Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2016, 13:02   #23
Corrick
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
Gdy Pierwszy Syn dotarł do sali treningowej, Phandel już na niego czekał. Aeriel, nawet na niego nie spojrzawszy, zrzucił płaszcz i koszulę, odpiął miecz od pasa i zdjął ze ściany atrapę. Zważył ją w dłoni, lekko podrzucił i zaszczycił siostrzeńca spojrzeniem.
- Wybierz sobie broń. - rzucił, wypróbowując wyważenie atrapy. Była dobra, zauważył z uśmiechem.
- Jak sobie życzysz, wuju. - Powiedział bez przekonania młody mężczyzna i sam zdjął i odwiesił swój płaszcz na bok. Phandel podszedł do stojaka na broń i wybrał rapier, stanął na przeciw Pierwszego syna i przybrał obronną postawę.
Widząc to, Aeriel tylko się uśmiechnął i natarł wysokim cięciem po którym przeszedł do półobrotu. Młodemu drowowi udało się sparować cios, choć lekko zdrętwiała mu ręka od uderzenia. Pierwszy Syn w tym czasie wirował, spychając Phandela coraz dalej i dalej, w stronę ścian. W pewnym momencie Aeriel zatrzymał obrót, ciął z wysokości biodra, zmuszając czarodzieja do cholernie niewygodnej parady… po której odpowiednik Śpiewu pomknął w stronę gardła młodszego drowa. Starszy Olathkyuvr zatrzymał jednak ostrze o cal od grdyki sparingpartnera i rzekł: - Nie cofaj się ciągle. Atakuj. - po czym odwrócił się i stanął na środku pomieszczenia.
Przyjął postawę defensywną, okrążając Phandela kołem. Ostrze trzymał lekko uniesione przed sobą, a prawą rękę schował za plecami. Po chwili, gdy przeciwnik nie atakował, zatrzymał się i zaczął krążyć w drugą stronę. - Nie przyglądaj się zbyt długo. Byłbyś już martwy, gdyby to była prawdziwa walka. Wypatrz lukę, choćby najmniejszą i zaatakuj. - odsłonił się, prowokując młodego drowa, który od razu skoczył z pchnięciem. Aeriel z uśmiechem na twarzy zawirował i uniknął tego ataku, po drodze sprzedając mu plaska w tył głowy.
- Nie odsłaniaj się tak. Stracisz wtedy życie. - warknął, odskakując od młodszego sparingpartnera. Wyrzucił miecz przed siebie, chcąc sprawdzić refleks młodzieńca. Zdążył. Stanął i rozłożył ręce szeroko. - Śmiało, atakuj. - zachęcił czarodzieja. Gdy tylko ten wyszedł z długim, mocnym pchnięciem, Pierwszy Syn był już nad nim, wykorzystując insygnia do lewitacji. Opadł całą swą masą na przeciwnika, przygniatając go do ziemi.
- Dlaczego nie wykorzystujesz swoich atutów, co? - warknął, uderzając go pięścią w policzek. Wstał, chcąc ochłonąć. Szybko jednak odwrócił się i rzucił małą ognistą kulką w stronę czarodzieja. Pocisk przemknął jednak kilka centymetrów przed jego nosem, bo ten wykazał się odrobiną zręczności (i pewnie dużą dozą szczęścia…). Aeriel natarł wściekle, nie dając Phandelowi chwili na zebranie myśli. Pierwszy Syn związał ich ostrza w cięciu, wywinął młyńca i szarpnął na zewnątrz, wyrywając broń młodszemu oponentowi. Starszy Olathkyuvr odepchnął siostrzeńca i odszedł kilka kroków od niego.
- Dlaczego nie wykorzystujesz swoich atutów? Powinieneś połączyć walkę z magią, przeplatać te dwa elementy. Wtedy nie będziesz potrzebował żadnej niańki na polu bitwy, a staniesz się jeszcze potężniejszy. - warknął Aeriel, spoglądając groźnie na Phandela.
- Wuju - mężczyzna łapał oddech - lepsze wyniki osiągam gdy mogę użyć do moich inkantacji obu rąk.
- Siostrzeńcze…
- pokręcił głową Pierwszy Syn. - Ja do trudniejszych, bardziej zaawansowanych zaklęć używam obydwu rąk. Ale w czasie walki chodzi o zaskoczenie przeciwnika, wytrącenie go z równowagi. Do tego wystarczą proste inkantacje, wręcz sztuki. Spróbuj. - powiedział, podnosząc broń do pozycji gotowości. - Trzymaj ostrze jakbyś chciał atakować, a drugą ręką wyzwól magię. - poinstruował go.
Zasapany, młodzik pokiwał głową i zaczął od nowa. Tym razem prócz obrony ciskał ku Pierwszemu synowi kule kwasu i płomieni.
Aeriel starał się uniknąć wszystkich magicznych pocisków, które wysyłał w niego Phandel, co jakiś czas posyłając mu swoje “argumenty”. Nacierał bardziej zdecydowanie, starając się zepchnąć młodego drowa do głębokiej defensywy. Jednak po kilku minutach takiej magicznej szermierki, stanął na środku pokoju.
- Czujesz teraz różnicę, Phandelu? - zapytał czarodzieja.
Phandel opierał dłonie o kolana i ciężko łapał oddech.
- Zaiste Wuju… to było bardzo… pouczające.
- Poćwicz więc to jeszcze. Spotkamy się tutaj za dwa cykle, chciałbym zobaczyć postępy.
- spojrzał na młodego drowa znaczącym spojrzeniem. - Tymczasem, czekaj na moje wezwanie w sprawie ósmego domu.
Phandel skłonił się nisko i pospiesznie opuścił salę.

Jakiś czasu później, tego samego cyklu, Pierwszy syn otrzymał informację, że spotkanie z Aleanviirami zostało już dogadane. Ma odbyć się w jednym z opuszczonych kompleksów, należącym dawniej do jakiejś upadłej już rodziny - w sumie typowe miejsce konspiracyjnych spotkań. Aeriel miał jeszcze jakieś dwie godziny.
Pierwszy Syn postanowił przywołać jeszcze raz do siebie swych poruczników oraz Phandela i poinstruować ich ponownie.
- Pamiętajcie, że chcemy pozyskać jak największą liczbę ich żołnierzy. Musimy grać głupa, ale negocjować twardo. Phandelu, odpowiadasz za magów. Oczywiście, możesz liczyć na trochę mojego wsparcia, ale kiedyś musisz stać się samodzielny. Teylanno, w twojej gestii leży powiększenie twego oddziału. Chyba nie muszę Ci przypominać, jak wielki to prestiż? - spojrzał na kobietę z ukosa. - Zabieramy tylko minimum broni. To ma być spokojne spotkanie, zrozumiano?
Wszyscy zgodnie przytaknęli, każdy wiedział co ma robić. Kiedy nastała pora, konspiratorzy ruszyli na wyznaczone miejsce spotkania.


Zrujnowany dom

Olathkyuvrowie zostali zatrzymani przez dwóch wojowników, kiedy Dirig wypowiedział umówione hasło, przedstawiciele Dziewiątego domu zostali przepuszczeni do środka.
We wnętrzu, które przed wiekami musiało być jadalnią, znajdowało się jakieś trzydzieści mrocznych elfów. Przynajmniej jedną trzecią stanowiły kobiety. Większość z nich dość młodych, na pewno poniżej setki. Jednak jedna z nich wyglądała dojrzało, siedziała między czterema postawnymi wojownikami i dwoma mężczyznami ubranymi w tuniki czarodziei. Od pierwszej chwili nie unikało wątpliwości, że to z nią należy rozmawiać.




Drowka siedziała na prowizorycznym stołku ustawionym przy ogromnym kamiennym blacie, który był co prawda pęknięty w wielu miejscach, ale wciąż mógł sprawować swoją podstawową funkcję.
- Siadajcie proszę. - powiedziała wskazując podobne siedziska ustawione po przeciwległej stronie stołu. - Wasz człowiek poinformował nas, że macie dla nas jakąś propozycję. Słucham więc, mężczyzno.
Olathkyuvr usiadł naprzeciw drowki, dając znak Teylannie, by uczyniła to samo.
- Owszem. Chodzą pogłoski, że dom, dla którego pracujecie, popadł w niełaskę… i zaatakował bez pomyślunku. Nie muszę wam chyba wyjaśniać z czym się to wiąże? - rzucił retorycznie. - Mam więc propozycję, która pomoże wam zachować życie. Propozycję, która pozwoli wam okryć się chwałą pod rządami Opiekunki Dziewiątego Domu… - zamilknął na chwilę, oczekując reakcji kobiety.
Kobieta wymieniła wymowne spojrzenia z towarzyszącymi jej mężczyznami.
- Załóżmy czysto teoretycznie, że w tych pogłoskach jest jakieś ziarno prawdy - zaczęła kobieta - jaką mam gwarancję, że wasz dom nie wyrżnie nas wszystkich by przypodobać się Radzie?
- Po pierwsze, jeśli załatwimy to teraz, po cichu, traktuję to jako nowy nabór żołnierzy. Po drugie, żadne z was nie jest chyba szlachcicem, nie? -
zapytał z lekko kpiącym uśmieszkiem na twarzy. - Więc nic nie łączy was z tym domem poza pieniędzmi. A nie oszukujmy się, Opiekunka Dziewiątego Domu nie uszczupli celowo swojej armii. - było to wierutne kłamstwo, bowiem Aeriel wiedział jak Matka podchodziła do żołnierzy…
Kiedy Aeriel wspomniał o szlachectwie, kilka postaci w różnych miejscach poruszyło się. Przedstawicielka dezerterów jednak nie mrugnęła nawet okiem.
- A jak to sobie wyobrażacie z technicznego punktu widzenia? Tak nagle, przejdziemy sobie przez miasto i zapukamy do waszych drzwi?
Pierwszy Syn Olathkyuvrów tylko się zaśmiał.
- Jak? Normalnie! Tak, jak rekrutuje się żołnierzy. Przychodzicie, testujemy co jesteście warci, dostajecie pierwszy żołd i służycie Dziewiątemu Domowi. - skinął na Teylannę, by nieco go wsparła.
Teylanna wydęła lekko usta w odpowiedzi na gest Pierwszego syna, po czym zwróciła się do kobiety Aleanviirów.
- Jeśli niepokoi cię bliskość mężczyzn kobieto - zaczęła bardzo uprzejmym tonem - to mogę cię zapewnić iż wszystkie będą służyć pod moją komendą, żadnych mężczyzn kręcących się pod nogami. No chyba że któraś woli koszary samców…
Aleanviirka przyjrzała się Teylannie.
- Same kobiety mówisz?
Teylanna pokiwała głową. Aleanviirka spojrzała na swoich towarzyszy po czym przeniosła wzrok na Aeriela. - Potrzebujemy to przedyskutować, czy zgodzicie się zaczekać na zewnątrz?
Olathkyuvr spojrzał na kobietę twardym wzrokiem. - Chciałbym, abyście byli świadomi potencjalnych konsekwencji. Proponuję wam wyjście żywym z całej sytuacji, którą zgotowała wam nieporadność waszego Domu. - mówiąc te słowa wstał i odwrócił się na pięcie. - Macie pół godziny. - i wyszedł wraz ze swoją świtą.

Przedstawiciele Dziewiątego domu musieli czekać niemal równe pół godziny. Kiedy zaproszono ich ponownie do sali, na podłodze leżało kilka świeżych trupów. Drowka z, którą wcześniej rozmawiali, miała krwawą szramę na policzku, aczkolwiek jej twarz emanowała teraz takim samym spokojem, jak poprzednio.
- Dziękuję za waszą propozycję, którą w imieniu naszej grupy, przyjmuję.
Aeriel tylko spojrzał na leżące na podłodze ciała i pozostałych przy życiu. Miał tylko nadzieję, że znajdą się wśród nich magowie…
- Miło mi to słyszeć. - uśmiechnął się krzywo. - Widzę, że większość z was zmądrzała. - spojrzał na ciała. - Skoro mamy wszystko ustalone, dokonam teraz krótkiej prezentacji. Ja jestem Pierwszym Synem domu Olathkyuvr, czego pewnie zdążyliście się domyślić. Sprawuję pieczę nad wojskiem. Stojąca obok mnie Teylanna dowodzi siłami kobiecych wojowniczek. - skłonił lekko głowę, oddając im szacunek. - Phandel jest przedstawicielem magów. - skinął na młodego drowa. - Zaś Dirig, który się z wami skontaktował, jest jednym z moich poruczników. Ocena waszych zdolności będzie sprowadzała się do trzech rzeczy. Zdolności bitewne, dyscyplina, zdolności specjalne. - omiótł wzrokiem zebranych i przeliczył ich szybko.
O ile oczy nie płatały Pierwszemu synowi figlów, mrocznych elfów było teraz czterdzieści sześć, nie licząc martwych, jak by nie patrzeć, więcej niż wcześniej.
Kobieta powoli kiwnęła głową.
- Jestem Arachena… - zawiesiła się - Arachena, służka Pajęczej Królowej. Jest wśród nas dwóch czarodziejów oraz dwóch adeptów, których udało nam się wyciągnąć z akademii, podobnie jak trzy moje córki. - dodała. - Reszta, to jest dziewięć kobiet i mężczyźni, służyli w domowej armii, na różnych pozycjach.
Aeriel uśmiechnął się krzywo.
- Witaj, Aracheno, kapłanko Dziewiątego Domu. - skłonił głowę, przypieczętowując tym samym ich umowę. - Miło mi powitać Cię w naszych szeregach. - zwrócił się do pozostałych. - Witajcie wszyscy, nowi członkowie Domu Olathkyuvr! - lekko skłonił głowę. - Udajmy się teraz do koszar, gdzie ocenimy waszą przydatność.
 
Corrick jest offline