Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2016, 21:00   #45
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Reaver Rest i okolice poranek do popołudnia, 18 d/2 m-c/212 AL
Babiniec, okolice śniadania

Sale oddane do użytku Lady Seaver szybko wypełniły się szlachciankami, ich córkami oraz towarzyszkami. Specjalnie na tę okazję otworzono nieużywaną w ostatnich czasach Długą Galerię, wyremontowaną jeszcze przez matkę Lorda Simona. Służba spisała się jednak świetnie, czyszcząc salę na błysk i dokonując wymiany zniszczonych czy zużytych elementów. Kamerdyner odpowiedzialny za tą część pałacu, albo chciał się wykazać, albo naprawdę poważnie podchodził do swojego zawodu, gdyż właściwie nie było się do czego przyczepić. Wstawiono do sali krzesła, fotele i stoły, nadal pozostawało jednak sporo miejsca, aby kobiety mogły w miarę spokojnie odbyć to towarzyskie spotkanie. Wiszące obrazy przedstawiające pejzaże róznych okolic były świetną wymówką do krótkich rozmów, czy "damskich" knowań. Podane dania były zaś świetnie przygotowane.

Pojawiły się oczywiście wszystkie zaproszone damy. Alerie przybyła wraz ze swoją służką, ubrana była elegancko, jednocześnie skromnie, w nie rzucającą się w oczy kreację. Eleanor przybyła ubrana w coś, co mogło być tylko jej wariacją na temat Nymerii - wojowniczej księżniczka. Spotkało się to z pewnymi uśmieszkami, a jedna ze starszych kobiet rzuciła do siedzących obok towarzyszek
-A cóż to za hajduczek przybył?- co oczywiście wywołało ciche uśmieszki. Dziewczyna zresztą była mało chętna do specjalnej współpracy, czy rozmowy z kimkolwiek i wyglądała raczej na znudzoną tym spotkaniem. Przynajmniej Alerie okazała się pomocna, rozmawiając z wieloma damami, a także ... o dziwo niezwykle miła dla Milly.

Po około godzinie, śniadanie zostało zaszczycone obecnością Veanora, który uświetnił je swoim występem.

Pola Turniejowe, Po śniadaniu

Od samego rana większość mężczyzn znajdowało się na błoniach, gdzie przygotowano pole turniejowe. Rycerze wielcy i mali rozstawiali wokół swoje namioty. Był to przedziwny widok, każdy inny od drugiego, były wielkie mogące pomieścić każdy zbytek, jaki jego właścicielowi przyjdzie do głowy, były nastawione na zwykłą funkcjonalność. W końcu i takie, które widziały lepsze czasy. Pocerowane, stare ... miejsca, w których spano i przebierano się przed walkami. A na całym polu panował duży harmider, gdy każdy chciał mieć to za sobą. Służący z Reaver Rest starali się jakoś nad tym zapanować, nadać temu procesowi jakieś pozory porządku. I chociaż nie docenione, ich wysiłki w większości przynosiły pożądany skutek.

Horton musiał pozostawić rozstawianie swojego namiotu w rękach zaufanych ludzi. Niestety, ale ostatnie przygotowania, wymagały jego uwagi. Cieśle dokonywali poprawek na trybunach i podniesieniach dostosowując je do potrzeb przybyłych seniorów. Młodzi chłopcy udeptywali pole i przygotowywali piasek, który używany będzie do poprawy nawierzchni przy przejazdach.

Zawsze znalazło się coś, co wymagało jego osobistej uwagi. Przynajmniej jednak chłopi zatrudnieni do prostych robót, okazywali mu duży szacunek, kłaniając się w pas na jego widok. Słyszał nawet powtarzane szepty: "Pan Burgrabia w porządku ...". To przynajmniej mogło być pocieszające. Przechadzając się po polu zwrócił nagle uwagę, na pewnego człowieka, ubranego w strój przypominający leśnika. Zarządca zwrócił uwagę, na jego niezwykle sprężysty krok, wydawał mu się jakiś nie na miejscu. Niby prostaczek, a jednak nie wydawał się przestraszony obecnością tylu rycerzy. Wszedł na pole namiotowe, jakby należało do niego ...

Horton ruszył za nim przywołując ręką dwóch kręcących się w pobliżu strażników. Natrafili na niego po chwili.
-Co tu robisz człowieku?- zapytał Horton bez ogródek
-Panie - odpowiedział ten bez cienia nerwów, kłaniając się mu -Nazywam się Inan, jestem łowczym Lady Sarsfield - nie tłumaczyło to do końca jego obecności w tym miejscu. Poza tym człowiek ten przywodził Hortonowi na myśl bardziej żołnierza niż leśnika.
-Dobrze. Przejdziemy się do Lady Sarsfield, zapytamy ją o to- jego rozmówca skinął głową i wzruszył ramionami.
-Oczywiście panie. Nie widzę najmniejszych przeszkód aby tak uczynić. Moja pani zrozumie ... - słodkie słówka, które znacząca uspokajały Hortona .. gdyby nie oczy mężczyzny, na które zwrócił uwagę. Oczy, które były zimne jak stal i pozbawione wszelkich emocji. Aż dreszcz przebiegł po plecach rycerza na ich widok.
-Chodźmy- dwóch strażników ustawiło się po bokach mężczyzny prowadząc go w stronę zamku. Szedł spokojnie, jakby wybierał się na spacer. Przez dłuższą chwilę nie odzywał się. Gdy weszli na drogę prowadzącą do zamku i znaleźli się przy rzece ... Horton usłyszał krzyk. Odruchowo wyszarpnął swój miecz, odwracając się na pięcie w stronę zagrożenia. Na ziemi leżał jeden ze strażników krwawiąc z rany brzucha. Drugi trzymał się za rękę, w której jeszcze do niedawna trzymał kuszę. Ręka wyglądała na złamaną. Tymczasem leśniczy podbiegł do skraju drogi i wskoczył do rzeki. Ze strony zamku nadbiegło kilku strażników. Wszyscy wpatrywali się w nurt ... po mężczyźnie nie było żadnego śladu.
-Ogłoście alarm ... czekajcie, nie wzbudzajcie paniki. Zróbcie to po cichu ...- mężczyźni kiwnęli głowami -Zabierzcie rannych do maestra ... - dorzucił kolejny rozkaz udając się w stronę zamku. Wiedział, że ten dzień nie mógł zacząć się gorzej.

Maester Trevyr jeszcze przed chwilą nadzorował rozstawianie namiotu, w którym mógłby udzielić pierwszej pomocy każdemu, gdyby zaszła taka potrzeba. Jego słudzy spisali się dobrze, przygotowując wszystko według jego wytycznych. Starszy człowiek miał nadzieję, na chwilę odpoczynku, gdy do środka wniesiono dwóch strażników. Maester szybko ocenił, że jeden z nich ma złamaną rękę. Nie były to obrażenie zagrażające życiu. Drugi jęczał, trzymając się za brzuch, z którego lała się krew ... Przekleństwo cisnęło się na usta, ale nie było czasu na żadne rozważania ... Strażnik został położony na stole, a Trevyr rzucił się w "wir walki" mający na celu uratowanie jego życia. Godzinę toczył tą nierówną walkę. Rana była poszarpana, ostrze weszło dość głęboko, naruszając parę ważnych organów. Maester szył i ciął. W końcu zamknął ranę, opadając zmęczony na fotel.
-Przeżył operację. Zabierzcie go stąd ostrożnie. Dałem mu makowego mleka, będzie teraz spał. Przy odrobinie szczęścia powinien wylizać się z tego. Bezpośredniego zagrożenia już nie ma - dwójka wdzięcznych strażników kiwnęła głowami, zabierając stąd swojego towarzysza. Tymczasem słudzy maestra zajęli się porządkami.

Zmęczony Trevyr wiedział jednak, że nie może odpoczywać. Ktoś zaatakował ich strażnika, trzeba było dowiedzieć się, co zaszło. I chociaż od swoich sług szybko dowiedział się ogólnego przebiegu zdarzeń, ciężko poznać było szczegóły, ani dowiedzieć się czegoś więcej o sprawy. Jego ptaszki twierdziły jedynie kategorycznie, że nikt podobny opisem nie przybył w świcie Lady Sarsfield, a z pewnością żaden leśniczy, za którego ów się podawał.

Przedpołudnie, Okolice Reaver Rest

Criag, Seathan i Horton spędzili sporo czasu na poszukiwaniu tajemniczego "zamachowca". Lady Sarsfield zaprzeczyła, aby ktoś taki jej służył Dyskretnie wzmocniono straże, nie chcąc aby wieści o tym wydostały się poza wąskie grono domowników. Co o dziwo w większości się udało. Przybyli goście szeptali o zatrzymaniu jakiegoś kłusownika, ale nikt nie wspominał o ucieczce, czy jego tożsamości. Przeczesano rzekę, w górę i w dół. Cała trójka miała nadzieję, że napastnik skręcił sobie kark skacząc i rzeka zniesie jego ciało do morza. Niestety po pół godzinie poszukiwań młody Seaver, wiedział już, że nie było to prawdą. Nad rzeką, jakiś kilometr od wejścia do zamku znaleziono zakrwawioną i przemoczoną koszulę. Dalsze poszukiwania nie dały żadnego rezultatu. Tajemniczy "Łowczy" wsiąkł jak kamień w wodę. Nie było również więcej czasu, aby się tym zajmować należało wrócić i przygotować się do turnieju.

Przedpołudnie, Pole Namiotowe

Mildrith i Elanor pewnym krokiem meszerowały w stronę namiotu ser Addena Snowa. Rycerz z północy nakazał go rozstawić swoim ludziom jeszcze w nocy, z rana zaś zniknął gdzieś na godzinę (Alerie powiedział, że musi się przewietrzyć). Później zaś udał się na pole, aby oczekiwać początku turnieju. Liczne damy przesuwały się między namiotami życząc szczęścia swoim mężom, bratom czy synom, lub chcąc spotkać najsłynniejszych rycerzy. Arving Fowler kokietował trójkę młodych dziewcząt siedząc przed swoim namiotem. Obok niego na stojaku lśniała jego zbroja. Jej przepych uderzał każdego, który ją mijał. Widać było, że rycerz z Dorne nie szczędził na nią środków.

Mildrith wytłumaczyła Eleanor (która, nie zdążyła się jeszcze przebrać) powody ich wizyty: Calrin Seaver, niepokorny wuj, wygnany po Rebelii Blackfyre.

Namiot Snowa, był duży, acz prostej, wojskowej konstrukcji. Przed nim na straży stał gruby, wąsaty gwardzista, która widząc dwójkę dam, uchylił poły namiotu i wpuścił je do środka.

W środku młody Callor Velaryon kończył ustawiać oręż rycerza. Prostą, ciemną zbroję, oraz wysokiej jakości miecz bastardowy. Miecz jak i zbroja praktycznie pozbawione były ozdób, ich właściciel wyraźnie stawiał jednak na ich użyteczność. Oprócz stojaka na broń i zbroję, krzesła, biurka i leżanki, po przeciwległej stronie namiotu, stał stół, wokół którego ustawiono cztery krzesła.

Gdy weszły do środka Adden podniósł się ze swojego miejsca, ukłonił im się i zaprosił do zajęcia miejsca przy stole.
-Callorze, jeżeli skończyłeś, możesz przejść się po polu - rzekł do giermka, który nadwyraz chętnie wykonał to polecenie.

Rycerz uśmiechnął się lekko oferując im wino.
-Cóż sprowadza szlachetne damy, w moje skromne progi? Jeżeli chcą panie rad, dotyczących obstawienia zwycięzcy, to nieskromnie radzę postawić na mnie - po tych słowach uśmiechnął się szeroko. Widać było, że czuł się swobodnie i pewnie. Eleanor nadal patrzyła głównie na niego, Milly jednak rozejrzała się po namiocie. Jej uwagę przykuł kawałek, wyblakłej, niebieskiej chusty zawiązanej wokół ramienia zbroi rycerza. Był to wyraźnie kobiecy, zdobiony materiał. Lady Seaver była pewna, że taki krój wyszedł z mody lata temu. Jako młoda dziewczyna miała zresztą podobną chustę.

Przedpołudnie, Błonia

Wracając od ser Addena Milly i Eleanor natknęły się na idącego pod ramię z zaprzysiężonym jego rodowi rycerzem Garetha Kenninga. Młody szlachcic wyglądał źle. Był cały blady, jego oczy były zaczerwienione i podkrążone, ledwo powłóczył nogami, a każde mocniejsze szarpnięcie, ze strony prowadzącego go rycerza powodowało, że jego twarz nabierała niezdrowego zielonkawego koloru. Gdy zobaczył dwie Seaverówny chciał chyba powiedzieć do swojego towarzysza, aby odeszli stąd. Najwyraźniej nie był jednak w stanie powiedzieć cokolwiek, lekko zginając się.

Rycerz ruszył dalej najprawdopodobniej w stronę namiotu, w którym mógłby złożyć swojego pana.

Przedpołudnie, Reaver Rest

W sali narad znaleźli się Horton Haig, Craig Caldwell i Seathan którzy prowadzili bezpośrednie poszukiwania zbiega. Maester Trevyr, który swoimi sposobami próbował dowiedzieć się o tajemniczym mężczyźnie, a także Lord Simon i Ser Duncan. Ten ostatni, kończył swoje sprawozdanie
-Zwiększyłem liczbę strażników. Wysłałem ptaki do Ser Roylanda, aby miał się na baczności. Nie postawiłem wszystkich w stan gotowości, bo to by mogło być podejrzane względem naszych gości. Przeszukałem cały zamek. Tutaj z pewnością, go nie ma. Strażnicy znają też jego opis, jeżeli tylko się pojawi, będą o tym wiedzieć -
-Doskonale - zawyrokował senior rodu -Pozostaje jednak wiele pytań. Kim jest ten cżłowiek, co tu robił ... i gdzie teraz przebywa. Gdy zakończy się turniej powinniśmy poszukać go bardziej otwarcie -

Pole Turniejowe, Południe

Po skończonej rozmowie z Uśmiechniętym Wilkiem damy Seaver udały się z powrotem do zamku, aby przygotować kreację na turniej. Po drodze wyminęły się z bardem Veanorem, który wyraźnie też szedł w stronę namiotu Snowa. Wydawało się, że gość z Północy, był dziś bardzo rozchwytywany.

Po zakończonej debacie u Lorda Simona Horton i Craig szybko i sprawnie przygotowali się do turnieju.

Seathan, Milly i reszta obserwujących zajęła swoje miejsca. Zagrały trąby i ogłoszono początek turnieju. Przynajmniej tymczasowo wszelkie zmartwienia i troski odeszły w zapomniane, zagłuszone przez szczęk stali i ryki wywiatującytch, radosnych tłumów. Prostaczkowie zebrali się wokół pola, chcąc choć z daleka obejrzeć zmagania rycerzy ... Zapowiadało się niezwykle ciekawe widowisko.

Pierwszą walkę odbył Gylbert Prester bez najmniejszego problemu zrzucił z konia jednego z domowych rycerzy Reynów. Dokonał tego w pierwszym podjeździe, trafiając go idealnie w tors i łamiąc swoją lancę. Zebrał burzę oklasków od zebranych osób. Reynard Tarbeck walczył z Ascarem Tainerem domowym rycerzem zaprzysiężonym Geroldowi Lannisterowi. W pierwszym obaj trafili się wzajemnie, łamiąc swoje lance, ale nie zrzucając go z konia. W drugim Reynard znacznie się poprawił zrzucając Tainera na ziemię. Uśmiech na twarzy Tybolta, a także wściekłość Gerolda jasno wskazywały kogo najbardziej ucieszył ten wynik.

Potem na placu boju pojawił się Adden. Wolno przejechał wzdłuż trybun. Mildrith zauważyła, że nadal miał założoną chustę na ramieniu swojej zbroi. Jego przeciwnikiem był jakiś błędny rycerz o groźnym wyglądzie. Snow zebrał brawa już podczas przejazdu, co chyba zdenerwowało jego przeciwnika. Stanęli naprzeciwko siebie, oddając honoru. Gdy ruszyli do przodu Eleanor, aż pisnęła wpatrując się w scenę walki. Chwilę później cały tłum, aż wciągnął oddech, aby następnie wydać okrzyk radości. Rycerz z północy najpierw mimo ciężkiej zbroi, zdołał wychylić się w siodle, przez co lanca jego przeciwnika przeleciała dobry metr od niego, aby następnie w czasie galopu przerzucić swoją lancę do drugiej ręki, trafić swojego przeciwnika wprost idealnie i zrzucić na ziemię. Większość ludzi podniosła się składając zwycięzcy owacje. Alerie, która uwielbiała turniej wyglądała na zaskoczoną.
-Tego człowieka można trafić, ale nie uniknie się jego broni - powiedziała do siedzących najbliżej
-Popisuje się bękart - Arving Fowler, który akurat nie miał pojawić się w pierwszej serii przejazdów powiedział do bladego jak ściana Garetha Kenninga.
Po kolejnych mniej ciekawych pojedynkach na środek pola wyjechał Cletus Farman i Rickar Piler zaprzysiężony miecz Cliftonów. Po czterach przejazdach, gdy żaden z rycerzy nie został powalony na ziemię, walka została przerwana. Po krótkiej konsultacji to ser Piler został uznany zwycięzcą. Trzy razy trafił Cletusa, dwa razy łamiąc swoją lancę, sprytnie pozwalając aby ciosy jego przeciwnika ześlizgiwały się po jego zbroi. Widać było, że Farman był niezadowolony, nikt jednak nie kwestionował tej decyzji.
Kolejnym ciekawym wydarzeniem był pojedynek Hortona z jakimś mniej znanym wędrownym rycerzem. Dwaj kombatanci trafili siebie, w ten sposób, że obaj znaleźli się na ziemi. Alerie, aż wciągnęła powietrze. Inni obserwujący zaczęli głośno zachęcać obu do walki. Przyniesiono im miecze i tarcze, natarli na siebie. Blok i cios, cios i blok ... zejście. Walka trwała chwilę, ale po jakimś czasie wędrowny rycerz padł na kolano poddając się Haigowi, który zdołał wypracować nad nim co prawda niewielką, ale jednak przewagę. Poobijany zarządca i jego przeciwnik zostali doprowadzeni do maestra.
Na sam koniec pozostał przejazd Craiga Caldwella, ten w drugim przejeździe zdołał zrzucić z konia ich własnego domowego rycerza.
Po chwili przerwy wrócono do walk, niedaleko podestu pojawił się natomiast Adden Snow, który tym razem miał nie walczyć w tych przejazdach. Tuż przy początku Craig Caldwell stanął naprzeciwko siedzącego w swojej bogato zdobionej zbroi Arvingowi Fowlerowi. W pierwszych trzech przejazdach oboje rozbili swoje lance, ale utrzymali się w siodle. Zaraz ruszono do ostatecznego ataku. W czwartym przejeździe .... oboje rozbili swoje lance! Podjechali na koniach pod podest. Odbyła się długa debata sędziów, w pewnym momencie dyskutowano coraz głośniej ... w końcu ... zwycięzcą został ogłoszony Craig! Sędziowie przyznali, że sami mieli duży problem z rozstrzygnięciem tego. Znawcy twierdzili, że rycerzowi udało się dokonać tej sztuki w ostatnim przejeździe, gdy zaprezentował się lepiej od Fowlera, który na sekundę stracił po prostu panowanie nad sobą. Niestety od tego zwycięzca Caldwell nie stał się bogatszy, gdyż wygrana przez decyzję sędziów nie oznaczała przyznania ni konia, ni zbroi pokonanego. Fowler patrzył na Craiga nienawistnym wzrokiem, podał mu jednak dłoń ...
Po paru kolejnych przejazdach na koń, mimo próśb Alerie został wsadzony Horton, który wyglądał na mocno poobijanego, naprzeciwko niego stał Gylbert Prester, który wykorzystał słabość Hortona i uderzył go w osłabiony po poprzednim pojedynku bok. Ser Haigh jęknął z bólu, na chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami, a gdy otworzył je znajdował się na ziemi ... pokonany. Szczególny zawód jęku dało się usłyszeć od strony, gdzie znajdowali się obserwujący walkę prostaczkowie ... Rickar Piler ponownie odniósł zwycięstwo, w drugiej gonitwie. Reynard Tarbeck przejechał 4 gonitwy, ze swoim przeciwnikiem, ale został dość szybko uznanym zwycięzcą przez sędziów.
W trzeciej serii, zaczęli wyłaniać się faworyci. Z nich Craig Caldwell, Gylbert Prester oraz Tarbeck pokonali z łatwością swoich mniej znanych i lubianych przeciwników. Zaś w ostatniej gonitwie dnia stanęli naprzeciwko siebie Ryckar Piler oraz Adden Snow, wieczór był przyjemny i chłodny.
-Wilk! Wilk! Wilk! Wilk zwycięży! -
-Rickar "Czarny Koń!"- prawdą było to, że ostatnie gonitwy były mniej ciekawe, dlatego pewnie ta pozostawiona na koniec dnia, budziła tyle emocji. Wszyscy ludzie, duzi i mali stawiali pieniądze, czy inne cenne pamiątki. Nawet Alerie dała się ponieść emocjom stawiając trochę pieniędzy na zwycięstwo Snowa. Podczas pierwszego przejazdu rycerz z Północy ponownie uniknął ciosu swojego przeciwnika, jego zaś lanca wylądowała idealnie, rozbiła się na napierśniku Rickara i tylko dzięki umiejętnościom jazdy tego, nie doszło do rozstrzygnięcia. Wywołało to kolejne owacje, krzyki i zakłady. Gdy wymieniono niepotrzebną już lancę ruszono kolejny raz. Tym razem Piler wyczuł intencję bękarta Starków i rozbił swoją lancę na jego zbroi, sam jednak został również trafiony, oboje pozostali w siodłach, chociaż uderzenie minimalnie lepiej wytrzymał ser Adden.
-O nie ... - wyszeptała Eleanor, gdy wrzawa przybrała na sile, a rycerze szykowali się do kolejnego przejazdu. Wiele osób wstrzymało oddech. Rickar pochylił się, aby stanowić mniejszy cel ... Adden przyspieszył swojego konia ... aby w ostatnim momencie zwolnić bieg, myląc przeciwnika, który nie trafił go. Zaś uderzenie bękarta okazało się dobre, jego przeciwnik leżał na ziemi nieruchomo. Przy pomocy sług, udało się w końcu rycerzowi stanąć na równe nogi. Niestety niemożliwe okazało się zarówno zdjęcie hełmu z jego głowy, jak i rozpięcie napierśnika. Odprowadzono go z pola walki. Walki zakończyły się i ludzie, jedni biedniejsi a drudzy bogatsi zaczęli odchodzić do swoich zajęć ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty

Ostatnio edytowane przez Hawkeye : 05-09-2016 o 21:11.
Hawkeye jest offline