Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2016, 12:10   #17
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Wyprawa w nieznane

- Uważam - powiedział Raul - że nie powinniśmy tutaj siedzieć i czekać nie wiadomo na co. To miejsce nie nadaje się na obozowisko. Nic nas nie ochroni przed deszczem czy słońcem, nie ma tutaj wody. Proponowałbym ruszyć między drzewa. - Wskazał kierunek. - Można będzie zorganizować jakieś szałasy. Tam są też zwierzęta. Zwierzęta muszą pić. No i można na nie zapolować.
- Umm… - odezwała się Crilia, która właśnie dołączyła do grupy. - Może najpierw sprawdźmy okolicę i zabierzmy wszystko co może się przydać. Nie wiadomo czego będziemy potrzebować.-
- Pokażcie zatem, co tam zebraliście - wtrącił się Ruppert - Wszystkiego nie musimy zabierać. Raczej nikt nam niczego nie zabierze z tego pustkowia. Za to powinniśmy jak najszybciej znaleźć schronienie. Kto wie jakie bestie grasują tu nocą.

- Radzę opuścić to miejsce jak najszybciej się da. Ta ziemia jest skażona złem i wyczuwam, iż skierowane jest ono stąd na północ. -
Odezwał się do tej pory milczący, bo pocieszający uratowaną dziewczynkę Hendrik.
- Zanim opuścimy to miejsce, musimy pochować zmarłych. Ci, którzy nie będą pomagali, mogą w tym czasie sprawdzić, czy nie ma tu jakiś narzędzi - uparła się Crilia.
- Jeszcze nie przepatrzyliśmy wszystkiego - odezwał się mężczyzna w średnim wieku, który na samym początku zagadnął do Erwina - ale jedna, czy dwie łopaty się znajdą. Skończę tą robotę i pomogę kopać, jeżeli brakuje wam rąk do pracy.-
- Zmarłego, bo chyba jest tylko jeden zmarły? Należało by zabrać z tego przeklętego miejsca, Chyba, że chcemy by powstał z tej złej ziemi jako nieumarły. Wprawdzie potrafię sobie mocą boga z nimi poradzić, lecz lepiej pochować go zgodnie z kanonami, w miejscu nie przesiąkniętym złem. -
Potem uśmiechnął się do dziewczynki, dzieląc jedna z porcji Żelaznych pomiędzy siebie, psy i dziecko.
- Tyle się działo ze zapomniałem się zapytać jak ci na imię. Ja jestem Hendrik, pies to Szybki, a suczka, która domaga się twojej uwagi to Piękna. Nie bój się możesz ją pogłaskać, nic ci nie zrobi.-
- Trina - odrzekła nieśmiało dziewczynka pałaszując łapczywie ofiarowany jej posiłek. Wyglądało na to, że już nieco się uspokoiła, jednak wciąż znajdowała się w ciężkim szoku.
- No pogłaszcz ją po brzuchu. Piękna na to czeka. Tylko patrz Trina, jak się wyciągnęła byś ją tylko pogłaskała. Widzisz jaki duży ma brzuch, to znaczy, że niedługo będzie miała szczeniaki. Jeśli chcesz będziesz mogła sobie wybrać najładniejszego z miotu.-
Suszone mięso i suchary szybko znikły rozdzielone na pierwszy posiłek w tym nowym świecie.
- Dwoje, niestety dwoje… - kapłanka odpowiedziała z wyraźnym smutkiem - Dobrze, przeniesiemy ich do miejsca, w którym będzie można ich pochować. Proponuję chodzić od zagajnika do zagajnika. Może w którymś trafimy na wodę pitną.-
- Byle nie w kierunku północnym. Wpierw jednak dowiedzmy się co jeszcze udało się znaleźć. Potem możemy ruszać, jak już znajdziemy jakieś miejsce na obozowisku zorientujemy się, kto z nas jakie przydatne posiada umiejętności. Ja oprócz tego, że jestem wojownikiem kapłanem, to znam się na leczeniu, polowaniu oraz tresurze psów. - Pokiwał głową.
- Chodzenie całą grupą z miejsca na miejsce jest bez sensu - odparł Raul. - Moim zdaniem powinniśmy dotrzeć do najbliższego zagajnika, a potem wysłać jeden lub dwa patrole. Najlepiej mniej więcej wzdłuż brzegu. Jak na razie pogoda nam mniej więcej sprzyja. Gorzej by było, gdyby zaczęło padać. -
- Nasze patrole trwały wiele dni gdy było trzeba sobie radzić w dziczy. - Zaczął Erwin. - Woda, jedzenie, ogień. Te trzy rzeczy są nam konieczne. Jesteśmy nad morzem, więc jak pójdziemy wzdłuż niego to prędzej niż później trafimy na jakąś rzekę czy strumień. Jego brzegiem możemy pójść dalej w ląd. Rzeka daje też szansę na dotarcie do cywilizacji, jeżeli jakaś w tym świecie jest to właśnie nad rzeką. Wschód i zachód są tak samo dobrymi wyborami. Można rzucić monetą. Co do zwierząt...
Hendrik pokiwał głową.
- Byle nie na północ. Niekoniecznie musi być też w pobliżu jakaś przyjazna cywilizacja. Bardziej prawdopodobne, iż skończymy jako ofiary lub nawet w garnku. Bez sprzętu zapasów i zwierząt gospodarskich będziemy mieli zaś wielkie trudności ze stworzeniem osady.-

Elf podszedł do gromadzącej się grupy, słysząc o dokonaniach łowieckich człowieka który rozpoczął te zamieszanie ze złoczyńcą.
- Jeśli organizujecie jakąś wyprawę zwiadowczą, z chęcią pomogę. Zdaje się, że utkniemy tu na dłużej, gdziekolwiek jesteśmy. Jestem Xandros.-
- Jestem Ruppert - przedstawił się małolat jakby w odpowiedzi na słowa elfa. - Przyznaję, że powinniśmy ruszyć jak najprędzej. Dlatego mogę razem z Xandrosem już ruszyć na przód. Wydaje mi się, że kobiecie w ciąży nie widzi się tułaczka. Wybierzcie tylko kierunek a my zaczniemy poszukiwania. -
- Sądzę, że to łowcy powinni wybrać kierunek. Kobieta w ciąży musi maszerować razem. Wszyscy muszą. Jeśli ktoś nie ma życzenia, niech zostaje i radzi sobie sam. Przyroda jest brutalna i nie będzie nikogo pytać o to, czy ktoś chce czy nie chce. Nic nam nie da zostawianie tu kogokolwiek, ale każdy musi sobie sam odpowiedzieć na pytanie, czy chce żyć? Ja chcę i nie zamierzam zajmować się nieżywymi. Zwiadowcy pójdą na przedzie, dalej od grupy aby móc ewentualnie zapolować na coś świeżego i szybciej znaleźć miejsce na porządny obóz. Poszedłbym na północ i szukałbym jakiś wzgórz i lasów, nie morza i cywilizacji. Mogę jednak mówić i odpowiadać za siebie. Czy wojownik, który chciał wymierzać sprawiedliwość chce wziąć odpowiedzialność za wszystkich? - Elf spojrzał pytająco na wojownika.
- Jeśli tak , ruszajmy. Tracimy czas. - Xandros kiwnął głową do małolata.
- Erwin Rockhel, żołnierz w służbie lorda Whitehalla. Były żołnierz. Czy chcę wziąć odpowiedzialność za cywilów? Nie, bogowie tamtego i tego świata, nie. Ale wezmę, bo trzeba to zrobić. Co do kierunku to czemu północ, daleko od morza, które jest dobrym punktem odniesienia a i ktoś był zdecydowanie przeciwny by iść w tamtym kierunku. - Wskazał na Hendrika.- Czemu nie północ?-

Wezmę, bo trzeba. Zabawne. Raul uśmiechnął się w myślach. Jak miło, że ktoś się poświęci. Męczennik się znalazł. Na szczęście on nie był cywilem i nie wymagał, by się ktoś dla niego poświęcał.
- Proponowałbym przenieść wszystko, co jest przydatne, do najbliższego zagajnika - powiedział - i dopiero stamtąd wysłać jakieś patrole i myśliwych.-
- Prawda. - zgodziła się kapłanka. Po chwili namysłu dodała. - Gdzieś tu były beczki. Mniejsze rzeczy można do nich włożyć, żeby łatwiej było je przetransportować. - zaproponowała.
- W sumie to chyba tylko narzędzia i ryby są nam potrzebne. Jak widziałem siekierki, to z drewnem sobie poradzimy jak dojdziemy do tego zagajnika. Nie ma co ludzi nadmiernie obciążać.-
-Z drewna, szczególnie długiego zróbcie włóki. Łatwiej wlec ciężar niż go nieść - zaproponował Xander przebierającym w stercie towarów ludziom

Erwin zdjął kuszę z ramienia i wycelował niezaładowaną w niebo.
- W drodze przydałoby się zapolować. Jeżeli po tej stronie jest podobnie do naszego świata to będzie na co. Duże pastwisko, to duże stadne zwierzęta, konie, bizony, sarny ale ja mimo wszystko liczę na zbłąkanego jelenia. Nie ma lordów z kijem w dupie to nie ma kłusownictwa, w końcu jakiegoś ustrzelę. Zna się ktoś na wnykach?-

- Ja. Ale trzeba wpierw rozejrzeć się po okolicy, by wiedzieć, gdzie warto je rozstawić - Xandros zaoferował pomoc, ale drobne zwierzęta lubiły akurat lasy i zagajniki, nie bezkresne łąki. To, co można było zazwyczaj łapać wśród traw nie mogło wystarczyć do wykarmienia wszystkich tu zebranych. Pojedynczy łowca mógłby mieć szansę. Należało myśleć w innych kategoriach.
Jeśli dałoby się schwytać żywcem parę dzikich królików albo zajęcy i je w niewoli rozmnożyć. Ptactwo które dawało się łapać na wnyki również mogło być bardziej przydatne żywe, niż martwe. Jajka mogły być cenne dla kobiety mającej niebawem dać życie.

-Myślę, że tej sieci rybackiej mógłbym coś zmontować - odezwał się Ruppert przeglądając zebrane rzeczy, przez ocalałych katastrofe. - Ale to może przydać nam się dopiero jak znajdziemy jakieś miejsce do noclegu. Czasem może się w nią złapać coś co chciałoby złapać nas.-
- Zwierzęta są. Wystarczy się rozejrzeć - stwierdził Raul. Tematu lordów nie skomentował. - Z wnykami zapewne będziemy musieli poczekać, ale na razie łuk czy kusza wystarczą. Może trzeba by zrobić polowanie z naganką. Równie dobrze może się okazać, że tutejsze zwierzęta nie boją się myśliwych.
- Może, w końcu jesteśmy pierwszymi ludźmi tutaj od bogowie wiedzą kiedy. Może nawet pierwszymi. Jak zwierzyna się nas by nie bała, to świetnie ale to drapieżniki też się nas nie będą bały - teoretyzował Erwin. - My to sobie damy radę, ciężko pancerz przegryźć ale nie wszyscy są tak przygotowani.-
- Większość drapieżników boi się ognia. Na szczęście - odparł Raul. - A polowania trzeba by robić jak najdalej od obozu. I, być może, udałoby się oswoić kilka sztuk. -
- Najpierw to musimy znaleźć miejsce na obóz. Tak czy siak dość już chyba gadania po próżnicy. Zbieramy się panienki? Może tak, ci z nas co znają się na polowaniu pójdą przodem i może coś uda się w drodze dorwać, reszta idzie za nimi i stara się nie hałasować zbytnio.-
Erwin rozejrzał się po suchym przestworze oceanu i wskazał grupę drzew na północny zachód.
- Tam chyba najbliżej a i po drodze przetniemy się z tym stadem.- Wskazał grupę pasących się zwierząt.
- W takim razie weźcie co tam uważacie a my z Xandrosem ruszamy przed szereg - odparł Ruppert. Zarzucił plecak i ruszył zadowolony z siebie, że udało mu się wymigać od targania tego całego złomu.
- Ani mi się waż! - Odkrzyknął Erwin z uśmiechem na twarzy. - Pierwszego ja upoluje, zobaczysz.
- Dobra towarzystwo! - Tym razem wydarł się do reszty ocalonych. - Uradziliśmy co robić. Zwijamy graty bo tu zła ziemia i idziemy do tamtego zagajnika. Narzędzia i ryby do beczek, siekierka za pas, łopaty i młotki w ręce. Jak coś wyskoczy to tłuc po łbie aż zdechnie. - Powtórzył niezawodną radę dotyczącą walki. - Ja i inni co się znają na polowaniu pójdziemy przodem i spróbujemy złapać coś na obiad. Ci co się nie znają niech chronią cywilów. Naszym celem jest tamten zagajnik. - Wskazał dla przypomnienia. - Pomagać sobie, nie hałasować i zbierać wszystko co wygląda na przydatne i jadalne, jak trzeba to przejrzę jedzenie jak się spotkamy czy nie jest trujące.-
- Nie wydzieraj się tak, jakbyś miał do czynienia z bandą tępych rekrutów - zasugerował Raul. - Nie mówiąc już o tym, że najbardziej hałasujesz.-
Miał nadzieję, że ich 'nie chcę ale muszę' kandydat na przywódcę okaże trochę rozsądku, ale na razie nie wyglądało to najlepiej.
- Dołączę do polowania, po pochowaniu zmarłych - powiedziała krótko Crilia.
- Gorzej sir de Foix, cywile, którzy zaraz mogą zacząć rozmyślać o tym co ich spotkało. Trzeba znaleźć im cel bo za nami tylko otchłań, gorycz i rozpacz. Więc róbmy cokolwiek by nie myśleć o tych co zostali po drugiej stronie. - Erwin prawie sam wpadł w pułapkę wspomnień. - Z pochówkiem pomogę, choć to zajęcie dla kapłana, chyba że chcesz ich zjeść czy co wy tam u siebie w jaskiniach robicie.-
- Byle oddalić się od złych ziem a pochówek się szybko zorganizuje. Jestem Hendrik, W poprzednim życiu zawali mnie tez ojcem Hendrikiem. A co do polowania bardziej liczę na jakieś ptactwo lub drobną zwierzynę, które wystawią mi psy, zaś na to starczy kamień i proca. -
Hendrik z uśmiechem gładził po włosach Trinę, chcąc by ta poczuła się bezpieczna.
Twarz Crilii poczerniała ze wstydu, gdy usłyszała słowa Erwina.
- Crilia, kapłanka - przedstawiła się krótko. - I nie wiem co jada się w jaskiniach. Wychowałam się wśród ludzi - dodała z wyraźną urazą w głosie. Naciągnęła kaptur na głowę i szybko odeszła w stronę jednego ze zmarłych.

“Jak dzieci” pomyślał Xandros. To będzie jak orka na ugorze.
- Pójdziemy przodem w oddaleniu. Potem Ruppert i reszta “łowców”. Potem reszta z bagażami. Ona niech trzyma się ode mnie z daleka. - Xandros wskazał pół-drowkę.
Elf wysforował się daleko przed grupę zwiadowców. Jego bezszelestny krok i wrodzona zdolność do bycia niemalże niewidzialnym w określonych warunkach dawała jakieś szanse na drobnego zwierza, lub podejścia jakiegoś większego stada. Albo zaczajonego w zasadzce wroga. Podróżując wraz z całą grupą, nie było na to większych szans.

- Raul wystarczy. 'Sir' został daleko stąd. - Raul skomentował słowa Erwina. - Chodziło mi nie o ideę, a o sposób realizacji. I chyba powinniśmy wszyscy wziąć udział w pogrzebie. Nawet jeśli nie znaliśmy zmarłych. Przyda się wszystko, co nas będzie jednoczyć, nawet taka smutna okoliczność. -
Spojrzał dla odmiany w stronę elfa, który wyraźnie usiłował wprowadzić podział na 'swoich' i 'tych gorszych'. Zapewne plotki głoszące zarozumialstwo elfów w tym przypadku znalazły swoje potwierdzenie.
Ruppert uświadomił sobie, że już nikt nie podłoży mu gotowego jedzenia pod nos. Teraz będzie skazany na wyroby kulinarne ocalałych. Daj boże żeby ktoś z nich miał jakąkolwiek wiedze o kuchni. Najwidoczniej wszystkie osoby, które wyszły przed szereg wiedziały jak to pożywienie zdobyć. Upatrywali już pasące się na równinie zwierzęta. Łotrzyk wiedział jak się za nie zabrać ale dopiero po upieczeniu.
- Widzę, że już ostrzycie sobie noże na tą zwierzynę - powiedział do łowców. - Nie mam wprawy w polowaniu więc nie będę wam przeszkadzał. Sprawdzę za to czy zagajnik jest bezpiecznym miejscem.-
- Możecie się w końcu zamknąć i ruszyć dupę?! - zawołał nagle nieprzyjemny, acz znajomy głos. Wszyscy odwrócili się w stronę Esura, który, ku zaskoczeniu wszystkich, niósł w rękach niewielką beczkę wypełnioną wyrzuconymi przez portal rybami. - Jeszcze minuta i sami będziecie to sobie taskać! -
 
Asmodian jest offline