Skald wziął potężny zamach i cisnął kamieniem. Po chwili rozległo się głuche łupnięcie. Kamień odbił się od wozu, a jedyną reakcją było poderwanie się do lotu kilku najbliższych kruków. - Czyli nie iluzja - mruknął. Truchtem zbiegł z zbocza. Strzały, oszczepy, zasadzka - napastnicy którzy dopadli karawanę w tej płytkiej dolince byli inteligentni. I, jak wynikało z pobieżnych oględzin, dysponowali magią.
Pół-elf ostrożnie kroczył między zabitymi, ale z jakiegoś powodu nie przeszukiwał dokładnie każdego trupa. Szukał niedobitków - obojętnie czy po stronie "rodowych" czy też najętych ochroniarzy. Nie rozpoznawał barw ani insygniów na pancerzu koni, choć i jedne i drugie kojarzyły się z Endhome. Nie był też ślepy na łupy - po drodze "przygarnął" napierśnik - ale szukał czegoś konkretnego - Tamten ma dobry napierśnik - zawołał do reszty, wskazując drugą zbroję w dobrym stanie.
I znalazł.
Jeden z obrońców - wysoki, barczysty blondyn - zginął nieco dalej. Leżał w swojej okazałej zbroi, z wspaniałym mieczem w ręku. Mitabu wprawnie obrabował go ze wszystkiego, zostawiając go w samej bieliźnie i przykrytego swoim starym płaszczem. Nieco kłopotliwy był brak codziennych sprzętów - bukłaków, misek, namiotów - ale może były w jukach rumaka pasącego się nieopodal.
A teraz, kiedy już wyglądał choć trochę jak właściciel konia...nadszedł czas zająć się prawdziwym skarbem. Co, być może dzięki maskaradzie - a może naturalnemu talentowi Mwangi - nie zajęło zbyt długo. Kilka minut później Mwangi zatrzymał kłusującego konia na szczycie najbliższego wzgórza i czujnie rozglądał się po okolicy.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 11-09-2016 o 18:13.
|