Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2016, 19:27   #20
Corrick
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
Równo godzinę po południu, do karczmy wszedł Edelmann. Wyglądał już nieco żywiej niż rankiem, lecz dalej nie przedstawiał sobą tego samego obrazka, co wczorajszego wieczora. Skinął na Talvinga, Tili i Mirnarka, by przysiedli się do stolika. Obserwujący to wszystko Haran postanowił również zaryzykować i dosiąść się do pozostałych. Krasnolud tylko zmierzył go spojrzeniem i zapytał:
- A pan kto jesteś?
- Zwą mnie Haran. Dosłyszałem o czym wczoraj pan mówił, panie Edelmann. Mam pewne... talenta, które mogą się przydać. - odparł człowiek nieco tajemniczo. Przez chwilę badali się spojrzeniami, po czym krasnolud zarządził:
- Dobra, siadaj pan, panie Haran. I słuchajcie. - ściszył głos. Na stole pojawiła się pieczona baranina w śmietanowym sosie, gotowane ziemniaki z koprem, pięć pieczonych ryb i trochę suszonego mięsa w cienkich plasterkach. Przyniesiono również po dzbanie piwa, wina i wody oraz pięć kufli. Krasnolud nalał sobie piwa, zasalutował kenderce i rzekł: - Czeka nas dzisiaj długa droga. Mamy do przejścia niecałe trzy mile, większość jaskiniami. Panie Talving, kupił pan liny? - zapytał czarodzieja, a gdy ten skinął głową, kontynuował: - Dobrze. Doliczysz pan sobie z łupu. - pociągnął łyk piwa i rozciągnął mapę miasta na stole.


Wskazał paluchem punkt oznaczony jako czerwony krzyżyk: - Jesteśmy tutaj. - powiódł palcem do czerwonego okręgu: - A tutaj będziemy wchodzić do jaskiń. Zaraz za murami jest dość wąskie przejście, więc niektórzy z nas będą musieli się nieco wysilić. - spojrzał znacząco na swój brzuch i minotaura. - Ale będzie warto. - uśmiechnął się. - Jaskinia prowadzi nas krętą drogą do plaży w czymś, co można by nazwać wnęką w klifie. Trzeba się będzie trochę pogimnastykować, ale szczerze wierzę, że będzie to warte zachodu. - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - A teraz posilcie się, musimy mieć siłę!- huknął kuflem o stół, zarządzając obiad.

* * * * *

Choć przejście miało być wąskie, było szersze, niż dało się wywnioskować z opowieści krasnoluda. Problem miał jedynie Mirnark, a to jedynie dlatego, iż w kilku miejscach musiał się garbić z prozaicznej przyczyny – haczył rogami o sufit. Później robiło się dużo szerzej i wygodniej. Kamienie poukładane były niczym schody, dawało się zejść bez większych kłopotów. Kilka z nich było co prawda za wysokich dla Tili, jednak zawsze chętny do pomocy minotaur zdejmował ją niczym dziecko, przy czym kenderka piszczała z radości.

Po niecałej godzinie takiej wędrówki dotarliście wreszcie do właściwej jaskini. Spojrzenie w tył pozwoliło określić, że nie znajdujecie się wcale daleko od miasta – uszliście może z niecałą milę... Zmęczenie dawało się we znaki, szczególnie nienawykłemu do wspinaczki zaklinaczowi. Jednak to nie była pierwsza jaskinia, do której zapuścił się Talving...


Następnie ruszyliście płaskim dnem jaskini. Korytarz wił się i zakręcał, rozgałęział się i zawracał kilka razy. Prowadzeni jednak przez Edelmanna dotarliście po kolejnej do półki skalnej, która wznosiła się około czterdziestu stóp nad kolejnym korytarzem.
- No, jesteśmy przy Balkoniku. Ha! Teraz powinno już być prosto. Trzeba tylko zejść w dół... To ten, może ja pierwszy? - zapytał i przywiązał linę do skały. Nie słysząc sprzeciwów, zaczął schodzić po ściance. Była ona lekko nachylona, co ułatwiało trochę drogę w dół. Po pięciu minutach dało się słyszeć z dołu głos krasnoluda:
- Dobre jest! Dawać następny! - następna była Tili, którą Mirnark opuścił na dół niczym rybak przynętę. Kolejny był Talving, później Haran i na końcu minotaur. Obserwującym go z dołu pozostałym członkom drużyny wydawało się, że lina kilka razy została nadszarpnięta, lecz spokojny Lionscar zszedł bez najmniejszego kłopotu do towarzyszy.
Krasnolud znów wysunął się na prowadzenie, kierując się znanymi tylko sobie wskazówkami. Nie minęło jednak piętnaście minut, a do waszych nosów dotarł zapach morza. Kolejne pół godziny później wyszliście na mokry piasek, którym pokryta była kolejna półka.


- Uch... - westchnął krasnolud. - Jesteśmy szybciej, niż myślałem. Cóż, trzeba będzie się potaplać trochę w wodzie. - powiedział i wskoczył do wody, która sięgała mu ledwo pół łydki. - Tutaj, z lewej strony - wskazał im ręką. - Jest półka skalna, coś jakby chodnik. Uważajcie na pływy, zwłaszcza odpływy. Są zdradliwe. I silne. - złapał się kamieni i ruszył ową ścieżką do Cmentarza Zeboim...
Raz prawie porwało Harana, który zlekceważył wskazówkę krasnoluda. Dobrze, że pochód zamykał Mirnark z Tili na barana, gdyż chwycił mężczyznę za kołnierz i przytrzymał, gdy zdradliwe morze zabierało mistyka w swoje objęcia. Najgorszy był kawałek na czole klifu. Ogrom morza aż zapierał dech w piersi... porywając każdego, kto byłby na tyle nierozważny, by się zatrzymać.
Jednak po przejściu ostatniej prostej, czekała towarzyszy broni kolejna wspinaczka. Tym razem było to kilka schodków wykutych w skale, tak gładkich, jakby były wykonane ze szkła. Był to efekt ciągłego omywania przez morską wodę, niosącą drobinki piasku, małe stworzenia i resztki wraków.
Gdy wspięli się na górę, ich oczom ukazała się wnęka, w której, zgodnie z przypuszczeniami krasnoluda, znajdował się cmentarz. Piasek wciąż był zmoczony, a leżące gdzieniegdzie glony były wystarczającym dowodem na to, iż znajdował się on długo pod wodą. Trzeba było jednak przyznać, iż w blasku zachodzącego powoli słońca prezentował się wręcz malowniczo...


- Ten tam. - krasnolud wskazał ręką na znajdujący się z lewej strony cmentarza grób z muszli. - To grób Arckhama! - oczy Edelmanna błyszczały wręcz z podniecenia...
 
__________________
Port Balifor - przygoda osadzona w świecie Smoczej Lancy - zapraszam do śledzenia!
Przez czas bliżej nieokreślony bez dostępu do sieci. Znowu...
Corrick jest offline