Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2016, 14:15   #59
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 16

Denver; centrum; okolice bazy; Dzień 2
- ciemność, noc; nieprzyjemny chłód.



Pożar wciąż płonął a ludzie wciąż z nim walczyli. Huk ognia, trzask płonących materiałów, krzyki i pokasływania ludzi wypełniły poza żarem i dymem pomieszczenia zaatakowanego wcześniej budynku. Z Łowców najbardziej zaangażowany w walkę z pożrarem wydawał się Młynarz. Gdzie się dało używał siekiery, gdzie się dało podanego wiadra, ale zawsze był w centrum akcji pożarniczej. Również Triss brał udział w akcji skupiając się głównie na operowaniu wiadrami i misami zamieniając pełne na puste pojemniki chlustając zawartość w płomienie. Scott preferował za to przegląd pomieszczeń w poszukiwaniu uwięzionych czy nieprzytomnych ludzi.

Żadne z tych zadań nie było łatwe i wszyscy byli czerwoni i zlani potem tak z wysiłku jak i wysokiej temperatury. Dym gryzł w oczy i gardło wysuszając je i powodując uczucie nieustającego pragnienia. Wszyscy przebywający w obrębie budynku odczuwali już wyraźne oznaki zmęczenia prawie wszyscy. Nie wszyscy jednak znosili to tak samo. Ludzie zaczynali się męczyć, działać wolniej, mniej precyzyjnie albo za potrzebowali co raz większych i dłuższych przerw na zewnątrz.

Scott znosił ciężkie warunki dość dobrze, kasłał i pluł, musiał zasłaniać ramieniem twarz gdy przedzierał się przez różne pokoje i korytarze ale jednak jakoś jego ciału udawało się znieść pożarową presję. Tyle, że sam Scott nie miał ochoty tu dłużej przebywać niż to konieczne.

Młynarz o Tristan pomagali w gaszeniu pożaru i im było zdecydowanie trudniej bo i warunki, bliskiego otwartego ognia były o wiele surowsze niż gdzie indziej. Czuli jak żar trawi i piecze ich skórę ale udawało im się to znieść, choć nie wiedzieli ile jeszcze wytrzymają.

Butch zaś czuł się niezbyt tęgo i sprawa chyba zaczynał go przerastać. Jego krępe ale niezbyt wyrośnięte ciało najwyraźniej nie było stworzone do operowania w wysokich temperaturach. Wciąż robił swoje choć dym i temperatury dały mu się tęgo we znaki.

Walka z ogniem wciąż była nieroztrzygnięta. Ludziom udało się zapobiec rozprzestrzenianiu się ognia ale nie byli w stanie go ugasić. Ludzi zaś było za mało by mogli działać na każdym froncie od parteru po piętro i piwnice. W końcu jednak nadeszł odsiecz dla nich. Z zewnątrz dał się słyszeć nadjeżdżający ryk silnika ciężarówki. Potem pisk hydraulicznych hamulców powitany okrzykami radości i aplauzu ludzi z zewnątrz. Stojący najbliżej drzwi wejściowych kamienicy Scott widział jak żołnierze którzy przyjechali wyskakują z drugiej ciężarówki i pędzą do cysterny. Podłączają węże czy co tam mieli i już pędzą do płonącego budynku.

Tristan i Młynarz byli najbliżej pożaru więc teraz mieli najlepszy punkt obserwacyjny na akcję ratunkową wojskowych strażaków. Każdą sikawkę trzymało dwóch żołnierzy. Przybiegli już w maskach na twarzach po czym dali upust wodnemu żywiołowi wspomaganemu ludzką techniką. Dwie strugi wody z rykiem chlusnęły po ogniu tnąc powietrze, dym i ogień jak dwa bicze. Ogień, rozochocony mieszkaniem jakie pochłonął ale wciąż nienasycony nie wcale nie miał zamiaru kapitulować. Syczał i walczył z ludźmi i przeciwnym żywiołem. Ci jednak nie ustępowali również a wodna potęga stopniowo krok po kroku odbierała płomieniom spalony teren.

Pożar był spory jak na improwizowane środki zapobiegawcze wręcz na granicy szans na opanowanie go. Jednak w starciu z dwoma mieczami wodnych strug zapodawanymi setkami litrów z cysterny na zewnątrz musiał jednak ulec. Najpierw syczał, potem cofał się, został wytłumiony a pozostałe pojedyncze płomyki zostały zaduszone przez pozostałych w budynku ludzi.

Sytucja wyglądała na opanowaną choć dym i żar wciąż zasnuwał budynek, zwłaszcza parter. Sam zaś spalony rejon budynku czerniał mokrą obecnie spalenizną która wciąż dymiła, śmierdziała i waliła nieznośnym żarem.

Żołnierze którzy przyjechali dwoma ciężarówkami, w tym jedną cysterną i jedną dla drużyny strażackiej robili teraz obchód. Szukali rannych, opatrywali kogo trzeba i pytali jak to się zaczęło. Ludzie zbierali się w bezwładne kupy płacząc, złorzecząc czy będąc w stanie odrętwienia. Ludzi było zdecydowanie więcej niż na początku więc pewnie w międzyczasie musiało przybyć ich z okolicznych domów. Część była osmolona i umorusana dymem, część pyłem, część krwią a część tym wszystkim na zmianę albo w ogóle. Dalej chyba nie można było się kogoś doliczyć. Ludzie wciąż się nawoływali by się odnaleźć i dokompletować swoje rodziny i związki. Jakaś kobieta chodziła od grupy do grupki i pytała o jakiegoś Joe'go. Chyba też brakowało jakiegoś faceta i podejrzewano, że wciąż mógł być w budynku. Podczas pożaru nie było komu sprawdzić wszystkich pomieszczeń. Teraz po parterze buszowali głównie żołnierze kończąc akcję pożarniczą i zaczynając zwijać swoje zabawki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline