Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2016, 15:54   #27
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację

Aasimar, niezbyt zaskoczony zmierzchem, siedział przy ognisku wertując pewną noszoną przez niego księgę z dziwnym skupieniem. Był to prosty tom będący skarbnicą wiedzy alchemicznej każdej osoby nią zainteresowanej. Co jakiś czas wylatywały z niej jakieś luźne kartki z mieniącymi się w świetle ognia dziwnymi, acz kunsztownie spisanymi literami. Być może była to pozostałość po jakimś tajemniczym grymuarze, ale Mesmir znał prawdę - po prostu od złotowłosej alchemiczki z głównej “świątyni” w Riddleporcie, jeśli tak można było nazwać podziemia burdelu, do których wstęp mieli tylko wierni Nieugaszalnego Ognia, otrzymał przepisy na alchemiczne strzały mogące być przydatne w jego misji. Było to dość ciekawe biorąc pod uwagę, że była to wśród elfów dość ściśle strzeżona tajemnica, a ona wciąż nie upomniała się o swoje.
Była również całkiem niezła w łóżku. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie pod nosem na to wspomnienie.
Problem polegał na tym, że on zdecydowanie nie przepadał za korzystaniem z łuków. Wolał korzystać z broni palnej siejącej postrach wśród przeciwników nieobeznanych z magią alchemii, czasami nawet potężniejszą niż niejednego czarodzieja w kategorii defensywnej. Bo czemu by nie dać wielkiemu głupiemu wojownikowi ekstraktu tarczy i korowej skóry, by go chronił lepiej niż gruby mur zamkowy?
Łypał czasami okiem na pozostałą część bandy, jaka z nim podróżowała. Utwierdził się jedynie w przekonaniu, że z chwili na chwilę coraz bardziej go denerwują. Najchętniej to by się znalazł już w Endhome i poszedł z Piranią w swoją stronę.
Ech, bogowie…
Akurat gdy pomyślał o Piranii, to poczuł jej spojrzenie na sobie. Odwrócił głowę w jej stronę, by ujrzeć, że siedzi koło Collina i z nim rozmawia. Poczuł w sobie nieco bezsensowne ukłucie zazdrości. Nie miało to jednak większego znaczenia, ponieważ prawdopodobnie rozmawiali o interesach. Ona zawsze była dość bezpośrednia w tych sprawach, więc machnął na tą sytuację myślową ręką. Skupił się na swoim zadaniu - czyli czytaniu. Zerknął jeszcze w stronę księgi zaklęć czarodzieja, którego imienia do tej pory nie pamiętał. Spisana tam magia z pewnością mu się kiedyś przyda…
… kiedyś.

Po jakiejś chwili czytania czegoś ze swej książki z recepturami, Mesmir w końcu wstał i podszedł do Piranii siedzącej nieopodal Colina. Popatrzył na niego kryjąc doń swą niechęć, a później za nią. Zastanawiał się nad czym tyle dyskutowali, ale podejrzewał, że to kwestia interesów.
- Przejdziesz się ze mną do lasu? - zapytał po przykucnięciu obok niej - Muszę zebrać kilka reagentów alchemicznych. Miło by było mieć cię przy boku.
Kobieta spojrzała na niego po raz pierwszy od dłuższego czasu, milcząc wystarczająco długo, aby wzbudzić w nim niepewność. Po chwili przeniosła swe spojrzenie na kupca.
- Może przy okazji upoluję coś świeżego na kolację. Zdrowiej - tymi słowami pożegnała się z Collinem i wstała z ziemi z pomocą dłoni Aasimira. Przylgnęła na krótko do jego klatki piersiowej i nie puszczając ciepłej, męskiej dłoni, udała się z nim do lasu. Dopiero gdy przekroczyli jego linię, odezwała się cicho.
- Twoje spojrzenie iskrzy od złości, co? - spytała zaczepnie, przylegając do niego bokiem i wznosząc głowę tak, aby widzieć wyraz jego twarzy.
Mężczyzna westchnął przeciągle po jakimś czasie, gdy padły te słowa. Bo co mógł powiedzieć? Że się denerwuje, gdy siedzi koło takich ludzi jak Collin? Nie dość, że to głupie, to jeszcze nieprawda. Ciało miał spięte. Widocznie Pirania znów się nie pomyliła.
- Uważam tego człowieka za idiotę - oznajmił bez ceregieli - Najpierw znajduje skrót, o mało dwóch z nas nie przepłaciło tego życiem, a teraz wiedzie nas przez kolejny skrót. Skrót w skrócie. Świetnie.
Nacisk jej ciała na swój bok oraz dotyk jej dłoni pomimo jego złości zmniejszały ją powoli, ale miarowo. Dzięki temu mógł się skupic na swym zadaniu. Swymi złotymi oczami przeczesywał teren w poszukiwaniu jakichś roślin, które mógłby wykorzystać w celach alchemicznych.
- Pozostała część naszej grupy też taka niemrawa. Pewnie wyglądamy jak banda dziwaków. Ech - dodał już swobodniej, a mięśnie na jego ciele rozluźniły się.
- Ostrzegał nas przed tym skrótem, nie możesz aż tak surowo go oceniać. Znał prawdopodobieństwo zagrożenia, po prostu głupio było ryzykować. Z drugiej strony, wiózł owoce na handel, gdyby obrał trasę dłuższą, to cała podróż nie miałaby żadnego sensu, bo by zgniły. W pewnym sensie go rozumiem, choć wcale mi nie spieszno do kolejnych niebezpieczeństw - odparła ze spokojem nie puszczając ramienia, do którego przylgnęła.
- Całe szczęście mamy siebie i nic nam nie grozi. A tym drugim skrótem na pewno nie idę, mogą mi różdżkę polerować i po dupie cmokać. Mam prawo wyboru i większość za mnie nie zadecyduje. Najwyżej pójdziemy sami - oznajmiła stanowczo i dopiero teraz puściła jego ramię. Zdjęła łuk i wyjęła strzałę, sygnalizując, że niedługo będzie się skupiała na polowaniu.
- Hm. Różdżkę niech ci polerują, ale swój tyłek zostaw mi - odpowiedział jej z typowym dla siebie uśmiechem, gdy miał na myśli coś, co im obojgu mogło się spodobać - Uważam jednak, że powinniśmy iść już razem aż do Endhome, bo takie oddzielanie się jest bez sensu.
Miał jeszcze coś dodać, ale jego oczom ukazał się pewien nadrzewny grzyb, który po zgnieceniu, ugotowaniu i osuszeniu stanowił doskonały składnik do wytwarzania ognia alchemicznego. Odznajmiając, że zaraz do niej dołączy, wyciągnął sztylet i ściął pasożyta, by zawinąć go w płótno i wrzucić do torby. Wcale nie chciał mieć ubrudzonego wewnątrz plecaka.
Po wszystkim udał się za Piranią majaczącą swoim konturami gdzieś pomiędzy drzewami.
- Chcesz to idź tam gdzie większość, ja już postanowiłam - rzuciła powściągliwie, wypatrując jakiejkolwiek zwierzyny między roślinnością. Kiedy między drzewami dostrzegła prześlizgający się cień, puściła celną strzałę, która posłała na ziemię ryczące z bólu zwierzę. Te jednak szybko zamilkło, jakby skonało tuż po ugodzeniu grotem.
Kiwnięciem głowy nakazała Mesmirowi iść przodem.
- Wiesz, wolę jednak pójść z tobą. Z tamtą bandą lepiej nie trzymać na dłuższą metę - wyszeptał jej, gdy się zbliżył od tyłu tak, że mogła poczuć jego oddech przy swoim uchu oraz dotyk jego dłoni na swych ramionach. Po tych słowach jednak udał się naprzód w stronę zwierzęcia. Była to najzwyklejsza sarna. Przykucnął przy niej sprawdzając czy już skonała, po czym zaczął wydobywać strzałę z rany. Co ciekawe - udało się mu to, chociaż jakoś w to wątpił.
- Lepiej wybebeszyć ją tutaj, by dzikie zwierzęta nie rzuciły się nam na obóz - oznajmił oczywistą oczywistość powoli wyciągając swój sztylet. Zerkał jednak w jej stronę jakby szukając zatwierdzenia tych planów. On się mniej znał na łowach w przeciwieństwie do niej.
- Nie krępuj się - powiedziała idąc w jego kierunku. Nie miała zbyt wiele do powiedzenia, więc jedynie westchnęła.
- Więc… Co sądzisz o najzacniejszym z nas wszystkich, dostojnym V.? - zagaiła wyniosłym tonem, jakby próbowała naśladować dykcję jednego ze swoich towarzyszy.
Mesmir przyjrzał się jej badawczo, nawet przestał oprawiać zwierzę, przez co wyglądał tak, jakby zamarł w bezruchu. Zdecydowanie nie było mu do śmiechu, co zresztą okazywał, chociaż może sobie poprawić humor ich kosztem.
A do powiedzenia miał wiele.
- Arogancki bufon pochodzący zapewne z jednej z tych zawszonych magnatów siedzących na swych tronach w różnych królestwach po tej stronie morza wewnętrznego. Pewnie nic w życiu nie robił tylko używał tych swoich kuglarskich sztuczek i żarł ile w niego wlazło. Zapewne był wrzodem na tyłku swojego ojca i zbyt dużym odchodem swojej matki, że go wygonili z pałacyku na bezdroża. Ciekawe co by zrobił bez swojej książeczki. Nawet by się dobrze kijem zamachnąć nie mógł jak sądzę, a co dopiero nim pchnąć - zaśmiał się pod nosem, gdy tak sobie szydził z podróżującego z nimi czarodzieja. Od razu było mu lepiej. Wrócił więc do pracy po wyrażeniu swojej opinii, chociaż czuł, że Pirania będzie pytała o coś więcej.
- Hmm, na temat popychania kijem to masz największą wiedzę - rzuciła kąśliwie, opierając się plecami o pobliskie drzewo i obserwując Mesmira z góry.
- A nasz cichy łowca? Staliście tak blisko siebie podczas ataku orków, chyba się polubiliście - ciągnęła temat dalej, wsłuchując się w jadowite słowa swojego kochanka.
- Podstawił mi nogę, gdy chciałem usunąć się na bok. Wystarczająco, by zostawić go na pastwę losu. Najlepiej by było, gdyby nie wychodził ze swojej chatki w lesie i dalej pilnował, by jakieś gobliny nie zarżnęły jego psów. Tak czy owak - pewnie by było lepiej dla świata, gdyby go tutaj nie było. Jeszcze wbije komuś nóż w plecy - wywrócił oczami na tą ironię. Mówił o wbijaniu noży, a to on sam zasztyletował już w ten sposób parę osób, pewne więcej niż oni wszyscy razem wzięci, no ale odpowiednie czasy wymagały odpowiednich środków.
- No, ale nasza Roślinka to ci się chyba spodobała. Razem staliście przy tym sześcianie, jakby wzbudzał w was ekscytacje. Jeszcze trochę i byś zaczął ją smyrać po korzeniach - założyła ręce krzyżem pod piersiami, które ścisnęły się ze sobą w przyjemnej dla oka formie. Pirania wciąż nie odrywała od niego wzroku.
- Nie gustuję w roślinach. A smyrać to ja ciebie będę po... - przerwał na chwilę, by na nią spojrzeć i mrugnąć jej okiem z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Stwierdził, że sama sobie dokończy, więc nie skończył swojej wypowiedzi. Zawiesił jeszcze na chwilę wzrok na jej piersiach nie mając przy tym jakiegokolwiek wstydu i odwrócił się, by wreszcie skończyć pracę - Wygląda jak bezużyteczna idiotka, ale coś tam konkretnego robi w przeciwieństwie do poprzedniej dwójki - wzruszył ramionami tak, jakby go to niezbyt interesowało. Mimo to Pirania zauważyła, że Mesmir od dłuższego czasu się w miarę pozytywnie o kimś wypowiedział... o ile można było to nazwać "pozytywną wypowiedzią".
- Czemu tak pytasz? - zapytał, gdy już skończył wybebeszać zwierza.
- Bo mogę - odparła bezczelnie i odepchnęła się od pnia, o który do tej pory była oparta. Niespiesznym i cichym krokiem poczęła obchodzić zwierzynę dookoła, jakby chcąc ocenić pracę, jaką aasimar włożył w jej przygotowanie.
- Czasami lepiej wiedzieć mniej niż więcej - wylał trochę wody na swoje dłonie, by obmyć je z krwi, po czym wstał. Przyjrzał się krytycznym wzrokiem swojej robocie uznając, że nie do końca jest zadowolony, ale machnął na to ręką.
- A nasz czarnoskóry mięśniak? Nie zazdrościsz mu włóczni? - spytała stojąc tuż za jego plecami, spoglądając wyniośle i ciekawsko.
- Tego dzikusa udającego cywilizowanego powinni zamknąć w klatce. Ewentualnie powinien występować wraz z trupą wędrownych trubadurów. Ciekawi mnie jaki elf dał się namówić, by go spłodzić. Myślę że byłby niezłym nabytkiem w jakimś zagranicznym zoo. Poza tym do mięśniaka trochę mu brakuje - odparł całkowicie obojętnie i odwrócił się do niej niezrażony jej wzrokiem. Właściwie to poczuł się bardziej pewny tymi próbami zbicia go przez nią z równowagi. Uśmiechnął się lekko półgębkiem, gdy splótł ręce na piersi i spojrzał na nią z góry.
- Słuchanie jak obrażam każdego z kolejnych członków “drużyny” sprawia ci niezłą zabawę, co? - teraz to on przyjął zgryźliwy ton głosu, choć wygięcie jego warg ewidentnie świadczyło o tym, że podsuwa to pod kategorię żartu.
Undinka przechyliła głowę na bok jak ciekawski nietypowych dźwięków szczeniak. Nie chciała udzielać mu odpowiedzi, nie była taka, jak on. W innych istotach wolała szukać pozytywów, jedynie sytuacje, na jakie natrafiali podczas wędrówki, podsuwały jej negatywne i czarne myśli.
- A ta dziwna, śliska i mokra kobieta o niebieskiej skórze? - zaczęła ze spokojem, zupełnie jakby nie wiedziała, że mówi o samej sobie. W tym samym czasie zaczęła niespiesznie do niego podchodzić, nie przerywając mówienia.
- Nie obrzydza cię jej rybi wygląd, nieprzyjemne imię, brzmiące jak niebezpieczeństwo, błony między palcami, nietypowe uzębienie? Chyba czasami cię wkurza, co? - wspięła się na palcach stóp, aby wyrównać choć trochę wzrost z aasimarem i zarzuciła mu ręce za szyję, a on położył dłonie na jej talii, delikatnie sunąc palcami po jej skórze powodując lekkie łaskotki.
- Paskudna i niebieska, prawda? - spytała półszeptem trącając czubka jego nosa swoim nosem.
- Piękna, gibka, inteligentna i drapieżna - uprzednio pokręciwszy głową zaprzeczając jej słowom, powiedział jej już szeptem do ucha - Taka, jaką kocham.
Odsunął się delikatnie muskając swymi ciepłymi wargami jej policzek, tak popatrzył na chwilę w jej oczy dostrzegając w nich iskry pożądania, które sam również w oczach miał widząc jej niemal półnagie ciało. Dość dawno tego nie robili, a przy innych nie wypadało...
... choć on sam różne rzeczy robił w dawnych czasach.
Pocałował ją namiętnie, przy okazji trochę dalej od widoku świeżo wypatroszonej sarny. W sumie nareszcie mają nieco prywatności. Teoretycznie powinni wrócić do obozu ze zwierzęciem i dopiero się oddalić, ale to chwilowo mogło poczekać. Mogło, acz i nie musiało. Sama nieobecność rodziła już przypuszczenia, domysły i plotki. Nie było możliwości ich powstrzymać, nawet gdyby polowanie zajęło pięć, a nie trzydzieści minut. Mimo odwzajemnienia pocałunku, Pirania wcale nie miała zamiaru trwać tak długo, a już na pewno nie planowała się rozbierać i baraszkować na gałęziach, liściach i zgniłozielonym mchu!
- Troszkę się słownie powyżywałeś na innych i już ci się humor poprawił, co? - oderwała się od niego zachowując dystans poprzez odpieranie dłońmi nacisku jego torsu na swoje ciało.
Musiał przyznać, że faktycznie było mu lepiej po tym wszystkim, skinął więc krótko głową w odpowiedzi. Już wystarczająco się nawściekał na pozostałych. Uznał ich po prostu za bandę nieudolnych idiotów szukających zbyt łatwego zarobku. Pewnie się jeszcze zdziwią, ale nie wiadomo było kiedy.
- Ale jedno w tej sytuacji przyznać muszę - zaczęła po chwili, wyślizgując się spod jego stanowczych rąk i podchodząc do wcześniej upolowanej zwierzyny, aby zabrać mięso do obozu.
- Zazdrość o włócznię stanowczo wykluczam - zaśmiała się krótko i spojrzała na niego
- Wrócimy do rozmowy w Endhome, gdy będę mogła znowu zanurzyć się w wodzie i wynajmiemy wygodny, drogi pokój. Co ty na to? - zaproponowała z subtelnym uśmiechem wymalowanym na spokojem, wciąż młodej buzi.
- Jeśli będziemy mieć na to pieniądze po tym wszystkim, bo oni raczej ich oddawać za leczenie nie mają zamiaru, to pewnie - wzruszył ramionami, ale odwzajemnił uśmiech - Jeszcze tylko zbiorę kilka ziół i możemy wracać. Może jeszcze jakoś doprawimy to mięso.
- Mesmir kucharz. Widziałaś to kiedyś? - prychnął i zniknął w gąszczu - Zaraz wrócę - usłyszała jeszcze.

*


- Nie mam zamiaru iść żadnym skrótem. Pomarzyć sobie możecie - Mesmir rzekł pozostałym tonem, który można było uznać za denerwujący bądź co najmniej krzywdzący osobę, która w ogóle na to wpadła - Możecie również iść sami. Jeśli ty idziesz, Collinie, to chcę swoją zapłatę w tym momencie - oznajmił spokojnie. Pogarda nie była słyszalna w jego głosie, ponieważ staranie ją ukrył, choć bardzo kusiło go, by nią rzucić. Miał zamiar wykorzystać tego głupiego człowieka tak mocno, jak tylko był w stanie. Niech sobie sprzeda te swoje owoce. Później upomni się o swoje.
W sumie… nawet miał już pewien pomysł.

Po samej kolacji rozstawił całą swoją przenośną aparaturę alchemiczną i, mając w pobliżu otwartą książkę i różne dziwne składniki, których przeznaczenia przeciętny człowiek raczej nie był w stanie się domyśleć, rozpoczął swoje alchemiczne eksperymenty. Wszystko wyglądało na to, że warzył jakąś miksturę.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 08-09-2016 o 15:57.
Flamedancer jest offline