Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2016, 18:18   #3
Morel
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Od momentu wyjazdu spod Talabhaim Jin był niespokojny. Myślał bez przerwy.
Myślał o spotkaniu z tymi cholernymi barbarzyńcami z północy. Kiedy wyobrażał sobie ich twarze - jego mimowolnie pochmurniała, a usta wykrzywiały się się w grymasie obrzydzenia.
Kiedy myślał o spotkaniu z ich przywódcą odczuwał przypływ złości i skok adrenaliny. W głowie układał scenariusze walki, jeden za drugim. Odcinał się od rozmów z kompanami, spoglądał w nieokreśloną dal i myślał jak go wykończyć. Za każdym razem gdy odzyskiwał świadomość i popuszczał lejce trzymane tak mocno, że rzemień wbijał się boleśnie w dłonie, uśmiechał się sam do siebie z pobłażaniem.
Myślał o swoim rumaku, którego musiał zostawić w stajni w Talabhaim. Nie miał lekkiego życia - był wierzchowcem dowódcy oddziału leśnych elfów. Jego szare cętki zawsze przypominały mu o Ereforze. Elfie, który nie tylko uratował życie Jina, ale także nauczył go jak bezszelestnie poruszać się po lesie i nieść śmierć istotom, które kalają ziemię swoim istnieniem. Jego szorstka sierść zawsze przypominała mu o jego naukach, ale także o wstydzie, jaki czuł kiedy jechał na nim prawie bez przytomności po tym, jak stracił cały swój oddział w nierównej walce z tymi bestiami. Choć wyglądem przypominał bardziej zwierze pociągowe niż bojowego rumaka, serce i charakter miał tak zacięte jak jego pierwszy właściciel. Chociaż Jin wolałby dosiadać teraz Panya - bo tak go nazywał - zamiast tego czarno-czarnego, silnego, ale strasznie trudnego w obyciu konia, to wiedział, że jego wierny rumak zasłużył na odpoczynek.

Kiedy dotarł wraz z grupą towarzyszy na miejsce wskazane przez Brunona von Deindorna, zeskoczył z ulgą z wierzchowca wymieniając z nim krótkie, acz nieprzychylne spojrzenie. Nastoju nie poprawiła mu również pogawędka ze strażnikami miasta Talagaad
- "No tak. Jest krasnolud. Jest również prawdziwy wędrowny mag" - No tak, ani słowem nikt nie wspomniał silnego, szybkiego jak wiatr wojownika z dalekiego południa - pomyślał, parsknął do siebie i lekko, ale złośliwie szarpnął za lejce czarnego konia, z którym nijak nie mógł się dogadać.
- Niby zawsze staram się nie zwracać na siebie uwagi.. może to błąd.. myślał idąc z tyłu grupy i skubiąc zarost na podbródku.
- To tutaj - wyrwał go z zamyślenia głos strażnika
- Kolejna, jak to się.. speluna - powiedział krzywiąc się i jednocześnie oglądając budynek od dołu ku górze zagarnął w tył splątane włosy chłostające go po oczach przez silny wiatr.
Choć myślał, że zwraca się do grupy ogółem, kiedy spojrzał przed siebie zobaczył znikające za futryną plecy Alberta. Westchnął, zebrał się w sobie i zdecydowanym krokiem wszedł za nim.

- O tak, speluna to dobre słowo - pomyślał chwytając się za nozdrza, próbując uchronić je przed aromatem spoconych ciał biesiadników zmieszanych z.. z tym, czym pachnie karczma wypełniona spoconymi biesiadnikami.
Cały czas trzymając się na uboczu spoglądał na Hansa, który wyprostowany stał na środku sali w tej swojej efektownej zbroi. Karczmienne dziewki spoglądały na niego posyłając nieśmiałe uśmieszki, kiedy obwieszczał przybycie bohaterów poprzez samą swoją obecność. Patrzył na niego z podziwem, ale jednocześnie kręcił delikatnie głową z szyderczym uśmieszkiem, bo nigdy nie rozumiał tej bohaterskiej, rycerskiej postawy. Tam skąd pochodził wojownicy z najwyższych kast zdobili swoje ciała i włosy czerwoną pastą na bazie krwi dzikich zwierząt, którą sporządzały dla nich kobiety.

Kiedy zajął już miejsce przy stole, a jego nos przyzwyczaił się do jakże powszechnej atmosfery - wraz z kolejnym otwarciem drzwi do karczmy - zmarszczył brwi i szybko wyszukał w tłumie nic nie znaczących ciał właściciela nieprzyjemnego spojrzenia, o którym wspominał dowódca obrony Talabhaimu.
Choć człowiek ten nosił na sobie tyle żelaza, że można by z niego wykuć oręż dla całego batalionu, to z niespotykaną zręcznością poruszał się między grubasami obściskującymi rozchichotane panny i nie odrywając wzroku od oczu Jina, znalazł się przy stole przy którym siedział, zanim ten zdążył pacnąć w ramię Bardaga, który był najbliżej i warknąć - Szybki jest..

W krótkiej i rzeczowej rozmowie Waldemarem, łowcą czarownic, dowiedział się wszystkiego, co było dla niego w tej chwili istotne, a złowrogi uśmiech Waldemara oprócz niepokoju napełnił go euforią, której jednak nie pokazał rozmówcom, a jedynie odwzajemnił odsłaniając zęby zagryzione na drewnianym widelcu.

Kiedy leżał na pryczy w przygotowanym dla nich pokoju nie spał. Znów myślał. Tym razem nie było w nim niepokoju. W jego bebechach tańczyły radość i podniecenie ze złością i agresją. Choć jego brązowe oczy wlepione były w brudny sufit miał przed nimi wspaniałe polowanie i wspaniałą walkę. Teraz kiedy już wiedział na kogo ma polować było to zupełnie realne, nie było tylko wymyślonymi scenariuszami, ale pewną przyszłością. To on będzie tym, kogo Gustaw ujrzy przed śmiercią.


Zerwał się jak wyrwany ze snu, zarzucił pierwszy łachman, jaki miał pod ręką, wcisnął mały toporek za pas i chwycił za klamkę drzwi
- przejdę się nad rzekę - w tym smrodzie nie da się spać - powiedział półgłosem na wypadek, gdyby któryś ze współtowarzyszy również nie spał.

Wychodząc zaszedł do szynkwasu i poprosił zastaną tam dziewkę o flaszkę czegoś mocnego. Chwycił ją, rzucił na blat zapłatę i wyszedł z budynku.

Kiedy doszedł nad brzeg Talabeku wyrwał korek zębami i pociągnął małego łyka sprawdzającego. Uśmiechnął się patrząc na zielone szkło butelki - to było to, na co miał ochotę. Sięgnął toporek zza pasa i cisnął go w pobliski pień tak mocno, jak tylko mógł wydając przy tym nieskrępowany okrzyk radości
- Thhaaa! Rozpoczęcie polowania trzeba opić! - ryknął do duchów rzeki próbując przekrzyczeć nurt wody i wiatr. Pociągnął ponownie zacnego trunku, tym razem dużo śmielej. Usiadł pod wbitym toporkiem i spokojnie popił po raz kolejny.
- Teraz sobie odpocznę - pomyślał uspokajając oddech, ułożył się wygodnie opierając o pień i znów popił.
 

Ostatnio edytowane przez Morel : 18-09-2016 o 20:48. Powód: Żona znalazła błędy to poprawiłem.
Morel jest offline