Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2016, 22:50   #28
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Deszcz był ulgą, woda pozwalała rosnąć, błoto było czymś naturalnym. Zła pogoda była potrzebna, cyklicznie rzecz jasna. Gdy przemijała, słońce wychodziło a natura odradzała się. Tylko inteligentne istoty miały problem ze złą pogodą. Las się cieszył. Oczywiście jak każda siła natury miała właściwości budujące i niszczycielskie. Powodzie niszczyły wielkie przestrzenie a silne wiatry przewracały drzewa rosnące setki lat. Roślina, gdyby mogła, stanęła by w miejscu zamknęła oczy i uniosła głowę do nieba, by oddać się całkowicie deszczowi.

Dzień na szczęście zaopatrzył ją w zapas słońca i wody. Drugiego było nawet aż nadto, choć nadmiarów nie miała potrzeby się pozbywać. Nie miała ubrań, więc nie było czego wymieniać. Zapach kwiatów ulotnił się już z pierwszymi kroplami, a zapach wilgoci zajął jego miejsce. Nie prędko mu było też do schnięcia przy ognisku. Hydrangea osiadła przy drzewie z tuzin kroków od całego obozowego zgromadzenia. Tak też siedziała odpoczywając i obserwując, a wszyscy dobrze wiedzieli, że ten wzrok zapewni im spokojny sen. Nie znaczyło to, że po zmroku legnie jak konar i nie ruszy się aż do świtu. Nawet gdy wszystko oświetlał tylko księżyc było wiele rzeczy do robienia. Las nie spał, rośliny nie spały, Hydrangea też nie spała. W końcu jedną z czynności było zajęcie się wozem owoców. Musiał być doglądany, by coś mogło dojechać do Endhome.

- Już nie pierwszy raz widzę jak przerzucasz moje owoce - usłyszała głos Colina, który w tamtej chwili również nie spał. Co prawda drzemał, skryty w swoim śpiworze, lecz przez cały ten czas pozostawał czujny, otwierając co jakiś czas jedno oko, aby przyjrzeć się swojemu otoczeniu.

Roślina odwróciła kwiecistą głowę w kierunku człowieka przypatrując mu się przez dłuższą chwilę. Po dwóch oddechach wróciła do wybierania owoców, by pochwycić dwie sztuki z innych gatunków. Następnie spokojnym krokiem udała się do miejsca, w którym spoczywał mężczyzna i usiadła na ziemi obok. Wraz z nią przy handlarzu pojawił się zapach wilgoci. Hydrangea wyciągnęła lekko ręce pokazując mu jego własne owoce.

Colin chwycił je do ręki i obrócił w swojej dłoni, uważnie się im przyglądając, a brew na jego twarzy uniosła się w zapytaniu. - Nie jesteś chyba zbyt rozmowna, co nie? - powiedział po chwili nie bardzo rozumiejąc jej przekaz. - TE… OWOCE… IDĄ… NA SPRZEDAŻ… - starał się wytłumaczyć jej, głośno akcentując każde słowo, nie mając przy tym pojęcia co mogła mieć na myśli ta dziwna istota.

- ... ... ... ... Osobno - wydusiła w końcu z siebie w tragicznym akcencie wspólnego. Po chwili też padły kolejne słowa choć te wybrzmiały już znakomicie poprawnie - Aliquam, malum... ... ... ... Osobno - powtórzyła ponownie w kiepskim wspólnym. Po chwili odebrała jeden z owoców od mężczyzny i otworzyła go na jego oczach. Sok wytrysnął a parę kropel poleciało wzdłuż łodygowato-drzewiastej ręki.

- Widzisz, chciałbym, żeby to było możliwe, ale wtedy musiałbym pozamykać je w osobnych skrzyniach, a w ten sposób znacząco ograniczyłbym ilość przewożonych towarów. Niestety, ale muszę wyjść na swoje, opłacić was i swój wstęp do miasta - odparł Colin.
- Skąd pochodzisz? Nigdy nie wiedziałem tobie podobnych - zadał po chwili pytanie, które dręczyło go odkąd opuścili Przedlesie.

- ... ... ... ... Gniją - dokończyła swoją poprzednią myśl. Wpatrywała się ciągle w swojego rozmówcę w skupieniu potrzebnym na przetworzenie jego języka. Nim odpowiedziała, odebrała od mężczyzny cały owoc chwytając go w jedną dłoń, w drugą pochwyciła otwartą sztukę. Położyła je przed swoimi kolanami, spojrzała na Colina, odczekała chwilę, następnie owoce odsunęła od siebie owoce i znowu spojrzała na kupca. - ... ... ... ... Mwangi, Nex - odpowiedziała dźwięcznie na zadane wcześniej pytanie. Otwartego owocu natomiast nie marnowała. Jego wyselekcjonowanie miało za zadanie zmniejszyć degradacje pozostałych owoców. Następnego wieczora mógł już się nie nadawać do spożycia, lecz tego wieczora był zjadliwy.

- Dlatego właśnie tak ważny jest dla mnie pośpiech. Poza tym, mieszczuchy z Endhome na pewno to kupią, a dla bogatszych mam bardziej wyselekcjonowane owoce. Jest tam jedna skrzynia z jabłkami, które trzymam na taką okazję. Cena za nie jest wysoka, bowiem jabłka padają łatwą ofiarą owadów i tylko niewielka część zbiorów nadaje się do spożycia. Na całe szczęście w tym roku los mi sprzyjał - odpowiedział Colin.
- Mwanga? Nex? To cholernie daleko stąd… - podrapał się po głowie. - Zdołałaś przebyć taki szmat drogi i nic cię po drodze nie zjadło? - zaśmiał ale natychmiast spoważniał widząc pokerową minę Hydrangei. - Wybacz moje głupie żarty. Taki już jestem… Co cię skłoniła do tak długiej podróży?

Skupienie się nad rozumieniem wspólnego spowalniało konsumpcję jeszcze nie przegniłego owoca. Przypatrywała się mężczyźnie, a po chwili obróciła głowę i wskazała ręką w stronę, którą można było uznać za kierunek do Endhome. Po kolejnej chwili przypatrywania się człowiekowi odłożyła kolację i wstała na nogi. Udała się do wozu i poczęła w nim grzebać. Odnalazła wspomnianą skrzynkę i pochwyciła jedno jabłko. Obadała je łodygowatymi dłońmi i kwiecistym nosem. Po następnej chwili wróciła do Colina siadając w tym samym miejscu. Po jeszcze następnej chwili milczenia w końcu się odezwała.
- Statuant, arserunt, aqua.
Jej opuszczona dłoń zatoczyła parę razy prowizoryczne kółko a następnie strząsnęła fikcyjne krople na wyselekcjonowane jabłko.

- Rozumiem, iż chcesz, abym je zraszał wodą, tak? - zapytał Colin, unosząc przy tym brew.
- Nie mam tyle zapasów wody, ale jeśli znasz odpowiednie zaklęcia to możesz się tym zająć - dodał po chwili.

Roślina po dłuższej chwili pokiwała przecząco głową. Raz jeszcze zakręciła dłonią w powietrzu, powtórzyła te same trzy słowa, po czym wskazała jabłko z wyselekcjonowanego zbioru. Chwilę namysłu później dodała też kluczowe słowo.
- ... ... ... ... Owady - powtórzyła we wspólnym.

- Owady…? No tak, pustoszą moje zbiory. W szczególności jabłka, które są mało podatne na nie. Przeklęte bestie… - odparł Colin, a później zamyślił się głębiej, chcąc lepiej zrozumieć swoją rozmówczynię. W końcu coś mu zaświtało w głowie.
- Aaaah! Te rzeczy… Te trzy rzeczy, o których mówisz, mają ochronić moje zbiory przed owadami, tak? - zapytał wyraźnie pobudzonym głosem.
- Ale jak? - dodał nie mogąc w to uwierzyć. - Jak… Aqua to woda, prawda? Ale tych dwóch innych słów nie znam, wybacz. Czego mam szukać?

- ... ... ... ... Statuant, arserunt - powtórzyła po dłużej chwili, choć nieco wyraźniej i powolniej. Nie wyglądało na to, że Roślina znała inne nazwy. Nie mniej uznała, że propozycja została przyjęta i zapamiętana. Wstała zabierając ze sobą wszystkie owoce. Udała się do wozu zostawiając je w odpowiednim miejscu a naczęty dokończyła spokojnie. Po wszystkim należało też dokończyć przebieranie owoców.
 
Proxy jest offline