Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2016, 11:34   #49
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Reaver Rest i okolice wieczór-noc, 18 d/2 m-c/212 AL


Czas po turnieju płynął zaskakująco wolno. Po pełnym wydarzeń dniu, zachód słońca oświetlający zakola rzeki i stare mury zamku, wydawał się być zwiastunem błogiego spokoju i nudy. Oczywiście pojawiło się więcej strażników, mieli portret, który okazał się jednak niezbyt pomocny. Niestety twarz Łowczego okazała się być podobna "zupełnie do nikogo". Miał ten rodzaj urody, który szybko wypadał z głowy, lub innymi słowy oprócz wyróżniających go oczu, jego rysy można było przypisać komukolwiek. Co niestety widocznie nużyło strażników i otępiało ich czujność. Zresztą po kilku godzinach nerwowej atmosfery, wydawało się, iż adrenalina zaczęła ich powoli opuszczać. Przychodziła rutyna i znużenie, rutyna i znużenie, które niestety mogło zabijać.

Większa ilość strażników uszła uwadze praktycznie wszystkim gościom w zamku i na jego błoniach. Zresztą na polu namiotowym trwała najlepsza zabawa. Rycerze i ich poczty potrafiły rozładować atmosferę. Jedni pili zadowoleni, ze swoich zwycięstw. Inni opijali smutki, albo pili próbując uzyskać dobrą cenę za swój sprzęt.

Wśród nich znalazł się również Horton Haigh, który musiał odkupić swoją zbroję od Prestera. Ten okazał się jednak w miarę wyrozumiały. Jego cena nie była wygórowana, niestety nie odpuścił paru kąśliwych uwag wygłoszonych przy pitych kielicha wina. Koniec końców, koń i zbroja wróciły do zarządcy, za ułamek ich wartości. Jednakże 6 złotych smoków, które musiał wydać mocno obciążały jego własny "skarbczyk". Plusem tych walk była chęć zgłoszenia się na służbę pokonanego wędrownego rycerza, który z wdzięczności chętnie był gotów choćby i dziś złożyć przysięgę Lordowi Seaverowi.

Craig Caldwell był w dobrym humorze. Zwyciężył w swoich walkach i był o te kilka kroków bliżej zwycięstwa w całym turnieju. Niestety, nie wzbogacił się za bardzo. Nie mógł wydębić pieniędzy od rycerza zaprzysięgłego Seaverom. Nie chodziło o fakt wspólnej służby, chociaż i to wziął pod uwagę. Po prostu wydało się to ... niezbyt opłacalne w takim dniu. Ród mógłby nie być zadowolony wypłacając zobowiązania zaprzysiężonego rycerza, komuś również im służącemu. Drugi z pokonanych okazał się nad wyraz przekonujący. Przepijał do rycerza lejąc mu naprawdę dobre wino. Kruszył, kruszył i skruszył w końcu jego obronę. 5 Złotych Smoków zmieniło właściciela, a oręż i koń powrócił do pokonanego.

Tymczasem na zamku dało się wyczuć nerwową atmosferę. Lord Simon poczuł się gorzej i udał się na spoczynek do swojej komnaty. Trevyr, który przyszedł mimo protestów go przebadać mógł z ulgą stwierdzić, że było to tylko przemęczenie. Starszy człowiek mocno musiał nadwyrężać się przez ostatnie kilka dni "lub kilka dekad", przeszło mu przez głowę i teraz wiek dawały o sobie znać. Jednakże nie było to nic, co sen, odpoczynek i brak stresów, nie mogłyby uleczyć. Gdy maester wyszedł z komnaty Lorda udał się do swojej wieży. Poszukiwania tajemniczego leśnika trwały nadal, nawet jeżeli tylko za pomocą kruków. Zmysły starego szeptacza krzyczały i wołały. Coś było nie tak. Czarne chmury zbierały się nad rodem. Starszy maester czuł w swoich kościach ... wielkimi krokami zbliżało się coś niedobrego. Wszedł do krukarni, wysyłając ptaki z kolejnymi wiadomościami. Ktoś musiał znać tożsamość człowieka, który ranił ich strażników ... Trzeba było tylko tego kogoś znaleźć.

Seathan i Mildrith spożywali właśnie kolację, gdy do ich pokoju niemalże wtargnął jeden ze służących.
-Panie najmocniej przepraszam, ale Ser Royland prosi o posłuchanie - Niechętnie, bo niechętnie jednak młody Lord skinął, aby wprowadzić rycerza.
Ten wszedł pobrzękując zbroją i bronią wiszącą u pasa, nie wydawał się wcale zadowolony znajdować się w tym miejscu.
-Poinformowano mnie, że Lord Simon udał się na spoczynek. - powiedział od progu stając w lekkim rozkroku. Spojrzał na parę nowożeńców, po czym skupił swój wzrok na Seathanie.
-Dostałem wiadomość o tym napastniku co uciekł Haigowi. W Uśmiechu zatrzymała się trójka dziwnych ludzi. Dwóch mężczyzn i kobieta, wszyscy uzbrojeni. Z wyglądu najemnicy ze Wschodu. Postanowiłem więc ich wypytać skąd wzięli się w wiosce, w tak ... dogodnym czasie. Niestety trzymchnęli nim moi strażnicy zdołali ich przyprowadzić przed moje oblicze. Wysłałem za nimi pościg, napotkałem po drodze paru żołnierzy z naszego patrolu, to wysłałem ich do pomocy. Przyjechałem jednak osobiście przekazać te wieści. Najwyraźniej coś się szykuje, skoro menty wszelkiej maści zaczęły do nas zajeżdżać - Czyżby spokojny wieczór miał zamienić się w kolejną gonitwę? Chyba odgadując ich myśli ser Royland powiedział na głos
-10 lat pilnuję porządku na tych ziemiach, dbam o prawo Lorda i prawo Królewskie. Znam się na swojej pracy, nie ma co posyłać za nimi dodatkowych żołnierzy. Jest ich mniej, jadą lżej obciążeni. Może ich znajdziemy, może i nie, ale z pewnością pogoniliśmy im dzisiaj kota. - w jego głosie łatwo dało się wyczuć pewną niechęć, czy była ona skierowana do jego przyszłego Lorda, czy może dotyczyła najemników? Przez chwilę wyglądał jakby rozważał powiedzenie jeszcze czegoś, jednakże zamilknął patrząc na Mildrith Seaver. Po chwili westchnął.
-Nie będę dłużej przeszkadzał młodej parze w kolacji. Udam się na spoczynek, dzisiejszy dzień był męczący, pędziłem też na złamanie karku, a chciałem jeszcze nad ranem porozmawiać z Lordem Simonem. -

Rycerz odczekał stosowną chwilę nim odwrócił się na pięcie i wyszedł z komnaty.

Tymczasem na dziedzińcu zamkowym trwały przygotownia do nocnych patroli, mających przeszukać teren i jak miano nadzieję odnaleźć tajemniczego leśnika i trójkę zbiegłych najemników. Żołnierze jeździli po terenie należącycm do Seaverów przeczesując lasy, sioła i chutory. Narobiono rabanu, ale mimo poszukiwań nie udało się odnaleźć żadnego z nich.

Reaver Rest i okolice ranek-popołudnie, 19 d/2 m-c/212 AL


Drugiego dnia turniej zaczynał się od rana, najpierw odbyła się krótka parada tych, którzy przetrwali poprzedni dzień. Odnowiono przysięgi toczenia walk według zasad sztuki rycerskiej. Siedzący na podwyższeniu Lord Simon, nie wyglądał na zadowolonego.
-Dzisiaj cieszmy się zakończeniem turnieju - powiedział do rodowców siedzących najbliżej niego -Jutro ... jutro zajmiemy się zbliżającą burzą -.

Tym razem tłum był jeszcze większy. Chłopi obserwowali starcia z daleka, ale na trybunach i wokół nich ustawili się rycerze, wolni i żołnierze, każdy chcący być świadkiem, walk które wyłonią zwycięzcę. Najlepszego żołnierza tego turnieju. Mężczyźni komentowali zdolności walki, każdego z uczestników. Często dało się słyszeć wymieniane między sobą "dobre rady" i wskazywanie błędów, jakie popełniali uczestnicy. O dziwo najczęściej w ustach osób, które albo nie brały udziału w turnieju, albo odpadły na wczesnych etapach.

Po pierwszych paru gonitwach jasne stało się, że uczestnicy prezentowali wyższy poziom niż wczoraj. Walki były bardziej zaciekłe. Więcej osób lądowało razem ze swoim przeciwnikiem na ziemi, aby kończyć walki przy użyciu miecza. Tłumy skandowały, a wśród tego pokazu męstwa dało się zapomnieć o wszystkich troskach. Przynajmniej na jakiś czas. Pojawienie się na arenie Craiga Caldwella wywołało entuzjastyczną reakcję wśród zebranych strażników i żołnierzy Seaverów. Miejscowi nadal mieli swojego faworyta w grze. W pierwszym tego dnia starciu stanął naprzeciwko starszemu sędziemu rodu Reinów. Rycerz mimo tego, iż był łysy, a jego brodę pokrywała siwizna, okazał się we wcześniejszych walkach groźnym przeciwnikiem. Caldwell zauważył jednak jego słabość, w kierowaniu koniem i miał nadzieję to wykorzystać. Po pierwszym przejeździe to Craig znalazł się w lepszej pozycji. Nie zdołał jednak zrzucić przeciwnika. Jednakże tłum skandował jego imię. Podczas drugiego przejazdu były raubritter zdołał wykorzystać słabość swojego przeciwnika, trafiając go idealnie w pierś i zrzucając na ziemię. Wywołało to wiwaty i kolejne zakłady stawiane na miejscowego mistrza. Gylbert Prester w swojej walce po trzecim przejeździe został zrzucony na ziemię. W ostatniej z 16 par został Adden Snow i Reynard Tarbeck. Obaj prezentowali jeden z najwyższych poziomów w turnieju, walka więc wywoływała duży entuzjazm tłumu. Walka stała na naprawdę wysokim poziomie. Obaj uczestnicy raz po raz trafiali siebie, w dobrym stylu. Po jednym z przejazdów minimalna przewaga Ser Addena stopniała i wydawało się, że przed ostatnim przejazdem zwycięży Tarbeck. Jednakże właśnie wtedy kolejne uderzenie lancy Snowa wytrąciła go z siodła i Reynard znalazł się na ziemi. Został podniesiony przy pomocy sług, ale mimo swojej przegranej zebrał spore brawa za zebranych. Po kolejnych rundach walk okazało się, że to samej finałowej walki dostali się Craig Caldwell i Adden Snow. Ten pierwszy w obu przypadkach został uznany zwycięzcą dopiero przez sędziów. Drugi dwa razy zrzucał swoich przeciwników z siodła. Napięcie sięgnęło zenitu, co sprytnie zostało wykorzystane przez mistrza ceremonii, który zarządził przerwę. Tłum gęstniał z każdą chwilą. Wszyscy pragnęli zobaczyć ostatnią walkę między miejscowym a przybyszem.
-Zachód kontra Północ - dało się słyszeć szepty niektórych. Po stawianych zakładach dało się również wyczuć, że większość pragnęła, aby to pochodzący i mieszkających w tych stronach Ser Craig zwyciężył. Niektórzy po prostu dlatego, że go znali. Inni pragnęli udowodnić, że zachód potrafi wyprodukować najlepszych rycerzy w Siedmiu Królestwach.
-Caldwell! Caldwell! - dało się słyszeć ze wszystkich gardeł gdy przeciwnicy stanęli naprzeciwko siebie. Ten pomachał tłumowi, ciesząc się z tego zainteresowania. Większość miejscowych dam również wiwatowała, być może mając nadzieję, że rycerz je ukoronuje "Królową Miłości i Piękna". Tymczasem baza kibiców Snowa znacznie się skurczyła, a oprócz rycerzy, których pokonał jedyną osobą, która chyba naprawdę pragnęła jego zwycięstwa była Eleanor. Nawet jej siostra, obserwowała teraz walkę raczej jako neutralny obserwator.

Na dźwięk trąb obaj rycerze ruszyli na siebie. Kopia ser Craiga przeleciała obok Snowa, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Jego przeciwnik trafił go w tarczę, z trudem, bo z trudem czując ból w ręce Caldwell utrzymał się w siodle. Gdy dojechał na swój koniec pola odrzucił tarczę, która uderzając o ziemię rozpadła się na pół. W drugim przejeździe obaj przeciwnicy trafili siebie, nie czyniąc zbyt dużej krzywdy. Na półmetku o ile Craig zbyt lekko trafił swojego przeciwnika, to tego ponowne uderzenie sprawiło, że kolejna tarcza piastuna Mildrith stała się bezużytecznym kawałkiem żelastwa. Po tych trzech przejazdach zarządzono przerwę. Na razie żaden z przeciwników nie zdołał zrzucić drugiego, ale dwie tarcze leżące na ziemi po stronie Caldwella, nie najlepiej świadczyły o szansach rycerza.
-Musi zrzucić bękarta z konia - usłyszeli przebijający się przez ciżbę głos Fowlera. -Tylko wtedy wygra-.

Tymczasem Caldwell czuł odrętwienie ogarniające jego rękę. Ser Adden wykorzystywał swoje doświadczenie, aby raz za razem uderzyć w to samo miejsce. Mimo zbroi Craig wiedział, że walka skończy się dużymi sińcami. Po krótkim występie bardów i uprzątnięciu areny, przeciwnicy ponownie stanęli naprzeciwko siebie. W kolejnym przejeździe obaj rycerze mieli problem, aby po trafieniu utrzymać się w siodle. Craig trafił dobrze w zbroję swojego przeciwnika wgniatając ją i utrudniając lekko ruchy rycerza z północy. Był pewien, że zdoła go tak ponownie trafić. Teraz powinno być już łatwiej i wykorzystując to, zrzucić go z siodła. Ruszyli do przedostatniego przejazdu. Konie sapały, tłum ryczał z radości. Kopia Caldwella trafiła dokładnie tam gdzie chciał ... a przynajmniej powinna! Ryzykując Snow w ostatniej chwili pochylił się i zamiast uderzyć w osłabione miejsce Craig trafił w napierśnik. Po chwili poczuł uderzenie lądujące na jego lewym barku ... Poczuł, że wychyla się coraz bardziej. Nad oczami zobaczył niebo i przelatujące drzazgi z lancy jego przeciwnika. Poczuł uderzenie gdy wylądował na piasku pola turniejowego. Tłum zamilkł, słudzy przybiegli, aby pomóc wstać Caldwellowi, po krótkiej chwili jednak rozległy się oklaski dla zwycięzcy, a gdy leżący na ziemi rycerz został podniesiony, również dla pokonanego. To była dobra walka i Caldwell nie mógł mieć sobie nic do zarzucenia. Zaszedł wszakże bardzo wysoko ...

Ser Adden zrzucił hełm, jego długie włosy rozwiał wiatr, gdy w pełnym galopie odebrał od swojego giermka przygotowaną wcześniej koronę z kwiatów. Nie zwracając uwagi, ani na tłum, ani na wiele panien, które chyba nagle zechciały zdobyć jego uznanie pojechał w stronę trybuny. Zwolnił lekko przy centralnej części trybuny, rzucając krótkie spojrzenie Mildrith i Seathanowi. Zatrzymał się tuż przy zdziwionej Eleanor
-Pani ... - powiedział wyciągając laur, który widać teraz, że został złożony z różnokolorowych dzikich róż -Czy zechcesz przyjąć z moich rąk koronę Królowej Miłości i Piękności? - dziewczyna otworzyła usta, ale chyba nie zaufała swojemu głosowi. Wyglądała na całkowicie zaskoczoną, być może nawet przytłoczoną tą chwilą. Skinęła jednak głową, spuszczając swój wzrok w dół, pozwalając rycerzowi nałożyć wieniec na swoją głowę. Odbyło się to wśród części szczerych uśmiechów, sporadycznych żartów, oraz zawistnych spojrzeń rzucanych przez inne panny.

Kilka minut później odbyło się wręczanie nagród, co ciekawe w imieniu ser Addena nagrodę odebrał młody Callor Velaryon, zaś Gareth Brynn zrobił to w imieniu ser Caldwella, którego jednak nieobecność łatwo było wytłumaczyć zabiegami, jakim poddał go Maester Trevyr. Choć poobijany były raubritter, mógł być z siebie dumny.

Turniej oficjalnie dobiegł końca, ludzie zaczęli się rozchodzić.
-W końcu - stwierdził Lord Simon do rodowców -Przynajmniej tą część uroczystości możemy zamknąć. Mam nadzieję, że nasi goście szybko rozjadą się ... w pokoju, a my będziemy mogli zająć się bardziej palącymi sprawami- podniósł się ze swojego miejsca chcąc wrócić na zamek.
-Ser Hortonie, zajmiesz się oczywiście przygotowaniami, aby wyjazdy naszych gości odbyły się odpowiednim porządku ... Seathanie zajmij się twoją siostrą - powiedział rzucając krótkie spojrzenie najmłodszej Eleanor -Nie chcę aby coś głupiego strzeliło jej do głowy - po tych słowach w towarzystwie swoich strażników opuścił lożę ...

Zbliżała się pora obiadowa, ale dzień był jeszcze dość młody ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline