Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2016, 18:28   #354
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Liska dawno nie zaglądała do przegródki plecaka gdzie spoczywała księga. Odkąd zapakowała ją do środka, zawijając w kawałek materiału, nie chciała jej ruszać, ani nawet na nią patrzeć. Od razu przypomniała sobie dlaczego, gdy tylko jej dłonie spoczęły na twardej okładce. Poczuła na sercu ukłucie strachu, niepokoju, jakby księga zatruwała jej myśli. Szybkim ruchem wyjęła przedmiot z plecaka i podała Czytaczowi, chcąc jak najszybciej pozbyć się ciężaru, przez który zginęła cała jej drużyna.
Worred wziął w dłonie okryty wolumin i odwinął go z materiału. Wtedy Liska dostrzegła, że jego oczy rozszerzają się, jakby ze zdziwienia. Mężczyzna chwilę wodził wzrokiem pomiędzy dziewczyną a księgą, jakby niedowierzając, że taka delikatna osóbka była w stanie dostarczyć mu ten przedmiot.
Następnie czytacz ponaglił ją aby opowiedziała mu całą historię, co Liska uczyniła. Mężczyzna słuchał jej z kamienną twarzą, nie przerywając ani razu. Gdy bardka skończyła opowieść Chissvor potarł w zamyśleniu twarz dłonią, a jego wzrok utkwiony był gdzieś w oddali. Następnie spojrzał na Liskę, prosto w jej oczy i położył dłoń na magicznym woluminie
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wielką przysługę oddałaś mnie, Nyrverowi, Candlekeep i całemu Wybrzeżu Mieczy! Leomundo, to nie jest jakaś tam zwykła magiczna księga. Na kartach tego tomiska spisano zaklęcia tak stare, że język, w którym je zapisano, zna już tylko garstka osób w całym Faerunie. Nie będę cię wtajemniczał w szczegóły, ale żeby zrozumieć co to za rodzaj zaklęć, wystarczy, że powiem ci z czego wykonana jest okładka. To... ludzka skóra. To chyba daje ci pewne wyobrażenie o tym co w niej się znajduje. Ja... sam nie wiem co tam jest zapisane, wiem tylko, że nasz brat, Tynod Asad, z którego grobowca ją zabraliście, studiował te zaklęcia, lata temu. W Bibliotece zachowały się szczątkowe zapiski z jego badań, chciał zniszczyć księgę, ale jego wiedza była zbyt mała, dlatego postanowił, że nie zostanie pochowany tu, w Candlekeep, tylko daleko stąd, w nieoznaczonym grobowcu, wraz z księgą, tak aby nie wpadła w niepowołane ręce. Jakiś czas temu... - tutaj przerwał mu strażnik, któremu Liska opisała swoich towarzyszy i przekazała pytania do zadania. Gdy strażnik wyszedł Czytacz kontynuował
-Jakiś czas temu w Candlekeep zatrzymał się tajemniczy jegomość, który wśród zapisków i ksiąg szukał informacji o Tynodzie i księdze, jednak na całe szczęście były ukryte i niedostępne dla zwykłych odwiedzających. Jednak wtedy wysłałem Nyrvera na poszukiwania grobowca i księgi. Czułem w kościach, że coś złego wisi w powietrzu i nie myliłem się. W dwa tygodnie po wyjeździe naszego brata zniknął tajemniczy osobnik, a w raz z nim ukryte zapiski. Na szczęście lokalizacja nie była podana wprost, co dawało nam trochę czasu. I wtedy pojawiliście się wy. -

Drzwi do komnaty otworzyły się a w nich stał strażnik wraz z Orianną, Colinem i Gnorstem.


Gdy wreszcie strażnik zdecydował się pójść do Czytacza i zapytać Liski czy Colin, Orianna i Gnorst są tymi, za których się podają, chłopak spuścił z tonu. Był już na granicy wybuchu, ale na szczęście w pobliżu był Gnorst ze swoim stoickim spokojem. Łowca zdawał się być niewzruszony całym zajściem, choć mogły być to tylko pozory. Niezależnie od tego i Orianna, i Colin byli radzi, że przynajmniej on zachowywał spokój i był swego rodzaju podporą dla drużyny w tej ciężkiej chwili. Po jakimś czasie strażnik wrócił i przyjrzał się każdemu z nich, chcąc porównać do opisu, który podała mu Liska, a następnie zadał pytania przekazane mu przez bardkę, na które jej towarzysze odpowiedzieli bez zająknięcia. Wtedy też udało się im wejść za mury Twierdzy, a ten sam strażnik, który im je zadawał poprowadził ich do komnaty Czytacza. Ten to się dziś nachodzi w tę i z powrotem.


Po powitaniach i wymianie uprzejmości w gabinecie Czytacza wszyscy zasiedli na krzesłach, a gospodarz powiedział
-Rad jestem, że historia Leomundy nie okazała się do końca zgodna z prawdą i udało się wam przeżyć. Strata dwóch towarzyszy to na pewno bolesny cios, możecie uczcić ich pamięć w świątyni Oghmy. - na chwilę przerwał i kontynuował - Przejdźmy teraz do przyjemniejszych rzeczy. Jako awanturnicy nie zrobiliście tego z dobroci serca. Zapłata należy wam się jak psu buda, a dodatkowo podziwiam waszą lojalność. Nie sprzedaliście księgi bandytom na szlaku, choć ich oferta była kusząca. Proszę, to dla was - powiedział Czytacz kładąc na stole elegancką szkatułę. Gdy uchylił jej wieko oczom poszukiwaczy przygód ukazała się kupa szczerozłotych monet.
- Tysiąc pięćset sztuk złota. To mała rekompensata za straty jakie ponieśliście, ale mam nadzieję, że wam wystarczy. Leomundo, co do butów - zachowaj je, proszę. Może uda wam się skompletować tą magiczną zbroję. A tutaj - powiedział wstając i podchodząc do szafy - mały dodatek. Napierśnik z tej właśnie zbroi. Jeśli uda wam się odzyskać hełm to zostaną wam jeszcze rękawice i spodnie. Powodzenia w poszukiwaniach. - powiedział. Po wymianie kolejnych uprzejmości i podziękować Chrisvvor powiedział
-Proszę, udajcie się do gospody Candlekeep, odpocznijcie. Na nasz koszt oczywiście. Winthrop, karczmarz, będzie poinformowany, że ma was podjąć jako moich gości. Jednak prosiłbym was, abyście zostali w Twierdzy przez kilka dni. Raz, że na szlaku jest niebezpiecznie, a wy musicie odpocząć, a dwa, możliwe, że będę potrzebował jeszcze waszej pomocy, dobrze? No, a teraz uciekajcie, mam dużo spraw do załatwienia związanych z tym woluminem-



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=uHhD6Kzq5PY[/MEDIA]

Drużyna wyszła z Twierdzy na Tereny Wewnętrzne, a następnie na Tereny Zewnętrzne. Czas spowolnił, dźwięki i zapachy stały się wyraźne i przyjemne. Stres i uczucie zagrożenia gdzieś zniknęło, pozostał jedynie smutek i żal po straconych towarzyszach.
Wreszcie poszukiwacze przygód poczuli się bezpieczni wśród murów Twierdzy Candlekeep, a teraz, gdy spełnili tak ważną misję, każdy z nich czuł się jak bohater. Przepełniała ich duma i radość, gdy przemierzali drogę idącą przez środek podgrodzia, kierując się na gospodę. W pewnym momencie uszu ich doszedł krzyk mężczyzny
-Loooomiiiiiir! Looooomiiiiiiir!- a gdy zaintrygowani odwrócili się zobaczyli małego chłopca, golusieńskiego i całego umorusanego w błocie, który biegł z małym drewnianym mieczykiem w dłoni i śmiał się w głos. Niestety był na tyle blisko, że Colin nie zdążył się odsunąć i chłopiec na niego wpadł, przewracając go i brudząc błotem. Dziecko jednak zamiast wybuchnąć płaczem zaśmiało się w głos i poderwało do biegu, szybko znikając za zakrętem. Po jakimś czasie przybiegł za nim zziajany mężczyzna w sile wieku, z włosami przyprószonymi siwizną, odziany w szaty maga.
-Przepraszam was bardzo, czy nie widzieliście tu takiego małego dzieciaczka, całego w błocie i golusieńkiego? To mój syn, Lomir. Cały dzień dziś psoci, ale teraz przeszedł samego siebie! Wytarzał się w błocie i poleciał do komnat Thetorila bawić się w rycerza. A przy okazji zostawiając wszędzie ślady z błota... -


Karczma Candlekeep wyglądała okazale. Nie wyróżniała się szczególnie, zwłaszcza, w porównaniu z tymi z Beregostu, jednakże i tak robiła bardzo dobre wrażenie. Po wejściu do środka po prawej znajdował się kontuar, na wprost schody prowadzące na piętro, a po lewej sala główna, gdzie stały okrągłe stoliki i stołki oraz głębokie, wyściełane fotele. W głębi palił się kominek. Gdy drużyna weszła do środka karczmarz odezwał się
-Witajcie młodzieży w Gospodzie Candlekeep, która jest czysta jak tyłeczek elfiej panny! - po czym zaśmiał się rubasznie - No skoro już powitania mamy za sobą to teraz poproszę o pięć tysięcy sztuk złota, czyli zwyczajową opłatę za wizytę w gospodzie. -
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)

Ostatnio edytowane przez Lomir : 13-09-2016 o 08:14.
Lomir jest offline