11-09-2016, 22:16 | #21 |
Administrator Reputacja: 1 | Lisa, Will i Jay Will otworzył oczy, a potem szybko je zamknął, nie chcąc wierzyć w to, co widział. To z pewnością nie była taksówka... Nowy dom Melissy? Niezłe łoże zafundowała sobie siostrzyczka. Próba uzyskania jakichś informacji okazała się jednak daremna. Pewnie wyglądał co najmniej śmiesznie, poruszając ustami niczym na niemym filmie. Zaprzestał jednak prób, gdy w sypialni pojawiła się skąpo ubrana niewiasta. Jednak nie uroda była największym jej orężem. Na szczęście użyła go, by rozprawić się z baldachimem, a nie z którąś z części ciała Willa. A potem zniknęła, nim Will zdążył wyrazić swoje zdanie co do jej urody tudzież stroju. - Sen w śnie? Co to, jakaś zasrana Incepcja? - mruknął Jayden, podsuwając się na kraniec łóżka. Wyglądał na dość spiętego i czujnym okiem zlustrował pomieszczenie, w którym się znajdowali. Zapach stęchlizny nie mógł zapowiadać się obiecująco. Mechanik uniósł prawą dłoń przed twarz okręcił nią parę razy. Choć starał się dostrzec najdrobniejszy detal, nigdzie nie było śladu po ranie, której ostatnio się dorobił na potłuczonym lustrze. A to mogło oznaczać dwie rzeczy. Albo śnił wtedy, albo śni teraz. Albo, jak to wcześniej nazwała Liss, trafili do kolejnej alternatywnej rzeczywistości. - Nie wiem, czy jesteście realni, ale dobrze widzieć znajome twarze - rzucił do pozostałej dwójki. - I chyba nie zaskoczy was moje pytanie w stylu, “co my tutaj robimy?” Melissa siedziała skulona, obejmując się ramionami, na których widniała gęsia skórka. Bała się tego miejsca. Czujnie rozglądała się po pokoju jakby spodziewała się, że demonica nagle zmaterializuje się w innej części pomieszczenia. - A może umarliśmy - szepnęła dziewczyna patrząc w sufit. - Może... Może to jest czyściec... A raczej przedsionek piekła - poprawiła na koniec swoją myśl, bo przecież w czyśćcu nie byłoby demonów ani diabłów. Chyba by nie było. Jay pokręcił głową, wyraźnie nie zgadzając się z takim spostrzeżeniem. W końcu nie był zbyt religijny i wątpił, że cokolwiek, niebo czy piekło, czeka go po śmierci. Widząc jednak przerażoną Liss, złagodniał po twarzy, wyraźnie ruszony troską o przyjaciółkę. - Tamta… istota nie wyglądała, jak cenobici, prawda? Więc o ile nie trafiliśmy do Hellraisera, to zakładam, że to wszystko jest jakąś głupią sztuczką - powiedział, siląc się na uspokajający ton i zerknął na Willa, jakby czekał na jego reakcję. - To mi raczej wyglądało na panienkę z arabskich baśni - odparł w końcu Waggoner. - Na kuzynkę dżinna. Albo hurysę. Ale ten taniec z szablami mniej mi się spodobał - dodał. - Podobnie jak jej zimne jak lód oczęta. - Co wam przypomina rysunek na suficie? - spytał. Wiedział, z czym jemu się to kojarzy, ale wolał nic nikomu nie sugerować. Lisa spojrzała najpierw na Jaya, później na brata. Przysunęła się do tego drugiego i go dotknęła. - Nie jesteś duchem, ani zwidem - stwierdziła trzymając dłoń na ręce Willa. Powiodła spojrzeniem w górę. - Wygląda jak indyk upieczony na święto dziękczynienia, któremu ktoś wyrysował oczy i usta - mruknęła krzywiąc się. - Jay, mam nadzieję, że to nie są cenobici - dodała z powagą i strachem w głosie. Zaraz wstała z łóżka i zaczęła ostrożnie chodzić po pomieszczeniu. Dłonią zakryła nos przed wonią, która się tu rozchodziła. - Nikt tu nie posprzątał a conto naszego przyjazdu. - Will poszedł w ślady siostry i wstał. Podszedł do kominka, chwycił ciężki pogrzebacz i pogrzebał w resztkach popiołów. - Chyba od wieków tu nikt nie bywał - dodał. Jayden zmełł jakieś słowo w ustach i energicznie przekręcił się na łóżku, wyrzucając nogi na podłogę. Zerwał się z posłania i odsunął na dobre kilka kroków. Zerknął w kierunku sufitu, ale tylko pokręcił głową. Spojrzał natomiast na Willa i widząc, jak brat Liss zaczyna się “uzbrajać”, skinął do niego głową. Sam Jay natomiast pokręcił nosem i powęszył wokół siebie. Wreszcie wrócił w pobliże wielkiego łoża i bardzo powoli pochylił się obok niego. Opierając dłonie o podłogę, złożył się jak do pompki i opuścił się aż do poziomu ziemi. Obrócił głowę i zajrzał pod łóżko. - Son. Of. A. Bitch - wydukał i nagle poczuł, jak zaczyna się intensywniej pocić. - To się wam może nie spodobać - zawołał, nie odwracając wzroku. Od głowy. Głowy trupa. Ostatecznie nie wytrzymał i na chwiejnych nogach wstał i podszedł do ściany, opierając się o nią, jakby miał zwymiotować. |
11-09-2016, 22:24 | #22 |
Reputacja: 1 | Rodzeństwo Waggoner i pan Blackleaf - Co tam jest?! - jęknęła Melissa odsuwając się jak najdalej od łóżka. - Jeśli sobie jaja robisz, to osobiście ci wybiję z głowy głupie żarty - obiecał Will. Jayden w tym czasie zginał się w pół i łapał za podbrzusze. Mimo chęci nic jednak nie opuściło jego żołądka, dlatego tylko obrócił się i oparł plecami o ścianę, dysząc ciężko i zerkając z obawą w stronę łóżka. - Mam nadzieję, że nie jest, kurwa, prawdziwa - jęknął, wyraźnie ignorując dwójkę. - Jay, co tam do cholery jest! Zdechłe szczury!? - ponagliła go Lisa, lecz nie spodziewała się, by jej sugestia była trafna, bo wiedziała, że na truchło zwierzęcia nie zareagował by tak. Natychmiast podeszła do okna i próbowała je otworzyć. Nie udało jej się to, ale dostrzegła coś nie mniej niepokojącego. - Jest ciemno. Nie ma nawet gwiazd, żadnych latarni... Czarno… - znów zaczęła siłować się z oknem mając nadzieję, że to tylko złudzenie. Will, omijając chwilowo problem znajdującej się pod łóżkiem głowy, podszedł do okna i pogrzebaczem spróbował rozbić szybę. Blackleaf, odzyskując już pełną kontrolę nad swoim ciałem, zbliżył się szybszym krokiem do Melissy i wykonał ruch, jakby próbował ją złapać za ramię. - Musimy się stąd wynosić. Tak natychmiast. Pod łóżkiem jest odrąbana głowa! - Głowa? Ale jak to... - Lisa jęknęła z przerażeniem w oczach. Zaczęła gorączkowo rozglądać się po pokoju za czymś, sama nie wiedząc za czym. -[i] Ale... Ale jak mamy uciec? To przecież jest pułapka [i]- stwierdziła wskazując ręką na otwarte drzwi. - A to chyba jest tylko zamalowaną czarną farbą szyba. Szyba, jeśli to w ogóle była szyba, nie raczyła pęknąć, chociaż Will nie żałował siły. - Ta droga chyba jest zamknięta - stwierdził ponuro. Jay zerknął na Willa i zrobił skwaszoną minę. - Weź Liss i sprawdźcie, czy nie ma tutaj innych przejść. Ja zobaczę, co jest z tą biblioteczką - powiedział, wskazując na drugi koniec pokoju, gdzie stał regał uginający się pod książkami, a tuż obok dostawiony fotel. - Tam zdecydowanie powinniśmy iść w ostateczności - przeniósł palec w kierunku głównych drzwi. Will powiódł wzrokiem po ścianach. - Może tam? - W jego głosie było sporo wątpliwości, gdy ruszył w stronę kotary, zasłaniającej jeden z rogów pokoju. Melissa doskoczyła do komody i zaczęła przetrząsać jej szuflady i półki w poszukiwaniu czegoś przydatnego. - Może za meblami będzie jakieś ukryte przejście - zasugerowała i zaraz sama zajrzała za komodę. Wnęka za kotarą nie zawierała niestety tajnego przejścia, a jedynie szaty, nadające się raczej dla osób o dość specyficznych gustach. - Same ciekawe rzeczy, ale nic przydatnego - powiedział. - Pomogę ci odsunąć - zaproponował siostrze swe usługi. - Nic tu nie ma - odezwała się Lisa, która w komodzie jedyne co znalazła to sukienki i bieliznę. Cicho przeklęta. Spojrzała na brata i skinęła mu głową. Powoli strach na jej twarzy ustępował miejsca determinacji i skupieniu. Wystarczyła odrobina wysiłku by dowiedzieli się, że za komodą nie ma nic poza gładką ścianą. Melissa odeszła od mebla i skierowała się do kominka. Wzięła stamtąd metalowa szufelke do ręki i ruszyła do okna. Zrobiła zamach i rzuciła nią w szybę chcąc mieć pewność. Szkło również i tym razem nie pękło. - To jest bez sensu - stwierdziła i nerwowo przeczesała palcami włosy.Spojrzała w kierunku otwartych drzwi i skrzywiła się. - Chyba trzeba będzie skorzystać z najbardziej oczywistego rozwiązania - zgodził się z nią Will. - Jak sądzicie, o co jej chodziło z tym imieniem? - spytał. - Imieniem? - wtrącił Jayden, który w międzyczasie zdążył się usadowić na wygodnym fotelu przy biblioteczce i sięgnąć po kilka książek. Choć zbiór był dość pokaźny, to ani jeden tom nie był zapisany w znanym mu języku. Jay nigdy na oczy nie widział znaków pojawiających się na kartach tych mistycznych ksiąg. - Mówisz o tej zagadce? - oderwał się na chwilę od prób odcyfrowania zapisu i zerknął na Willa. - Faktycznie to mogło być imię - pokiwał głową w zamyśleniu i wstał, rzucając za siebie niedbale książkę, co dla osób kochających literaturę było prawdziwą zbrodnią. - Widać, że się laska za dużo naoglądała Riddler’a - podsumował, wzruszając ramionami. - Znaleźliście coś? Bo ja trafiłem na ślepą uliczkę. - Nic przydatnego - odparła mu Melissa kręcąc głową. Nie było nawet nic ciepłego do ubrania. - Mamy tylko jedno wyjście - stwierdziła niechętnie i nim jej własny rozsądek zechciał ją powstrzymać, ruszyła w kierunku otwartych drzwi. - Powiadają, że z każdej sytuacji są dwa wyjścia. To drugie, czyli pozostanie tutaj, niezbyt mi odpowiada - przytaknął jej Will. |
12-09-2016, 17:17 | #23 |
Reputacja: 1 | M. W. J. Jayden oparł dłonie o biodra i spojrzał w kierunku drzwi. Po chwili obserwacji zerknął w stronę łoża i mimowolnie drgnęła mu powieka.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
16-09-2016, 14:20 | #24 |
Reputacja: 1 | Huk po drugiej stronie ściany… Chwileczkę, ale jak to, przecież… Przecież wpadła do wody? Otworzyła oczy i gdy dostrzegła kompletnie nieznane jej pomieszczenie, od którego miała wręcz ciarki wzdłuż kręgosłupa, podniosła się szybko. Za szybko… Prawie wywaliła się z powodu faktu, że była w butach na obcasie. Zmarszczyła brwi i spojrzała w dół po sobie. Była ubrana tak jak w ciągu wczorajszego dnia w Muzeum. Przesunęła dłońmi po swojej spódnicy i po połach marynarki. Już nie była w tej niesamowitej dżungli. To jednak nadal niczego nie wyjaśniało… Zaczęła się rozglądać. Pomieszczenie nie było duże i zdecydowanie należało do dziecka, jednakże żywcem było wyciągnięte z horroru. Porozrzucane, zdewastowane zabawki… ciemne kolory mebli i ścian. I te obrazy. I przede wszystkim dźwięk. Panował tu półmrok, ale gdy zrobiła krok do przodu, dostrzegła w stojącym na środku pokoju łóżeczku dla dziecka ruch. Tępy dźwięk łamania. Za chwilę coś wypadło z łóżka, uderzyło o ścianę i opadło na podłogę. Kolejna zniszczona zabawka… Samantha aż podskoczyła gdy tuż przed nią pojawiła się postać zdecydowanie kobieca. Cofnęła się dwa kroki, wpadając plecami na ścianę, ale wyraźnie nie zrobiło to żadnego wrażenia na tej dziwnej, kosmicznej wręcz postaci. Zadała jej zagadkę i zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Sam stała chwilę sparaliżowana, oparta plecami o ścianę… Praktycznie do niej przyklejona. Proces niszczenia zabawek trwał. Sammy rozejrzała się po raz kolejny po pokoju. Czy przyjemny sen przemienił się w koszmar? Czy teraz będzie się zmagać z potworami, albo jakimiś duchami? To już woli wrócić do poprzedniego snu. CHWILECZKĘ. Coś jej nie pasowało. Brakowało czegoś. Czego? Dźwięku! Dźwięk niszczenia zabawek ustał i coś bardzo szybko przesunęło się w kojcu. Zanders poczuła się obserwowana. Powoli zwróciła głowę w stronę kojca i głos zamarł jej w gardle, gdy chciała wydać z siebie jakiś dźwięk Chłopiec w białych, pobrudzonych ubraniach patrzył na nią groźnie. W jednej z dłoni trzymał misia, a w drugiej jego głowę. Przyglądał jej się i tak jakby czekał. Samantha poczuła się wręcz przytłoczona jego spojrzeniem. To nie był wzrok dziecka. Zdecydowanie nie. To było straszne. Musiała stąd jak najszybciej wyjść. Bała się, że jeśli się odezwie, albo ruszy to ten zmieni się w jakąś maszkarę i urwie jej głowę. Powoli przesunęła się o jeden kroczek, dalej oparta o ścianę, w stronę drzwi, które dostrzegła już wcześniej na ścianie z prawej strony. Dziecko wiodło za nią wzrokiem, nie ruszyło się jednak, ani nie powiedziało niczego. Sam wstrzymała oddech i wykonała jeszcze dwa takie małe kroczki. Chłopiec powoli zaczął obracać głowę, by dalej ją widzieć. Kiedy była już niemal cztery metry od drzwi, zerknęła na nie, a potem na chłopca. Skojarzyło jej się to z uciekaniem przed jakimś wściekłym psem z jego podwórza… Jak te postacie złodziei z posesji bogaczy przed dobermanami… Albo jak Tom przed Spike’m… Wzięła powolny głęboki wdech i dopadła w szybkim ruchu do drzwi, modląc się, że są otwarte. I to był zapalnik. Poruszyła się szybko i usłyszała, że dziecko w kołysce też wykonało jakiś szybki ruch. Drzwi jednak [NA MIŁOŚĆ BOSKĄ] ustąpiły i wypadła na korytarz. Odwróciła się i zatrzasnęła je już widząc chłopca tuż za nimi. Rozległ się nieprzyjemny przeszywający krzyk i cała powierzchnia drzwi zadrżała od uderzeń, które najwidoczniej to dziecko w nie zaserwowało. Czarnowłosa cofnęła się o krok, ale wyglądało na to, że mały sadysta nie mógł stamtąd wyjść. Wzięła kilka głębokich wdechów i przeczesała nerwowo włosy. - Boże… - wysapała, kiedy serce próbowało jej się wyrwać z klatki piersiowej. Znowu nie mogła się obudzić, prawda? Co za koszmarna noc. Uderzenia w drzwi zamilkły i teraz otoczyła ją całkowita cisza. Objęła się ramionami i rozejrzała… Była na środku korytarza, który wyglądał dość obskurnie. Tak jakby był wyrwany z jakiegoś starego, nędznego motelu, albo czegoś takiego. Pełno w nim było drzwi, a światła mrugały niespokojnie co jakiś czas, nadając temu miejscu dodatkowego elementu grozy. Spojrzała w lewo, tamten koniec pogrążony był w całkowitej ciemności. Przerażał ją. Zwróciła więc wzrok w prawo. Tam były jakieś drzwi. To mogło być wyjście, zwłaszcza, że drzwi były wyraźnie inne od tych do pokoi po jednej i po drugiej stronie. Tak więc ruszyła w ich kierunku. Złapała za gałkę i przekręciła ją ostrożnie. Pierwsze, co ją uderzyło to był podmuch chłodnego powietrza. Rozwiał jej włosy. Zmrużyła oczy i wyszła, a obcas jej buta stuknął o kamienną powierzchnię miejsca, w którym teraz się znalazła. Zerknęła za siebie, na korytarz z którego wyszła. Na wszelki wypadek zamknęła za sobą drzwi. Zrobiła kilka kroków, ostrożnie bo kamienie nie były równe, a ona miała te przeklęte obcasy. Spojrzała w górę. Grota była spora i nieprzyjemna. Sam nie wiedziała gdzie jest, ani co ma przedstawiać ta kolejna część jej snu. Było jej chłodno, więc potarła ramiona przez rękawy marynarki. Zapięła guziki i wtedy dosłyszała coś… Fragment rozmowy. Trzy głosy. Zwróciła głowę w tamtą stronę i o mały włos znowu nie podskoczyła, co w tym miejscu raczej nie byłoby wskazane, bo mogła się poślizgnąć. Dostrzegła postacie, wyraźnie ludzkie. Jednak wyglądali co najmniej jak… Jakieś duchy… Albo projekcje z hologramu, albo coś takiego. Z jednej strony brzmieli całkiem realnie, a z drugiej byli bardziej nierealni niż Andreas, którego poznała w dżungli. Gdy się rozejrzała dostrzegła, że osób takich jest tu więcej, ale te trzy zdecydowanie zachowywały się tak, jakby byli tu razem. Samantha była nieufna. Uznała ich za kolejny fragment tego dziwnego snu i czujnie obserwowała ich, spodziewając się, że zaraz znikną, zaatakują albo coś takiego. Tylko nie wiedziała gdzie miałaby uciekać. Było tu co prawda kilka par drzwi, ale które były wyjściem? - Jeśli to ten pieprzony kurczak… - mruknęła pod nosem, irytując się, że może ma ten cały nocny rajd przez jedzenie, które sobie odgrzewała na kolację. A potem przyszło jej do głowy, że temat ich rozmowy dotyczy zdecydowanie osób tu przebywających, w tym i jej samej. Zerknęła po sobie. Nie wyglądała jak oni, nie rozmazywała się, ani nic. Co tu w ogóle było grane… Czemu przyszło jej do głowy, że może słowa tej majaki mają jakiś sens. Przecież to tylko jej głowa… No i może ewentualna niestrawność po kurczaku z rożna. Pokręciła głową zaprzeczając logice własnego myślenia. Skrzyżowała ręce pod biustem.
__________________ If I had a tail I'd own the night If I had a tail I'd swat the flies... |
16-09-2016, 22:13 | #25 |
Reputacja: 1 | Ręce Brunona potrafiły zdziałać cuda. Już po kilku minutach Jessica poczuła, jak schodzi z niej napięcie i stres, a po kolejnych kilku – była przekonana, że dobrze zrobiła, godząc się na odłożenie badań w szpitalu na następny dzień. Kiedy obudziła się, nie była już taka pewna, co do słuszności swojej decyzji… Pomieszczenie – w pierwszej chwili – skojarzyło się jej z Muzeum Historii Naturalnej. Była tam kilka razy jako dziecko i nastolatka. Tu było jednak ..za mało przestrzeni. Może to jakiś kantorek? Poszli z Brunem na jakiś event - a jego agencja wynajmowała rozmaite pomieszczenia – i potem wylądowali na zapleczu muzeum? Znów nic nie pamiętała.. ani wieczora, ani wyjścia, nic. Wariuje? Miała na sobie to samo ubranie w którym siedziała z kolegami z pracy w pubie. Pamiętała, jak je ściągała… Czy ta scena z więzienia nie była prawdziwa? Miała urojenia? Czegoś dosypali jej w pubie? Niemożliwe, przecież nie było tam nikogo obcego… Chyba jednak bardziej możliwe, niż to, że trafia co chwila do innego wymiaru. Alternatywnej rzeczywistości. Ech, za dużo Star Treka w młodości… zaczęła podnosić się na nogi, kiedy przed jej oczami zjawiła się dziwna postać, wycięta rodem z jakiegoś anime. Teraz była już pewna, że ktoś jej czegoś dosypał do piwa. Dowie się , kto, i zatłucze sukinsyna. Grunt, to mieć cel działania. Zlekceważyła halucynację – podstawowa zasada mówi: nie rozmawiamy z urojeniami – i wyszła przez drzwi na korytarz. Opcja z przyjęciem w Muzeum Historii naturalnej wydawała się potwierdzać – ciemny korytarz, z jednymi drzwiami drzwi. Zaplecze. Ok, trzeba wyjść i sprawdzić. Przeszła energicznie korytarzykiem i pchnęła drzwi. Jaskinia. Mroczna, nieco wilgotna. Skojarzenie mogło być tylko jedno:
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
17-09-2016, 18:37 | #26 |
Reputacja: 1 |
__________________ W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć. Ostatnio edytowane przez echidna : 26-09-2016 o 22:15. |
19-09-2016, 12:59 | #27 |
Reputacja: 1 |
__________________ To nie ja, to moja postać. |
20-09-2016, 17:05 | #28 |
Reputacja: 1 | Sala, w której się znaleźli na pierwszy rzut oka nie była wcale salą, a jaskinią. Z nierówną podłogą, składającą się z wielkich bloków kamieni, które wyglądały jak porozrzucane ręką jakiegoś olbrzyma oraz wilgotnymi ścianami. Była również zdecydowanie za duża, nie pasowała do tego, co każde z nich widziało wcześniej - to nie była część drastycznie zaniedbanego i nieco makabrycznego domu. W zasadzie wyglądało to tak, jakby wokół tego miejsca wybudowano kolejne pokoje. - Tak, obudowały centrum - usłyszeli męski głos, dobiegający zewsząd i znikąd zarazem. Każde z nich, niemal bezwiednie zrobiło kilka kroków do przodu, niesione przyciągającą siłą owego głosu. I wtedy dopiero mogli w pełni zauważyć szczegóły, które ich otaczały. To było tak, jakby mgła otaczająca to miejsce uniosła się i powoli odkrywała sekrety, które spowijała. Zobaczyli, że dalej jaskinia nabiera kształtów ogromnej, ale zrujnowanej sali, w których jedyną nietkniętą rzeczą były okna. Wysokie witraże ciągnęły się od podłogi po niemal sam sufit, podświetlane bladym blaskiem nieznanego pochodzenia. Przecież w jaskiniach zwykle nie spotykało się słońca, a okna pomieszczeń, w których się obudzili pokazywały tylko ciemność... Na środku wysokiego podestu stało krzesło, z którego dokładnie w tej samej chwili, kiedy unieśli na nie wzrok, wstał potężny mężczyzna. A raczej coś, co przypominało mężczyznę, bo istota po prostu… nie była materialna, nie istniała. Jej kształty definiowała zbroja, która wyglądała jakby unosiła się nad podłogą oraz niewielkie kłęby dymu, które raz tworzyły coś w rodzaju kawałka tułowia, a raz rogatej głowy z jarzącymi się na niebiesko oczyma. - Widzę, że jesteście w komplecie - tym razem głos dochodził dokładnie ze zbroi. - Nie bój się, wszystko będzie dobrze. - Drugie zdanie istota wypowiedziała ewidentnie tylko do jednej osoby. I nikt nie miał wątpliwości, że płonące na niebiesko oczy zwróciły się wprost na Mayę. Na chwilę zapadła cisza, którą mąciły jedynie oddechy zebranych w sali ludzi oraz kapiąca miarowo i powoli woda. Nim jednak ktokolwiek zdążył się odezwać, istota przemówiła ponownie: - Jestem Apostoł i żądam odpowiedzi.
__________________ "First in, last out." Bridgeburners |
27-09-2016, 16:13 | #29 |
Reputacja: 1 | Podziemna sala - część I Jayden wypuścił powoli powietrze, jednocześnie spinając mięśnie. Widać było, że albo szykuje się do mordobicia albo ucieczki. Cokolwiek nie planował, na początek stanął przed Liss, niby przypadkiem, ale zasłonił ją swoim ciałem. - Coraz bardziej mam wrażenie, że trafiliśmy do świata z twoich gier, Will - mruknął, nie spuszczając “zbroi” z oczu. Will, stojący obok siostry, doszedł do wniosku, że w tym przypadku zabrany z sali pogrzebacz nie na wiele się zda. Mimo wszystko nie odłożył 'oręża'. - Lubię nieco inną grafikę - odpowiedział szeptem Jaydenowi. - Odpowiedź? - zwrócił się do Apostoła, który raczej wyglądał mu na Mrocznego Rycerza czy Anioła Zagłady. Upadłego. - Na tamto pytanie? - Machnął ręką w stronę, skąd przyszli. Jarzące spojrzenie najpierw zatrzymało się na Jaydanie, a potem przeniosło na Willa. Istota podniosła lekko rękę, a obaj panowie zmuszeni nagłą siłą, upadli boleśnie na kolana. - Odpowiedzi! - krzyknął. Siła trzymająca mężczyzn zniknęła, jednak ból kolan zdecydowanie pozostał. Już cię nie lubię, pomyślał Will. Podniósł się z kolan, podpierając się pogrzebaczem. Ciekaw był, jaka jest kara za błędną odpowiedź, ale wolał nie ryzykować. - Imię! - odpowiedziała natychmiast Melissa, przerażona tym, co dziwna istota zrobiła z jej bratem i przyjacielem. - Odpowiedź na pytanie to "imię"! - powtórzyła, gorączkowo spoglądając to na Apostoła to na Jaya i Willa. Jakoś tak odruchowo uniosła ręce, na wysokość piersi, w geście poddania i przeszła przed mężczyzn. Maya miała ochotę wykrzyczeć na początek tysiące pytań z których pierwsze brzmiałoby “gdzie ja do jasnej cholery jestem”. Zamiast tego stała wpatrzona to w dziwną istotę to po kolei w towarzyszy niedoli. Wycierała niedbale łzy tylko rozmazując przy tym mocny makijaż. - Tajemnica - szepnęła cichym, nieśmiałym tonem gdy odwagi dodała jej wcześniejsza odpowiedz kogoś innego. Cała ta sytuacja była dla Samanthy kompletnie surrealistyczna. A im bardziej te osoby które również się tu znajdowały, wydawały jej się bardziej ‘realne’, tym mniej stabilnie się czuła. Sam nie czuła na razie żadnej potrzeby się odzywać. Przyglądała się pozostałym, a gdy zaczął się cyrk i zażądano odpowiedzi, czarnowłosa wzdrygnęła się widząc kolejną niesamowitą postać. Przypominał jej doskonale wyobrażenia jakichś upiornych żniwiarzy. Naczytała się w życiu tylu opisów takich postaci, że nie mogła przestać się gapić, jak już zaczęła. I bardziej była zafascynowana, niż przerażona (choć to drugie oczywiście też). Pozostali zaczęli rzucać jakimiś słowami. Ale czy to miała być odpowiedź na tamto dziwne pytanie? Nie była jednak głupia, już dwóch oberwało, za zapytanie. Zasznurowała usta, przygryzając dolną wargę, wzięła wdech i powiedziała - Czaszka… - wkradła jej się drobna niepewność, bo musiała myśleć szybko. Miała nadzieję, że jeśli to zła odpowiedź, nie spadnie na nią jakiś grom. Czy można było umrzeć we śnie i umrzeć naprawdę? Wolała nie wiedzieć... - O ty parszywy, blaszany gnojku - warknął mechanik, z trudem podnosząc się na nogi. Jego kolana lekko drżały, ale nie zanosiło się na to, że zamierza z powrotem wracać na ziemię. - Liss, cofnij się… - powiedział już ciszej i wyciągnął za nią rękę, jakby próbował ją zatrzymać. Ona jednak nie odpuściła i choć czuła jak nogi jej miękną ze strachu to dzielnie stała na przedzie. Odwróciła się tylko na chwilę żeby rzucić troskliwe spojrzenie na Jaya i Willi by zaraz wrócić do czujnej obserwacji mgły okutej w zbroję. Apostoł przeszedł, a raczej podpłynął w stronę Jessici oraz Jennifer, a wraz z jego oddaleniem się ból w kolanach Willa i Jaydena zmniejszał się. Melissa widząc, że ich odpowiedź najwidoczniej była prawidłowa, odetchnęła z niemałą ulgą i cofnęła się do swoich towarzyszy. *post wspólny
__________________ To nie ja, to moja postać. |
28-09-2016, 13:57 | #30 |
Reputacja: 1 | Podziemna sala - część II W chwili, gdy Apostoł przerzucił na nią swój “wzrok” mała żaróweczka w głowie Jen zrobiła ciche “tink” i rozbłysła oślepiająco. A więc ta idiotyczna zagadka zadana przez Niebieskowłosą to nie było paplaniną dla zmącenia niezręcznej ciszy! Cholera jasna! Dlaczego J.J. uznała, że spokojnie może zignorować te słowa? No tak, bo przecież śniła. To wszystko działo się tylko w jej głowie. Teraz jednak nic już nie wydawało się tylko wytworem wyobraźni. Nic a nic, a już zwłaszcza ten narwany kuzyn Johanna Krausa. Widząc zbliżającą się istotę, Jennifer cofnęła się odruchowo. Była w dupie, wielkiej, czarnej dupie i to tak głęboko, że za chwilę miała ujrzeć przełyk. Przełknęła ślinę, głośno, strasznie głośno. A może to tylko echo hulające po jej pustej makówce spotęgowało to wrażenie? To jak właściwie szła ta zagadka? J.J. wytężyła zmysły szykując się na intensywnie przypominanie. Neurony w jej hipokampie właśnie ogłosiły alarm bojowy. Zupełnie niepotrzebnie. Przypomniała sobie łatwo, zadziwiająco łatwe. Połowa sukcesu za nią. Teraz wystarczyło udzielić poprawnej odpowiedzi. - G... - zaczęła i zamilkła zaraz w nagłym zwątpieniu w słuszność wcześniejszego osądu. Odetchnęła głęboko starając się nie myśleć o tym, co się stanie, jeśli udzieli niewłaściwej odpowiedzi. Jakoś miała wrażenie, że nie chce tego wiedzieć. Cichy głosik gdzieś z tyłu głowy podpowiadał rozwiązanie. Głos istniał bez ciała i nie mógł istnieć bez powietrza. No i nie potrzeba było ust, by wydać z siebie dźwięk. Brzuch kobiety zaburczał przeciągle jak by potwierdzał jej przypuszczenia. - Echo - szepnęła mając nadzieję, że jeśli się myli, umrze wystarczająco szybko, by nie zdążyć mieć do siebie pretensji. Apostoł momentalnie stracił zainteresowanie J.J. i przysunął się jeszcze bliżej do Jessici. - Uciekaj, uciekaj… - cichutkie słowa wyrwały się z ust przerażonej Mayi. Gdyby nie strach krzyknęłaby próbując ostrzec nieznaną jej dziewczynę przed zbliżającym się do niej monstrum. Głos jednak nie miał zamiaru słuchać właścicielki. Z oczu czarnowłosej na powrót poleciały łzy. Najwyraźniej kalkulacje dziewczyny wskazywały tylko na negatywne zakończenia zaistniałego dziwnego ciągu zdarzeń. W dodatku nawet gdy przez myśl przeszło jej by zamknąć oczy, jakoś nie mogła tego uczynić. Oderwanie wzroku od Apostoła było zbyt wielkim wysiłkiem. * post wspólny
__________________ W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć. |