Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-09-2016, 22:37   #221
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Tłum ludzi jaki zebrał sie w gabinecie jak i jego okolicach. Martell byl trochę wkurwiony, ale mógł się tego spodziewać po takiej akcji. Miał ochotę wyprosić wszystkich i nic więcej nie mowic, ale musiał przeboleć ten kurewnie wielki ból w biodrze.
Na szczęście w porę do biura wszedł Hutt i przejął cala sytuacji. I dobrze, przynajmniej wiedział co powiedzieć, Aaron miałby z tym mały problem. A i wolal ukryc sie w cieniu.
Po “referendum” z ciekawskimi, Hutt zanim wyszedł z gabinetu polecił medykowi stawic się u niego.
Mimo ze brał stymulatory to i tak sprawiało mu ogromny ból poruszanie się. Biodro z wypalona dziurą jak i udo nie wyglądały na zdrowe. A ta obrzydliwie wielka glizda zachciała sobie dluzszej rozmowy w swoim gabinecie. Ciulas jeden, ciekawy jakbym odstrzelił mu łeb, co by potem gadał. Bazyliszkiem to medyk nie jest, że po odcięciu jakiej kolwiek czesci ciała, w tym samym miejscu wyrasta kolejna. Ani sie nie regeneruje tak szybko. Do tego tylko i wyłącznie kąpiel w zbiorniku regenerującym.
Zaraz za Huttem do pomieszczenia weszła jego towarzyszka Mira. Wyglądała na przejętą. Ale tylko z powodu tej misji, tak przynajmniej najemnik wywnioskował. Miała rację, załatwić co jest do załatwienia z robakiem i iść się podleczyć.
- Tak zrobię Mira, tylko idź razem z nami, nie chciałbym być w uwadze wścibskich gapiów, wynagrodzę Ci to - mówił z ciężkim trudem, i dał radę się uśmiechnąć, żeby nie pokazać swoich słabości. Ale był twardy, w końcu w nie jednej potyczce brał udział.
 
Ramp jest offline  
Stary 16-09-2016, 21:12   #222
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Nie wiedział, co powiedzieć. Rozłożył po prostu ręce z bezsilności, a w jego głowie pojawił się natłok czarnych myśli. Spieprzył sprawę. Czuł mocne bicie serca. Co on teraz zrobi? Nie miał ani żadnych widoków na pomoc Mygettianom, ani dobrych warunków kontraktu .
- Jak źle jest z tym kontraktem? Naprawdę nie mogliście nic poradzić beze mnie?
- Nacisnęli na naszych negocjatorów. Brak pańskiej obecności mistrzu sprawił, że wprowadzili nawet dwa droidy bojowe. Zrobili pokaz ich siły ognia rzucając dwuznacznie aluzje. Naprawdę stworzyli paskudnie trudną atmosferę - odparła.
Skurwysyny. Przejechał ręką po twarzy.
- To są mistrzowie manipulacji... Ograli nas wszystkich. Naprawdę ta spisana umowa wyklucza jakąkolwiek możliwość pomocy? Wspomnieliście o tym, że Xen mnie okłamał w żywe oczy?
- Mamy twoje słowo przeciwko jego. Żadnych świadków i nagrań... - odparła smętnie.
- Pewnie tego, że zapewniał nas o w pełni zautomatyzowanym procesie wydobycia też się może wyprzeć. Celowo zatajali tę informację od samego początku, a my nie możemy z tym nic zrobić... Gdzie jest Vato?
- Jest pod opieką jednej z naszych służek. Nie było żadnych prób zrobienia mu w jakiś sposób krzywdy - odparła.
- To dobrze. - spuścił głowę - Przykro mi z powodu pani degradacji... Jesteś najmniej winna tego wszystkiego.
Nie odpowiedziała, tylko spuściła głowę. Milczeli przez chwilę. Wreszcie kobieta zapytała:
- Dlaczego nie posłuchałeś mojej prośby Mistrzu? Mogliśmy zająć się sprawą tych istot po zakończeniu negocjacji. Dodatkowe kilkadziesiąt godzin nie zrobiło by im żadnej różnicy...
- Czułem, że jest to na tyle nagła sprawa, że należy się nią zająć od razu. Poza tym, nie planowałem tak długiego wypadu. Miałem nadzieję, przez sprowadzenie Vato i Jiry tutaj nie tylko im pomóc, ale też umocnić naszą pozycję w negocjacjach. Nie mogłem przewidzieć, że Muunowie będą mieli odwagę wam grozić, a na mnie zastawiać pułapki... Przepraszam, jeśli zawiodłem Pani oczekiwania, ale próbowałem zrobić właściwą rzecz.
Przez chwilę wahała się czy odpowiedzieć, ale w końcu się przemogła.
- Wy Jedi zawsze wiecie lepiej i robicie po swojemu, zamiast posłuchać czyjejś rady. Potem to się zawsze kończy w ten sposób. To, że potraficie czarować, nie znaczy że znacie się najlepiej na wszystkim - starała się być uprzejma, ale w jej głosie był oczywisty wyrzut.
- To nie jest takie proste, ale ma pani częściową rację. Czasem powinniśmy okazywać więcej pokory. Też jestem zły, i na samego siebie i że tak to wszystko się rozwinęło. Biorąc pod uwagę, co chciałem osiągnąć, nie żałuję, że spróbowałem. Ale porażka boli jeszcze bardziej... I nie mówię tylko o kontrakcie, ale przede wszystkim o Mygettianach. Jasnym jest, że dzieje się im krzywda i to, że nie mogę zrobić nic żeby im pomóc - zacisnął pięści z bezsilności - To naprawdę mnie boli…
- Cóż, Republikę, a bardziej ich obywateli, zaboli to po kieszeniach - prychnęła. - Ciekawe czy znowu obetną dotacje na terraformowanie zniszczonych planet. - dodała. - Przepraszam bardzo, ale muszę skończyć się pakować - dodała, tonem sugerującym, że nie chce już rozmawiać.
- Rozumiem. - z kwaśną miną wyszedł z pokoju, niepocieszony.

Kontrakt był jedną sprawą. Negocjatorzy Republiki nie potrafili w ogóle poradzić sobie z Muunami bez jego pomocy, a teraz szukali kozłów ofiarnych, takich jak komandor Tuchani. Mieli też wyrzuty do niego samego, mimo, że powinni zdać sobie sprawę, że nie mógł wcześniej podejrzewać, że tak się to wszystko potoczy. Po prostu wiedział, że odpowiedzialność za to niepowodzenie nie spoczywała tylko na jego barkach. Inaczej sprawa miała się z ludem Vato. Od razu zaznaczył, że nie jest Wybawicielem… Ale oni w niego uwierzyli. Był ich jedyną nadzieją, żeby mogli się wyrwać z tej sytuacji, w którą co prawda sami się teoretycznie wpakowali, chociaż nie wątpił, że równie dobrze mogli paść ofiarami oszustwa i gdyby tylko wiedzieli, na co się pisali, nigdy by się nie zgodzili na takie warunki. Zawiódł ich i czuł z tego powodu wstyd. Jak mógłby teraz spojrzeć im w oczy i powiedzieć, że przez umowę są skazani na dalsze cierpienie? I jak by to wyglądało, gdyby teraz po prostu odszedł bez słowa? Nie leżało mu to dobrze na sercu.
Uderzył zaciśniętą pięścią w ścianę korytarzu. Cała ta niesprawiedliwość, wszystkie manipulacje i groźby… Wiedział, że zapłacą. Nie ważne, czy dzisiaj, jutro czy za parę lat. Ale zemści się za te cierpienie i krzywdę, którą spowodowali. Nie miał już energii i nastawienia, żeby czuć się rozwścieczonym. Teraz, w obliczu gorzkich faktów czuł tylko smutek i zimny gniew, umacniający go w tym postanowieniu.
Chciał, żeby wiedzieli, jak dużego wroga sobie zrobili. Postanowił, że raz jeszcze spotka się z Xenem.
 
Kolejny jest offline  
Stary 23-09-2016, 14:58   #223
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Babciu, dziękuje za wszystko. -Rohen szczerze ją wyściskał i wycałował. - Pójdę z dziadkiem, tym człowiekiem trzeba się zająć. - wstał od stołu i ruszył za seniorem rodu. Miał nadzieję, że nie przyjdzie mu przy tych zabiegach zwrócić tak dobrego posiłku.
Dziadek podszedł i założył mu ramię na bark.
- Policzymy się z draniem i wszystkimi, którzy za tym stoją. - mruknął złowrogo gdy schodzili do piwnicy. Widocznie zakładał, że nikt w pojedynkę nie mógł czegoś takiego ustawić. W czym miał zapewne słuszność.
W końcu stanęli przed drzwiami wykonanymi z litego drewna. Bogato jak na pogrążoną w mroku piwnicę. Rohen przebiegał tędy wielokrotnie podczas dziecinnych zabaw w chowanego, ale te drzwi zawsze pozostawały głucho zamknięte. Teraz były lekko uchylone. Widząc jego minę, dziadek wyjaśnił.
- Te drzwi są tu od pokoleń. Bardzo dobrze wygłuszają. Natomiast co do tego pokoju… Nikt spoza rodziny, kto tu został wprowadzony, nie wyszedł już stąd żywy. Ot nasza rodzinna tradycja - dodał z mściwą satysfakcją.
- Wejdźmy - złapał za staromodną klamkę i odchylił ciężkie wrota.
Morlan poczuł zimny powiew, choć nie było mowy o przeciągu. To miejsce należało do Ciemnej Strony Mocy. Unosiła się tutaj nawet delikatna czerwono-fioletowa mgiełka, choć zapewne nikt oprócz niego nie był tego świadom. Padawanowi zaczęło szybciej bić serce. Ból i cierpienie każdej z ofiar uderzało w jego podświadomość pragnąc się tam dostać i pomieszać zmysły.
Samo pomieszczenie mierzyło około cztery na pięć metrów. Wykończone z szarych, równo ciosanych kamieni osadzonych na ścianach i podłodze. Posadzka była brunatna od niedomytej krwi na przestrzeni dziesiątek lat. Oprócz dwóch szerokich belek zbitych w X nie było tu żadnych innych mebli. Do prowizorycznego krzyża przykuty był mirialan.

Był poturbowany, ale niezbyt mocno.

- Wygląda na to, że jego tatuaże posłużyły temu, by zakryć te świadczące o przynależności rodowej - mruknął jeden z dwójki pilnujących go oficerów, służących u dziadka. Jedi kojarzył, że na imię miał Phunnik.
- Mamy kogoś kto ustaliłby co jest pod nowym tatuażem? Jakiś skaner nałożenie starych i nowych wzorów. Nie znam się na tym, ale ktoś sie może zna.- głośno pomyślał padawan
- Jest taka możliwość - oficer podszedł bliżej i dodał szeptem - ale to jest możliwe dopiero po tym jak obedrzemy go ze skóry.
- Tylko ten fragment który odpowiada za przynależność rodową. Reszta historii jego życia i osiągów nas nie interesuje. -odpowiedział Rohan. Najważniejsze pytanie do zabójcy brzmi zawsze “dla kogo pracujesz?”. Tatuaż da im odpowiedź Mirilianie hołdowali pewnym rytuałom, które można było obrócić przeciw nim.
- Czyli pół twarzy - Phunnik wzruszył ramionami. - Nie przeżyje tego. Zrobimy to po skończeniu przesłuchania.
-Zaczynajcie więc.- padawan otaczający go mrok potraktował jako cześć treningu. I próbował wyciszyć jego wpływ na siebie.
 
Icarius jest offline  
Stary 17-10-2016, 13:03   #224
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Krążownik Hope, orbita Taris
Zbliżający się do pięćdziesiątki mężczyzna uderzył pięścią w blat biurka.
- Czy wy zupełnie oszaleliście?! Oni nawet się nie kryją z obecnością floty! W bezczelny wręcz sposób objęli planetę blokadą. To nie podchodzi pod przejęcie siłą, to JEST zajęcie systemu, który należy do Republiki! Ich senator co godzinę błaga mnie bym ratował jego pobratymców! – ostatnie słowa prawie wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Admirale Onasi – odezwał sie najniższy z trójki rozmówców. Hologram prezentował ich siedzących za półokrągłym stołem. – Te oddziały występują z ramienia Czerki, która ma prawo udzielić kompetencji każdej organizacji najemniczej, której zapłacą. W dodatku system planet Centares ma spore należności wobec Czerki, która to na wszystko ma dokumenty podpisane przez każdą ze stron – wszystko wypowiedział lekko drżącym głosem. Ewidentnie bał się konfrontacji z słynącym z braku kompromisów admirałem.
- Pieprzenie – prychnął Carth. – Mogliście wysłać mediatorów i wpłynąć na sposób spłaty Czerki. Zresztą mogliście poddać pod wątpliwość ważność umowy, podpisanej pod naciskiem korporacji. W ten sposób przeciągnęlibyście o dobre kilka lat czas spłaty. Albo cokolwiek! Republika istnieje po to, by bronić każdego z swoich członków! Tymczasem takie decyzje tylko umacniają wizerunek ogromnej Banthy, z której galaktyczne molochy wyciągają kasę i wpływy. – założył ręce na piersi. – Ja nie posądzam was o posiadanie serca, a co za tym idzie empatii wobec cierpiących pod okupacją Czerki mieszkańców . Ale do kurwy nędzy musicie sobie zdawać sprawę co znaczy oddanie bez walki całego systemu? Inni odbiorą to nie inaczej jak oznakę słabości! Po co mają być częścią Republiki, skoro ona o nich nie będzie walczyć?! Ruszcie choć trochę swoimi łbami! Przekalkulujcie sobie straty jakie to przyniesie!
- System Centares nie posiada żadnych strategicznych surowców, czy istotnej infrastruktury produkcyjnej. – odezwał się drugi z członków gabinetu ministra spraw wewnętrznych, pod którego oficjalnie podlegała flota. - Utrzymują się tak naprawdę z kilku kosmoportów i przeładunku. Ich rolę może przejąć znajdujące się nieopodal Concord Dawn.
- Czy wy w ogóle słuchacie co ja do was mówię?! – Onasi ponownie huknął ze złości w blat swojego biurka. – Tu nie chodzi o chwilowe zyski ekonomiczne, tylko…
- Tylko o integralność Republiki i jej przyszłość – przerwał mu milczący do tej pory, trzeci rozmówca. Młody Muun o bardzo szlachetnych rysach. – Wszyscy dobrze zdajemy sobie z tego sprawę admirale. Choć możemy się rozmijać w naszym podejściu do różnych spraw, to niech pan nie zapomina, że wszyscy mamy ten sam cel - kliknął w swój datapad. – Przesyłam panu wszystkie nasze kalkulacje i symulacje możliwych wyjść z tej sytuacji. Są kompletne i bardzo szczegółowe. W każdej z nich najbardziej obiecującą w dłuższej perspektywie jest oddanie systemu Centares Czerwonemu Kraytowi.
Carth rozszerzył oczy ze zdumienia.
- Niech pan się tak na mnie nie patrzy, nie zamierzam owijać w bawełnę. Doskonale zdaję sobie sprawę, kto tak naprawdę pociąga za sznurki. Wracając do meritum – spojrzał na swój datapad. – W przypadku podjęcia wyzwania i przesunięcia tam odpowiednio dużej floty by samym rozmiarem naszych sił przegonić statki blokady, pozbawimy osłony naprawdę istotne układy. Rajdy piratów w okolicach Aldeaaranu czy choćby z mozołem terraformowanej Taris zaprzepaszczą wiele lat pracy i miliardy kredytów łożonych w te przedsięwzięcia. Natomiast na Centares wybory lokalne mają być już za pół roku, a największe poparcie w tej chwili ma partia z skłonnościami separatystycznymi. Już samo to stawia pod znakiem zapytania wszelkie akcje. Jeśli chodzi zaś o echa pozostawienia członka Republiki na pastwę Czerki, to poradzimy sobie z tym zupełnie prosto. Media pozostają pod naszą kontrolą i dzięki nim przedstawimy to jako sukces praworządności. Koniec z korupcją i uprzywilejowaniem bogatych. Każdy jest równy wobec prawa i należy płacić swoje należności. Może nawet ułożymy z tego jakąś iwiększą kampanię. Lud to kupi. Zawsze kupował. I pan admirale dobrze o tym wie – wyraz jego twarzy był zupełnie pozbawiony emocji. Dla Muuna to wszystko było po prostu jednym wielkim wykresem, z którego wybrał najbardziej efektywną opcję. I czytający przesłanego przez niego dane Onasi musiał stwierdzić, że Muun wybrał uczciwie.
Telosianin nie zamierzał jednak zupełnie odpuścić.
- Czyli obywatele Centares zostali zamienieni na cyferki? Ich suma jest mniejsza od kosztów? – prychnął.
- Jeśli pyta pan, czy zostaną pozostawieni samym sobie, to na to pytanie musi pan sam odpowiedzieć – odparł chłodno Muun.
Admirał zmarszczył brwi nie do końca rozumiejąc.
- Co macie na myśli?
- Nie pozwolimy na odsłonięcie naprawdę istotnych systemów. Jeśli jednak zabezpieczy pan Taris w odpowiedni sposób, to reszta pańskiej floty jest do pana dyspozycji. Ale to w jaki sposób zaryzykuje pan życie swoich podwładnych będzie tylko i wyłącznie pana decyzją.

Mygetto, centrum adminstracyjne
Choć mógł się spodziewać, że po raz kolejny będą mu rzucane kłody pod nogi, to jednak nic takiego nie miało miejsca. Wszystkie śluzy otwierały się przed nim, żaden droid nie zastępował mu drogi, nikt nie poprosił o okazanie przepustki. Widać po podpisaniu kontraktu Muunowie poczuli się bardzo pewnie.
Dzięki temu Jon już po kilku minutach spaceru stanął pod biurem Xena Zara. Dosłownie kilka sekund trwała jego identyfikacja, zanim dioda zaświeciła się na zielono i drzwi do środka gabinetu Muuna się otworzyły.
- Tak Mistrzu?
Jedi miał uczucie deja vu. Ton głosu dyrektora zupełnie się nie różnił od ich poprzedniej rozmowy, choć w międzyczasie dużo się wydarzyło. Jakby przyjmował petenta w urzędzie i powtarzał mu wyuczoną regułkę. Jego zachowanie można było odczytać za wręcz bezczelne.
I zapewne wszystko to było w stu procentach zamierzone.

Dxun, baza Mandalorian
Uderzył go chłód powietrza, kiedy powoli wytoczył się na zewnątrz lazaretu. Wózek istotnie miał napęd, ale żeby wystartować w wyścigach śmigaczy potrzebne było sporo modyfikacji. Na razie Zhar-kan zmuszony przemieszczać się tempem śpiącej banthy, poruszanej powiewami wiatru. Przez myśl mu przeszło, że zanim dojedzie do hangarów to noga zdąży mu odrosnąć.
Mimo wszystko hangar nie okazał się być tak daleko. Onderon zmienił swoją pozycję wobec księżyca ledwie o kilka stopni, gdy najemnik znalazł się w cieniu budynku. Pancerz bojowy stał w kącie w stanie w jakim urządził go Sol. Uszkodzone działa, wizjery, otwarty właz. Jednak cała motoryka była sprawna. Był pewny, że młoda Hayes przywróciłaby sprzęt do pełni sprawności w mniej niż godzinę.
Słysząc stukot durastalowych obcasów o podgłogę hangaru odwrócił się nagle. Przez ułamek sekundy, zanim zdążył się zastanowić, za reakcję jego organizmu odpowiadały odruchy. Przebywał w końcu na obcym terenie i pierwsze o czym pomyślał to znalezienie kryjówki. Jednak przechodzący obok Mandalorianin zupełnie nie zwrócił na kalekiego arkanianina uwagi. W końcu już nie był ich wrogiem.
Zresztą cały obóz pracował w ten sam sposób, w jakim go Sol obserwował, kiedy jeszcze przebywał w ukryciu. Zmieniło się tyle, że teraz mógł się tutaj, nomen omen, swobodnie poruszać.
W końcu Zhar-kan został jednym z nich. Stał się Mandalorianinem.
Zanim zdążył się otrząsnąć z tej strasznej myśli, usłyszał za swoimi plecami kobiecy głos.
- Szef twierdził, że chciałeś ze mną o czymś porozmawiać.
Odwrócił głowę i zobaczył osobę w pełnej mandaloriańskiej zbroi, choć nieco niższą niż przeciętny żołnierz tej rasy.

Mirial, dom rodziny Morlan, piwnice
Wycie torturowanego zatracało się w dźwiękoszczelnych ścianach i nie wychodziło poza pomieszczenie. A złapany miał powody do wycia. Oficerowie zaczęli niespiesznie, od wyrywania paznokci, zadając na przemian te same pytania.
- Kim jesteś?
- Kto cię wynajął?
- Z kim współpracowałeś?
Powtarzane jak mantra, niezależnie od tego czy przesłuchiwany odpowiadał czy nie, wrzynały się w jego mózg.
Rohen skupił się na tych słowach, jak na swego rodzaju zaklęciu. Skutecznie odgrodził się o Ciemnej Strony w tym pomieszczeniu. Jednocześnie zauważył, że ta jest bardzo podatna na jego wpływ. Samą myślą mógł ją kształtować. Mógł ją kontrolować i wykorzystać do własnych celów!
Poruszając się nadal wokół zadawanych przez oficerów pytań i wykorzystując zgromadzoną w tym pokoju Moc uderzył w umysł więźnia.
Ten nagle zwiotczał i przestał wyć.
- Zemdlał? - wyrwało się dziadkowi Rohena.
Odpowiedź była zbędna, bo torturowany nagle zaczął mówić.
- Jestem T'choth Harrad, z nieistniejącego już domu Harrad. Zwerbował mnie steward rodzin Tozzen. Z trójką innych bezklanowców mieliśmy doprowadzić do śmierci dziedzica rodu Morlan.
Po tych słowach zamilkł. Padawan czuł, że nadal miał nad nim kontrolę.

Tatooine, Anchorhead, budynek przy torze wyścigowym, loża VIP
- Bueaahahaha! - Motta Hutt był w doskonałym humorze. Bawiły go nawet najgłupsze żarty i nie skąpił sobie drinków. Nie omieszkiwał też co jakiś czas poklepać po plecach Martella, ktory siedział tuż obok.
Wielka łapa przerośniętej glisty ważyła swoje i pomimo koktajlu środków przeciwbólowych pływających w jego żyłach stękał przy każdej z tych okazji.
Mira rozkazała mu szybkie zmycie się z tego towarzystwa i w sumie Aaron mógł łatwo się wykpić swoim stanem zdrowia. Jednak właśnie to, kto się składał na towarzystwo Hutta sprawiło, że jeszcze nie skorzystał z tej opcji.
Pośród dostatnio ubranego sullusa, rozgadanego rodianina, szczerbatego weequay'a, czterech roznegliżowanych twileczek, żołnierz dostrzegł milczącego devaronianina. Siedział ubrany w długi płaszcz, pomimo tego, że było dosyć ciepło. To można było jeszcze zignorować. Natomiast zupełnie inne światło na całą sprawę rzucała obecność niewysokiego mon calamarianina, który ewidentnie był ochroniarzem rogatego. Dokładnie taką parę opisywała w swoich raportach Jedi Hayes. Wynikało z nich, że devaronianin jest jedynym z dziewięciu Czerwonych Kraytów, a wodnolubny był jego prawą ręką.
Ich obecność tutaj znacznie podnosiła zarówno rangę jak i potencjalne niebezpieczeństwa tej misji.

Coruscant, sektor 2, togruckie SPA
- Jak dobrze widzisz, praktycznie wszystko opiera się na dofinansowaniach. Są osobne konta na indywidualne wydatki, z których nie musimy się rozliczać i fundusz ten wynosił zawsze pięć tysięcy kredytów rocznie na jednego zarejestrowanego Jedi. Takie kieszonkowe. Cała reszta, czyli statki, budynki, sprzęt, opieka medyczna... Tutaj są ogromne wręcz środki, ale każdy wydatek musi być zatwierdzony. Poza tym jest oczywiście szereg ulg, dla wykonujących misje Rycerzy. Darmowy transport, zobowiązanie każdego członka Republiki do udzielenia schronienia. Jedi może nawet zarekwirować okręt wojenny, a właściciel może się ubiegać o odszkodowanie w Senacie. Poprzez biurokrację to mogło trwać latami... To jednak są najprostsze z rachunków. Sprawa się komplikuje, gdy musimy utrzymać nasze działania w ukryciu. Z tego w żaden sposób nie można się oficjalnie rozliczć, a przecież wtedy wszystko kosztuje dwu, albo i nawet trzykrotnie więcej.
Mical przerwał na chwilę i się napił.
- Zakon miał i nadal ma swoje udziały w kilkudziesięciu spółkach i czerpie z tego dywidendy poprzez tak zwane słupy. Problem jest taki, że po wojnach straciliśmy dużo kontaktów, a część z nich nie respektuje starych postanowień. Nie czarujmy się, wcześniej wielu współpracowało ze względu na strach przed Jedi. Teraz nas się nie boją i zagarniają kasę dla siebie. Brakuje mi ludzi, żeby tym wszystkim się zająć. Powoli rozkręcamy projekt Sith w Czerce, który przypadkiem rozpoczął Baelish, ale to zajmie jeszcze z rok, zanim zacznie się kręcić na poważnie. Dlatego ratunkiem są dotacje sympatyzujących z nami senatorów, przekazywane dosłownie pod stołem.
Rozmawiali tak już od dobrej godziny. Na kilku tabletach oboje Jedi zagłębiali się w tajniki rozliczeń czy kreatywnej księgowości, która pozwalała Akademi funkcjonować. Dopiero teraz Laurie mogła się zorientować, z czym mężczyzna jej życia musiał sobie radzić. Daleko było temu do znanych z opowieści bitew z mieczem w ręku przeciwko setkom mandalorian. Natomiast ona dobrze zdawała sobie sprawę, że te cyferki były równie, jeśli nie znacznie ważniejsze dla przyszłości Jedi.
- Jeśli chodzi o twoje misje, to na razie potwierdzenia mam jedynie od twojej siostry. Droid został przkalibrowany i umieszczony na statku lecącym na Zonju V. Pozostaje czekać na zdobyte informacje. Myślę, że na dniach będą pierwsze raporty z Tatooine i Seswenny.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 17-10-2016 o 13:19.
Turin Turambar jest offline  
Stary 17-10-2016, 21:04   #225
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sol podniósł się z trudem, czego można było oczekiwać po osobie która ledwo uniknęła śmierci.
- Spocznij. - zwrócił się do kobiety, dając w ten sposób wyraźnie znać jaki jest między nimi stosunek. Skoro miał zająć miejsce Batisty to przysługiwała mu też jego ranga, a żółte zbroje nosili tylko i wyłącznie najwyżsi stażem i starszeństwem mandalorianie.
- Zdejmij hełm. - poinstruował kobietę.
Bez zbędnego wahania wykonała jego polecenie.
Ukazała mu się miła twarz młodej kobiety. Taka sama jak ta na hologramie twileka jeszcze na Onderonie. Tylko teraz Sasha była bardzo krótko ścięta, a jej twarz wychudła i zhardziała od trudów wojskowego życia.
- Dziękuję, musiałem mieć pewność że jesteś właściwą osobą. Jeśli chcesz to możesz założyć hełm. - kontynuował najemnik siadając w swoim wózku. - Streszczę całą historię. Pewien twilek, Lur Arka Sulas zlecił mi znalezienie ciebie i przekonanie do powrotu w rodzinne strony. Ponoć twoja dawna rodzina bardzo się martwi, a ród na ciebie liczy. Jeśli masz życzenie by do nich wrócić to wspomniany będzie na ciebie czekał w piątki około godziny 16:00 w barze przy kosmoporcie w Iziz. - Sol zamilkł czekając na reakcję Sashy.
Westchnęła znudzona, jakby ktoś po raz kolejny powtarzał jej tą formułkę.
- To wszystko? - zapytała jedynie.
- Z twojej reakcji wnioskuję że nie jestem pierwszym kogo w to wrobili. Szkoda ramienia, ale cóż... W zasadzie to wszystko, ale... Z czystej ciekawości, dlaczego? Dlaczego osoba o twojej urodzie i jak przypuszczam również statusie społecznym i materialnym porzuca rodzinę by walczyć?
- Chcieli zrobić ze mnie lalkę, tańczącą jak jej się zagra. Tutaj jestem wolna - jej twarz się trochę rozpogodziła. Podeszła bliżej. - Jak mój ojciec umrze to wtedy tam wrócę, przejmę majątek, spieniężę go i zainwestuję wszystko w nową zbroję - teraz już się uśmiechnęła złośliwie, ale tylko dodało jej to urody. - Zresztą chyba znasz Resol'nare - dodała.
- Rozumiem. Swego czasu też miałem swój spłachetek ziemi, ale nie mogłem usiedzieć na tyłku. I tak znam Resol'nare. Przynajmniej te jej fragmenty które gwarantują mi przetrwanie. - arkanianin westchnął czując bliskość młodej kobiety. Dla większości byłaby oszałamiająca, ale w jego oczach nie była nawet w połowie tak pociągająca jak Brianna, czy Yuthura. - Wypadałoby jednak to za sobą zamknąć. Decyzja oczywiście należy do ciebie. To wszystko.
Skinęła głową, dziękują mimo wszystko za przekazanie informacji.
- Ładna walka - zmieniła temat, na zdecydowanie przyjemniejszy. Przynajmniej dla niej. - Trudno powiedzieć co zrobiłeś źle, ale miałam wrażenie, że niewiele brakowało, a rozniósłbyś Batistę bez strat własnych. Tak z perspektywy, coś byś zmienił w swojej taktyce? - odwróciła się i spojrzała na milczący pancerz, który tak jak Sol, nosił ślady minionej potyczki.
- Po pierwsze nie wciskałbym wibroostrza między lufy gatlinga. Przeciąłbym podajnik amunicji. Teoretycznie powinno było wytrzymać, ale już od jakiegoś czasu zaczynało na obrzeżach rdzewieć i powinienem był wliczyć jego zmniejszoną wytrzymałość na naprężenia. Po drugie, gdybym miał więcej czasu na przygotowania, bądź też spodziewał się walki z mechem zdobyłbym miecz świetlny. Trzydzieści sekund i byłoby po walce. Zakładając oczywiście że korpus nie jest pokryty Mandaloriańskim żelazem, ale byłby to absurdalny wydatek. Mogłem też spędzić więcej czasu na jego plecach, starając się atakować stawy. Przy odrobinie szczęścia nawet wibroostrze jest w stanie przebić się przez delikatniejsze elementy takiego molocha. - odpowiedział najemnik podjeżdżając do pancerza. Sol położył dłoń na masywnym udzie mecha i zamknął na moment oczy. - Pomijając to nie jestem wstanie się przyczepić do moich decyzji. A co ty byś zrobiła? Jak zabrałabyś się za walkę z takim celem?
- Granaty jonowe, potem skrócenie dystansu oślepienie go dwoma strzałami strzelby, a później ładunek wybuchowy na plecach. O ile oczywiście zdołałabym zdążyć z pierwszym punktem - już naprawdę była wesoła. Widać perspektywa śmierci w tak trudnym starciu nie była czymś, co by ją odstraszyło. - Nie byłabym tak szybka jak ty. I przede wszystkim wiedziałabym z czym będę miała do czynienia. Ty poszedłeś na ślepo. Szaleństwo czy odwaga? - zapytała retorycznie. - Nie ma znaczenia. Nawet leżąc, nie mogąc ruszyć ręką czy nogą, zdołałeś wygrać. Nigdy o tym nie zapomnę
Sol zaśmiał się, co dość szybko przeszło w bolesny kaszel.
- Wiesz jaka była moja pierwsza myśl jak zobaczyłem mecha? "Że też zużyłem wszystkie granaty w ostatniej akcji." Taktyka dobra, ale typowa, coś czego każdy pilot się spodziewa. Ile osób rzuciło by się na mecha z wibroostrzem? Nikt. Tutaj zaważyła niepewność, brak wyćwiczonych schematów postępowania i zwyczajny fart. W końcu gdyby Batista był spokojniejszą, bardziej opanowaną osobą nie wyszedłby z mecha. - najemnik zamilkł by złapać oddech. Nawet rozmowa była męcząca w jego obecnym stanie.
- Też prawda - przytaknęła. - Stało się inaczej. Może lepiej jak odprowadzę cię do lazaretu. Główny medyk mnie zatłucze, jeśli sie teraz przeziębisz czy coś.
- Spokojnie, to że nie mam oka, dwóch kończyn i trzydziestu paru procent objętości mojej krwi nie czyni od razu ze mnie inwalidy. - odparł puszczając przy tym oczko. Przynajmniej taki miał zamiar, bo zrobił to niewłaściwym okiem. - Ale przyznaję że napęd jest tragicznie wolny, jeśli dopchniesz mnie na miejsce szybciej to nie mam nic przeciwko spędzeniu jeszcze paru chwil w twoim towarzystwie.
- Pewnie - założyła z powrotem hełm i przejęła kontrolę nad jego wózkiem. - Czyli jesteś w pełni formy? - wróciła do jego aktualnego stanu. Teraz jej głos był nieco zniekształcony.
- Za dwa tygodnie, najdalej do miesiąca powinienem być. Zakładając że zdobędę sensowną protezę. Mam znajomą która mogłaby mi coś skręcić jeśli znajdzie chwilę wolnego. Jeśli macie zbiorniki z kolto z których mógłbym skorzystać... Cóż, wtedy okres rekonwalescencji skróciłby się do standardowej doby. - odpowiedział wygodnie rozpierając się w wózku. Z jednej strony czuł się wyjątkowo słaby, pozwalając by jego los zależał od innej osoby, ale z drugiej było w tej sytuacji coś przyjemnego. Uczucie spełnionego obowiązku, wiedza że teraz może odpocząć.
- Jest zbiornik, ale z niego nie korzystamy. Może jeśli pogadasz z głównym medykiem to cie do niego wpuści.

Powrót z hangaru był zdecydowanie szybszy. Sasha odprowadziła go pod same łóżko. Po drodze skinęła głową jednemu z medyków, który zamknął za nimi drzwi do jego pokoju.
Arkanianin przeniósł się z niemałym trudem na łóżko, nie wstydząc się przy tym skorzystać z pomocy kobiety, po czym nakrył się pościelą. Oczy zaczęły mu się kleić, ale chciał załatwić jeszcze jedną sprawę. Jak przy większości łóżek stał interkom, ale nie miał siły po niego sięgać.
- Czy mogłabyś podać mi słuchawkę? - zwrócił się do Sashy.
- Oczywiście - odparła i ściągnęła hełm kładąc go obok interkomu. Następnie odsunęła szafkę, na której ten stał. Odpięła płyty swojego pancerza i zrzuciła z siebie całą jego górną część.
Okazało się, że była pod pancerzem zupełnie naga. Bez krępacji odpięła części kryjące jej biodra i krocze. Została w ochraniaczach na uda, łydki i butach. Poza tym była zupełnie naga. Sol poczuł jak jego ciało go zdradza, a on sam jest już na nią gotowy.
Szczęka arkanianina opadła powoli, po czym z cichym trzaskiem wróciła na swoje miejsce. Na pościeli natomiast powstało bardzo charakterystyczne wybrzuszenie, zwane popularnie "namiotem".
- To jest bardzo, ale to bardzo zły pomysł. Mam kobietę. Kobietę która jest przynajmniej kilkukrotnie, jeśli nie kilkunastokrotnie lepszą wojowniczką ode mnie i której nie sposób skłamać. Nie uśmiecha mi się narażanie na jej gniew, o tym że okazałbym jej w ten sposób brak szacunku nie wspominając. Mam nadzieję że rozumiesz. - wyjaśnił Sol.
- Zupełnie się jej nie dziwię - odpowiedziała szczerze wchodząc na łóżko i siadając na nim okrakiem. - Takich prawdziwych wojowników jak ty nie spotyka się często... - po czym wzięła go w swoje władanie.


***


Minęło kilka godzin nim Sol zebrał ponownie swoje myśli. A może dopiero obudził się po utracie przytomności? Przez wycieńczenie fizyczne, jak i psychiczne nie był wstanie stawiać Sashy oporu. Nie wiedział jak się czuć. Z jednej strony fizycznie nie miał jej, czy jej sprawności, nic do zarzucenia. Była zwyczajnie piękna, młoda i wysportowana. Ale z drugiej… Czuł się brudny ze sobą, z tym że w ogóle pozwolił by do tego wszystkiego doszło. Mógł jej zwyczajnie wydać rozkaz jako przełożony. Nie zrobił tego. Nawet w swoim obecnym stanie mógł wiele, ale nie zrobił nic. Przewrócił się na bok. Łóżko było wilgotne od potu i innych płynów ustrojowych. Jego myśli pobiegły do Brianny. Ona na niego nigdy tak nie spojrzała. Z takim… Szacunkiem. Jak w ogóle mógł to sobie wytłumaczyć? A jej? Co z obietnicą którą złożył Laurienn? Stoczył się do wózka i sięgnął po interkom.
- Czy mogę prosić o zmianę pościeli? - spytał gdy ktoś po drugiej stronie podniósł słuchawkę.
- Dziękuję. - dodał i odłożył sprzęt na swoje miejsce.

Kolejne minuty spędził z głową podpartą przez swoją dłoń. Gdy jeden z medyków przyszedł z nową pościelą nie można było po Zhar-kanie niczego poznać. Miał pustą, obojętną twarz osoby której nigdzie się nie śpieszyło i nie miała nic do roboty. W zasadzie tak było, tak naprawdę czekał tylko aż ozdrowieje by zacząć coś ze sobą robić, by zdobyć protezę, naprawić sprzęt, czy zająć się czymkolwiek innym. Miał potrzebę rzucenia się w wir zadań, by czas płynął szybciej. Wszystko jakoś ułoży się samo, byleby odzyskał kontrolę nad swoim losem.
- Chciałbym prosić głównego medyka na chwilę rozmowy. - Sol spytał drugiego mężczyznę gdy ten uwinął się z robotą. - Chcę skorzystać z waszego zbiornika z kolto. W razie potrzeby pokryję koszty. Mam dwanaście kół zaległego żołdu.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 17-10-2016 o 21:08.
Zaalaos jest teraz online  
Stary 18-10-2016, 01:15   #226
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
- Miło wiedzieć że truposz nie okłamał. - westchnął Cyrus i ruszył spokojnie, nie dając powodów do zabicia się w kierunku Maatha Anana. - Niech mu gleba lekką będzie, żeby nie było że przychodzę z ulicy, podesłał mnie taki typek jak Slevin, taki z mordą jakby wpadł nią na drut kolczasty.
Aqualish poruszył nieznacznie swoimi żuwaczkami.
- Dobrze wiedzieć - odparł po chwili. - Z starym Kelevrą byliśmy dobrymi kumplami - poprowadził go przez krótki korytarz i wskazał wejście do niedużego pomieszczenia. Zejście do podziemi kompleksu - tam gdzie mieściło się wszystko co miało jakieś znaczenie - było na końcu korytarza.
Cyrus szedł powoli, ale czując się pewnie za swoim przewodnikiem. Milczał, albowiem nie chciał sprowokować Huttów do ataku. Dopiero ten cwaniaczek Rhel mógłby wiedzieć coś o jego celu.
- Co tam u niego słychać? Dawno nas nie odwiedzał. - usiadł na jednym z trzech prostych, drewnianych krzeseł, wokół kamiennego stołu na środku niewielkiego pokoju.
- Dał się odjebać na Coruscant. - mruknął Parker - Niestety nic więcej nie wiem, jak z nim pracowałem kilka miesięcy temu udało mi się z nim trochę pogadać, ale ogólnie straszny z niego mruk był.
Na te słowa Anan się trochę zdziwił. Przez moment stukał palcami w blat stołu.
- Cóż, dotarły też do nas te wieści, myślałem, że wiesz coś innego - odparł z lekkim zawodem. - Tymczasem zostawiając nieboszczyka Slevina w spokoju, to czego chcesz od Rhela?
- Nieboszczyk gadał żebym się tu zakręcił jak będę miał robotę, to się zjawiłem. Ten sam nieboszczyk mówił że Rhel może być całkiem dobrze poinformowany. Macie w swojej piaskownicy nie swoje zabawki, a ja mam za zadanie się ich pozbyć. - usiadł dopiero teraz na krześle, uprzednio zapamiętując jak najwięcej szczegółów otoczenia - Czerwony Krayt podobno sra wam do piasku pod waszym okiem, a mój pracodawca chce ich złapać za ryje i wymusić trochę mniej ekspansywną politykę. Z pewnością i wy na tym skorzystacie i wam też to przyszło na myśl.
I tym razem żuwaczki aqualisha zadrgały.
- Chyba... - nagle jakby zwątpił. - Poczekaj tu chwilę - wstał i po prostu wyszedł z pomieszczenia.
Przy drzwiach stanął weaquay z pałką, ale ten również wydawał się zdezorientowany. Dosłownie dwie minuty później w drzwiach ponownie pojawił się Anan.
- To ten koleś - wskazał komuś Parkera.
Chwilę później z cienia wyłonił się ludzki mężczyzna. Od ostatniego razu przybyło mu trochę siwych włosów na głowie, oraz paskudna blizna po oparzeniu na szyi, ale Cyrus rozpoznał Jiinan Khana.
Ów odepchnął Anana i wszedł do środka.
- Skąd kurwa wiesz o Rhelu i Kraycie, co? - założył ręce na biodra, skąd miał blisko do krótkiego wibronoża. Oczy miał przekrwione, a na twarzy gościł wyraz czystej nienawiści.
Cyrus poprawił się na krześle, po tym jak obrócił się w stronę drzwi. Westchnął.
- Trochę wiem od świętej pamięci Slevina, trochę od moich obecnych pracodawców. - odpowiedział, chociaż przyznanie się do bycie TYM Slevinem z pewnością byłoby bardziej mądre, zwłaszcza jakby wspomniał coś co tylko on i Kahn mógł wiedzieć. - Jestem nieuzbrojony, więc bez nerwów. Przybywam w pokoju.
Jiinan wziął głęboki wdech, starając się uspokoić. Był tak zdenerwowany, że pulsowała mu żyła na skroni.
- Kelevra miał na pieńku z Czerwonymi chujami, ale co do tego masz teraz ty, co? - nie był najlepszym z rozmówców czy intrygantów. Zapewne dlatego nie zdobył innej pozycji niż ta do tej pory. Rhel musiał mu mocno za skórę zajść, skoro samo wspomnienie o nim doprowadzało Kahna do takiego stanu.
- Kredyty mam. A przynajmniej mam zamiar zarobić zaraz po tym, jak w powietrze wyleci ich sekretny składzik broni tu, w tym mieście, na tej planecie. Mojemu pracodawcy bardzo na tym zależy by Krayt się obsrał przy próbie zmiany obecnego porządku w galaktyce, a mają znacznie większe plany z tego co wiem niż wysiudanie kilku Huttów z interesów. Z resztą znasz Rhela, znasz Krayt, wiesz o czym mówię.
Kahn nie odpowiedział od razu. Potrzebował czasu na przetrawienie tego co usłyszał.
Wreszcie odchrząknął i splunął na podłogę.
- Powiedzmy, że to co mówisz jest ciekawe i trafia idealnie w nasze potrzeby. Za idealnie. Trochę mi to śmierdzi. Jak dobrze znałeś łajdaka Kelevre, co? - przekrzywił głowę. Widać potrzebował potwierdzenia, że nie jest robiony w kakao przez swoich wrogów.
- Na tyle dobrze, że możesz sobie wyobrazić że z nim rozmawiasz. Byłem tak blisko niego, że wyjawił mi nawet takie rzeczy o których wiedział tylko on i ty, wiem że pracował z Io, wiem że tutaj obecny Anan próbował go wyruchać na kasę i dopiero Rourke załatwił tą sprawę bez rozlewu krwi, wiem też że pracował... Hmm... Yu-Sien. Załatwili razem rycerza Jedi. I tak dalej, i tak dalej...
- Hmpf, wyście się w dupsko nawzajem ruchali, czy co? - dosyć opryskliwie skomentował to Khan, ale widać było, że te informacje przekonały go co do intencji Parkera. - Siłą byś tego z niego nie wyciągnął... - dodał jeszcze po chwili drapiąc się po brodzie. Tymczasem Anan uciekał wzrokiem przed spojrzeniem Cyrusa. - No dobra... Załóżmy, że pójde ci na rękę, choć to wcale nie jest pewne! - kiepsko w tej chwili blefował. Najemnik spadł mu jak kamień z nieba i nie był w stanie tego ukryć. - Jednak załóżmy, że się dogadamy. Co dokładnie wiesz o sprawie z tym magazynem na południu?
- Nie jestem głową operacji, pracodawca posiada w mieście jeszcze dwóch najemników poza mną. Moim zadaniem jest zdobycie informacji o tym magazynie. A więc wszystko co wiesz, wszystko co możecie przekazać będzie pasowało. Kiedy uderzymy tego nie wiem, ale raczej w przeciągu pięciu dni. Zniknie Ci z barku spory problem poruczniku. - uwagi o ruchaniu Cyrus zignorował.
- Eee... za pięć dni to będzie po ptakach. Wymiana jest jutro wieczorem - odparł. - I jeśli jest was trójka to nie liczcie na żaden sukces. Obstawy mają na co najmniej dwudziestu ludzi. I to nie licząc tajniaków...
- Wam brużdżą też w terenie, nie okłamiecie mnie. A każdy blaster byłby na wagę złota, z resztą frontalny atak nie był naszym celem. Ale jeżeli ktoś by odwrócił ich uwagę, właśnie takim atakiem i podał rysopisy tajniaków, moglibyśmy zaatakować nawet dziś w nocy lub nad ranem. Każdy by ugryzł kawałek ciasta, by byście oczyścili dzielnicę z nieprzyjemnego sąsiada, ja bym zarobił, a mój pracodawca byłby prze szczęśliwy że wraca stary porządek. No i Relik by dostał po dupie, bo jak się domyślam was zdradził, co? Sam pewnie byś chciał go dorwać żywcem i pokazać swoim ludziom co czeka zdrajców. Możemy się postarać, by akurat go żywcem złapać. Pięknie, nie?
Kahn intensywnie myślał, co w jego przypadku przełożyło się na zgrzytanie zębami.
- Dobrze gadasz i bym nawet taką dywersję z chęcią sam poprowadził. Ale problem jest inny. Stary - tutaj Cyrus przypomniał sobie, w jaki sposób najemnicy określają Mottę - za namową tego chuja Relika dał słowo, że wymiana odbędzie się bez problemów z naszej strony. To, że dał się wyruchać bez mydła wyszło dopiero później - założył ręce na piersi. - Mogę dać ci info co i gdzie, na tyle co sam wiem, ale reszta po waszej stronie. Chyba, że to Czerwoni zaczną jatkę, wtedy będziem się bronić.
- Musi wystarczyć. - już miał plan żeby jakoś skłonić do ataku jedną ze stron, najlepiej podszyć się pod jednego ludzi z Kraytu, ale to było ryzykowne... resztą drużyny będzie musiała coś zaproponować - A więc umowa?
Jego rozmówca westchnął.
- Umowa - wyciągnął rękę.
Cyrus na znak porozumienie ów rękę uścisnął.

PDA Cyrusa zaczęło wkrótce po tej rozmowie pękać w szwach od zapisywanych informacji, które oczywiście od razu szyfrował. Nie miał zamiaru zostać okradziony na tej cholernej planecie i zajebać przez to misję. Kilka haseł dostępu, głównie nawiązujące do historii Slevina, również nie zaszkodziło. Po chwili już Cyrus opuszczał siedzibę z informacjami na temat magazynu, ilości ludzi oraz o tajniakach, aczkolwiek pewnie nie o wszystkich. Teraz musiał znaleźć Martella albo Mirę i poświęcić nockę na uknucie jakieś dobrego planu.

Pierwsze co zrobił, to wysłał wiadomość na komunikator Miry by ta stawiła się przy śmigaczu. Z całym szacunkiem do Aarona, ale miał go tylko za żołnierzyka na smyczy Jedi, jeszcze bardziej wytrzymałej niż ta jaką był spętany on sam. Tego błazna którego Martell zabrał ze sobą nawet nie brał pod uwagę, dzieciak pewnie zginie lub zostanie poświęcony, Cyrus już traktował go jako chłodnego. Nie mając większego wyboru uderzał do źródła - Miry. Jeżeli ona nie dała rady się zjawić przy śmigaczu, taką samą wiadomość dostał Aaron. Nie miał zamiaru wysłać notatek, były zbyt cenne i w sumie nie wiedział kto może w danej chwili zaglądać żołnierzykowi przez ramię.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 21-10-2016, 22:53   #227
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Podczas spotkania atmosfera była świetna, przynajmniej nie dal wszystkich. Hutt swoim zabim rechotem smiał się w niebogłosy. Martell siedział koło płaza i próbował się nie ruszać, delikatny ruch powodował spory ból mimo zażywania dopalaczy. Towarzystwo nie wyglądało na specjalnie groźne, aczkolwiek dwojka z nich wyglądała jak ktoś kogo opis dobrze zna. Siedzący na krzesle devaronianin miał być jednym z Krayatow, którego opisała mu Hayes. Również przypomniał sobie rozkaz jaki otrzymał od Jedi. Starał się opanować i nie wdawać w niepotrzebna rozmowę.
Oczekiwał w spokoju na rozwinięcie sytuacji.
-Moze zaczniemy normalna rozmowę? A nie będziemy pierdolic bez sensu?- wkurzylo go pierdzenie w stolek bez powodu.
- Hoho, co cię tak zdenerwowało, mój drogi przyjacielu? - Motta odwrócił swój wielki łeb w jego stronę. - Nie przejmuj się, bawmy się, razem z naszymi gośćmi wkrótce będziemy mogli obejrzeć wspaniały wyścig!
-Nic mnie nie denerwuje, tylko nudne jest siedzenie na dupie i nic nie robienie. Nasz towarzysz- zwrócił uwagę na devaronianina - Coś mi się wydaje że nie tylko mnie sie to nie podoba.
Hutt spojrzał na milczącego do tej pory rogacza, który tylko prychnął cicho, ale lekki uśmiech spoczął na jego twarzy.
- Cóż wyścig będzie rzeczywiście strasznie emocjonujący - powiedział z ironią w głosie. - Już nie mogę się doczekać, kto wygra…
-Noooo, dobrze że nasz małomówny towarzysz się odezwał, to może niech każdy się przedstawi, będzie wiadomo kto siedzi obok i nie będzie takiej nudy.
- Rzeczywiście, nie przedstawiłem tobie naszych przyjaciół - inicjatywę przejął Motta. - Od prawej, nasz wspaniały kupiec z Sullustan, Fujjo Sokken, ten wesoły Rodianin to tutejszy zarządca kosmoportu Jamal, obok niego jest mój przedstawiciel z Jakku Finnese - szczerbaty weequay się uśmiechnął - no i nasz gość, Heavenniro Tiabon z którym wzajemnie wymieniamy się przysługami.
Devaronianin skinął głową, nie spuszczając wzroku z Martella.
-W końcu ktoś nas sobie przedstawił, ja jestem Aaron Martell, medyk - z ironia na ustach odparł - To teraz się napijmy i poczekajmy na wyścig.
Siedział tam jeszcze kilkanaście minut gdy poczuł bardzo silny ból w okolicy biodra. Zaczął się pocić, przynajmniej starał się udawac, miał nadzieje ze sie udało. Przeprosił Hutta oraz resztę, wytłumaczyl jego nagłe wyjście i opuścil pomieszczenie, gdyż czekała go uzdrawiając kąpiel.
 
Ramp jest offline  
Stary 22-10-2016, 00:33   #228
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Oczywiście Xen go prowokował. Wygrał i teraz śmiał mu się prosto w twarz. Ale choć w Rycerzu się burzyło nie zamierzał wybuchać, dawać satysfakcji tamtemu. Samemu do końca nie wiedział, czemu tu przyszedł. Wiedział dobrze, że bitwa została już przegrana. To musiała być chęć uświadomienia Zarowi, że to jeszcze nie koniec wszystkiego. Danie mu powodu do tego, żeby uśmieszek triumfu zmalał. Nie miał za dużo pionków, ale gra się jeszcze nie skończyła. Poza tym uznał, że zwyczajne odejście mogłoby zostać odebrane jako oznaka słabości. Widząc, że Muun dalej grał, postanowił nie pozostać dłużnym. Usiadł i zaczął spokojnie:
- Przede wszystkim gratuluję zawarcia korzystnego kontraktu. Liczę, że praca z Republiką okaże się samą przyjemnością. - powiedział to bez sarkazmu bądź złości w głosie, zimno – Żałuję bardzo, że nie mogłem być przy ostatecznych negocjaciach, ale zajmowałem się innymi sprawami, zresztą bardzo dobrze musi pan o tym wiedzieć… Podobno macie z Mygeetianami spisaną umowę. Nie ma problemu, żebym dostał jej kopie na własność? Zaobserwowałem, zdawałoby się, pewne nieprawidłowości. Dokument na pewno rozwieje moje wątpliwości.
Dyrektor placówki skinął głową, kontynuując ich grę w słowa.
- Dziękuję z całego serca, mam nadzieję, że nasze droidy pozwolą oszczędzić zdrowie i życie tysięcy dzielnych żołnierzy. Jeśli natomiast chodzi o pakt z Mygeetianami, to oczywiście rozkażę przygotować ten dokument i prześlemy go pocztą dyplomatyczną. Czy adres Akademii Jedi na Coruscant jest aktualny?
- Tak. Mam nadzieję, że liczne awarie na poziomie kopalni zostały rozwiązane? Pechowo akurat gdy chciałem wrócić po rozmowie z Radą Starszych wszystkie windy na tym poziomie wysiadły. Obawiałem się nawet, że o mnie zapomnieliście, bo żadna pomoc nie nadchodziła... Dodatkowo chciałbym zwrócić uwagę na wasze droidy. Nie rozpoznały mnie i zaatakowały, gdy wracałem razem z Vato i członkinią Rady na górę.
Nie ważne jak się starał, emocje powracały. Już nie mógł się doczekać zgrabnego wytłumaczenia Xena, jak to bardzo przeprasza i że nie zauważyli awarii aż do końca negocjacji. Najchętniej by po prostu miotnął nim o ścianę i sprawił, żeby tamten skomlał o litość. Mógłby spróbować mu złamać kark samą siłą woli. Wizja ta była doprawdy fascynująca, ale był prawie pewien, że w pomieszczeniu są zainstalowane kamery. Poza tym Xen to nie był jakiś oprych i taka bezpośrednia agresja mogłaby mieć straszne konsekwencje dla Jona i Akademii w ogóle. Ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby trochę się zabawić. Skupił się i spróbował roztoczyć wobec siebie negatywną aurę Ciemnej Strony, a na Xena zadziałać jakiś w jakiś sposób nie wyrządzając mu krzywdy. Chciał, żeby tamten poczuł strach gdzieś na pograniczu czucia. Wywrzeć na nim presję, jakby coś za chwilę miało się wydarzyć. Jakby nagle ktoś stanął za nim i przyłożył mu niewidzialne ostrze do szyi. Atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała.
- Rozumie pan moje niezadowolenie... - ton wyrażał niemalże groźbę, ale Jon siedział tylko i patrzył na swojego rozmówcę. Ręce trzymał pod stołem, ściskając mocno poparzoną dłoń, pamiątkę po bólu, jaki musiał przejść. Może teraz Zar okaże szacunek i strach, jaki powinien.
I wszystko na to zaczęło wskazywać. Muun nagle zaczął się pocić, co było olbrzymią rzadkością u tej rasy. Skulił się w sobie i zaczął uciekać oczami przed spojrzeniem Jedi. Zupełnie zniknęła cała jego pewność siebie. Ktoś obserwujący to z zewnątrz mógłby pomyśleć, że to Xen przyszedł do gabinetu Jona, a nie na odwrót.
- T-to był niefortunny splot wydarzeń. N-naprawdę nie mieliśmy z tym nic wspólnego. M-myśleliśmy, że po prostu d-dłużej schodzi Mistrzowi na rytuałach... D-droidy zareagowały według programów, w t-tamtym rejonie nie p-powinno nikogo być, tylko podziemne stwory się czasem zapuszczają... P-proszę o wyrozumiałość w sprawie k-kontraktu, p-pracujemy jak każdy na p-przysłowiowy chleb i żeby sprostać z-zamówieniu Republiki, p-potrzebowaliśmy jak n-najszybciej dopiąć t-targu by r-rozpocząć p-produkcję...- zaczynał się coraz bardziej jąkać.
Baelish miał ochotę się diabelnie wyszczerzyć, ale zatrzymał się na delikatnym, szyderczym uśmieszku. Teraz wreszcie mógł się poczuć, jakby to on miał kontrolę i on dyktował warunki. Zmniejszył minimalnie nacisk na tamtego, tylko na tyle, żeby mógł przynajmniej normalnie mówić. Czując się pewniej, uciął zdanie tamtego, przerywając mu.
- Dość wyjaśnień. Przez wasze niedopatrzenia zostałem ciężko raniony i narażony wielokrotnie na śmierć razem z moimi towarzyszami. Jira, członkini Rady Starszych, nie dała rady. Jesteśmy teraz sojusznikami i powinniśmy sobie nawzajem pomagać. Zgodzi się pan, że należy się rekompensata za doznane krzywdy. Utrzymanie dobrych stosunków jest w interesie obu stanowisk. Co może pan zaproponować ze strony Muunów?
Dla wszelkiej pewności znów jeszcze mocniej dla niego nacisnął. Miał z tego więcej frajdy niż powinien.
Xar przełknął ślinę.
- Oczywiście zrekompensujemy panu wszystkie koszty leczenia. I doprowadzimy do polepszenia warunków bytowych Mygettian ponad to co było w dotychczasowej umowie. Zadbamy też szczegółowo o ich rozwój zarówno kulturalny jak i technologiczny - dodał szybko.
- Cieszy mnie ten gest dobrej woli. Niczego innego nie oczekiwałem od tak honorowego człowieka jak pan. - tu już pozwolił sobie na prawie szyderczy ton. – Dogadamy jeszcze dokładniejsze warunki z Vato.
Podniósł z siedzenia i szorstko pożegnał. Xen również wstał i choć Rycerz nie mógł tego widzieć, to był pewien że tamten patrzy za nim ze strachem. I świadomość tego jako pierwsza rzecz od dawna naprawdę go radowała. Oraz tego, że teraz mógł pomóc Mygeetianom. Musiał teraz spotkać się z Vato, porozmawiać z nim i dojść do rozwiązania problemu.
 
Kolejny jest offline  
Stary 22-10-2016, 14:54   #229
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Z niezwykłą lubością pochłaniała wszystkie informacje, do których dostęp dał jej Mical. Miała dokładnie to czego chciała i była tym niezmiernie usatysfakcjonowana. Z błyskiem w oku przeglądała kolejne i kolejne rejestry jakie podtykał jej pod nos Wielki Mistrz.
Kreatywna księgowość to było coś co odkryła jako swój talent będąc w Czerwonym Kraycie. Sam Sladek pewnie płacze za nią i jej talentem do cyferek bo zapewniało mu to dodatkowe przychody. Nikt już się nie dowie do czego mogła by dojść gdyby dostała jeszcze odrobinkę czasu więcej jako Lana Derei. Nikt też poza denatką nie wiedział jak “drobne” kieszonkowe z tych transakcji zdefraudowała na własne konto.

Przepatrując rejestry w głowie zaczynał jej się układać obraz tego jak wygląda tak naprawdę Nowa Akademia Jedi. Można było czuć się wyjątkowym dzięki zdolności władania Mocą wedle własnej woli. Lecz najsilniejszą mocą, siłą napędową całego wszechświata były finanse. Z coraz szerszym uśmiechem Laurienn główkowała nad tym co poprawić, żeby zwiększyć kredyty i zmniejszyć swoją “służalczość” względem podsypujących ich kredytami senatorów.

Przez dwa lata spędzone jako koordynatorka pracy Tonego Sladka, zwanego Żelaznym, panna Hayes wyrobiła w sobie preferencje co do tego jak lubiła żeby jej działania były opłacane. Otóż nic bardziej jej nie cieszyło jak możliwość wyciągania kredytów od tych na których niekorzyść miała działać. Gdy jej się to udawało to czuła rozpierającą ją od wewnątrz satysfakcję i poczucie spełnienia.

Dlatego wspomnienie o projekcie Sith, w sprawie Czerki był dla niej niczym wyzwanie, które zapragnęła podjąć choćby już teraz. Ale wiedziała, że nic z tego. Mical nigdy jej na coś takiego nie puści samej… z kimś by jej też nie puścił. Prędzej sam by chciał to załatwić.
Nie mniej temat był przedni. Czerka była bardzo majętnym podmiotem, a więc dojenie tej banthy mogło by trwać i trwać. Tak, Hayes musiała się temu przyjrzeć, a na pewno trzymać rękę na tym.
Była jeszcze jedna sprawa, bliższa sercu i pochodzeniu Laurienn, a która mogłaby uniezależnić Akademię od Senatu.
- A może zaczniemy rozmowy z Korellią? - zaproponowała podnosząc wzrok znad datapadów.
- Co masz na myśli? - dopytał, będąc myślami pewnie dalej przy kwotach potrzebnych na działalność jego siatki szpiegowskiej.
- Moglibyśmy wejść pod ich kuratelę. Zawsze lepiej mieć jednego pana niż wielu. Przenieślibyśmy tam Akademię. Wielu z naszych padawanów wprost prosi się, żeby nie marnowało swoich talentów z dziedziny mechaniki czy elektroniki - stwierdziła. - Koniec z proszeniem się w Senacie, a tak naprawdę z Korellią wszyscy muszą się liczyć i nikt nie chce jej zezłościć.
- Hmm… Wszystko o czym mówisz to prawda - podrapał się po brodzie. - Tylko Coruscant daje też znacznie wiele innych możliwości, niż to co moglibyśmy uzyskać na Korelli. Trudno mi teraz coś konkretnego ci odpowiedzieć Laurienn, trzeba to przemyśleć.
Laurienn pokręciła głową.
- Nie śpieszy się z tym. To i tak była tylko luźna sugestia - uśmiechnęła się do niego i zaraz pocałowała go w policzek. - Tak bardzo cieszę się z dzisiejszego dnia - dodała uradowana jak już dawno nie miała na to okazji.
- Chciałbym mieć twój zapał do pracy - jego uśmiech był raczej kwaśny.
- Widzisz, trzeba było od razu mnie w to wprowadzić - odparła z promiennym uśmiechem. - Nie mam nic do prowadzenia wykładów dla padawanów, ale to… - wzrokiem omiotła datapady wyświetlające masę różnych danych. - Jest o wiele bardziej ekscytujące. A jak jeszcze do tego dochodzi polityka - oczy Jedi zabłysły entuzjazmem.
Spojrzał na nią z udawanym przestrachem.
- Stworzyłem potwora… - mruknął po czym zaczął się śmiać. - Jeśli rzeczywiście masz taką ochotę się tym zająć, to zaraz przegram ci wszystkie dane na datapad. Skontaktujesz się z Randem, on personalizuje Sitha w Czerce. Nie myśl jednak, że odpuszczę ci wykłady w Akademii - wyszczerzył zęby.
- Wspaniale - ucieszyła się jeszcze bardziej. - Mical, zdecydowanie powinieneś zacząć mnie zabierać do Senatu! - dodała z rosnącym zaangażowaniem.
- Cóż… - westchnął. - Trzeba się powoli do tego zabrać.
Subiektywnie musiał być temu przeciwny, ale z racji tego, że już to przedyskutowali to nie oponował.

Z triumfalnym uśmiechem Laurienn przytuliła się do mężczyzny. Miała, po raz kolejny, zamiar przypilnować wszystkiego by mieć pewność, że żadna okazja nie zostanie przeoczona. Czerka stała się oczywiście dla niej priorytetem. Polityką i wprowadzeniem się do Senatu planowała poczekać do imprezy na Taris, na którą to zaprosił ją Mical… Będzie mogła jasno zaznaczyć swoją pozycję w świecie i definitywnie skończyć z wizerunkiem kawalera jaki miał jej ukochany.
Plany, plany, cała masa pomysłów rodziła się w jej głosie. W końcu nawet przypomniała sobie, że powinna w końcu nawiązać kontakt z Yuthurą. Skoro Mical otworzył przed nią cały swój świat to i sama powinna przestać ukrywać Bann przed nim.

Zalotnie przygryzła wargę.
- To co? Może mała przerwa od spraw służbowych... - zapytała patrząc na niego pożądliwie. Zupełnie jakby ta szczera wymiana informacji napaliła ją nie mniej niż czułe słówka i pieszczoty. Jej partnerowi nie trzeba było większej zachęty i już wkrótce, nieśpiesznie, ciesząc się tym wolnym popołudniem, w pełni oddali się namiętności.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 06-11-2016, 18:56   #230
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Mygetto, centrum adminstracyjne
- Kapitan przekazał, że statek jest gotowy. Za piętnaście minut startujemy Mistrzu - komandor Tuchani poinformowała go o tym jak tylko wrócił z rozmowy z dyrektorem kompleksu.
Vato stał pośród bagaży zupełnie zagubiony. Ożywił się widząc nadchodzącego Jona.
- Wybrańcu, co teraz z nami będzie?

Tatooine, Anchorhead, budynek przy torze wyścigowym
Choć bardzo by chciał, to na razie musiał zapomnieć o kąpieli w kolto. Tuż przy zejściu na niższy poziom czekał na niego Goel.
- Chodź ze mną - mruknął tylko i pociagnął żołnierza przez wąski korytarz do wyjścia na zaplecze. - Mira wzywa - wyjaśnił, kiedy mogli już swobodnie rozmawiać, bez ścian, które mogły mieć uszy. - Kiepsko wyglądasz. Trzymasz się?
Martell tak naprawdę trzymał pion tylko dzięki egzoszkieletowi. Jechał mocno na stymulatorach, żeby być na chodzie. Na szczęście był wypoczęty i jeszcze jakiś czas będzie w stanie w ten sposób podołać.
- Chodź - Zozin ruszył przed siebie. - Zbiórka przy śmigaczu.

Coruscant, Akademia Jedi
- Nie mam dużo czasu Laurienn - hologram Attona był bardzo mały i dosyć rozmazany. Mistrz Jedi otulał się płaszczem, starając ochronić się przed mocno zacinającym deszczem. - Wiem, że Mical przekazał ci wszystkie aktualne informacje, więc mów co planujesz.
Rzeczywiście została zalana całym ogromem danych. Nie zdołała nawet przejrzeć połowy, kiedy skontaktował się z nią Rand. Był na misji i wkrótce miał stracić możliwość kontaktu z Akademią. Dlatego ich rozmowa została mocno przyśpieszona.
Pomimo jednak tego krótkiego okresu na zapoznanie się z materiałami, Hayes udało się zrozumieć sytuację korporacji i motywów kierujących ich działaniami.
Przed Wojną Cywilną Jedi Czerka była spółką zajmującą się wydobyciem minerałów i przemysłem z tym związanym. Kiedy Malak doszedł do władzy, któremuś z dyrektorów udało się nawiązać kontakt z Mrocznym Lordem. W zamian za finansowanie wojny, spółka otrzymywała wyłączność na handel w światach kontrolowanych przez Imperium Sithów.
Rzeka pieniędzy zaczęła przepływać przez firmę, która stając się monopolistą w prawie połowie Galaktyki urosła do kolosalnych rozmiarów, przekształcając się w korporację. Oczywiście kosztem swojej reputacji, która teraz była równoznaczna z pozbawionym etyki oportunistą.
Upadek byłego ucznia Revana i kilka nieudanych inwestycji mocno zachwiały pozycją Czerki. Kolos okazał się mieć gliniane nogi. Choć nadal oczywiście był gigantem z prawie nieograniczonymi możliwościami, to konkurencja nie zasypiała gruszek w popiele. Zarówno Federacja Handlowa jak i klany bankowe wykorzystywały bezlitośnie każde potknięcie molocha, który wcześniej był nie do ruszenia.
Teraz po ponad trzynastu latach Czerka chwytała się każdej możliwości, by zatrzymać swój upadek. Nieudolnie przeprowadzone restrukturyzacje nie przynosiły skutku z powodu przysłowiowego zabetonowania się rady nadzorczej. Uparcie próbowali utrzymać się na wszystkich frontach, choć dla Laurienn oczywiste było, że skupienie ich możliwości na kilku dziedzinach przemysłu pozwoliłoby zdobyć przewagę technologiczną i ustabilizować sytuację finansową. Odbyłoby się to oczywiście kosztem utraty wpływów w setkach systemów, ale właśnie na to nie chciał nikt w korporacji pozwolić.
Dlatego informację o tym, że Sith nadal istnieją i chcą kontynuować współpracę przyjęto na najwyższych stołkach z wielką radością. Najchętniej od razu najęliby armię najemników, którą wsparliby swoimi droidami bojowymi i przekazali pod rozkazy użytkowników Ciemnej Strony Mocy.
A oczywistych względów Mical z Attonem nie chcieli do tego doprowadzić. Wymówka, że Sith muszą się ukrywać nie była zbyt przekonująca, bo Jedi było naprawdę niewielu i był to fakt powszechnie znany. Dlatego na razie utworzona legenda głosiła, że Sith muszą zewrzeć swoje szyki, zanim ponownie odsłonią się przed światem. Z tym trzeba było działać priorytetowo, bo już wkrótce Czerka może zacząć podejrzewać oszustwo.
W tym momencie kontakt z korporacją był utrzymywany jedynie poprzez hologramowe połączenia z wicedyrektorem sektoru Drogi Hydiańskiej. Andras Bergann był w teorii człowiekiem odpowiedzialnym koordynację przepływu informacji, a w praktyce był szarą eminencją. Miał dostęp do praktycznie każdego pionu firmy i był kluczową postacią. W tym momencie silnie naciskał na bezpośrednie spotkanie i rozpoczęcie bardziej zdecydowanych działań. Z raportów szpiegów Micala wynikało, że Bergann czuł mocną presję i choć był wielkim profesjonalistą, może zacząć popełniać błędy. Mimo to trzeba było na niego uważać, w prywatnych korporacjach nie zdobywało się takich pozycji bez odpowiednich zdolności.

Dxun, baza Mandalorian
Obudził się na chwilę przed rozpoczęciem spuszczania płynu. Odruchowo spojrzał na odmierzający upływ czasu zegarek. Na spokojnym śnie minęło mu prawie siedemdziesiąt godzin. Stanął na jednej nodze. Protezę na czas kąpieli musiał ściągnąć. Emily nigdy nie dawała gwarancji na całkowitą wodooporność.
Odruchowo chciał się oprzeć rękami o szyby zbiornika i prawie się przewrócił. Do straty ręki nie sposób się przyzwyczaić. Proteza była dla Ciszy niezbędna.
Na zewnątrz pomógł mu wyjść medyk, który się nim opiekował. Podał ręcznik i obejrzał Sola dokładnie.
- Wygląda na to, że wszystko w porządku, jeśli będziesz chciał, możemy zrobić rutynowe testy. Przy okazji rozmawiałem z inżynierami. Jeśli chcesz zastępczą rękę, zgłoś się do Javiego, on się tym u nas zajmuje. - Zawsze była to jakaś opcja. - Z okiem to jednak nie pomogę. Musisz specjalisty na Onderonie, albo gdzieś dalej poszukać.
Na razie z gotówką stał nieźle. Za regenerację zapłacił pięćset kredytów, a w hangarze dalej stał lekko uszkodzony pancerz bojowy warty pewnie z drugie tyle co aktualnie posiadał.
Na Dxun nic go nie trzymało, choć zapewne Mandalore z chęcią skorzystałby z zdolności nowego Mandalorianina. Szacunek jaki zdobył wśród tutejszych mógł dobrze zaprocentować. Dobitnym przykładem było zachowanie Sashy.
Inną sprawą było to, co czekało na niego w Galaktyce. Akademia Jedi, Brianna, Yuthura, a nawet siostry Hayes, z którymi łączyła go swego rodzaju przyjaźń. Nie mógł jednak zapomnieć o całym Czerwonym Kraycie. I Zero, który według wszelkich wieści był świadom jego podwójnej roli.

Tatooine, Anchorhead, okolice północnej bramy
Śmigacz stał w ceniu uszkodzonego transportowca Czerki, który za dnia zamieniał się w kramik rezolutnego Jawy. Teraz jednak panował tu spokój, a nieliczni przechodnie przezornie omijali nieoświetlone zaułki takie tak ten.
- Świetna robota - mruknęla Mira, zawzięcie studiując informacje, jaki zdobył Parker. - Jeśli dobrze to rozgryzłam, to ten devaronianin zamówił broń i amunicję, a jego dostawcy zrzucają mu to na ten magazyn na wschód od kosmoportu. Ma imunitet na jeszcze dwa dni, więc pewnie czyścił go będzie pojutrze. Ta informacja o jutrzejszej wymianie może być prawdziwa, ale zanim wykona przelewy to trochę czasu minie. Muszą najpierw sprawdzić towar. Te kilkanaście godzin będzie dla nich krytyczne, ale też będą się wtedy najbardziej pilnować. Hmm… - zamyśliła się.
Tymczasem do ich zaułka zbliżały się dwie osoby. Jedna z nich utykała. Cyrus podniósł broń, ale przybysze szybko się zidentyfikowali.
- Jesteśmy - odezwał się Goel. - Coś pilnego? Nasz medyk ledwie zipie.
Rzeczywiście Martell był bardzo blady. Źrenice miał poszerzone i oczywistym było, że w pionie trzymają go środki farmakologiczne.
Mira westchnęła.
- Weź jeszcze trochę chemii, nie możemy teraz zrobić sobie przerwy - jej polecenie było brutalne, ale w tej chwili nie mieli innego wyjścia. - Z dobrych wieści, to znamy lokalizację magazynu. Źródło Parkera mówi o dwudziestu cynglach obstawy. To możemy uznać za trafną liczbę, devaronianin korzysta tylko z zaufanych ludzi. Gorzej z tajniakami, ale jeśli zdecydujemy się na wyjście siłowe, to oni nie zagrożą silnym tarczom. W każdym razie jesteśmy strasznie w plecy jeśli chodzi o nasze zasoby, nawet jeśli pominiemy twoje obrażenia - zwróciła się do Aarona. - Misja wydaje się nie do zrobienia - założyła ręce na piersi. - Frontalny atak z oczywistych względów odpada, zaskoczenie również, gdyż cały teren wokół kosmoportu jest pod obserwacją. Mimo to mam wielką ochotę napsuć im krwi. Jakieś pomysły?

Coruscant, Senat Republiki, kosmoport
- A szlag by ich trafił. To tylko pieniądze. Znacznie większe sumy przetracają na wielokrotne zmiany systemów informatycznych co roku niż na cały ten kontrakt. Przynajmniej udało się pomóc tamtym natywnym mieszkańcom - przez czas powrotu do stolicy pani komandor odzyskała trochę swojego pozytywnego spojrzenia. W przeciwieństwie do pozostałych negocjatorów, którzy patrzyli na Jedi spode łba.
- Niech Mistrz się nie przejmuje. To oni odpowiadali za całość i teraz tylko szukają kozła ofiarnego. Mistrz był tylko by przypilnować uczciwego zawarcia kontraktu. Skoro nie byli w stanie niczego więcej ugrać, to znaczy że Muunowie mieli lepsze argumenty. I tyle - wzruszyła ramionami. - Zresztą jako jedyny Mistrz naprawdę zrobił coś wartościowego. I mocno przy tym oberwał - zrobiła ruch, jakby chciała sięgnąć ku jego ręce, ale sie powstrzymała i zaczerwieniła. To byłby bardzo spoufalający gest, a przecież z Jedi nie wypada.
- Mam nadzieję, - odezwała się szybko, by zamaskować swoje zakłopotanie - że uda nam się mieć okazję jeszcze spotkać, to znaczy podczas współpracy oczywiście! - szybko się poprawiła.
Widać lampka wina tuż przed lądowaniem lekko poplątała jej język.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172