Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2016, 23:06   #20
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Kompleks Dziewiątego Domu, skrzydło młodzieży

K’ylor w końcu we własnej osobie, udał się do tej części rodzinnego kompleksu, którą zamieszkiwali najmłodsi domownicy.
Drowki nie miały czasu na zajmowaniem się potomstwem. Miały swoje zawodowe zajęcia.
Miejsce miało swój specyficzny charakter, poza młodzieżą było tu dość sporo niewolników niedrowów, i to nie jakiś tam brudasów. To była zadbana trzoda domowa. Oczywiście zarząd nad całym miejscem musiał leżeć w gestii kogoś kompetentnego czyli drowiej kobiety. Musiała to by osoba z jednej strony na tyle dojrzała by podołać z drugiej na tyle niedojrzała by być zbyteczną gdzie indziej. Kimś kto obecnie spełniał taki wymóg była Richera.
K’ylor zastał drowkę w czasie prowadzenia klasy. Dziewczyna biła właśnie linijką chłopca, który nasmarował na tablicy koślawą literę.
- Siostro. - zwrócił się do drowki stając w drzwiach - Chwila twojego czasu?
Richera obrzuciła K’ylora znacznie przyjemniejszym spojrzeniem, niż miały to w zwyczaju kobiety. Budowanie pozycji dopiero leżało przed młodą drowką, najwidoczniej nie zamierzała szukać wrogów. Przynajmniej narazie. Dziewczyna odgarnęła włosy.


- Oczywiście, bracie - uśmiechnęła się nawet do K’ylora po czym spojrzała srożej na swoich wychowanków - A wy rozwydrzone dziewuchy i głupawe samce nie wydurniać się pod moją nieobecność! - to powiedziawszy wybiegła niemal z komnaty do stojącego w progu mężczyzny i zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Już, chodźmy do mojego gabinetu - powiedziała lustrując K’ylora ciekawskim spojrzeniem, zatrzymując się dłużej na jego szlacheckich insygniach. Richera zaprowadziła szlachcica do małego pokoiku w którym półki uginały się od starych ksiąg i zeszytów. było też biurko i dwa krzesła.
- Proszę, siadaj bracie - wskazała K’ylorowi jedno z nich, sama usiadła na drugim.
- Proszę, przekaż Wielebnej, z bożej łaski Opiekunce, że jestem wielce zaszczycona iż tak szybko odpowiedziała na moją pokorną prośbę o pomoc. - Richera pochyliła się w stronę mężczyzny i ściszyła konspiracynie głos.
- Sprawa jest dość delikatna. Jedna z naszych młodszych sióstr została… “napadnięta”
K’ylor zasiadł na wskazanym krześle i zmrużył oczy słysząc słowa kobiety. Wiedział jak wyczulone kapłanki są na tym punkcie. Przez kilka chwil kontemplował jej urodę. Była jak na drowie standardy wyjątkowo młoda, ale fizycznie w pełni dojrzała. Musiał przyznać że była wyjątkowo atrakcyjna, a jej ciało z pewnością wyjątkowo… Soczyste. Ponownie pożałował że wcześniej nie skorzystał z okazji. Odgonił te myśli, wiedział co by się z nim stało gdyby położył na Richerze choćby palec.
- Jak do tego doszło? Gdzie ją znaleziono i z kim ostatnio była? - spytał odpinając od pasa odnóże dridera. Zawadzało mu przy siedzeniu. Położył broń na biurku i splótł dłonie na wysokości splotu słonecznego.
Źrenice Richery rozszerzyły się na widok egzotycznej broni, tak jak paszcza pajęczaka rozszerza się na widok ofiary. Młoda dziewczyna była widocznie bardzo ciekawa świata poza murami domu, ale potrafiła się opanować.
- Cóż, Dohilis ma już ponad 40 lat, wyskoczyła na miasto razem z innymi młodymi elfami trochę się rozerwać, życia poznać. Przyprowadziła ją właścicielka jednego z klubów, zarzekała się, że dziewczynę znalazła ochrona pałętającą się niedaleko wejścia do lokalu i ona sama, i jej klub nie ma z tym nic wspólnego. Z samą Dohilis ciężko się było dogadać.
- Było? - zainteresował się drow - Zaginęła, umarła, czy przypadkowy dobór słownictwa?
Richera odchrząknęła. Jej policzki zrobiły się ciemniejsze. Odgarnęła nerwowo włosy.
- Ehm, nie nie, znaczy, Dohilis jest jak najbardziej żywa, oczywiście, tak, no. Była naćpana jak cholera i pijana. Trochę w ogóle nie wiedziałyśmy jak się z nią dogadać. Trochę ją zbiłyśmy, ale to nic nie dało… Mamy tylko kilka poszlak. Wiemy, że była na imprezie w łaźni i że byli tam mężczyźni z domu Shobalar.
- Shobalar… Ci co mają mnóstwo magów? - mruknął i nie czekając na odpowiedź zadał kolejne pytanie - Wiadomo pod wpływem czego była? Jaki narkotyk? I czy nie przyniosła ze sobą czegoś nowego? Cokolwiek, fragment szaty, obce włosy na ubraniach?
- Tak, Piąty dom. Wygląda na to, że tym mężczyznom wydaje się, że mogą traktować kobiety z pomniejszych domów jak jakieś niewolnice, zresztą u nas chyba nawet nikt nie zrobił by tego niewolnicy - Richera założyła nerwowo nogę na nogę. - Znaczy, wiem, że się różne rzeczy rozpowiada o Szlachetnym Duaglothcie no ale przecież to tylko żarty… prawda? - nie czekając na odpowiedź ciągnęła dalej - No, wiesz bracie, ja nigdy, znaczy, my nigdy się tutaj z czymś takim nie spotkałyśmy. Zdarzało się czasem że kilku chłopców odegrało się na siostrze i zabawiło się jej kosztem, ale to nigdy nie było takie… brutalne. Rany Dohilis są.. głębokie, konieczna była zaawansowana magia. Była cała pokiereszowana, ubranie miała poszarpane, nie zabezpieczałyśmy niczego, niestety.
Mężczyzna skrzywił się wyraźnie, nie próbował nawet ukryć swojego zawodu. Amatorzy nie dawali mu niczego i oczekiwali cudów.
- Jak wyglądały jej rany, były to otarcia, siniaki, rany dźgane, cięte, szarpane, gładkie? - spytał drow kręcąc młynka palcami - Opisz mi je jakoś.
Richera przełknęła ślinę.
- Jej dłonie i stopy były przedziurawione, szyi i przeguby nosiły ślady otarć oraz cięcia drutu albo czegoś w tym rodzaju. Miała rozległe krwawienia wewnętrzne. Jej jelita były… pocięte. Miała złamaną dolną szczękę, pękniętą miednice. Zwichnięte biodro. Jej policzek był przedziurawiony.
- Ciekawy zespół obrażeń. Czy została też zgwałcona? - zadał pytanie wyjątkowo bezpośrednio.
Richera milczała chwilę, przyglądając się mężczyźnie.
- Bracie… rozumiem, iż Wielebna, z bożej łaski Opiekunka, była delikatna w swoim opisie sytuacji - Richera splotła dłonie - Większość tych obrażeń Dohilis odniosła w czasie gwałt… ów.
- Matka Opiekunka wspomniała tylko że masz z czymś kłopot i że mam się tym zająć. - odparł K’ylor i sięgnął po swoją broń. Położył ją na kolanach i kontynuował. - Wspomniałaś wcześniej o “innych młodych elfach”. Co się z nimi stało?
Richera odchyliła się na krześle.
- Dohilis poszła na tańce razem z kilkoma innymi elfkami z naszego domu w tym… ze mną. Była tak szlachta z różnych domów, potem różne grupki, jak to bywa… rozeszły się w różne strony.
- I nikt nie wie z kim poszła Dohilis? - ni to spytał, ni to stwierdził drow spokojnie - Czy w pobliżu łaźni, albo w jej wnętrzu są grzyby, bądź ozdobne rośliny? Albo zwierzęta?
- No właśnie o to chodzi bracie, że wiemy z kim poszła, była razem z dziewczynami z Trzeciego i Czwartego domu. Robiliśmy sobie żarty z tych no wiesz… “męskich łaźni” to jedna dziewczyna wymyśliła, że tam pójdzie i poogląda sobie chłopaków kochających się wzajemnie. No i Dohilis właśnie z nimi poszła. A czy są tam rośliny ozdobne? no pewnie, jak to w łaźniach
- Potrzebuję miejsca na przygotowania. Nie miałem jeszcze okazji wybrać sobie pokoju. - powiedział drowce. - Jaki jest adres tej łaźni i kiedy to całe zajście miało miejsce?
Prywatne problemy mieszkaniowe K’ylora skutecznie odwróciły uwagę Richery od ponurej sprawy.
- Jestem pewna, że majordomus przygotowała coś dla ciebie, wystarczy, że zapytasz. Oczywiście jeśli były by jakiekolwiek opóźnienia, zawsze możesz skorzystać z moich komnat, mam dwie, jednej w zasadzie nie używam, oczywiście to jest tutaj w kompleksie dla młodzieży - Richera spojrzała pytająco, po czym szybciutko wróciła do meritum ich spotkania:
- Zaraz zapiszę ci adres bracie. - chwyciła notes i pióro.
- Majordomus pewnie dopiero się dowiaduje że powinna coś przygotować. - drow postukał palcami o swoją broń - Jeśli nie będzie to problemem to chętnie skorzystam z twoich komnat, potrzebuję zwyczajnie kilka godzin na przemyślenie sprawy i przedsięwzięcie odpowiednich środków ostrożności.

Kwatera Richery była taka, jak drowka ją opisała. Pierwsze pomieszczenie pełniło funkcje saloniku. Regał z książkami, dość duży i komfortowy fotel, stolik. W rogu mała figurka, przedstawiająca Lolth w jej drowiej formie. Z saloniku wchodziło się do sypialni która była jeszcze mniejsza, w zasadzie mieściło się ta m tylko pojedyncze łóżko i szafa, a było to wszystko czego K’ylor do szczęścia potrzebował. Przynajmniej na chwilę obecną.
Spokojnie zdjął z siebie pancerz i usiadł na brzegu łóżka. Mocno wymęczone skórzane obuwie poleciało w kąty pokoju, a sam drow westchnął lekko. Tak naprawdę nie wiedział co zrobić dalej, mógł wypatroszyć kilka losowych osób, ale z pewnością nie rozwiąże to problemu Richery. Nie żeby mu na jego rozwiązaniu zależało, zwyczajnie był pragmatykiem, a posiadanie pleców, nawet tak marnych jak te, zawsze jest przydatne. W zasadzie był w wyjątkowo komfortowej sytuacji. Był szlachcicem, ale przy tym nie był dzieckiem Opiekunki, więc jego życie było nieco prostsze. Nie musiał martwić się o braci przed, czy za sobą, musiał tylko ustawicznie potwierdzać swoją wartość. A to oznaczało wywiązywanie się z postawionych przed nim zadań. Mruknął coś niezbyt koherentnego pod nosem i przymknął oczy. Musiał nieco odpocząć po pełnym wyzwań dniu, potem zadecyduje co począć dalej.

Łaźnia

Wskazany adres oznaczał długą i niebezpieczną drogę przez okolicę zdominowaną przez niedrowów i inny element. Podróż samotnego mrocznego elfa oznaczała by pytanie się o problemy.
W samym lokalu, K’ylora poproszono o pozostawienie w szatni wszelkiej broni i ubrania. Już zbliżając się do właściwych łaźni, mężczyzna słyszał głosy cielesnych uniesień, męskich i damskich. W głównej sali, która była w zasadzie pokaźną jaskinią, w której rosły też wielokolorowe, fluorescencyjne grzyby, znajdowały się cztery duże niecki. Ruch był chyba dość spory, było tu obecnie kilkunastu drowów i podobna liczba kobiet, które niemal do złudzenia wyglądały jak mroczne elfki. W rzeczywistości, dziewczyny były bardzo młodymi półdrowkami, dziećmi w zasadzie…
Część kobiet miała podarte tuniki, cześć tylko przemoczone, niektóre były całkiem nagie. K’ylor natychmiast zrozumiał jakiego rodzaju “Łaźnia samców” to jest. Nie trzeba było geniusza, by zorientować się, że jeśli napatoczyła by się tutaj młodziutka, totalnie naćpana i pijana zarazem drowka, mogły by wyniknąć pewne problemy. Wciąż, trudno było wytłumaczyć bestialstwo jakiemu podano Dohilis, tym bardziej, że lokal trzymał pewien poziom: nikt tu nie próbował dziewczyn pozabijać, było to zakazane, co zostało wytłumaczone przy wejściu, podobnie zadawanie jakichkolwiek prawdziwych ran.
K’ylor widział że co prawda kilku mężczyzn rozmawia, zapewne o interesach w czasie gdy dziewczyny masują ich ciała, ale większość bywalców po prostu używa półdrowek w najbardziej zwierzęcy sposób na jaki zezwala regulamin lokalu, zaspokajając potrzeby swych ciał i ego, mroczni elfowie szarpali kobiety za włosy, lekko gryźli, czy policzkowali kobiety. Choć żaden z nich nie robił tego zbyt mocno. W pobliżu każdej z czterech niecek, kręcił się muskularny ochroniarz, który interweniował za każdym razem gdy zabawy przybierały zbyt agresywną formę.
- Wystarczy bracie… - jeden z nich położył ogromną łapę na ramieniu zasapanego, napalonego klienta, którego dłonie zaciskały się na szyi jednej z pracownic już nieco za długo. Mężczyzna puścił, zadowalając się jeszcze spoliczkowaniem “ofiary”
- Dopisz do mojego rachunku. - westchnął.
K’ylor wszedł do jednej z niecek wypełnionej ciepłą wodą. W korytarzach podmroku nie było takich luksusów. Woda była albo lodowato zimna, albo była ogrzewana przez lawę i wtedy groziła ugotowaniem ewentualnego amatora kąpieli. Westchnął lekko gdy ciepły płyn go otulił, od dawna nie miał okazji zaznać takiego komfortu. Spokojnie obserwował otoczenie, młodziutkie pół drowki całkiem nieźle imitowały prawdziwe kobiety, ale zastanawiał się jak długo mogą służyć w… swoim obecnym wymiarze obowiązków. Dziesięć lat? Piętnaście? Potem bez wątpienia ludzka krew musiała zacząć wychodzić na powierzchnię, a to oznaczało że stracą one swój czar dla żądnych “sprawiedliwości” drowów.
- Kogo polecasz? - zwrócił się do mężczyzny który chwilę temu się zapędził z jedną z niewolnic.
Mężczyzna rozparł się szeroko ramionami o krawędź niecki. Leżał odprężony.
- Bracie, ta mała sunia sprawia, że życie staje się słodsze, przynajmniej na te kilka chwil. Mógłbym przysiąc, że wygląda jak moja matka. - wskazał ospały gestem dłoni na dziewczynę którą przed momentem niemal nie udusił. Niewolnica rozmasowywała właśnie szyję prowadząc sprośną konwersację z nowo przybyłym klientem.
- Mhm, szkoda tylko że nie można się z nimi porządnie zabawić. - odparł K’ylor zanurzając się po szyję w wodzie. - Ale od tego są wyprawy na powierzchnie, prawda?
Drow spojrzał w górę z rozmarzeniem:
- Eh, powierzchnia, czy to miejsce w ogóle istnieje? Mężczyzna musi żyć i radzić sobie tu i teraz.
- Byłem tam raz. Straszne miejsce. Mają sufit nieskończenie wysoko. Tak wysoko że nie da się tam dolecieć magią. - odpowiedział mężczyźnie - Powinieneś się kiedyś tam wybrać. Za zgodą szlachetnych Opiekunek oczywiście. - dodał przywołując na twarz ironiczny uśmiech.
Mężczyzna uśmiechnął się cynicznie bardziej do siebie samego niż swojego rozmówcy.
- Faktycznie paskudnie wysoko, z łaski mojej szlachetnej matki “na szczęście” nie zajdę nawet wysoko w mojej własnej rodzinie. - mężczyzna był chyba pod wpływem jakiś prochów bo pozwalał sobie na przesadną wylewność.
- Fortuna sprzyja odważnym. Tym którzy nie boją się sięgnąć po to czego chcą. - mruknął K’ylor i nachylił się do ucha obcego drowa. - Słyszałem że ostatnio miała tutaj miejsce “wyśmienita” zabawa chłopców z Shobalar. - szepnął i zaczął wplatać w słowa zaklęcie - Nie wiedziałbyś nic na ten temat?
Wyraźnie jednak pobudzony jakimiś dopalaczami mężczyzna, niemal wpełzł na uda K’ylora w konspiracyjnym geście.
- Hehe, też słyszałeś bracie? No chłopaki z piątego domu to są goście. Mówię ci bracie, pewnego dnia wszyscy powinniśmy się zjednoczyć i zrobić to samo.
- Żałuję tylko że nie miałem okazji tego widzieć. - powiedział swobodnie K’ylor i położył rękę na ramieniu drowa. - Nie wiesz którzy to byli? Słyszałem o pewnym… zaklęciu które pozwala spojrzeć na wspomnienia innych osób. Tak jakbyś był w środku. Chciałbym wiedzieć jak się czuli… - skończył z rozmarzeniem w głosie.
Drow patrzył na swojego nowego “najlepszego kumpla” z równym rozmarzeniem.
- Noo… to był by odlot, też żałuje że mnie przy tym nie było, ale jak tylko pomyśle, ze gdzieś tutaj to od razu się nakręcam. - po chwili mrocznych kontemplacji i wodzeniem wzrokiem za niewolnicami kontynuował:
- Czarodzieje Shobalar są sprytni i nie dadzą się złapać na gorącym uczynku, ale ja obstawiam, że Lotkar miał z tym coś wspólnego.
- A gdzie Lotkar urzęduje? Jestem stosunkowo świeży w mieście.
Jedna z niewolnic zaszła K’ylora od tyłu i zaczęła masować jego kark, jego rozmówca zaś westchnął:
- Lotkar jest tam synem jakiejś córki Opiekunki, służy w domu, ale jak ten koleś baluje… to trzeba zobaczyć.
K’ylor sięgnął do tyłu i złapał kobietę za kark.
- Mocniej. - poinstruował, po czym puścił ją i wrócił do swojego rozmówcy. - Dasz mi znać gdyby organizował jakąś imprezę? Narobiłeś mi smaku.
Niewolnica fuknęła:
- Uważaj na swój ton samcze… - wycedziła z nienagannym akcentem, ale dostosowała się do polecenia.
Drow pokiwał głową:
- Pojawia się najczęściej “u Servira” ale tam się zaczyna, potem impreza przenosi się na prawdziwe, dzikie imprezy. Często kończą się rajdem po dzielnicy nieludzi, ale czasem zdarzają się prawdziwe perełki.
- Dziękuję za informacje przyjacielu. Nie chciałbyś skoczyć po coś do picia? Dołączę później. - powiedział i wskazał wyjście.
“oczarowany” drow podrapał się po głowie po czym przytaknął
- W zasadzie to tak. - przyznał i wygramolił się z wody.
Dotknięty przez Lolth mężczyzna odprowadził wzrokiem odchodzącego idiotę. Naćpany dał mu wszystkie informacje jakimi dysponował, pewnie gdyby poprosił o klucze do jego domu to by je dostał. Rozluźnił barki i poddał się masażowi pół-drowki. Była niezła.
- Usiądź obok mnie. - zwrócił się do niej po kilku minutach i poklepał miejsce które chciał żeby zajęła.
Półdrowka bez słowa opadła na miejsce obok mężczyzny.
- Zrób mi trochę miejsca mężczyzno. - fukneła nieporadnie odpychając K’ylora.
Drow spojrzał na nią wzrokiem absolutnie pozbawionym ciepła, ale pełnym głodu.
- Mam problem i potrzebuję żeby ktoś się nim zajął. - powiedział spokojnie - Chcesz usłyszeć jaki to problem?
- A jaki możesz mieć problem mężczyzno, że zawracasz mi nim swoją głowę? - pod maską odgrywanej roli bystre oczy dziewczyny analizowały na bieżąco sytuację.
- Problemy mam dwa. Pierwszy jest taki że od dawna nie było mnie w tak zacnym przybytku. Drugi… Jak to bywa związany jest z kobietami. - powiedział smutno.
Wyraz twarzy dziewczyny spotulniał, jej lewa dłoń wpłynęła między uda mężczyzny a prawe ramie delikatnie obgięło jego tors.
- I myślisz, ze mogła bym ci pomóc?
- Tak. - powiedział krótko i przyciągnął kobietę bliżej. - Jak często zdarzają się problematyczni klienci?
Niewolnica była profesjonalistką i nie trzeba było jej niczego specjalnie tłumaczyć, szybko dostosowała swoje ciało do ciała K’ylora. Nie wnikała też w tematy na jakie klient chciał rozmawiać:
- Nie mam problemów, żyję by służyć. - odpowiedziała cicho ale bez cienia smutku czy niedoli.
- Tak, to jedyny cel twojego istnienia. Oczywiście nie masz też żadnych marzeń, ani własnych potrzeb. Nigdy nie wyobraziłaś sobie jak wyglądałoby twoje życie gdybyś była prawdziwą drowką. - wydyszał w jej ucho, czerpiąc z tego odrobinę przyjemności. Tylko odrobinę. - Mój problem jest taki. Ktoś napadł moją siostrę. Ten ktoś był tutaj. Chcę znać imiona.
Kiedy K’ylor wspomniał o ataku na Dohilis w oczach niewolnicy na moment wybuchł strach. Dziewczyna aż się szarpnęła, przez chwilę wydawało się iż będzie starała się wyrwać. Przez chwilę. Półdrowka jęknęła w uniesieniu pieszcząc dłońmi mężczyznę.
- Zawsze sobie to wyobrażam, mężczyzno, Nawet teraz, Marzę tym by mieć dobrą panią lub pana tak jak obecnie i nie cierpieć. Mogę tylko powiedzieć, że twój gadatliwy przyjaciel miał trafne spostrzeżenia. - wyszeptała.
- Czy jesteś wstanie dodać coś więcej? - spytał obejmując kobietę w talii i przyciągając bliżej. Obrócił ją i oparł o brzeg sadzawki czekając na odpowiedź.
- Jestem tylko niewolnicą, która nie chce bólu i śmierci. Nic więcej nie wiem, uwierz mi panie, proszę. - skończyła z trwogą.
- Wierzę ci. - wyszeptał i odepchnął ją niezbyt delikatnie. - Mam wszystko czego potrzebuję i choć chętnie bym jeszcze tutaj zabawił to czas goni. - dodał z udawanym żalem. To była tylko niewolnica, na dodatek nie drowka. Była słaba, a przez to nie zasługiwała na jego uwagę. Przez moment zastanawiał się jak by smakowała. Pewnie byłaby mdła. - Liczę na to że nasza rozmowa zostanie między nami.
Niewolnica pokiwała milcząco głową. Bez żalu, strachu, wstydu. Po prostu, z uśmiechem oddania, mężczyzna natomiast spokojnie opuścił łaźnie, po drodze regulując należność za te kilka spędzonych tam chwil. Zastanowił się nad najlepszym sposobem na wykonanie swojego zadania. Mógł zaatakować Shobalarów bezpośrednio, ale byłoby to samobójstwo. Mądry myśliwy wie że od stada należy oddzielać pojedyncze sztuki. Pytanie jak wielu miał zabić? I jak zrobić to w ten sposób by nikt go z zabójstwami nie skojarzył?
 
Zaalaos jest offline