Ręce Brunona potrafiły zdziałać cuda. Już po kilku minutach Jessica poczuła, jak schodzi z niej napięcie i stres, a po kolejnych kilku – była przekonana, że dobrze zrobiła, godząc się na odłożenie badań w szpitalu na następny dzień.
Kiedy obudziła się, nie była już taka pewna, co do słuszności swojej decyzji…
Pomieszczenie – w pierwszej chwili – skojarzyło się jej z Muzeum Historii Naturalnej. Była tam kilka razy jako dziecko i nastolatka. Tu było jednak ..za mało przestrzeni. Może to jakiś kantorek? Poszli z Brunem na jakiś event - a jego agencja wynajmowała rozmaite pomieszczenia – i potem wylądowali na zapleczu muzeum? Znów nic nie pamiętała.. ani wieczora, ani wyjścia, nic.
Wariuje?
Miała na sobie to samo ubranie w którym siedziała z kolegami z pracy w pubie. Pamiętała, jak je ściągała… Czy ta scena z więzienia nie była prawdziwa? Miała urojenia? Czegoś dosypali jej w pubie? Niemożliwe, przecież nie było tam nikogo obcego…
Chyba jednak bardziej możliwe, niż to, że trafia co chwila do innego wymiaru. Alternatywnej rzeczywistości. Ech, za dużo Star Treka w młodości… zaczęła podnosić się na nogi, kiedy przed jej oczami zjawiła się dziwna postać, wycięta rodem z jakiegoś anime.
Teraz była już pewna, że ktoś jej czegoś dosypał do piwa. Dowie się , kto, i zatłucze sukinsyna. Grunt, to mieć cel działania.
Zlekceważyła halucynację – podstawowa zasada mówi:
nie rozmawiamy z urojeniami – i wyszła przez drzwi na korytarz.
Opcja z przyjęciem w Muzeum Historii naturalnej wydawała się potwierdzać – ciemny korytarz, z jednymi drzwiami drzwi. Zaplecze. Ok, trzeba wyjść i sprawdzić.
Przeszła energicznie korytarzykiem i pchnęła drzwi.
Jaskinia. Mroczna, nieco wilgotna. Skojarzenie mogło być tylko jedno: