Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2016, 21:12   #222
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Nie wiedział, co powiedzieć. Rozłożył po prostu ręce z bezsilności, a w jego głowie pojawił się natłok czarnych myśli. Spieprzył sprawę. Czuł mocne bicie serca. Co on teraz zrobi? Nie miał ani żadnych widoków na pomoc Mygettianom, ani dobrych warunków kontraktu .
- Jak źle jest z tym kontraktem? Naprawdę nie mogliście nic poradzić beze mnie?
- Nacisnęli na naszych negocjatorów. Brak pańskiej obecności mistrzu sprawił, że wprowadzili nawet dwa droidy bojowe. Zrobili pokaz ich siły ognia rzucając dwuznacznie aluzje. Naprawdę stworzyli paskudnie trudną atmosferę - odparła.
Skurwysyny. Przejechał ręką po twarzy.
- To są mistrzowie manipulacji... Ograli nas wszystkich. Naprawdę ta spisana umowa wyklucza jakąkolwiek możliwość pomocy? Wspomnieliście o tym, że Xen mnie okłamał w żywe oczy?
- Mamy twoje słowo przeciwko jego. Żadnych świadków i nagrań... - odparła smętnie.
- Pewnie tego, że zapewniał nas o w pełni zautomatyzowanym procesie wydobycia też się może wyprzeć. Celowo zatajali tę informację od samego początku, a my nie możemy z tym nic zrobić... Gdzie jest Vato?
- Jest pod opieką jednej z naszych służek. Nie było żadnych prób zrobienia mu w jakiś sposób krzywdy - odparła.
- To dobrze. - spuścił głowę - Przykro mi z powodu pani degradacji... Jesteś najmniej winna tego wszystkiego.
Nie odpowiedziała, tylko spuściła głowę. Milczeli przez chwilę. Wreszcie kobieta zapytała:
- Dlaczego nie posłuchałeś mojej prośby Mistrzu? Mogliśmy zająć się sprawą tych istot po zakończeniu negocjacji. Dodatkowe kilkadziesiąt godzin nie zrobiło by im żadnej różnicy...
- Czułem, że jest to na tyle nagła sprawa, że należy się nią zająć od razu. Poza tym, nie planowałem tak długiego wypadu. Miałem nadzieję, przez sprowadzenie Vato i Jiry tutaj nie tylko im pomóc, ale też umocnić naszą pozycję w negocjacjach. Nie mogłem przewidzieć, że Muunowie będą mieli odwagę wam grozić, a na mnie zastawiać pułapki... Przepraszam, jeśli zawiodłem Pani oczekiwania, ale próbowałem zrobić właściwą rzecz.
Przez chwilę wahała się czy odpowiedzieć, ale w końcu się przemogła.
- Wy Jedi zawsze wiecie lepiej i robicie po swojemu, zamiast posłuchać czyjejś rady. Potem to się zawsze kończy w ten sposób. To, że potraficie czarować, nie znaczy że znacie się najlepiej na wszystkim - starała się być uprzejma, ale w jej głosie był oczywisty wyrzut.
- To nie jest takie proste, ale ma pani częściową rację. Czasem powinniśmy okazywać więcej pokory. Też jestem zły, i na samego siebie i że tak to wszystko się rozwinęło. Biorąc pod uwagę, co chciałem osiągnąć, nie żałuję, że spróbowałem. Ale porażka boli jeszcze bardziej... I nie mówię tylko o kontrakcie, ale przede wszystkim o Mygettianach. Jasnym jest, że dzieje się im krzywda i to, że nie mogę zrobić nic żeby im pomóc - zacisnął pięści z bezsilności - To naprawdę mnie boli…
- Cóż, Republikę, a bardziej ich obywateli, zaboli to po kieszeniach - prychnęła. - Ciekawe czy znowu obetną dotacje na terraformowanie zniszczonych planet. - dodała. - Przepraszam bardzo, ale muszę skończyć się pakować - dodała, tonem sugerującym, że nie chce już rozmawiać.
- Rozumiem. - z kwaśną miną wyszedł z pokoju, niepocieszony.

Kontrakt był jedną sprawą. Negocjatorzy Republiki nie potrafili w ogóle poradzić sobie z Muunami bez jego pomocy, a teraz szukali kozłów ofiarnych, takich jak komandor Tuchani. Mieli też wyrzuty do niego samego, mimo, że powinni zdać sobie sprawę, że nie mógł wcześniej podejrzewać, że tak się to wszystko potoczy. Po prostu wiedział, że odpowiedzialność za to niepowodzenie nie spoczywała tylko na jego barkach. Inaczej sprawa miała się z ludem Vato. Od razu zaznaczył, że nie jest Wybawicielem… Ale oni w niego uwierzyli. Był ich jedyną nadzieją, żeby mogli się wyrwać z tej sytuacji, w którą co prawda sami się teoretycznie wpakowali, chociaż nie wątpił, że równie dobrze mogli paść ofiarami oszustwa i gdyby tylko wiedzieli, na co się pisali, nigdy by się nie zgodzili na takie warunki. Zawiódł ich i czuł z tego powodu wstyd. Jak mógłby teraz spojrzeć im w oczy i powiedzieć, że przez umowę są skazani na dalsze cierpienie? I jak by to wyglądało, gdyby teraz po prostu odszedł bez słowa? Nie leżało mu to dobrze na sercu.
Uderzył zaciśniętą pięścią w ścianę korytarzu. Cała ta niesprawiedliwość, wszystkie manipulacje i groźby… Wiedział, że zapłacą. Nie ważne, czy dzisiaj, jutro czy za parę lat. Ale zemści się za te cierpienie i krzywdę, którą spowodowali. Nie miał już energii i nastawienia, żeby czuć się rozwścieczonym. Teraz, w obliczu gorzkich faktów czuł tylko smutek i zimny gniew, umacniający go w tym postanowieniu.
Chciał, żeby wiedzieli, jak dużego wroga sobie zrobili. Postanowił, że raz jeszcze spotka się z Xenem.
 
Kolejny jest offline