Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2016, 23:36   #24
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Talk&Hangover




Mieszkanie Mazz w Bronx, popołudnie
- Pieprzyć to - Lucifer ziewnął i machnął ręka na telewizor. - Ktoś pamięta co się działo po powrocie. Podrapał się po nieogolonym policzku. - Mnie się cosik urwało jeszcze w taxi…
Kyle z wprawą obrócił steaki na patelni unikając strzelającego na wszystkie strony tłuszczu.
- No zjazd miałeś całkiem niezły, brat - z szerokim uśmiechem spojrzał na Mazz - ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W końcu mogłem mieć spokojne sam na sam z Rudą.
Dziewczyna zapalała właśnie fajka, na słowa Kyle’a ni to się obśmiała ni to sfoszyła.
- Z tego co pamiętam, to ledwo co dawałeś radę sam na sam z Natalią…
- Natashą…
- Whatever… -
Mazz uśmiechnęła się wrednie.
- Mam jakieś przebłyski. - Solos nie zareagował na zaczepkę. - Ty zresztą też jak wychodziliśmy byłeś tak zrobiony, że nie zdziwiłbym się gdybyś wylądował tu z Sethem, a nie z ta kelnereczką. Ona już się zmyła?
Kyle pokiwał głową, zabierając papierosa od Rudej. Mrużąc lekko oko przed dymem, zaciągnął się trzymając końcówkę w kąciku ust.
- Do pracy na 19, pojechała się przebrać.
Trzy talerze zastawione dymiącym mięchem, frytami i sałatką “a la Kyle” wjechały na niewielki stoliczek w kuchni. Mazz pochyliła się niuchając z przyjemnością.
- Nauczysz Luca gotować? - spytała niewinnie.
- Znam takich co gotują gorzej niż ja, ogarniam spaghetti na ten przykład - solos odciął się siadając i przysuwając do siebie jeden z talerzy. Też zaniuchał i odciął maleńki kawałek by lekko skosztować. - Wiesz wyglądać to może w porzo, ale czy zjadliwe… - Wspomniał jak Kyle zareagował na wegeburgera z piekła rodem - to inna sprawa. - Wziął ten niewielki kąsek do ust.
Smacznie wypieczony steak medium był mocno doprawiony to fakt, ale nie zabijał na miejscu.
Kyle przyciągnął ze zgrzytem taborecik i klapnął zabierając się raźno za jedzenie. Mazz z racji braku więcej miejsca wcisnęła się Lucowi na kolano.
- Czy Ty nie powinieneś zadzwonić do młodego? - spytał brat przeżuwając jakby nie jadł od stuleci.
- O kuwaaaa - jęknęła Mazz z pełnymi ustami - Ali benczie wszczekły…
- No właśnie, co dalej z Alim? - Kyle najwidoczniej odczekał ponad ustawowe 24 godziny i mógł wejść w rolę starszego brata, jakiego Luc znał i pamiętał.
- Aj tam wściekły, zresztą trochę za bardzo się rozpuścił ostatnio. - Mazz uniosła brwi ze zdziwineniem na te słowa. - Mam zamiar jechać do Mo jak się tylko ogarnę. A później… No na czas wyjazdu ma tam zostać, czeka mnie rozmowa. - Pokręcił głową. - Przed wyjazdem muszę załatwić jedną rzecz, a nawet nie mam pomysłu jak się za to zabrać. Mamy ze dwa dni pewnie przed wylotem, wcześniej nie ogarnę chyba. Ali mam nadzieję przez ten czas przywyknie bardziej do warsztatu by mógł zostać na tydzień.
- Ale to planujesz, żeby tam cały czas siedział? -
sondowała soloska.
- I co ogarnąć? I jak przygotowania do wylotu? - Kyle dłubał w zębie z cicha cmokając by wydłubać włókna mięsa. Przyglądał się Lucowi niby to wyluzowany, a ten spojrzał uważniej na brata. Rozmowa z Alisteirem nie była jedyna ciężką jaka go czekała, zaczął więc od Mazzy.
- Nie cały czas. Przedszkole, wyjazdy na terapie, pewnie D. będzie go ciągać na uczenie go runnerki.
- Ta D. jesteś pewien jej? Ja wiem, że Halo itd ale co Ty o niej wiesz? -
zakręciła się niespokojnie na kolanie Luca. Wyraz twarzy miała nieco spłoszony.
- No i jakie przedszkole? Załatwiałeś coś? - pochyliła się nad talerzem by zapakować porcję frytek do ust. Strzeliła przy tym spojrzeniem na Kyle’a. - A Ty masz jakieś zaplecze w Rio? Byłeś tam? Średnio jechać w ciemno.
- Na co mam odpowiedzieć? -
Lucifer uśmiechnął się pakując garść fryt do ust.
- Na wszystko, Ropuszku - Mazzi wycelowała długą frytkę wprost w Luca - a Ty zaraz po nim - zadyrygowała drugim z Heenów. Kyle zasalutował z udawanie poważną miną, czyszcząc talerz.
- Dobrze, jeżeli chodzi o przedszkole to chciałem dziś przed południem. Srednio wyszło. Jutro z rana to załatwię. Jeżeli chodzi o D. to nie jestem jej pewien, ledwo znam… ale ona ma w sobie coś takiego… Nie wiem, wstyd, nieporadnośc emocjonalną, jakąś nieopisywalną szczerość i naturalność reakcji. Nawet jak jej chata to pod względem elektroniki mokry sen sztabu generalnego Nikaragui. Sęk w tym, że nie mam pola manewru, przy poziomie moich kontaktów z Alim, jakbym mu zakazał dla jego bezpieczeństwa, to by mnie znienawidził. Zakręcił się koszmarnie.
- Zakręcił? -
spytali unisono Kyle i Mazz. - To znaczy?
- No nie myśli o niczym innym, jest jak ćpun pod tym względem. Dave oceniał, że mały ma niesamowity dryg do techniki, a tutaj mamy jeszcze połączenie z nastolatką, którą uwielbia.
- Może by tam pojechać z nim i na spokojnie pogadać z dziewczyną? Ona tak za darmo chce go uczyć? Nic w zamian nie chce? -
Kyle był sceptycznie nastawiony do całego pomysłu.
- O czym pogadać? No nie chce. Niejasno sugerowałem, że mogę za lekcje płacić, obruszyła się, a patrząc na ilość sprzętu jaki ma, to na brak kasy nie narzeka.
- A rodzice jej? Jakieś rodzeństwo? Sama mieszka? Ile ma lat? -
Pokolenia rodzinnej tradycji wypływały każdym porem z brata “Kiwaczka”. - Ta okolica nie wygląda przyjaźnie, a w środku takiego syfu, nastolatka z kupą drogiego sprzętu. Pracuje dla mafii?
- Kurwa, następny. -
Luc skupił się na steku.
- No co następny? - Kyle zmarszczył brwi. - Chcesz mi powiedzieć, że nieporadność i szczerość reakcji to wszystko w czym pokladasz zaufanie by oddać swojego 6 latka?
- Chcę powiedzieć, byś ruszył swoją słodką dupkę do salonu, wziął stamtąd kartkę plus flamaster i spisywał pytania. Ja na kacu jestem, nie wszystkie spamiętuję odpowiadając jak mnie bombardujecie bez sensu po kilka na raz. -
Przełknął. - Nie wiem nic o jej rodzinie, na oko między 14… - zamyślił się - nie, cycki za du… - urwał. - Nieważne, rozwinięta ale raczej niepełnoletnia. Mafię bym wykluczał, ale raczej specjalnie kryje się w takiej okolicy z zapleczem. - Mimo skatowanego alkoholem mózgu starał się myśleć racjonalnie, a przecież sam tak robił: zaplecze niezłe, a klitka na Garfield.
Kyle bez słowa wstał i przygotował trzy szklanki z zimną wodą.
Podał po jednej Mazzie i Lucowi, trzecią wypił sam. Z lodówki wyciągnął wielki dzbanek, w którym solos rozpoznał bananowy shake - “broń ostateczną na kaca by Matt and Kyle”. Zamerdał wzbijając kostki lodu i postawił dzbanek na stole.
- Pij. - Sam nalał sobie kopiatą porcję do szklanki. Ruda podstawiła swoją szklankę grzecznie i bez marudzenia. Zeszła też z kolan reportera i wskoczyła na szafki.

- Nie mam do niej zaufania przez Halo co sugerowałaś - Luc ocierając usta po shake’u zwrócił się do Mazzy. - Po prostu nie wyczuwam w niej zagrożenia, a szczerość intencji. Choć za chuja nie wiem skąd to u niej względem nowopoznanego chłopca. Ale wracając do Twojego braciaka, to on w niej się zakręcił grubo, sama widziałaś. A on raczej wpada tak nie przez dupę, cycki, czy ładną buzię. Ostatnio tak wyglądał jak gadał o tej runnerce co go prawie wypaliła. Byłaś, pamiętasz.
- Mhm -
dziewczyna przełknęła shake’a - może o to by można ją zapytać… - rzuciła ale już jakoś bez przekonania.
Zapaliła kolejnego papierosa.
- To teraz Ty - wskazała fajką na gościa.
- Zaplecza jako takiego nie mam. Byłem w Rio kilka razy. Mam paru znajomych ale to nie są… - Kyle zawiesił głos. - To są zwykli ludzie - dokończył niezbyt zgrabnie. - Mogą pomóc ze znajomością miasta, lokalnych zwyczajów. Nie wiem na ile to się może przydać przy poszukiwaniu Da… tego skurwiela.
- Tata puścił parę z gęby...?
- Ja mam parę zabawek...

Luc i Mazz odezwali się jednocześnie
- ...ale raczej nie przejdzie ich zabranie ze sobą - dziewczyna kontynuowała widząc, że Luc nie ciągnął wpatrując sie tylko z lekkim zaskoczeniem w Kyle’a.
- No rozmawiał ze mną przed wyjazdem. Domyśliłem się, że nie jedziesz tam, żeby opalać te swoje chude cztery litery.
- Dobra to jaki plan na dzisiaj? -
Mazz dopijała przeciwkacowe lekarstwo.
- Plan na dziś… Mój fixer zniknął, od wczoraj go szukam. Sama mówisz o tym, że nie da się zabrać zabawek ze sobą, a musimy mieć broń. Miałem nadzieję, że Callmee, załatwi jakoś przemyt broni. Ale Callmee nie ma, jak go nie znajdę, to będziemy skazani na łażenie po Brasil z procą jak sobie jakąś zrobimy.
- Nie ma innych fixerów w mieście?

- Takich co na ładne oczy bez znajomości i z zaufaniem, że nie wystawią, w ciągu max 48 godzin zorganizują międzykontynentalny przemyt pukawek? - upewnił się Luc.
- Nooooo oni od tego chyba są? Eee... z tego żyją?
Mazz parsknęła śmiechem obserwując braci przy stole.
- Kyle, proszę, ja staram się być poważny.
- No a ten Halo? Nic? Żadnych namiarów nie ma?
- Brat? -
spytała zaskoczona Mazz.
- Albo jacyś wasi znajomi? Na jednym fixerze polegacie? - Niedowierzająco spoglądał to na Luca to na solskę.
- Na które pytanie mam odpowiedzieć?
- Jak Ty z nim wytrzymujesz, Mazz? -
Kyle lekko zirytowany wstał od stołu ładując naczynia do zmywarki. - Zacznij od tyłu, będzie Ci łatwiej?
- Zacznę od czegoś innego Kyle. Od wczoraj wiem, że jestem na celowniku. Do Rio jedziemy się pobawić, przy okazji stuknąć Dana, ale i by killerów odciągnąć od możliwości by mnie chcieli stuknąć przy Alim. No i nieznany im teren, zawsze to plus. Zrozumiem, jak będziesz wolał wracać lub zostać pobawić się tu, bo w Rio może być gorąco .-
Luc złożył dłonie w piramidkę i oparł na nich brodę. - Ale jak wylądujemy tam z Mazz bez pukawek i kontaktów gdzie jakiś dobry gun znaleźć, to jak nastawić dupę. Tu musi być pewność. Fixerów znam kilku, ale takiego co jak go poproszę o przemyt z nUSA do Brasil, to stanie na łbie by to zrobić: znam jednego. Bo to kumpel. Zlecę innemu, to mogę dostać w Rio maila: “sorka, nie wyszło”, bo dla mnie nie zaryzykuje więcej niż mu się to opłaci. Dlatego szukam Call’a, a nie gadam z innymi.
- No do tej pory średnio idzie go znaleźć -
mruknęła Mazz - jak dzisiaj nie posuniesz dalej, to może faktycznie nie głupio by było uruchomić inne kanały? Wiesz, plan B?
- Myślę nad tym… -
zawahał się, nie skończył.
- Coś pomóc? - spytał Kyle - Na teraz?
- Zakupy możesz zrobić, ja zalatany. Wiesz, na wycieczkę, zwykłe rzeczy. Między innymi czipy interface z portugalskim, opisem i mapami Rio… Dobra, jest coś jeszcze, jak stoisz z kontaktami z mamą?
- Spoko, załatwię większość przed 20:00. Potem mam randkę - mruknął brat. - Z Amandą? No… jak to z nią. A co?
- Była tu ogarniać Alisteira, jak Kira leżała w szpitalu. Wiesz jaka ona jest. Co dzień avanti kreowała: a to jak ja się prowadzę, a to że mały rąk nie umył. Ali jest rozwalony, awantury to ostatnie co było mu trzeba. Odesłałem ją. Obraziła się. Pewnymi kanałami ustalam Dana. Pozycjonuję go w Brazylii, ale Amanda pracuje w Traumie. Wątpię by zmienił polisę na zupełnie inną. Można go nacelować dwutorowo… ale z Amandą nie będę teraz na dobrej pozycji do gadki by grzebała dla mnie w bazach T.T.
- Uuuu no ok. Spróbuję wybębnić od niej informacje. Chociaż pewnie też mnie wrzuci na tymczasową czarną listę. Za trzymanie z Tobą i konspiracje przeciw niej.
Westchnięcie Kyle'a aż odbiło się od ścian.
Nie po raz pierwszy byłyby takie akcje.
- A jak się prowadzisz? - dopytała niewinnie Mazz.
- Porządnie! - Luc obruszył się udając, że chce złapać jej majtającą stopę. - Dobra, idę prysznic i zmiatam. Skarbie, Ty jakie plany dziś?
- Pojadę do Halo.
- No to zbierajcie się. Luc, nie zapomnij mi podesłać adresu tego mieszkania. Nie będę wam na głowie tu siedział -
Kyle obrzucił Rudą spojrzeniem - no chyba, że wolisz pobyć z prawdziwym facetem, a nie młokosem - dorzucił czarującym uśmiechem numer pięć.
Mazzy w odpowiedzi rzuciła w niego ręcznikiem kuchennym.
- To nie kumam, randka dziś, czy prawdziwych mężczyzn chcesz w nNY szukać? - Lucifer wstał, pocałował dziewczynę i poszedł pod prysznic.




Odświeżając się sprawdził swoje skrzynki mailowe w których znalazł cały ciąg wiadomości między najmłodszym z rodu Heenów a D. Najwyraźniej mały chciał się wcisnąć na naukę jeszcze tego samego dnia. D. jednak odmówiła, przekładając spotkanie na dzień następny.
Poza tym było też kilkadziesiąt maili z reklamami. Mail od ubezpieczyciela mieszkania na Garfielda informujący o tym, że rozpoczęto proces szacowania szkód. Właściciel mieszkania poprzez zarządcę był również o tym fakcie poinformowany. Dodatkowo, kilka maili od młodszego rodzeństwa ochrzaniającego Luca, że tylko Kyle’a zaprosił do nNY. I jedno przypomnienie z Sunny Hill, że zarejestrowano niezwykła aktywność czyt. brak umówionego terminu na kolejne terapie Alisteira van den Heena.
Zaklął paskudnie.
Chłopak Callmee najwidoczniej oparł się “urokowi” jaki solos wczoraj rozsiewał.
Wysłał wiadomość do Sunny w celu zorientowania się o wolnych terminach terapii i odblokował powiadamianie o wiadomościach jakie wyłączył wieczorem, by nie być wyrywanym w czasie imprezy.

Gdy wyszedł do salonu zaczął ubierać się w nowe ciuchy.
- Podwieźć Cię gdzieś Kyle?
- Centrum handlowe niedaleko? I tak tu muszę wrócić. -
Błysnął uśmiechem.
- Musisz?
- No na randkę. -
Pokiwał ciemnym łbem, a Mazz zatrzymała się w pół kroku do łazienki.
- Z kim? - spytała zdziwiona.
- Poznałem Christę spod 2761, śliczna bruneteczka - mruknął do siebie - coś mam szczęście do brunetek ostatnio - dodał gwoli wyjaśnienia. - Idę na kolację.
- Rozumiem. Wiesz Mazz, jak będę umawiał terminy… to chyba jeszcze przed wyjazdem w Sunny terapię będzie miało trzech Heenów. Chociaż tu to chyba już tylko braindance… -
Luc pokręcił głowa z dyskretnym uśmiechem pakując swoje drobiazgi do kieszeni nowych jednorazowych spodni.
- Patrzcie kto to mówi… - Kyle chyba chciał coś dodać ale ugryzł się w język. - To pa, mała - pochylił się w geście podobnym do brata i cmoknął szybko soloskę w czubek głowy - baw się dobrze. - Ruszył za bratem.




Centrum Handlowe "Central Park SC" na Manhattanie, popołudnie
- Po co ci to? - spytał Kyle w centrum handlowym, gdy Lucifer kupował dwie czapeczki z wizerunkiem stegozaura. - Dla małego? Takie dla ojca i syna?
- Dla niego, ale druga nie dla mnie. Trzymaj -
dał mu kartę dostępowa do apartamentu - adres masz na niej. A co do randki, to radzę nie pomylić mieszkań. - Uśmiechnął się lekko. - Ogarnę parę rzeczy i dam znać czy coś się wykroiło.
- Czyli mam szansę u Mazz -
Kyle napuszył się niemalże człapiąc za bratem. - Dobra, to czekam. A jak nie zadzwonisz to jak się spikniemy? Jutro rano?
- Jak Ci nie wyjdzie randka ze śniadaniem, to dzwoń. Podjadę po Ciebie to gdzieś wyskoczymy. A jak wyjdzie, to zdzwonimy się rano.
- Jasne. Trzymaj się brat.

Kyle klepnął Luca w plecy i pogwizdując wesoło ruszył w tłum rozglądając się po sklepach.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline