Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-09-2016, 22:16   #21
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Lisa, Will i Jay

Will otworzył oczy, a potem szybko je zamknął, nie chcąc wierzyć w to, co widział. To z pewnością nie była taksówka... Nowy dom Melissy? Niezłe łoże zafundowała sobie siostrzyczka.
Próba uzyskania jakichś informacji okazała się jednak daremna. Pewnie wyglądał co najmniej śmiesznie, poruszając ustami niczym na niemym filmie. Zaprzestał jednak prób, gdy w sypialni pojawiła się skąpo ubrana niewiasta. Jednak nie uroda była największym jej orężem.
Na szczęście użyła go, by rozprawić się z baldachimem, a nie z którąś z części ciała Willa. A potem zniknęła, nim Will zdążył wyrazić swoje zdanie co do jej urody tudzież stroju.

- Sen w śnie? Co to, jakaś zasrana Incepcja? - mruknął Jayden, podsuwając się na kraniec łóżka. Wyglądał na dość spiętego i czujnym okiem zlustrował pomieszczenie, w którym się znajdowali. Zapach stęchlizny nie mógł zapowiadać się obiecująco.
Mechanik uniósł prawą dłoń przed twarz okręcił nią parę razy. Choć starał się dostrzec najdrobniejszy detal, nigdzie nie było śladu po ranie, której ostatnio się dorobił na potłuczonym lustrze. A to mogło oznaczać dwie rzeczy. Albo śnił wtedy, albo śni teraz. Albo, jak to wcześniej nazwała Liss, trafili do kolejnej alternatywnej rzeczywistości.
- Nie wiem, czy jesteście realni, ale dobrze widzieć znajome twarze - rzucił do pozostałej dwójki. - I chyba nie zaskoczy was moje pytanie w stylu, “co my tutaj robimy?”

Melissa siedziała skulona, obejmując się ramionami, na których widniała gęsia skórka. Bała się tego miejsca. Czujnie rozglądała się po pokoju jakby spodziewała się, że demonica nagle zmaterializuje się w innej części pomieszczenia.
- A może umarliśmy - szepnęła dziewczyna patrząc w sufit. - Może... Może to jest czyściec... A raczej przedsionek piekła - poprawiła na koniec swoją myśl, bo przecież w czyśćcu nie byłoby demonów ani diabłów. Chyba by nie było.

Jay pokręcił głową, wyraźnie nie zgadzając się z takim spostrzeżeniem. W końcu nie był zbyt religijny i wątpił, że cokolwiek, niebo czy piekło, czeka go po śmierci. Widząc jednak przerażoną Liss, złagodniał po twarzy, wyraźnie ruszony troską o przyjaciółkę.
- Tamta… istota nie wyglądała, jak cenobici, prawda? Więc o ile nie trafiliśmy do Hellraisera, to zakładam, że to wszystko jest jakąś głupią sztuczką - powiedział, siląc się na uspokajający ton i zerknął na Willa, jakby czekał na jego reakcję.

- To mi raczej wyglądało na panienkę z arabskich baśni - odparł w końcu Waggoner. - Na kuzynkę dżinna. Albo hurysę. Ale ten taniec z szablami mniej mi się spodobał - dodał. - Podobnie jak jej zimne jak lód oczęta.
- Co wam przypomina rysunek na suficie? - spytał.
Wiedział, z czym jemu się to kojarzy, ale wolał nic nikomu nie sugerować.

Lisa spojrzała najpierw na Jaya, później na brata. Przysunęła się do tego drugiego i go dotknęła.
- Nie jesteś duchem, ani zwidem - stwierdziła trzymając dłoń na ręce Willa. Powiodła spojrzeniem w górę. - Wygląda jak indyk upieczony na święto dziękczynienia, któremu ktoś wyrysował oczy i usta - mruknęła krzywiąc się. - Jay, mam nadzieję, że to nie są cenobici - dodała z powagą i strachem w głosie. Zaraz wstała z łóżka i zaczęła ostrożnie chodzić po pomieszczeniu. Dłonią zakryła nos przed wonią, która się tu rozchodziła.

- Nikt tu nie posprzątał a conto naszego przyjazdu. - Will poszedł w ślady siostry i wstał. Podszedł do kominka, chwycił ciężki pogrzebacz i pogrzebał w resztkach popiołów. - Chyba od wieków tu nikt nie bywał - dodał.

Jayden zmełł jakieś słowo w ustach i energicznie przekręcił się na łóżku, wyrzucając nogi na podłogę. Zerwał się z posłania i odsunął na dobre kilka kroków. Zerknął w kierunku sufitu, ale tylko pokręcił głową. Spojrzał natomiast na Willa i widząc, jak brat Liss zaczyna się “uzbrajać”, skinął do niego głową. Sam Jay natomiast pokręcił nosem i powęszył wokół siebie. Wreszcie wrócił w pobliże wielkiego łoża i bardzo powoli pochylił się obok niego. Opierając dłonie o podłogę, złożył się jak do pompki i opuścił się aż do poziomu ziemi. Obrócił głowę i zajrzał pod łóżko.
- Son. Of. A. Bitch - wydukał i nagle poczuł, jak zaczyna się intensywniej pocić.
- To się wam może nie spodobać - zawołał, nie odwracając wzroku. Od głowy. Głowy trupa. Ostatecznie nie wytrzymał i na chwiejnych nogach wstał i podszedł do ściany, opierając się o nią, jakby miał zwymiotować.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-09-2016, 22:24   #22
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Rodzeństwo Waggoner i pan Blackleaf

- Co tam jest?! - jęknęła Melissa odsuwając się jak najdalej od łóżka.
- Jeśli sobie jaja robisz, to osobiście ci wybiję z głowy głupie żarty - obiecał Will.
Jayden w tym czasie zginał się w pół i łapał za podbrzusze. Mimo chęci nic jednak nie opuściło jego żołądka, dlatego tylko obrócił się i oparł plecami o ścianę, dysząc ciężko i zerkając z obawą w stronę łóżka.
- Mam nadzieję, że nie jest, kurwa, prawdziwa - jęknął, wyraźnie ignorując dwójkę.
- Jay, co tam do cholery jest! Zdechłe szczury!? - ponagliła go Lisa, lecz nie spodziewała się, by jej sugestia była trafna, bo wiedziała, że na truchło zwierzęcia nie zareagował by tak. Natychmiast podeszła do okna i próbowała je otworzyć. Nie udało jej się to, ale dostrzegła coś nie mniej niepokojącego.
- Jest ciemno. Nie ma nawet gwiazd, żadnych latarni... Czarno… - znów zaczęła siłować się z oknem mając nadzieję, że to tylko złudzenie.

Will, omijając chwilowo problem znajdującej się pod łóżkiem głowy, podszedł do okna i pogrzebaczem spróbował rozbić szybę.
Blackleaf, odzyskując już pełną kontrolę nad swoim ciałem, zbliżył się szybszym krokiem do Melissy i wykonał ruch, jakby próbował ją złapać za ramię.
- Musimy się stąd wynosić. Tak natychmiast. Pod łóżkiem jest odrąbana głowa!
- Głowa? Ale jak to... - Lisa jęknęła z przerażeniem w oczach. Zaczęła gorączkowo rozglądać się po pokoju za czymś, sama nie wiedząc za czym. -[i] Ale... Ale jak mamy uciec? To przecież jest pułapka [i]- stwierdziła wskazując ręką na otwarte drzwi. - A to chyba jest tylko zamalowaną czarną farbą szyba.
Szyba, jeśli to w ogóle była szyba, nie raczyła pęknąć, chociaż Will nie żałował siły.
- Ta droga chyba jest zamknięta - stwierdził ponuro.

Jay zerknął na Willa i zrobił skwaszoną minę.
- Weź Liss i sprawdźcie, czy nie ma tutaj innych przejść. Ja zobaczę, co jest z tą biblioteczką - powiedział, wskazując na drugi koniec pokoju, gdzie stał regał uginający się pod książkami, a tuż obok dostawiony fotel.
- Tam zdecydowanie powinniśmy iść w ostateczności - przeniósł palec w kierunku głównych drzwi.

Will powiódł wzrokiem po ścianach.
- Może tam? - W jego głosie było sporo wątpliwości, gdy ruszył w stronę kotary, zasłaniającej jeden z rogów pokoju.
Melissa doskoczyła do komody i zaczęła przetrząsać jej szuflady i półki w poszukiwaniu czegoś przydatnego.
- Może za meblami będzie jakieś ukryte przejście - zasugerowała i zaraz sama zajrzała za komodę.
Wnęka za kotarą nie zawierała niestety tajnego przejścia, a jedynie szaty, nadające się raczej dla osób o dość specyficznych gustach.
- Same ciekawe rzeczy, ale nic przydatnego - powiedział. - Pomogę ci odsunąć - zaproponował siostrze swe usługi.
- Nic tu nie ma - odezwała się Lisa, która w komodzie jedyne co znalazła to sukienki i bieliznę. Cicho przeklęta. Spojrzała na brata i skinęła mu głową. Powoli strach na jej twarzy ustępował miejsca determinacji i skupieniu.
Wystarczyła odrobina wysiłku by dowiedzieli się, że za komodą nie ma nic poza gładką ścianą. Melissa odeszła od mebla i skierowała się do kominka. Wzięła stamtąd metalowa szufelke do ręki i ruszyła do okna. Zrobiła zamach i rzuciła nią w szybę chcąc mieć pewność. Szkło również i tym razem nie pękło.
- To jest bez sensu - stwierdziła i nerwowo przeczesała palcami włosy.Spojrzała w kierunku otwartych drzwi i skrzywiła się.
- Chyba trzeba będzie skorzystać z najbardziej oczywistego rozwiązania - zgodził się z nią Will. - Jak sądzicie, o co jej chodziło z tym imieniem? - spytał.

- Imieniem? - wtrącił Jayden, który w międzyczasie zdążył się usadowić na wygodnym fotelu przy biblioteczce i sięgnąć po kilka książek. Choć zbiór był dość pokaźny, to ani jeden tom nie był zapisany w znanym mu języku. Jay nigdy na oczy nie widział znaków pojawiających się na kartach tych mistycznych ksiąg.
- Mówisz o tej zagadce? - oderwał się na chwilę od prób odcyfrowania zapisu i zerknął na Willa. - Faktycznie to mogło być imię - pokiwał głową w zamyśleniu i wstał, rzucając za siebie niedbale książkę, co dla osób kochających literaturę było prawdziwą zbrodnią.
- Widać, że się laska za dużo naoglądała Riddler’a - podsumował, wzruszając ramionami. - Znaleźliście coś? Bo ja trafiłem na ślepą uliczkę.
- Nic przydatnego - odparła mu Melissa kręcąc głową. Nie było nawet nic ciepłego do ubrania. - Mamy tylko jedno wyjście - stwierdziła niechętnie i nim jej własny rozsądek zechciał ją powstrzymać, ruszyła w kierunku otwartych drzwi.
- Powiadają, że z każdej sytuacji są dwa wyjścia. To drugie, czyli pozostanie tutaj, niezbyt mi odpowiada - przytaknął jej Will.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 12-09-2016, 17:17   #23
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
M. W. J.

Jayden oparł dłonie o biodra i spojrzał w kierunku drzwi. Po chwili obserwacji zerknął w stronę łoża i mimowolnie drgnęła mu powieka.
- Dobra, ale ostrożnie - powiedział niechętnie, ruszając kilka kroków do wyjścia. Zatrzymał się tam jednak i odwrócił do rodzeństwa, patrząc na nich, jakby z nadzieją, że znaleźli inne rozwiązanie.
- Gotowi?
- Gotowi - skłamał Will, wysuwając się przed Melissę.
Jay spojrzał prosto w oczy Willowi i skinął do niego głową.
- Trzymaj się z tyłu, dobrze? - rzucił do Liss, podchodząc do niej.

Melissa już miała wyjrzeć co jest za drzwiami ale słowa Jaydena zatrzymały ją. Westchnęła cicho i uśmiechnęła się blado. Niechętnie skinęła głową.
- Nawet nie mamy jak się obronić przed tym czymś - mruknęła wspominając rogatą kobietę.
- Wyglądała na ostrą - powiedział Will. Siostra zgromiła go zaraz wzrokiem za te słowa.
Mechanik minął Liss i podchodząc do Willa poklepał go przyjacielsko po ramieniu.
- Spytaj ją o numer, następnym razem, jak ją zobaczysz - powiedział z uśmiechem.
- Zgłupieliście? Szabla... - wyjaśnił Will.
- No tak, to może być mała przeszkoda przy próbie uzyskania jej numeru. O ile ma jakiś. Wyglądała jak wyciągnięta z filmu “Książę Persji” - westchnął, kręcąc głową. - Dobra. Zobaczmy, co my tu mamy... - wskazał palcem w stronę drzwi i powoli przekroczył próg, rozglądając się uważnie.

Za drzwiami nie czaił się głodny smok, nie czekał książę na białym koniu, nie było tam też czekającej na uwolnienie księżniczki.
To co było, to krótki korytarz, lecący prosto jak strzała i kończący się kolejnymi drzwiami. Korytarz był oświetlony lampami oliwnymi przymocowanymi do ścian obitych boazerią. Wrażenie było, jakby przenieśli się pod pokład jakiegoś starego okrętu, choć może takie spostrzeżenie było tylko skutkiem oglądania zbyt wielu filmów. Podłoga również była wyłożona drewnem, na którym zebrała się już dość gruba warstwa kurzu. Kiedy Jay postawił pierwszy krok na zewnątrz, do ich uszu doszło nieprzyjemne trzeszczenie. Tak, temu miejscu z pewnością przydałaby się renowacja. I zatrudnienie sprzątaczki na pełen etat.

- Całkiem przytulnie - powiedział Blackleaf, choć ton jego głosu przywodził na myśl co innego. - Mam tylko nadzieję, że się zaraz nie zapadniemy. Powinniśmy trzymać odstępy.
- Razem zawsze przyjemniej - z cieniem ironii odparł Will.
Idąca na końcu Melissa zerkała co chwilę za siebie jakby oczekując, że coś czai się i czeka tylko by się na nich rzucić. Dłonią dotknęła boazerii i skrzywiła się czując drewno opuszkami palców. Było tak samo realne jak w rzeczywistości. Objęła się i potarła dłońmi ramiona. Było jej zimno i to nawet bardziej niż zwykle.
- Chyba powinniśmy być cicho... Żeby nas nikt nie usłyszał. - Jej słowa wypowiedziane były prawie szeptem. Po chwili znów spojrzała za siebie.
- Jestem pewien, że wszyscy tubylcy aż za dobrze wiedzą o naszej tu obecności - odparł Will. - Może mimo scenerii rodem ze średniowiecznej Arabii wszędzie są ukryte kamery, a ktoś teraz śmieje się do łez, oglądając nasze poczynania.
- Jak tylko znajdę takiego żartownisia, to pokażę mu lepszy powód do łez - mruknął Jay i zerknął w stronę Liss z troską. Nie miał ze sobą kurtki ani niczego, co mógłby jej dać na dogrzanie się. Postanowił mieć jednak oko na wszelkie przedmioty, które można było wykorzystać do takich celów.
- Tu się chyba korytarz kończy, o ile nie ominęliśmy jakiś tajnych przejść - dodał, przystając na dwa kroki przed drzwiami.
- Można spróbować ostukać ściany - powiedział Will, z wyraźnym brakiem wiary w głosie. - Zapewne dekoracji nie robią zbyt trwałych. - Co nie było wcale prawdą, jeśli się uwzględni imitację okna. - A może są na tyle stare, że się rozsypią.
Stuknął dwa razy pogrzebaczem w deski boazerii. Równie dobrze mógłby postukać palcem.
- A zatem, dzielna drużyno, idziemy dalej? - zaproponował.
- Jasne, kowboju. Tylko pamiętaj, że to nie jest jakaś gra wideo - odparł Jay do informatyka i uśmiechnął się szeroko. Zaraz też zbliżył się do drzwi i złapał za klamkę. Odetchnął głęboko, policzył pod nosem do trzech i otworzył drzwi.

- A to ciekawe… - bąknął i zniknął za przejściem, pozostawiając dwójkę rodzeństwa za sobą.
- Zaiste, ciekawe... - potwierdził Will, przekraczając próg i opuszczając korytarz.
Za to Melissa zatrzymała się i tylko patrzyła jak przyjaciel i brat wychodzą z korytarza. Tam gdzie weszli było jeszcze zimniej, czuła ten chłód który powiał od tamtych drzwi. Ale nie można było zrobić nic innego.
- Nie ma innej drogi - mruknęła pod nosem, jakby chcąc się pokrzepić. Spojrzała za siebie. Powrót do pokoju, w którym gniła głowa był jeszcze gorszą opcją. Wróciła spojrzeniem przed siebie. Nie usłyszała krzyków co było w tej sytuacji dobrą wiadomością. Ruszyła nie chcąc zostać samej w tym upiornym miejscu.
Przekroczyła drzwi i dołączyła do Jaydena i Williama stojących w sporej grocie. Było w niej chłodno, wilgotno i nieprzyjemny zimny wiatr hulał między ścianami. Lisa stanęła bliżej mężczyzn jakby chcąc skryć się za nimi przed tym zimnem.
- Widzicie to, co ja? - upewnił się Will, przenosząc wzrok z paru sylwetek, które znajdowały się w jaskini, na Lisę. - Oni nie wyglądają jak z Piasków Czasu.
- Ale się uparliście na tego Księcia Persji - burknęła wyglądając zza ich pleców na to coś co widziała. - Wyglądają jakby byli nierealni. Wam też oni wydają się lekko rozmywać gdy się poruszają? Jak jakieś cienie - stwierdziła zaniepokojona tym zjawiskiem.
- Chcesz, że tak powiem, iść i dotknąć? - spytał Will.
- Nie, nie mam takiego zamiaru - mruknęła Melissa chowając się za szerokimi plecami Jaydena.
- Tylko bez dotykania - odparł mechanik, przyglądając się otoczeniu i szukając jak najlepszej strategicznej pozycji.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 16-09-2016, 14:20   #24
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Huk po drugiej stronie ściany…
Chwileczkę, ale jak to, przecież… Przecież wpadła do wody? Otworzyła oczy i gdy dostrzegła kompletnie nieznane jej pomieszczenie, od którego miała wręcz ciarki wzdłuż kręgosłupa, podniosła się szybko. Za szybko… Prawie wywaliła się z powodu faktu, że była w butach na obcasie. Zmarszczyła brwi i spojrzała w dół po sobie. Była ubrana tak jak w ciągu wczorajszego dnia w Muzeum. Przesunęła dłońmi po swojej spódnicy i po połach marynarki. Już nie była w tej niesamowitej dżungli. To jednak nadal niczego nie wyjaśniało… Zaczęła się rozglądać. Pomieszczenie nie było duże i zdecydowanie należało do dziecka, jednakże żywcem było wyciągnięte z horroru. Porozrzucane, zdewastowane zabawki… ciemne kolory mebli i ścian. I te obrazy. I przede wszystkim dźwięk. Panował tu półmrok, ale gdy zrobiła krok do przodu, dostrzegła w stojącym na środku pokoju łóżeczku dla dziecka ruch. Tępy dźwięk łamania. Za chwilę coś wypadło z łóżka, uderzyło o ścianę i opadło na podłogę. Kolejna zniszczona zabawka…

Samantha aż podskoczyła gdy tuż przed nią pojawiła się postać zdecydowanie kobieca. Cofnęła się dwa kroki, wpadając plecami na ścianę, ale wyraźnie nie zrobiło to żadnego wrażenia na tej dziwnej, kosmicznej wręcz postaci. Zadała jej zagadkę i zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Sam stała chwilę sparaliżowana, oparta plecami o ścianę… Praktycznie do niej przyklejona.
Proces niszczenia zabawek trwał. Sammy rozejrzała się po raz kolejny po pokoju. Czy przyjemny sen przemienił się w koszmar? Czy teraz będzie się zmagać z potworami, albo jakimiś duchami? To już woli wrócić do poprzedniego snu.

CHWILECZKĘ.

Coś jej nie pasowało. Brakowało czegoś. Czego? Dźwięku!
Dźwięk niszczenia zabawek ustał i coś bardzo szybko przesunęło się w kojcu. Zanders poczuła się obserwowana. Powoli zwróciła głowę w stronę kojca i głos zamarł jej w gardle, gdy chciała wydać z siebie jakiś dźwięk


Chłopiec w białych, pobrudzonych ubraniach patrzył na nią groźnie. W jednej z dłoni trzymał misia, a w drugiej jego głowę. Przyglądał jej się i tak jakby czekał. Samantha poczuła się wręcz przytłoczona jego spojrzeniem. To nie był wzrok dziecka. Zdecydowanie nie. To było straszne. Musiała stąd jak najszybciej wyjść. Bała się, że jeśli się odezwie, albo ruszy to ten zmieni się w jakąś maszkarę i urwie jej głowę. Powoli przesunęła się o jeden kroczek, dalej oparta o ścianę, w stronę drzwi, które dostrzegła już wcześniej na ścianie z prawej strony. Dziecko wiodło za nią wzrokiem, nie ruszyło się jednak, ani nie powiedziało niczego. Sam wstrzymała oddech i wykonała jeszcze dwa takie małe kroczki. Chłopiec powoli zaczął obracać głowę, by dalej ją widzieć. Kiedy była już niemal cztery metry od drzwi, zerknęła na nie, a potem na chłopca. Skojarzyło jej się to z uciekaniem przed jakimś wściekłym psem z jego podwórza… Jak te postacie złodziei z posesji bogaczy przed dobermanami… Albo jak Tom przed Spike’m… Wzięła powolny głęboki wdech i dopadła w szybkim ruchu do drzwi, modląc się, że są otwarte. I to był zapalnik. Poruszyła się szybko i usłyszała, że dziecko w kołysce też wykonało jakiś szybki ruch. Drzwi jednak [NA MIŁOŚĆ BOSKĄ] ustąpiły i wypadła na korytarz. Odwróciła się i zatrzasnęła je już widząc chłopca tuż za nimi. Rozległ się nieprzyjemny przeszywający krzyk i cała powierzchnia drzwi zadrżała od uderzeń, które najwidoczniej to dziecko w nie zaserwowało. Czarnowłosa cofnęła się o krok, ale wyglądało na to, że mały sadysta nie mógł stamtąd wyjść. Wzięła kilka głębokich wdechów i przeczesała nerwowo włosy.
- Boże… - wysapała, kiedy serce próbowało jej się wyrwać z klatki piersiowej. Znowu nie mogła się obudzić, prawda? Co za koszmarna noc. Uderzenia w drzwi zamilkły i teraz otoczyła ją całkowita cisza. Objęła się ramionami i rozejrzała…
Była na środku korytarza, który wyglądał dość obskurnie. Tak jakby był wyrwany z jakiegoś starego, nędznego motelu, albo czegoś takiego. Pełno w nim było drzwi, a światła mrugały niespokojnie co jakiś czas, nadając temu miejscu dodatkowego elementu grozy. Spojrzała w lewo, tamten koniec pogrążony był w całkowitej ciemności. Przerażał ją. Zwróciła więc wzrok w prawo. Tam były jakieś drzwi. To mogło być wyjście, zwłaszcza, że drzwi były wyraźnie inne od tych do pokoi po jednej i po drugiej stronie. Tak więc ruszyła w ich kierunku.


Złapała za gałkę i przekręciła ją ostrożnie.
Pierwsze, co ją uderzyło to był podmuch chłodnego powietrza. Rozwiał jej włosy. Zmrużyła oczy i wyszła, a obcas jej buta stuknął o kamienną powierzchnię miejsca, w którym teraz się znalazła. Zerknęła za siebie, na korytarz z którego wyszła. Na wszelki wypadek zamknęła za sobą drzwi. Zrobiła kilka kroków, ostrożnie bo kamienie nie były równe, a ona miała te przeklęte obcasy. Spojrzała w górę. Grota była spora i nieprzyjemna. Sam nie wiedziała gdzie jest, ani co ma przedstawiać ta kolejna część jej snu. Było jej chłodno, więc potarła ramiona przez rękawy marynarki. Zapięła guziki i wtedy dosłyszała coś…
Fragment rozmowy. Trzy głosy. Zwróciła głowę w tamtą stronę i o mały włos znowu nie podskoczyła, co w tym miejscu raczej nie byłoby wskazane, bo mogła się poślizgnąć.
Dostrzegła postacie, wyraźnie ludzkie. Jednak wyglądali co najmniej jak… Jakieś duchy… Albo projekcje z hologramu, albo coś takiego. Z jednej strony brzmieli całkiem realnie, a z drugiej byli bardziej nierealni niż Andreas, którego poznała w dżungli. Gdy się rozejrzała dostrzegła, że osób takich jest tu więcej, ale te trzy zdecydowanie zachowywały się tak, jakby byli tu razem.
Samantha była nieufna. Uznała ich za kolejny fragment tego dziwnego snu i czujnie obserwowała ich, spodziewając się, że zaraz znikną, zaatakują albo coś takiego. Tylko nie wiedziała gdzie miałaby uciekać. Było tu co prawda kilka par drzwi, ale które były wyjściem?
- Jeśli to ten pieprzony kurczak… - mruknęła pod nosem, irytując się, że może ma ten cały nocny rajd przez jedzenie, które sobie odgrzewała na kolację. A potem przyszło jej do głowy, że temat ich rozmowy dotyczy zdecydowanie osób tu przebywających, w tym i jej samej. Zerknęła po sobie. Nie wyglądała jak oni, nie rozmazywała się, ani nic. Co tu w ogóle było grane… Czemu przyszło jej do głowy, że może słowa tej majaki mają jakiś sens. Przecież to tylko jej głowa… No i może ewentualna niestrawność po kurczaku z rożna. Pokręciła głową zaprzeczając logice własnego myślenia. Skrzyżowała ręce pod biustem.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 16-09-2016, 22:13   #25
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Ręce Brunona potrafiły zdziałać cuda. Już po kilku minutach Jessica poczuła, jak schodzi z niej napięcie i stres, a po kolejnych kilku – była przekonana, że dobrze zrobiła, godząc się na odłożenie badań w szpitalu na następny dzień.

Kiedy obudziła się, nie była już taka pewna, co do słuszności swojej decyzji…

Pomieszczenie – w pierwszej chwili – skojarzyło się jej z Muzeum Historii Naturalnej. Była tam kilka razy jako dziecko i nastolatka. Tu było jednak ..za mało przestrzeni. Może to jakiś kantorek? Poszli z Brunem na jakiś event - a jego agencja wynajmowała rozmaite pomieszczenia – i potem wylądowali na zapleczu muzeum? Znów nic nie pamiętała.. ani wieczora, ani wyjścia, nic.

Wariuje?

Miała na sobie to samo ubranie w którym siedziała z kolegami z pracy w pubie. Pamiętała, jak je ściągała… Czy ta scena z więzienia nie była prawdziwa? Miała urojenia? Czegoś dosypali jej w pubie? Niemożliwe, przecież nie było tam nikogo obcego…

Chyba jednak bardziej możliwe, niż to, że trafia co chwila do innego wymiaru. Alternatywnej rzeczywistości. Ech, za dużo Star Treka w młodości… zaczęła podnosić się na nogi, kiedy przed jej oczami zjawiła się dziwna postać, wycięta rodem z jakiegoś anime.

Teraz była już pewna, że ktoś jej czegoś dosypał do piwa. Dowie się , kto, i zatłucze sukinsyna. Grunt, to mieć cel działania.

Zlekceważyła halucynację – podstawowa zasada mówi: nie rozmawiamy z urojeniami – i wyszła przez drzwi na korytarz.

Opcja z przyjęciem w Muzeum Historii naturalnej wydawała się potwierdzać – ciemny korytarz, z jednymi drzwiami drzwi. Zaplecze. Ok, trzeba wyjść i sprawdzić.

Przeszła energicznie korytarzykiem i pchnęła drzwi.

Jaskinia. Mroczna, nieco wilgotna. Skojarzenie mogło być tylko jedno:

 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 17-09-2016, 18:37   #26
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu

Jen z niepokojem przyjrzała się dziurze w ścianie, w której zniknął szczur, a następnie drzwiom, za którymi zniknęła tajemnicza dziewczyna. Było w niej coś niepokojącego. Z jednej strony przywodziła na myśl nastoletnią fankę steampunku. Z drugiej zaś...te jej wielkie, błękitne w błękicie oczy, zupełnie jak w “Diunie” Herberta.

Dopiero po dłuższej chwili J.J. oprzytomniała na tyle, by zbadać otaczającą ją rzeczywistość. A wynik tego badania dało się zamknąć w jednym, krótkim pytaniu: WTF?! Te trzy litery niezwykle trafnie opisywały stan ducha Jennifer. Jeden wielki mindfuck. Została sama. Zupełnie sama w miejscu, którego kompletnie nie kojarzyła. Opuszczona kuchnia robiła piorunujące wrażenie, istny mokry sen karalucha.


To jednak nie zakurzone ściany i pordzewiałe garnki robiły największe wrażenie. Nawet nie kolonia Aspergillus Niger, która zasiedliła szczątki czegoś, co w dawnych dobrych czasach mogło być chlebem, a która obecnie wchodziła powoli na wyższy etap rozwoju cywilizacyjnego. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Jen była zupełnie bosa. Miała na sobie ciuchy, w których była w piątek w pracy: ciemnozielone spodnie i szarą koszulę. Półbuty jednak zniknęły. A podłoga bynajmniej nie zachęcała do stąpania po niej boso.

Dłuższą chwilę kobieta walczyła z rodzącą się w niej odrazą. Wreszcie zdecydowała się pójść w stronę, w którą udała się niebieskowłosa. Nawet jeśli miałoby to się zakończyć gangreną i odcięciem obu stóp, było lepsze niż pozostanie w tym strasznym miejscu.

Mijając stół Jen zauważyła na podłodze ślady czegoś, co kiedyś prawdopodobnie było kubkiem z herbatą, obecnie zaś tworzyło malowniczą mozaikę kamionkowych okruchów i brunatnych zacieków. A więc to musiał być ów przedmiot, który spadł ze stołu i narobił tyle hałasu. Jen odruchowo pomacała się po miejscu na głowie, które miało bliskie spotkanie trzeciego stopnia z kuchennym blatem. Bolało jak diabli i sądząc po wypukłości, nabawiła się pięknego guza.

Stając przed drzwiami Jen jeszcze raz rozważyła wszystkie za i przeciw. Mówiąc precyzyjnie, wszystkie za wyjścia z tego zapuszczonego pomieszczenia i wszystkie przeciw pozostaniu w nim. Przebiegła spojrzeniem po zakurzonych powierzchniach na chwilę zatrzymując wzrok na “zdobiącym” ściany obrazie. Uwieczniony na nim policjant w jakiś pokrętny sposób przypominał sierżanta Baileya. J.J. poczuła dziwne ni to ukłucie, ni to uścisk gdzieś w środku. Kręcąc głową dla odpędzenia złych myśli, nacisnęła klamkę.

Spodziewała się czegoś na kształt korytarza; prostego przejścia, z kilkorgiem drzwi po jednej i po drugiej stronie. To, co zastała za drzwiami, nie przypominało standardowego przedpokoju w standardowym mieszkaniu. Chociaż może powinna się tego spodziewać? Przecież standardowa kuchnia zwykle nie jest tak zapuszczone.


Spiralne schody miały w sobie pewien urok. Nawet te, z obdrapanymi poręczami i odłażącą niebieską farbą. Jen znajdowała się na najwyższej kondygnacji, co w sumie znacząco ułatwiło sprawę. Miała bowiem tylko jeden możliwy kierunek ruchu… w dół.

Stopnie skrzypiały niemiłosiernie przy każdym kroku, ale cudem boskim żaden z nich nie pękł pod jej ciężarem. Komukolwiek należało za to podziękować, budowniczemu, czy bogom, Jen zamierzała za to kiedyś zrobić, jeśli tylko będzie miała szansę.

Schody ciągnęły się w dół niekończącą się girlandą. J.J. czuła się tu jak w domu Muminków, z tą tylko różnicą, że tu nie było żadnych drzwi ani okien. Tylko schody, setki, tysiące stopni. Kobieta dość szybko straciła rachubę, dała więc sobie spokój z ich liczeniem.

Wreszcie, po kilku, kilkunastu, a może i kilkudziesięciu minutach schodzenia, Jennifer wreszcie natknęła się na jak do tej pory jedne jedyne drzwi, nie licząc tych prowadzących do samej kuchni. Jak cała reszta korytarza, drzwi również były obdrapane, ale ich niewątpliwą ozdobę stanowiła klamka.


Wielka, pośniedziała, mosiężna klamka z pięknie rzeźbioną gałką. Do złudzenia przypominała klamkę z animowanej adaptacji “Alicji z krainy czarów”. Jen przez chwilę wahała się, czy zajrzeć do znajdującego się za ścianą pomieszczenia, czy też iść dalej. Pokusa była duża. Na tyle duża, że kobieta zdecydowała się chwycić za zimną chropowatą gałkę. Jak nietrudno się domyślić, klamka nie ożyła pod wpływem dotyku i nie zaczęła wrzeszczeć na właścicielkę dłoni. Ale trzeba przyznać, obawy co do tego były spore. I w sumie chyba J.J. chyba by się tym aż tak nie zdziwiła.


Pomieszczenie za obdrapanymi drzwiami skrywało w swym wnętrzu bibliotekę, równie - co kuchnia - zaniedbaną i opuszczoną. Część szklanych witryn była wybita, sporo książek i luźnych kartek leżało porozrzucanych na ziemi. Jen dostrzegła na podłodze poczerniałe ślady, resztki popiołu i nadpalonych kartek. Jakiś barbarzyńca urządził sobie na środku pokoju ognisko używając książek jako opału. Jennifer korciło, by zostać w tym miejscu, przyjrzeć się ocalałym zbiorom, może nawet coś przeczytać. Szybko jednak zarzuciła ten pomysł. Ruszyła w dół.

Na końcu schodów były drzwi. Ich widok jednocześnie ucieszył i zmartwił J.J. Miała szczerą nadzieję, że za drzwiami jest wyjście, a jednoczęśnie była niemal pewna, że to nie wyjście ujrzy po naciśnięciu klamki.


Zajrzenie przez dziurkę od klucza nie rozwiało jej wątpliwości. Kompletnie nic nie widziała. Gdy zbliżała twarz do niewielkiego otworu, poczuła na policzku chłodny podmuch. Przywodził na myśl wnętrze starej, zawilgoconej piwnicy. To odczucie wcale nie napawało optymizmem.

Po chwili nacisnęła klamkę. Miała rację i jednocześnie jej nie miała. To nie było wyjście, nie była też piwnica, bardziej grota. Spora, chłodna i nieprzyjemnie wilgotna. Nie była jednak zupełnie pusta. Właściwie to było tu całkiem tłoczno.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 26-09-2016 o 22:15.
echidna jest offline  
Stary 19-09-2016, 12:59   #27
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Maya próbowała krzyczeć za odchodzącą postacią. Pierwsze słowa ugrzęzły jej w gardle, dopiero gdy tajemnicza siła uwolniła ją ze swojej władzy zdołała wycharczeć:
- … tajemnica. Kurwa, ja pierdole…
Po tym zerwała się z kolan i pośpiesznie ruszyła do drzwi przez które wybiegła tamta dziwna istota. W rozpędzie i w złości otworzyła je z głuchym trzaskiem…
i stanęła jak wryta.

Drzwi otworzyły się bez problemu. Za nimi panowała niezbadana ciemność. Maya cofnęła się o krok niepewna czy chce opuścić pomieszczenie w którym się znajdowała. Strach przed kolejnym nieznanym zwyciężył. Wolała zostać tu, gdzie teraz była sama. Obejrzała się dookoła siebie zatrzymując wzrok na oknie. Zamiast wyjść przez drzwi ruszyła w jego kierunku, zgodnie z wydeptaną ścieżką, którą zdążyła wcześniej przyuważyć.
Za oknem jednak panowała ciemność. Zupełnie jakby ktoś zasłonił je czarną folią. Nie była to bowiem noc, nie było gwiazd ani zarysów czegokolwiek, a jedynie nieprzenikniona czerń. I nie było klamki. Okna nie dało się otworzyć.

Maya rozejrzała się po pomieszczeniu jeszcze raz. Ostrożnie podeszła do świeczki stojącej na metalowym lichtarzyku i uniosła ją z niego by zaraz po tym przesunąć się z nią w stronę jednego z obrazów. Przyglądała mu się dokładnie przez dłuższą chwilę próbując wyczytać z niego… cokolwiek. Z rosnącą złością dochodziła jednak powoli do wniosku, że nie mówi jej on nic. Absolutnie nic. Zaciskając dłonie w pięści przesunęła się do kolejnego obrazu. Wydawał się identyczny ale Maya usilnie próbowała znaleźć jakąkolwiek różnice między obrazem A a obrazem B. Gdy jej próby spełzły na niczym zrobiła to samo z obrazem B i obrazem C, z obrazem C i obrazem D, z obrazem D i obrazem E,... a gdy na żadnym z nich nie znalazła różnicy ze złością i impetem pociągnęła za ramę obrazu E zrzucając go na ziemię. To samo uczyniła z obrazem D tym razem jednak dodatkowo uderzając nim o posadzkę tak, że rama roztrzaskała się. Obrazy musiały wisieć tu długo, gdyż ściana za nimi miała jaśniejszy odcień. Maya zaczęła krzyczeć ile sił w gardle. Na początku po prostu krzyczała rozwalając po kolei każdy z obrazów, jedne z większą, drugie z mniejszą siłą lądowały ciskane w różnych częściach pomieszczenia. Dopiero gdy nie było co rozwalać a jedynym niezbadanym w pomieszczeniu obiektem zostały drzwi wyjściowe z niego, krzyk wściekłości przerodził się w słowa.
- Wracaj! Gdzie jesteś! Rozwiązałam twoją pierdoloną zagadkę! Odpowiedź to ‘tajemnica’! Ja pierdole! Chcę się obudzić! Obudzić! Nienawidzę pierdolonych tajemnic! Chcę się obudzić! Gdzie ty kurwa jesteś, kurwo jedna!

Wraz z nowym przypływem odwagi wkroczyła w ciemny korytarz. Na początku nie przestawała w złości wykrzykiwać obelg. Ciemny niekończący się korytarz sprawiał jednak, że każdy krok do przodu był krokiem w nieznaną ciemność, zaś liche światło jakie dawała świeczka zaczynało przygasać, tlić się z coraz większym trudem i z coraz większą strużką dymu, aż w końcu zgasło całkiem.
Maya oparła dłoń o ścianę korytarza by nie stracić równowagi. Wraz z światłem jej złość momentalnie odeszła w niepamięć przeradzając się w rozpacz. Dziewczyna stawiała kolejne kroki do przodu ale tym razem towarzyszyła jej melodia łkania i rozpaczliwego jęku z którego dało się wyróżnić tylko jedno słowo “obudzić”. Każdy krok stanowił jednak wielki trud, konieczność przełamania lęku. Ciężko było powiedzieć ile dziewczyna zrobiła kroków i ile minęło czasu. Zmęczona i z pustką w głowie osunęła się w końcu przy ścianie by usiąść na zimną posadzkę. Łkała jeszcze przez jakiś czas, zaś jej myśli i odwaga powoli zbierały się w jedną całość, która bardzo głośno w jej głowie zaczęła wykrzykiwać:

wstawaj!

Wstała.
Ruszyła dalej przed siebie ciemnym korytarzem. Nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć wypełniała głowę kłócącymi się ze sobą myślami. Jedne czarno widziały i wróżyły jej złą przyszłość. Drugie przywoływały miłe wspomnienia i uśmiech Emmy, by podtrzymać ją na duchu. Trzecie podsuwały teorie spiskowe. A czwarte dopingowały każdy kolejny krok.

Nagły ból czoła którym najwyraźniej uderzyła w coś zimnego i twardego wyrwał ją z tego stanu. Maya zaczęła obmacywać najpierw własne czoło, następnie ścianę która stanowiła przeszkodę. W końcu wyczuwając drzwi a następnie klamkę. Niewiele myśląc i nie siląc się nawet na przetarcie łez pociągnęła za nią.

Pierwszym co poczuła był wiatr. Chłód i wilgoć sprawił, że skąpo ubrana dziewczyna zaczęła dygotać gdy przekroczyła próg sporej groty.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 20-09-2016, 17:05   #28
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Sala, w której się znaleźli na pierwszy rzut oka nie była wcale salą, a jaskinią. Z nierówną podłogą, składającą się z wielkich bloków kamieni, które wyglądały jak porozrzucane ręką jakiegoś olbrzyma oraz wilgotnymi ścianami. Była również zdecydowanie za duża, nie pasowała do tego, co każde z nich widziało wcześniej - to nie była część drastycznie zaniedbanego i nieco makabrycznego domu. W zasadzie wyglądało to tak, jakby wokół tego miejsca wybudowano kolejne pokoje.
- Tak, obudowały centrum - usłyszeli męski głos, dobiegający zewsząd i znikąd zarazem.

Każde z nich, niemal bezwiednie zrobiło kilka kroków do przodu, niesione przyciągającą siłą owego głosu. I wtedy dopiero mogli w pełni zauważyć szczegóły, które ich otaczały.
To było tak, jakby mgła otaczająca to miejsce uniosła się i powoli odkrywała sekrety, które spowijała. Zobaczyli, że dalej jaskinia nabiera kształtów ogromnej, ale zrujnowanej sali, w których jedyną nietkniętą rzeczą były okna. Wysokie witraże ciągnęły się od podłogi po niemal sam sufit, podświetlane bladym blaskiem nieznanego pochodzenia. Przecież w jaskiniach zwykle nie spotykało się słońca, a okna pomieszczeń, w których się obudzili pokazywały tylko ciemność...


Na środku wysokiego podestu stało krzesło, z którego dokładnie w tej samej chwili, kiedy unieśli na nie wzrok, wstał potężny mężczyzna. A raczej coś, co przypominało mężczyznę, bo istota po prostu… nie była materialna, nie istniała. Jej kształty definiowała zbroja, która wyglądała jakby unosiła się nad podłogą oraz niewielkie kłęby dymu, które raz tworzyły coś w rodzaju kawałka tułowia, a raz rogatej głowy z jarzącymi się na niebiesko oczyma.



- Widzę, że jesteście w komplecie - tym razem głos dochodził dokładnie ze zbroi. - Nie bój się, wszystko będzie dobrze. - Drugie zdanie istota wypowiedziała ewidentnie tylko do jednej osoby. I nikt nie miał wątpliwości, że płonące na niebiesko oczy zwróciły się wprost na Mayę.
Na chwilę zapadła cisza, którą mąciły jedynie oddechy zebranych w sali ludzi oraz kapiąca miarowo i powoli woda. Nim jednak ktokolwiek zdążył się odezwać, istota przemówiła ponownie:
- Jestem Apostoł i żądam odpowiedzi.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 27-09-2016, 16:13   #29
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Podziemna sala - część I

Jayden wypuścił powoli powietrze, jednocześnie spinając mięśnie. Widać było, że albo szykuje się do mordobicia albo ucieczki. Cokolwiek nie planował, na początek stanął przed Liss, niby przypadkiem, ale zasłonił ją swoim ciałem.
- Coraz bardziej mam wrażenie, że trafiliśmy do świata z twoich gier, Will - mruknął, nie spuszczając “zbroi” z oczu.
Will, stojący obok siostry, doszedł do wniosku, że w tym przypadku zabrany z sali pogrzebacz nie na wiele się zda. Mimo wszystko nie odłożył 'oręża'.
- Lubię nieco inną grafikę - odpowiedział szeptem Jaydenowi.
- Odpowiedź? - zwrócił się do Apostoła, który raczej wyglądał mu na Mrocznego Rycerza czy Anioła Zagłady. Upadłego. - Na tamto pytanie? - Machnął ręką w stronę, skąd przyszli.
Jarzące spojrzenie najpierw zatrzymało się na Jaydanie, a potem przeniosło na Willa. Istota podniosła lekko rękę, a obaj panowie zmuszeni nagłą siłą, upadli boleśnie na kolana.
- Odpowiedzi! - krzyknął. Siła trzymająca mężczyzn zniknęła, jednak ból kolan zdecydowanie pozostał.
Już cię nie lubię, pomyślał Will. Podniósł się z kolan, podpierając się pogrzebaczem.
Ciekaw był, jaka jest kara za błędną odpowiedź, ale wolał nie ryzykować.
- Imię! - odpowiedziała natychmiast Melissa, przerażona tym, co dziwna istota zrobiła z jej bratem i przyjacielem. - Odpowiedź na pytanie to "imię"! - powtórzyła, gorączkowo spoglądając to na Apostoła to na Jaya i Willa. Jakoś tak odruchowo uniosła ręce, na wysokość piersi, w geście poddania i przeszła przed mężczyzn.
Maya miała ochotę wykrzyczeć na początek tysiące pytań z których pierwsze brzmiałoby “gdzie ja do jasnej cholery jestem”. Zamiast tego stała wpatrzona to w dziwną istotę to po kolei w towarzyszy niedoli. Wycierała niedbale łzy tylko rozmazując przy tym mocny makijaż.
- Tajemnica - szepnęła cichym, nieśmiałym tonem gdy odwagi dodała jej wcześniejsza odpowiedz kogoś innego.
Cała ta sytuacja była dla Samanthy kompletnie surrealistyczna. A im bardziej te osoby które również się tu znajdowały, wydawały jej się bardziej ‘realne’, tym mniej stabilnie się czuła. Sam nie czuła na razie żadnej potrzeby się odzywać. Przyglądała się pozostałym, a gdy zaczął się cyrk i zażądano odpowiedzi, czarnowłosa wzdrygnęła się widząc kolejną niesamowitą postać. Przypominał jej doskonale wyobrażenia jakichś upiornych żniwiarzy. Naczytała się w życiu tylu opisów takich postaci, że nie mogła przestać się gapić, jak już zaczęła. I bardziej była zafascynowana, niż przerażona (choć to drugie oczywiście też). Pozostali zaczęli rzucać jakimiś słowami. Ale czy to miała być odpowiedź na tamto dziwne pytanie? Nie była jednak głupia, już dwóch oberwało, za zapytanie. Zasznurowała usta, przygryzając dolną wargę, wzięła wdech i powiedziała
- Czaszka… - wkradła jej się drobna niepewność, bo musiała myśleć szybko. Miała nadzieję, że jeśli to zła odpowiedź, nie spadnie na nią jakiś grom. Czy można było umrzeć we śnie i umrzeć naprawdę? Wolała nie wiedzieć...
- O ty parszywy, blaszany gnojku - warknął mechanik, z trudem podnosząc się na nogi. Jego kolana lekko drżały, ale nie zanosiło się na to, że zamierza z powrotem wracać na ziemię.
- Liss, cofnij się… - powiedział już ciszej i wyciągnął za nią rękę, jakby próbował ją zatrzymać. Ona jednak nie odpuściła i choć czuła jak nogi jej miękną ze strachu to dzielnie stała na przedzie. Odwróciła się tylko na chwilę żeby rzucić troskliwe spojrzenie na Jaya i Willi by zaraz wrócić do czujnej obserwacji mgły okutej w zbroję.
Apostoł przeszedł, a raczej podpłynął w stronę Jessici oraz Jennifer, a wraz z jego oddaleniem się ból w kolanach Willa i Jaydena zmniejszał się. Melissa widząc, że ich odpowiedź najwidoczniej była prawidłowa, odetchnęła z niemałą ulgą i cofnęła się do swoich towarzyszy.


*post wspólny
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 28-09-2016, 13:57   #30
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Podziemna sala - część II

W chwili, gdy Apostoł przerzucił na nią swój “wzrok” mała żaróweczka w głowie Jen zrobiła ciche “tink” i rozbłysła oślepiająco. A więc ta idiotyczna zagadka zadana przez Niebieskowłosą to nie było paplaniną dla zmącenia niezręcznej ciszy! Cholera jasna! Dlaczego J.J. uznała, że spokojnie może zignorować te słowa? No tak, bo przecież śniła. To wszystko działo się tylko w jej głowie.
Teraz jednak nic już nie wydawało się tylko wytworem wyobraźni. Nic a nic, a już zwłaszcza ten narwany kuzyn Johanna Krausa. Widząc zbliżającą się istotę, Jennifer cofnęła się odruchowo. Była w dupie, wielkiej, czarnej dupie i to tak głęboko, że za chwilę miała ujrzeć przełyk. Przełknęła ślinę, głośno, strasznie głośno. A może to tylko echo hulające po jej pustej makówce spotęgowało to wrażenie?
To jak właściwie szła ta zagadka? J.J. wytężyła zmysły szykując się na intensywnie przypominanie. Neurony w jej hipokampie właśnie ogłosiły alarm bojowy. Zupełnie niepotrzebnie. Przypomniała sobie łatwo, zadziwiająco łatwe. Połowa sukcesu za nią. Teraz wystarczyło udzielić poprawnej odpowiedzi.
- G... - zaczęła i zamilkła zaraz w nagłym zwątpieniu w słuszność wcześniejszego osądu. Odetchnęła głęboko starając się nie myśleć o tym, co się stanie, jeśli udzieli niewłaściwej odpowiedzi. Jakoś miała wrażenie, że nie chce tego wiedzieć.
Cichy głosik gdzieś z tyłu głowy podpowiadał rozwiązanie. Głos istniał bez ciała i nie mógł istnieć bez powietrza. No i nie potrzeba było ust, by wydać z siebie dźwięk. Brzuch kobiety zaburczał przeciągle jak by potwierdzał jej przypuszczenia.
- Echo - szepnęła mając nadzieję, że jeśli się myli, umrze wystarczająco szybko, by nie zdążyć mieć do siebie pretensji.
Apostoł momentalnie stracił zainteresowanie J.J. i przysunął się jeszcze bliżej do Jessici.
- Uciekaj, uciekaj… - cichutkie słowa wyrwały się z ust przerażonej Mayi. Gdyby nie strach krzyknęłaby próbując ostrzec nieznaną jej dziewczynę przed zbliżającym się do niej monstrum. Głos jednak nie miał zamiaru słuchać właścicielki. Z oczu czarnowłosej na powrót poleciały łzy. Najwyraźniej kalkulacje dziewczyny wskazywały tylko na negatywne zakończenia zaistniałego dziwnego ciągu zdarzeń. W dodatku nawet gdy przez myśl przeszło jej by zamknąć oczy, jakoś nie mogła tego uczynić. Oderwanie wzroku od Apostoła było zbyt wielkim wysiłkiem.

* post wspólny
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172