Ribe było jedynie częściowo uśpione. Część portowa rozbrzmiewała przyciszonymi rozmowami w różnych mowach. Kupcy i miejscowi handlarze siedzieli przy ogniskach lub tymczasowych namiotach wymieniając się opowieściami, grając i stawiając zakłady. Tam gdzie wspólna mowa nie łączyła zebranych, dostrzec było można więcej gestów i pozowania. Mimo to brak wspólnego języka nie przeszkadzał w komunikacji. Głosy ludzi i śmiechy niosły się po wodzie. Gdzieniegdzie słychać było cichą muzykę i śpiewy. W tej części Ribe życie nie zamierało lecz toczyło się swoim trybem.
Gdyby ktoś z przyjezdnych zdecydował się jednak na spacer po pozostałych częściach osady zobaczyłby nieco odmienny obraz. Spalona część Ribe została częściowo uprzątnięta wspólnymi siłami mieszkańców i niewolnych. Wzmocnione straże pilnowały wschodniej części dzień i noc, szczególnie uważnie śledząc okoliczne lasy, z których drzewa na odbudowę domów poczęto zwozić, a cieśle swoje kozły porozkładali. Na oczyszczonym z pogorzeliska, błota i śniegu placu ziemi widać było porzucone proste narzędzia do ociosywania i wygładzania drzew. Powietrze niosło ze sobą zapach resztek pożogi przeplatanej zapachem świeżo ściętych pali.
W dalszej części osady straże przechodziły pomiędzy ciasno przytulonymi do siebie chatami o sięgających nisko strzechach by za chwilę powrócić na główne ulice - drewniane, szerokie podesty, ułożone na palach. Ich kroki przynosiły spokój i ukojenie nie tylko pokrzywdzonym przez pożar ale i tym mieszkańcom, którzy pogorzelcom zapewniali opiekę i dach nad głową.
Gdzieś zapłakało dziecko zbudzone głuchym dudnieniem kroków wartowników, w oddali szczeknął pies broniący czujnie terytorium swych właścicieli.
Przy jednej z chat siedziała dwójka staruszków, co spać nie mogąc, usiadła na zewnątrz opatulona w skóry, cicho szeptając miedzy sobą.
Idąc dalej mijało się chatki rzemieślników - proste ziemianki, pozawierane na czas nocy. Na czas przyjazdu kupców jeno kuźnia i pracownia złotnika otwarte były do późna. To tu można było dokonać podziału kruszcu, przetopić srebrne ozdoby i przyrządy na płaty, by płacić nimi. Tu również można było złożyć zamówienia lub sprzedać i wymienić broń.
Jeszcze dalej poza gęstymi zabudowaniami, w niewielkim magazynie leżały ciała tych, którzy drugiemu najazdowi się sprzeciwiali i w ogniu nie poginęli. Niewolni pogrzebani już byli w zwykłych dołach ziemnych. Zwęglone zwłoki również już poświęcono ziemi, a groby oznakowano kamieniami. W pomieszczeniu pozostały ciała obrońców: Eggnira, Rune i innych. Obmyto ich już i złożono tu w chłodzie, by przeczekali czas, jaki tkaczki z osady potrzebowały na przygotowanie dla nich szat. W kącie magazynu stał również stół z bronią, ostrzałkami, tarcze oparte obok były. To tu szykowano wyposażenie wojów na ich podróż w zaświaty i to właśnie to miejsce wskazał Volundowi Bjorn.
Tymczasem zmarłymi opiekowała się Nott...
W halli jednak życie wciąż nie ustawało. Karl Sighvart skończywszy z Sigrun, schodził właśnie na dół, szukając wzrokiem aftergangerów, gdy z daleka dostrzegł volvę zdążającą w jego kierunku. Tej jednak drogę zagrodziła Ljubow rzecząc:
- Gdy czas będziesz mieć, wiedząca, pomówić musimy. - Rusinka spięta była i niespokojna.
- Zrobiłem, co mogłem - rzekł karl zaś gdy w końcu z volvą się zrównał -
Obrazy przeżyć wytłumiłem. A takoż Leiknara postać, miast tego poukładałem tak wspomnienia by najważniejsze były takowe co z jarlem związane. Dziewka wspomnienia ujęcia przez potomków Lokiego ma zamknięte, jako i Ty. - tłumaczył Sighvart z kwaśną miną. -
Gdzie Freyvind i chłopiec?
Na pytanie volvy o Słoneczko odparł:
- Na górze została z niewolną.
Bjarki i Karina zaś wrócili z dwójką hebanowych sług, niosących tobołki i niewielkie paczuszki. Navarrka zaś trzymała przed sobą jeszcze pleciony kosz.
Karina ruszyła na ich zwykłe miejsce by do spoczynku się szykować, zaś godi poprowadził sługi ku Freyvindowi:
- Wymiany dokonałem, panie. Daliśmy kupcowi skrzynkę kamienia białego, sześć futer listów, trzy miecze, kilka metrów tkanin na czerwono i błękitno barwionych. Bardzo się targował, więc jeszcze dwa sznury wielokolorowych koralików dorzuciliśmy i kilka dzbanów. Karina za to wzięła od niego owoce jakoweś. - skrzywił się niemiłosiernie. -
Gdzie niewolnych chcesz by umieścić?