Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2016, 20:54   #112
Aisu
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
- … Myślę że tutejszym księżom zależy głównie na pieniądzach.
Podróż powrotna minęła dłużyła jej się niepomiernie – ciążyła jej na duszy kwestia Halszki, która do posiadłości wróciła wcześniej z Czajkowskim – z jej rozkazu zresztą. Do tego dochodziła kwestia tajemniczej cyganki, i ich fatalnego spotkania.
Nic więc dziwnego że była w markotnym nastroju.
– Nie mają tu dużo wiernych by wyżyć z datków. – zauważył dobrodusznie Oppersdorf, pomagając oporządzić na śniadanie kurę którą wypiła przed chwilą Zofia.
- … Zapewne. – zgodziła się niechętnie Zosia. [/i] – … Coś się działo podczas mojej nieobecności? [/i]
– Hmmm… Mamy gości. Pana Górę z Gangreli, i tą Contessę Lasombra. – mężczyzna uśmiechnął się głupkowato na samą myśl o wampirzycy.
– E? Tą mieliśmy spotkać po drodze?
– Aaaaaaa, nie wiem Panienko. Czy tamta też miała łono przez które templariusze celibat łamali? Aaaaah, szczęście z Lorda Koenitza i tego Francuza. Ostatnio tylko u nich przesiaduje. Po kilka godzin w nocy. Musieli jej bardzo do gustu przypaść. – plótł dalej bez cienia troski Oppersdorf, dając świadectwo słowom Górki, że w dzieciństwie matka musiała go z kilka razy na głowę upuścić.
- … Proszę mi wybaczyć Panie Oppersdorf, ale muszę się z kimś spotkać.


***


Contessa rzadko wybierała się na dłuższe wycieczki przedkładając nad wędrówki rozmowy z różnymi osobami. Szczególnie przypadli jej do gustu Wilhelm z Marcelem, ale i Honoratę obdarzyła okazją do przyjaznej pogawędki. Zosia jakoś nie była przez nią brana pod uwagę, a i Giacomo… choć oboje byli Włochami, nie przypadł jej do gustu. Gdyż kalwina najwyraźniej ignorowała. Z wzajemnością zresztą. Gdyby nie nieroztropne słowa swojego sługi Zofia pewnie nawet by nie zauważyła obecności Lasombra w posiadłości. Spotkać się chciała z Wilhelmem, ale traf sprawił, że akurat rozminęła się z nim, gdy ten opuszczał komnatę z Jaksą.
I zamiast tego zastała Olgę.

***

Jakiejże podłości nie popełniłbyś, by zwalczyć nikczemność?


***Koenitz, Góra i Zosia ***


Jak tylko Jaksa z Contessa zniknęli jej z pola widzenia, Zofia zachwiała się i oparła o ścianę.
Kolana się pod nią uginały, a serce biło jej jak oszalałe. Szumiało jej w głowie od krwi i chciało jej się rzygać.
… Tak wyglądała „wielka gra” Camarilli? Pracowanie z ludźmi których nawet nie to że się nie lubiło, ale którzy byli fundamentalnie źli i podli? Zapraszanie grzechu pod własny dach… Po co? By przeciwnik nie zrobił tego pierwszy?
Czuła się słabo. Nie była przygotowana coś takiego. Może Sarnai by była.
Przez chwilę żałowała, że wampirzycy nie było już z nami. Może gdyby traktowała ją lepiej…
Zaciskając palce w pięść, zebrała się w sobie i ruszyła dalej. Na razie chciała zobaczyć Wilhelma. Upewnić się że ta ladacznica nie wbiła w niego swoich szponów.
Może wtedy poczuje się trochę lepiej.

Koenitza dostrzegła z daleka, wypolerowana na błysk zbroja błyszczała się w płomieniach świec. Obok niego stał olbrzym przerastający go o głowę, masywny dryblas przy którym Wilhelm wyglądał drobniutko. Rozmawiali dość głośno. Głównie to dryblas chwalił się swoją siłą i umiejętnościami łowcy.
Zofia odetchnęła z ulgą na widok Wilhelma, i podeszła do dwójki mężczyzn.
– Lordzie Koenitz. – uśmiechnęła się promiennie do Tyrolczyka. – Panie eeeeee Góra? – wpół zgadywała, pochylając głowę przed gangrelem. – Proszę sobie nie przeszkadzać… Pomyślałam że wam potowarzyszę… – mimowolnie uciekła wzrokiem. Nie potrafiła udawać przed Wilhelmem.
- Pozwolisz że przedstawię… Zofia…- rzekł uprzejmie Wilhelm, a Góra uśmiechnął się dodając.-Witaj śliczniutka, drobniutki z ciebie kwiatuszek, ale Góra…
-Moja partnerka.-wtrącił stanowczo Koenitz hamując “romantyczne” zapędy Gangrela.
- Góra będzie naszym przewodnikiem przez kniaziowskie lasy.- wyjaśnił rycerz młodej Brujah, chociaż ta wyłączyła się po słowie „partnerka”.
Jasne, Koenitz spędzał z nią czas, i nawet tak niedoświadczona wampirzyca jak Zofia potrafiła rozpoznać zaloty, ale nigdy do tej pory nie nazwał ją wprost swoją partnerką. A teraz wypalił to tak publicznie...
– Aha, haha… – zaśmiała się nerwowo, rumieniąc się na policzkach. Odruchowo zaczęła bawić się puklem włosów, a na twarzy wykwitł jej głupkowaty uśmiech. – Aha… To… Dobrze? – nie dosłyszała drugiej części zdania, więc trochę strzelała.
-Pewnikiem że dobrze, znam ja te lasy lepiej niż własną sakiewkę. Panieneczka będzie ze mną bezpieczna.- odparł z szerokim uśmiechem Góra, starając się ignorować groźne spojrzenie Koenitza. Niemniej już nie był taki nachalny. Za to się rozgadał o lasach otaczających stary kniaziowski dwór.
Zosia słuchała bez słowa skargi, z miłym uśmiechem raz co raz przytakując, jednym uchem wpuszczając, a drugim wypuszczając słowa Góry. W innych okolicznościach to co mówił uznałaby za całkiem interesujące.
– Ahaha, musi Pan bardzo kochać te lasy. – zauważyła, przerywając kolejny już wywód. Sama mogła o tym słuchać, ale… Właściwie, to czy Wilhelma nie nudziło to przeraźliwie?
Jeśli nawet nudziło, to tego nie okazywał pilnując bezpieczeństwa Zofii i słuchając wraz z nią o litewskich lasach i o polowaniach i rozrywaniu niedźwiedzi na strzępy gołymi rękami, ulubionej rozrywce Góry.
– Eeee… Nigdy nie polowałam na niedźwiedzia… Wydawało mi się to niepotrzebnym ryzykiem…
Rozmowa zaczęła ją faktycznie wciągać, i teraz w najlepsze wymieniała się spostrzeżeniami z Górą. W przeszłości nie miała okazji zwiedzać wschodnich rubieży rzeczpospolitej, a jak teraz o tym myślała to od czasu przyjazdu z posiadłości wychodziła wyłącznie w interesach. Normalnie już dawno przemierzyłaby pobliskie lasy wzdłuż i wszerz – ot, poświęciłaby parę dni by zapoznać z okoliczna przyrodą i zamieszkująca ją zwierzętami. Jednak biorąc ich aktualną sytuację nieprędko będzie to możliwe.
A tak poznawała Smoleńskie lasy oczami Góry.
Wilhelmem pozostawał jednak milczący. I mimo że jego obecność bardzo ją cieszyła, to zaczynało jej ciążyć, że marnuje dla niej swój cenny czas.
- …. Naprawdę Wilhelmie. – wzięła go pod ramię i przytuliła się lekko. – Powinieneś odpocząć trochę, chyba całą noc przyjmujesz gości. Ja dotrzymam Panu Górze towarzystwa. – uśmiechnęła się wesoło. – To także i mój dom. Wypadałoby żebym czasem odgrywała w nim rolę gospodyni.
-Będę o tym pamiętał następnym razem.- odparł uprzejmie i czule Ventrue.
Zofia odczekała chwile, wyczekując aż Koenitz skorzysta z podarowanej mu okazji by się od rozmowy wymigać. Z każdą chwilą jednak coraz bardziej wyglądało na to że nic takiego zrobić nie planuje.
– W t-takim razie… – uśmiechnęła się do Górki. – Tam skąd pochodzę nie mieliśmy niedźwiedzi, dopiero na Litwie zobaczyłam jednego po raz pierwszy…
-To tu niedźwiedzie są, żubry, tury… i inne wszelakie bestyje. Które prawdziwy Gangrel gołymi ręcami ubija.- stwierdził Góra i zaczął opowiadać o swoich polowaniach.


***

Jak na mężczyznę o nieskazitelnych zasadach przystało, Koenitz odprowadził Zosie przed świtem do jej pokoju. Wampirzyca pomachała mu wesoło na pożegnanie, z rozanielony uśmiechem na ustach. Stała tak jeszcze przez jakiś czas, dopóki Rozciecha nie wyrwał ją z transu chrząknięciem.
– … Nie będzie Panienka spała dziś u Lorda Koenitza?
Twarz Rozciechy jak zwykle pozostawała nietęga, chociaż jednooki człowiek uśmiechał się w głębi ducha, z rozbawieniem obserwując jak zarumieniona wampirzyca potyka się o własne słowa.
Podroczył się z nią trochę, po czym popędził do pokoju.
Nie spodziewał się jednak że jeszcze wychyliła z niego głową.
– Tak właściwie… – zawahała się przez chwilę. – To mam prośbę, Panie Rozciecha... Gdyby mógł się Pan udać do Smoleńska… I wypytać ludzi z obrzeży czy nie widzieli cygan ostatnio. – przygryzła wargę. – Ale tak żeby nie popatrzyli Pana ludzie od innych wampirów… Nie wydaje mi się żeby jeszcze o tym wiedzieli, ale nieopodal musieli rozbić obóz… Um, Ravnos? Tak się chyba nazywali…
- … – jednooki przytaknął ostrożnie. Zbieranie informacji nie było jego mocną stroną, ale zadanie było dość proste. Cygańskie karawany nie należały do dyskretnych.
- … Jak tylko ich znajdę… Poinformuje panienkę.
Zofia posłała mu krótki uśmiech, i raz jeszcze zniknęła w pokoju.
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."
Aisu jest offline