Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2016, 15:06   #33
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację



- Witaj Caroline - Alice odezwał się po odebraniu telefonu.
- Wczoraj wieczór przylecieliśmy. Tu jest cudownie! Kiedy przylecą dzieci?
- Rozmawiałem z nimi, cieszą się na wycieczkę… ale…
- Alice, przecież nic im nie będzie, a i Ty odpoczniesz w spokoju skoro nie możesz przylecieć daj im trochę radości, daj nam.
“Mam w dupie Twoją radość Caroline”
- O niczym innym nie myślę Caroline. -
Dzielnie wyrzucił z siebie to co należało, a nie to co miał w głowie. - Myślałem o tym by wpakować urwisy z Ritą do samolotu jutro.
- Czemu nie dziś?
- Mam parę spotkań -
odpowiedział wymijająco.
Odpowiedziało mu westchnięcie teściowej.
- Alice, jak nie chcesz się z nimi rozstawać, to rzuć to co masz do zrobienia i przyleć po prostu z nimi.
- Nie mogę, to nad czym pracuję teraz jest zbyt ważne.
- Jasne, zaraz mi jeszcze powiesz, ze to kwestia życia i śmierci -
Caroline zdecydowała się na lekki żart.
- Trochę ważniejsze. - Alice pomyślał o duszach. Isy, swojej, Isobel Beckett...
- Dobrze - kolejne westchnięcie - nie dręczę. Jutro, tak?
- Albo pojutrze…
- Alice…
- Będziecie je mieli na cały weekend z poniedziałkiem na dodatek.
“Albo i nie.”

W słuchawce zapanowała chwila ciszy.
- Przez ten czas możecie pozwiedzać miasto i pooglądać rzeczy jakie nie interesowały by Chrisa i Lisy - Alice przedstawiał argumenty. - Będziecie chcieli dokładnie zwiedzić Sagrada Familia, by potem skoczyć do Poble Espanyol, ponapawać się klimatem na La Plaça del Rei, przejść całą długością La Rambla… podczas gdy jedno będzie co chwila “nudzi mi się”, a drugie “babciu bolą nogi”.
- Może masz rację. -
Caroline chyba poddała się. - Posprawdzamy z Johnem loty z Glasgow do Barcelony na jutro i pojutrze, byś się tym już nie kłopotał. Wyślę Ci mailem.
- Dziękuję Caroline.
- Pa, John pozdrawia.
- Pozdrów i jego, pa.
To nawet nie było tak, że ich nie lubił, byli po prostu mocno upierdliwi. Alice wspomniał dzień w którym zdecydowali się przenieść do Stanów, miał wtedy ochotę odpalać fajerwerki. Wcześniej? Rodzinne obiadki, wspólne spędzanie świąt. John starający się wyciągając go na ryby i starający dawać zięciowi-sierocie trochę “ojca”. To było miłe i szczere z ich strony, ale męczące i dla Alice’a tyleż upierdliwe, co zbędne.
Dokończył rogalika i zostawił na stoliku należność wraz z napiwkiem.
Do spotkania z Coxem miał jeszcze sporo czasu, więc pojechał do domu.




Po odświeżeniu się i przebraniu Lindsay sprawdził maile. Nie zakładał nowego opatrunku na oparzoną dłoń, bo goiło się świetnie. Posmarował tylko maścią dając ręce pooddychać.
Rita była w domu i krzątała się.
Marudziła coś w hiszpańskim łamanym angielskim, że Alice powinien dać znać, że nie wróci na noc. Że dzieci pytały gdzie tata, że się wszyscy martwili, że kolacja, że cuda-niewidy. On podejrzewał, że Rita bardziej kombinowała, że mógł zostać na śniadanie u jakiejś kobiety, co mogło być nie po drodze Meksykance.
Alice na to wszystko wykręcił się bólem głowy i prośbą o danie mu na razie spokój. Kobieta pomruczała coś jeszcze ale odkleiła się od Lindsaya idąc posprzątać pokoje dzieci.

Isa wciąż milczała.
Miał jeszcze trochę czasu, toteż polecił się Ricie obudzić z drzemki koło 13:00, a dla pewności sam nastawił sobie budzik w telefonie.
Po nocnych harcach z Am i płytkim śnie wypełnionym niepokojami przez cały ranek, nie było trudno zmusić się do krótkiej regeneracyjnej drzemki. Miał nadzieję, że Lamia pojawi się nim pojedzie do Coxa.



Sen:
  • Gdy tylko zamknął oczy, Alice znalazł się w przestronnym pomieszczeniu piwnicznym, którego ściany skrywał półmrok. Wiedział, że śni, dlatego nie bał się. No, może nie bał się bardzo. Powoli wstał i rozejrzał się. Pomieszczenie było ogromne a przez panującą ciemność trudno było dostrzec jego granice - przywodziło na myśl zamkowe lochy z filmów pseudohistorycznych.
    Czyżby był to nowy plac zabaw diablicy?
    Coś zaszurało w pobliżu, szczęknęły łańcuchy. Mężczyzna szybko obejrzał się w tamtą stronę i wytężył wzrok. Coś kryło się w mroku, coś... skrzydlatego... o ponętnych kształtach kobiety... Lamia?

    Alice podszedł bliżej i faktycznie rozpoznał diablicę, która teraz, rozpoznając go, zaczęła szamotać się wściekle w łańcuchach, którymi została skuta.



    Najwyraźniej to był plac zabaw kogoś innego, a Lamia... była tylko zabawką.
    - Co się dzieje do cholery? - Patrzył na diablicę nic nie rozumiejącym wzrokiem.
    Rozejrzał się raz jeszcze znów nic i nikogo prócz niej nie widząc.
    - Choć nie powiem, że mi się nie podoba zmiana obiektu spętania w czasie tych naszych tête-a-tête - mruknął zbliżając się.
    Wyciągnął powoli dłoń aby zdjąć Lamii knebel.
    Kiedy to zrobił, diablica splunęła mu prosto w twarz.
    - To twoja wina, dupku! Miałeś zadanie, a wzięło cię na ruchańsko! Tobie się wydaje, że Oni będą wiecznie czekać?!
    - Pojebało Cię diabełku? -
    Alice zmrużył oczy bawiąc się kneblem. - Twój plan zakładał poderwanie jej i rozkochanie aby z miłości dla mnie kogoś zabiła. Myślisz, że coś takiego można w dwa dni? Pracuję nad planem “B”. Twojego nie zarzucam, ale jest ryzykowny. - Spojrzał na łańcuchy. - Co się stało?
    - Szef się wkurzył. On a w dupie czy to plan C, D czy Z. On chce postępów, a prawda jest taka, że nie zrobiłeś nic, by tą kobietę sprowadzić na drogę grzechu. -
    Lamia odetchnęła, dopiero teraz Alice dostrzegł, że jej ciało drży. - Oberwałam za ciebie, kurwa... za człowieka. Znowu! - fuknęła.
    - Pracuję nad nią Lamia. To nie jest proste. Przekaż swojemu szefowi, że będzie miał co chce, ale robię to po swojemu. - Zamyślił się. - Nawiasem mówiąc, ciekawym jak to sobie wykombinowaliście. Jakby zabiła z miłości, to nie wchodziłby casus poświęcenia swej duszy dla kogoś z uczucia? Bóg podobno miłosierny, mogła by trafić zamiast do piekła to do nieba. I czemu taki pośpiech? Dwa dni i szef Ci szaleje? Jest jakiś deadline? Czemu? Nie powiedziałaś mi wszystkiego, prawda?
    - To bez znaczenia dla ciebie -
    warknęła. - Skup się na swojej robocie. Grzech nawet powodowany uczuciem jest grzechem. Sami odpowiadamy za swoje czyny. Pierdolenie o miłosierdziu jest tylko... gadką księży żeby strachliwe ludki nabijały im kiesę.
    - Wszystko może mieć znaczenie. Im mniej wiem, tym oporniej może iść. -
    Zmrużył oczy uśmiechając się cynicznie. - Z początku jedynie “wymagałaś” i “zlecałaś” wsadzając mi knebel w ryj, że nie miałem jak się nawet o coś dopytać. Mówiłaś, że myśli iż jest nawiedzona i ją to zainteresuje, a na widok tekstów o egzorcyzmach wkurwiła się i uciekła nie chcąc nawet gadać. Gdy chcę jakieś szczegóły, mówisz że masz coś, ale muszę zasłużyć i znikasz. A potem masz pretensje, że nie idzie szybko.
    Odgarnął ręką jej włosy z twarzy i przejechał palcem po policzku, szyi, po obojczyk.
    - Nie chcesz obrywać za to, że idzie wolno to musisz zacząć kooperować skarbie. Obojgu winno zależeć nam na czasie. Przestaniemy oboje pogrywać, czy bawimy się dalej?
    Przygryzła wargę, przez co wyglądała jeszcze bardziej seksownie.
    - Nie mogę... Sama wszystkiego nie wiem. Szef jest wkurwiony, bo możemy mieć konkurencję. Ktoś jeszcze będzie polował na dziewczynę. Albo już poluje. I oni chcą ją zabić. Po prostu. Dlatego musisz się pospieszyć.
    - Kto wysłał te dokumenty o egzorcyzmach. Chodzi mi o osobę lub firmę tu, nie o Wasze piekiełko.
    - Mamy swój kontakt -
    odparła wymijająco, lecz po chwili dodała: - Niektóre demony dostają kontrakt na nawiedzenie człowieka. W zamian za życie ziemskie muszą... wykonywać różne, niewielkie prace. Jak te materiały. Jeśli chcesz mogę cię skontaktować z naszym demonem, choć nie wydaje mi się, że to spotkanie przypadnie ci do gustu... Chyba że jesteś biseksualny. - Zachichotała.
    - Nie - uśmiechnął się - dla mnie ważne jest, że istnieje, że nadanie poszło od osoby z krwi i kości. To dla mnie ważna informacja, dla niej tu zasadniczo przybyłem ślicznotko. Druga sprawa, co z Isą… przestała się odzywać. Śniłem o strasznych krzykach…
    Diablica skrzywiła się i spuściła wzrok.
    - Cóż, mnie karali cieleśnie. Ciebie... tak, żeby zabolało. Resztę sam sobie dopowiedz.
    - Chce by wróciła, była obok jak wcześniej. Wtedy mam pewność, że w tym co mam zrobić jest sens, że jeszcze jest o kogo walczyć. Możesz przekazać to swojemu szefowi, że nie wywrze na mnie działania przez zabranie mi motywacji. -
    Mówiąc to przechadzał się wolnym krokiem wokół Lamii. - I Ciebie też niech nie dręczy - będąc za nią przesunął palcem po jej łopatce, żebrach - choć łańcuchy mógłby zostawić - dodał zaciskając dłoń na pośladku diablicy. - To akurat bardzo mi się podoba - szepnął zbliżając swe usta od tyłu ku jej uchu. - Sporo dziś mam do załatwienia… zdam raport w nocy, niech ten demon od wysyłki skontaktuje się. Mam pewien plan.
    - Jak nie Ty, to znajdzie się ktoś inny -
    prychnęła pogardliwie diablica, starając się nie reagować na zaczepki Alice’a.
    - Nie kochana, jeżeli ją ostrzegę co planujecie jakbyście mnie chcieli wziąć w odstawkę. Idę działać, chcę Isę tak jak wcześniej. - Poklepał ją po pośladku. - Do zobaczenia nocą.
    Prychnęła tak gwałtownie, że jej piersi aż podskoczyły i to była ostatnia rzecz, którą mężczyzna zapamiętał ze snu.

Przebudził się nagle wciąż mając przed oczyma spętaną diablice.
"Szef wkurzony".
Wolał nie wnikać, czy mówiąc o 'szefie' Lamia miała na myśli jakiegoś silniejszego, diabła bezpośrednio nad nią czy...
Wzdrygnął się na samą myśl.
Wyjął ID Card Beckett i raz jeszcze obejrzał dokładnie. Bez celu.
Westchnął w końcu, wstał i skierował się do gabinetu skąd wziął malutki dyktafon i kable microUSB, na spotkanie z Koxem. ID Isobel zmieszał z kilkoma innymi kartami: zniżkowymi-rodzinnymi do supermarketów, klubu golfowego biblioteki publicznej i tym podobnych. Wszystkie schował do tylnej kieszeni zamiast do portfela.
Usiadł przy komputerze i zaczął grzebać w sieci w tle odpalając program do obróbki grafiki. Już wkrótce wydrukował na przylepnym papierze efekty swojej pracy i po naklejeniu, oraz przycięciu do kart-śmieci uprawniających do rabatów w sieciach typu CCC stał się posiadaczem kart o specjalnych uprawnieniach do bibliotek Oxfordu, Edynburga i Sorbony. Wystarczyło tylko zalaminować po drodze na spotkanie z Koxem.
Spojrzał na zegarek, czas był powoli wychodzić...
Zakładając koszule klikną print.
Jeszcze tylko jedna karta.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline