Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-09-2016, 15:03   #21
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Ego Davida - część I


Kolejna noc przyszła szybciej niż się spodziewał. Czyżby dlatego, że tak na nią czekał? Obudził się z uczuciem ekscytacji. Poza laboratorium narkotykowym miał jeszcze jedną kwestię do zrobienia. Stał nagi przed lustrem. Nie oddychał. Nie żył. Był blady, a jego ciało zimne. Gładził swój zarost. Miękka szczecina nie urosła nawet o milimetr od nocy spokrewnienia. Na początku było mu ciężko do tego przywyknąć. Zwłaszcza, gdy Devon rozbudził w nim tęsknotę za życiem. Później spotkał Adę. Ona miała zupełnie inny pogląd na istnienie. Należało sobie podporządkować ludzi. On, jako wampir powinien się samodoskonalić. Poznawać nowe dyscypliny. Spijać przedstawicieli innych klanów.

Uśmiechnął się na myśl o tym i obserwował swoje kły. Był bestią. I na pewno był lepszy od wielu innych. Czy jest wystarczająco silny, żeby pokierować własną koterią? Zacisnął pięści.
To nie siła fizyczna decydowała o tym dlaczego jest lepszy od innych. Miał całą masę innych zalet. Wciągnął głęboko powietrze. Jego skóra zaczęła różowieć. Z przyzwyczajenia przeczesał dłonią włosy, choć jego fryzura była nienaganna. Założył oliwkowy garnitur i czarną koszulę. Poprawił spinki. Wprawdzie zapowiadała się wyjątkowa noc, ale nie na tyle, żeby brać ze sobą cenny prezent od Caroliny.

Stał wptarzony w swoje oblicze. Młody. Przystojny. Pewny siebie. Przerażające kły zastąpił zniewalający uśmiech.
- To jest prawdziwa bestia!
Wziął smartfona i wykręcił numer do Lenniego Morgana. Ada miała rację, trzeba się rozwijać, a ludzie nie dorastają do pięt wampirom. Tyle, że ludzie są doskonałym źródłem surowców. Krwi i gotówki. Bez nich wampiry się pozabijają.
W słuchawce rozbrzmiewał kolejny sygnał.
Po czwartym sygnale telefon został odebrany:
- Morgan… słucham.
- David Whetstone, wymieniliśmy się wizytówkami jakiś czas temu na przyjęciu. Chciałbym szczegółowo omówić kwestie inwestycji w poliamidy. Kiedy moglibyśmy się spotkać?
- Aaa tak… - Lennie zaklikał z kim rozmawia - potomek Caroliny. Masz dzisiaj czas? Jeśli nie, to jutro o 22.
- W takim razie widzimy się jutro. Gdzie się spotkamy?
- Spotkajmy się w centrum handlowym w Costa. Miłe i przyjemnie dyskretne miejsce. - Lennie najwyraźniej uśmiechał się w słuchawkę mimo, że wybór miejsca nie należał do “top notch”.
- W takim razie do zobaczenia jutro. - Rozłączył się.
Tak, był bestią, która właśnie szykowała się do polowania. Poprawił marynarkę i ruszył do gabinetu swojej Sire. Zapukał w drzwi i czekał na zaproszenie.

- Proszę - odezwała się Carolina a gdy David wszedł podniosła głowę znad komputera.- W czymś trzeba Ci pomóc?
Mina wampira skrzywiła się w niesmaku.
- Cześć. Proszę nie używaj tego zwrotu. Jedziesz ze mną do laboratorium?
W jego głosie pobrzmiewała nutka nadziei.
- Którego? Proszę? Czy tego o pomocy? - Carolina podrażniła wampira z lekko ironicznym uśmiechem. - Nie, dzisiaj nie. Jedź i zacznij działać. Ja muszę zająć się innymi kwestiami. - Toreadorka przekrzywiła lekko głowę mierząc potomka spojrzeniem.
- W czym mogę ci pomóc zazwyczaj w kręgach biznesowych znaczy tyle co: wypierdalaj, nie mam czasu. Oczywiście nie musisz tego wiedzieć. Dobra, lecę sam. Daj mi tylko numer do Hektora. Niby trafię na miejsce, ale na wszelki wypadek chciałbym do niego kontakt. Powiedz, czy oni tam wiedzą, że jesteśmy wampirami?
- Mi amado… - Carolina zmarszczyła brwi i zaczęła jakby chciała coś powiedzieć ale zmieniła zdanie ostatecznie - … tutaj numer do Hektora. On jest moim podwładnym, wie o nas. Nie wszyscy wiedzą i chciałabym aby tak zostało. Hektor Ci pomoże w ramach potrzeby chyba, że jego pytanie o pomoc również uznasz jako próbę spoliczkowania Cię. - dodała kąśliwie znużonym tonem.
Przewrócił oczami. Nie miał ochoty na utarczki słowne. Nie takiego dnia jak ten. Wziął numer i rzucił:
- Dziękuję.
W jego głosie było coś takiego, co sugerowało, że nie chodzi tylko o numer, ale też o laboratorium i o szansę na realizowanie się.
- Powodzenia. - Carolina spoglądała na młodego wampira z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

David wyszedł przed willę. Wsiadł do swojego samochodu. Uruchomił głośno muzykę i wyjechał. Na autostradzie jak zwykle sobie pofolgował, dlatego też skończyła się ona bardzo szybko. Po zjeździe i kilku zakrętach jechał już utwardzoną drogą wgłąb lasu. Był zły. Robił to dla niej. Realizował się, ale chciał, żeby ona go doceniła. Ale nie miała czasu. Trudno. Może faktycznie zachowuje się jak nastolatek. Może wreszcie pora dorosnąć. Droga stawała się coraz mniej utwardzona. Na szczęście nie padało, ale wiedział już, że jeżeli zastanie go tu deszcz, to będzie musiał zostawić audi i wrócić czymś bardziej terenowym.
Dojechał jednak bez większych przeszkód. Na ostatnim odcinku ktoś już poukładał prowizoryczną drogę z długich bali drewna. Więc dojazd do samego laboratorium nie był problemem dla samochodu Davida. Zaś zachowanie Caroliny, niezrozumiałe i dziwne dla młodego wampira, stanowiło dodatkowe paliwo do działań tego wieczoru.

Toreador wysiadł z samochodu i wzrokiem odszukał Hektora. Musiał w końcu jakoś wejść do laboratorium. Gdy byli już w środku David poprosił o kitel, rękawiczki i maskę. Nie musiał wprawdzie oddychać. Bardzo mało prawdopodobne też, że zachoruje na raka. W końcu mijał drugi miesiąc od jego śmierci. Jednak bezpieczeństwo przede wszystkim.
- Gdzie chemicy? - zapytał Hektora zniekształconym przez maskę głosem.
- O tu - Hektor wskazał dwie postaci stojące karnie w szeregu, ubranych podobnie w stroje ochronne. - Nina i Jorge. - wskazał kobietę i mężczyznę. Po czym zwracając się po hiszpańsku do wskazanej dwójki przedstawił najwyraźniej wampira. David rozpoznał swe imię.
Uścisnął dłonie swoich nowych współpracowników, po czym podszedł do pierwszego reaktora. Miał nadzieje, że jego towarzysze zapoznali się z notatkami, które wczoraj zostawił w laboratorium. Przystąpił do naważenia kolejnych składników i przesypywania ich do reaktora. Na koniec wlał składniki ciekłe, aceton i benzen.
Zamknął właz reaktora, ustawił termostat i uruchomił mieszanie. Mieli jakieś czterdzieści minut do kolejnego etapu.
- Opowiedzcie o sobie. - Nie był pewien czy rozumieją po angielsku, dlatego po chwili poprosił Hektora, żeby tłumaczył.
- Nina pracowała dla nas już wcześniej - Hektor tłumaczył z początku a potem się zreflektował i machnął dłonią, gdy Nina ze śmiechem wpadła mu w słowo. - Hektor przeniósł mnie tu do pomocy przy nadzorowaniu zakładania labu. Pracuję dla Hektora od 5 lat. Jorge to mój podwładny, w zespole od 3 lat.
- Świetne rozplanowanie sprzętu. Co sądzicie o procesie? - Postukał w swój terminarz.
- Robi wrażenie. Ale mam kilka pytań - Nina pochyliła się nad swoim notatnikiem by wyciągnąć listę z 3 pytaniami.
Jorge przysłuchiwał się uważnie rozmowie i raczej nie włączał się w wymianę.
David bardzo się cieszył, że mógl się z kimś podzielic wiedzą. Pytania były bardzo konkretne i skłoniły wampira do refleksji. W zasadzie Nina pytała o miejsca, w których on sam miał wątpliwości. Czterdzieści minut minęło jak z bicza strzelił. Zadzwonił minutnik. Należało natychmiast opróżnić reaktor. David sięgnął po google i przystąpił do odkręcania zaworu. Wcześniej wyłączył grzanie. W pomieszczeniu pojawiły się kłęby duszącego i szczypiącego w oczy dymu. Na szczście wszyscy byli w maskach i googlach. Zarób przelewał się do kolejnego reaktora w kaskadzie. Należało dodać kolejne katalizatory i dodatki. David nie czekał na pomoc, chciał wszystkiego dopilnować samemu. Chociaż ten pierwszy raz. Ten etap miał trwać sześć godzin. Później tylko krystalizator i za trzy dni będzie gotowa pierwsza partia. Wrocił do rozmowy z Niną.
Kobieta przez większość czasu była jego cieniem. Obserwowała, dopytywała, uszczegółowiała. Przede wszystkim w celu zapewnienia odpowiedniej jakości instrukcji dla ludzi, którzy z chemią mieli mniej wspólnego niż sam David czy ona czy Jorge. Ego Davida zdecydowania dostawało skrzydeł. Tutaj nie był wszek “potomkiem Caroliny” lecz szefem, ekspertem, na którego nowi podwładni spoglądali z uznaniem.
Stanął oparty o jedną z poręczy i omiatał wzrokiem laboratorium. Czuł jak powstaje jego opus magnum. Czuł, że jest naprawdę szczęśliwy. I to bez Caroliny. Ona nawet nie przyjechała tutaj. Nie rozumiała go. Nie to co Nina. Przyglądał się kobiecie z uwagą. Czuł, że miała w sobie tę pasję co on. Wiedziała co robi. Wiedziała, że od dokładności jej ruchów zależy jakość jego dzieła.
Czas do świtu minął jak z bicza trzasnął. O jego upływie poinformował Davida alarm ustawiony w komórce.
Zagryzł zęby. Nie mógł zostać przy kolejnych etapach. Pożegnał się z Jorge i Niną.
Nina odprowadziła Davida do wyjścia i po przejściu odpowiednich procedur, w końcu znaleźli się w bezpiecznej sferze. Kobieta zdjęła ubranie ochronne i maskę by ukazać w końcu swoją latynoską twarzyczkę
David zamarł w miejscu wpatrując się regularne rysy Niny i krągłości kuszące choć dużo pełniejsze niż u Caroliny.
Swoją maskę zdjął i odwiesił. Twarz kobiety go zaskoczyła. W jego ocenie była prześliczna. Dawno nie miał tak ładnej podwładnej, chociaż jako prezes zawsze starał się otaczać eleganckimi asystentkami. Wciągnął mocno powietrze przez nos.
- Eh, garnitur do wyrzucenia. Jak rozumiem jutro znowu się widzimy, tak?
- Tak… - Nina wydukała wpatrując się w Davida intensywnie - Oczywiście, panie Whetstone. - lekko zagryzła dolną wargę.
- Cieszę się. - Głęboki wdech - Bardzo dobrze mi się z tobą pracuje. Miałaś bardzo konkretne uwagi do procesu. Myślę, że wspólnie naniesiemy jakieś poprawki. Jutro niestety będę nieco później.
Nina wyglądała na niesamowicie zadowoloną. Rozpromieniła się z przyjemności i uśmiechnęła szeroko co z kolei wywołało gwałtowną reakcję Davida.
- Przyjemność jest po mojej stronie. Dawno nie miałam okazji współpracować z fachowcem tak wysokiej klasy. - dodała nieco ciszej z leciuteńkim rumieńcem pojawiającym się na twarzy.
- W takim razie do zobaczenia jutro. - Wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Absolutnie - Nina wsunęła swą dłoń w dłoń Davida i uścisnęła stanowczo.
Gdy tyko to zrobiła pociągnął ją delikatnie i zrobił krok w jej stronę. Przysunął do niej swoją twarz i ucałował w policzek. Zaraz po tym się odsunął, uśmiechnął na pożegnanie i ruszył do samochodu.
Nina stała zamurowana w miejscu śledząc jego odjazd oczami rozszerzonymi z zaskoczenia.
David był zły, że tyle czasu mu zeszło. Znając trasę pozwolił sobie jechać nieco szybciej niż wcześniej. Chciał jeszcze skoczyć do sklepu budowlanego, ale wiedział, że nie zdąży. Jechał wprost do willi Caroliny. Musiał wyrzucić garnitur, wziąć prysznic i zgolić zarost. Zastanawiał się, czy broda mu odrośnie. Jeszcze się nie golił od spokrewnienia.
Dojechał bezpiecznie choć wyhamował pod willą z piskiem opon. Na parking zaglądnął Simon, sprawdzając czy wszystko w porządku. Wycofał się jednak widząc, że David jest cały i zdrowy.

Wyglądało na to, że Carolina pozostawiła Davidowi wolną rękę również i następnego wieczora, przekazując mu przez Gerarda, by jedynie informował dokąd się udaje i o której planuje powrót. Gwałtowne odstawienie od piersi nie należało do przyjemności. Jednak David nie miał czasu kolejnego wieczora. Spotkanie z Morganem a potem laboratorium oczekiwały.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 11-09-2016, 12:33   #22
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Ego Davida - część II

Centrum handlowe nawet o tej porze było gwarne i pełne ludzi. Sama knajpka wskazana przez Brujah była niewielkim, kilkustolikowym miejscem, wciśniętym pomiędzy dwa butiki ubraniowe.

Morgan już czekał, siedząc przy jednym z tylnich stoliczków.
Poczekał aż David usiądzie i zaczął:
- A więc pora na pierwsze kroki? - unosząc lekko brew.
David zamówił dla siebie espresso.
- Tak, chodzi o uzyskanie naiezależności od Ferrostaal. Proponuję założenie spółki zajmującej się syntezą kevlaru. Wy macie ropę, ja mam dostęp do amoniaku. Wkład po 50%. Budżet 5 milionów dolarów. Całkiem nowa firma. Owszem powiązana z moim pracodawcą i z waszymi rafineriami, ale bez nadzoru ze strony ludzi. Myślę, że uruchomienie produkcji to około 2 może 3 lata.
-Ludzi trzeba będzie mieć, bez nadzoru się nie obejdzie. - mruknął Lenny. - Co do samej produkcji to gdzie?
- Gdy mówiłem o nadzorze, chodziło mi o radę nadzorczą. Teraz Ferrostal ma radę nadzorczą nade mną. Oczywiście powołamy sobie jakiegoś CEO. Może ghula, a może zwykłego człowieka motywowanego zyskiem. Co do miejsca, to mówię o zupełnie nowej instalacji. To może być gdzieś w okolicy Point Lisas, wtedy mamy na miejscu amoniak, albo możemy postawić instalację przy waszej rafinerii, wtedy na miejscu mamy bisfenol. Ktoś musi policzyć co wychodzi taniej transportować. Mając takie zasoby w T&T możemy szybko zarzucić rynek amerykański nowym kevlarem. A wiadomo, konflikty zbrojne wiszą w powietrzu. USA ma największy budżet na wojsko. Czysty, legalny zysk.
- Trzeba by jeszcze zapewnić sobie rynek zbytu. Bez kontaktów w rządzie, zaopatrywanie wojska to raczej ciężki orzech do zgryzienia. Pomysł na alternatywy? Masz kontakty na tym poziomie?
- W tej chwili jesteśmy jedynym państwem na świecie posiadającym złoża azotu amonowego i ropy. Cała konkurencja na świecie musi kupować którąś część składników. Nawet nie mając znajomości możemy cenowo konkurować ze wszystkimi. Co więcej transport włókien kewlarowych nie jest transportem materiałów niebezpiecznych. A to znaczy, że przewóz będzie kosztować nas mniej niż wywóz z Trinidadu ropy, czy amoniaku. - Złożył ręce w piramidkę. - Mając oszczędności na tym etapie będziemy dysponować środkami na łapówki dla ludzi w rządach różnych krajów. A w tym już mam doświadczenie. Zresztą, nie będziemy robić kamizelek. Będziemy robić kevlar. Rynkiem zbytu są kompozyty. Wszystkie te wyczynowe liny. Jak to mówią cena czyni cuda. - Wziął filiżankę z espresso i powąchał. Brakowało mu tego przyjemnego posmaku arabiki.
- Dobra… omówię propozycję z partnerami. Dam znać za 48 godzin. Możliwe, że będzie konieczne kolejne spotkanie. - Morgan spojrzał na Davida z lekkim uznaniem.
- Póki co brzmi ciekawie. A to dobry początek. - dorzucił kiwając głową.
- Cieszy mnie to. Dziękuję za spotkanie i do zobaczenia. - Wstał, zapłacił za kawę i wyszedł. W centrum handlowym miał do załatwienia jeszcze jedną rzecz. Musiał skoczyć do sklepu budowlanego kupić sznur. A później już spokojnie mógł jechać do laboratorium. No prawie spokojnie, bo tym razem zatrzyma się po drodze, żeby zmienić garnitur na dresową bluzę. Nie chciał wyrzucać kolejnych marynarek, które przejdą zapachem ketonów i amin.
Nina i reszta obsługi już pracowała pełna parą. Gdy David wszedł do laboratorium, został pozdrowiony tłumem głosów. Nina również uniosła dłoń w geście powitania, ale odwróciła się z powrotem do pracy.
Odmachał zebranym i bez słowa podszedł sprawdzić dziennik laboratoryjny. Produkt został zlany rano do krystalizatorów i przebywał tam już 14 godzin. Sprawdził odczyty temperatury i wilgotności na panelu. Zanotował je w swoim terminarzu. W zasadzie większość obsługi się nudziła. Szorowała sprzęt. Właśnie trwał najwolniejszy etap procesu. Nie mogli zaczynać kolejnego cyklu, bo nie mieli więcej krystalizatorów. I tak zajmowały połowę dostępnej przestrzeni. Jeżeli czystość będzie satysfakcjonująca, to jutro wyjmą z krystalizatorów 300kg “soli kąpielowych”. To daje im wydajność około 600kg tygodniowo. Z krótkich notatek wychodziło mu, że zarobi na tym biznesie więcej niż na ładunkach wybuchowych. Dużo więcej. Odłożył terminarz. Miał teraz dużo więcej czasu, żeby porozmawiać z Niną. Nie był pewien, czy
jest nią zauroczony, czy może chciał ją uwieść na złość swojej Sire.
- Długo zostajesz? Wspominałaś, że zajmujesz się rozruchem takich laboratoriów. Co potem?
- Zależy od Hektora. Zapewne kolejny lab lub pracownia. - Nina uśmiechnęła się lekko.
- Szkoda. Przydałby się nam tak wartościowy pracownik na stałe. - obdarzył ją uśmiechem i spojrzeniem głęboko w oczy.
- Dziękuję… - wymamrotała Nina - ...aaa pan długo współpracuje z Hektorem?
- Proszę, mów mi David. Nie, nie długo. W zasadzie pierwszy raz zajmuję się farmacją. Tak naprawdę, przez najbliższe trzydzieści godzin nic tu po nas. Odwieźć cię? Czy chcesz notować zmiany temperatury w krystalizatorze? - wskazał kartkę z pomiarami, gdzie wszystkie wskazania wynosiły 4,05 stopnia nieprzerwanie od czternastu godzin. Pomiary były odnotowywane co piętnaście minut.
- To miła oferta, Davidzie, ale mam tu samochód. Nie miałabym jak dojechać jutro bez niego. - powiedziała Nina z lekkim smutkiem na twarzy.
David czuł się jakby właśnie zaczął spadać w przepaść. Niedawno prawie przekonał magnata naftowego do zainwestowania dwóch i pół miliona dolarów w jego pomysł. Facet do tego był starszym klanu wampirów. I to nie był problem. A teraz problemem stał się samochód stojący gdzieś w lesie. Jakiż ten świat był popieprzony.
- Eh, nie ułatwiasz. To może się przejedziemy a później odstawię cię tutaj przed świtem? Wiesz gdzieś, gdzie można spokojnie pogadać bez masek z filtrami ABEK?
- Jeśli chce mnie pan… chcesz zaprosić na kolację, możemy się spotkać na miejscu. - uśmiechnęła się chemiczka i odsunęła pasmo włosów z czoła.
- Masz jakiś ulubiony lokal? Albo nie, ja mam. Spotkajmy się w restauracji Ritz, to niedaleko opery w Port of Spain. - spojrzał na zegarek, mogli być na miejscu dopiero koło 24. Zagryzł zęby… Życie wampira miało pewne ograniczenia, które trudno było akceptować młodemu mężczyźnie w takich momentach. - Tyle, że chyba dziś z tego nic już nie będzie. - Oparł się o jedną z poręczy. - Może jutro? O 21:00? Nie będziem pachnieć jak czwartorzędowe sole amonowe.
- Dobrze. W tym samym miejscu? - spytała Nina przyglądając się Davidowi.
- Tak, zabierz proszę wyniki pierwszego zarobu. Ciekaw jestem wydajności. Podasz mi adres pod jakim cię znajdę? Przyjadę po ciebie.
- Oczywiście. - Nina podała adres - Zatem do zobaczenia jutro? - ni to spytała ni to stwierdziła.
- Do zobaczenia

David wyjechał z laboratorium. Był zły. Brakowało mu człowieczeństwa. Brakowało mu tego, że mógłby przyjść do laboratorium około 10:00 i pilnować kolejnych etapów. Wiedział juz, że nie przeprowadzi pod swoim nadzorem żadnej syntezy. Będzie miał też problem z kobietami. Ona w nocy pracuje, więc czas wolny ma w dzień. Samochód jechał coraz szybciej. Muzyka Viwaldiego brzmiała coraz głośniej. Co zamówi jutro w restauracji? Co odpowie gdy go zapyta dlaczego nie je?
- Nie jem, bo rzygam gdy spożywam cokolwiek innego niż krew. - spojrzał na swoją twarz w lusterku. - David, masz przepierdolone.
Tym razem wyciszył się dużo szybciej niż ostatniego wieczora. Nie gonił go też świt. Spokojnie zaparkował przed willą.
Poszedł do siebie wziąć prysznic i przebrać się spowrotem w garnitur. Później poszedł do Caroliny.

Carolina tym razem siedziała w salonie rozmawiając z Simonem i popijając drinka. W tle leciała przytłumiona muzyka, światło było lekko przytłumione, a atmosfera dość intymna.
Na chwilę zatrzymał się w progu, poza kręgiem przytłumionego światła. Nie chciał psuć atmosfery wejściem z buta i ogłoszeniem, że wszystko idzie zgodnie z planem.
Carolina dostrzegła wchodzącego potomka i uśmiechnęła się do niego.
- Jak minął wieczór?
- Jeszcze nie minął. Trwa w najlepsze. - Podszedł do barku i nalał sobie do niskiej szklanki czystej krwi. - Wracam z laboratorium. Wszystko idzie zgodnie z planem jutro dowiemy się, jaką uzyskaliśmy czystość.
- Doskonale! - Carolina pokiwała głową z lekkim uśmiechem - Czekam na informację, zatem. - upiła z własnego kieliszka.
- Jak duże zyski planujesz z kąpielowego interesu? - Rozsiadł się wygodnie w fotelu na przeciw nich.
Simon spojrzał na Carolinę i najwidoczniej odczytując jakiś niewidzialny znak wstał i ruszył wgłąb willi.
- Doskonale wiesz jakie. Omawialiśmy to w planach. - Carolina pociągnęła łyk mieszanki i założyła nogę na nogę wygodniej opierając się o oparcie sofy. - Jeśli chciałeś pomówić, trzeba było powiedzieć. Wychowywałam Cię lepiej niż to. - uniosła brew.
Skinął głową przyznając jej rację. Ciężko powiedzieć, czy w kwestii wychowania, czy też zysków.
- Chcę półtorej miliona dolarów zaliczki na poczet przyszłych zysków z soli - po tych słowach wypił zawartość swojej szklanki, odstawił ją na ławę. Ostentacyjnie oblizał górną wargę upaćkaną we krwi i wstał z fotela kierując się do wyjścia, nie czekając na odpowiedź.
Wyszedł parę kroków po czym zrobił gwałtowne w tył zwrot i rzucił się biegiem w kierunku salonu i w kierunku swej Sire. Która już stała obok sofy z beznamiętną miną obserwując jego wysiłki w jak najszybszym dotarciu do niej. Gdy tylko mężczyzna zbliżył się wymierzyła mu siarczysty policzek. Zabolało. Głowa odskoczyła do tyłu.
Carolina uchwyciła twarz Davida w palce i patrząc w oczy warknęła:
- Siadaj.
Usiadł bez słowa. Czuł, że nie może się przeciwstawić. Jego mina niczego nie wyrażała, jakby stał się biernym obserwatorem zdarzeń, które się działy wokół jego osoby.
- Raczysz wyjaśnić swoje zachowanie? Czy mam cię do tego zmusić? - Carolina spytała lodowato.
- Potrzebuję półtorej miliona na rozruch spółki z Morganem. Mam trochę ponad milion swoich oszczędności w akcjach i obligacjach. Kapitał spółki to pięć milionów. On daje dwa i pół. Pięć minus jeden i minus dwa i pół, to półtorej - David doskonale wiedział, że Carolinie nie chodziło o wyjaśnienie matematyki. - Wybacz, że przeszkodziłem wam tutaj. Mogłem przyjść później.
- David… - Carolina niemal warknęła na potomka - nie przeciągaj struny.
Zmierzył ją wzrokiem. Pochylił się w jej stronę. Spojrzał głęboko w oczy.
- Jakich wyjaśnień oczekujesz? Jak mogę umilić ci resztę wieczoru? Nadstawić drugi policzek? - na te słowa odwrócił twarz bokiem.
- Przestań mną manipulować. O co chodzi, że chodzisz nadęty jak dzieciak?
Te słowa musiały trafić Davida, bo natychmiast się odwrócił z powrotem do Caroliny.
- Nie wiem. Uczę się bycia wampirem. Dziś prawie piłem kawę. W zasadzie to wąchałem. Wiesz, zastanawiam się, czy to przekleństwo, czy błogosławieństwo. Przekonałaś mnie, że jednak błogosławieństwo, bo będę mógł przez wieczność prowadzić badania. Owszem. Ale nie mogę nadzorować syntezy. Proces jest za długi. Nie mogę spędzać tam dni. Zresztą, po co ci to mówię, skoro cię to nie obchodzi? Moje opus magnum. Wielkie zlecenie dla Harpii. Zlecenie, które będzie przynosić milion zysku tygodniowo. Sześćset kilogramów wydajności. Za trzy miesiące zwróci się wyposażenie i pewnie pensje dla ludzi. Później czysty zysk. Rewelacja. Dzieło życia. Czuję się jak taki rzeźbiarz, który zrobił szkic, zaczął kuć kamień, a po dwóch machnięciach młotkiem stanął przed posągiem pięknej kobiety. Noż kurwa… A co z resztą formowania kształtów? Dopieszczania szczegółów? A ty, moja wspólniczka i prowodyrka, nawet tam nie zajrzałaś odkąd sprzęt jest na chodzie.
Opadł na fotel, jakby uszło z niego powietrze.
Jutro idę na randkę. Co sobie zamówić na kolację?
- Jesteś pełnoprawnym obywatelem. Dlaczego nie zorganizujesz sobie świty? Będziesz mógł kontrolować wtedy dłuższe okresy i zlecać cokolwiek chcesz bez obawy o lojalność. - spytała Carolina zaciskając lekko usta - Mi amado, czujesz się niedoceniony? Nieszanowany? - wampirzyca przysiadła obok Davida na oparciu fotela - Trzymam Cię blisko, narzekasz, że masz galaretkę między uszami. Trzymam się z dala i daję Ci wolną rękę, narzekasz na brak uwagi. Czego tak naprawdę oczekujesz? Ode mnie? Nie znam się na robocie w labie więc co myślisz bym tam zrobiła? Nie pomyślałeś może, że mam do ciebie zaufanie? Albo że chcę sprawdzić jak sobie poradzisz sam? Na działce, którą zgodnie z umową podlega Tobie? - pociągnęła Davida za krawat przyciągając twarz mężczyzny do swojej. - A Ty wykazałeś cień zainteresowania moją częścią umowy? Czego dokładnie ode mnie oczekujesz, Davidzie?
Odpuściła uścisk i wstała z oparcia:
- Co do randki zabierz ją na drinka zamiast jedzenia. - powiedziała kierując się do barku.
- Istnieje szansa, że osiągniemy wydajność na poziomie sześciuset kilogramów tygodniowo dla soli kąpielowych. Hektor zorganizował dość konkretnych chemików. Nie wiem, czy nie powinniśmy ograniczyć produkcji. Jak twoja sieć dystrybucji? Nie chciałbym, żebyśmy to magazynowali. Niepotrzebne ryzyko. - Zgodnie z jej oczekiwaniami wyraził zainteresowanie jej udziałem. Resztę pozostawił bez komentarza. To, że w tym momencie nie miał argumentów w dyskusji nie znaczyło, że uzna rację swojej Sire. Podszedł za nią do barku.
- Możesz mi też nalać? Przepraszam. Chyba nadal kurczowo trzymam się życia i nie odnajduję się w nowej egzystencji.
Carolina bez słowa nalała Davidowi krwi i dolała odrobinę alkoholu.
- Na razie sugerowałabym spokojną produkcję - zgodziła się z Davidem opierając się biodrem o barek i popijając “drinka” - Sieć dystrybucji docelowo może tyle wytrzymać ale najpierw musimy zbudować markę, zaczynamy od Meksyku i Stanów. Bez tego zalejemy się towarem. Można ograniczyć do połowy na pierwsze dwa tygodnie? Czy to zmieni proces? - spytała.
- Cykl jest zaprojektowany na pełne reaktory. Nie możemy ich wypełniać w połowie, bo nie będziemy mieli już takich parametrów mieszania jakie zakładamy. Dużo obliczeń, ale można zamiast tego robić cztery dni przerwy po trzech dniach pracy. To najprostrze wyjście. - Upił prawie połowę szklanki i dodał - Jak dobierałaś sobie chłopaków? W sensie ghule? Jak ich przemieniałaś?
- To spróbujmy najpierw w takim układzie - Carolina skinęła głową po wysłuchaniu wyjaśnień Davida. - Co do chłopaków wybierałam ich pod kątem ich umiejętności i tego co mi było potrzebne. No i takich, którzy są silni psychicznie by znieść wieści o tym, że będą służyć wampirowi.
- Wiedzieli na co się piszą przed tym jak dałaś im swoją krew? - Wypytywał dociekliwym tonem.
- Nie wszyscy. Tylko tacy, którzy … byli bardziej ogarnięci.
- Mam kogoś, kto chyba się nada. Kogoś, kto będzie moimi oczami za dnia w laboratorium. Kogoś, kogo będę mógł wcisnąć do kierownictwa spółki z Morganem. I chyba bym chciał, żeby to była jej świadoma decyzja. - Spojrzał na szkarłatną ciecz w szklance.
Carolina schowała uśmiech w kieliszku:
- Cóż, zatem ją uwiedź. Nie mówię o fizycznym akcie. Mówię o tym.- dotknęła skroni palcem.
- Spróbuję. - nadal wpatrywał się w szklankę, jakby tam były odpowiedzi. - A jeśli zagram z nią w otwarte karty, a ona nie będzie chciała skorzystać? Będę musiał ją zabić, żeby nie łamała maskarady?
- Lub też wymazać jej wspomnienia. Zrobić wszystko, by maskarada została zachowana. - skinęła głową wampirzyca.
David zwiesił głowę. Dopił drinka.
- Nie umiem grzebać ludziom we wspomnieniach. A co dopiero je wymazywać. Cóż będę musiał być bardzo przekonywujący na jutrzejszym drinku. Muszę jeszcze pogadać z Hektorem. On ją teraz zatrudnia. Nie wiem na jakich warunkach, ale pewnie nie będzie chciał się pozbyć takiego specjalisty.
- Czemu akurat na niej Ci zależy?
- Powody podałem wcześniej. Zajęłaby się za dnia moimi interesami w branży. Ma w oczach pasję. - Wziął głęboki wdech - No i bez maski wygląda jak anioł.
- Anioł? - spytała Carolina nieco obojętnym tonem.
- No, wiesz musiałem się skupić, żeby oderwać od niej oczy. - Mówiąc to mierzył figurę Caroliny. - Nie była tak atrakcyjna jak ty. Była atrakcyjna nieco inaczej. Choć przy niej też mam problem z panowaniem nad sobą.
- Atrakcyjna inaczej? - zdziwiła się wampirzyca - Nie mówi jej tego. Jeśli chcesz ją uwieść.
Zaśmiał się głośno.
- Tak, rzeczywiście dziwny dobór słów. - Przysunął się do Caroliny. - Jutro się z nią spotkam i porozmawiam. Niezobowiązująco. Po jutrze będę wiedział co z Morganem. Wtedy będę potrzebował ghula. Zobaczymy jak się sprawa potoczy.
Objął Carolinę w pasie i połorzył brodę na jej ramieniu.
- Przepraszam, że popsułem ci wieczór. Gdybym tylko mógł ci to jakoś wynagrodzić?
- Mógłbyś… - stwierdziła Carolina - ...bolą mnie stopy. - bezczelnie skłamała unosząc podbródek Davida by spojrzeć mu w twarz.
- W takim razie nie możesz ich nadwyrężać. - młody wampir w ułamku sekundy wykorzystał krew i buzujący w żyłach alkohol. Choć nie musiał tego robić, to zwiększył swoją siłę i podniósł kobietę.
- Powinnaś się czym prędzej położyć - niczym pannę młodą przeniósł ją korytarzem w stronę swojego pokoju.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 16-09-2016, 00:07   #23
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Ego Davida - część III

Kiedyś David zastanawiał się, czy ciekawość nowych doznań odziedziczył po swojej Sire, czy może był nią przepełniony za życia. Może to ona w nim dojrzała tę ciekawość i dlatego go przemieniła? Lubił przekonywać siebie, że chodziło o coś więcej niż jego wpływy i gotówkę. Tej nocy cieszyła go bardzo jej ciekawość. Pozwoliła mu przejąć inicjatywę. Czule ją pieścił zdejmując kolejne elementy jej ubioru. W pewnym momencie szybkim ruchem ręki złapał jej dłonie i związał jej nadgarstki szorstkim sznurem. Owszem, mógł być przy tym delikatny. Ale tej nocy nie chodziło o delikatność. Gdy dłonie były już unieruchomione zawiązał kolejną pętlę na wysokości łokci.



Przez to jej ramiona odruchowo wygięły się do tyłu wypychając w przód jej jędrne piersi. Pogładził je delikatnie a później wodził dłonią między nimi. Wstał i podszedł do szafy. Po chwili zasłonił Carolinie oczy jednym ze swoich krawatów. W pomieszczeniu panował półmrok. David zapalił kilka świeci rozniósł się ich zapach.
- Wstań - powiedział do niej tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Gdy stała tak nic nie widząc i nie wiedząc czego może się spodziewać czuła tylko jego obecność. Patrzył na nią, taką bezbronną. Nagą. Związaną. Wypełniał ją wszystkie zmysły. Przysunął się blisko. Poczuła na szyi jego oddech. Słyszała jak wciąga powietrze. Delektuje się jej zapachem. Drgnęła z podniecenia. Wtedy wymierzył jej siarczystego klapsa w pośladek.
- Nie pozwoliłem się ruszać. Nie pozwoliłem się odzywać.
Po chwili poczuła linę zaciskającą się wokół kostek.


*********


Kilka godzin później


- Wystarczy - Nożem rozciął jej więzy. Poczuła ulgę. Gdy odsłoniła oczy krajobraz w sypialni Davida przypominał rzeźnię. Carolina leżała na czarnej plandece umazanej krwią. Sama też była cała umazana krwią. David stał już ubrany w jeansy. Tors też miał umazany we krwi. Tak jak zarost i włosy. Na biurku leżał duży nóż i pocięta lina. Obok było kilka worków po krwi. Na podłodze zasychała czerwona plama, w której wyraźnie było widać odcisk ciała związanej Caroliny. Na twarzy Davida rysowała się satysfakcja jakiej dawno tam nie było.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 16-09-2016 o 00:09.
Mi Raaz jest offline  
Stary 16-09-2016, 14:21   #24
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Pożegnanie


Tego wieczoru David wykorzystał fakt, że Carolina lubi długo pospać. W zasadzie gdy tylko się obudził poszedł do jej sypialni. Po drodze tylko przejął od Simona paczkę, która przyszła do niego z Paryża. Przyciągnął sobie krzesło i patrzył jak jego Sire śpi. Sen wampira był czymś, co śmiertelników z pewnością napawało przerażeniem. Wyglądała na martwą. Zimna. Sina. Rozsiadł się wygodnie. Tuż przed jej oczami położył paczkę, którą dostał. Po chwili namysłu jednak ją rozpakował i ułożył otwarte pudełko, tak, żeby mogła zobaczyć co to jeszcze zanim wstanie.


Bardzo był ciekaw jej reakcji.
Carolina wybudzała się wolno w znanym Davidowi stylu, gdy jeszcze leżąc z zamkniętymi powolutku się zaróżowiała. Otwierała oczy dopiero z pierwszym oddechem.
Leniwie zamrugała powiekami i odsunęła włosy z twarzy. Rany od brutalnie używanego na niej sznura zagoiły się i ciało wampirzycy znowu było kusząco gładkie.
Spojrzała na pudełeczko ustanowione na stoliku przez Davida. Zamrugała i lekko się unosząc na łokciu sięgnęła po nie.
Przez chwilę milczała wpatrując się w pierścionek. Powoli usiadła na łóżku i wpatrzyła się w Davida. Westchnęła ciężko, gdy dłoń z pudełeczkiem opadła na prześcieradło jakie je okrywało.
- Jest piękny - powiedziała cicho i popatrzyła na Davida - Ty też jesteś - dodała ciszej po czym błyskawicznie przepełzła po łóżku na czworakach i zanim David się zorientował, siedziała na nim okrakiem wtulając się w niego i wciągając jego zapach.
- Będę tęsknić - wymruczała Davidowi do ucha i cmoknęła jego płatek.
- Ja też - objął ją i przytulił się mocno.
- Kiedy? - mruknęła pocierając nosem o jego szyję jak pies i co jakiś czas składając leciutkie pocałunki.
- O ile nie będzie żadnych komplikacji, to jutrzejszego wieczoru będę się budził już w Point Lisas. Pomyślałem, że ta błyskotka będzie fajnym pomysłem. Bo tu się wszystko dzieje zupełnie inaczej niż u ludzi. Nasza znajomość zaczęła się od mojej śmierci, więc na wyprowadzkę daję taki a nie inny prezent.
- Wiesz, kobiety cenią diamenty niezależnie od okazji - uśmiechnęła się lekko. Nasunęła pierścionek na środkowy palec prawej ręki.
- Cieszę się, że pasuje. Chłopaki pomogli mi szperając w twojej biżuterii z suwmiarką. Tylko nie karz ich za to. - David delikatnie ujął kobietę i uniósł.
- Nie ma sensu przedłużać pożegnania. Będzie mi brakowało mojej małej Sire. Będę regularnie dzwonił i przyjeżdżał na niedzielne obiadki. Zresztą trwa karnawał, możemy poszukać jakichś turystów, albo turystek. Teraz niestety muszę już jechać. Jestem umówiony na kolację. A w zasadzie drinka, o ile odsłuchała wiadomość. - Stał wyprostowany i trzymał ją za ręce.

- Oczywiście - pokiwała głową Carolina i wysunęła dłonie z rąk Davida - Życzę powodzenia i … Czekam na regularne raporty z naszej działalności.
Gdy David opuścił jej sypialnię, uśmiechnęła się do siebie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 16-09-2016, 14:43   #25
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


The End

 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172