Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2016, 13:07   #56
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Denver; centrum; okolice bazy; Dzień 2 - ciemność, noc; nieprzyjemny chłód.


Ochotnicy walki z ogniem wrócili z powrotem do zadymionego budynku. Weszli znowu przez główne wejście a że pożar też ogniskował się na tym samym poziomie tu było chyba najgoręcej i najwięcej dymu. Powietrze było wyraźnie cieplejsze niż na zewnątrz. Gdyby nie okoliczności byłoby w tak chłodnawą noc całkiem porządane i przyjemne. Odgłosy trawiącego kolejne elementy pomieszczenia ognia, krzyki ludzi i te z ulicy gdzie byli ci ranni, zrozpaczeni, przestraszeni i zaniepokojeni czy szukający swoich bliskich czy tych z wnętrza którzy przekrzykiwali się poprzez ryk pożaru by się usłyszeć też nie nastrajał do relaksu. Tak samo i gorący, suchy, śmierdzący spalenizna dym który wżerał się w niechronione oczy, nozdrza i usta wysuszając je, dławiąc i powodującł łzawienie i kaszel i prawie od razu odczuwalne pragnienie.

Wewnątrz było te kilka osób, chyba ci którzy minęli ich niedawno. Albo im się zdawało albo dymu i ognia było więcej niż gdy opuszczali niedawno ten budynek. Mieszkańcy jednak walczyli o swoje mieszkania. Najpierw z potworami a teraz z ogniem. W obu walkach środki mieli chyba niezbyt rewelacyjne jednak jakoś nie zniechęcało ich to od upartego uporu. Teraz próbowali kocami, plandekami zabić płomienie. Od czasu do czasu ktoś przynosił z zewnątrz wiadro jak nie z wodą to z piaskiem więc wrzucano je w ogień. Mimo, że ludzie z zewnątrz organizowali się co raz sprawniej i takie improwizowane środki gaśnicze były dostępne co raz częściej w miarę jak co raz więcej ludzi przystępowało do walki z ogniem to jednak ogień był już zbyt duży by łatwo ulec takim środkom. Nadal jednak była nadzieja, że uda się go ograniczyć do już zajętego obszaru albo chociaż spowolnić do czasu przyjazdu wojskowych z ich sikawkami.

Gdy Łowcy zbliżliżyli się do ognia sympatyczne ciepło przemieniło się w żar prawie nie do wytrzymania. W połączeniu z dławiącym i oślepiającym dymem najczęściej zmuszało ludzi do walki z ogniem z doskoku. Pracy kocem czy inną płachtą przez chwilę, wrzucenia wiadra chłodziwa i znów odskok, chociaż na chwilę. Dla złapania oddechu i choć chwili przebywania w chłodniejszym miejscu. Obecnie ogień trawił fragment korytarza który chyba był przelotowy przez cały budynek. Zajął też jedno z mieszkań które chyba płonęło jak nie całe to w większości a przynajmniej tak było widać przez drugie drzwi do nich. Nie wiadomo więc było jak głęboko sięga ogień choć chyba po drugiej stronie za dużo pomieszczeń zostać nie mogło. Z parteru nie było widać czy płomienie przedostały się na piętro.

- Frank! Nie ma nigdzie Zermeno! - krzyknął jakiś facet z wiadrem drąc się do jednego z tych co właśnie odstąpili na chwilę nie mogąc znieść żaru.

- Nic nie poradzę! Nie dostaniemy się tam! Nie wiadomo czy jeszcze żyje! Może zwiał gdzieś jak się zrobiło gorąco! - odwrzasnął ten z płachtą.

- Jacobson nie może znaleźć dzieciaka! Pytała się mnie ale nie widziałem go! Mówiła, że na początku kazała mu uciekać i uciekł ale teraz nie może go znaleźć! Nie wiemy gdzie jest! - wydarł się jakiś stojący obok też łapiąc gorący, zadymiony oddech i zasłaniając twarz ramieniem by choć trochę uchronić się od żaru.

- A ja słyszałem na początku Buchlerów! Ale my potem uciekliśmy a to nie wiem co z nimi ale ich chyba nie widziałem na zewnątrz. - kolejny facet dołączył się swoją częścią do litanii zaginionych i niewiadomych z tego nocnego ataku.

Plan Młynarza by pozawalać co się da i ociąć płomienie napotkał dość liczne trudności. Po pierwsze niezbyt było co zawalać. Korytarz gdzie częściowo buszował już ogień był raczej pustawy. Nie widać było przez płomienie drugich drzwi ale jeśli były otwarte to z tymi otwartymi z ich strony powstawał całkiem przyzwoity cug. Ale zamnknięcie z ich strony było właściwie niemożliwe by była to główna droga ewakuajcji i donoszenia kolejnych wiader i misek piachu i wody. Okna płonącego mieszkania były zabite czym-się-da czyli dyktami, dechami i blachą. Nie stanowiło to jednak trwałej przeszkody dla płomieni choć na razie nieco nie wypaliło tego na wylot.

Gdyby mieli dostęp do wody pod zwartym strumieniem można byłoby skierować go na ogień. A bez tego ludzie po prostu zabijali czym się dało pomniejsze ogniska płomieni. Metoda była dość skuteczna choć na mniejsze pożary. Obecnie najczęściej zduszone ognisko poprzez wysoką temperaturę panującą w rejonie pożaru prawie od razu zajmowało się ponownie. Jednak co chyba mobilizowało ludzi do ciągłej, uporczywej walki gdy takie płomienie wybuchały ponownie jednak nie wybuchały w kolejnym miejscu. Teraz zostawał wyścig z czasem. Ludzi do gaszenia pożaru stopniowo przybywało co dawało nadzieję, że w końcu wspólnymi siłami zduszą więcej płomieni niż te zdołają się od rodzić. Jednak płomienie atakowały każdy sąsiedni rejon a ludzie mogli gasić tylko te gdzie mieli dostęp. Dla płomieni dziurawe ściany, izolacja w ścianach, szyby wind, wykładziny podłogi stanowiły pożywkę którą pożerały chętnie a nie blokadę jak dla ludzi. Zostawał jeszcze wyścig z czasem. Gdyby udało się odizolować płomienie na wystarczająco długo w końcu na wypalonym obszarze skończyłoby im się materiał do ich podtrzymywania. Ludzie zaś ścigali się z własną wytrzymałością i determinacją bo w przeciwieństwie do płomieni, męczyli się i słabli zwłaszcza w tak ciężkich warunkach jakie panowały przy gaszeniu pożaru.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline