Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2016, 23:13   #30
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przed walką

- Przywilej, taaak... - Raul ruszył w stronę młodzieńca z mieczem, Dorne'a, który najwyraźniej nie miał pojęcia, co z sobą teraz zrobić.
- Dorne, giermek, jeśli się nie mylę? - spytał.
Chłopak podskoczył na dźwięk głosu Raula. Najwyraźniej przez te kilka chwil, kiedy siedział tak sam, całkowicie się nad czymś zamyślił, odcinając od reszty świata. Zewnętrzy impuls zaskoczył go tak bardzo, że trzymany przez niego na kolanach miecz odskoczył i upadł na trawę obok. Ostrze wysunęło się delikatnie z pochwy, a Raul mógł przysiąc, że zaczął bić od niego lekki blask.
Dorne natychmiast oprzytomniał i niemalże rzucił się na broń. Jego kłykcie aż zbielały, kiedy chwycił oręż w mocnym uścisku. Kiedy nieco się uspokoił, spojrzał przepraszająco na Raula.
- T-tak - rzekł niepewnie. - A ty nazywasz się Raul, o ile dobrze pamiętam.
- Dobrze pamiętasz. Raul de Foix. - Udał, że nie zauważa nic szczególnego w reakcji Dorne'a. - Czy istnieje jakiś powód, dla którego siedzisz i nic nie robisz?
Giermek z początku wyglądał, jakby nie za bardzo wiedział o co Raulowi chodzi. Dopiero po chwili rozejrzał się wokoło, dostrzegając wszędzie krzątających się ocalonych i wstał. Jego policzki oblały się czerwienią.
- Ja… Przepraszam. Już się biorę do roboty - powiedział, nie spoglądając wojownikowi w oczy. Zdawać by się mogło, że już miał odejść, gdy nagle z jego ust wypłynęły kolejne słowa. - Wybacz… Po prostu ciągle myślę o tym co zaszło w trakcie pogrzebu… Bo wiesz… Kiedy wy rzuciliście się na te potwory, ja po prostu nie mogłem nic zrobić. Miałem pod ręką broń, którą potrafię się posługiwać, jednak uciekłem. Gdyby nie to, gdybym coś zrobił, to może tamten półelf by żył…
- Tamten półelf by żył, gdyby okazał trochę rozsądku - odparł Raul. Być może Dorne miał rację, ale on nie zamierzał chłopaka dobijać. - Gdyby cofnął się o krok, zamiast bezmyślnie atakować, z pewnością by żył. A ghul właśnie jego obrał sobie na cel i nikt nie mógł mu w niczym przeszkodzić. A ty nie bądź głupcem, biorąc na siebie ciężar jego śmierci.
Chłopak wydawał się nieco zaskoczony słowami Raula, jednak po chwili na jego ustach pojawił się lekki, smutny a zarazem zakłopotany uśmiech. Drapiąc się po głowie, chłopak nieśmiało wybąkał.
- Dziękuje za twoje słowa… Mój Pan zawsze powtarzał, że spędzam za dużo czasu na zamartwianiu się, a za mało na pracy. Już się biorę do roboty.
Ostatnie słowa wypowiedział nieco bardziej pewnie. Zrobił kilka kroków, po czym ponownie się zatrzymał. Drapiąc się po głowie, wyglądał, jakby nie do końca wiedział za co ma się zabrać.*
- Najpierw pomóż tym, co zabezpieczają obóz przed atakiem goblinów - zaproponował Raul. - A potem trzeba się będzie zająć budową szałasów. Roboty dla każdego starczy.
Sam miał zamiar się przekonać, jak wygląda sprawa z namiotami - dla ilu osób starczy miejsca pod płóciennymi dachami, a dla ilu osób trzeba będzie zbudować szałasy. Namiotów nie było zbyt wiele. Zaprawdę, nikt poza nim i martwym półelfem nie przygotował się najlepiej na koniec świata, dlatego mieli jedynie dwa. W dodatku niezbyt wielkie. Raul doszedł do wniosku, że na siłę mogłoby się zmieścić do trzech osób.
A z tego wynikało, że nadal trzynaście osób pozostało bez dachu nad głową. Natomiast Erwin wraz z drwalem już zaczęli konstruować z jednego namiotu i kilku długich kijów osłonę przed deszczem na ognisko. Wszyscy, nawet nieco roztrzepany giermek, zaczęli wspólnymi siłami pracować nad stworzeniem swojego miejsca w nowym świecie. Mogło by się wydawać, że już wkrótce będą mogli odpocząć w spokoju.
- Ludzie! - niespodziewanie doszedł wszystkich okrzyk elfa. Zdyszany Pleufan wybiegł na środek polany, a wokół niego w natychmiast zebrali się niemal wszyscy. - Znaleźliśmy je. Gobliny. Xandros je teraz ściga. Przydała by się pomoc. Zostały tylko cztery…
Nikt poza Krasnoludami nie wydawał się zadowolony z tych wieści. Wszyscy zdolni do walki chwycili po broń i ruszyli w stronę wskazaną przez elfa. Nie uszli jednak nawet kilku metrów, kiedy Gottri zatrzymał wszystkich ręką i zapytał:
- Wy też to słyszycie?
Z początku nikt nie rozumiał o co mu chodzi. Dopiero po chwili zaczęły dochodzić do nich co raz głośniejsze odgłosy bębnów. Zimny dreszcz oblał wszystkich.
I wtedy nadbiegł Xandros. Dyszał ciężko, a twarz miał bladą. Po samym wyrazie twarzy elfa można było stwierdzić, że mieli kłopoty.
Siłą złego na jednego, pomyślał Raul, zastanawiając się, czy jest tak źle, jak sądził, czy może jeszcze gorzej.
- Ilu? - rzucił krótkie pytanie w stronę Xandrosa.
- Najpierw było sześciu, tych co tu łaziło i robiło ślady.To nie byli zwiadowcy. To był patrol. Potem wdepnąłem na więcej. Półtora tuzina, może więcej. Może zbyt wielu.. Rozbijamy obóz obok jaskini goblinów….. - Xandros mówił cicho szukając w sprzęcie po zabitym Hendriku owych strzał do jego łuku.
- Zabiliśmy dwóch. Wkrótce się ogarną i przyjdą tu - elf szykował się do walki.
- Wielkie dzięki Panie Elfie! - wkurzył się Ruppert - bardzo się cieszymy, że znalazłeś ich jaskinie ale do cholery dlaczego je tu sprowadziłeś?!
Łotrzyk cały dygotał. Gdyby mieli więcej czasu to byliby przygotowani. A teraz stał w rowie po kolana i nie miał nawet dokąd uciec. Chociaż? Przypomniał sobie o jeziorze i podwodnym tunelu. Przeszedł nad brzeg jeziora by oszacować czy to aby nie szaleństwo. Uznał że to będzie ostateczność. Potem rozejrzał się po drzewach. Zrzucił z siebie plecak. Wyjął z niego porządne skórzane rękawice i starannie je założył. Upewnił się czy jego miecz jest na swoim miejscu. Odpiął lasso od plecaka i przełożył je przez głowę. Potem odnalazł sieć rybacką.
- Spróbuję ich zaskoczyć z góry - pokazał palcem jedno z drzew na które miał zamiar wleźć. - W zwarciu i tak mnie rozszarpią. Przydałoby mi się tylko jeszcze kilka strzał - dodał chwytając za nowy oręż łotrzyk.
Crilia wyciągnęła trochę swoich strzał, na oko oceniła, że około 10 sztuk, i podała bez słowa Ruppertowi.
- Trzymaj rycerzyku. Mnie i tak się nie przyda. - Powiedział Ruppert i oddał łuk i strzały giermkowi Dorne, po czym ruszył by wspiąć się na drzewo, z którego mógłby zaskoczyć gobliny od tyłu.
Xandros przekrzywił głowę, ignorując głupawą uwagę Rupperta. Gdyby rozbili obóz do końca, w nocy mieliby wizytę właścicieli owego lasu. Słuchał za to uważnie z jakiego kierunku dobiega zbliżający się odgłos bębnów.
- Bierzcie broń i ukryjcie się za drzewami - elf wskazał drzewa po przeciwnej od hałasu stronie polanki
- Ja i Plaufen spróbujemy się przekraść na ich prawą flankę. Dwóch potrzeba na lewą. Jak pojawią się na polance, weźmiemy ich ze wszystkich stron. Trzeba ich zatrzymać i wybić. Jeśli się nie uda, wszyscy wieją samodzielnie na łąkę i kryją się w wysokiej trawie. Gobliny mają słaby wzrok w jasnym świetle, a do nocy zostało parę godzin. Kto idzie z lewej? - elf skończył wiązać pas, mocując do niego kołczan i poprawiając pochwę miecza.
- Kto idzie z lewej? -
- Ja pójdę. - zgłosiła się półdrowka.
- Pójdę - odrzekł Erwin zdejmując kuszę z ramienia i udając się na lewą flankę.
Elf skiną głową Erwinowi i półdrowce po czym śmignął wraz z Plaufenem między drzewa.
- Dorne, gdy dojdzie do walki wręcz, trzymaj się blisko mnie - polecił Raul. Giermek zacisnął dłoń na rękojeści miecza i skinął nerwowo głową. - Czarodziejko, znasz jakieś zaklęcia, które mogłyby spowolnić lub przestraszyć gobliny? - zwrócił się do magiczki.
„Nie nie nie nie nie”, Pech zaczęła panikować. Powoli stawało się jasne, że daleko ta grupa nie zajdzie. Najpierw nieumarli, teraz gobliny. To był błąd; myślała, że czułą się bezpieczniej, ale to był błąd. „Błąd błąd błąd!”.
Nie myśląc wiele, zerwała się z tym, co miała w rękach - zgarniając po drodze jeszcze swój worek - zaczęła uciekać. Oby daleko, jak najdalej.
„Wcale nie miałaś szczęścia, przeżywając koniec świata! To jest koszmar!
 
Kerm jest offline