Gogle, rękawice i mokra chusta wokół twarzy były zbawiennymi środkami. Dzięki nim mógł jako tako operować wewnątrz. Niestety pomysł z zamykaniem przepływu powietrza był raczej skazany na porażkę. Ale nadal mógł coś zrobić. Na przykład odblokowywać przejścia i próbować odizolować od siebie źródła płomieni.
Tam gdzie płonące graty blokowały przejście przyładował parę razy toporem rozbijając osłabione, nadpalone materiały. Drobniejsze ogniska wyrzucał przez okna na zewnątrz kopniakami lub zahaczając ostrzem topora.
Gdy ktoś słabł Młynarz natychmiast pomagał takiego delikwenta wyprowadzić. Sam przy tym nabierał parę głębszych wdechów świeżego powietrza.
Adrenalina krążyła mu w żyłach. To było dobre uczucie. |