Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2016, 10:49   #19
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Poranek okazał się dla kenderki “ciekawym” przeżyciem. Słyszała ćwierkające ptaki wiele mil dalej, słyszała rosnącą na wzgórzach trawę i chlupoczące cicho w morzu ryby. Wydawało się jej, że usłyszała również wycie wilka, choć to mogły być zwidy. Ale najgorsze były odgłosy ulicy. Mnóstwo głośnych ludzi, ryczących do siebie niby smoki. Obładowane towarami wozy brzmiały niczym skomplikowana, gnomia maszyna parowa, mająca wystrzelić chyba cały Balifor na orbitę Lunitari.
Nie pamiętała, jak znalazła się w łóżku. Nie pamiętała, która dobra dusza postawiła koło niej dzban z wodą, który właśnie tak łapczywie osuszała. Jedyne co miała w pamięci, to jej obraz na stole tańczącej z radości po pokonaniu Edelmanna i ziejące piratami (?!) smoki…
“Czy smoki potrafią ziać piratami?”
To była pierwsza myśl jaka nawiedziła jej biedną, skacowaną główkę, gdy obaliła na raz dzban, odstawiając go na miejsce. Wydawało się, że był ranek… a może południe? Tili nie była pewna i w zasadzie to nie chciało jej się teraz dowiadywać. Łóżko było całkiem wygodne, a świat dookoła na tyle głośny, że nie musiała wyściubiać nosa z pomieszczenia by wiedzieć co dzieje się za ścianą. FASCYNUJĄCE! Czyżby odkryła w sobie jakiś magiczny talent?
Zalegając na wytartej poduszce, chłonęła miejskie dźwięki, które mogły by nie łupać jej pod czaszką jak rozwścieczony olbrzym, ale talentów się nie wybiera, przy okazji kontemplując smocze moce. I tak, nie wiedząc nawet kiedy, kenderka zapadła w drzemkę, by wybudzić się kilka godzin później z pragnieniem osuszenia kolejnego dzbana wody. Niestety… tym razem nie czekał on na nią przy łóżku i łotrzyca, chcąc nie chcąc musiała zejść na dół.
Schody okazały się dla Tili niemałą łamigłówką. Były wyższe i bardziej strome niż zazwyczaj, w dodatku były podwójne!
Albinoska chwyciła się balustrady, siadając na ziemi i wpatrując się z bujające się stopnie, niczym fale na morzu. Nie pamiętała by weszła na statek, a tym bardziej, nie znała żadnego, który potrafiłby samoistnie się rozdwajać i scalać.
Konkluzja więc była jednoznaczna… została przeniesiona do tajemnej wieży czarnoksiężnika i teraz musi przejść szereg prób i rozbroić tysiące pułapek by dostać się do wyjścia!
Ruszając ku nowej przygodzie, kenderka zjeżdżała tyłkiem stopień po stopniu, jedną łapką ciągle trzymając się poręczy.
Po kilku minutach tej karkołomnej jazdy, Sroczka dotarła do kolejnej przeszkody - drzwi z taką śmieszną, okrągłą klamką na wysokości jej oczu. Tili widziała już nieco lepiej - klamka była pojedyncza, ale pojawił się kolejny problem. Straszliwa susza, która nawiedziła jej usta…
Potężna magia nawiedziła nawet klamki, naginając je i zmieniając ich formę! Zadziwiona, nie wiedziała z początku co ma z tym fantem zrobić. Jak ma otworzyć drzwi? Skoro nie ma czego nacisnąć i popchnąć?
Drapiąc się paluszkiem po brodzie, wpatrywała się w wypolerowaną gałkę, kombinując do czego może ona służyć. Na przykład w kufrach… czasem były takie wypustki, które się naciskało by móc odbezpieczyć wieko, więc może metoda ta, zadziała i w tym wypadku?
Zaciekawiona naparła ręką na “guzik” ale ten ani drgnął. Skonsternowana pociągnęła go do siebie, chcąc go wyrwać, ale i to nie pomogło. Naciskanie góra/dół również nie dawało żadnego efektu.
Już kenderka miała się poddać, już chciała kłaść się na ziemi i umierać z pragnienia, niczym kwiat na pustyni, gdy naszła ją genialna myśl. Może by tak… zapukać? W końcu, drzwi to drzwi, prawda?
Stukając knykciami, stała grzecznie u progu z nadzieją na wpuszczenie jej do środka.
Jeśli Tili liczyła, że drzwi otworzy jej jakiś mag, wiele się nie pomyliła. Jej oczom ukazała się blond włosa piękność w białych szatach o niebieskich, wręcz błękitnych oczach. Spojrzała ze zdziwieniem na Sroczkę i rzekła: - Uch… Dzień dobry? - o tym, że była czarodziejką świadczyły niewątpliwie sakwy u pasa! Była w wieży tej czarodziejki!
Zamglony wzrok kenderzycy szybko się roziskrzył na widok pięknej pani czarodziej.
- Dzień dobry! - wykrzyczała radośnie wyciągając do niej rękę lecz niestety dość szybko żałując swojego postępowania i chwytając się za bolącą głowę i odstające uszy, kendrka przebrała nogami stękając cicho. - Ojojojooo… - zamruczała, mrużąc oczy w bezsilnym geście potępionej istoty. - Naz-nazywam się Tili Sroczka Białoboczka, ale to już pewnie wiesz, bo jesteś potężną czarodziejką, która uwięziła mnie w swej magicznej wieży. Nie wiem co się wczoraj stało, że tutaj trafiłam, ale jestem niewinna. Nic nie zrobiłam… i… i bardzo chce mi się pić. - jako szablonowy przedstawiciel swej rasy, nawet podczas kaca giganta, nie potrafiła zapanować nad słowotokiem, a jasne ślepka albinoski, zatrzymały się na chwilę na licznych sakiewkach, które zabujały się u pasa w zachęcającym geście, jakby chciały zaprosić łotrzycę, to wsadzenia weń rączki… i choć ciekawość była równie paląca co pragnienie, Tili postanowiła walczyć z okropnymi sakwowymi bestiami, które zaczęły chichotać złowrogo, naigrywając się ze Sroczki.
Czarodziejka spojrzała z politowaniem na kenderkę. - Ależ, moja droga Tili, nie jesteś w mej wieży. Jesteś w Porcie Balifor, w karczmie Madame Butterfly. - sięgnęła do jednej z sakwowych bestii. - Masz, to ci pomoże na twą przypadłość. - podała jej kawałek czegoś, co wyglądało jak suszone mięso. Następnie poczochrała ją po głowie i, wyminąwszy Sroczkę, udała się po schodach na górę.
Kenderka przyjęła prezent oglądając go z konsternacją wymalowaną na zaróżowionej twarzy. Chwila ta nie trwała jednak długo, gdyż jej uwagę przykuła jedna z sakiewek, która wesoło podrygiwała podczas kroków darczyńcy. Wsadzając do ust mięso, zatarła psotliwie łapki.
Woda, może jeszcze chwilę poczekać.
Łapka kenderzycy wystrzeliła i uchwyciła sakiewkę, która spoglądała na nią najbardziej złośliwym wzrokiem. Szczęśliwy traf chciał, że gdy tylko rączka Tili zamknęła się na materiale, sznurki trzymające sakwę przy pasie poluzowały się i została ona w dłoni Sroczki.
Trzymając sakiewkę wysoko nad głową w obu łapkach, niczym wojenne trofeum, wbiegła do pomieszczenia, chcąc czym prędzej ulotnić się z pola widzenia potężnej czarodziejki, w której wieży się nie znajdowała.
Tili wbiegła do głównego pomieszczenia karczmy. Barman spojrzał na piszczącą kenderkę zdziwiony, lecz odwrócił się do niej tyłem. Podeszła do niej kelnerka i zapytała:
- Czy życzy sobie pani czegoś, Mistrzyni? - na twarzy kobiety gościł szeroki, radosny uśmiech.
- Poproszę beczkę wody! Oj… jojojo... - oznajmiła zachrypniętym głosem, po raz kolejny, zapominając by mówić ciszej, po czym usadawiając się wygodniej przy jednej z beczek, wysypała zawartość sakiewki na prowizoryczny stolik.
Jeśli kelnerka się zdziwiła, nie dała tego po sobie poznać. Po chwili przykulała kenderce beczułkę wody i oznajmiła: - Dwie sztuki stali, poproszę. - wyciągnęła rękę, czekając na pieniądze. Przeglądając zawartość zdobycznej sakiewki, Tili znalazła trzy sztuki stali, kilka błyszczących kamyczków i jakieś śmieszne piórka…
Zafascynowana kamyczkami i piórkami rozsypanymi na blacie, albinoska z pierwszej chwili nie zareagowała na kelnerkę. Przed nosem miała prawdziwe artefakty. Błyszczące, czasem zbyt bardzo, grzechocące, może trochę za głośno, i puchate... Z namaszczeniem, brała każdy przedmiocik w drobne paluszki, oglądając go z każdej strony, po czym chowając ostrożnie do sakieweki, aż na stole nie zostało nic prócz pieniędzy. Wtedy też, Tili przypomniała sobie o kobiecie.
- Przepraszam co mówiłaś? Trawa strasznie głośno rośnie… - wytłumaczyła swój nietakt, chwytając trzy sztuki stali w dłoń.
Kelnerka, widząc trzy sztuki stali w dłoni Tili uśmiechnęła się i odbiła wieko beczki. - Mówiłam, że woda kosztuje dwie sztuki stali, Mistrzyni.
- Jestem Sroczka… - przypomniała grzecznie, mrugając zawzięcie oczami, jakby miała problemy ze złapaniem ostrości wzroku. -Dlaczego tak drogo? To jak dwie noce w waszym pokoju… - odparła, wyciągając rękę z należną zapłatą. - Dziwnie się czuję… - kontynuowała marszcząc nosek, mając wyraźne kłopoty ze sprecyzowaniem, co jej się właściwie nie podoba w swoim samopoczuciu. - Źle widzę… za głośno słyszę… schody wam urosły i boli mnie tu… tutaj. - dotknęła się w skronie i zatoki. - Czy wiesz, co mi dolega?
Kelnerka zaśmiała się serdecznie. - Jest drogo, bo to miasto portowe. Mało tu źródeł wody pitnej, a wygotowanie morskiej kosztuje, niestety… - westchnęła. - Źle znosisz upojenie, droga Sroczko. - uśmiechnęła się do niej uprzejmie. - A to, co teraz przeżywasz, nazywa się kacem. To stan, jaki mają ludzie po ostrej popijawie. A wczoraj pokonałaś Edelmanna, co jest nie lada wyczynem. - gdyby mogła, pewnie by uścisnęła dłoń Sroczki i pogratulowała jej szczerze.
Łotrzyca skinęła nieznacznie głową, patrząc w zakłopotaniu na spokojną taflę wody w beczułce. Ne wiadomo, czy skinienie to było odpowiedzią na temat ceny, czy jej stanu, gdyż Tili postanowiła do tego nie wracać, szybko zmieniając temat. - Czy mogę kubek… albo chochlę? - zgarniając rozsypane warkoczyki, zwinęła je w kucyk, której kitkę schowała za kołnierzem na karku, tak by włosy nie przeszkadzały jej podczas chłeptania wody.
- Już podaję! - powiedziała radośnie kobieta, która nie mogła mieć więcej niż 20 lat. Za chwilę przybiegła, trzymając w dłoni cynowy kubek. - Proszę! - uśmiechnęła się do Tili. - Pani podróżuje, pani Sroczko? - zapytała.
Kenderka skorzystała z okazji i zanurzyła usta w chłodnej wodzie, delektując się niewyobrażalnie smacznym i orzeźwiającym smakiem bezbarwnego płynu.
Dziwny był ten cały kac… Białoboczka nie wiedziała czy bardziej lubi, czy nie lubi skutków tego stanu. Z jednej strony nadnaturalny słuch… z drugiej kłopoty ze wzrokiem. Wady i zalety mogłaby wymieniać tak bez liku, ale nie wydawało jej się to nader atrakcyjne, właśnie w tym momencie.
- Ano… podróżuję… - odpowiedziała skwapliwie, biorąc pokaźny wdech by beknąć na całe gardło. Oooo, o wiele lepiej. Przyjmując kubek w obie ręce, napełniła go po brzegi.
- Zwiedziłam Solamnie, Qualinost i Silvanost i… mam mapę, mogę ci pokazać gdzie byłam i co widziałam. - tematy podróżnicze, nieco ożywiły skołowaną dziewczynę, która w przerwach w mówieniu, opróżniała kubki raz za razem. - Postanowiłam zrobić kenderzą mapę… gdzie zaznaczam najciekawsze miejsca w miastach, wsiach, lasach czy na traktach… dosłownie wszędzie. No i oczywiście uzupełniam ją w Kenderówki… te pomniejsze oczywiście, bo prawdziwego Kenderówka już nie ma… a ja w sumie, to nigdy w nim nie byłam… Może gdy skończę z Baliforem to udam się do ruin? Jeszcze nie wiem, bo wczoraj poznałam prawdziwego minotaura, co ma krowi pysk, ale nie wolno nam tak mówić do przedstawicieli jego rasy, bo mogą się obrazić. - wytłumaczyła dzielnie, masując się po zaokrąglonym brzuchu. -[i] Nazywa się Mirnark i jest oooogromny i wygląda na groźnego ale jest bardzo miły. Zaprzyjaźniliśmy się i pomyślałam, że może mogłabym się do niego przyłączyć na jakiś czas? Mało kto lubi rozmawiać z kenderem a co dopiero z nim podróżować… jeśli się nie zgodzi to będę go śledzić. Na pewno się nie dowie. Już raz tak robiłam…[i] - wyciągając z tubusiku mapę, rozłożyła pokaźne kartki papieru ukazując całkiem ładnie wykończoną, dość drogą mapę wielkiego kontynentu i kilku wysp wokoło, potwornie pokreśloną strzałkami, szkicami, kleksami i pochyłym, drobnym pismem, przez co w żaden sposób nie dało się odczytać pierwotnego zapisu ukrytego gdzieś pod spodem. O dziwo, Tili perfekcyjnie odnajdywała co ważniejsze punkty, które pokazywała kelnerce przy okazji skrupulatnie opowiadając o porze dnia, pogodzie, miejscu i istotach tam spotkanych.
-... i ja wtedy się spytałam. Dokąd tak pędzisz, przecież nikt nie wyrzuca cię z twojego domu?! A on mi na to, że przypomniał sobie, dlaczego nie ożenił się z kobietą, która miała być jego trzecią żoną i właśnie do niego dotarło jak potwornie zbłądził i leci ją przeprosić i błagać o wybaczenie, bo zachował się jak głupiec. Nic a nic nie zrozumiałam o co mu chodzi. Bo przecież, brak trzeciej żony nie wyrzuca go na bruk, prawda? Ale on się upierał, że do domu tego nie wróci, jeśli ona mu nie wybaczy i nie przyjmie go do siebie. Tak więc, ja u niego zostałam i trochę pomieszkiwałam, bo szczerze wątpiłam, by ta trzecia żona, która nie była żoną, przyjęła takiego patałacha co to najpierw składa obietnice, później się wycofuje, by następnie wracać i błagać o wybaczenie... ale minęło kilka dni, a on nie wracał i nie wracał, a dom jej był niedaleko bo się wywiedziałam, więc prawdopodobnie go przyjęła z powrotem i mieszkali jako szczęśliwa rodzina w jej dworze. Uspokoiłam się, że nic mu nie grozi i jest teraz szczęśliwy i wyruszyłam w podróż… później jak byłam w drodze powrotnej zawitałam do jego domu, ale dalej go nie było i dowiedziałam się od jego sąsiadów, że powiesił się na drzewie, gdy żona, która nie była-żoną kazała mu wracać do domu… Biedaczek.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline