Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2016, 11:54   #16
Ulli
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Powiedzieć, że imć Edelmann Termeyen wyglądał tego ranka jak siedem nieszczęść, to jak stwierdzić, że kednerzy są specyficznym ludem. Po prostu za mało. Broda, którą tak szczycił się krasnolud, była teraz w dużym nieładzie. Ubranie było wymiętolone, a sam strażnik pachniał tak, jakby pracował na nocną zmianę w gorzelni. Widząc Talvinga spróbował się nieco zaktywizować, jednak w dalszym ciągu przybysz mógłby mu zwinąć koszulę, a Edelmann by się nie zorientował.
- Ja… Pro… propo… co? - potrząsnął głową. - Pro...pozy...cja… - wycharczał z trudem. - A, tak! Kojarzę, choć mocno mgliście. - roztarł bolącą go głowę. - Pan Talving, prawda? - zapytał. - W każdym razie, spotkamy się w Madame godzinę po południu. A teraz, mości Talvingu, byłby łaskaw załatwić mi trochę zdatnej do picia wody? Strasznie dziś grzeje… - było to wierutne kłamstwo, gdyż dzień był chmurzasty, a temperatura była znośna. - Jeśli miałby pan jeszcze jakieś pytania, odp… Ale najpierw woda… - krasnolud słaniał się na nogach i gdyby nie duży topór na którym się wspierał, byłby się wywrócił.
Talvingowi było szczerze żal Edelmanna mimo, że rzadko mu było żal czegokolwiek co chodziło na dwóch nogach.

-Oczywiście panie Edelmann. Zaraz się rozejrzę za wodą. Ten dzisiejszy upał może wykończyć każdego.
Czym prędzej ruszył jedną z portowych uliczek w poszukiwaniu beczki z deszczówką. Musiał pokonać wiele przeciwności jeśli chciał dostarczyć skacowanemu krasnoludowi wodę. Sam nie miał bukłaka bo zwyczajnie go nie potrzebował a i nie wiedział skąd woda w tym zniszczonym mieście. Dlatego tez co chwila podpytywał Rekusa o to gdzie ma się udać.
Nie minęło pięć minut, a wiedziony przez szczura Talving odnalazł beczkę z deszczówką. Problem mógł stanowić fakt, że nie miał bukłaka, jednak w zaułku dojrzał stare wiaderko.
Zaklinacz zaklął i sięgnął po ten mało wykwintny pojemnik. Dokładnie opłukał go w beczce starając się jak najmniej zanieczyścić wodę i nabrał dość dużo. Sam co prawda unikał alkoholu, ale miał sporą wiedzę czym kończy się nadmierne spożycie. Czym prędzej z pełnym wiaderkiem pomknął uliczkami, kierowany przez Rekusa ku Edelmannowi.

- Proszę, udało mi się coś znaleźć. Niestety nie jest to zbyt wykwintny napitek, ale sam pan rozumie. Proszę może spocząć.
Talving podał wiaderko i przyglądał się jak krasnolud pije. Gdy wydawało mu się, że już częściowo się nasycił odważył się zadać pytanie.

- Panie Edelmann, może pan zdradzić więcej szczegółów dotyczących tej misji? Szczególnie interesuje mnie kwestia tych przypływów wstrzymanych przez Malystryx. Dlaczego akurat teraz ma być przypływ?
Krasnolud wypił wiadro niemal duszkiem, po czym beknął potężnie.
- O, zaraz mi lepiej… Dzięki, panie Talving! - krzyknął. - Ostrożnie z tym imieniem. Lepiej nie wymawiać imienia Czerwonej zbyt głośno, to nie przysparza przyjaciół… - ściszył głos. - Co do pływów, Czerwona wstrzymała je jak wszystko - przy pomocy magii. Magią podgrzała nam morze, obudziła gejzery, rozjebała poprzedni port… i zmieniła Kenderówek w ruinę, zwalając nam na głowy ten biegający kataklizm. - złapał się za głowę na wspomnienie wczorajszego konkursu. - Malystryx nie żyje od kilku miesięcy, jej magia zaczyna gasnąć, wróciły Księżyce. To wszystko składa się na to, że poziom wody już zaczyna opadać. Spójrz pan na statki. - skinął głową w kierunku łajb. Faktycznie, fale obmywały je jakby niżej, dobre dwa cale poniżej poprzedniego śladu… Kątem oka Talving spostrzegł nadchodzącego minotaura, którego widział wczoraj w Madame Butterfly w towarzystwie Mistrzyni, Tili Sroczki Białoboczki.
-Panie Edelmann. - Minotaur chrząknął. -Słyszałem o czym wczoraj panowie rozmawiali i byłbym zainteresowany towarzyszeniem wam w wyprawie. O ile jest miejsce, rzecz jasna. - Powiedział. -Nazywam się Mirnark Lionscar, tak w ogóle, zapomniałem się przedstawić. Gdzie te moje maniery… - Zreflektował się na popełnioną gafę i szybko próbował ją naprawić, widocznie zmieszany.
Krasnolud spojrzał na niego ospałymi oczyma. - Miło mi, panie Mirnark. - wyciągnął spoconą dłoń do minotaura. - Przyda się ktoś, kto może przetaszczyć skrzynię i pijanego krasnoluda, he, he, he… - zaśmiał się gardłowo. - Manierami się chłopie nie przejmuj! Jesteś w Baliforze! - Edelmann próbował się zaśmiać, ale kac-morderca, co nie ma serca widocznie mu to utrudniał.
-Myślałem raczej o ochronie przed rabusiami ale...no...w sumie mogę nieść skrzynie, też...korona mi z głowy nie spadnie. - Próbował uśmiechnąć się na znak, że to był żart, ale wyszło mu to wyjątkowo niezdarnie. -Znaczy się, tego, cieszę się z zawiązania współpracy. To...kiedy zaczynamy?
Edelmann podrapał się po tyłku, potem wykonał dziwny taniec, jakby odklejał gacie od spoconego siedzenia. - Cóż, by tam dotrzeć w jednym, w miarę spójnym kawałku, będziemy musieli wyruszyć w okolicach… dwóch godzin po południu. Kończę w południe, wrócę do karczmy, zjemy obiad i ruszymy. - spojrzał po obydwu mężczyznach.
-[i]A więc jesteśmy umówieni. Do południa.-/i] - Powiedział minotaur i ruszył pozwiedzać trochę miasto. I może znaleźć kogoś kto będzie potrzebował w tym czasie jego pomocy. Wszak nigdy nie zaszkodzi pomóc.
- Do południa więc, panie Mirnark. - pomachał mu ręką. Tak, tą, którą drapał się po tyłku… Zwrócił się do Talvinga - A pan, panie czarodzieju? Ma pan jeszcze jakieś pytania?
Talving westchnął przytłoczony tempem w jakim rozwinęła się rozmowa z minotaurem i wywód Edelmanna na temat smoczych spraw. Ponieważ starał się uchodzić za człowieka dobrze wychowanego wyciągnął do Mirnara dłoń z zamiarem przedstawienia się, ale nowy nabytek krasnoluda zmył się tak szybko jak się pojawił zostawiając Talvinga z wyciągniętą dłonią i głupim wyrazem twarzy. Zaklinacz nie byłby jednak sobą, gdyby błyskawicznie nie pozbierał się po tym ciosie. Odchrząknął i jakby nigdy nic powiedział do Edelmanna.

-Widzę, że ekipa się rozrasta. To dobrze. Ten osobnik wygląda na tęgiego wojownika. Dobrze go będzie mieć po swojej stronie. To co mówił pan o smoczycy i jej wpływie jest tak logiczne, że aż mi głupio, że sam na to nie wpadłem. Czy ma pan do mnie jeszcze jakieś sprawy związane z organizacją wyprawy?
Edelmann podrapał się po brodzie tą samą ręką, którą drapał się po tyłku. - Z tego, co pamiętam, musimy przecisnąć się przez kilka tuneli w skałach, a nie jestem pewny czy ten olbrzym da radę. - wskazał na odchodzącego Mirnarka. - Zresztą, ja też mogę mieć ciężko. - poklepał się radośnie po brzuchu. - A! I jeszcze jedna rzecz. Na pewno będziemy się wspinać, co prawda niewiele, ale zawsze. Przydałaby się lina, poruczniku Talving. - przyłożył dłoń do czoła w parodii salutu. - No i pochodnie. Bo pewnie nie widzi pan za dobrze w mroku, co? - zapytał, mierząc maga wzrokiem.
Głupi wyraz ponownie pojawił się na twarzy Talvinga, gdy krasnolud zatytułował go porucznikiem i zasalutował. Co prawda słyszał o wojsku i nieco o panujących tam zwyczajach, ale średnio się widział jako żołnierz. Widać krasnolud zamierzał przenieść organizację z jaką miał do czynienia w straży na grunt wyprawy. Ponieważ nic mądrego nie przyszło mu do głowy uznał, że najlepiej będzie jeśli zaprezentuje wybiórczą głuchotę
-Na pochodnie i linę może starczy mi pieniędzy, ale to wszystko. No cóż to jesteśmy umówieni...khem...khem dowódco.

Po tych słowach machnął dość pociesznie ręką i ulotnił się w kierunku centrum osady.

-Pipipi…- rozległo się z kaptura szaty zaklinacza.

-Milcz sierściuchu. Ja ci się pośmieję. Następnym razem ty będziesz gadał.

-Pippip…
Tym razem Talving postanowił z godnością zignorować odpowiedź bądź co bądź zwierzęcia czemu dał wyraz unosząc nieco brodę i przyspieszając kroku. Rekus na szczęście wyczuł nie najlepszy nastrój towarzysza i nie drążył tematu.
- To ja rozumiem! - krzyknął za nim Edelmann.


***


Ze znalezieniem sklepu oferującego sprzęt eksploracyjny nie miał żadnego problemu. Kupił linę i trzy pochodnie bez zbytniego targowania. Wszak nigdy nie przywiązywał wielkiej wagi do pieniędzy. Nazbyt gadatliwemu Rekusowi udało się zatkać paszczę sporym kawałkiem suszonego mięsa, dzięki czemu humor Talvinga się poprawił i pełen optymizmy ruszył na miejsce spotkania.
 
__________________
Zawsze zgadzać się z Clutterbane!
Ulli jest offline