Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2016, 22:29   #22
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację

W ten oto sposób Arteria ustaliła swój plan działania. Zakryta chustą Clove, będący dowódcą Sarian, mający za towarzysza kotka Sven i milcząca Malindil, która na koniec oznajmiła tylko tyle, że pójdzie za likantropką gdziekolwiek by sama nie poszła, udali się, by zebrać swój ekwipunek. Nie mieli go dużo - zaledwie tyle, ile wymagała podróż przez dzicz. Tropiciel jako jedyny posiadał nieco więcej, niż pozostali, bo był w posiadaniu olbrzymiej fortuny, choć nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Bańki dusz, których przeznaczenia i nazwy nie znał, warte były olbrzymie pieniądze na czarnym rynku, ale również miały w zwyczaju tłuc się zawsze w nieodpowiednim momencie. Niemniej był to potężny magiczny przedmiot.
Zebrali się po jakimś czasie pod karczmą zwarci i gotowi. Wcześniej musieli przeczekać krótką burzę z piorunami i ulewnym deszczem, która pozostawiła po sobie zasłonę w postaci chmur i mnóstwo kałuż.. Zapytali pewnego wyglądającego na bardziej zapoznanego z okolicą mieszkańca o odpowiedni kierunek i udali się w tamtą stronę.


20 Eleint 1479RD
Królewski Las
Wieczór


Wieczory lubiły zaskakiwać wędrowców - zwłaszcza takie niosące ze sobą dziwny chłód wywołujący ciarki na plecach oraz złe przeczucia w myślach. To był właśnie jeden z nich.
Jakiś czas podążali mającą głębokie koleiny błotnistą ścieżką uniemożliwiającą jakąkolwiek komfortową podróż. Prowadził ich Sarian. Jako wyszkolony tropiciel był w stanie obrać najlepszą drogę, jak i również dopatrywać się szczegółów terenu umykających pozostałym członkom wyprawy. W ten oto sposób znalazł całkiem świeże ślady przebiegające bezpośrednio przez ścieżkę.
Duże łapy.
Tyle zdołał ocenić. Na pewno nie był to niedźwiedź. Być może coś innego. Natura w elfich lasach mogła być nieprzewidywalna. Łowca zboczył z traktu i zaczął podążać tropem w samo serce lasu. Nie mieli nawet pojęcia na co się natkną.

Minęło prawdopodobnie kilka godzin łażenia w kółko. Frustracja powoli poczęła wręcz kipieć z Sariana po uznaniu całego tego wzoru za jakiś bezsens. Nawet dywinacje ciągle recytującej pod nosem jakieś mantry Malindil nie były w stanie tutaj pomóc. Clove i Sven byli właściwie bezradni, ale ich intuicja powoli zaczynała krzyczeć. Czyżby ktoś ich obserwował?
Wyszli wreszcie na jakąś polanę…
… a tam znaleźli kilka trupów.
Tropiciel pamiętał słowa alchemiczki o pewnych poszukiwaczach przygód. Wyglądało na to, że kimkolwiek był napastnik, postanowił zedrzeć z nich cały dobytek, zostawiając ich nagie ciała niepogrzebane i w stanie zaawansowanego rozkładu. Obie kobiety musiały zatkać nosy, by móc w ogóle znieść ten odór. Ich wyczulone na zapachy nosy aż zbyt szybko wychwyciły woń gnijącego ciała.
Ale tędy przebiegały ślady.
Sarian pognał gdzieś w chaszcze naprzód zauważając, że dość radośnie wyglądający las nawet pomimo wieczoru oraz ciemnych chmur wyraźnie stawał się coraz mroczniejszy. Gdzieś ciągle coś brzęczało, szeleściło, stukało… Dłuższe przebywanie w tym miejscu mogłoby doprowadzić człowieka do szaleństwa. Wsłuchiwał się w te dźwięki, póki się nie wzdrygnął, gdy dostrzegł ruch za sobą. Odkrył na szczęście, że byli to jego towarzysze.
Gdziekolwiek się znaleźli, to z chwili na chwilę wyglądało to tak, jakby znaleźli się w krainie koszmarów. Gdzieś w oddali dostrzegli małe światełka… po chwili było ich więcej i więcej. Zaczęły ich otaczać. Być może pojawiały się wraz z zapadnięciem zmierzchu. Podążali dalej za śladami, aż w końcu stanęli jak wryci.
Wyglądało to niemal jak świecąca miejsca aleja, tyle że byli w lesie, a świeciły… drzewa. A raczej coś żywicopodobnego znajdującego się w ich wnętrzach. Widzieli zamknięte w nich różne istoty lasu, nie tylko zwierzęta, ale również twory baśni i legend prostego ludu. Idealnie zakonserwowane jak insekty w bursztynie. Był tam nawet jakiś rosły w barach mężczyzna, prawdopodobnie z Rashmenu. Svenowi zdarzało się pracować z ludźmi podobnej budowy i karnacji, chociaż otaczająca go powłoka mogła sprawić, iż dokonał błędnej analizy pochodzenia. Dookoła tych “rzeźb” lśniły eteryczne świeczki. Cała ta sceneria przedstawiała się równie pięknie, co strasznie.
Z szoku uwolnił ich kolejny szelest gdzieś przed nimi. Skądś spomiędzy krzaków wypełzła jakaś dziewczyna o złotych potarganych włosach w postrzępionej szacie. Rozglądała się dookoła tak, jakby kogoś szukała, aż wreszcie jej szare oczy spoczęły na Arterii Paktu. Wytrzeszczyła oczy w przerażeniu i zaczęła z niosącym się przez cały las krzykiem uciekać przed siebie.
Clove dostrzegła kątem oka jakiś ruch w zaroślach, co podkreślił szelest liści pomimo braku wiatru. Coś się czaiło... Na pewno nie byli sami.


 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 09-09-2016 o 06:41.
Flamedancer jest offline