Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2016, 10:15   #18
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Haran obudził się rano zdrów jak ryba. Cóż, tak powinni się czuć ludzie (i nieludzie), którzy znają umiar w swej zabawie. Bądź po prostu nie szukają zabawy. Szybko się oporządził i ruszył w miasto, poszukując Złocisza.
Z tego, co wiedział, wspomniany Złocisz był nadzorcą magazynów w dokach. Taka osoba powinna być znana, przynajmniej w niektórych kręgach. Portowych, znaczy. Wystarczyło przespacerować się kawałek i zacząć wypytywać. Z pewnością Złocisz miał jakieś biuro, miejsce, gdzie trzymał wszystkie papiery. Z pewnością było to blisko portu, a skoro Haran z portu trafił do karczmy, to w drugą stronę powinno być mu łatwiej.
Skracając nieco pamiętaną z dnia wczorajszego drogę tuszył w stronę portu.
Spacerując po dokach, przemknął obok minotaura i krasnoluda, których widział wczoraj w karczmie rozmawiających z pewnym gościem, który również mógł być wczorajszego wieczora w Madame Butterfly. I pewnie był, sądząc po stopniu ożywienia rozmowy, którą prowadziła ta trójka.
Wypytywanie o Złocisza nie dało takich skutków, jakich spodziewał się Haran. Ludzie patrzeli na niego dziwnie, nie potrafiąc skojarzyć tego imienia. Gdy jednak zapytał o nadzorcę doków, jeden z przechodniów skierował go do lekko walącego się budynku.

W okolicy śmierdziało rybami, solą, szczynami i… Wprawny nos mógłby wyczuć tam krew, ale możliwym było, że lekko się Haranowi pomieszało. Okna biura nadzorcy były otwarte, dało się tam usłyszeć lekką kłótnię. Ktoś sprzeczał się z nadzorcą o ceny magazynu, ale w związku z czym? Tego Haran nie mógł dosłyszeć.
Drzwi strzegł wysoki dryblas, dość potężnie zbudowany, przez którego plecy przewieszony był dwuręczny, zakrzywiony miecz.

- Pan w jakiej sprawie? - zapytał ogrzy potomek, niemal warcząc.
- Mam przesyłkę dla nadzorcy doków - odparł Haran. - Ale poczekam, aż skończy rozmowę.
Półogr niepewnym wzrokiem zmierzył mężczyznę, ale odsunął się od drzwi.
- Proszę powiedzieć tej pani na dole, że pan z przesyłką. - i wpuścił Harana do środka. Jego oczom ukazała się wąska klatka schodowa z malutką klitką, w której siedziała rudowłosa kobieta.
- Tak, słucham? - zapytała, widząc Harana. Nie siliła się nawet na uśmiech, widać było wyraźnie, jak bardzo znudzona była…
- Szukam nadzorcy doków. Mam przesyłkę - powiedział.
Nie wdawał się w szczegóły - kobieta nie wyglądała ani na Złocisza, ani na nadzorcę doków.
- Proszę schodami do góry, tam pan poczeka, aż ten żeglarz wyjdzie od pana Thazara. - poinstruowała młodego poszukiwacza przygód. Mężczyzna ruszył koślawymi schodami w górę, dotarł do wąskiego przedpokoju, gdzie usiadł na ławie i odczekał swoje. Po jakichś piętnastu minutach wyszedł z pokoju wkurzony marynarz w brudnej koszuli, trzaskając wściekle drzwiami i mrucząc coś o zdziercach.
- Proszę, następny! - dobiegł go głos zza drzwi. Gdy wszedł, jego oczom ukazał się elegancko ubrany mężczyzna, o blado-ziemistej cerze, długich, czarnych włosach i złotych oczach.

- Słucham pana? - zapytał lekko zirytowanym głosem.
- Dzień dobry. Szukam kogoś, kogo zwą Złociszem - powiedział Haran. - Mam nadzieję, że dobrze trafiłem?
Oczy półelfa stały się niebezpiecznie agresywne, zmieniły się w wąskie szparki.
- Skąd pan zna to imię? - zapytał, sycząc niczym wąż.
- Podał mi mój znajomy, Stephen. Jeśli dobrze trafiłem, to wie pan, o kogo chodzi.
- Taaaa… Wiem. Przypuszczam, że ma pan coś dla mnie, panie…?
- Haran.
- Więc, panie Haran, ma pan dla mnie tę przesyłkę? - zapytał.
- Owszem, proszę bardzo. - Haran sięgnął za pazuchę i wyciągnął niewielki pakuneczek. - Zapewne o to panu chodziło, prawda? - Podał przesyłkę Złociszowi.
Półelf odebrał pakunek od Harana i obejrzał go dokładnie. Mistyk nie był w stanie określić, co było w środku, lecz Złocisz szybko zaspokoił jego zainteresowanie, otwierając go. Jego oczom ukazała się śmieszna czapeczka. Thazar założył ją na głowę i zmienił się w kobietę, by po chwili ją zdjąć.
- Dziękuję panu, panie Haran. Wielce to będzie przydatne w naszych… hm, interesach. - uśmiechnął się do mężczyzny. - Czy jest pan może zainteresowany jakimś zleceniem? Albo chce pan po prostu odpocząć w naszym cudownym kururcie? - zapytał, a z jego słów bił sarkazm.
- Podróż nie była na tyle męcząca, bym musiał teraz miesiącami wypoczywać. Jakieś przyjemne zajęcie pewnie by się przydało.
Półelf zmierzył wzrokiem Harana. - Jak bardzo związany jest pan z prawem? I jak bardzo skłonny do jego łamania?
- Wolę się ograniczać do jego naginania - odparł szczerze Haran. - To, jak sam pan wie, w pewnym stopniu ogranicza moją przydatność do różnych celów.
- Ech… Trudno teraz o porządnego złodzieja. - westchnął Thazar. - Ale i tak będę miał do pana pewne zastosowanie. Otóż. - splótł palce na piersi. - Straż miejska. Ostatnio coraz bardziej depcze mi po piętach, imię Złocisza nie jest już dla nich anonimowe. Niektórzy mnie tropią. Najbardziej zagorzałym przeciwnikiem jest mój brat, sierżant Damien. - westchnął. - Chciałbym, aby przeniknął pan jakoś do straży i trochę pokrzyżował ich szyki.
- Ponoć z rodziną czasami trudno się dogadać. - Haran pokiwał głową. - Najlepszym chyba sposobem byłoby zwrócenie ich uwagi na kogoś innego...
- Sposób, w jaki pan to zrobi, niech pozostanie pana tajemnicą. Im mniej wiem, tym mniej podejrzany jestem. - Półelf uśmiechnął się szelmowsko.
- Rozejrzę się i zorientuję
- Dobrze więc. Tutaj ma pan trochę gotówki na zachętę. - Wręczył mu sakiewkę. - Ufam, że następnym razem nie spotkamy się oficjalnie. - Uśmiechnął się do mistyka.
- Mam taką nadzieję. - Haran skinął głową i schował sakiewkę, postanawiając pozostawić sprawdzenie jej zawartości na później. - Jeśli dowiem się czegoś ciekawego... Nie, czegoś bardzo ciekawego?
- Czy dysponuje pan jakimiś informacjami? - Thazar spojrzał na niego zaciekawionym wzrokiem.
- Dopiero co przyjechałem. Nie sądzę, by wieści o skarbie Arckhama, o którym wywrzaskiwał jakiś pijany krasnolud, były coś warte. W każdym razie jeśli się dowiem czegoś naprawdę wartego uwagi, to jakoś dam znać.
- Skarb Arckhama… - Oczy półelf zaczęły się świecić. - Cóż, pewnie to bujdy, ale i tak może być warte sprawdzenia. Jeśli pan chce, oczywiście. W każdym razie, muszę wracać do pracy. Gdyby miał pan do mnie sprawę, proszę odnaleźć Byrta wieczorem na ulicy i zapytać się, gdzie można mnie znaleźć. To ten osiłek pod drzwiami. - Thazar zagłębił się w papierach.
- Zgoda. Szybkiego uporania się z papierzyskami.
Haran wstał i ruszył w stronę wyjścia.

Pożegnawszy i rudowłosą niewiastę, i Byrta, opuścił budynek, po czym skierował się do opuszczonej rankiem karczmy.
 
Kerm jest offline