Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2016, 07:56   #16
Layla
 
Layla's Avatar
 
Reputacja: 1 Layla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputację
#3

Kaspar spojrzał ponuro po podwładnych, wstrzymując konia.
- Sylvańki sługus, czy nie, nie mamy na to dowodów - powiedział w kierunku Gasparda. - A ja nie jestem z tych, co najpierw podżynają gardła, a potem zadają pytania. Bierzemy ją ze sobą, rzekłem.
Potem przeniósł wzrok na Hagena, Hauga i Alexę.
- Ochujaliście do reszty? Nie mamy już czasu na sprawdzanie, skąd przylazła. Do Fichtendorfu kawałek drogi, jeśli zostaniemy tu choćby chwilę dłużej, nie zdążymy przed zmrokiem. I wtedy możemy mieć problem. Jak dziewczyna się ogrzeje i napije czegoś ciepłego, to i nam wszystko opowie. Poza tym, tak jak mówił Falken, mogła się skryć gdzieś w okolicznych jaskiniach. Nie ma czasu na dyskusje. Jazda, zbieramy się! - Zakrzyknął.

Chwilę później pędziliście już przez cichy las, pośród sypiącego gęsto śniegu. Z każdą chwilą widoczność pogarszała się, a jadący przodem sierżant co jakiś czas przystawał, oceniając kierunek. W końcu wszystko zlało się w jedną, nieprzeniknioną biel targaną silnymi podmuchami lodowatego wiatru, wgryzającego się pod grube, zimowe płaszcze. Kłęby parującego oddechu, niczym małe duchy, unosiły się nad waszymi głowami. Jechaliście w milczeniu, wśród głuchej i uśpionej natury, z każdą chwilą coraz wolniej i wolniej, gdyż biały całun śniegu niemal uniemożliwiał dostrzeżenie czegokolwiek. Dziewczynka, siedząca sztywno w siodle Alexy nie odzywała się więcej, wbijając spojrzenie przed siebie, jakby obecna była w rzeczywistości tylko ciałem. Mróz z każdą chwilą dawał się mocniej we znaki, a nocleg w lesie był obietnicą szybkiej śmierci.

Co jakiś czas gubiliście kierunek, by po dłuższej chwili wracać na właściwy tor, a gdy po niespełna godzinie jazdy przez mrok, las przerzedził się, a potem ukazały wam się przykryte śniegiem pola, odetchnęliście z ulgą. Niedługo potem ujrzeliście niskie, pokryte białymi czapami śniegu drewniane chatynki. To musiał być Fichtendorf.


Wjechaliście do wioski, rozglądając się po chatach - drzwi większości domów wyglądały jakby były specjalnie wzmocnione, na framugach zaś wisiały jakieś zioła. Wieś już spała, lecz czasem zdawało się wam, jakby zza zatrzaśniętych okiennic, zza pokrytych lodowymi
wzorkami, malutkich okien śledziły was czujne oczy. Zmrożony puch chrupał pod kopytami koni, a wy, wymarznięci i skuleni w sobie w siodłach, marzyliście jedynie o wełnianym kocu, czy buzującym ciepłem kominku. Zdawało się, że śnieg w końcu przestał sypać tak mocno, a wiatr uspokoił się nieco.

W końcu, poprzez kłujące powietrze, które wydawało się być nieskazitelnie przejrzyste i rzadkie, doszedł do was zapach. Zapach pieczonego mięsa, jałowcowego dymu, zapach piwa. Stanęliście przed werandą długiego budynku z nieociosanych, dębowych bali. Na szyldzie wiszącym nad wejściem widniał wymalowany niewprawną ręką, podniszczony napis: "Przypiecek". Tuż obok znajdował się drewniany budyneczek wyglądający na stodołę, który miał chyba robić za przykarczemną stajnię.
- Z koni! - Zarządził Götz.
Zaprowadziliście tam zwierzęta, zostawiając je z jakimś młodym chłopcem, który - widząc umundurowanie - był w was zapatrzony, jakby sam Sigmar zstąpił na ziemię. Po chwili wyszliście na zewnątrz i skierowaliście się na werandę, do gospody. Kaspar pchnął drzwi, które o dziwo nie były zaryglowane i na zewnątrz wylało się żółte, przyjemne światło, a wraz z nim ciepło i zapach pieczystego. Aż zaburczało wam w brzuchach.


Sala była obszerna, jednak gości nie było wielu i głównie byli to ludzie. Nie dało się nie zauważyć, że w środku było cicho. Bardzo cicho, nawet jak na gospodę witającą w swych progach podróżnych złapanych gdzieś na szlaku przez śnieżną zawieruchę. Niewielki ogień płonął leniwie w dużym palenisku w prawej części sali, a płomienie rzucały tańczący teatr cieni na belkach ścian i deskach podłogi. Po lewej stronie stare, drewniane schody prowadziły na piętro. Siwowłosy mężczyzna, z pewnością właściciel karczmy, siedział przy ogniu na drewnianej ryczce, ćmiąc fajkę. Jego niegdyś biała tunika pokryta była pożółkłymi plamami bliżej nieokreślonych substancji. Widząc was, zerwał się na równe nogi i podszedł bliżej.
- Żołnierze stirlandzcy w moich skromnych progach? Zapraszam, zapraszam. - Pochylił się lekko, zawieszając na chwilę wzrok na piegowatej dziewczynie stojącej przy Myszy. Moment później jednak spojrzał po was. - Nazywam się Lothar Holt, jestem właścicielem "Przypiecka". Gości nie ma dzisiaj dużo, bo i pogoda pod psem, więc pokoje się znajdą dla dzielnych obrońców księstwa. Coś podać konkretnego? Mamy dziczyznę, grzane wino i mleko, piwo, trochę kaszy i jaja własne, znaczy, od kurek tutejszych. - Uśmiechnął się nerwowo i znów spojrzał na pieguskę.
- Weźmiemy cztery dwuosobowe pokoje, jeśli masz takie tutaj, gospodarzu. - Götz rozejrzał się po sali, strzepując śnieg z munduru.
- Mam, drogi panie, mam. - Lothar zatarł ręce. Dalibyście głowy, że w lichym świetle świec i paleniska, jego uśmiech zdawał się złowrogi. To jednak na pewno była tylko gra światłocienia. - Jak dla obrońców księstwa będą za darmo, za żarcie rzecz jasna będziecie musieli tylko zapłacić.

Znów utkwił spojrzenie w dziewczynce.
- Co jej się tak przyglądasz, chłopie? - Burknął Wagner.
- Eee... nic, nic... po prostu dziwną macie towarzyszkę... - odparł Holt. - Ale nie mnie się wtrącać w takie rzeczy. - Machnął ręką i zaprowadził was do długiego stołu pod oknem, nieopodal kominka.
- To co będzie na kolację? - Zapytał, wciąż zacierając delikatnie dłonie.
- Dla mnie specjalność kuchni i butelka najlepszego wina - powiedział Kaspar i spojrzał na kompanów. - A wy co bierzecie?
Sierżant zdjął płaszcz i przerzucił prawą rękę przez oparcie ławy. Tańczący w palenisku płomień rozgrzewał i relaksował, a dźwięk strzelających polan usypiał. Po całym dniu w siodle i na mrozie doceniało się nawet najprostsze przyjemności. Zwłaszcza, że za oknem znów podniósł się wiatr, zawodząc ponuro w nieszczelnych oknach.

Piegowata dziewczynka podeszła z wolna do kominka i zdjęła wysokie buty, a potem wełniane onuce. Waszym oczom ukazały się niewielkie stopy o kredowo bladej skórze poznaczonej czerwonymi plamami. Zatem mróz również z nią nie obszedł się bez swego dotyku, a zaledwie początek odmrożeń mógł dać wam do zrozumienia, że pieguska nie była długo na zewnątrz, bądź - tak, jak sugerowali Falken i Götz - znalazła gdzieś jakieś schronienie. Nieznajoma ogrzewała się przy ogniu, a wzrok wbity miała w płomienie i właściwie się nie ruszała, czym wzbudziła zainteresowanie siedzących nieopodal gości.

 
Layla jest offline