co mi nie walczący? Chyba że macie jakieś inne ciekawe umiejętności.
 

Ostatnio edytowane przez Dnc : 08-09-2016 o 11:50.
Dnc jest offline  
Stary 07-09-2016, 13:09   #309
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Tak jak zażądał tego Markus Sforowy przyprowadził wszystkich uwolnionych. Był wśród nich Kurt ze swoim kapturem kultysty na głowie, który udało mu się wygrzebać z kufra z dowodami przymocowanego z tyłu karocy inkwizytora, było też dwóch niepozornie wyglądających i skrajnie przerażonych ludzi. Jeden był stary, ale jeszcze dobrze się trzymał, natomiast drugi miał niewiele ponad trzydzieści lat.

Zapytany, zaczął starszy.

-Pa...panie jestem zielarzem ze wsi Kocie Pole. To niedaleko Lieske. Donieśli na mnie sąsiedzi, którym nie podobało się, że się bogacę. Ten chłopak to mój syn. To jakiś koszmar. Zlitujcie się Panie. Wypuśćcie nas. Z zabicia nas nic wam nie przyjdzie. Nie wydamy was. Jeśli byśmy pojawili się u władzy zamkną nas. Uciekniemy najdalej jak się da. Błagam!

Po tym obaj zanieśli się szlochem.

Wzrok pozostałych mutantów skierował się na Kurta, który jeszcze się nie wypowiedział.
 
__________________
Zawsze zgadzać się z Clutterbane!
Ulli jest offline  
Stary 07-09-2016, 21:45   #310
 
Slaaneshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Slaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumny
Kultysta zacisnął obydwie ręce na głowni znalezionego miecza. Jego bojowy zapał wyczerpał się już podczas taktycznego derwiszowania pomiędzy walczącymi. To było dla niego za wiele, nie był wojownikiem. Dlatego też, w całkiem nieprofesjonalny sposób, osłaniał się uniesionym ostrzem, niechętnie zbliżając się na tyły mutantów. Nie chciał wyjść na tchórza przed zbrojnym stadem ale z drugiej strony, nie na wiele mógł się przydać w walce...
Niepozornie przesuwał się na tyły, chciał mieć ogląd na całą sytuację.

Przez następne wydarzenia bitwy stał się tylko biernym obserwatorem, nie zwracającym na siebie niczyjej uwagi. Wstrząsnął nim stawiający włosy na dęba ryk demona i wypatrywał ze zgiełku walczących, gdzie tenże się podziewa. Obserwował jak wysłannik bogów wzbija się w powietrze, jednak okrzyk żołnierzy sprowadził wzrok Kurta z powrotem na ziemię. Posłyszał kolejny pistoletowy wystrzał i spostrzegł jak zmutowany wielkolud szarżuje przez szeregi ścierających się ze sobą bojowników obu stron. Ledwo dojrzał znad tłoku kulminację starcia, w postaci pojedynku i upadku przywódców walczących grup.
Gdy potyczka wśród wozów została zakończona nagłym złamaniem morale wojskowych poprzedzającym ich równie nagły i dramatyczny odwrót, Kurt zaczął się uspokajać. Opuścił broń, po czym, wciąż trzymając się na uboczu, zaczął obchodzić zbrojne stado, przyglądać się temu przełomowemu dla zgromadzonych zdarzeniu. Stracili przywódcę. Z tego, co udało mu się zauważyć pomiędzy stojącymi wokół poległego, ich wódz był potężnym, znacząco dotkniętym przez błogosławiącą formę zmianę. Gdy miał okazję przyjrzeć się tłumowi, był w stanie odczuć wpływ i inspirację ich niewątpliwym patronem. Szczycącym się swym intryganctwem, niestabilnością, nieobliczalnością bóstwem magii, esencją Chaosu - nieprzewidywalną, ciągłą zmiennością. To spostrzeżenie podziałało na myślenie kultysty. Niestabilny, zmienny intrygant, którego zmyślne plany zgodnie z szeptanymi wśród wyznawców legendami potrafiły ciągnąć się przez stulecia. To było wytłumaczeniem niezrozumiałych dla Kurta niejasności, w których głębinach zaczynał się topić. Odkrycie to naprowadziło jego umysł na nowe tory. Tzeentch pragnął by członek rozbitej sekty, Kultu Opętańca, odegrał jedną z ról w niepojętym planie tajemniczego bóstwa. Pan Przemian wciągnął Kurta w swe machlojki, w swoją wieczną rozgrywkę na arenie ziemskiego padołu, którym ten stąpał. Tzeentch zwany Architektem Przeznaczenia.. czyżby więc kultysta był marionetką tańczącą na sznurkach Władcy Losu? Od jak dawna już skrupulatnie wypełniał plany mrocznego bóstwa? Czy nadzwyczajna przyszłość, której się spodziewał była właśnie darem Pana Przemian? A może wręcz kolejną cegiełką w jego odwiecznym planie?

Zanurzony w takich rozmyślaniach Kurt rozejrzał się. Wygląd wysłannika piekielnych otchłani, demona, który objawił się walczącym na polu bitwy odpowiadał przewrotnemu bóstwu. Kurt chciał odnaleźć tą błogosławioną istotę, anioła będącego wolą Tzeentcha. W przeszłości zażarcie służył świętemu, który nosił w swym ciele takąż istotę. Była ona wszechwiedzącym, boskim mentorem ich Kultu. Na pewno także teraz mogła wskazać Kurtowi właściwą drogę do wypełnienia wielkiego przeznaczenia, co do którego był tak przekonany.
Jednakże w miarę jak wyczekiwał, z lasu nie wyłonił się pierzasty wysłannik Pana Zmian. Spomiędzy drzew wyszedł za to surowo wyglądający wojownik, zdecydowanie należący do zbrojnego stada. Wyglądał jakby był lekko rany - rozszarpana dziura zdobiła strój na jego udzie, które całe zdawało się być upaćkanym krwią. Mężczyzna szedł jednak lekko i swobodnie. Kurt zanurzył się w myślach ale swoje spostrzeżenia i analizy zachował na tę chwilę dla siebie. Sytuacja wokół zaczęła się rozwijać. Między zgromadzonymi zaczęła kipieć wywoływana tarciem o pozycję u władzy agresja, przy czym zanim zdążył zainteresować się konfliktem, nastąpiło jego odroczenie. Stado zajęło się bitewnym pobojowiskiem, zbieraniem rannych i łupieniem poległych. Niektórzy wchodzili też na wozy i grabili dobytek żołnierskiego konwoju. Widząc, że nikt ze zgromadzonych zupełnie się nim nie interesuje, Kurt postanowił odzyskać swoje przedmioty, odrzucił zdobyczny miecz i zaczął szukać swojej sakwy i sztyletu. W miarę przeczesywania pojazdów uspokoił się już zupełnie, przeszedł do analizy sytuacji. Tzeentch zdecydowanie pokierował ścieżkami Kurta tak, by ten odnalazł tą grupę. Niszczycielskie Potęgi planowały widać, by wspierał sługi Pana Przemian. W takim razie zamierzał wywiązać się z tego zadania jak najlepiej. Wyszukawszy cały swój ekwipunek, włącznie z bojowym kijem, dotychczas służącym raczej za podróżną podporę, Kurt wyszedł z inkwizytorskiej karocy, poprawił swój strój i wyprostował się mężnie patrząc po szabrujących niedawne pole walki mutantach. Żaden z nich nie poświęcił mu nawet sekundy swej uwagi. Ale Kurt wiedział co zrobić, żeby zyskać w ich oczach, nawet jeżeli nie rozumieli woli swego boskiego patrona.
Zaczął od zwłok Łowcy Czarownic. Wewnątrz powozu znalazł papiery dotyczące śledztwa w swojej sprawie, oraz tych dwóch niedojd, z którymi był transportowany. Zachował te dokumenty, powoli snując plan jak mógłby je wykorzystać, bowiem nawet gdyby nie znalazł dla nich użytku, nie mógł pozwolić aby wpadły w niepowołane ręce. Zamierzał jeszcze przysłużyć się Mrocznym Bogom korzystając ze swego wizerunku wędrującego akolity i sytuacja, w której ktoś mógłby skojarzyć jego osobę z tymi dowodami była niedopuszczalna. Znalezisko sprawiło, że przyszedł mu do głowy pokrewny pomysł i dlatego też zaczął przeszukiwać martwego inkwizytora. Przywłaszczył sobie insygnia jego urzędu, zagrabił medalion oraz listy polecające od teognisty w Talabheim. Po chwili zastanowienia, zdarł z trupa również charakterystyczny płaszcz z inkwizytorską spinką, który przewiesił sobie na swojej sakwie, a także nie mniej ikoniczny kapelusz. Ponieważ w międzyczasie stado zdążyło się zebrać, Kurt również zbliżył się do grupy. Sługi Tzeentcha były zbyt wycieńczone walką i zajęte rozkwitającym wewnątrz stada konfliktem, by zainteresować się jego drobnymi uwagami dotyczącymi możliwych do odzyskania z pobojowiska zasobów. Wspomniał coś o koninie i wozach ale jako obcy, "nowy", został zignorowany. Rozumiał ich zachowanie, jednak nie mógł sobie na nie pozwolić. Zdecydował się, że jeszcze tutaj i teraz pokaże im swoją przydatność. Podszedł więc do wspartych na swych towarzyszach rannych członkach grupy.
Hejże, jeżeli nie chcecie wykrwawić się po drodze, to dajcie mi obejrzeć swoje rany. Umiem leczyć, toteż powinienem móc je ustabilizować. – Z tymi słowy oraz szeroko rozpostartymi rękoma zbliżył się do nich tak, by mogli go sobie obejrzeć. Widząc, że wciąż wydają się podejrzliwi, przemówił:
Do stu diabłów wirujących po nieboskłonach demonicznej osnowy! Uwolniliście mnie, więc zamierzam się wam odwdzięczyć. Jesteście mi braćmi, jak i ja wam bratem, wszyscy kroczymy jedyną słuszną drogą, jaką jest Chaos! – Tu wskazał na noszony na piersiach, masywny wisior w kształcie ośmioramiennej gwiazdy – Niech mnie pochłonie magiczny wiatr jeśli moim zamiarem nie jest wam pomóc. Zanim bogowie odsłonili zaćmę z moich oczu i zacząłem im służyć, uczyłem się leczyć rany i choroby, także będę w stanie ocenić wasz stan i zatrzymać krwawienie.
Chciał pomóc tym z nich, którzy byli potrzebujący i pokazać swoją przydatność. Nie od parady spędził tych parę lat szkoląc się pod kapłańskim okiem, by nie móc teraz zatamować kilku krwawiących ran. Korzystając ze strzępów ubrań, szmat i dostępnych wokół materiałów przystąpił do stabilizacji najcięższych przypadków, obiecując, że zajmie się każdym, który będzie tego wymagał, także potem, w obozie.

***

Gdy dotarli na miejsce Kurt nie miał zbyt wiele czasu na odetchnięcie. Obietnica zobowiązywała, a on czuł potrzebę, by zacząć już teraz spełniać wolę Bogów poprzez wspieranie zbrojnego stada, z którym wiązały go plany Niszczycielskich Potęg. W miarę jak członkowie bandy rozstawiali się po obozowisku, kontynuując swoje wcześniejsze waśnie, Kurt ulokował się przy jednym z ognisk, wracając do poprzedniego zajęcia. Stabilizował i zamykał rany, opatrywał, leczył. Było to żmudną i męczącą pracą, nieraz stresującą, gdy groźnie wyglądający zwierzoludzie krzywili się na jego zabiegi. Dlatego też z niekrytym zadowoleniem odchylił się, obolały, znad swego pacjenta, po czym z westchnieniem ulgi, usiadł ciężko obok niego, by razem z innymi obozującymi wsłuchać się w słowa wykrzykiwane przez ponurego jegomościa rozmawiającego ze sforowym. Nie od razu zorientował się, że ów przemawia, dlatego nie wyłapał jego pierwszych słów i tym bardziej ciekawiło go co powie dalej. Brzmiał ostro i miał autorytet przywódcy. W dodatku zadeklarował siebie i swego ochroniarza jako wybrańców Tzeentcha. W obliczu ostatnich wydarzeń nabierało to coraz więcej sensu dla Kurta, przeczuwającego, że takie fakty mogą wiązać się z obiecaną mu, wielką przyszłością. Instynktownie zaczął się zbierać i stał już, gdy podszedł do niego sforowy. Popędzony przez ukoronowanego imponującymi rogami zwierzoludzia czym prędzej zmierzał do wskazanej jaskini.

Zaciekawiony obserwował tajemniczego mężczyznę. Jego twarz wydawała się być cały czas zmęczoną, usposobienie prostym, jak u człowieka z ludu, jednak.. otaczała go nabożna cześć zgromadzonych i nie brak było mu wewnętrznego ognia. Może rzeczywiście był wybrańcem? Idąc przez obozowisko słyszał szepty wskazujące jakoby mówca był czarownikiem. Jeżeli Tzeentch pobłogosławił go talentem magicznym, to kultysta niewątpliwie nie miał przed sobą byle kogo. Z zainteresowaniem słuchał rozmowy, którą ten prowadził z chłopem. Zdawał się obiecywać wiele, czyżby rzeczywiście był tak potężny?
Następnym w kolejności był masywny mężczyzna o sylwetce gladiatora. Mroczny, samozwańczy przywódca zaczął wypytywać go o jakiś dar, a gdy wskazany siłacz wystąpił na środek... Kurt zachłysnął się powietrzem na widok przemiany. Oto stał przed nim wysłannik Pana Przemian, którego wcześniej widział nad polem bitwy. Jego nowa forma emanowała w oczach kultysty świętością tak wielką, że z wrażenia opadł na jedno kolano. Demon! Demon! Błogosławiona cząstka jednej z Niszczycielskich Potęg znajdowała się zaledwie o krok od Kurta. Czując się niegodnym pochylił głowę. Uniósł ją jednak, słuchając słów istoty. Nie demon, a.. mutant? Jak to możliwe? Czy było to w ogóle możliwym..? Kultysta nie mógł zaakceptować takiej prawdy... Spodziewał się, że oto znów stoi w blasku demonicznego posłańca Niszczycielskiej Potęgi... Wstał i wycofał się, a po jego twarzy przemknął cień niezadowolenia, grymas zgryzoty. Chyba liczył na zbyt wiele.. może jeszcze nie zasługiwał na taki zaszczyt...
Wtedy tajemniczy nieznajomy zwrócił swoje zmęczone oczy ku Kurtowi oraz biednym obszarpańcom, z którymi ten był więziony. Kultysta wysłuchał pytań mężczyzny i z wielkim przejęciem śledził oczyma unoszony kryształ. A więc to dlatego wybrali go na wodza! Nieznajomy był magiem! Kurt, wciąż jeszcze wycofany pod wpływem niezadowolenia wywołanego niedawnym zawodem, a także pod wrażeniem wypowiedzi czarownika, zaczął ważyć słowa, z niejasnym grymasem na twarzy, toteż nim zdążył zebrać się w sobie do odpowiedzi, uprzedził go starszy mutant. Kultysta słuchał jego wypowiedzi z zażenowaniem, w końcu zostali zaszufladkowani do jednej kategorii. Gdy mężczyźni zaczęli szlochać, z rosnącą irytacją roztrącił ich, przeciskając się na przód i stanął na środku gromady, naprzeciw maga. Ściągnął swój kaptur, tak by rozmówca mógł się mu przyjrzeć, swym pełnym mocy wzrokiem.
Na oko wyglądał na jeszcze młodego mężczyznę, o drobnym, krótkim zaroście na brodzie, ciemnych niczym węgle oczach oraz rzadkich, chociaż długich i kręconych włosach, pod którymi zaczynały się już wczesne zakola. Wokół ust i ciemnych od niezdrowych podków oczodołów widać było drobne zmarszczki. Jego spojrzenie było czyste, ostre, sprawiało wrażenie, że ma się do czynienia z kimś inteligentnym. Pod kapturem mężczyzna nosił gruby szkaplerz z wysokim, sztywnym kołnierzem. Cały jego strój był w kolorze spranej czerni i przynosił na myśl wędrownego akolitę, cyrulika, być może mnicha albo żaka, jednak wszelkie wątpliwości rozwiewał masywny wisior zdobiący piersi kultysty. Spięty grubym łańcuszkiem, wykonany z wypolerowanego żelaza przyjmował ostre kształty ośmiu strzał łączących się w złowieszczą gwiazdę. Gdy zaczął mówić, ktoś z dobrym wzrokiem zdołałby dostrzec, że między słowami zdarzało mu się ukradkiem rzucać ku fałszywemu demonowi niechętnym spojrzeniem.
Szanowny Magusie! Jestem akolitą Kultu Opętanego. Zowię się Kurt Aascheritt, pochodzę z Reiklandu i służę Mrocznym Bogom! Klnę się na potęgę Wielkiej Bestii Chaosu, o ośmiu ramionach i czterech boskich głowach, że Niszczycielskie Potęgi nadały mi do wypełnienia nadzwyczajny los, a jest on powiązany z waszą misją. Nie jestem pewien jakie jest życzenie bogów ale dali mi oni jawne znaki, bym was odnalazł. Od czasu gdy kult, do którego należałem w Altdorfie został podstępnie zniszczony, wędruję na wschód, wiedziony wizjami mych mrocznych patronów, starając się wypełnić ich tajemną wolę. Nie dalej niż dwa dni temu moje sny skończyły się i rozumiejąc, że dotarłem we właściwe miejsce oddałem się modłom do Wielkiej Czwórki, gdy z zaskoczenia dopadli mnie ludzie inkwizytora, z którego łap mnie uwolniliście. Aby poświadczyć prawdziwości mych słów i okazać dobrą wolę, składam na twoje ręce dokumenty, które Łowca Czarownic spreparował, by prowadzić dochodzenie w mojej sprawie – kończąc zdanie Kurt sięgnął do sakwy i wyciągnął z niej papiery, dotyczące trójki mutantów i z pokorą podał je czarownikowi. Po tej krótkiej przerwie, wznowił przemowę;
Nie mniej w mym uwięzieniu tkwił najwyraźniej zamysł samego Tzeentcha, który, chwała mu, chciał bym dołączył do was i wspierał waszą świętą misję. Dziękuję wam za uwolnienie i widząc w tym sposób na spełnienie swego wyrytego przez bogów przeznaczenia zobowiązuję się służyć waszej sprawie. Za czasów istnienia mego kultu, pomagałem naszemu Magusowi nie raz prowadząc nasze Czarne Msze i przemawiając w jego imieniu, gdy ten był zbyt zajęty odcyfrowywaniem przekazów demona zamkniętego w naszym opętańcu. Dodatkowo potrafię też leczyć, umiem określić położenie Morrsliba oraz transfiguracji gwiazd, a także przebrać się w przekonywujący sposób, zaś moja zesłana przez bogów w nagrodzie zmiana daje się w łatwy sposób ukryć, dzięki czemu w niepostrzeżony sposób podróżowałem przez miasta Reiklandu i Talabeklandu. Nie pożałujesz, jeżeli pozwolisz mi do siebie przystanąć, tym bardziej, że ostatnie wydarzenia w jawny sposób wskazują, iż wolą bogów jest nasza współpraca.
 

Ostatnio edytowane przez Slaaneshi : 08-09-2016 o 22:19.
Slaaneshi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172