Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2016, 12:33   #22
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Ego Davida - część II

Centrum handlowe nawet o tej porze było gwarne i pełne ludzi. Sama knajpka wskazana przez Brujah była niewielkim, kilkustolikowym miejscem, wciśniętym pomiędzy dwa butiki ubraniowe.

Morgan już czekał, siedząc przy jednym z tylnich stoliczków.
Poczekał aż David usiądzie i zaczął:
- A więc pora na pierwsze kroki? - unosząc lekko brew.
David zamówił dla siebie espresso.
- Tak, chodzi o uzyskanie naiezależności od Ferrostaal. Proponuję założenie spółki zajmującej się syntezą kevlaru. Wy macie ropę, ja mam dostęp do amoniaku. Wkład po 50%. Budżet 5 milionów dolarów. Całkiem nowa firma. Owszem powiązana z moim pracodawcą i z waszymi rafineriami, ale bez nadzoru ze strony ludzi. Myślę, że uruchomienie produkcji to około 2 może 3 lata.
-Ludzi trzeba będzie mieć, bez nadzoru się nie obejdzie. - mruknął Lenny. - Co do samej produkcji to gdzie?
- Gdy mówiłem o nadzorze, chodziło mi o radę nadzorczą. Teraz Ferrostal ma radę nadzorczą nade mną. Oczywiście powołamy sobie jakiegoś CEO. Może ghula, a może zwykłego człowieka motywowanego zyskiem. Co do miejsca, to mówię o zupełnie nowej instalacji. To może być gdzieś w okolicy Point Lisas, wtedy mamy na miejscu amoniak, albo możemy postawić instalację przy waszej rafinerii, wtedy na miejscu mamy bisfenol. Ktoś musi policzyć co wychodzi taniej transportować. Mając takie zasoby w T&T możemy szybko zarzucić rynek amerykański nowym kevlarem. A wiadomo, konflikty zbrojne wiszą w powietrzu. USA ma największy budżet na wojsko. Czysty, legalny zysk.
- Trzeba by jeszcze zapewnić sobie rynek zbytu. Bez kontaktów w rządzie, zaopatrywanie wojska to raczej ciężki orzech do zgryzienia. Pomysł na alternatywy? Masz kontakty na tym poziomie?
- W tej chwili jesteśmy jedynym państwem na świecie posiadającym złoża azotu amonowego i ropy. Cała konkurencja na świecie musi kupować którąś część składników. Nawet nie mając znajomości możemy cenowo konkurować ze wszystkimi. Co więcej transport włókien kewlarowych nie jest transportem materiałów niebezpiecznych. A to znaczy, że przewóz będzie kosztować nas mniej niż wywóz z Trinidadu ropy, czy amoniaku. - Złożył ręce w piramidkę. - Mając oszczędności na tym etapie będziemy dysponować środkami na łapówki dla ludzi w rządach różnych krajów. A w tym już mam doświadczenie. Zresztą, nie będziemy robić kamizelek. Będziemy robić kevlar. Rynkiem zbytu są kompozyty. Wszystkie te wyczynowe liny. Jak to mówią cena czyni cuda. - Wziął filiżankę z espresso i powąchał. Brakowało mu tego przyjemnego posmaku arabiki.
- Dobra… omówię propozycję z partnerami. Dam znać za 48 godzin. Możliwe, że będzie konieczne kolejne spotkanie. - Morgan spojrzał na Davida z lekkim uznaniem.
- Póki co brzmi ciekawie. A to dobry początek. - dorzucił kiwając głową.
- Cieszy mnie to. Dziękuję za spotkanie i do zobaczenia. - Wstał, zapłacił za kawę i wyszedł. W centrum handlowym miał do załatwienia jeszcze jedną rzecz. Musiał skoczyć do sklepu budowlanego kupić sznur. A później już spokojnie mógł jechać do laboratorium. No prawie spokojnie, bo tym razem zatrzyma się po drodze, żeby zmienić garnitur na dresową bluzę. Nie chciał wyrzucać kolejnych marynarek, które przejdą zapachem ketonów i amin.
Nina i reszta obsługi już pracowała pełna parą. Gdy David wszedł do laboratorium, został pozdrowiony tłumem głosów. Nina również uniosła dłoń w geście powitania, ale odwróciła się z powrotem do pracy.
Odmachał zebranym i bez słowa podszedł sprawdzić dziennik laboratoryjny. Produkt został zlany rano do krystalizatorów i przebywał tam już 14 godzin. Sprawdził odczyty temperatury i wilgotności na panelu. Zanotował je w swoim terminarzu. W zasadzie większość obsługi się nudziła. Szorowała sprzęt. Właśnie trwał najwolniejszy etap procesu. Nie mogli zaczynać kolejnego cyklu, bo nie mieli więcej krystalizatorów. I tak zajmowały połowę dostępnej przestrzeni. Jeżeli czystość będzie satysfakcjonująca, to jutro wyjmą z krystalizatorów 300kg “soli kąpielowych”. To daje im wydajność około 600kg tygodniowo. Z krótkich notatek wychodziło mu, że zarobi na tym biznesie więcej niż na ładunkach wybuchowych. Dużo więcej. Odłożył terminarz. Miał teraz dużo więcej czasu, żeby porozmawiać z Niną. Nie był pewien, czy
jest nią zauroczony, czy może chciał ją uwieść na złość swojej Sire.
- Długo zostajesz? Wspominałaś, że zajmujesz się rozruchem takich laboratoriów. Co potem?
- Zależy od Hektora. Zapewne kolejny lab lub pracownia. - Nina uśmiechnęła się lekko.
- Szkoda. Przydałby się nam tak wartościowy pracownik na stałe. - obdarzył ją uśmiechem i spojrzeniem głęboko w oczy.
- Dziękuję… - wymamrotała Nina - ...aaa pan długo współpracuje z Hektorem?
- Proszę, mów mi David. Nie, nie długo. W zasadzie pierwszy raz zajmuję się farmacją. Tak naprawdę, przez najbliższe trzydzieści godzin nic tu po nas. Odwieźć cię? Czy chcesz notować zmiany temperatury w krystalizatorze? - wskazał kartkę z pomiarami, gdzie wszystkie wskazania wynosiły 4,05 stopnia nieprzerwanie od czternastu godzin. Pomiary były odnotowywane co piętnaście minut.
- To miła oferta, Davidzie, ale mam tu samochód. Nie miałabym jak dojechać jutro bez niego. - powiedziała Nina z lekkim smutkiem na twarzy.
David czuł się jakby właśnie zaczął spadać w przepaść. Niedawno prawie przekonał magnata naftowego do zainwestowania dwóch i pół miliona dolarów w jego pomysł. Facet do tego był starszym klanu wampirów. I to nie był problem. A teraz problemem stał się samochód stojący gdzieś w lesie. Jakiż ten świat był popieprzony.
- Eh, nie ułatwiasz. To może się przejedziemy a później odstawię cię tutaj przed świtem? Wiesz gdzieś, gdzie można spokojnie pogadać bez masek z filtrami ABEK?
- Jeśli chce mnie pan… chcesz zaprosić na kolację, możemy się spotkać na miejscu. - uśmiechnęła się chemiczka i odsunęła pasmo włosów z czoła.
- Masz jakiś ulubiony lokal? Albo nie, ja mam. Spotkajmy się w restauracji Ritz, to niedaleko opery w Port of Spain. - spojrzał na zegarek, mogli być na miejscu dopiero koło 24. Zagryzł zęby… Życie wampira miało pewne ograniczenia, które trudno było akceptować młodemu mężczyźnie w takich momentach. - Tyle, że chyba dziś z tego nic już nie będzie. - Oparł się o jedną z poręczy. - Może jutro? O 21:00? Nie będziem pachnieć jak czwartorzędowe sole amonowe.
- Dobrze. W tym samym miejscu? - spytała Nina przyglądając się Davidowi.
- Tak, zabierz proszę wyniki pierwszego zarobu. Ciekaw jestem wydajności. Podasz mi adres pod jakim cię znajdę? Przyjadę po ciebie.
- Oczywiście. - Nina podała adres - Zatem do zobaczenia jutro? - ni to spytała ni to stwierdziła.
- Do zobaczenia

David wyjechał z laboratorium. Był zły. Brakowało mu człowieczeństwa. Brakowało mu tego, że mógłby przyjść do laboratorium około 10:00 i pilnować kolejnych etapów. Wiedział juz, że nie przeprowadzi pod swoim nadzorem żadnej syntezy. Będzie miał też problem z kobietami. Ona w nocy pracuje, więc czas wolny ma w dzień. Samochód jechał coraz szybciej. Muzyka Viwaldiego brzmiała coraz głośniej. Co zamówi jutro w restauracji? Co odpowie gdy go zapyta dlaczego nie je?
- Nie jem, bo rzygam gdy spożywam cokolwiek innego niż krew. - spojrzał na swoją twarz w lusterku. - David, masz przepierdolone.
Tym razem wyciszył się dużo szybciej niż ostatniego wieczora. Nie gonił go też świt. Spokojnie zaparkował przed willą.
Poszedł do siebie wziąć prysznic i przebrać się spowrotem w garnitur. Później poszedł do Caroliny.

Carolina tym razem siedziała w salonie rozmawiając z Simonem i popijając drinka. W tle leciała przytłumiona muzyka, światło było lekko przytłumione, a atmosfera dość intymna.
Na chwilę zatrzymał się w progu, poza kręgiem przytłumionego światła. Nie chciał psuć atmosfery wejściem z buta i ogłoszeniem, że wszystko idzie zgodnie z planem.
Carolina dostrzegła wchodzącego potomka i uśmiechnęła się do niego.
- Jak minął wieczór?
- Jeszcze nie minął. Trwa w najlepsze. - Podszedł do barku i nalał sobie do niskiej szklanki czystej krwi. - Wracam z laboratorium. Wszystko idzie zgodnie z planem jutro dowiemy się, jaką uzyskaliśmy czystość.
- Doskonale! - Carolina pokiwała głową z lekkim uśmiechem - Czekam na informację, zatem. - upiła z własnego kieliszka.
- Jak duże zyski planujesz z kąpielowego interesu? - Rozsiadł się wygodnie w fotelu na przeciw nich.
Simon spojrzał na Carolinę i najwidoczniej odczytując jakiś niewidzialny znak wstał i ruszył wgłąb willi.
- Doskonale wiesz jakie. Omawialiśmy to w planach. - Carolina pociągnęła łyk mieszanki i założyła nogę na nogę wygodniej opierając się o oparcie sofy. - Jeśli chciałeś pomówić, trzeba było powiedzieć. Wychowywałam Cię lepiej niż to. - uniosła brew.
Skinął głową przyznając jej rację. Ciężko powiedzieć, czy w kwestii wychowania, czy też zysków.
- Chcę półtorej miliona dolarów zaliczki na poczet przyszłych zysków z soli - po tych słowach wypił zawartość swojej szklanki, odstawił ją na ławę. Ostentacyjnie oblizał górną wargę upaćkaną we krwi i wstał z fotela kierując się do wyjścia, nie czekając na odpowiedź.
Wyszedł parę kroków po czym zrobił gwałtowne w tył zwrot i rzucił się biegiem w kierunku salonu i w kierunku swej Sire. Która już stała obok sofy z beznamiętną miną obserwując jego wysiłki w jak najszybszym dotarciu do niej. Gdy tylko mężczyzna zbliżył się wymierzyła mu siarczysty policzek. Zabolało. Głowa odskoczyła do tyłu.
Carolina uchwyciła twarz Davida w palce i patrząc w oczy warknęła:
- Siadaj.
Usiadł bez słowa. Czuł, że nie może się przeciwstawić. Jego mina niczego nie wyrażała, jakby stał się biernym obserwatorem zdarzeń, które się działy wokół jego osoby.
- Raczysz wyjaśnić swoje zachowanie? Czy mam cię do tego zmusić? - Carolina spytała lodowato.
- Potrzebuję półtorej miliona na rozruch spółki z Morganem. Mam trochę ponad milion swoich oszczędności w akcjach i obligacjach. Kapitał spółki to pięć milionów. On daje dwa i pół. Pięć minus jeden i minus dwa i pół, to półtorej - David doskonale wiedział, że Carolinie nie chodziło o wyjaśnienie matematyki. - Wybacz, że przeszkodziłem wam tutaj. Mogłem przyjść później.
- David… - Carolina niemal warknęła na potomka - nie przeciągaj struny.
Zmierzył ją wzrokiem. Pochylił się w jej stronę. Spojrzał głęboko w oczy.
- Jakich wyjaśnień oczekujesz? Jak mogę umilić ci resztę wieczoru? Nadstawić drugi policzek? - na te słowa odwrócił twarz bokiem.
- Przestań mną manipulować. O co chodzi, że chodzisz nadęty jak dzieciak?
Te słowa musiały trafić Davida, bo natychmiast się odwrócił z powrotem do Caroliny.
- Nie wiem. Uczę się bycia wampirem. Dziś prawie piłem kawę. W zasadzie to wąchałem. Wiesz, zastanawiam się, czy to przekleństwo, czy błogosławieństwo. Przekonałaś mnie, że jednak błogosławieństwo, bo będę mógł przez wieczność prowadzić badania. Owszem. Ale nie mogę nadzorować syntezy. Proces jest za długi. Nie mogę spędzać tam dni. Zresztą, po co ci to mówię, skoro cię to nie obchodzi? Moje opus magnum. Wielkie zlecenie dla Harpii. Zlecenie, które będzie przynosić milion zysku tygodniowo. Sześćset kilogramów wydajności. Za trzy miesiące zwróci się wyposażenie i pewnie pensje dla ludzi. Później czysty zysk. Rewelacja. Dzieło życia. Czuję się jak taki rzeźbiarz, który zrobił szkic, zaczął kuć kamień, a po dwóch machnięciach młotkiem stanął przed posągiem pięknej kobiety. Noż kurwa… A co z resztą formowania kształtów? Dopieszczania szczegółów? A ty, moja wspólniczka i prowodyrka, nawet tam nie zajrzałaś odkąd sprzęt jest na chodzie.
Opadł na fotel, jakby uszło z niego powietrze.
Jutro idę na randkę. Co sobie zamówić na kolację?
- Jesteś pełnoprawnym obywatelem. Dlaczego nie zorganizujesz sobie świty? Będziesz mógł kontrolować wtedy dłuższe okresy i zlecać cokolwiek chcesz bez obawy o lojalność. - spytała Carolina zaciskając lekko usta - Mi amado, czujesz się niedoceniony? Nieszanowany? - wampirzyca przysiadła obok Davida na oparciu fotela - Trzymam Cię blisko, narzekasz, że masz galaretkę między uszami. Trzymam się z dala i daję Ci wolną rękę, narzekasz na brak uwagi. Czego tak naprawdę oczekujesz? Ode mnie? Nie znam się na robocie w labie więc co myślisz bym tam zrobiła? Nie pomyślałeś może, że mam do ciebie zaufanie? Albo że chcę sprawdzić jak sobie poradzisz sam? Na działce, którą zgodnie z umową podlega Tobie? - pociągnęła Davida za krawat przyciągając twarz mężczyzny do swojej. - A Ty wykazałeś cień zainteresowania moją częścią umowy? Czego dokładnie ode mnie oczekujesz, Davidzie?
Odpuściła uścisk i wstała z oparcia:
- Co do randki zabierz ją na drinka zamiast jedzenia. - powiedziała kierując się do barku.
- Istnieje szansa, że osiągniemy wydajność na poziomie sześciuset kilogramów tygodniowo dla soli kąpielowych. Hektor zorganizował dość konkretnych chemików. Nie wiem, czy nie powinniśmy ograniczyć produkcji. Jak twoja sieć dystrybucji? Nie chciałbym, żebyśmy to magazynowali. Niepotrzebne ryzyko. - Zgodnie z jej oczekiwaniami wyraził zainteresowanie jej udziałem. Resztę pozostawił bez komentarza. To, że w tym momencie nie miał argumentów w dyskusji nie znaczyło, że uzna rację swojej Sire. Podszedł za nią do barku.
- Możesz mi też nalać? Przepraszam. Chyba nadal kurczowo trzymam się życia i nie odnajduję się w nowej egzystencji.
Carolina bez słowa nalała Davidowi krwi i dolała odrobinę alkoholu.
- Na razie sugerowałabym spokojną produkcję - zgodziła się z Davidem opierając się biodrem o barek i popijając “drinka” - Sieć dystrybucji docelowo może tyle wytrzymać ale najpierw musimy zbudować markę, zaczynamy od Meksyku i Stanów. Bez tego zalejemy się towarem. Można ograniczyć do połowy na pierwsze dwa tygodnie? Czy to zmieni proces? - spytała.
- Cykl jest zaprojektowany na pełne reaktory. Nie możemy ich wypełniać w połowie, bo nie będziemy mieli już takich parametrów mieszania jakie zakładamy. Dużo obliczeń, ale można zamiast tego robić cztery dni przerwy po trzech dniach pracy. To najprostrze wyjście. - Upił prawie połowę szklanki i dodał - Jak dobierałaś sobie chłopaków? W sensie ghule? Jak ich przemieniałaś?
- To spróbujmy najpierw w takim układzie - Carolina skinęła głową po wysłuchaniu wyjaśnień Davida. - Co do chłopaków wybierałam ich pod kątem ich umiejętności i tego co mi było potrzebne. No i takich, którzy są silni psychicznie by znieść wieści o tym, że będą służyć wampirowi.
- Wiedzieli na co się piszą przed tym jak dałaś im swoją krew? - Wypytywał dociekliwym tonem.
- Nie wszyscy. Tylko tacy, którzy … byli bardziej ogarnięci.
- Mam kogoś, kto chyba się nada. Kogoś, kto będzie moimi oczami za dnia w laboratorium. Kogoś, kogo będę mógł wcisnąć do kierownictwa spółki z Morganem. I chyba bym chciał, żeby to była jej świadoma decyzja. - Spojrzał na szkarłatną ciecz w szklance.
Carolina schowała uśmiech w kieliszku:
- Cóż, zatem ją uwiedź. Nie mówię o fizycznym akcie. Mówię o tym.- dotknęła skroni palcem.
- Spróbuję. - nadal wpatrywał się w szklankę, jakby tam były odpowiedzi. - A jeśli zagram z nią w otwarte karty, a ona nie będzie chciała skorzystać? Będę musiał ją zabić, żeby nie łamała maskarady?
- Lub też wymazać jej wspomnienia. Zrobić wszystko, by maskarada została zachowana. - skinęła głową wampirzyca.
David zwiesił głowę. Dopił drinka.
- Nie umiem grzebać ludziom we wspomnieniach. A co dopiero je wymazywać. Cóż będę musiał być bardzo przekonywujący na jutrzejszym drinku. Muszę jeszcze pogadać z Hektorem. On ją teraz zatrudnia. Nie wiem na jakich warunkach, ale pewnie nie będzie chciał się pozbyć takiego specjalisty.
- Czemu akurat na niej Ci zależy?
- Powody podałem wcześniej. Zajęłaby się za dnia moimi interesami w branży. Ma w oczach pasję. - Wziął głęboki wdech - No i bez maski wygląda jak anioł.
- Anioł? - spytała Carolina nieco obojętnym tonem.
- No, wiesz musiałem się skupić, żeby oderwać od niej oczy. - Mówiąc to mierzył figurę Caroliny. - Nie była tak atrakcyjna jak ty. Była atrakcyjna nieco inaczej. Choć przy niej też mam problem z panowaniem nad sobą.
- Atrakcyjna inaczej? - zdziwiła się wampirzyca - Nie mówi jej tego. Jeśli chcesz ją uwieść.
Zaśmiał się głośno.
- Tak, rzeczywiście dziwny dobór słów. - Przysunął się do Caroliny. - Jutro się z nią spotkam i porozmawiam. Niezobowiązująco. Po jutrze będę wiedział co z Morganem. Wtedy będę potrzebował ghula. Zobaczymy jak się sprawa potoczy.
Objął Carolinę w pasie i połorzył brodę na jej ramieniu.
- Przepraszam, że popsułem ci wieczór. Gdybym tylko mógł ci to jakoś wynagrodzić?
- Mógłbyś… - stwierdziła Carolina - ...bolą mnie stopy. - bezczelnie skłamała unosząc podbródek Davida by spojrzeć mu w twarz.
- W takim razie nie możesz ich nadwyrężać. - młody wampir w ułamku sekundy wykorzystał krew i buzujący w żyłach alkohol. Choć nie musiał tego robić, to zwiększył swoją siłę i podniósł kobietę.
- Powinnaś się czym prędzej położyć - niczym pannę młodą przeniósł ją korytarzem w stronę swojego pokoju.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline