Andrew "Andy" Morrison - pogodny szturmowiec
Biuro szeryfa
Andy zastanawiał się o co tu chodzi. Czyżby jednak obrazek tej miejscowości nie był taki polukrowany jak po wierzchu? Najpierw burmistrz się zachowywał jakby przyłapali go na romansie z sekretarką albo przeliczaniu dopiero co otrzymanej i ukrytej łapówki. Potem szeryf był jakiś taki oschły choć oficjalnie uprzejmy a teraz ci dwaj gliniarze gadali jak mafiozi od ściągania długów i haraczy. Działo się tu coś? A jak coś się działo to było sens się w to angażować? Na razie za mało wiedział by coś rozkminiać czy wyrażać swoje zdanie. Postanowił poczekać jak rozwinie się sytuacja. Zaczną tego w środku pałować czy łapę mu wykręcać to już będzie coś wiadomo. Albo potem pogada z tym bez mundury gdy wyjdzie na ulice.
Turniej
- Może będziesz za mną latać?! - Andy nie darował sobie okazji by nie poprzedrzeźniać się z ich oazą przyjaźni i słodyczy więc celowo zniekształcił jej słowa.
- No wreszcie się zdecydowałaś! Dawaj Cukiereczku! - wydarł się do Ortegi wesoło wciąż mając chyba świetny humor. Ale właściwie miał. Na ringu wygrywali a zabawa była przednia. No i jeszcze zrobił psikusa Ortedze.
- Harvey! Obstawiania są jak 1 do 3 więc kolo musi być niezły! Ale to opinia widzów co ciebie nie znają więc nie przejmuj się! Rozwal go jak tamtych! Dasz radę! - Irish'owi szturman nie miał za wiele do powiedzenia o jego kolejnym przeciwniku bo jakoś nie wychwycił specjalnie nic konkretnego w nim samym i jego stylu. Zresztą bardziej koncentrował się na walkach Irlandczyka niż innych. Mógł jedynie wspomnieć o reakcji widowni.
- Broszka? Może być. - zgodził się na pomysł Ortegi. Główkował co tam mogłoby być za wzór.
- A dasz radę zrobić jakieś logo czy wzór czy same napisy? - chciał wiedzieć do czego są zdolne szpryciulskie łapki ich monterki.