Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2016, 23:26   #5
Corrick
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
Aldric popijał sobie spokojnie piwo, zagryzając mięsiwem, gdy do karczmy wparował Sierżant. Słysząc jego słowa, omal nie udławił się napojem... Co, kurwa?! Miał być urlop... No ale właśnie on wiedział jak toczą się koleje życia. On miał być, jak to się zwało? A, tym, bankierem czy innym takim. Westchnął tylko i dopił piwo.


Trzy dni w siodle. Trzy dni srogiej zimy. Aldric nie musiał umieć dobrze rachować, by wiedzieć, że takie składowe dały odmrożony zadek, skostniałe palce od trzymania tego proporca i zmierzłego Wagnera w zestawie. Chorąży jechał jako siódmy z kolei, czujnym wzrokiem obserwując okolicę. Cokolwiek to było, miał nadzieję, że tego nie spotkają przez najbliższy tydzień i dostaną w końcu ten jebany urlop.

Zacisnął lewą dłoń na pistolecie, gdy ujrzał ślady. To coś było... wielkie. Może to tylko zwierzoczłek, a może jakiś Czempion...? Aldric odgonił od siebie te myśli. Nie mógł się skupiać na strachu, to nie mogło go pokonać po raz kolejny...

Odnalazł wzrokiem sierżanta Götza. Ten zdawał się brnąć naprzód z godną lepszej sprawy determinacją. I co z tego, że ginęli ludzie? Kto przy zdrowych zmysłach zapuszcza się w taką pogodę do lasu? A ludzie giną codziennie. Westchnął wysyłając w powietrze obłok pary pomieszanej z kryształkami lodu. Żeby tak marnotrawić dobrych żołnierzy... Możliwości były dwie. Albo to było coś błahego, a oni mieli realne szanse by sobie z tym poradzić, albo ktoś po prostu chciał udupić Götza.

O tak, znał opowieści krążące o nim. Któż ich nie znał? Ale nie dawał wiary ani jednej. Znał sierżanta zbyt dobrze, wiedział jak dowodzi. Wiedział też, że jego ślepy upór był czasami jedyną metodą na osiąganie sukcesu. Wszak i łyżką można wykopać tunel - potrzeba jedynie uporu i cierpliwości...

Omiótł wzrokiem swych braci (i siostrę) z oddziału. Oddałby za każdego z nich życie, choć szczerze nie cierpiał marudzenia Wagnera. A zwłaszcza teraz, gdy samemu przymarzał dupskiem do siodła. Już miał mu powiedzieć, by się przymknął, gdy Kaspar zarządził przeprawę.

- Chuj by to. - szepnął pod nosem, zsiadając z konia i podchodząc do Wagnera. - Dawaj część zapasów. - powiedział, a jego zęby grały dziwną melodię, zderzając się o siebie. - Idziemy naprzód. - rzucił krótko, odbierając część zapasów i kierując się w kierunku lodu...

- Cicho, Siwek. - szepnął jeszcze, przykrywając swemu koniu chrapy, by się uspokoił.
 
Corrick jest offline